XX
Luke szedł spokojnie za szturmowcami. Czuł cierpienie Shayley i Leii, lecz zamknął się na nie. Wiedział że fmusi skupić się na swoim planie, który jak miał nadzieję się powiedzie. Czuł się silny. Wiedział że od swojego ostatniego spotkania z imperatorem wiele się nauczył, że zdoła już ukryć przed nim swoje uczucia i myśli.
Otworzył się teraz na moc tak, jak jeszcze nigdy do tej pory się nie otworzył. Zespolił się z nią do tego stopnia, że wszystko co go otaczało stało się jego częścią. Jedna jego część stała się szturmowcem, który podszedł do swojego towarzysza i wymierzył mu z zaskoczenia strzał z blastera, pozostawiając w miejscu serca wypaloną dziurę. Nastepnie ruszył przed LukeEm dalej, jakby nic się nie stało. Luke był tym szturmowcem, a jednocześnie był sobą. Był każdą metalową płytą pokładu okrętu, był każdym jego elementem konstrukcyjnym, który w każdej chwili mógł teraz odmówić posłuszeństwa, a jednocześnie był LukeEm Skywalkerem, prowadzonym najprawdopodobniej na śmierć.
Był elektrokajdankami, które opadły z jego rąk uwalniając go. Wszystko to działo się dla tego, ponieważ to wszystko było mocą, która przenikała teraz młodego jedi, łącząc go z każdą żywą istotą i każdym elementem na statku. Jego świadomość rozszczepiła się teraz na wiele licznych części. Jedna z nich była nawet imperatorem. Odczuwała radość, zadowolenie, napajała się rozkoszą, jaką przynosiła myśl o zabiciu LukeA.
Luke czuł to, ponieważ imperator był częścią mocy, która otuliła LukeA niczym objęcia kochanki.
Stanął w końcu przed obliczem imperatora. Nie czuł strachu. Potrafił spojrzeć w oczy swojemu największemu wrogowi. Wiedział że cchodź imperator jeszcze o tym nie wie, Luke ma nad nim teraz ogromną przewagę.
– A więc w końcu wpadłeś w moje ręce – odezwał się słodko imperator. – Po twojej walce z Vaderem nie sądziłem że przeżyjesz. Moc cię ocaliła młody Skywalkerze, ale teraz już ta nie będzie. Bo widzisz, moc słucha również mnie.
– Jej ciemna strona – odparł spokojnie Luke. – To zło jest twoim zprzymierzeńcem. Jeśli uda ci się mnie pokonać umrę, ale z tobą stanie się wtedy to samo. Odejdziesz razem ze mną. –
Imperator zaniusł się śmiechem w którym nie dzwięczała nawet nutka wesołości.
– Czyżby. Tak się składa, że nie byłeś w stanie uratować swojej siostry. Ponownie trafi do niewoli, tak jak twoja padawanka, którą śmiesz nazywać jedi. –
Luke w tym momencie poczuł odległą obecność Shayley. Wiedział że ukryła przed nim swoje uczucia, żeby go nie rozpraszać. Wysłał jej słabiutki impuls, znak że z nim wszystko w porządku, następnie zkupił się ponownie na imperatorze, a część jego świadomości która była Shayley odsunęła się gdzieś w głąb jego umysłu.
– jesteś zbyt pewny siebie – odezwał się imperator. – Zobaczysz że cię to zgubi.
– Od naszego ostatniego spotkania wiele się nauczyłem – odparł spokojnie Luke. – Nie pozwolę ci zkrzywdzić moich przyjaciół.
– Którzy cię zawiodą – zarechotał imperator. – Nie pomogą ci, tak jak ty teraz nie pomożesz im.
– Przekonamy się kto ma rację. –
Luke ponownie sięgnął po moc, która podała mu jego własny miecz, wyrywając go z ręki trzymającego go szturmowca.
Stanął w pozycji obronnej, wciąż patrząc w oczy impeatorowi.
– Tak ci tęskno za śmiercią – zaśmiał się palpatine. – Za twoją żałosną matką dyplomatką… –
Luke poczuł jak na wspomnienie jego matki zaczyna wrzeć w nim gniew. Zacisnął mocno dłoń na rękojeści miecza, całe jego ciało zesztywniało, lecz nie pozwolił złości nad sobą zapanować.
– Dobrze – zaśmiał się imperator. – Widać nie jesteś niewzruszony.
– Niewzruszeni są tylko tacy ludzie jak ty – odparł Luke. – Bezlitośni i bez serca, przeżarci na wskroź przez ciemną stronę.
– Dość tego! – Imperator wstał ze swojego tronu i sam dobył miecza. – Będziesz mi tu prawił morały na pare chwil przed śmiercią… Ach tak, czuję w tobie lęk. –
Zahihotał drwiąco.
– Boisz się o swoją siostrę i padawankę, równie bezwartościowe jak ty… –
Luke zacisnął pręce w pięści by powstrzymać ich drżenie.
– Luke – posłyszał w myślach ten sam głos jaki słyszał kiedyś. Iiepły, miękki i łagodny. Poczuł że złość i lęk go opuszczają.
Imperator natomiast włączył miecz. Zaatakował, lecz Luke był na to przygotowany. Odparował klingę przeciwnika i odpowiedział defensywą. Imperator nie spodziewał się tak silnego kątrataku, lecz nie dał ego po sobie poznać.
Luke natomiast urzył telekinezy i poderwał w górę tron palpatineA. W tej chwili wielkość przedmiotu nie miała dla niego znaczenia. Czuł się silny i wiedział, że nie umrze bez walki.
Cięzki przedmiot przeleciał nad nim, poczym pomknął wprost w stronę imperatora, ktory odbił go jednak meiczem, roztrzaskując go na części. Luke wykurzystal jego chwilową dekoncentrację i zaatakował, zmuszając przwciwnika do zmiany kierunku.
Walka stała sie coraz barziej gwałtowna i zaciekła, wymiana ciosów coraz szybsza. Obaj nie zwracali uwagi na rany, obaj wiedzięli ze moc jest z nimi i obaj nad nią panowali, usilując wykorzystać ją rpzecowko sobie.
– Dużo się nauczyłes od naszego ostatniego spotkania – odezwal sie Imperator. – Nie powinieneś dac sie wciągnąć w półapkę. Jestes a bardzo ufny.
– Zapamiętaj jedno – odparl Luke. – Jeśli mnei pokonaszm stanę sie jeszcze potęzniejszy. –
Powiedzial to lekceważącym tonem, jakdyby śmierc byla dla neigo tylko snem. Następnei wyprowadzil fintę w kierunku przeciwnika, ktory jednak zdołal ja odbić, odpowiadając śmiertelnym ciosem, ktory tylko dzięki szybkości Luke'a nie doszedl do skutku.
– Tracisz siły starcze – odezwal sie znowu Luke jakby w transie. – Słabniesz.
– Ale moca jestem jeszcze silniejszy – odparł imperator. Jedną ręką wciaz trzymał miecz, dróją uniosl w górę i posłal w kierunku Jedi błyskawicę sithów. Luke jednak byl na to przygotowany, wiedzial ze prędzej czy później to się stanie. On rówiez użyl mocy poczym odepchnął ją od siebe. Imperator jednak nei dawał za wygraną, starając się zdekoncentrowac Luke'a, ten jednak oskonale radził sobie i w walce meiczem, oraz w obronie przez blyskawicami. Przewidywał jaki będzie następny ruchimperatora.
Płynnym skomiem blyskawicznei znalazl się za plecami przeiwnika, który ledwo zdołal uniknąc ciosu zielonego laserowego promienia, ktory z pewnością rozpłatałby stare iało na pół.
Luke oddychał cięzko z wysiłku. Po twarzy zplywal mu pot, lecz wiedzial ze musi doprowadzil tą walkę do końca. Zkupił się jeszcze bardziej, poczym nakierowal lecąca ku niemu błyskawicę mocy w kierunku imperatora. Patrzył neiwzruszony jak fala cierpienia dosięga jego przeciwwnika, jak własna broń imperatora, ta, ktora niegdyś dręczył jego obraca się przeciwko Palpatinowi. Obserwowal jak tym razem to palpatine pada na siemię pod wpływem tego ciosu, tak jak niegdys on sam. Jal keży w tym momencie niezdolny do jakiego kolwiek działania. Miecz imperatora po chwili sam śmignął do ręki mlodego Jedi, który stanął nad swoim przeciwnikiem. Tak, tym razem to palpatine poniósl porazke, lecz czy na pewno?
– Nie doceniles mnie – odezwal się spokojnie Luke. – Teraz to ty placisz cenę za brak wyobraxni. Zgobiła cię twoja pewnośc siebie. –
Błyskawice przestały już strzelać z palców imperatora, który podniosł się po chwili. Jak na starca którym był, oraz cierpienie którego dosnał zrobił to jednak dość energicznie.
– To jeszcze nei koniec – Odezwał sie Do Luke'a. – Przygotowałem do ciebie inne przedstawienie. Obejżysz je w swoim czasie. Zobaczymy, czy wtey też będziesz taki pewny swojej siły… I wiary w padawankę, w ktorej pokładasz cała swoją nadzieję, czyz nie? –
Luke odetchnął głeboko. Ukrył przed imperatorem wszystkie swoje myśli. Pozwolil by ponownie ogarnąl go spokój, otwierajac sie tym samym na przepływ mocy.
– Osobiście zaprowadzę cię do twojej celi – odezwal się imperator, wybuchając bezlitosnym smiechem. – Chodź za mna, mlody Skywalkerze. Pożałujesz tego dnia, jestem tego pewien.