Nazywam się Ahsoka Tano. Mam 14 lat. W zasadzie mogłabym powiedziec, że jestem zwykłą togrutańską nastolatką, ale to tylko teoretycznie. W praktyce jestem wrażliwą na moc padawanką mistrza Anakina Skywalkera. Postanowiłam w wolnych chwilach prowadzić taki pamiętnik, zeby kiedyś muc do tego wrócic, oczywiście jeśli dożyję szczęśliwszych czasów. Narazie trwa wojna. Ja i mistrz Skywalker walczymy przeciwko siłom separatystów wrazz z oddziałem klonów, legionem 501 pod dowódstwem Reksa, którego z resztą bardzo lubię. Reks nie nazywa mnie smarkiem, nie krzyczy na mnie z byle powodu, a nawet jeśli juz ma udzielić mi reprymendy robi to bardziej subtelnie niż mój mistrz. Raz tylko zdażyło mi się mieć z Reksem krutkie zpięcie, ale o tym opowiem moze kiedys, gdy bedę miała więcej czasu żeby w spokoju wziąźć datapada i coś napisać. Narazie kończę ten wstęp. Mój mistrz mnie wzywa przez komunikator. Myśli ze cwiczę wsłuchiwanie się w moc, a ja sobie cichaczem tu piszę. Jeśli znowu go nie posłucham to mi się dostanie. Tego nieposłuszeństwa bylo juz za wiele, muszę to w sobie zmienić. Tak wiec moze napiszę coś potem
Drogi pamiętniku. Znowu mam chwilę żeby coś napisać. Wzięło mnie na pewnego rodzaju przemyślenia, a to wszystko przez poznanego nie dawno mistrza jedi i jego uczniów. Mistrz Altis, bo tak się właśnie nazywa i jego padawani, Callista i Geit należą do innego odłamu jedi niż ja. Różnimy się strasznie pod wieloma względami. Ich zachowanie jednocześnie wywołuje we mnie wstrząs i podenerwowanie, ale z drugiej strony dziwnie mnie fascynuje. Jestem ortodoksyjną jedi, więc dla mnie rzeczy typu przywiązanie i związki jest czymś niedopuszczalnym, prowadzącym na ciemną stronę. Jednak padawani mistrza Altisa uważają inaczej. Oni nie boją się przywiązania, a ja nadal tego nie rozumiem. Rozmawiałam z Callistą, usiłowałam wyjaśnić jej że robi źle, chciałam jej w ten sposób pomóc, uchronić ją przed zejściem ku ciemnej stronie, prawie się przez to pokłóciłyśmy… ale ja nie znam innego życia. Odkąd skończyłam 10 lat byłam szkolona przez ortodoksyjnych jedi, nie miałam doczynienia z innymi odłamami. Dla tego teraz mistrz Altis mnie tak fascynuje.
No i znowu mam czas żeby tu napisać. Minęło kilka dni, a ja sobie wszystko dokładnie przemyślałam, nie przespawszy nawet ostatniej nocy. Ale już coś wiem. Chcę zostać altisjańską jedi. Chcę być taka jak oni. Móc się przywiązywać, kochać, może założyć w przyszłości rodzinę… Chcę tego.
No i znowu minęło trochę czasu. Dużo czasu. Może w skrócie napiszę co się działo. Zdążyłam już wrócić do świątyni jedi, zdążyłam już powiedzieć radzie o swoim postanowieniu. Nie byli z tego powodu zadowoleni, ale ostatecznie zaakceptowali fakt że przeszłam na inny odłam. Teraz widzę, że za wiele się to nie różni. Nauki są tak samo odobne, treningi tak samo męczące, z tym że altisjańscy nie boją wsię swoich uczuć. Ja też przestaję się bać.
Nie dawno pojawił się wśród nas ktoś, kogo udało nam się ściągnąć i kogo teraz prowadzimy w kierunku światła. Kylo Ren. Strasznie zagubiony, wrażliwy człowiek, starszy ode mnie o ponad dziesięć lat, ale to tam nic. To on zajmuje w wolnych chwilach każdą moją myśl, chociaż mało ze sobą rozmawialiśmy. No ale nic, koniec tego pisania, czas na trening. Dzisiaj rycerzyk… Izyli mistrz Skywalker, tak go nazywam. Rycerzykiem. No więc dzisiaj rycerzyk zapowiedział, że czeka mnie poważny sprawdzian swoich umiejętności w panowaniu nie tylko nad mocą, ale i nad swoimi emocjami. \Zdążyłam już osiągnąć dość zaawansowane umiejętności jeśli chodzi o posługiwanie się mocą, dla tego wymaga się ode mnie więcej, tak jak od starszych klas, normalne.
Dość już tego pisania. Tano, ruszaj tyłek bo się spóźnisz, miałaś już wyjść minutę temu. Na moc, faktycznie! Właśnie zpoglądam na chronometr, zrywam się i w nogi.
Gdy wybiegłam na zewnątrz czekał już na mnie rycerzyk z trochę niezadowoloną miną.
– Przepraszam, mistrzu – wyrzuciłam na wydechu, zatrzymując się przed nim.
– Spóźniłaś się minutę, smarku – powiedział, lecz wiedziałam że za raz mu przejdzie. Słyszałam to po jego głosie. – Ale tym razem zostanie ci to wybaczone. A teraz chodź ze mną, padawanko.
– Tak jest, mistrzu – odpowiedziałam pewnie i posłusznie ruszyłam za nim, bezwiednie zaciskając dłoń na rękojeści miecza świetlnego, tkwiącego mi za paskiem. Byłam spokojna, jeszcze tak.
Rycerzyk zaprowadził mnie na plac, który, jak się domyślałam był rzeznaczony już dla starszych i bardziej doświadczonych padawanów. Po drodze mijaliśmy wiele ciekawych rzeczy, takich jak tory przeszkód do przejźcia, czy holoprojektory, pokazujące zapewne inscenizacje rużnych sytuacji, z którymi może przyjść nam się zmierzyć… Rycerzyk jednak zatrzymał się przed wejźciem do jaskini, wyrzeźbionej na pewno nie przez czas czy naturę. Czułam w tym miejscu straszne zawirowania mocy. To miejsce było…Złe. Mimo to nie okazałam lęku, chociaż czułam jak przechodzą mnie ciarki, a palce odruchowo zaciskają się na rękojeści miecza świetlnego.
– Mam tam wejść, tak? – Zpytałam, zanim jeszcze rycerzyk zdążył coś powiedzieć.
– Otóż tak, padawanko – owiedział ze śmiertelną powagą. – I pamiętaj, to już nie jest zabawa czy jakieś głupie ćwiczenia. Będziesz musiała stawić czoła własnym lękom.
– Dam radę – rzekłam pewnie. – Oradzę sobie, mistrzu.
– W takim razie idź. – Moklepał mnie na odchodne po ramieniu. – I niech moc będzie z tobą. –
Zkinęłam tylko głową, poczym wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka.
Pierwsze co zauważyłam to ciemność i chłód. Jednak miałam na tyle wyczulone zmysły, że widziałam i słyszałam nawet najdrobniejszy szczegół. Podłoże było miękkie, jakby lekko wilgotne. Ziemia albo piasek. Z początku szłam powoli, jednak po chwili zaczęłam biec. Coraz bardziej w dół, coraz głębiej i głębiej, jakbym schodziła pod ziemię, jednak zamiast schodów był poprostu nierówny, pochyły grunt.
Biegłam tak przez jakieś dwie minuty i nic, nic na mnie nie wyskoczyło czy coś. Czułam tylko wszechogarniającą wszystko ciemność. Zatrzymałam się, zwalniając i uspokajając oddech. Rozejrzałam się dookoła. Było jeszcze ciemniej niż na samym początku.
– Nie boję się – powtarzałam sobie w myślach z każdym głębokim wdechem. – Nie boję się, nie boję się…
Dam radę. –
Ruszyłam znowu przed siebie, skręcając w prawo, w jeden z korytarzy. Moc podpowiadała mi że to właśnie tam powinnam się kierować. Jednocześnie wyczuwałam wyraźne ostrzerzenie. Jakby cichy, bezcielesny głos mistrza:
– Uważaj padawanko. Uważaj… –
I wtedy to usłyszałam. Ciche, bardzo ciche skradanie się. Ktoś szedł z przeciwnego kierunku co ja. Zachowywał się tak cicho, że zdradzało go tylko szuranie… Jakby płaszcza, który najwidoczniej wlókł się za nim po ziemi.
Zamknęłam oczy i sięgnęłam po moc. Dostrzegłam tego kogoś na długo przed tym gdy się zbliżył. Wysoka, zakapturzona postać, ubrana w długi, czarny płaszcz, który ciągnął się aż po ziemi.
Delikatnie wysłałam wici mocy w jego kierunku chcąc go wysądować i aż się wzdrygnęłam, dławiąc jednocześnie wzbierający w gardle krzyk. Ta postać nie była widmem czy wytworem mojej wyobraźni. To był człowiek, żywy człowiek, który zbliżał się do mnie wielkimi krokami. Czułam teraz wyraźnie promieniującą od niego falę zła.
Odruchowo sięgnęłam po miecz, lecz go nie zapaliłam. Im bardziej ten tajemniczy ktoś się zbliżał, tym bardziej byłam odrętwiała. Nie mogłabym nawet uciec gdyby naszła mnie taka ochota.
Nieznajomy zatrzymał się w końcu przede mną. Nadal nie otwierałam oczu, ale wiedziałam że mi się przygląda. Wybuchnął w końcu głośnym, bezlitosnym śmiechem, który odbił się echem od ścian jaskini i sprawił że znowu przeszedł mnie dreszcz.
– Ahsoka Tano – odezwał się nizkim, złowrogim głosem, a ja w tym momencie doznałam olśnienia. Mocy, pomuż… Przede mną stał nie kto inny jak naczelny wódz Snoke we własnej, parszywej osobie.
W mgnieniu oka poczułam ogarniającą mnie wściekłość, która niemal natychmiast wyparła strach.
– Czego chcesz? – Zpytałam wojowniczo, niemal odruchowo uaktywniając swój miecz. Jego zielona klinga obudziła się do życia z charakterystycznym sykiem.
– Czekałem tu na ciebie – przemówił znowu Snoke. – Wiedziałem że prędzej czy później przyjdziesz tu do mnie, drogie dziecko.
– Nie jestem twoim dzieckiem! – wypaliłam niemal z furią, podnosząc wysoko miecz.
Nagle moja ręka sama opadła z powrotem, a broń wyśliznęła mi się z palców.
– Już nie długo powiesz inaczej – zadudnił Snoke. – Wiesz o tym że wpadłaś w pułapkę? –
Nie odpowiedziałam. Poczułam jak usiłuje wedrzeć się do mojego umysłu. Zacisnęłam jeszcze mocniej powieki, rozpaczliwie odpierając jego ataki. Nawet całkiem skutecznie. Musiało go to rozzłościć, bo przyjął inną taktykę.
– Biedna, skazana na porażkę Ahsoka Tano – powiedział, a w jego głosie brzmiało coś na kształt współczucia. – Nie musisz pokazywać mi swych myśli, o nie. Ja już je poznałem. Obserwowałem cię od dawna. Wiem co tobą kieruje, czego się boisz, czego pragniesz…
– Guzik wiesz! – Mój głos był nizki, brzmiała w nim teraz złowroga, ochrypła nuta.
– Tak uważasz? – Wargi Snoke'a wygięły się w uśmiechu. – Boisz się zawieźć swojego mistrza, który pokłada w tobie nadzieję, albo tak ci się tylko wydaje. Dalej cię to nie wzrusza? To może to wywrze na tobie większe wrażenie. Kylo Ren! –
Powiedział to wyraźnie, akcentując każdą sylabę, a ja w tym momencie poczułam jak niemal martwieję z przerarzenia, a moja umysłowa obrona lekko słabnie.
– Mówi ci to coś, moja młoda uczennico? – Zpytał Snoke. – Widziałem twoje myśli…
– Kłamiesz! – krzyknęłam przenikliwym, piskliwym głosem.
– Za raz ci udowodnię że nie kłamię. – Snoke wyraźnie tryumfował. – Śnisz o nim. Tak, moja młoda uczennico. Śnisz o nim. Wyobrażasz sobie to uczucie gdy trzyma cię za rękę… Myślisz o tym, jak wyglądałyby jego pocałunki… Mam mówić dalej? –
Z trudem opanowałam drżenie i ponownie skupiłam się na umacnianiu swojej umysłowej obrony. Tylko czy… Był jeszcze sens to robić? On i tak już wszystko wiedział… Nie, nie prawda! Nie może się dowiedzieć niczego więcej. Niczego co jest związane z rycerzykiem czy z zakonem jedi. Jednak on nadal trzymał się tematu Kylo Rena, jakby wierząc że w ten sposób mnie złamie i zada mi ból.
– Wiesz dobrze – ciągnął. – Że Kylo Ren nie opuści ciemnej strony? Jemu się tylko wydaje że czuje w sobie światło. To dla niego coś niewyjaśnionego…
– Przez ciebie! – Krzyknęłam ponownie. – To ty zabiłeś w nim uczucia! To ty jesteś potworem! Plugawym robalem, który nie powinien w ogule pełzać po tej ziemi!
– Tak myślisz? Snoke się roześmiał. – A wiesz kim ty jesteś dla Kylo Rena? Jesteś jeszcze dzieckiem. Głupim smarkiem, którego on nie zaszczyciłby nawet spojrzeniem. Popatrz na siebie. Popatrz jak ty wyglądasz. Kylo Ren by cię zdradził. Złamałby ci serce i porzucił jak coś bezużytecznego. Jak rzecz. Pamiętaj. On jest, był i będzie sithem. A sithowie zawsze zdradzają.
– On nie jest sithem – wysyczałam, czując jak moja wściekłość osiąga już apogeum. Ale ale… Czy to na pewno była wściekłość? W tym momencie nie wiedziałam co tak naprawdę czuję.
– Zaufaj mi. – Snoke zciszył głos niemal do szeptu. – Otwórz oczy i spójrz na mnie, przekonasz się wtedy że to prawda.
– Nie otwieraj oczu! – Coś zdawało się krzyczeć wewnątrz mnie samej. – Nie otwieraj oczu! Nie patrz, nie rób tego!
– w zasadzie… Dla czego nie? – Odpowiedziałam jakby sennie temu głosowi i rozchyliłam powieki.
I wtedy go ujrzałam. Ujrzałam jego i wszystko to co wyrządził. Całe zło.
– Jesteś zwykłym cieniasem – wypaliłam bez zastanowienia. Przywołałam szybko miecz do ręki. – Jesteś cieniasem i zasługujesz tylko na to, żeby gnić tu w tej ziemi. Dziwię się że jeszcze nikt się o to nie zatroszczył!
– Zkoro tak myślisz… – Snoke zamyślił się na chwilę. – Czujesz w sobie gniew. Nie odpartą chęć pomszczenia krzywd tego kogo kochasz. Zrób to. Unieś swą broń i zadaj ten najważniejszy cios, a wtedy uwolnisz Kylo Rena od tego straszliwego bólu jaki odczuwa. A on będzie ci wdzięczny. I może wtedy zwróci na ciebie uwagę, biedna padawanko. Powiedz, dla czego jesteś lojalna jedi? Przeganiali cię wiecznie z miejsca na miejsce, najbardziej wtedy, gdy chciałaś i mogłaś pomóc. Masz talent, młoda padawanko. Talent, potencjał i odwagę. I dużo gniewu, z którego można wykuć nową, wspaniałą broń. Będziesz mogła jej użyć przeciwko każdemu. Ale najpierw zemścij się na mnie. Odpłać za wszystkie krzywdy Kylo
Rena. –
I w tym momencie gdy uniosłam rękę i zawirowałam w powietrzu, chcąc zadać śmiertelny cios, poczułam jak miecz ponownie wypada mi z ręki, a ja sama ląduję na plecach na ziemi. Ziła uderzenia zaparła mi dech. Znowu coś uderzyło mnie w pierś i sprawiło, że przetoczyłam się na bok udeżając o ścianę.
Jak przez mgłę zobaczyłam Snoke'a, stojącego nade mną z moim własnym mieczem świetlnym i miną zatroskanego tatusia. Poczułam promieniującą od niego nową falę wściekłości, która udeżyła we mnie z siłą rozpędzonej banthy. Z okrzykiem furii poderwałam się z ziemi, wyrywając przy użyciu mocy swój miecz z uścisku Snoke'a.
Nagle posłyszałam znajomy krzyk, który dotarł do mnie jakby w zwolnionym tępie:
– Ahsoka, nie!
– Rycerzyk? – Pomyślałam mgliście. W następnej chwili poczułam czyjeś silne ręce, chwytające mnie w pół i odciągające od Snoke'a, który wybuchnął gromkim śmiechem. Na moment przytuliłam się bezwiednie do trzymającej mnie postaci i wtedy zoriętowałam się że to nie rycerzyk. Nie. Rycerzyk stał przede mną, a mnie trzymał właśnie…
– Kylo Renie – zagrzmiał Snoke. – Wiedziałem że się tu zjawisz. Widzisz mała? Jednak do czegoś się przydałaś. Puść ją, Kylo Renie. –
Kylo wciągnął głośno powietrze, ale nawet się nie poruszył.
– Puść ją w tej chwili – powtórzył Snoke. – Chcę żeby tu przyszła. –
Poczułam jak silny uścisk, który do tej pory pozbawiał mnie niemal oddechu ustępuje. Podeszłam do tego gada Snoke'a, wciąż odrętwiała.
– Zawżyjmy układ, padawanko – powiedział Snoke. – Jeśli nie przystaniesz do mnie albo mnie nie zabijesz, to w ów czas ja zabiję jego. –
Po tych słowach wskazał Kylo.
– A ty będziesz się temu bardzo uważnie przyglądała, mając świadomość że umiera przez ciebie, ponieważ byłaś zbyt bojaźliwa by go ocalić.
– Ja… – Wydusiłam w końcu, nie bardzo wiedząc co miałam w sumie powiedzieć.
– Ahsoka, nie słóchaj go! – Ponownie odezwał się Anakin. Poczułam jego rękę na ramieniu i wyraźną obecność w mocy.
– Ja chyba… – przemówiłam powoli. – Chyba nie mogę. Dzięki, ale nie zkorzystam, ty stary żęchu. –
Twarz Snoke'a spurpurowiała. W następnej chwili poczułam, jak ziemia ponownie umyka mi z pod stóp. Ledwo zarejestrowałam ogarniającą mnie falę bólu, to że wszystko nagle odwróciło się do góry nogami… Była tylko niemoc i nicość. Leciałam, w próżnię, nie wiedząc co za chwilę mnie czeka. Ostatnią rzeczą jaką sobie uświadomiłam to jarzące się gdzieś tam niebiezkie światło i silne, lekko drżące ręce, w które miałam wrażenie że wpadłam z nikąd…
1
Nazywam się Ahsoka Tano. Mam 14 lat. W zasadzie mogłabym powiedziec, że jestem zwykłą togrutańską nastolatką, ale to tylko teoretycznie. W praktyce jestem wrażliwą na moc padawanką mistrza Anakina Skywalkera. Postanowiłam w wolnych chwilach prowadzić taki pamiętnik, zeby kiedyś muc do tego wrócic, oczywiście jeśli dożyję szczęśliwszych czasów. Narazie trwa wojna. Ja i mistrz Skywalker walczymy przeciwko siłom separatystów wrazz z oddziałem klonów, legionem 501 pod dowódstwem Reksa, którego z resztą bardzo lubię. Reks nie nazywa mnie smarkiem, nie krzyczy na mnie z byle powodu, a nawet jeśli juz ma udzielić mi reprymendy robi to bardziej subtelnie niż mój mistrz. Raz tylko zdażyło mi się mieć z Reksem krutkie zpięcie, ale o tym opowiem moze kiedys, gdy bedę miała więcej czasu żeby w spokoju wziąźć datapada i coś napisać. Narazie kończę ten wstęp. Mój mistrz mnie wzywa przez komunikator. Myśli ze cwiczę wsłuchiwanie się w moc, a ja sobie cichaczem tu piszę. Jeśli znowu go nie posłucham to mi się dostanie. Tego nieposłuszeństwa bylo juz za wiele, muszę to w sobie zmienić. Tak wiec moze napiszę coś potem
Drogi pamiętniku. Znowu mam chwilę żeby coś napisać. Wzięło mnie na pewnego rodzaju przemyślenia, a to wszystko przez poznanego nie dawno mistrza jedi i jego uczniów. Mistrz Altis, bo tak się właśnie nazywa i jego padawani, Callista i Geit należą do innego odłamu jedi niż ja. Różnimy się strasznie pod wieloma względami. Ich zachowanie jednocześnie wywołuje we mnie wstrząs i podenerwowanie, ale z drugiej strony dziwnie mnie fascynuje. Jestem ortodoksyjną jedi, więc dla mnie rzeczy typu przywiązanie i związki jest czymś niedopuszczalnym, prowadzącym na ciemną stronę. Jednak padawani mistrza Altisa uważają inaczej. Oni nie boją się przywiązania, a ja nadal tego nie rozumiem. Rozmawiałam z Callistą, usiłowałam wyjaśnić jej że robi źle, chciałam jej w ten sposób pomóc, uchronić ją przed zejściem ku ciemnej stronie, prawie się przez to pokłóciłyśmy… ale ja nie znam innego życia. Odkąd skończyłam 10 lat byłam szkolona przez ortodoksyjnych jedi, nie miałam doczynienia z innymi odłamami. Dla tego teraz mistrz Altis mnie tak fascynuje.
No i znowu mam czas żeby tu napisać. Minęło kilka dni, a ja sobie wszystko dokładnie przemyślałam, nie przespawszy nawet ostatniej nocy. Ale już coś wiem. Chcę zostać altisjańską jedi. Chcę być taka jak oni. Móc się przywiązywać, kochać, może założyć w przyszłości rodzinę… Chcę tego.
No i znowu minęło trochę czasu. Dużo czasu. Może w skrócie napiszę co się działo. Zdążyłam już wrócić do świątyni jedi, zdążyłam już powiedzieć radzie o swoim postanowieniu. Nie byli z tego powodu zadowoleni, ale ostatecznie zaakceptowali fakt że przeszłam na inny odłam. Teraz widzę, że za wiele się to nie różni. Nauki są tak samo odobne, treningi tak samo męczące, z tym że altisjańscy nie boją wsię swoich uczuć. Ja też przestaję się bać.
Nie dawno pojawił się wśród nas ktoś, kogo udało nam się ściągnąć i kogo teraz prowadzimy w kierunku światła. Kylo Ren. Strasznie zagubiony, wrażliwy człowiek, starszy ode mnie o ponad dziesięć lat, ale to tam nic. To on zajmuje w wolnych chwilach każdą moją myśl, chociaż mało ze sobą rozmawialiśmy. No ale nic, koniec tego pisania, czas na trening. Dzisiaj rycerzyk… Izyli mistrz Skywalker, tak go nazywam. Rycerzykiem. No więc dzisiaj rycerzyk zapowiedział, że czeka mnie poważny sprawdzian swoich umiejętności w panowaniu nie tylko nad mocą, ale i nad swoimi emocjami. \Zdążyłam już osiągnąć dość zaawansowane umiejętności jeśli chodzi o posługiwanie się mocą, dla tego wymaga się ode mnie więcej, tak jak od starszych klas, normalne.