XV
Obraz, który pojawił się nagle przed iluminatorem wzbudził w Luke'u sprzeczne uczucie. Z jednej strony niepokój, z drugiej zaś poczucie tryumfu. Tak, właśnie tego szukał. Moc doprowadziła go tam gdzie powinien się znaleźć.
Wedge wybudził się gwałtownie z drzemki, zamrugał oczami, spojrzał najpierw za iluminator, potem na konsolę sterowniczą i wydał cichy okrzyk, który chwilę później przerodził się w wykrzyczane w burzy emocji słowa:
– gwiezdny niszczyciel!
– Tak tak, wiem – przytaknął Luke na odmianę spokojnie. – Gwiezdny niszczyciel. Właśnie tu mieliśmy dotrzeć.
– No dobra. – Wedge otworzył szeroko oczy, całkowicie przytomny. – Ale jak my się tam dostaniemy? Sabotaż?
– Nie. – Luke oderwał dłonie od przyrządów kontrolnych, po czym wstał, podchodząc do półki, gdzie do ładowarki podłączony był jego miecz świetlny. – Pozwolą nam wylądować. Sami nas ściągną. Komukolwiek na tym zależy, chce żebyśmy przylecieli.
– Jasne. Chyba zaczynam rozumieć filozofie sithów – stwierdził na w pół żartobliwie Wedge, obserwując jak Luke odłącza swoją broń od ładowania i przypina ją do pasa.
– Zaprogramowałem kurs jak najbliżej tego gwiezdnego niszczyciela – ciągnął dalej Luke. – Ich skanery pewnie za raz nas wykryją, o ile już tego nie zrobiły. Z tej odległości wyczuwam Shayley bardzo wyraźnie. Jest tam, na tym statku. –
Wedge nabrał i gwałtownie wypuścił powietrze.
– Cokolwiek by się działo, idę z tobą – oznajmił stanowczo. – Może nie znam się na mocy, ale ze szturmowcami na pewno ci pomogę.
– Myślałem że zostaniesz tutaj. – W głosie Luke'a zabrzmiało wyraźne zdziwienie.
– A ja myślałem ze tego nie powiesz – odciął się korelianin. Luke roześmiał się, ale wyglądał na jeszcze bardziej zmartwionego i przytłoczonego.
– Niezidentyfikowany wahadłowiec – odezwał się w głośniku interkomu szorstki głos. – Mówi darth carlus. Wiem ze to ty tam jesteś Skywalker. Czekałem na ciebie, dla tego pozwolę ci wylądować. W tym momencie zostajesz właśnie namierzony wiązką promienia sciągającego. Za chwilę się spotkamy. –
Wedge zacisnął zęby.
– Co za bez kończynowy pokurcz – syknął, lecz Luke uspokoił go, kładąc mu na chwilę rękę na ramieniu. Następnie podszedł do konsoli i aktywował połączenie interkomu.
– Nie jestem tu sam. – W jego niskim głosie zabrzmiała złowroga nuta, która, jak Wedge przypuszczał, w cale nie zrobiła na ich rozmówcy żadnego wrażenia. – Wraz ze mną jest moc.
– Ze mną również, SKywalker – odpowiedział Darth Carlus. – Nie próbuj teraz żadnych manewrów. Wiesz dobrze że mam twoją uczennicę. Wiesz również że ona jeszcze żyje, ale jeśli zrobisz jeden nie właściwy ruch, ona zginie.
– To nie ty rozdajesz teraz karty – odpowiedział Luke. – I nie ty stawiasz teraz warunki. Ale przyjmijmy ze nie zauważyłem tego błędu i zrobię jak sobie życzysz.
– Zobaczymy na czyją szalę przechyli się zwycięstwo – odciął się Carlus. – Poczekaj aż cię dostanę w swoje ręce… –
– Och zamknij się! – Wedge nim to powiedział jednym skokiem znalazł się obok Luke'a i z całej siły uderzył palcem w guzik interkomu, przerywając połączenie. Spojrzał na Luke'a oddychając ciężko.
– Chyba naszemu sithowi zabrakło już twórczej weny – zkwitował. – Poczekaj aż cię dostanę w swoje ręce… Pff, bez przerwy gadają to samo. Liczyłem na coś bardziej kreatywnego, powiedzmy… Zaczekaj ty przebrzydły purhlaku aż cię dorwę, a teraz morda w kubeł i ani mi się waż zmieniać kurs. –
Z rozmachem otworzył skrytkę, z której wyjął naładowany i gotowy do działania blaster, oraz pas z ogniwami energetycznymi.
– Dobra, poczekaj sobie tylko, ty gamorreańska mento – syknął, a w jego głosie zabrzmiała jeszcze większa groźba niż w głosie Luke'a. – Bo za niedługo ja mogę dostać cię w swoje ręce ty śmieciu. Ja, Wedge ANtilles z Korelii. I zrobię to za nią, za SHayley Starlightt i nie obchodzi mnie co złego jej zrobiłeś. –
Zacisnął mocno zęby, oddychając szybko przez nos. Luke odczuł nawet ulgę widząc przyjaciela w tak bojowym nastroju.
– Wytrzymaj jeszcze trochę, Shayley. Radzisz sobie bardzo dobrze – pomyślał, starając się przelać w tą myśl całą swoją pewność i spokój, nie ubarwiając tego gniewem i bojowym nastawieniem Wedge'a. – Jesteśmy już blisko. Idziemy po ciebie. –
4 replies on “rozdział 15”
Wciągające, bardzo wciągające. Masz ogromny talent, do pisania.
Dzięki wielkie. Cieszę się ze ci się podoba. Czytaj dalej, chociaż nie zostało ci juz tego dużo. Ale moze zmotywujesz mnie do ciągnięcia tego, bo chciałabym, tylko weny na to nie mam 🙁
Mhm. Chyba nie ma trzeciej części, o ile dobrze widzę.
nie nie ma jeszcze, nawet druga nie jest skończona