XXXIII
Luke dryfował, dryfował w mocy. Czuł i wiedział że umiera. Widział już twarze tych, którzy odeszli przed nim. Zobaczył ojca, matkę, Obiwana… Nawet wuja i ciotkę. Przyzywali go do siebie, przyciągali…
I nagle zobaczył jeszcze jedną znajomą postać. Wysoką i silną, dostrzegł znajome, szare oczy.
– Luke – odezwała się znajomym, kobiecym głosem, którego już dawno nie słyszał. – Wracaj, wacaj! Jezcze nie czas na ciebie. Fowierzam ci swoje życie. Wracaj.
– Nie… Nie… Callista! – Luke wykrzyknął jej imię w myślach, ponieważ nie był w stanie wydobyć z siebie głosu.
– Wracaj! – Głos Callisty stał się bardziej naglący. – Wracaj do nich, kochany! –
Przebudzenie było dla Luke'a niczym powrót do tamtego momentu. Na nowo przeszył go paroksyzm tamtego bólu, zaskoczenia i przerarzenia Shayley… Ale dla czego tu jest tak cicho? Dla czego jestem tu sam?
Czujac ze powieki ma jakby z ołowiu niechętnie je rozchylił. Leżał w białej pościeli, a nad nim paliła się lampka, rzucając łagodne swiatło na niewielki pokój, w którym się znajdował.
– Przedział pasarzerski statku – pomyslał mgliscie. – Lecimy, wiec jednak się udało… –
Czuł jednak jakąs zmianę w strukturze mocy. Kogoś brakowało, kogoś ważnego. Starkiller…
– Galen? – Wypowiedział jego imię na głos. Sam nie wiedzial dla czego to powiedział. Pamiętal jednak, jak przypadkowo zdradziły mu je mysli Starkillera, który toczył rozpaczliwą walkę z samym sobą. Dobry Galen walczył w nim przeciwko złemu Starkillerowi, bezwzględnemu zabójcy jedi.
– Luke. – Poczuł na policzku ciepłą, aksamitna dłoń. Poznal zapach perfum… TO była Leia. – Juz wszystko dobrze, wracasz do nas.
– Gdzie jest…. Galen? – Luke'a przeraziło to, jak cieńki i słaby był jego głos.
– Luke… – Leia przymknęła powieki. – Star… Znaczy galen… –
Odetchnęła głeboko.
– Dobrze. Prędzej czy póxniej i tak bys się dowiedział. Luke, on nie żyje. Przejął na siebie blasterowe strzaly wymierzone w ciebie. Ten kto za tym stal nawet się nie pokazal. To byłą tchużliwa próba zgłądzenia ciebie. A Sta… galen cie zasłonił włąsnym cialem. –
Luke ku swojemu zaskoczeniu nie poczuł nic. Spodziewał się że oczy go zapieka, ze popłyną z nich gorące łzy, lecz nic takiego się nei stało. Nie czuł nic poza przejmujacą, przytłaczajacą prawdą. Świadomoscią, ze Leia go nie okłamała. I tym, ze to on był powodem smierci Starkillera. I do tego jeszcze Callista, niegdyś jego ukochana Callista, dzięki której teraz żył. Dzięki niej i dzięki Galenowi, który w ostatniej chwili życia został jego żywą tarczą.
– Dziękuję – wyszeptał w myślach,dodając przy tym prośbę o odkupienie wszystkich win Galena. O Calliscie postanowił nie mówić nikomu, nawet Leii. Nie zamierzał się zdradzać. Zamierzał strzedz tej tajemnicy jak najdroższego skarbu. Znowu przywołał myśli o Galenie.
– Mówiłem ci – powiedzial słabo. – MóWiłem ze on… Nie jest zły.
– Nie, nie jest – odparłą łągodnie Leia. – Teraz to wiem. Ale nie mów juz nic Luke, odpoczywaj. Za niedługo będziemy na jawinie 4. Rada jedi tam na nas czeka.
– A co z Shayley i Arianna?
– Wszystko w porządku, luke. Są bezpieczne, chodź arianna nie spałą całą noc. Płakała, bała sie. Ona naprawdę cię polubiłą. A shayley… Jest dzielna. To ona zabiła tego sitha który cię zranił.
– Dzielna dziewczyna – wyszeptał Luke. – Leio?
– Tak, Luke?
– Kocham cię. –
Po wypowiedzeniu tych ostatnich słó? nie miał juz dłuzej siły opierać się zmęczeniu. Zasnął niemal natychmiast.
– Wiem – szepneła poruszona Leia, patrząc na jego twarz. – Wiem o tym. –
3 replies on “rozdział 37”
O luke żyje jak dobrze ciekawe kim była callista.
Luke żyje, i nie powiedział nic, o Schaylej
Dobrze, że Luk żyje. A jednak nie uśmiercasz wszystkich. 🙂