XVI
Luke Skywalker zszedł spokojnie z trapu swojego myśliwca. Czuł obecność Vadera i co najważniejsze, obecność siostry. Wyczuwał jej cierpienie, jednak po upewnieniu się że to na pewno ona zamknął się na nie, postanawiając skupić się na jej uwolnieniu.
Shayley Starlightt nie odstępowała go ani na krok. Miała dziwne przeczucie że widzi go poraz ostatni. Szli oboje ramię w ramię, prowadzeni przez swojego tajemniczego przewodnika, któremu Shayley do tej pory nie ufała. Gdy znaleźli się kilka metrów od gwiezdnego niszczyciela, luke nagle zatrzymał Padawankę i położył jej dłoń na ramieniu.
– Shayley – odezwał się cicho. Jego głos był miękki, a ręka spoczywająca na jej ramieniu rzyczliwa i ciepła. – Uznałem że już wystarczająco dużo umiesz. Przez cały czas naszego lotu tutaj obserwowałem twoje postępy i ćwiczenia. Dla tego uważam że nie jestem już…
– Moim mistrzem – dokończyła Shayley. Słowa same jej się wyrwały. Luke spojrzał na nią tak, jak jeszcze do tej pory nigdy nie patrzył. W jego oczach widniała szczera, teraz już nie zkrywana pod maską spokoju i opanowania zwyczajna, braterska miłość. Myśleli jednocześnie to samo i rozumięli się bez słów. Luke czuł to. Kochał Shayley jak młodszą siostrę, był jej opiekunem. I teraz, na krutko przed tym jak mięli razem rzucić się w wir walki i niebezpieczeństw chciał to jej pokazać.
– To jest nasza siła, Shayley – szepnął, a ona poczuła, jak pod wpływem tego czułego spojrzenia topnieje jej serce.
– To jest nasza siła – owtórzył Luke, wciąż trzymając rękę na jej ramieniu. – Miłość. Coś, czego sithowie nie potrafią względem siebie. Oni kochają tylko władzę i potęgę. Shayley. Z racji tego że, tak jak powiedziałem nie jestem już twoim mistrzem, od tej pory możesz nazywać mnie poprostu LukeEm. Twoje szkolenie uważam za kąpletne. –
Shayley nie wiedziała co powiedzieć. Miała ochotę poprostu go uściskać.
– chodźmy już – odezwał się Luke. – Chodzmy na spotkanie swojego przeznaczenia.
– Gdziekolwiek ty, tam i ja – odezwała się Shayley poważnie, a Luke puścił ją.
– Shayley – odezwał się jeszcze. – Imperator tutaj jest. Bez względu na to co będzie sie działo paguj nad emocjami. Jeśli tego nie zrobisz on to wykorzysta i wtedy zapyta cię, czy nie chciałabyś przyłączyć się do niego.
– Jeśli mnie o to zapyta, to moja odpowiedź będzie tylko jedna. Wisi tutaj, przy pasku – odparła zapalczywie Shayley, wskazując na swój miecz.
Luke nic nie odpowiedział, poprostu dobył własnego miecza i oboje ruszyli dalej.
Bez żadnych przeszkód przedostali się na pokład gwiezdnego niszczyciela, co utwierdziło LukeA w przekonaniu, że czekali na niego. Był przekonany że vader nie ma pojęcia o istnieniu Shayley, miał się dowiedzieć właśnie dzisiaj.
Jednak Vader już wyszedł im na spotkanie. A tuż obok niego stał ich przewodnik, starkiller.
– Spisałeś się, mój uczniu – odezwał się do niego Vader. W Shayley zawrzało.
– Wiedziałam – krzyknęła. – Wiedziałam że coś knujesz!
– Zaufałem ci – odezwał się Luke na odmianę ciszej. – Przewidziałem że prędzej czy później tak to się skończy. –
Vader stracił już zainteresowanie swoim uczniem, odprawiając go machnięciem ręki, natomiast całą swoją uwagę skupił na Shayley.
– Od jak dawna Skywalker cię szkoli – zapytał pozornie spokojnie. Shayley milczała. Zacisnęła dłoń na rękojeści miecza tak mocno, że aż zbielały jej palce.
– Nie powiem ci tego – odparła twardo. – Niczego ci nie powiem. –
Vader zaśmiał się.
– Zobaczymy czy tak będzie. Niedługo nazwiesz mnie mistrzem. A teraz pożegnaj się ze Skywalkerem na zawsze. –
Po tych słowach błyskawicznie dobył miecza i uaktywnił go. Shayley i Luke zrobili to samo. Vader ruszył prosto ku LukeOwi i zaatakował wściekle. Luke zrecznie parował ataki, zielony promień jego miecza krzyrzował się z czerwoną klingą Vadera, które jednak nieubłaganie zbliżało się do serca LukeA…
Nagle Shayley pojawiła się za Vaderem niczym pocisk. Zaatakowała go wściekle od tyłu, zmuszając go tym samym do odwrotu. To dało LukeOwi czas. Odparował miecz przeciwnika, odsuwając laserową klingę od siębie, a przysuwając ją tak blizko jej właściciela, że Przypiekła cramię czarnego lorda. Dopiero teraz Vader uświadomił sobie z przerarzeniem jaką ta dwójka stanowi siłę.
– Za wolno się ruszasz, Skywalker – Zwrócił się do LukeA, który walczył w sposób wyważony i spokojny, przeciwnie do Shayley, która niemalże tańczyła dookoła nich z mieczem w drobnych dłoniach.
– Chcesz szybciej, to proszę bardzo – odparł Luke, poczym wezwał moc i przeskoczył nad Vaderem, lądując dokładnie za jego plecami. Dla Vadera to było za wiele. Potężnym telekinetycznym impulsem poderwał w górę olbrzymi fragment transpastalowej płyty, którą cisnął w kierunku Jedi. Luke zdołał ją odbić z powrotem w jego kierunku, przy okazji przełamując ją na pół. Vader uchylił się przed lecącym w jego kierunku pociskiem, który jednak trafił w ścianę, do której przytulona była Shayley, czekająca na odpowiedni moment włączenia się do walki.
Iluminator tuż nad nią pękł od uderzenia. Upadła, zasypana odłamkami szkła i metalowych elementów, czując potworny ból w kolanie. Obserwowała w cierpieniu walczących zajadle LukeA i Vadera, którzy cofali się powoli w kierunku schodów prowadzących w głąb statku.
– Twoje wysiłki są daremne – syknął Vader. – Twoja siostra i tak umrze, a ty dołączysz do niej.
– W takim razie możesz mnie zabić – odezwał się spokojnie Luke.
– Niee! – pisnęła Shayley usiłując się podnieźć, lecz noga odmówiła jej posłuszeństwa.
Vaderowi tym czasem udało się zepchnąć LukeA na krawędź schodów. Nacierał na niego tak agresywnie, że Luke mógł tylko cofać się, zasłaniać i parować ciosy, nie mając nawet szansę na obronę.
Shayley tym czasem podniosła się z wysiłkiem, ściskając oburącz miecz. Chciała pobiedz na pomoc LukeOwi, gdy wtem drogę zagrodziły jej dwa androidi, stojące do tej pory na strarzy. Otworzyły ogień z blasterów, lecz Shayley dzięki swej czujności i temu, że całkowicie otworzyła się na moc i widziała układ pola walki zdołała odbić strzały, a roboty po chwili uniceswić. Nim jeszcze całkowicie się rozpadły przeskoczyła nad nimi, gdy wtem zwalił ją z nóg fragment bezurzytecznej już tablicy kątrolnej, ciśnięty w jej stronę przez Vadera.
– Ma podzielność uwagi – pomyślała Shayley, padając płasko na ziemię.
Luke też to zauważył. Krutka chwila dekoncentracji i lęku o życie Shayley wystarczyła. Stopa zsunęła mu się ze stopnia na którym stał, a Vader wezwał moc, która zepchnęła LukeA z zawrotną szybkością w dół. Miecz świetlny wyśliznął się z jego nagle luźnej dłoni i potoczył się gdzieś po za zasięg wzroku.
Obserwójąc spadającego LukeA Vader nie czuł ani trochę litości. Zobaczył, jak pod wpływem silnego uderzenia ciało młodego jedi wygina się w łók, a potem opada bezwładnie niczym szmaciana lalka.
Czarny lord wyprostował się z zadowoleniem. Oto wyeliminował już jednego Jedi. Skywalker z pewnością leży na dole martwy. Wyliczył to dokładnie. Nikt nie jest w stanie przeżyć tak silnego upadku, nawet moc nie mogła mu pomuc. Czuł narastającą wściekłość i przerarzenie w leżącej na podłodze padawance Skywalkera i wiedział z chłodną pewnością, że całkiem za niedługo ona będzie już jego.
2 replies on “rozdział 16”
Nieeeeeeeeee!
Bieeeeeedny Luke. Oby przeżył.