Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 10

X

Minęło już kilka dni od zniszczenia Tatooine, a Luke stawał się coraz bardziej zaniepokojony. Wizje cierpiącej Leii prześladowały go coraz częściej, w dodatku przeplatały się z innymi, w których widział Shayley, zchwytaną i bezbronną, bądź klęczącą przed imperatorem i przysięgającą mu posłuszeństwo. Nie mówił o tym padawance, widział że jest przerarzona o wiele bardziej niż to okazywała. Zkupiał się na tym by nauczyć ją jak najwięcej, żeby przygotować ją na najgorsze, tak na wszelki wypadek.
Mniej więcej tydzień po zniszczeniu Tatooine Shayley przybiegła zaniepokojona do LukeA, który akurat był w sterowni i pilotował ich statek.
– Mistrzu, widzisz to co ja – zapytała. – Ściga nas jakiś statek…
– Wiem Shayley, wiem – przerwał jej. – Usiłuję go zgubić. Wiem tylko jedno. To nie jest Vader, co nie oznacza że nie musimy mieć się na baczności..
– Gdzie lecimy w ogule – zpytała Shayley, widząc na tablicy kątrolnej wspórzędne jakiejś planety.
– Na Endor – odpowiedział spokojnie Luke. – Mam nadzieję, że dolecimy tam bez towarzystwa. –
Shayley podeszła do niego blizko, tak że musiał spojrzeć jej w oczy.
– powinnaś iźć odpocząć – odezwał się z troską. – Widzę jak wyglądasz. Jesteś zmęczona.
– to nie ważne – odezwała się pewnie. – Nie zostawię cię tu samego razem z nim. –
Mówiąc to wskazała na kropkę będącą ścigającym ich statkiem.
– Dasz mi trochę popilotować – zapytała, gdy Luke na jej słowa tylko westchnął cicho. Shayley wiedziała że coś go gnębi i była wściekła na siebie że nie potrafi mu pomuc. Postanowiła robić wszystko żeby tylko odwrócić jego uwagę od tych udręk.
– Jeszcze nie – odparł. – Kiedyś ci pokażę, obiecuję. Jeśli chcesz usiądź tutaj i patrz. –
Posłuchała go i usiadła obok niego, przyglądając się z wielką uwagą temu co robi.
– zastanawia mnie jedno – odezwała się po jakimś czasie. – Dla czego ten statek do nas nie strzela. Może to jednak sojusznik?
– Nie byłbym tego taki pewien – odparł Luke. – Ktokolwiek nas ściga emanuje silną mocą, to nie może być nikt z rebeliantów, nie latają przecież takimi tie myśliwcami. Poza tym, wśród nich tylko ty i ja jesteśmy wrażliwi na moc, chyba że… –
Urwał nagle, jakby doznał jakiegoś olśnienia.
– Leia – szepnął cicho.
Shayley położyła mu rękę na ramieniu. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, wszystko sobie nawzajem zaprzeczało.
– Myślisz że to Leia – zpytała cicho. – Leia i tie myśliwiec… Wygląda na imperialny.
– Nie wiem – przyznał Luke. – Do puki tego nie sprawdzimy nie będziemy wiedzieć. –
Nagle w jego myślach odezwał się jakiś głos. Luke był do tego przyzwyczajony. Nie raz słyszał już głos Obiwana Kenobiego udzielającego mu rad, lecz to nie był tym razem jego głos. Był to głos kobiecy, lecz słowa które wypowiedział były młodemu Jedi dobrze znane:
– Uważaj Luke. Uważaj… –
Brzmiał delikatnie i łagodnie, lecz dźwieczał w nich jakiś ukryty smutek. LukeA bardzo ten głos poruszył.
– Co się dzieje? – zapytała Shayley. – Co…
– Słyszałęm głos – odpowiedział Luke. – Poraz pierwszy… Ostrzegał mnie przed czymś. To był głos kobiety… Młodej kobiety.
– Leia… – Shayley zniżyła głos do szeptu.
– Nie, to nie Leia – odparł Luke.
Pod wpływem impulsu złapał padawankę za rękę.
– Ten głos był inny niż Leii. Łagodny, nabrzmiały jakimś dziwnym uczuciem, ale bardzo smutny… –
Shayley ścisnęła jego rękę.
– Zkoro cię ostrzegł, powinieneś w takim razie uważać – odezwała się cicho.
Luke uwolnił rękę z jej uścisku.
– Jeśli ten kto nas ściga nie wykazuje wrogich zamiarów, to może wie co stało się z Leią – powiedział bardziej do siebie.- Jeśli wpadniemy przez to w półapkę, to zdałaś test na czujność Shayley.
– wolałabym żebyś to ty miał rację – odpowiedziała ponuro.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 9

IX

Darth Vader postanowił wcielić w życie swój plan zwabienia LukeA. Wiedział że tym razem nie wystarczą same wizje mocy, że musi uciec się do swojej tajnej broni, kogoś kto był jego ostatnią nadzieją, a o kogo istnieniu nie wiedział nawet sam imperator. Postanowił wykorzystać do tego swojego tajnego ucznia, młodego sitha który był jego ostatnią nadziegą. Syna pewnego jedi, którego zamordował, a jego syna, małego wówczas i przerarzonego chłopca porwał i nauczył go władania ciemną stroną mocy, nazwał starkillerem i wpoił mu nienawiźć względem jedi. Od tej pory starkiller był prawą ręką vadera, który postanowił ponownie się nim posłużyć do zchwytania LukeA Skywalkera.
Gdy wszedł do kabiny swojego ucznia zobaczył, że tamten klęczy na metalowej podłodze, utkwiwszy brązowe oczy w czerwonej klindze swojego miecza świetlnego. Vader wiedział że jego uczeń właśnie medytuje i odczuwał satyswakcję że ćwiczy. Nie cieszył się nigdy z powodzeń starkillera, wolał go karać niż chwalić, uważał że chwalenie i cieszenie się czyimś sukcesem jest słabością, że tak robią tylko jedi, których uważał za słabych i kruchych niczym liście na wietrze. To samo powtarzał zawsze swemu uczniowi, aż w końcu starkiller zaczął myśleć tym samym tokiem. Każdy kto chciał zkrzywdzić vadera był jego wrogiem i kończył życie z jego ręki.
Gdy starkillem wyczuł obecność mistrza wyłączył miecz, poczym wstał z kolan i zpojrzał na vadera wyczekująco.
– co się stało, mistrzu – zpytał vadera.
– Mam dla ciebie zadanie – odpowiedział czarny lord. Bardzo rzadko nazywał Starkillera swoim uczniem. Przeważnie zwracał się do niego bezimiennie.
– Wytropiłeś jakiegoś jedi – zapytał starkiller z nutą zkrywanej ciekawości. Zabił już nie jednego jedi, uważał ich za zagrożenie dla jego mistrza, za robactwo które nie powinno istnieć.
– Zgubiłem trop jednego z nich – odpowiedział Vader. – Nazywa się Luke Skywalker. Twoim zadaniem jest go znaleźć i przyprowadzić do mnie. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, możesz nawet starać się zdobyć jego zaufanie, co moim zdaniem nie będzie w cale trudne. Gdy ci zaufa przyleci ślepo za tobą prosto do mnie. Chodź ze mną. –
Po tych słowach wyprowadził ucznia z komnaty, poczym powiódł go w miejsce gdzie leżała wciąż ogłuszona Leia. Patrząc na nią starkiller pomyślał, że gdyby nie fakt że była jedi może drgnęłoby mu serce. Długie, brązowe włosy miała rozsypane w nieładzie wokół twarzy, prawą rękę uniesioną w górze jakby nadal coś trzymała, a lewa leżała bezwładnie wzdłóż boku. Na jej twarzy widać było frustrację pomieszaną z twardym, stanowczym zdecydowaniem. Wyglądała na osobę silną i pewną, z którą nie można zadzierać.
– to jego siostra – wyjaśnił Vader. – będziesz wiedział co należy zrobić. Zdaję się na ciebie. Jeśli nie wypełnisz zadania… –
Jego ręka powędrowała do miecza świetlnego, co miało oznaczać że nie zawacha się bezlitośnie zabić swojego ucznia.
– Tak jest, mistrzu – odparł Starkiller. Zawsze mówił te same słowa, po których zawsze następowało to samo. Jego ofiary walczyły do samego końca, lecz wobec potęgi ciemnej strony i tego, w jaki sposób się nią posługiwał złamywał je strach. Znajdowali się też tacy jedi którzy mu współczuli, uważali że został tylko zniewolony przez Vadera, To go rozwścieczało jeszcze bardziej niż upór czy błagalne krzyki.
Przyjrzał się jeszcze raz nieruchomej jedi.
– natychmiast wyruszam w drogę – odezwał się stanowczo. – z pewnością wrócę ze Skywalkerem. –
Po tych słowach dało się widzieć, jak leżąca do tej pory bez oznak życia Leia podrywa się gwałtownie, jakby to właśnie słowa Starkillera ją ocknęły. Usiadła gwałtownie, odgarniając włosy z oczu i patrząc to na vadera, to na jego ucznia z wyraźną odrazą.
– Wiedziałam że to ty jesteś w to zamieszany vader – odezwała się wzgardliwie. – Pogorszysz tylko swoją pozycję, jeśli będziesz dalej zaciskał kajdany.
– Milcz – warknął Vader. – Bo w przeciwnym razie ty pogorszysz swoją sytuację. –
Leia tylko prychnęła, patrząc kątem oka jak uczeń Vadera odchodzi.
– no prosze, wielki lordzie Vader – zadrwiła. – Nawet nie potrafisz sam zrealizować tego o czym marzysz. Bez przerwy ktoś inny odwala za ciebie czarną robotę, nie ty sam.
– Twój opór i ostre słowa mnie nie wzruszają – odparł Vader. – Lepiej milcz, jeśli nie chcesz na własne oczy oglądać śmierci twojego brata. –
Leia wciągnęła gwałtownie powietrze.
– No widzisz – odezwał się Vader z pozorną łagodnością i zrozumieniem. – Jak łatwo można nakłonić cię do współpracy, jeśli w grę wchodzi życie twoich blizkich. –
Po tych słowach odwrucił się, uprzednio zkrępowawszy Leię by nie mogła uciec, poczym zatrzasnął metalowe drzwi jej więzienia, pozostawiając ją samą, mając nadzieję zdławioną przez strach, a samemu czując satysfakcję i coraz większą pewność, że całkiem nie dłógo młody Luke Skywalker znajdzie się w jego rękach.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 8

VIII

Leia Organa była coraz bardziej zaniepokojona. Od kilku godzin była nieustannie ścigana przez statek imperium. Z początku była pewna że umknie im jak zawsze, jednak z każdą chwilą ta pewność rozwiewała się coraz bardziej.
Pomyślała o Hanie Solo, jednej z najważniejszych dla niej osób. Gdyby on tutaj był, na pewno wyrwałby ją z tej pułapki. Był dobrym pilotem, tak dobrym jak Luke…
Kolejne ukłucie strachu. Luke, jej bliźniaczy brat. On i Han byli osobami, za które bez wachania oddałaby życie.
– A może to chodzi o któregoś z nich – przebiegło jej przez myśl. – Może któremuś z nich coś się stało, może są w niebezpieczeństwie? –
Przypomniała sobie o swoich wizjach mocy. Do tej pory nie traktowała ich zbyt poważnie, jednak zaczęły ostatnio prześladować ją coraz częściej. Wizje Luke.a w rękach imperatora, męczonego, poddawanego torturom, lecz jednak uparcie odmawiającego powiedzenia jakichkolwiek informacji na temat Leii i Hana.
Tak, on by ich nie wydał. Właśnie dla tego Leia czuła niepokuj. Obawiała się o życie brata, zagubionego i odnalezionego kilka lat temu.
Nagle jednak coś kazało jej przestać myśleć o czymkolwiek. Maleńki stateczek którym leciała został trafiony z imperialnego myśliwca. Z rosnącym przerarzeniem patrzyła jak pikuje w dół. Nie miała najmniejszych szans.
Silniki zawyły w proteście, gdy usiłowała poderwać pojazd w górę i w tym samym momencie doścignął ją imperialny tie myśliwiec.
– Stój! – Zabrzmiało przez interkom. W tym głosie brzmiał wyraźny rozkaz. Leia uśmiechnęła się gożko.
– tak jakby to zalezało ode mnie, zamiast tego już bezurzytecznego złomu – odpowiedziała rzołnierzowi w duchu. Na głos jednak się nie odezwała.
Dobyła blastera, wiedząc że nie podda się bez walki, przygotowana na to co za raz sie stanie.
Jej statek został przyciągnięty promieniem ściągającym, wiedziała że właśnie wpadła w ręce imperium. Ostanowiła jednak walczyć do końca.
– Nie weźmiecie mnie żywcem – oznajmiła twardo przez interkom, tak żeby rzołnierze wiedzięli z kim mają doczynienia.
– nie bądź tego taka pewna, wasza wysokość – odparł zołnierz.
Leia wydała jakiś nieartykuowany okrzyk wściekłości, która w tej chwili wyparła strach.
Wyszła na spotkanie rzołnierzom, którzy się tego nie zpodziewali. Trafiła jednego z nich z blastera, zamieniając go w masę roztopionego metalu i kości. Drugiego raniła.
– To za Luke.a i Hana – pomyślała w duchu. – na wypadek gdyby już im się coś stało. –
Trzeci rzołnierz jednak nie dał się już zaskoczyć. Gdy Leia uniosła drobną dłoń, w której ściskała kurczowo broń, tamten trafił ją z nienacka wiązką ogłuszającą.
Dziewczyna upadła na metalową podłogę, teraz już bezbronna.
Rzołnierz przyjrzał się dwóm towarzyszom. Jeden z nich podniósł się właśnie, zpoglądając na nieruchomą księżniczkę, którą chwilę później ponieśli wprost do czarnego lorda Vadera.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 7

VII

– Wszystko będzie dobrze – pocieszała Shayley lekko zmartwionego Luke'a. Widziała ze teraz sam potrzebował otuchy. Nie mięli zadnego kąkretnego planu ucieczki, Vader na pewno już ich szuka, a on poraz pierwszy nie wiedział gdzie mają się teraz udać. Na hoth, na despin? A moze na felucję albo w całkiem inną galaktykę, w świat, którego jeszcze nigdy przedtem nie widzieli?
Takie właśnie myśli dręczyły Luke'a i w cale nie podnosiły go na duchu. Shayley wciaz trwała przy nim i starała się podobnie jak on znaleźć jakiekolwiek wyjźcie z tej sytuacji.
– Gdzie jesteśmy? – Zpytała po chwili, zeby chociaż na chwilę zmienic temat.
– Bez sens. – Odpowiedź Luke'a całkiem ja zaskoczyła. – Masz rację Shayley, w cale nie daję ci teraz przykładu. Po pierwsze, nie możemy ciągle uciekać, po drugie muszę utrzymać cię przy życiu, a vadera jak najdłuzej w nieświadomosci ze istniejesz.
– Mistrzu? – Shayley postanowiła w końcu zadać to pytanie, czujac że wkracza na grzązki grunt. – To twój ojciec, nie współczujesz mu? –
Luke na chwilę odwrócił wzrok, lecz szybko spojrzał jej w oczy:
– To niczego nie zmieni – odpowiedział po chwili. – Moze kiedyś, ale na pewno nie teraz. Imperator trzyma go zbyt mocno w szachu. Dla tego właśnie obawiam się twojego spotkania z nim. Potrafi tak zmanipulować, ze omało nie złamał nawet mnie. Wykorzysta to co w tobie dobre przeciwko tobie, posłuży się tym jak bronią. Co byś zrobiła, gdybypalpatine zagroził zabiciem na przykład mnie, jeśli nie stanęłabyś po jego stronie?
– Nie wiem – przyznała z powagą. – Albo usiłowałabym cię ratować wszelkimi sposobami…
– Właśnie to – wpadł jej w słowo Luke. – Wszelkimi sposobami, czyli tym samym przyznałaś się ze zrobiłabyś wszystko. Wiesz teraz o czym mowię? –
Shayley w tym momencie zrozumiała. Zrobiło jej się głupio ze wcześniej tak bardzo wyrywała siie na spotkanie z Vaderem i imperatorem. Uświadomila sobie też z ogarniajcym ją wzruszeniem, jak Luke'owi bardzo na niej zależy.
– Nie stracisz mnie, mistrzu – zapewniła stanowczo. – Po za tobą nie mam nikogo.
– Uważaj – ostrzegł ją Luke. – Imperator bardzo łatwo to wykorzysta, jeśli dowie się o tobie. A powracając do twojego pierwszego pytania, jesteśmy kilka tysięcy lat świetlnych od czarnej dziury, jaką stało się Tatooine. –
W innych okolicznosciach Shayley rozbawiłoby nagły powrót do niby od niechcenia zaczętego tematu. Wiedziała teraz jak Luke uważnie ją słucha i zapamiętuje każde jej słowo.
Tej nocy Luke obudził się raptownie, wyrwany z sennej wizji. Tak, wiedział ze to była wizja, czuł to. Koło siebie zobaczyl klęczącą Shayley, opatuloną kocem.
– Co się stało? – W jej głosie pojawił się wyraźnie niepokój. – Krzyczałeś przez sen. Powtarzałeś tylko nie to, nie to. –
Luke nie wiedział co jej odpowiedzieć. Usiadł gwałtownie, czując jak ręce mu drżą. Uspokoił oddech.
– Leia – odezwał się po chwili. – Leia jest w niebezpieczeństwie.
– CO takiego? – Shayley zakryła twarz rękami. – Twoja siostra? Co się stało, co widziałeś? Opowiedz.
– Pojmali ją – zaczął Luke drżącym głosem. – Szturmowcy. Leciała z jakąś ważną misją zwiadowczą, była sama. Łatwo im poszło. Teraz trafiła w ręce imperatora. –
Urwał, usiłując zapanować nad drzeniwm głosu.
– Wiesz gdzie to jest? – Zpytała Shayley z glębokim przejeciem.
– Jakiś nieznany mi dotąd układ, nie wiem… – Przymknął oczy, usiłując przypomnieć sobie jakikolwiek szczegół, który mógłby mu pomuc w zlokalizowaniu miejsca pobytu siostry. Wciąż miał jej widok przed oczami.
– Pomoge ci ją znaleźć. – Głos Shayley był pewny. – Uratujemy ją, mozesz byc tego pewien. Nie martw się, zrobię to tak by się nie ujawnić, będę pomagać z ukrycia.
– Shayley… – Zaczął Luke, lecz ona mu przerwała:
– wiem że jesteś moim mistrzem i że to ja jestem ci winno posłuszeństwo, ale w tym wypadku nie mogę siedzieć bezczynnie. Nie znam Leii, ale słyszałam o niej wiele dobrego i nie spocznę do puki jej nie odnajdziemy. –
Luke chciał zaprotestować, powiedzieć jej ze postępuje nierozwaznie, ale z drugiej strony dozumiał ją doskonale. Shayley była sama, nie miała nikogo, nic dziwnego że po przez więź z Luke'em zwiazała się też w pewien sposób z Leią. Luke wiedział ze sam mógłby uratować siostrę, lecz tym razem był pewien, ze gdyby nakazałpadawance siedzieć bezczynnie i przyglądać się, jak oboje narażają zycie, na pewno by go nie posłuchała. Nie tym razem.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 6

VI

– nie wiedzieliśmy że to Jedi – tłumaczył gorączkowo jeden z rzołnierzy. Vader przestąpił z nogi na nogę. Jeszcze panował nad gniewem, jednak przychodziło mu to coraz trudniej.
– Idioci – syknął. – Głupcy, daliście się nabrać. Jeśli jeszcze okaże się że…
– Lordzie Vader! – do pomieszczenia wbiegł jeden z oficerów. – Wachadłowiec który ścigaliśmy właśnie wykonał skok w nadświetlną. Stracilismy go z oczu.
– Skywalker jest sprytny – odezwał się Vader niemal ze do siebie. Następnie zwrócił się do dwóch nieszczęśnikóSw:
– zawiedliscie mnie poraz ostatni. –
Po tych słowach podniósł do góry obie rece i zacisnął je w powietrzu. Dało się słyszeć trzask pękajacych kości, a żołnierze zwalili się na metalowe płyty pokładu statku.
– Nieudacznicy – warknął ze złością, poczym zwrócił się do oficera, który poinformował go o zniknieciu statku Luke'a:
– Wyjdźcie z pola asteroid. Muszę zkontaktować się z imperatorem.
– Jak sobie rzyczysz, lordzie. – Oficer zasalutował i wyszedł.
Vader natomiast udał się do kabiny medytacyjnej, w której porozumiewał się zazwyczaj ze swoim mistrzem.
– Na tatooine nie było rebeliantów – poinformował palpatine'a pare minut później. – Zamiiast tego znalazłem Skywalkera. Gdyby nie rzołnierze, którzy dali się nabrać na jego sztuczkę z sugestią mocy, jużbym go miał. Zdążył już uciec, moze być teraz na drugim końcu galaktyki.
– Zatem zwab go tutaj sposobem – odparł imperator. – Jeśli się postarasz i użyjesz subtelnej metody, sam do ciebie przyjdzie. Pokaż mu coś co go zaniepokoi, sprawi ze przyleci tutaj.
– Tak się stanie, mój mistrzu – odpowiedział Vader z chłodną pewnoscią w głosie. – Mam juz pewien plan. Wykorzystam przeciwko niemu jego własne słabości.
– A ma ich zporo – odrzekł drwiaco imperator. – Wierzę ze sobie poradzisz. –

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 5

V

– Telekineza – tłumaczył Luke spokojnie. – Czyli inaczej wprawianie jakiej kolwiek materii w ruch. Nie patrz z takim niedowierzaniem Shayley. – Dodał z lekko nutą śmiechu w głosie.
Znajdowali się na pokładzie niewielkiego wachadłowca, którym jak dotąd się przemieszczali. Uciekali, lecz nie byli jeszcze po za orbitą Tatooine. Luke na jakiś czas powierzył sterowanie astromechanicznemu droidowi jednostki r2, który służyl mu juz od dawna, a sam mógł poświęcić ten czac chociaż trochę Shayley.
– Daj mi swój miecz na chwilę – poprosił, a gdy uczennica go posłuchała położył go na ziemi przed sobą.
– Powtarzałem ci juz nie raz, ze moc potrafi wszystko. Przy jej użyciu mozesz nawet zasugerować osobie o słabej woli coś, czego w normalnych okolicznościach nigdy by nie zrobiła. Uważaj jednak, żebyś nie wykorzystała tego w złym celu. A teraz popatrz. –
Po tych słowach zamknął oczy. Wyciagnłą przed siebie prawą rękę, rozstawiając szeroko palce, zaś lewą dłoń położył na sercu. Na jego twarzy pojawił się ten sam wyraz co zazwyczaj, gdy wyczuwał wokół siebie moc i zespalał się z nią. W tem Shayley dostrzegła, jak jej miecz, leżący do tej pory bez ruchu unosi się lekko. Luke przesunął nieco prawą rękę w bok i to samo zrobił miecz, jakby był przywiązany do jego dłoni niewidzialną liną. Po chwili łagodnie opuscił go z powrotem na ziemię, jecz jakby po namyśle ponownie podniósł i nakierował prosto do ręki uczennicy.
– Jak ty to zrobiłeś? – Zpytała z niedowierzaniem.
– Musisz skupić całą swoją wolę, wyczuć moc dookoła siebie, pomiedzy tobą, mną, mieczem świetlnym, nawet tym statkiem którym lecimy. Moc otacza wszystko, całą materię. Gdy się zkącętrujesz, wyobraź sobie jaki kolwiek przedniot, zmniejszający się do rozmiaru twojej dłoni. Stań tak samo jak ja przed chwila, o właśnie, tak. –
Podszegł i delikatnie poprawił ułożenie jej prawej dłoni. Shayley bardzo zpodobał się dotyk jego ręki, lecz po chwili wyrzuciła z głowy tą myśl.
– Oddychaj spokojnie – mówił nadal Luke. – Wyczuj moc, poczuj ją w sobie i w tym mieczu. –
Shayley starala się jak mogła. Miecz na krutką chwilę wzniósł się o pare centymetrów, jednak tak ją to ucieszyło i rozproszyło, ze po chwili zadrżał i opadł z powrotem na ziemię.
– Prawie mi wyszło – zawołała piskliwie.
– Jak na pierwszy raz było całkiem nie źle – przyznał Luke. – Ale nie rozpraszaj się tak łatwo. Wtedy ci się uda. –
Nagle znieruchomiał, gdyż na tablicy kątrolnej zapaliły się czerwone swiatełka, a droid dawał znać piskiem ze coś jest na rzeczy.
– Zaczekaj tutaj – zawołał pospiesznie Luke, poczym popędził do kokpitu sterowniczego. Shayley mało kiedy mogła obserwować go jak biegł. Poruszał się zwinnie jak ktoś, kogo nie dotyczy cos tak prymitywnego jak siła grawitacji.
Z obawą, ale również z ciekawością wyjrzała przez iluminator. Poczuła gwałtowne szarpnięcie, a chwilę później usłyszała pełen zaskoczenia okrzyk Luke'a.
– Mistrzu – zawołała, biegnąc ile sił w nogach za nim, zapominajac w tym momencie całkowicie o telekinezie. – TO imperium! To muszą być oni!
– Gwiezdny niszczyciel. – Luke manewrował gorączkowo przy konsoli sterowniczej. – Wyposarzony w generator pola maskującego. Dla tego nie wykrylismy go wcześniej.
– Trafili nas, co dalej? – Shayley przestawało się to coraz bardziej podobać. – Oni tu czegoś szukają… Albo kogoś…
– Tylko spokojnie – odparł Luke. – Uszkodzenie na szczęście nie jest wielkie. Przejdę na sterowanie ręczne i wymanewruję jakoś żeby nas z tond wydostać. –
Shayley opadła na drugi fotel pilota obok swojego mistrza, zplatając drżace dłonie na kolanach. Widziała ze wciaz są ścigani. Widziała ze wytrzedza ich jeden statek, największy z nich wszystkich. Czuła że pilotem tego statku nie jest zwykły żołnierz, ze to…
– Vader. – Luke wypowiedział na głos to, czego ona najbardziej się obawiała. Udało mu się już zestrzelic kilka statków, jednak statek Vadera wciaz siedział im na ogonie.
Serce Shayley waliło jak oszalałe. Wierzyła ze jakoś z tego wybrną, jednak była przestraszona faktem, ze tak dali się zaskoczyć Vaderowi.
– Shayley, ukryj się. – Luke wypowiedział to zdanie nagle, a zabrzmiało ono jak nieznoszący sprzeciwu rozkaz.
– Dla czego? – Zpytałą zaskoczona.
– Vader nie może cię przy mnie zobaczyć, rozumiesz?
– Poddajesz się? – Prawie krzyknęła.
– Nie, ratuje ci życie – Odparł. – Zrób to o co cię proszę. –
Shayley nie chciała ponownie się z nim kłócić. Ukryła się pod pokładem, w schowkó, gdzie przeważnie przeworzone były jakieś części zamienne. Nie widziała teraz Luke'a, ale wyczuwała go mocą. Emanował bardzo silnie. Tak silnie, ze obawiała się iż wyczuł go również Vader. Poczuła znajome przyspieszenie, co oznaczało ze właśnie dokonali skoku w nadświetlną.
Jednak chwilę później zoriętowała sięże coś jest nie tak. Statek raptownie zwolnił. Zdołała usłyszeć jak Luke wciąga głośno powietrze. Domyśliła się co się dzieje. Znaleźli się w zasięgu promienia przyciągającego statku Vadera.
Wstrzymała oddech. Wiedziała ze są już zgubieni.
W tem na statek wpadło dwóch rzołnierzy. Usłyszała strzały z blastera, znajomy syk aktywowanego miecza świetlnego, chwilową walkę, a następnie okrzyk bólu swojego mistrza i głos jednego z rzołnierzy:
– Mamy go.
– Zabierz mu to – odparł drugi z nich.
Shayley najchętniej wyskoczyłaby teraz z kryjówki aby ratować mistrza, jednak wiedziała, czuła ze nie moze tego zrobić. Jego wola ją powstrzymywała.
– Puścicie mnie wolno – Shayley usłyszała w myślach głos swojego mistrza, którego nie mógł usłyszeć nikt inny prócz niej. W tym głosie nie słychać było nawet cienia strachu. – Puścicie mnie wolno i pozwolicie odejsć.
– Idź. – To był głos tego pierwszego rzołnierza, a za raz po nim odezwał się drugi:
– Pozwalamy ci odejść.
– Niczego tutaj nie znajdziecie – mówił Luke nadal spokojnie, wciąż słyszalny tylko przez myśli. – Nie ma potrzeby przeszukiwania tego statku, jest czysty. Powiedzcie to waszemu panu.
– Nie ma tu czego szukać, ten stetek jest czysty – oznajmił jeden z rzołnierzy.
Shayley omało nie wyszła z siebie. Wiedziała co Luke właśnie robi. Ratuje ich oboje używajac sugestii mocy, czegoś czego ona jeszcze nie potrafiła się nauczyć.
– Każ mu oddać mi broń. – Głos Luke'a zdawał się hipnotyzować. Nie, to nie był w takim razie głos. TO była wola młodego mistrza jedi, łamiąca wszelki słaby opór szturmowców, którzy z mocą nie mięli nic wspólnego.
– Oddaj mu broń – odezwał sie rzołnierz.
Shayley nagle uświadomiła sobie co Luke zrobił. Mógł przecież zabić szturmowców, lecz nie zrobił tego. Zachował się jak prawdziwy rycerz Jedi. Shayley w tym momencie ani trochę nie wątpiła ze zasłużył na to miano.
Usłyszała kroki cieżkich butów, znak ze żołnierze odchodzą. Gdy na dobre zniknęłi wyjrzała płochliwie z kryjówki, po czym niemal na czworakach wydostała się na zewnątrz, niemal podpełzajac do Luke'a, który wyglądał przez chwilę przez iluminator, następnie podszedł do konsoli sterowniczej, przerzucił akcelerator na pełną prędkość i wstrzymał oddech.
Ku wielkiej uldze jego i Shayley, statek zaczął oddalać sie coraz bardziej od gwiezdnego niszczyciela dartha vadera, co oznaczało, że żołnierze dezaktywowali promieć ściągający.
Shayley usiadla obok Luke'a, czując że opuszczają ją nerwy. Ręce miała chłodne i wilgotne.
– Mistrzu – odezwała się cicho. – Jestem tutaj. Nic ci się nie stało?
– Nie – odparł w skupieniu. – Jestem cały. Trzymaj się, będziemy przekraczać prędkośc światła. –
Nim jednak to się stało dostrzegli tylko lufę działa gwiezdnego niszczyciela. Zdążyli w ostatniej chwili uciec. Nie było trudno się domyśleć co właśnie się stało. Vader kazał uruchomić główny reaktor, a co za tym idzie unicestwić Tatooine.
Shayley dostrzegła łzy w oczach Luke'a. Położyła mu delikatnie ręke na ramieniu. Wiedziała, że jego ojczysta planeta, na której spędził dzieciństwo i wczesną młodość właśnie zniknęła z powierzchni galaktyki, że nie mają już po co tam wracać.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 4

IV

Darth Vader nie był już zły. Był wściekły. Mimo tortur jakim poddał zchwytanego rebelianta tamten niczego nie wyjawił. Czarny lord wiedział że traci czas, że mógłby już przeczesywać galaktykę w poszukiwaniu Luke'a Skywalkera. Tak, to było jego priorytetem. Musiał odnaleźć tego młodego Jedi i albo złamać go i zwerbować na ciemną stronę, aby stanął u jego boku i podobnie jak on poddał się woli imperatora Palpatine'a, albo zabić. Miał chłodną pewność ze nie ma innego wyjźcia prucz tych dwóch. Nienawidził młodego Jedi, mimo że był jego synen. Odrzucił tą mysl od siebie.
– TO nie jest mój syn – powtarzał sobie w duchu. – To syn Anakina Skywalkera, który nie żyje. Ani jego syn, ani córka nie mają prawa istnieć, jeśli nie przyłączą się do imperium. –
Mimo to wiedział, ze z Leią nie poszłoby tak łatwo, wieksza nadzieję pokładał w tym,że to Luke'a da się zwerbować. Leia była zbyt stanowcza, zbyt silna. Wiedział że bez wachania oddałaby własne życie, byle tylko nie zdradzic rebelii.
Otrząsnął się z zamyślenia. Jedynym dźwiękiem który docierał do niego po za jego świszczącym oddechem były odległe krzyki torturowanego rebelianta.
– Lordzie vader! – Pojawił się jeden ze szturmowców. – Ten rebeliant chyba się złamał. –
Vader podniósł się cieżko. Przyzwyczaił się juz do aparatury podtrzymujacej jego życie. Maska, heum, respirator, to wszystko zastępowało teraz jego własne organy, które zpaliła wrząca lawa, do której wpadł. DO tej pory pamietał przeraźliwy ból, gdy trawiła jego ciało, wypalała płuca, odbierała oddech. Pamietał to i nienawidził za to całego swiata. Nienawidził za to ze poddali go temu bólowi. Jedynie imperator okazał mu wtedy łaskę, wyciagnął prawie zwęgloną skorópę, którą było jego ciało i uratował mu życie.
– Udasz się do niego? – Głos szturmowca przywrócił Vadera na ziemie.
– Oczywiście – odparł lodowatym tonem. – I oby to co mówisz okazało się prawdą. Jeśli po raz kolejny nie powie ani słowa, gwarantuję ci ze to ty za to zapłacisz.
– Tak jest, lordzie – odparł przestraszony oficer, po czym zkłonił się i wyszedł.
Vader natomiast udał się do celi, w której więziony był rebeliant. Młody, niedoswiadczony w walce, zapewne dla tego dał się złapać. Miał twarz wykrzywioną z bólu i prawie nieprzytomny wzrok.
– Po raz ostatni tu przychodzę – odezwał się Vader groźnie. – Po raz ostatni chcę z toba porozmawiać bez przemocy. Następnym razem nie bede juz taki łaskawy, więc doceń to i powiedz, gdzie ukryta jest baza rebeliantów? –
Biedny więzień wiedział, ze stąpa po bardzo cieńkim rodzie. W tej chwili postanowił działać impulsywnie. Rzucił więc pierwszą lepszą nazwę planety, jaka mu tylko przyszła na mysl:
– Tatooine. Są na Tatooine! –
Wiedział ze to kłamstwo, ale był juz zbyt zdesperowany, a nie chciał za nic wydać rebeliantów.
– Tatooine – powtórzył vader. – Mogłem to przewidzieć. Widzisz, jak chcesz potrafisz
współpracować. –
Odwrócił się, jego sztuczny oddech przyspieszył. Czuł ze wreszcie coś mu się zaczęło udawać.
– Wyznaczyc kurs na tatooine – rozkazał rzołnierzom, naprawiającym akurat jakiś element hipernapędu. – Rebelianci są na tatooine. Włączyc również pole maskujace. Zrobimy im małe powitanie.
– tak jest, lordzie – odpowiedzięli hurem, a on odszedł, zadowolony z siebie, wiedząc ze teraz moze wreszcie zkupić się na polowaniu na Luke'a Skywalkera, nieświadomy tego, ze to właśnie na jego trop nakierował go przypadkiem zchwytany wiezień, a rebelianci są wciąz bezpiecznie ukryci.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 3

III

Shayley przebudziła się gwałtownie wyrwana z koszmaru. Rozejrzała się pół przytomnie dookoła w poszukiwaniu mistrza, bojąc się że jej senna wizja się użeczywistniła. Ku swojej uldze dostrzegła jednak odległe światełko.
Wyplątała się z pod koców i podeszła do Luke.a, który oświetlał sobie teren latarką. Usłyszał zbliżającą się padawankę i odwrócił się.
– mistrzu… – Shayley chwyciła go gorączkowo za rękę. Luke wiedział że jest zaniepokojona.
– Wiem – przerwał jej, usiłujac mówic spokojnie by jej jeszcze bardziej nie przestraszyć. – Ja też to czuję. –
Jej przerarzone oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
– Vader. – imię to szepnęła bardzo cicho. – on może w każdej chwili się tu pojawi ć…
– spokojnie Shayley. – Luke wstał. "Mimo niepokoju, który odczuwał był spokojny. Nie bał się o siebie. Myślal natomiast goraczkowo jak i gdzie ukryć "Shayley. "Nawet gdyby vader go odnalazł, nie może być przy nim padawanki. Nie chciał utrzymać jej przy życiu tylko dla tego, by była jego tajną bronią. Przywiązywał się do niej, chociaż wiedział że nie wolno mu tego robic. Powtarzał sobie nie raz w kółko jedną z zasad kodeksu jedi, to co sam wpajał shayley: przywiązanie prowadzi do miłości, milosc prowadzi do strachu, strach prowadzi do gniewu, gniew do zla, a zło na ciemna stronę mocy. To samo przecież stalo sie z jego ojcem. Przez miłość i chęć ochrony jego matki dal sie zwieźć imperatorowi, doprowadził padme do tego, że po urodzeniu luke.a i leii zmarła. Gdy Anakin Skywalker się o tym dowiedział zaczął nienawidzić calego swiata, a zwłaszcza sjoich dzieci, sprawilo mu satyswakcję gdy wyjawił Luke.owi prawdę, gdy widział jak Luke.em to wstrząsnęło i jak potem młody jedi rzucił się w przepaźć. Vader wyciągnął wów czas ręke żeby go złapać, jednak tylko po to by starać się pozyskać w nim nowego sojusznika, a nie po to by ratować własnego syna.
CO teraz robimy? – Shayley położyła Luke'owi drżącą rękę na ramieniu. – Będziemy walczyć z Vaderem?
– Jeszcze nie teraz – odpowiedział luke. – nie jesteś jeszcze na to gotowa.
– Jak to? DLa czego nie? Przecież już dużo umiem! – Padawanka zaczęła gwałtownie protestować. Przez twarz Luke'a przemknął jakiś nie odgadniony wyraz, jednak gdy się odezwał jego głos był nadal spokojny:
– Nie twierdzę, że mało umiesz, ale nie przeceniaz zbytnio swoich możliwości. JEst jeszcze w tobie wiele negatywnych emocji, które mogłyby cie zgubić.
– W cale się nie boję – odparowałą lekko rozzłoszczona.
– Narazie się nie boisz. – Luke mówi nadal spokojnie, jednak Shayley wiedziałą ze stąpa po coraz cieńszym lodzie. – ALe będziesz się bała. Powtarzałęm ci tyle razy do czego prowadzi gniew. Tak, nie ukryjesz niczego przede mną, wyczuwam w tobie złość, rozżalenie, myślisz że nie chcę dać ci możliwości wykazania się.
– Akurat, tak tylko mówisz. – Shayley nie mogłą już zapanować nad złoscią. – Mówi ci ze si nie boję.
– ALe ja się boję – odparł Luke już nieco oschlejszym tonem. – Za ciebie i o ciebie.
– Zatem jesteś słaby. – SHayley sama nie wiedziała dla czego i kiedy to powiedziała. Było już jednak za późno by to cofnąć. Teraz obserwowała ze strachem, ale również z cichą satysfakcją jak twarz jej mistrza się zmienia.
– Widzę ze ci nie doceniłem – zauważył. JEgo głos był bardzo dziwny, Shayley sama nie umiała rozpoznać kryjacych się w nich emocji. NIe wiedziałą czy była to obawa, żal, złość czy strach. Teraz nie mogła już odwróci wzroku i uciec przed jego palącym spojrzeniem.
– Jeśli tak dalej będziesz postępować – ciągnął dalej Luke – gwarantuję, że staniesz się niewolnikiem vadera i ciemnej strony prędzej niz myślisz. Przemyśl to sobie bardzo dokładnie. Nic narazie nie mów. Porozmawiamy dopiero wtedy jak ochłoniesz. –
Po tych słowach odwrócił się i odszedł, zostawiając ją samą.
Był rozżalony. Zaufał Shayley, była jego ostarnią nadzieją, a w tej chwili straszliwie go zawiodła. Starał się ją za wszelką cenę zrozumieć, jednak nie było to proste, ponieważ za każdym razem pojawiała się ta myśl: owszem, ja też taki byłem gdy zaczynałem szkolić się na rycerza jedi, niecierpliwy i porywczy. ALe nigdy nie zwróciłem się w taki sposób ani do Bena, ani tym bardziej do Yody. Yoda był przecież taki mały, a ja mimo to nigdy nie zarzuciłem mu słabości.
Postanowił sam zwinąć obós i przygotować się do odlotu. NIe chciał prosić o to padawanki. Chciał dać jej czas na przemyślenia, chciał by zrozumiałą co zrobiła. Wiedział, że Shayley już teraz miała tego czasu zbyt dużo i ze to samo w sobie było dla niej karą i torturą.
Siedziała zkulona w tym samym miejscu, w którym pozostawił ją Luke i płakała, wciąż słysząc słowa które mu w gniewie powiedziała i jego odpowiedź.
– Nie krzyczał – pomyślała sobie w duchu. – TO jest właśnie najgorsze że nie krzyczał. Już byłoby lepiej gdyby podniósł głos, a on tego nie zrobił. Udowodnił mi tym samym, że miał rację. Że ja się nie nadaję. Zawiodłam go. Byłam jego ostatnią nadzieją i tak strasznie go zawiodłam… –
Świerza fala łez popłynęła jej po policzkach. W tej chwili była na siebie wściekła, ale uznała to za dobrą okazję do ćwiczenia panowania nad sobą i usiłowała si uspokoić.
Zkupiła się na swoich uczuciach. Zamknęła oczy, usiłujęc wyczuć moc dookoła siebie. Oddychała głęboko by się odpręzyć. Zaczęła poszukiwać Luke'a, by wysłać mu chociaż słabiutki mpuls, by wiedział ze ona tu jest i że żałuje tego co zrobiła, że chce przy nim być. Tak mocno zespoiła się z mocom, że zapomniała o otaczającej ją rzeczywistości. Tak więc gdy poczuła na swoim ramieniu czyjąś delikatną rękę wzdrygnęła się, omało nie dobywając odruchowo miecza.
Jednak gdy spojrzała w górę zobaczyła stojącego nad nią Luke'a. Zamarła, wstrzymując oddech, bojąc się tego co od niego usłyszy. Wyczuwała że podjął jakąś ważną decyzję, która musiała go wiele kosztować i którą bardzo długo rozważał.
– Wstań, Shayley – odezwał się nizkim, poważnym głosem.
Wstała, zplatając silnie drżące dłonie za plecami.
– Mistrzu – zaczęła cicho – Ja… –
Urwała na moment, widząc że on chce coś powiedzieć, lecz po chwili dokończyła cicho lecz dobitnie:
– Przepraszam. Nie umiem jeszcze panować nad swoimi emocjami. Co ja mówię, jakie jeszcze. Chyba w ogóle tego nie potrafię. Nie zdziwię się jeśli teraz powiesz ze mnie tu zostawiasz, że nie będziesz już mnie wiecej szkolił, że po prostu nie zdołasz mnie już niczego więcej nauczyć. –
Spojrzał na nią, a ona w tym momencie na to pozwoliła. Ich oczy po raz pierwszy spotkały się na tak długo.
– Mógłbym tak powiedzieć – odezwał się Luke. – Mógłbym tez tak zrobic. I zrobiłbym to, gdybym był powiedzmy imperatorem. Jednak nim nie jestem, co za tym idzie nie zrobię tego. Wierzę ze już wiecej tak nie postąpisz, ze nie zawiedziesz mnie po raz kolejny.
– I zabierzesz mnie ze sobą? – Zpytała prawie półszeptem.
– Oczywiście. Wyczuwam w tobie wielką skruchę. Jednak o żadnej walce z Vaderem nie ma narazie mowy. Popatrz, popatrz na mnie. Przypomnij sobie jak ja zaryzykowałem trzy lata temu. Byłem nawet wtedy młodszy od ciebie. Przypomnij sobie dawnego mnie, niecierpliwego, przeceniającego swoje umiejętnosci, wierzącego ze w wieku dwódziestu trzech lat potrafi wszystko. Tak naprawdę nie potrafiłem nawet połowy tego co powinienem. Nie chcę zebys skończyła tak jak ja, z protezą dłoni. Nie chcę dla ciebie źle Shayley, poprostu chcę cię chronić, tak jak mistrz Yoda chciał chronić mnie. Jednak wolalbym, zebys w przeciwieństwie do mnie nie zrobiła po swojemu tak jak ja. Stoi tu przed tobą żywy dowód na to, co takie stawianie na swoim może wyrządzić. Ja nawet teraz nie jestem nieomylny Nie mam ośmiuset lat jak miał Yoda, tylko dwadzieścia sześć. Robie tylko to co podpowiadają mi uczucia… I co podpowiada mi moc. –
Shayley słuchałą go uważnie, łowiac każde słowo i czując, jak jedno po drugim dociera do niej, udeżając ją niczym fale tsunami. Wszystko co on mówił było prawdziwe. Wszystko miało sens. Postanowiła, ze już nigdy nie da sie zwieźć strachowi i gniewowi, ze jest w stanie nad tym zapanować.
Spojrzała w niebo. Nie przypusczała zę kiedy kolwiek będzie stała u boku swego mistrza i patrzyła na dwa wschodzące słońcaTatooine, jego ojczystej planety.
– no już, nie płacz – odezwał się Luke, poczym zrobił coś, czego jeszcze nigdy nie zrobił wobec niej, a co było tak ludzkie i spontaniczne, że Shayley ogarnęła niesamowita fala wzruszenia: otarł jej łzy delikatnym, czułym gestem. Po chwili padawanka usłyszała jego szept:
– "Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze. –

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 2

II

Vader chodził tam i z powrotem po pokładzie swojego statku. Był coraz bardziej zly i niecierpliwy. Kilkorga ze swych zwiadowców zdązył juz pozbawić zycia za brak jakich kolwiek informacji o ukrywających sie gdzies rebeliantach. Jeden ze zwiadowców doniosł mu co prawda, ze widzial gdzieś tą arogancką i upartą ksieżniczke Leię, jednak nei był do końca pewien czy to była ona. Vader wówczas wpadł w taki gniew, że zkręcił mu kark, zanim tamten jeszcze zdązyl dokoczyc zdanie. Najbardziej jednak niepokoil go brak jakiego kolwiek śladu Luke'a Skywalkera. Jego obawial się najbardziej, tym bardziej że wyczuwał w nim bardzo silnie moc. Wiedział że sam juz jest potęzny, a w połaczeniu z kimś ejszcze stanowi dla niego śmiertelne zagrożenie.
Te ponure rozmyslania przerwał odgłos kroków i niepewny glos jednego z oficerów:
– Lordzie vader, chciałem tylko poinformować, że nasi zwiadowcy ustalają właśnie miejsce ukrycia rebeliantow. Porwaliśmy jednego, wyglada na slwbego, więc sie złamie.
– To dobrze – odparł vader. – Sam się nim potem zajmę. Narazie jednak nie rebelianci są problemem.
– Kto ci jeszcze moze zagrażać oprucz rebeliantów? – Oficer wytrzeszczył oczy.
– Luke Skywalker. – Vader wymówił to imię głośno i dobitnie. – Nikt z was nie potrafi go zlokalizować?

– Nikt lordzie, nawet droidy, sady zwiadowcze, posłaliśmy jego tropem wszystko co mogliśmy, przepadl jak kamień w wode.
– Zkoro tak – odezwal sie vader – to przygotujcie mi szybko najszybszy myśliwiec, jaki tylko jest w hangarze. Sam go w takim razie znajdę. Albo przyłączy się do imperium, albo zginie powolna bolesna smiercią.
– Tak jest, lordzie vader. –
Oficer odszedł, czując wyraźną ulgę, że vader nie wyładował na nim swojego gniewu.
Nagle stojący w kącie android, na ktorego jak narazie vader nie zwracał uwagi zaczął się zmieniac, az w koncu przeistoczył się w hologram samego imperatora palpatine'a.
– Lordzie vader – odezwał sie groźnie. Była to ejdyna osoba, przed która Vader czul respekt. – czy mozesz odpowiedziec mi na jedno pytanie?

– Oczywiście, mistrzu – odpowiedział Vader.
– Powiedz mi – ciagnąl dalej hologram – dla czego młody Skywalker jeszcze żyje, zkoro nie przyłączył się do nas?

– Właśnie kazałem moim oficerom przygotować najszybszy statek jakim tylko dysponujemy. Sam polecę go szukać i przywlokę go do ciebie żywego, jesli sobie rzyczysz, zebys mógł sam się nim zająć. Myslę, ze gdyby poddano go wymyślnym i okrutnym torturom złamalby się.
– To nie bedzie konieczne – odparł imperator. – Wystarczy zagrać na jego uczuciach. Zagrozic ze w przeciwnym razie na jego oczach zgładzimy jego siostrę, wszystkich którzy są mu drodzy. Gwarantuję ze to go złamie. I jeśli uda ci się go znaleźc, zrób to odrazu, uzyj wszelkich sposobów by go przeciągnąc na ciemną stronę, zabicie go zostaw jako ewentualnośc, tylko wtedy gdy bedzie stawial opór, albo gdy nie będzie już innego wyjźcia. Sam będziesz wiedział co zrobić. Mam nadzieję że nic nie znaczy dla ciebie fakt ze to twój syn?

– To syn Anakina Skywalkera – odparł vader dobitnie. – Anakina Skywalkera już nie ma, nie zyje. Tarth Vader nie ma syna.
– bardzo dobrze ze tak mowisz. – Palpatine wygladal na zadowolonego. – zatem ruszaj i nie wracaj do puki nie dostaniesz mlodego Skywalkera w swoje ręce. Jeśli nie będziesz miał wyjźcia i go zabijesz, dostarcz mi jego miecz świetlny.
– Tak sie stanie, mistrzu – odpowiedział Vader, a hologram po hwili zniknął.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

prolog i rozdział 1

Padawanka Jedi

Mroczny spisek

Prolog

Moc, rzecz która istniała od zawsze. Która otacza wszystko co żyje, którą są w stanie wyczuć tylko niektórzy, a także tylko nieliczni posiadaja ja w sobie oraz uczą się nia posługiwać. Jedni wykorzystują moc w dobrych celach, inni zas w złych. Inni natomiast w ogule w nią nie wierzą.
Jedi, czyli ludzie wierzący, czujący i posiadajacy moc. Ucza się poslugiwania nią od najmłodszych lat już jako małe dzieci, pod okiem dorosłych i doświadczonych mistrzów. Jey kierują się dobrem i dązeniem do niego. Gardzą złem, jednak musza kierować się zasadami scisłego kodeksuJedy, który wyraźnie zabraniał im zakładać rodziny, posiadanie dzieci, czy nawet darzenie kogoś silnymi uczuciami, takimi jak przywiazanie czy miłość. Ich zadaniem była walka ze złem i obrona innych, a mieli potężnego wroga w postaci Dartha vadera, zwaneho także czarnym lordem Sith, prawą ręką imperatora Palpatine'a, który był wcieleniem samego zła i zbierał wokół siebie Jedi, którzy znali bądź chcięli poznać ciemną stronę mocy.

I

– Shayley! – Spokojny, lecz jednak lekko karcący głos Luke'a Skywalkera przerwał panującą do tej pory ciszę. Luke przemawiał do młodej dziewczyny o długich, ciemnych włosach stojacej na przeciwko niego z zapalonym mieczem swietlnym, usiłującej uniknąć unoszącej sie w powietrzu kuli, która próbowala ją zaatakować. Dziewczyna zakręciła się w powietrzu, usiłując mieczem odbic kulę, która jednak zapikowała i otarła się o jej kolano. Z jej końca wystrzelil promień paraliżującej energii, trafiając padawankę w udo. Z piskiem bólu upadła na ziemię.
Luke podszedł i pochylił się nad swoją padawanką, pomagajac jej wstać. W tym samym czasie kula zdązyła się dezaktywować.
– Luke… To Znaczy mistrzu – zawołała ze złością Shayley. – Tego się nei da zrobić. Ten szperacz jest za szybki zebym mogła zrobić unik.
– Oczywiście ze się da. – Głos Luke'a był nadal spokojny. – Narazie cwiszysz tylko z jednym, sprawa jest bardziej zkąplikowana gdy mamy doczynienia z dwoma szperaczami na raz. Trochę więcej wiary w siebie, Shayley.
– Naprawdę nie dam rady! – Krzykneła waląc ze złoscią w kolano. Na jej bladej, niemalże trójkątnej twarzy odmalował się wyraz frustracji i bezsilnego gniewu.
– Jesteś pewna? – Luke spojrzał na nią przenikliwie. Mimo że mówił wciaz spokojnie w jego oczach pojawił się jakis stalowy błysk. – Odsóń się proszę. –
Gdy posłusznie się odsunęła on sam uaktywnił swój miecz. Kula, nazywana szperaczem niemal natychmiast ise uaktywniła i smignęła w górę. Shayley w skupieniu obserwowała swojego mistrza, który tym czasem zamknął oczy. Na jego twarzy pojawiło się skupienie. Wyglądał tak jakby nei myslał nad tym co robi, jakby sterowała nim jakaś zewnętrzna siła. Gdy kula znalazła się w pewnym momencie kilka centymatrów od jego twarzy poruszył lekko ręką z mieczem, zwinnie odbijając kulę, która chwilę potem opadła na ziemię.
– Jak ty to… – Shayley stała w osłupieniu. Luke tym czasem otworzył oczy i wyłączył miecz.
– Zkup się – odezwal sie spokojnie. – Wyłącz myślenie, zkącętruj się wyłącznie na tym co czujesz dookola siebie. Nie myśl o tej kuli.
– Jak mam o niej nie myślec, zkoro wiem ze mnie walnie? – Shayley wciąz przyglądała sie Luke'owi z powątpiewaniem. W odpowiedzi zaśmial się cicho.
– Co? – dziewczyna otworzyła szeroko oczy, tak samo niebiezkie jak oczy jej mistrza. – Co cię tak smeiszy?
– Bo przypominasz mi mnie samego kilka lat wczesniej – odparł, przestając się smiać. – Ja eż w to nie wierzyłem. ALe dobrze, zobaczymy jeszcze raz czy ci sie uda. –
Shayley westchneła z irytacją, mimo to uaktywnial miecz. Każde slowo Luke'a było dla niej swięte.
– Zamknij oczy. – Jego glos zdawal się hipnotyzować. – Wyczuj moc ookoła siebie. O niczym nei myśl, kieruj się tym co czujesz. Zaufaj mi. –
Shayley znowu go posłuchała. Zamkneła oczy, przestając mysleć o czym kolwiek Sama nawet nie widziała kiedy jej ręka sama wyrwala się do przedu, odbijając szperacz mieczem raz, potem jeszcze drugi, trzeci i czwarty, aż to dziwne uczucie przestało zanikać.
Shayley otworzyła oczy i zobaczyła, ze Luke patrzy na nią z uznaniem i dumą. zadko kiedy była w stanie go tak ucieszyć. Przeważnie musiał jej dlugo tłumaczyć jedną rzecz, az nie zrozumiala. czula ię przy nim sraszliwie niezdarna i dziwiła się, że tylko czasami doprowadzała go na zkraj utraty cierpliwości.
– Widzisz? – Odezwal sie z uśmeichem. – Wiedzialem ze ci się uda! Dobrze, narazie na tym poprzestaniemy. Chodx, odpocznij. –
Usiedli razem na jednej z piaskowych wydm. Planeto Tatooine, na której obecnie się znajdowali, a która była też dawnym miejscem zamieszkania Luke'a pelna była takich wydm. Shayley wiedziała, ze to tu właśnie Luke spędził dzieciństwo, marząc o wielkiej przygodzie, omało nie zostając jednak farmerem. Jego nie żyjacy juz wój Owen Lars nie pochwalał tego by Luke ruszal sie z tej planety, chociaż musial dobrze wiedziec, ze farmera z Luke'a w żadnym wypadku nei zrobi. Odwrócila wzrok, by ne widziec tych przenikliwych, niebiezkich oczu swojego mistrza, które jakby ciagle usiłowały przejżeć ją na wylot.
Zamyślila się, przymykajac oczy. Luke Skywalker szkolił ją od niedawna, odkąd znalazł ją razem z innymi rebeliantami, ukrywającymi się przed gniewem imperatora Palpatine'a oraz Vadera. Odrazu wyczul w niej coś czego nie miał nikt inny, wrażliwośc na moc. Gdy z poczatku jej o tym powiedział ona poprostu rozesmiała się szczerze. Słyszała o czynach Luke'a: zniszczenie gwiazdy śmierci, potyczka z vaderem, w trakcie której stracił prawa rękę i od tej pory poslugiwal się czarną, mechaniczną dłonią. Wiedziała ze jego sostrą jest ksiezniczka Leia Organa, jednak nigdy jeszcze nei poznala Leii. Rodzeńtwo rzadko się widywało i to przewaznie wtedy, gdy podejmowali kolejny krok przeciwko zniszczeniu imperium i imperatora. Leia wiedziała jednak ze Luke ma padawankę, była pierwsza osoba której to powiedział. Obiecał sobie oraz jej że wyszkoli Shayley, ze spelni obietnicę Yody, czyli swojego mistrza i przekarze dalej to, czego sam się nauczył. To w shayley pokaldal nadzieję, chociaz nigdy jej tego nei mówił. Była od niego tylko o rok młodsza, co mu w cale nei przeszkadzało. On sam zaczął byc szkolony na rycerza Jedy dopiero w wieku dwódziestu trzech lat, co starsi członkowie rady jedi uważali za zbyt późny wiek. Odrzucali takie osoby z gory, twiwrdząc ze są poprostu zbyt starzy. Jednak Luke przelamał ten stereotyp, udowadniając tym samym ze nie trzeba szkolić sie od niemowlęcia by nauczyc się w szybkim czasie panowac nad mocą. Od tego czasu minęły już trzy lata, a on juz sam uczył, przetarł szlak innym, ktorzy chcieli zostac Jedi niezależnie od wieku. Znalazl Shayley, którą postanowił strzedz. Byl ostatnim żyjącym Jedi który mógł przekazywać dalej to czego go nauczono, więcShayley była dla niego jeszcze ważniejsza. Ukrywal ja teraz na tatooine, nie chcac by imperium ją odkryło. Nie była jeszcze gotowa by przeciwstawić się imperatorowi, łatwo mogła dać przeciagnąc się na ciemną stronę i zdradzić Luke'a, tak jka jego ojciec, anakin Skywalker stał się Darthem Vaderem i w tej chwili ścigal go po całej galaktyce Za zamyslenia wyrwał go nieśmiały gest Shayley, która położyła mu ręke an ramieniu, ejdnak szybko ją cofnęła, zmieszana swoją śmiałością.
– Coś sie stało? – Zpytała lękliwie. – Mistrzu, wyczuwasz coś zlego?
– Nie. – Zamrugał oczami, przez chwilę wpatrujac się w święcące jasno dwa slońca planety. – Nie, poprostu sie zamyśliłem.
– Co mam teraz robić? – Shayley wtała energicznie. Był to nei pierwszy raz, w ktorym sama wychodziła z inicjatywą i sygnalizowala Luke'owi, ze chce dalej się uczyć lub cwiczyć. Wtedy też przechodzili na coraz wyższy poziom trudności zadań, a Shayley mimo zniecierpliwienia starała się wytrwac dzielnie, żeby nie zawieźc swojego mistrza, który wkładał całe serce w to, by nauczyć ją jak najwięcej.
Tak było więc i tym razem. Postawili na cwiczenia sizyczne. Napierw mordercyz biec, stanie na rękach bądź tylko na jednej ręce, jak najszybsze dotarcie do Luke'a pokonując przeszkody, zeszło tak do końca dnia. Shayley przebrnęła przez wsyzstko, jednak wieczorem zasnęła niemal odrazu.
Luke jeszcze długo nie mogl zasnąć, wiec tylko siedział i obserwował ją. Przypominała mu jego trzy lata wczesniej. Była tak samo niecierpliwa, tak samo nienawidziła imperium i tak samo chciala nauczyc się jak najwiecej. Niekiedy przeceniała swoje możliwości, dla tego Luke starał się chronić ją przed tym, nie chcac żeby zgubilo ją to tak samo, jak omało co nie
zgubilo jego. On swojej pewności siebie przypłacił utrata dłoni, gdyby nie ratunek Lei przyplacilby to tez życiem, nie chcial by Shayley zrobila coś podobnego, tym bardziej żeby zgnęła. Mimo częstych wbuchów złosci wyczuwał w niej wielkie dobro. Wiedział ze ma czyste serce, nie zkalane złem i dla tego niecierpliwośc i gniew łatwo bedzie mogła w sobie poskromić, tak samo jak zrobil to on sam.

EltenLink