VII
Luke leżał na ziemi, przerażony i sparaliżowany. Już dawno nie czuł się tak bezsilny. Jednak zamiast to go przytłaczać, napędzało w nim złość.
– Co ze mnie za mistrz, do diaska – pomyślał sobie w duchu.
– Każdy znajduje się kiedyś w sytuacji, która go przerasta – usłyszał w myślach znużony, cichy głos. – Nawet mistrz… –
Rozchylił powieki. Zobaczył nad sobą jakaś postać, trzymającą ręke na zadanej mu przez miecz nieznajomego ranie.
– Fulcrum – zaczął cicho. – Jednak… Przyleciałaś.
– Nic nie mów! – Ahsoka uciszyłą go stanowczo, a Luke uświadomił sobie nagle, ze to jej głos słyszał przed chwila w odpowiedzi na swoją myślową skargę. Togrutanka odwróciła się, by zobaczyć Shayley, leżącą nieruchomo nieopodal nich, z wyciągniętymi przed siebie rękami, jakby chciała się przed czyms zasłonić i wyrazem bólo na twarzy.
Nieznajomy sith tym czasem pochylił się i podniósł młodą Jedi. Ahsoka nie mogła na to dłużej patrzeć.
– Zaczekaj tu – rzuciła do Luke'a, poczym sama znalazła się przy nieznajomym.
– A koguż my tu mamy – zadrwił. – Radzę ci się w to nie mieszać. Przecież ty nie jesteś jedi. Jesteś wyrzutkiem.
– Mów sobie co chcesz – odparowała Ahsoka. – Moc mnie nie opuściła! –
Niesnajomy posłał w jej stronę kolejna kule energii, podobna do tej, którą ugodził Shayley, lecz słabsza i mniejszą. Ahsoka machnęła mieczem, który przy zetknieciu z tą energią zrobił się nagle przeraźliwie gorący, lecz ona nie zwróciła uwagi na ból.
Jednak ta chwila wystarczyła, by nieznajomy, wciąż z Shayley na rękach jednym skokiem znalazł się nieopodal statku, którym tu przyleciał. Jakby lewitował.
– Nie! – dało się słyszeć nagle przeraźliwy krzyk. – Nie ty durniu! Nie ona!
– Wedge! – Krzyknęła Ahsoka ostrzegawczo, lecz najwidoczniej młody generał jej nie słuchał. Dostrzegła jak podrywa statek i rusza w pogoń za nieznajomym sithem, a w okół niego zbierają się jak roje owadów tie myśliwce, uniemozliwjajac mu kontynuowanie pościgu.
Ahsoka z ciężkim westchnieniem odwróciła się, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu padawanów. Wszyscy ztłoczyli się w grupce, otaczając kółkiem zapłakana Ariannę. Przechodząc obok nich, poklepywała po ramieniu każdego z osobna, chcąc im pokazać ze rozumie ich strach.
– Sama to kiedyś przechodziłam – przebiegło jej przez myśl. – Sama nie raz bałąm się o życie swojego mistrza… –
Dostrzegła Ariannę. Mała patrzyła na nią tak, jakby wiedziała więcej niż powinna. Togrutanka podeszła do niej, kucnęła naprzeciwko i spojrzała małej w oczy.
– Nie martw się – przemówiła najbardziej kojącym i cichym głosem, na jaki było ja stać. – Zrobie wszystko by twoja mistrzyni się odnalazła. Cała i zdrowa. –
Była to prawda. Ahsoka dopiero teraz uświadomiła sobie, ze polubiła Shayley i zaczynała czuć złość na sama siebie, ze nie dała rady jej uratować.
Arianna pokiwała głową w odpowiedzi i spojrzała gdzieś w dal. Ahsoka słyszała jej myśli i wiedziała, co dziewczynka stara się jej przekazać.
– Już idę – odezwała się, poczym wstała i niemal ze pobiegła do Luke'a.
– Wstań, mistrzu Skywalker – odezwała się, nachylając się i chwytając go za rękę. Luke poczuł na swojej dłoni uścisk jej chłodnych palców.
– Mów mi Luke – odezwał się, z jej niewielka pomocą podnosząc się z ziemi. Nie czuł już prawie bólu. Pomógł sobie mocą.
– Dobrze… Luke – odpowiedziała z wachaniem. – Ja jestem Ahsoka. –
Uścisnęłi sobie ręce bez słowa. Następnie Ahsoka wskazała gdzieś w dal.
– Wedge – powiedziała tylko cicho.
Otaczajace korelianina tie-myśliwce oddały do niego ostatni, jakby pożegnalny strzał, po czym wszystkie wsatki, włącznie z tym pilotowanym przez nieznajomego sitha, jakby na komendę skoczyły w nadprzestrzeń.
– Zawracaj – szepnęła Ahsoka, nie zdajac sobie sprawy z tego że powiedziała to na głos. Luke uścisnął jej rękę. Rozumiał Wedge'a, ale rozumiał tez niepokój Ahsoki.
Frachtowiec po chwili zatoczył w powietrzu łuk, a następnie wylądował. Ze srodka wybiegł pędem rozzłoszczony Wedge, klnąc po koreliańsku i wyładowując w ten sposób swoją wściekłość. Luke dawno już nie widział swojego przyjaciela w takim stanie.
– Co ze mnie za idiota – zawołał, podbiegajac do nich. Kurczowo łapał oddech jak po szybkim biegu.
– Wedge, hej Wedge! – Ahsoka wyciągnęła rękę i położyła mu na ramieniu. Czuła ze Wedge aż drży od nagromadzonych w nim emocji. – Posłuchaj. Wściekanie się nic ci nie da. Nie mogłeś nic zrobić rozumiesz?
– To mója wina – odburknął ze złoscią. – Nie powinienem dać im uciec.
– Nie mogłeś nic zrobić – powtórzył słowa Ahsoki Luke. – Teraz musimy zastanowić się co robić. –
Ahsoka zauważyła nagle zbliżających się w ich stronę grupkę padawanów.
– Ja chcę szukać mistrzyni Starlight – odezwała się od razu Arianna, nim jeszcze znalazła się dostatecznie blizko. Już nie płakała. Na jej twarzy Ahsoka dostrzegła jakaś dziwną determinację, która w niewyjaśniony sposób pasowała jej do niej samej.
– Arianno – odezwał się cicho Luke gy podeszli bliżej. – Wiem ze chcesz szukać Shayley, ale sama w pojedynkę nic ie zrobisz. Kim kolwiek był ten sith, udało mu się pokonać mnie, Shayley i Ahsokę. Sama w pojedynkę nie wiele byś zdziałała. –
Arianna spuściła smutno głowę.
– Zostaw – szepnęła cicho Ahsoka w myślach do Luke'a. – Sama z nia porozmawiam. Wydaje mi się, ze się zrozumiemy. –
Luke spojrzał na togrutanke ze zrozumieniem.
– Chodźcie – odezwał się do pozostałych. – Ty zostań Arianno jeszcze na chwilę. Wedge, ty też chodź. –
Wedge'owi opadły bezwładnie ręce. Spojrzał na Luke'a tak, jakby chciał powiedzieć: "dobra stary, już mi wszystko jedno", poczym wszyscy oddalili się, zostawiając same Arianne i Ahsokę, które przez chwilę patrzyły na siebie bez słowa.
W końcu Arianna przerwała milczenie:
– Ty jesteś Ahsoka Tano prawda? Ty jesteś tą, która przed laty walczyła w wojnach klonów? –
Ahsoka zamrugała powiekami, ale usmiechneła się do małej ciepło.
– Z kąd aż tyle wiesz? – Zpytała. – Nie powiedziałam ci jak się nazywam.
– Mistrz Skywalker nazwał cię Ahsoką – odpowiedziałą Arianna takim tonem, jakby to było oczywiste. – Znam tylko jedna AHsoke togrutankę. To ty… –
Ahsoka mimowolnie uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Czuła promieniującą od małej silna moc i dopiero teraz zrozumiałą w pełni, dla czego wzbudziłą takie zainteresowanie Shayley i Luke'a. Była niezwykle bystra.
– To ja – odezwała się nadal z uśmiechem, a Arianna przez chwile patrzyła na nia z szeroko otwartymi ustami.
– A więc… Ty możesz uratować mistrzynię Starlight – ztwierdziłą z takim przekonaniem, jakby nawet sama Ahsoka nie była w stanie go podważyć. – Możesz to zrobić, potrafisz. Jesteś niezwyciężona przecież…
– Arianno – odezwałą się cicho AHsoka, a entuzjazm zniknął nagle z twarzy dziewczynki, zastąpiony lekkim zdziwieniem. – Posłuchaj mnie. Oczywiście ze zrobię wszystko by uratować twoja mistrzynię, ale zapamiętaj sobie jedno. Nikt nie jest niezwyciężony. Siła jedi tak naprawdę leży w jego sercu, a nie w wyglądzie. Rozumiesz? –
Arianna pokiwałą niepewnie głową.
– Jeśli jesteś dobra dla innych, jeśli twoim celem jest zapobieganie i przeciwdziałanie złu, niesienie pomocy innym… I jeśli robisz to dobrze, to właśnie daje ci siłę. Moc też jest w jedi, ale ona im tylko pomaga. Nie mogą całkowicie na niej polegać, tak jak robią to sithowie, wynosząc się ponad wszystkich swoja niby potęgą, która tak naprawdę nie jest nawet w połowie taka jak potęga jedi.
– Mówisz trochę jak mistrz Skywalker – zauważyła Arianna. – Czyli jesteś jedi…
– Nie. – Ahsoka westchnęła cicho, a Arianna wyczuła w jej głosie nagły smutek. – Nie jestem już jedi.
– Nie prawda, jesteś – krzyknęła piskliwie. – Dla mnie zawsze nią będziesz. Nie obchodzi mnie to co było kiedyś, to ze rada nie słusznie cię o coś oskarżyła, to zę uciekałaś przed nimi bez jakiej kolwiek szansy obrony… Nie poddałaś się. Więc jesteś Jedi. Nikogo nie skrzywdziłaś nigdy. –
Ahsoka położyła bez słowa rękę na ramieniu Arianny.
– Dziękuję – odezwała się po chwili. – A ty jesteś bardzo mądra. I zostaniesz potężną jedi, może nawet potężniejszą niż ja. Niż kto kolwiek z nas.
– Mistrz Skywalker też tak mówi. – W oczach Arianny zapaliły się nagle jakieś iskierki podekscytowania, jednak szybko zgasły. – Ale mistrzyni… Znaczy…
– Ahsoko – wpadłą jej w słowo togrutanka. – Mów do mnie Ahsoko.
– NO więc… Ahsoko. – Arianna spojrzała na nia niepewnie. – Uratujemy mistrzynie Starlight, prawda?
– Oczywiście. – Ahsoka starała się przelać w to słowo całą swoja pewność i przekonanie. W tym momencie w pełni rozumiała Ariannę.
– Jest taka jak ja – przebiegło jej przez myśl. – Stawia wszystko na jedną kartę. Teoretycznie małe dziecko, które tak naprawdę jest wielkie. I które chce to pokazać innym, żeby nie być przez nich postrzeganą jako plączący się pod nogami smarkacz… Porwie się z mieczem swietlnym na słońce byle tylko to udowodnić… Jak ja.
– Co się stało? – Arianna zauważyła widocznie zmianę na twarzy togrutanki.
– Nic. – Ahsoka wyrwała się z zamyslenia i powróciła do rzeczywistości. – myslę po prostu o tym, kto porwał Shayley i jak ja uwolnić… I zapobiedz najgorszemu. –
Tego ostatniego zdania nie powiedziałą jednak na głos, żeby nie przestraszyć Arianny. Miała cichą nadzieję, zę moc da jej jakaś wskazówkę, pokaże we śnie wizję, albo da jakiś inny sygnał tego ze Shayley nadal zyje.
4 replies on “rozdział 7”
Mam pytanie. To w końcu jest asoka czy ahsoka?
Ahsoka.
Popłakałam się. Po prostu łzy Mi z oczu lecą. Cudownie napisane.
Jejku dzięki. Dla mnie to nic nadzwyczajnego. Bardziej przeżywałam jeden z następnych rozdziałów, wtedy się popłakałam.