XXXIX
– Mogę? Tylko na chwile. Mistrzu Yodo proszę, proszę. –
Shayley nigdy nie zwróciłaby się w tak dziecinny sposób do Yody, jednak teraz sprawa była wielkiej wagi. Trzymałą w dłoniach długi warkocz swoich włosób, który został jej ścięty i odebrany zaledwie godzinę temu.
Minęło kilka dni od przybycia na Jawina 4. Luke wracał do zdrowia w centrum medycznym, pod opieką najlepszych uzdrowicieli jedi, a Shayley właśnie usiłowała przekonać mistrza Yodę, by wpuszczono ją do neigo chociaż na chwile.
– No dobrze. – Maleńki mistrz w końcu uległ. – Do mistrza Skywalkera na chwilę iźć mozesz.
– Dziękuję, mistrzu. – Shayley miala ochotę krzyknac z radości. Po raz pierwszy od tamtej chwili bedzie mogla porozmawiać z Luke'em. Po raz pierwszy zobaczy go w pełni. Do tej pory pamiętala jego widok z pola walki. Zalanego krwia, albo pogrązonego w głębokim transie uzdrawiającym, z którego został wybudzony dopiero tego dnia, a który miał uleczyc nie tylko jego ciało, ale przede wszystkim duszę.
Gdy weszła do niewielkiego pokoju zobaczyła swojego mistrza, wspartego w pozycji pół leżącej na stosie poduszek. DO połowy ciała okryty był kołdrą. Ręce miał zplecione na piersi, a oczy przymknięte, jednak na szafce obok niego leżał datapad, co było oznaką polepszenia. Jeśli juz Luke coś czytał, oznaczało że nie jest z nim tak źle.
Na widok swojej padawanki uśmeichnał się pogodnie. Jednak Shayley zauważyła w nim pewną zmianę. Gdy spojrzała mu w oczy dostrzegła w nich coś o wiele starszego niż on sam. Mądrośc i udrękę wielu przeżytych lat.
– Witaj, mustrzu – przywitała go. – Przyszłam, zeby ci coś powiedzieć… I cos ci dać. –
Po tych słowach zbliżyła się i złożyłą w jego białę dłonie swoj warkocz. Luke otworzył szeroko oczy i zamrugal.
– Byłaś pasowana na jedi, a ja dowiaduje się o tym na samym końcu? – Zpytał na w pół zartobliwie.
– Uzdrowiciele powiedzięli, ze nie będą cie wybudzać z transu specjalnie na tą okazję – odparła Shayley, udajac przemądrzały ton głosu. – Jestem Jedi… Jeszcze to do mnie nie dociera.
– Kłąmiesz mnie. – Kąciki ust Luke'a. Zadrgały lekko.
– A właśnie ze nie – odparowała Shayley. – Zobacz na to. –
Wyciagnęła z kieszeni wideo rejestrator, który podała Luke'owi. Ten uruchomił go i po chwili Shayley dostrzegła swó? obraz w malym kwadraciku, uslyszala włąsny głos, wypowiadajacy z powagą słowa przysięgi jedi…
Zobaczyłą jak Luke mruga szybko powiekami, usiłujac ukryc poruszenie. Jednak gdy na nia spojrzal z ponad rejestratora, w jego oczach nie było widać ani jednej łzy.
– Moja padawanka – odezwał się cicho, a brzmienie jego głosu mó?iło wszystko . – Moja dzielna Jedi… –
Shayley juz nie potrafiła wytrzymać. Rozpłakała się otwarcie, pozwalając, by łzy zkapywały jej na kolana. Gdy juz się trochę uspokoiłą odezwala się z powagą:
– wszystko to dzieki tobie, mó? mistrzu. To ty nauczyłęś mnei pokory i cierpliwości. To ty zprawiłeś, ze w przeciągu tak krutkiego czasu opanowałam wiecej niz mogło mi się wydawać. I w końcu to ty, swoja mądrością i dobrocią przyczyniłes się do tego, ze przeszłam ostateczną próbę, bez ani jednego słowa sprzeciwu rady. Nawet mistrzowi Yodzie swieciły się oczy. –
Luke roześmiał się cicho, lecz po chwili zpoważniał.
– To ja tobie dzięŻuję – powiedział, ujmując jej rękę. Jego dłoń była ciepła, niemalże rozpalona. – Za wytrwałośc i chęci, bo bez tego nie nauczyłbym cię ani jednej rzeczy. Najważńiejsze są chęci, wytrwałośc i cierpliwośc. I przekazuj to dalej.
– a włąśnie – odezwała się Shayley. – Apropo przekazywania dalej, ktos jeszcze chce cię zobaczyc. –
Po tych słowach wysłała krutki, telepatyczny impuls do osoby, czekajacej na zewnątrz.
Drzwi otworzyły sie, rozegł się głośny pisk, a po chwili Luke poczuł, jak z okrzykiem: – mistrzu Skywalkerze! – rzuca się w jego stronę małą Arianna.
– jak się czujesz? – Zpytał, gładząc włosy dziewczynki.
– Rada zdecydowała że bedę szkolona na jedi – odezwała się, a mina trochę jej zżedła. – Trochę im się to nie podobało. Ale wstawiła się za mna SHayley. I nawet Wedge sie wstawił. To on nas tu przypilotował po tym jak…
– Arianna, shhh – uciszyłą ja Shayley, a Małą odrazu zamilkła.
– nie do wiary. Rada posłuchałą zwykłego pilota X-winga – powiedzial luke.
– Komandora…
– Generała Antillesa – wpadła Ariannie w słowo shayley. – Teraz to pan generał. Widzisz? Wszystko sie zmieniło. Tylko galen… –
Na chwile zpochmurniałą, przypominając sobie ceremonie pożegnalną Gelena Marka.
– Aaa, wiemy kto nas wtedy zaatakował – dodała z nagłym przebłyskiem.
– No i kogo zabiłaś – dodała Arianna.
– To człowiek, działający pod kryptonimem dark hanter – oznajmiła Shayley. – Tajny uczeń Palpatine'a. Jego smierć zdezoriętuje imperatora, przynajmniej na jakis czas. Bedzie musiał zastanowić się co robic. A do tej pory… My tez będizemy mięlic zas zeby coś wymyslic.
– Shayley? – Luke spojrzał na swoja byłą padawanke. – Nie myslałaś o tym, by wziać Ariannę na swojego padawana? Jak dla mnie jesteś juz na to gotowa.
– cooo? – Arianna podskoczyłą w górę jak piłęczka. – Myślalam ze to ty będziesz moim mistrzem. –
Luke ponownie się roześmiał, poczym poklepał dziewczynkę po ramieniu.
– Nadszedł czas by się rozdzielić – powiedział. – Wzywają mnie inne sprawy. Musze szukać nowych jedi albo zpełniać obowiazki w radzie. Ale jeśli kiedy kilwiek będziesz miała problem, zwróc się z tym w myslach do mnie. Odległośc nie ma znaczenia, zawsze cię usłyszę.
– O jej – pisnęła Arianna.
– Chodź – odezwała się Shayley. – Nie będizemy mistrzowi Skywalkerowi przeszkadzać. –
Po tych słowach obie zkierowały się w stronę drzwi.
– Odpoczywaj – rzuciła na odchodne Shayley. – I nie martw się. Narazie inwazja zostala powstrzymana. –
Po tych słowach obydwie wyszły, cicho zamykajac za soba drzwi.
– Wszystko się zmieniło – pomyslał Luke. – No, prawie wszystko. Nie mam juz padawanki, teraz ona sama bę?zie mistrzem, nie mam jednego z przyjaciół, który poąłczył się z mocą… Wszystko przez jeden wypadek, jedna walkę. Ale nie zmienił się fakt, zę mam siostrę i ze wierzę w Shayley, tak jak wierzyłem do tej pory, a moze nawet jeszcze bardziej. W nia i w Ariannę. Ale będą musiały radzic sobie beze mnie. Moje miejsce jest od teraz gdzie indziej. –
Wiedział to od momentu w ktorym otworzył oczy. Wiedzial juz co musi zrobic, czym się zając i o co sie zatroszczyć. Ale mial też swiadomosc, ze moze zrobić to ze spokojem, ponieważ jego padawanka, któ®ej warkocz spoczywal teraz na jego kołdrze sobie poradzi. Że tak jak poradził sobie on poradzi sobie również ona, a mała Arianna stanie się w przyszłości wielką i potężną jedi.
koniec
8 replies on “rozdział 38”
No to kontynułacja być może. Bo moc silna jestw tobie padawanie.
No jak to koniec? Ja chce jeszcze… 🙂 😀
ma być długie jak moda na sukces :d
piszę się druga część. Mogę wrzucić to co do tej pory mam, sama nie wiem jak to się skończy 🙂
Proszę dalej to jest super.
książka świetna ja też chcę dalej.
Książka cudowna, połknęłam Tą część w jeden dzień.
Cieszę się ze się podoba 🙂