X
Minęło już kilka dni od zniszczenia Tatooine, a Luke stawał się coraz bardziej zaniepokojony. Wizje cierpiącej Leii prześladowały go coraz częściej, w dodatku przeplatały się z innymi, w których widział Shayley, zchwytaną i bezbronną, bądź klęczącą przed imperatorem i przysięgającą mu posłuszeństwo. Nie mówił o tym padawance, widział że jest przerarzona o wiele bardziej niż to okazywała. Zkupiał się na tym by nauczyć ją jak najwięcej, żeby przygotować ją na najgorsze, tak na wszelki wypadek.
Mniej więcej tydzień po zniszczeniu Tatooine Shayley przybiegła zaniepokojona do LukeA, który akurat był w sterowni i pilotował ich statek.
– Mistrzu, widzisz to co ja – zapytała. – Ściga nas jakiś statek…
– Wiem Shayley, wiem – przerwał jej. – Usiłuję go zgubić. Wiem tylko jedno. To nie jest Vader, co nie oznacza że nie musimy mieć się na baczności..
– Gdzie lecimy w ogule – zpytała Shayley, widząc na tablicy kątrolnej wspórzędne jakiejś planety.
– Na Endor – odpowiedział spokojnie Luke. – Mam nadzieję, że dolecimy tam bez towarzystwa. –
Shayley podeszła do niego blizko, tak że musiał spojrzeć jej w oczy.
– powinnaś iźć odpocząć – odezwał się z troską. – Widzę jak wyglądasz. Jesteś zmęczona.
– to nie ważne – odezwała się pewnie. – Nie zostawię cię tu samego razem z nim. –
Mówiąc to wskazała na kropkę będącą ścigającym ich statkiem.
– Dasz mi trochę popilotować – zapytała, gdy Luke na jej słowa tylko westchnął cicho. Shayley wiedziała że coś go gnębi i była wściekła na siebie że nie potrafi mu pomuc. Postanowiła robić wszystko żeby tylko odwrócić jego uwagę od tych udręk.
– Jeszcze nie – odparł. – Kiedyś ci pokażę, obiecuję. Jeśli chcesz usiądź tutaj i patrz. –
Posłuchała go i usiadła obok niego, przyglądając się z wielką uwagą temu co robi.
– zastanawia mnie jedno – odezwała się po jakimś czasie. – Dla czego ten statek do nas nie strzela. Może to jednak sojusznik?
– Nie byłbym tego taki pewien – odparł Luke. – Ktokolwiek nas ściga emanuje silną mocą, to nie może być nikt z rebeliantów, nie latają przecież takimi tie myśliwcami. Poza tym, wśród nich tylko ty i ja jesteśmy wrażliwi na moc, chyba że… –
Urwał nagle, jakby doznał jakiegoś olśnienia.
– Leia – szepnął cicho.
Shayley położyła mu rękę na ramieniu. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, wszystko sobie nawzajem zaprzeczało.
– Myślisz że to Leia – zpytała cicho. – Leia i tie myśliwiec… Wygląda na imperialny.
– Nie wiem – przyznał Luke. – Do puki tego nie sprawdzimy nie będziemy wiedzieć. –
Nagle w jego myślach odezwał się jakiś głos. Luke był do tego przyzwyczajony. Nie raz słyszał już głos Obiwana Kenobiego udzielającego mu rad, lecz to nie był tym razem jego głos. Był to głos kobiecy, lecz słowa które wypowiedział były młodemu Jedi dobrze znane:
– Uważaj Luke. Uważaj… –
Brzmiał delikatnie i łagodnie, lecz dźwieczał w nich jakiś ukryty smutek. LukeA bardzo ten głos poruszył.
– Co się dzieje? – zapytała Shayley. – Co…
– Słyszałęm głos – odpowiedział Luke. – Poraz pierwszy… Ostrzegał mnie przed czymś. To był głos kobiety… Młodej kobiety.
– Leia… – Shayley zniżyła głos do szeptu.
– Nie, to nie Leia – odparł Luke.
Pod wpływem impulsu złapał padawankę za rękę.
– Ten głos był inny niż Leii. Łagodny, nabrzmiały jakimś dziwnym uczuciem, ale bardzo smutny… –
Shayley ścisnęła jego rękę.
– Zkoro cię ostrzegł, powinieneś w takim razie uważać – odezwała się cicho.
Luke uwolnił rękę z jej uścisku.
– Jeśli ten kto nas ściga nie wykazuje wrogich zamiarów, to może wie co stało się z Leią – powiedział bardziej do siebie.- Jeśli wpadniemy przez to w półapkę, to zdałaś test na czujność Shayley.
– wolałabym żebyś to ty miał rację – odpowiedziała ponuro.
3 replies on “rozdział 10”
Ciekawe czyj to był głos…
No cuż. zobaczymy co zrobi luke.
Ja Cie, jakie to wciągające.