XXXV
– To nie tutaj, mistrzu Skywalkerze. To tam. –
Arianna machała niecierpliwie ręką. Znajdowali się na odległej i dzikiej Felucji, a Arianna usiłowała doprowadzic Luke'a i Shayley do miejsca pobytu Wedge'a. Obojga jedi wizje cierpiącego komandora nawiedzały coraz częściej. Shayley wpadła juz w taki obłęd, ze przy którejś z koleii wizji rozpłakała się, wyobrażajac sobie, co młody pilot musi teraz przeżywać. Na mysl, ze mógłby już nie żyć drżała.
– Jesteś pewna, Arianna? – Zapytal Luke, czuuny i zkupiony.
– Oczywiscie – odpowiedziała z przekonaniem dziewczynka. – Oh, pospieszmy się! –
Luke wyczuwał jej niepokuj. Czuł też blizką obecnośc przyjaciela oraz napięcie w strukturze mocy, wskazujacej na to, ze jest z nim Vader. Vader, który jest wściekły. Luke przeczuwał, ze jeśli się nei pospieszą, Wedge zginie prędzej niz sie tego zpodziewaja.
– Dobrze. – Zrównał się z Arianną, odruchowo kładąc dłoń na rękojeści mieczo światlnego. – Prowadź. –
To nie była juz ta mała, zagubiona dziewczynka którą musiał pocieszać. Teraz wydawała się o wiele starsza i silniejsza. Szła pewnie, jakby instynktownie wyczuwała kierunek. Luke jednak wiedział, ze dziewczynka ma niesamowitą pamięć, co pozwoliło jej utrwalic sobie każdy szczeguł swojej wizji.
Shayley szła za nimi, gotowa ich oboje chronić. Nie wiedziała co będzie dalej. Czuła dziwne drżenie mocy, które jednak nieco rużniło się od tego, które czuła w obecności Vadera. Chciała o tym powiedzieć Luke'owi, lecz on wydawał się pogrązony we własnych myslach. Czyżby też to odczuwał?
Nagle Arianna zatrzymała się, po raz pierwszy zdezoriętowana. Rozejżała się dookoła.
– Nie wiem – odezwała się nagle, a Shayley zaniepokoiła niepewność i bezradnośc w jej głosie.
– Skrzacie, co tam? – Padawanka podeszła do dziewczynki i położyła jej rękę na ramieniu.
– Nie widzę tego statku – odezwała się cicho Arianna. – Nie widzę go, a przecież tutaj był… Tak, cały czas tutaj był.
– Generator pola maskującego? – Zpytała Shayley Luke'a, który nagle zadrżał. Odruchowo dobył miecza, poczym gestem nakazał zrobic Shayley to samo.
– Mistrzu, co… – Zaczęła Shayley, lecz Luke rzucił jej ostrzegawcze, nawet karcące spojrzenie.
– Nic nie mów. – Jego głos stał się nagle napięty, a ton surowy. Shayley obserwowała go z szeroko otwartymi oczami, podobnie z resztą jak Arianna.
Luke natomiast zanużył się w mocy, usiłując wyczuć zagrożenie.
– Nie powinienem zabierać ze sobą Arianny – przemkneło mu przez myśl. – TO jeszcze dziecko, a ja wyczuwam coś potężnego. Zbyt potęznego. Siłą, ktora jest w stanie nawet ukryć gwiezdny niszczyciel. Wedge, gdzie ty jesteśśś? –
Odetchnął głeboko, a następnie wypuścił gwałtownie powietrze.
– Mistrzu? – Zpytały jednocześnie Arianna i Shayley.
– Chodźcie. – Głos Luke;a zmienił się w pełen napięcia szept. Teraz to on wysunął się do przodu, a Shayley ujeła Arianne za rękę. Cała trójka ruszyła w ciszy. Luke prowadził, czujny i zkupiony. Shayley dawno nie widziała swojego mistrza tak zaniepokojonego.
– Tam – powiedział po kilkunastu minutach. Głos miał lekko ochrypły.
– Gdzie? – Shayley usiłowała przebic wzrokiem horyzont.
– Tam. – szepnęła Arianna, nakierowujac jej rękę. Gdy padawanka spojrzała w tamtą stronę dostrzegła smukły statek, który znała aż za dobrze. To na nim walczyła z Vaderem. Na nim przeszła swoją pierwszą próbę, omało nie popadając przy tym w krańcową furię i nie zabijajac bezbronnego lorda sith. Wstrząsnął nia dreszcz.
Nagle wszystko stało się bardzo szybko. Arianna zdążyła tylko krzyknąć cieńko:
– Mistrzu Skywalkerze, uważaj! –
W następnej chwili Luke odskoczył gwałtowni, posługując się mocą, a Shayley zauważyła, że w miejscu gdzie jeszcze ułamek sekundy temu stał widniała zapadka, która teraz otworzyła się, ukazując olbrzymią czeluść.
– Dziękuje, Arianna. – Luke poklepał ją po ramieniu. – Chodźcie. Tylko uważajcie, najwidoczniej spodziewali się nas tutaj. –
Ruszyli dalej, jeszcze bardziej czujni i zkupieni. Shayley nawet czuła, jak w jej serce zaczyna wkradać się zimny strach. Jednak był jeszcze na tyle słaby by mogła go ztłumić.
– Czysto. – W głosie Luke'a pojawiło się zdziwienie. – Czegoś tu nie rozumiem. Nie ma nawet droidów bojowych. Czyżby myślęli że zginiemy tam, w przepaści?
– nie wiem – odpowiedziała Shayley. – Co robimy? –
Oczy Luke'a powędrowały po opuszczonej rampie statku.
– Najwidoczniej chcą żebyśmy tam weszli – odpowiedział. – Obawiam się, że najgorsze dopiero przed nami. Trzymaj się blizko mnie, Shayley. I uażaj na Ariannę. –
Uaktywnił klingę swojego miecza świetlnego, a Shayley jab w transie poszła jego śladem, drugą ręką mocniej ściskając dłoń Arianny.
Luke w końcu zatrzymał się tuż przed statkiem.
– idźcie obie – powiedział. – Ja tu zostanę. Odnoszę dziwne przeczucie, że w środku jest mniej niebezpiecznie niż tutaj.
– Mistrzu – zaprotestowała Shayley. – Nie, nie pójdę bez ciebie. Nie zostawię cię tak…
– Mosłuszeństwo, padawan – przyomniał jej surowo Luke. Shayley westchnęła ciężko. Wiedziała, że Luke ma racje i że powinna wbrew swoim własnym uczuciom zostawić go i iźć z Arianną.
– No dalej – przynaglił ją Luke. – Tracimy czas. –
Shayley ponownie westchnęła.
– No dobrze – bąknęła niezadowolona. – Chodź, Arianna.
– Niech moc będzie z wami – pożegnał je Luke i odwrócił się, trzymając zapalony miecz wysoko nad sobą.
– I z tobą, mistrzu – odpowiedziała telepatycznie Shayley, poczym razem z Arianną wspięły się po rampie, znikając we wnętrzu statku, co do którego Shayley żywiła nadzieję już nigdy nie wrócić, tym bardziej nie bez Luke'a. Ona czuła podobnie jak jej mistrz, że teraz są bardziej bezpieczne niż na zewnątrz, ale ta perspektywa w cae jej się nie podobała.
One reply on “rozdział 34”
Bardzo mądra ta Ariana.