III
Shayley przebudziła się gwałtownie wyrwana z koszmaru. Rozejrzała się pół przytomnie dookoła w poszukiwaniu mistrza, bojąc się że jej senna wizja się użeczywistniła. Ku swojej uldze dostrzegła jednak odległe światełko.
Wyplątała się z pod koców i podeszła do Luke.a, który oświetlał sobie teren latarką. Usłyszał zbliżającą się padawankę i odwrócił się.
– mistrzu… – Shayley chwyciła go gorączkowo za rękę. Luke wiedział że jest zaniepokojona.
– Wiem – przerwał jej, usiłujac mówic spokojnie by jej jeszcze bardziej nie przestraszyć. – Ja też to czuję. –
Jej przerarzone oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
– Vader. – imię to szepnęła bardzo cicho. – on może w każdej chwili się tu pojawi ć…
– spokojnie Shayley. – Luke wstał. "Mimo niepokoju, który odczuwał był spokojny. Nie bał się o siebie. Myślal natomiast goraczkowo jak i gdzie ukryć "Shayley. "Nawet gdyby vader go odnalazł, nie może być przy nim padawanki. Nie chciał utrzymać jej przy życiu tylko dla tego, by była jego tajną bronią. Przywiązywał się do niej, chociaż wiedział że nie wolno mu tego robic. Powtarzał sobie nie raz w kółko jedną z zasad kodeksu jedi, to co sam wpajał shayley: przywiązanie prowadzi do miłości, milosc prowadzi do strachu, strach prowadzi do gniewu, gniew do zla, a zło na ciemna stronę mocy. To samo przecież stalo sie z jego ojcem. Przez miłość i chęć ochrony jego matki dal sie zwieźć imperatorowi, doprowadził padme do tego, że po urodzeniu luke.a i leii zmarła. Gdy Anakin Skywalker się o tym dowiedział zaczął nienawidzić calego swiata, a zwłaszcza sjoich dzieci, sprawilo mu satyswakcję gdy wyjawił Luke.owi prawdę, gdy widział jak Luke.em to wstrząsnęło i jak potem młody jedi rzucił się w przepaźć. Vader wyciągnął wów czas ręke żeby go złapać, jednak tylko po to by starać się pozyskać w nim nowego sojusznika, a nie po to by ratować własnego syna.
CO teraz robimy? – Shayley położyła Luke'owi drżącą rękę na ramieniu. – Będziemy walczyć z Vaderem?
– Jeszcze nie teraz – odpowiedział luke. – nie jesteś jeszcze na to gotowa.
– Jak to? DLa czego nie? Przecież już dużo umiem! – Padawanka zaczęła gwałtownie protestować. Przez twarz Luke'a przemknął jakiś nie odgadniony wyraz, jednak gdy się odezwał jego głos był nadal spokojny:
– Nie twierdzę, że mało umiesz, ale nie przeceniaz zbytnio swoich możliwości. JEst jeszcze w tobie wiele negatywnych emocji, które mogłyby cie zgubić.
– W cale się nie boję – odparowałą lekko rozzłoszczona.
– Narazie się nie boisz. – Luke mówi nadal spokojnie, jednak Shayley wiedziałą ze stąpa po coraz cieńszym lodzie. – ALe będziesz się bała. Powtarzałęm ci tyle razy do czego prowadzi gniew. Tak, nie ukryjesz niczego przede mną, wyczuwam w tobie złość, rozżalenie, myślisz że nie chcę dać ci możliwości wykazania się.
– Akurat, tak tylko mówisz. – Shayley nie mogłą już zapanować nad złoscią. – Mówi ci ze si nie boję.
– ALe ja się boję – odparł Luke już nieco oschlejszym tonem. – Za ciebie i o ciebie.
– Zatem jesteś słaby. – SHayley sama nie wiedziała dla czego i kiedy to powiedziała. Było już jednak za późno by to cofnąć. Teraz obserwowała ze strachem, ale również z cichą satysfakcją jak twarz jej mistrza się zmienia.
– Widzę ze ci nie doceniłem – zauważył. JEgo głos był bardzo dziwny, Shayley sama nie umiała rozpoznać kryjacych się w nich emocji. NIe wiedziałą czy była to obawa, żal, złość czy strach. Teraz nie mogła już odwróci wzroku i uciec przed jego palącym spojrzeniem.
– Jeśli tak dalej będziesz postępować – ciągnął dalej Luke – gwarantuję, że staniesz się niewolnikiem vadera i ciemnej strony prędzej niz myślisz. Przemyśl to sobie bardzo dokładnie. Nic narazie nie mów. Porozmawiamy dopiero wtedy jak ochłoniesz. –
Po tych słowach odwrócił się i odszedł, zostawiając ją samą.
Był rozżalony. Zaufał Shayley, była jego ostarnią nadzieją, a w tej chwili straszliwie go zawiodła. Starał się ją za wszelką cenę zrozumieć, jednak nie było to proste, ponieważ za każdym razem pojawiała się ta myśl: owszem, ja też taki byłem gdy zaczynałem szkolić się na rycerza jedi, niecierpliwy i porywczy. ALe nigdy nie zwróciłem się w taki sposób ani do Bena, ani tym bardziej do Yody. Yoda był przecież taki mały, a ja mimo to nigdy nie zarzuciłem mu słabości.
Postanowił sam zwinąć obós i przygotować się do odlotu. NIe chciał prosić o to padawanki. Chciał dać jej czas na przemyślenia, chciał by zrozumiałą co zrobiła. Wiedział, że Shayley już teraz miała tego czasu zbyt dużo i ze to samo w sobie było dla niej karą i torturą.
Siedziała zkulona w tym samym miejscu, w którym pozostawił ją Luke i płakała, wciąż słysząc słowa które mu w gniewie powiedziała i jego odpowiedź.
– Nie krzyczał – pomyślała sobie w duchu. – TO jest właśnie najgorsze że nie krzyczał. Już byłoby lepiej gdyby podniósł głos, a on tego nie zrobił. Udowodnił mi tym samym, że miał rację. Że ja się nie nadaję. Zawiodłam go. Byłam jego ostatnią nadzieją i tak strasznie go zawiodłam… –
Świerza fala łez popłynęła jej po policzkach. W tej chwili była na siebie wściekła, ale uznała to za dobrą okazję do ćwiczenia panowania nad sobą i usiłowała si uspokoić.
Zkupiła się na swoich uczuciach. Zamknęła oczy, usiłujęc wyczuć moc dookoła siebie. Oddychała głęboko by się odpręzyć. Zaczęła poszukiwać Luke'a, by wysłać mu chociaż słabiutki mpuls, by wiedział ze ona tu jest i że żałuje tego co zrobiła, że chce przy nim być. Tak mocno zespoiła się z mocom, że zapomniała o otaczającej ją rzeczywistości. Tak więc gdy poczuła na swoim ramieniu czyjąś delikatną rękę wzdrygnęła się, omało nie dobywając odruchowo miecza.
Jednak gdy spojrzała w górę zobaczyła stojącego nad nią Luke'a. Zamarła, wstrzymując oddech, bojąc się tego co od niego usłyszy. Wyczuwała że podjął jakąś ważną decyzję, która musiała go wiele kosztować i którą bardzo długo rozważał.
– Wstań, Shayley – odezwał się nizkim, poważnym głosem.
Wstała, zplatając silnie drżące dłonie za plecami.
– Mistrzu – zaczęła cicho – Ja… –
Urwała na moment, widząc że on chce coś powiedzieć, lecz po chwili dokończyła cicho lecz dobitnie:
– Przepraszam. Nie umiem jeszcze panować nad swoimi emocjami. Co ja mówię, jakie jeszcze. Chyba w ogóle tego nie potrafię. Nie zdziwię się jeśli teraz powiesz ze mnie tu zostawiasz, że nie będziesz już mnie wiecej szkolił, że po prostu nie zdołasz mnie już niczego więcej nauczyć. –
Spojrzał na nią, a ona w tym momencie na to pozwoliła. Ich oczy po raz pierwszy spotkały się na tak długo.
– Mógłbym tak powiedzieć – odezwał się Luke. – Mógłbym tez tak zrobic. I zrobiłbym to, gdybym był powiedzmy imperatorem. Jednak nim nie jestem, co za tym idzie nie zrobię tego. Wierzę ze już wiecej tak nie postąpisz, ze nie zawiedziesz mnie po raz kolejny.
– I zabierzesz mnie ze sobą? – Zpytała prawie półszeptem.
– Oczywiście. Wyczuwam w tobie wielką skruchę. Jednak o żadnej walce z Vaderem nie ma narazie mowy. Popatrz, popatrz na mnie. Przypomnij sobie jak ja zaryzykowałem trzy lata temu. Byłem nawet wtedy młodszy od ciebie. Przypomnij sobie dawnego mnie, niecierpliwego, przeceniającego swoje umiejętnosci, wierzącego ze w wieku dwódziestu trzech lat potrafi wszystko. Tak naprawdę nie potrafiłem nawet połowy tego co powinienem. Nie chcę zebys skończyła tak jak ja, z protezą dłoni. Nie chcę dla ciebie źle Shayley, poprostu chcę cię chronić, tak jak mistrz Yoda chciał chronić mnie. Jednak wolalbym, zebys w przeciwieństwie do mnie nie zrobiła po swojemu tak jak ja. Stoi tu przed tobą żywy dowód na to, co takie stawianie na swoim może wyrządzić. Ja nawet teraz nie jestem nieomylny Nie mam ośmiuset lat jak miał Yoda, tylko dwadzieścia sześć. Robie tylko to co podpowiadają mi uczucia… I co podpowiada mi moc. –
Shayley słuchałą go uważnie, łowiac każde słowo i czując, jak jedno po drugim dociera do niej, udeżając ją niczym fale tsunami. Wszystko co on mówił było prawdziwe. Wszystko miało sens. Postanowiła, ze już nigdy nie da sie zwieźć strachowi i gniewowi, ze jest w stanie nad tym zapanować.
Spojrzała w niebo. Nie przypusczała zę kiedy kolwiek będzie stała u boku swego mistrza i patrzyła na dwa wschodzące słońcaTatooine, jego ojczystej planety.
– no już, nie płacz – odezwał się Luke, poczym zrobił coś, czego jeszcze nigdy nie zrobił wobec niej, a co było tak ludzkie i spontaniczne, że Shayley ogarnęła niesamowita fala wzruszenia: otarł jej łzy delikatnym, czułym gestem. Po chwili padawanka usłyszała jego szept:
– "Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze. –
5 replies on “rozdział 3”
No nie wstrętny wader.
Nie ma to jak młoda i troche nierozgarnięta padawanka 😀
Podoba mi się to co piszesz, pisz dalej.
masz talent pisz dalej.
OOO> Fajna ta Padawanka. 😀