X
Luke i Ahsoka zebrali wokół siebie kilkoro starszych padawanów. Zaldweie tylko troje. 13-letniego Jasona, Allanę oraz nie zpełna 16-letnią Sarę, która co prawda zdaniem Luke'a nie była obdarzona wielkimi umiejętnościami jedi. Moc nw niej była jednak na tyle nieukierunkowana, iż Luke żywił nadzieję ze z czasem się całkiem przebudzi. Mimo tego pozostali padawani lubili jednak Sarę. Obdarzona była aksamitnym głosem i nie raz w zimne wieczory, lub kiedy ciemność i mrok stawały się bardziej przytłaczające, wszyscy włącznie z Luke'em siadali dookoła niej, słuchając jak śpiewa, przygrywając sobie na harfie. Przynosiło im to spokuj oraz koiło nerwy.
– Ahsoka zostanie tutaj z wami – oświadczył Luke, gdy już wszystkie oczy skierowały się na niego. – Jesteście jej winni bezwzględne posłuszeństwo. Nie wolno wam robic niczego na własna ręke.
– Ale mistrzu – zaprotestowała Arianna. Mimo zprzeciwu postanowiła jednak zostać i uczestniczyć w na razie. – TU chodzi o zycie mojej mistrzyni. Jak mogłabym inaczej udowodnić jej że jestem godna tytułu padawana, niż tym by ją ratować?
– Nie Arianno, to nie działa tak – odezwał się Luke, kładąc delikatnie dłoń na ramieniu dziewczynki. – Bohaterami nie stajemy się przez to, ze narażamy się nie potrzebnie, ale przede wszystkim przez to, ze potrafimy być posłuszni i robimy wszystko by nikogo nie zawieść.
– Ale ja właśnie nie chcę zawieść mistrzyni Starlightt – zaprotestowałą Arianna. – A jeśli ona już nie żyje?
– A co ci podpowiada serce? – Wtrąciła się nagle łagodnie Sara.
Arianna przymknęła oczy, jakby wsłuchując się w podszepty mocy.
– Ona zyje – odpowiedziała po chwili. – Żyje i jest… Nie złomna. Niczego nikomu nie powie i będzie walczyc do samego końca.
– Widzisz? Tak więc jest jeszcze dla niej szansa – pocieszył ja Luke.
– Co kolwiek by się działo – trąciłą się Ahsoka – możesz być pewna, ze nie pozwolimy twojej mistrzyni zginać. Na razie proszę cie jednak zebyś została tu ze mna. Będę cię potrzebować.
– Ja tym czasem pójdę z… – Luke urwał, bo w słowo wpadła mu Sara:
– Mistrzu, ja mogę z tobą iść. Myślę zę będzie to o wiele mniej ryzykowne niż to, gdyby poszła z toba na przykład Arianna czy Allana…
– Czy ja – dodał milczący do tej pory Jason. – Wybacz że to powiem Sara, ale twoje umiejętności w posługiwaniu się mocą nie stanowią dla imperialnych zadnego zagrożenia. Zwyczajnie nie będziesz się liczyła.
– To właśnie chciałam powiedzieć – przyznała spokojnie dziewczyna, a w jej głosie nie było słychać nawet cienia urazy.
Spojrzała wymownie na Luke'a, który patrzył po kolei na wszystkich, rozwarzajac wszystkie za i przeciw. Tak naprawdę nie chciał narazać nikogo. Najchętniej udałby się sam na desperacką i być może samobójczą misję ratowania Shayley. Ale wiedział ze będzie mu potrzebna pomoc. Gdyby cos mu się stało, nikt inny wtedy nie pomógłby Shayley.
Popatrzył jeszcze raz na Sarę. Czuł drzemiącą w niej gdzieś głęboko bardzo wątłą moc, nie pewna, jakby nie wiedzącą czy się ujawnić czy nie. Sara jednak nie była odbarzona tylko muzycznymi umiejętnościami, które tak bardzo doceniali wniej padawani. Była posłuszna, skora do pomocy i co najważniejsze, była dość dobra w pilotażu, radząc sobie prawie równie dobrze jak Luke. Nikt inny nie potrafił z taka zwrotnością latać nawet zwykłym śmigaczem.
– NO dobrze – odezwał się po chwili. – Tak więc ja i Sara wyruszamy odbic Shayley z rąk imperialnych, a wy zostańcie tu z Ahsoka i czekajcie na wieści.
– W razie gdybyście potrzebowali wsparcia daj znać – odezwałą się poważnie Ahsoka. – Mam dość siedzenia w ukryciu. Jeśli tylko będę w stanie, pomogę.
– Doceniam to – odpowiedział Luke, kiwnąwszy Ahsoce z szacunkiem głową.
– Mistrzu? – Zapytałą Arianna, lecz nagle podbiegła do Sary i mocno się do niej przytuliła. Zaskoczona dziewczyna nachyliła się nieco i objęła ramionami plecy Arianny.
– Wróccie oboje cali – poprosiła dziewczynka szeptem. – Razem z misrzynia Starlight.
– Nie martw się o to – pocieszyła ją kojąco Sara, kładząc włosy ziewczynki. – Wrócimy. Razem z mistrzynią Starlightt.
– I nie daj zkrzywdzic mistrza Luke'a – przypomniała jej jeszcze Arianna.
Sara uśmiechnęła się w odpowiedzi.
– Wiesz jakie są moje umiejętności – odpowiedziała. – Jesteś młodsza ode mnie, a władasz mocą o wiele sprawniej niż ja. Jednak możesz być pewna, że jeśli będzie trzeba oddam za mistrza Skywalkera zycie. –
Po tych słowach pocałowała Arianne w policzek i wyprostowała się, a wyrażnie uspokojona dziewczynka stanęła u boku Ahsoki.
Nagle z oddali dobiegł ich pospieszny, gorączkowy krzyk:
– Luke, Luke zaczekaj! –
Wedge biegł ku nim z prętkością niemalże swiatła. Zatrzymał się zdyszany, utkwiwszy oczy w Luke'u.
– Mogę… Mogę się wtrącić? – Zpytał, uspokajając po chwili oddech.
– O co chodzi Wedge? – Zpytał Luke.
– Chciałbym lecieć z tobą – wyrzucił z siebie pilot na wydechu, jakby bał się ze ktoś mu przerwie zanim dokończy zdanie. – Wiem ze lecisz szukać SHayley. Chciałbym lecieć z toba. Jestem jej to winien. Sama przecież uratowała mi życie swego czasu, narażając własne.
– Ale Wedge… – Zaczął Luke, lecz w korelianinie w tej chwili puściły emocje:
– Przestań Luke! Wiem ze powinienem się do ciebie zwracać z szacunkiem, bo jesteś mistrzem jedi i tak dalej. Ale jesteś też moim kumplem. Lataliśmy razem w eskadrze łotrów, walczyliśmy ramię w ramie przeciwko pierwszej i drugiej gwieździe smierci, w bitwie o hoth… Ratowaliśmy sobie życie. Czy to ci, do wszystkich sługusów Ksendora nie wystarczy? Nie będziesz narażał nikogo ze swoich padawanów, co to to nie. Ja jestem tylko zwykłym pilotem. Mocy jest we mnie tyle co w myśliwcu, którym tu przylecieliśmy. Będę się jeszcze mniej liczył, a gdyby coś się stało… Tak czy inaczej wyciągnę was z tego bagna. –
Przerwał na moment, oddychając szybko. Luke wyczuwał w nim burzę różnorodnych emocji. Usiłował sięgnąć myslą do jego umysłu by go uspokoić, ale w ostatniej chwili odpuścił.
– Luke – Odezwał się po chwili Wedge już ciszej i spokojniej, ale w jego głosie przebrzmiewała niemal błagalna prosba. – Zabierz mnie ze sobą. Jeśli tego nie zrobisz i tak polecę za tobą, będę twoim ogonem i jedyne co będziesz mógł zrobić by mnie powstrzymać, to zestrzelenie mojego statku. A załozę się o wszystkie kredyty galaktyki ze tego nie chcesz. –
Luke spojrzał na przyjaciela zrezygnowany.
– Wedge, ale ja nawet nie wiem gdzie ona jest – odezwał się cicho, lecz korelianin tylko prychnął pogardliwie.
– Tere fere, gadaj sobie – burknął. – W takim razie tym bardziej potrzebujesz czyjejś pomocy.
– Uważam – wtrąciła się nagle stojaca z boku Ahsoka – że Wedge ma chyba trochę racji.
– Mistrzu… – Sara spojrzała na Luke'a. – Zrobisz co zechcesz, ja się dostosuję. Mogę zostać z mistrzynią Tano…
– No no, przestań się wygłupiać z tą mistrzynią – przerwała AHsoka.
– Przepraszam. Mogę zostać z… AHsoka, ale mogę też lecieć z toba – dokończyła po chwili nieco zmieszana Sara.
– Nie zatrzymasz go – rzuciłą cicho Ahsoka, wskazując nieznacznie na Wedge'a i rzucając Luke'owi spojrzenie mówiące: – bardzo mu na tym zależy.
– NO dobrze. – Luke westchnął ciężko. – W takim razie przygotuj statek do drogi, Wedge. Lecisz ze mną.
– Ten statek którym przylecięłismy ma się rozumieć? – Ulga w głosie Wedge'a była niemalże namacalna.
Luke pokiwał bez słowa głową.
– Luke. – Ahsoka podeszła i na krutka chwilę położyłą mu rękę na ramieniu. – Wsłuchaj się w moc, w swoje uczucia do Shayley. Zobaczysz ze one cię do niej zapowadzą, bez komputera nawigacyjnego. A ty zaprowadzisz do niej Wedge'a.
– Mam wrażenie zę wystawiam go na wielkie niebezpieczeństwo – odpowiedział cicho Luke. – Że wciągam go w pułapkę.
– Nie myśl tak. – Głos Ahsoki stał się miękki. – Nawet gdybyś kazał mu zostać, on i tak by poleciał. Nie zatrzymałbyś go. –
Uśmiechnęła się zagadkowo.
– Niech moc będzie z wami. – Z tymi słowami odwróciła się, machnęła ręką na Sarę, Jasona, Allane i Ariannę, poczym zniknęła, zostawiając Luke'a z wątpliwościami i nadzieją jednocześnie.