Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 5

V

– Telekineza – tłumaczył Luke spokojnie. – Czyli inaczej wprawianie jakiej kolwiek materii w ruch. Nie patrz z takim niedowierzaniem Shayley. – Dodał z lekko nutą śmiechu w głosie.
Znajdowali się na pokładzie niewielkiego wachadłowca, którym jak dotąd się przemieszczali. Uciekali, lecz nie byli jeszcze po za orbitą Tatooine. Luke na jakiś czas powierzył sterowanie astromechanicznemu droidowi jednostki r2, który służyl mu juz od dawna, a sam mógł poświęcić ten czac chociaż trochę Shayley.
– Daj mi swój miecz na chwilę – poprosił, a gdy uczennica go posłuchała położył go na ziemi przed sobą.

V

– Telekineza – tłumaczył Luke spokojnie. – Czyli inaczej wprawianie jakiej kolwiek materii w ruch. Nie patrz z takim niedowierzaniem Shayley. – Dodał z lekko nutą śmiechu w głosie.
Znajdowali się na pokładzie niewielkiego wachadłowca, którym jak dotąd się przemieszczali. Uciekali, lecz nie byli jeszcze po za orbitą Tatooine. Luke na jakiś czas powierzył sterowanie astromechanicznemu droidowi jednostki r2, który służyl mu juz od dawna, a sam mógł poświęcić ten czac chociaż trochę Shayley.
– Daj mi swój miecz na chwilę – poprosił, a gdy uczennica go posłuchała położył go na ziemi przed sobą.
– Powtarzałem ci juz nie raz, ze moc potrafi wszystko. Przy jej użyciu mozesz nawet zasugerować osobie o słabej woli coś, czego w normalnych okolicznościach nigdy by nie zrobiła. Uważaj jednak, żebyś nie wykorzystała tego w złym celu. A teraz popatrz. –
Po tych słowach zamknął oczy. Wyciagnłą przed siebie prawą rękę, rozstawiając szeroko palce, zaś lewą dłoń położył na sercu. Na jego twarzy pojawił się ten sam wyraz co zazwyczaj, gdy wyczuwał wokół siebie moc i zespalał się z nią. W tem Shayley dostrzegła, jak jej miecz, leżący do tej pory bez ruchu unosi się lekko. Luke przesunął nieco prawą rękę w bok i to samo zrobił miecz, jakby był przywiązany do jego dłoni niewidzialną liną. Po chwili łagodnie opuscił go z powrotem na ziemię, jecz jakby po namyśle ponownie podniósł i nakierował prosto do ręki uczennicy.
– Jak ty to zrobiłeś? – Zpytała z niedowierzaniem.
– Musisz skupić całą swoją wolę, wyczuć moc dookoła siebie, pomiedzy tobą, mną, mieczem świetlnym, nawet tym statkiem którym lecimy. Moc otacza wszystko, całą materię. Gdy się zkącętrujesz, wyobraź sobie jaki kolwiek przedniot, zmniejszający się do rozmiaru twojej dłoni. Stań tak samo jak ja przed chwila, o właśnie, tak. –
Podszegł i delikatnie poprawił ułożenie jej prawej dłoni. Shayley bardzo zpodobał się dotyk jego ręki, lecz po chwili wyrzuciła z głowy tą myśl.
– Oddychaj spokojnie – mówił nadal Luke. – Wyczuj moc, poczuj ją w sobie i w tym mieczu. –
Shayley starala się jak mogła. Miecz na krutką chwilę wzniósł się o pare centymetrów, jednak tak ją to ucieszyło i rozproszyło, ze po chwili zadrżał i opadł z powrotem na ziemię.
– Prawie mi wyszło – zawołała piskliwie.
– Jak na pierwszy raz było całkiem nie źle – przyznał Luke. – Ale nie rozpraszaj się tak łatwo. Wtedy ci się uda. –
Nagle znieruchomiał, gdyż na tablicy kątrolnej zapaliły się czerwone swiatełka, a droid dawał znać piskiem ze coś jest na rzeczy.
– Zaczekaj tutaj – zawołał pospiesznie Luke, poczym popędził do kokpitu sterowniczego. Shayley mało kiedy mogła obserwować go jak biegł. Poruszał się zwinnie jak ktoś, kogo nie dotyczy cos tak prymitywnego jak siła grawitacji.
Z obawą, ale również z ciekawością wyjrzała przez iluminator. Poczuła gwałtowne szarpnięcie, a chwilę później usłyszała pełen zaskoczenia okrzyk Luke'a.
– Mistrzu – zawołała, biegnąc ile sił w nogach za nim, zapominajac w tym momencie całkowicie o telekinezie. – TO imperium! To muszą być oni!
– Gwiezdny niszczyciel. – Luke manewrował gorączkowo przy konsoli sterowniczej. – Wyposarzony w generator pola maskującego. Dla tego nie wykrylismy go wcześniej.
– Trafili nas, co dalej? – Shayley przestawało się to coraz bardziej podobać. – Oni tu czegoś szukają… Albo kogoś…
– Tylko spokojnie – odparł Luke. – Uszkodzenie na szczęście nie jest wielkie. Przejdę na sterowanie ręczne i wymanewruję jakoś żeby nas z tond wydostać. –
Shayley opadła na drugi fotel pilota obok swojego mistrza, zplatając drżace dłonie na kolanach. Widziała ze wciaz są ścigani. Widziała ze wytrzedza ich jeden statek, największy z nich wszystkich. Czuła że pilotem tego statku nie jest zwykły żołnierz, ze to…
– Vader. – Luke wypowiedział na głos to, czego ona najbardziej się obawiała. Udało mu się już zestrzelic kilka statków, jednak statek Vadera wciaz siedział im na ogonie.
Serce Shayley waliło jak oszalałe. Wierzyła ze jakoś z tego wybrną, jednak była przestraszona faktem, ze tak dali się zaskoczyć Vaderowi.
– Shayley, ukryj się. – Luke wypowiedział to zdanie nagle, a zabrzmiało ono jak nieznoszący sprzeciwu rozkaz.
– Dla czego? – Zpytałą zaskoczona.
– Vader nie może cię przy mnie zobaczyć, rozumiesz?
– Poddajesz się? – Prawie krzyknęła.
– Nie, ratuje ci życie – Odparł. – Zrób to o co cię proszę. –
Shayley nie chciała ponownie się z nim kłócić. Ukryła się pod pokładem, w schowkó, gdzie przeważnie przeworzone były jakieś części zamienne. Nie widziała teraz Luke'a, ale wyczuwała go mocą. Emanował bardzo silnie. Tak silnie, ze obawiała się iż wyczuł go również Vader. Poczuła znajome przyspieszenie, co oznaczało ze właśnie dokonali skoku w nadświetlną.
Jednak chwilę później zoriętowała sięże coś jest nie tak. Statek raptownie zwolnił. Zdołała usłyszeć jak Luke wciąga głośno powietrze. Domyśliła się co się dzieje. Znaleźli się w zasięgu promienia przyciągającego statku Vadera.
Wstrzymała oddech. Wiedziała ze są już zgubieni.
W tem na statek wpadło dwóch rzołnierzy. Usłyszała strzały z blastera, znajomy syk aktywowanego miecza świetlnego, chwilową walkę, a następnie okrzyk bólu swojego mistrza i głos jednego z rzołnierzy:
– Mamy go.
– Zabierz mu to – odparł drugi z nich.
Shayley najchętniej wyskoczyłaby teraz z kryjówki aby ratować mistrza, jednak wiedziała, czuła ze nie moze tego zrobić. Jego wola ją powstrzymywała.
– Puścicie mnie wolno – Shayley usłyszała w myślach głos swojego mistrza, którego nie mógł usłyszeć nikt inny prócz niej. W tym głosie nie słychać było nawet cienia strachu. – Puścicie mnie wolno i pozwolicie odejsć.
– Idź. – To był głos tego pierwszego rzołnierza, a za raz po nim odezwał się drugi:
– Pozwalamy ci odejść.
– Niczego tutaj nie znajdziecie – mówił Luke nadal spokojnie, wciąż słyszalny tylko przez myśli. – Nie ma potrzeby przeszukiwania tego statku, jest czysty. Powiedzcie to waszemu panu.
– Nie ma tu czego szukać, ten stetek jest czysty – oznajmił jeden z rzołnierzy.
Shayley omało nie wyszła z siebie. Wiedziała co Luke właśnie robi. Ratuje ich oboje używajac sugestii mocy, czegoś czego ona jeszcze nie potrafiła się nauczyć.
– Każ mu oddać mi broń. – Głos Luke'a zdawał się hipnotyzować. Nie, to nie był w takim razie głos. TO była wola młodego mistrza jedi, łamiąca wszelki słaby opór szturmowców, którzy z mocą nie mięli nic wspólnego.
– Oddaj mu broń – odezwał sie rzołnierz.
Shayley nagle uświadomiła sobie co Luke zrobił. Mógł przecież zabić szturmowców, lecz nie zrobił tego. Zachował się jak prawdziwy rycerz Jedi. Shayley w tym momencie ani trochę nie wątpiła ze zasłużył na to miano.
Usłyszała kroki cieżkich butów, znak ze żołnierze odchodzą. Gdy na dobre zniknęłi wyjrzała płochliwie z kryjówki, po czym niemal na czworakach wydostała się na zewnątrz, niemal podpełzajac do Luke'a, który wyglądał przez chwilę przez iluminator, następnie podszedł do konsoli sterowniczej, przerzucił akcelerator na pełną prędkość i wstrzymał oddech.
Ku wielkiej uldze jego i Shayley, statek zaczął oddalać sie coraz bardziej od gwiezdnego niszczyciela dartha vadera, co oznaczało, że żołnierze dezaktywowali promieć ściągający.
Shayley usiadla obok Luke'a, czując że opuszczają ją nerwy. Ręce miała chłodne i wilgotne.
– Mistrzu – odezwała się cicho. – Jestem tutaj. Nic ci się nie stało?
– Nie – odparł w skupieniu. – Jestem cały. Trzymaj się, będziemy przekraczać prędkośc światła. –
Nim jednak to się stało dostrzegli tylko lufę działa gwiezdnego niszczyciela. Zdążyli w ostatniej chwili uciec. Nie było trudno się domyśleć co właśnie się stało. Vader kazał uruchomić główny reaktor, a co za tym idzie unicestwić Tatooine.
Shayley dostrzegła łzy w oczach Luke'a. Położyła mu delikatnie ręke na ramieniu. Wiedziała, że jego ojczysta planeta, na której spędził dzieciństwo i wczesną młodość właśnie zniknęła z powierzchni galaktyki, że nie mają już po co tam wracać.

4 replies on “rozdział 5”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink