XI
Planeta Endor była jedną z wielu planet jaką Shayley widziała. Gdy wylądowali na jej księżycu zapadał już zmrok. Niczym cień zjawił się również imperialny tie myśliwiec, który tak wytrwale ich ścigał.
– zachowaj spokuj – Szepnął Luke do padawanki, obserwójąc w napięciu jak owiewka myśliwca odsówa się, a z kokpitu wyskakuje młody człowiek, nie wiele starszy od LukeA i zbliża się w ich stronę.
– Mistrzu… – Głos Shayley cicho drżał. – a co jeśli źle robimy, jeśli to pułapka?
– Cokolwiek by się działo trzymaj się blizko mnie – odszepnął. Emanował spokojem i pewnością, która jednak nie graniczyła ani trochę z zuchwałością. Shayley czując to uspokoiła się nieco.
– trzymaj się blizko, chyba że powiem inaczej – odezwał się znowu Luke, chcąc ukoić strach i niepokuj padawanki charakterystyczną dla jedi modulacją głosu. Podziałało. Shayley odetchnęła głęboko i zkinęła głową na znak zrozumienia.
Nieznajomy tym czasem podszedł do nich. Miał na sobie czarną szatę, a u pasa zawieszony był miecz świetlny. Shayley wiedziała już bardzo dobrze że to nie szturmowiec, lecz czy to oznacza że nie mają kłopotów… Tego już nie wiedziała.
– Ty jesteś Luke Skywalker prawda – odezwał się nieznajomy patrząc wprost na LukeA, który tylko przytaknął w milczeniu, patrząc ze spokojem i czujnością na stojącą przed nim postać.
– Dla czego za mną leciałeś – zapytał ostrożnie, nakazując Shayley wycofać się niezauważalnie, jakdyby była przypadkowo spotkaną osobą, a nie jego padawanką.
– Z prostego powodu. – Nieznajomy wsparł ręce na biodrach. Ani razu nawet nie spojrzał w stronę Shayley, więc nie zauważył nawet jak się oddala, patrząc z niepokojem i niemym pytaniem na LukeA.
– Z jakiego – zpytał Luke, wysyłając krutki impuls Shayley, nakazując jej trzymać się jak najdalej, chodź jeszcze chwilę wcześniej kazał jej trzymać się blizko niego.
– Wiem co się stało z twoją siost!rą – odparł nieznajomy. – Mało tego, wiem gdzie ona jest. Doprowadziłbym cię do niej. –
Serce LukeA drgnęło nagle. Wiedział że musi być ostrożny i nie ufać byle komu, jednak w słowach tajemniczego człowieka wyczuł prawdę. Ten ktoś wiedział gdzie jest Leia i mógł go do niej doprowadzić, bez względu na to co stałoby się potem. Luke wiedział że tym razem pomógłby siostrze, jednak pozostawała jeszcze jedna myśl. Shayley. Czy pozwolić jej wyruszyć z sobą, oile zdecyduje się zaufać nieznajomemu, czy pozostawić ją tutaj, w bezpiecznym miejscu, by na niego czekała, a jeśli on sam nie wróci, kto wtedy się nią zajmie, na kogo wtedy powinna czekać…
Tych myśli bbyło zdecydowanie za dużo jak na jeden raz.. Chcąc zyskać nieco na czasie Luke zadał jedno z dręczących go pytań:
– kim jesteś z koro wiesz takie rzeczy? Służysz imperium?
– Służyłem – odparł wymijająco. – To teraz nie ma znaczenia. Twoja siostra nie ma za wiele czasu, jest już u kresu wytrzymałości. –
Luke nagle przypomniał sobie swoje wizje, które dręczyły go co noc. Pokrywały się z tym co mówił nieznajomy. A zatem jeśli to prawda, musi zaryzykować i wyruszyć na ratunek siostrze, chodźby miałby się chwylowo zprzymierzyć z wcieleniem samego zła. Popatrzył nieznajomemu w oczy poczym odezwał się, ważąc każde słowo:
– w takim razie przyjmuję twoją pomoc.
One reply on “rozdział 11”
Biedny luke wpadł w kłopoty.