Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 27

XXVIII

Wedge Antilles nie należał do ludzi strachliwych. Nir az już zaglądał smierci w oczy. Był zarówno doświadczonym pilotem, oczestniczocym w zniszczeniu gwiazdy śmierci czy bitwie o Hoth, a nawet generałem, więc nie straszne mu było byle jakie zagrożenie. Jednak w obecnej sytuacje, w jakiej się znajdował nie potrafił wymyślec nic innego jak tylko krutkie, acz traściwe: a niech to holera.. Był pozbawiony broni, ręce miał z tyłu zkute elektrokajdankami, w dodatku prowadzony był przez imperialnego szturmowca, przy którym jeg metr siedemdziesiat wzrostu wygladało poprostu marnie.Eskortujący go mężczyzna miał conajmniej metr osiemdziesiąt pieć, w dodatku co jakiś czas sztulchał to w plecy lufą jego własnego blastera. Wedge uśmiechnął się lekko na myśl o ktwiacych bezpiecznie w jego kieszeni ogniwach energetycznych. Ten przerosnięty pajac moze o tym nie wie, ale przekona się gdy będzie chciał do niego strzelic. Kolejny błyskotliwy plan Antillesa. Nie pozwolic się zabic swoja własną bronią. Co to to nie. I tak dał się już wciągnąć w zasadzkę jak naiwne dziecko. Dobrze chociaż ze uratował restę członków swojej jednostki. Imperialnym udało się zchwytać tylko jego, a on postanowił grać im na nosie tak długo, jak to tylko będzie mozliwe, chociżby miał mieć doczynienia z samym lordem Vaderem. Doszedł nawet do takiego etapu znudzenia monotonnym marszem, że zaczął nawet liczyć kroki. W końcu jednak eskortujący go szturmowiec zatrzymał się, polecając mu to samo.
– Kolejna głupota i zbyt wielka pewność siebie – pomyślał Antilles. – Prowadzi mnie sam jeden. Cóż… Mógłby tego pożałować gdybym nie był skuty. Ale ty jesteś skuty, Antilles. Jesteś i nie możesz nawet kiwnąć na niego palcem. Nie masz zdolności Luke’a Skywalkera. –
Tym ztwierdzeniem ostudził nieco swoją pewność. Nie mógł zrobić nic innego, jak tylko przywołać na twarz zawziętą minę i czekać. No właśnie, czekać. Tego czekania było już niekied] za dużo.

XXVIII

Wedge Antilles nie należał do ludzi strachliwych. Nir az już zaglądał smierci w oczy. Był zarówno doświadczonym pilotem, oczestniczocym w zniszczeniu gwiazdy śmierci czy bitwie o Hoth, a nawet generałem, więc nie straszne mu było byle jakie zagrożenie. Jednak w obecnej sytuacje, w jakiej się znajdował nie potrafił wymyślec nic innego jak tylko krutkie, acz traściwe: a niech to holera.. Był pozbawiony broni, ręce miał z tyłu zkute elektrokajdankami, w dodatku prowadzony był przez imperialnego szturmowca, przy którym jeg metr siedemdziesiat wzrostu wygladało poprostu marnie.Eskortujący go mężczyzna miał conajmniej metr osiemdziesiąt pieć, w dodatku co jakiś czas sztulchał to w plecy lufą jego własnego blastera. Wedge uśmiechnął się lekko na myśl o ktwiacych bezpiecznie w jego kieszeni ogniwach energetycznych. Ten przerosnięty pajac moze o tym nie wie, ale przekona się gdy będzie chciał do niego strzelic. Kolejny błyskotliwy plan Antillesa. Nie pozwolic się zabic swoja własną bronią. Co to to nie. I tak dał się już wciągnąć w zasadzkę jak naiwne dziecko. Dobrze chociaż ze uratował restę członków swojej jednostki. Imperialnym udało się zchwytać tylko jego, a on postanowił grać im na nosie tak długo, jak to tylko będzie mozliwe, chociżby miał mieć doczynienia z samym lordem Vaderem. Doszedł nawet do takiego etapu znudzenia monotonnym marszem, że zaczął nawet liczyć kroki. W końcu jednak eskortujący go szturmowiec zatrzymał się, polecając mu to samo.
– Kolejna głupota i zbyt wielka pewność siebie – pomyślał Antilles. – Prowadzi mnie sam jeden. Cóż… Mógłby tego pożałować gdybym nie był skuty. Ale ty jesteś skuty, Antilles. Jesteś i nie możesz nawet kiwnąć na niego palcem. Nie masz zdolności Luke'a Skywalkera. –
Tym ztwierdzeniem ostudził nieco swoją pewność. Nie mógł zrobić nic innego, jak tylko przywołać na twarz zawziętą minę i czekać. No właśnie, czekać. Tego czekania było już niekied] za dużo.
A jednak chyba się doczekał. Z na przeciwka szła ku nim wysoka, ubrana na czarno postać Dartha Vadera. Wedge ztwierdził, że czarny władca imperium nie wygląda nawet na złego. Wygląda na wściekłego. Ktoś musiał go naprawdę mocno zdenerwować.
– Cóż – pomyślał, zaciskając mocno usta. – Ja będę następny. Zobaczymy jak wytrzymałe nerwy ma vader. –
Przywołał na twarz lekki, kpiący uśmiech, tak jakby postawa lorda w cale go nie przerarzała. Wręcz przeciwnie. Jakby wzbudzała w nim politowanie.
– Lordzie Vader – odezwał się oficer eskortujący Wedge'a, popychając go do przodu ponownie przy użyciu jego blastera. – Złapaliśmy kolejnego rebelianta. Brał czynny udział w ruchu oporu. Zestrzelił zporo naszej załogi. Niestety, nikogo poza tym nie udało nam się złapać. Cała jego flota się rozproszyła.
– A więc macie ich dowódcę. – Dudniący głos Vadera był zimny jak lód. – Dobrze. Zostawcie go mnie. Sam się nim zajmę. Wy natomiast macie odszukać resztę tej floty.
– Ale lordzie – zaczął oficer. – Oni mogą być już daleko z tond…
– Nie obchodzi mnie gdzie i jak daleko są – uciął Vader. – Macie ich znaleźć. Radzę mnie nie zawieźć.
– Dobrze, lordzie – wybąkał oficer. Wedge zostrzegł, jak jego blaster wyskakuje z ręki szturmowca, poczym wpada wprost w dłoń Vadera.
– No na co jeszcze czekasz – syknął Vader do oficera. – Zacznij wykonywać rozkaz. Odejdź i żebym cię nie widział tak długo, aż ich wszystkich nie złapiesz albo nie wybijesz jak mrówki. Ten tutaj. –
Wskazał Wedge'a, którego mina była jeszcze bardziej zacięta.
– Może nam w tym pomuc.
– Chciałbyś – przemknęło Antillesowi przez myśl. – Prędzej ja będę tą twoją mrówką. –
Gdy oficer w końcu się oddalił, Vader zaprowadził Wedge'a do wązkiej, ciemnej celi. Na gwiezdnym niszczycielu było ich pełno. Miał ochotę zostawić tu tego rebelianta na jakiś czas, udać się do imperatora i ponowić poszukiwania Skywalkera i jego padawanki. ^nie był jednak świadomy tego, że Palpatine go zdradził. Że wysłał swojego tajnego ucznia o kryptonimie darkhunter, który miał sam odnaleźć i zabić Skywalkera, a jego padawankę wziąć żywcem, po to by imperator sam przeciągnął ją na ciemną stronę i przy jej użyciu zdradził oraz zabił Vadera. Któż inny nadawałby się do tego bardziej niż młoda, naiwna dziewczyna, wierząca w to że jest jedi i że potrafi niemal wszystko. Już raz zmusiła Vadera by się poddał. Palpatine miał nadzieję, że gdy ją znajdzie zrobi to ponownie, a wtedy on sam zabije swojego ucznia, którego ponad dwadzieścia lat temu sam uratował, wyciągając go z odchłani lawy.

2 replies on “rozdział 27”

Ach ta przebiegłość Sithów 😛 Palpatine jak zawsze mysli nad wyrost- jak ten uczeń nie dał rady, to zrobi to inny… ale chyba nie będzie tak łatwo 😉

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink