Na następny dzień opuściłam centrum medyczne, fizycznie zdrowa, psychicznie… Powiedzmy że też. Wiedziałam co mnie teraz będzie czekać. Rozmowa z radą. Ponad to od tamtej pamiętnej nocy ani razu nie widziałam Kylo. Anakin wpadł co prawda z informacją ze wszystko w porządku i ze wszyscy bardzo się o mnie martwią, ale to mnie nie pocieszyło. Widziałam ze sam był jeszcze wstrząśnięty tym co sie stało.
Późnym popołódniem, gdy siedziałam w pokoju, przeglądając moją niewielka kolekcję rużnokolorowych koralików, z których mozna było robic naprawdę ładne rzeczy, drzwi otworzyły się i weszła moja współlokatorka, a jednocześnie jedna z najlepszych przyjaciółek – Rey. Minę miała śmiertelnie poważną.
– Ahsoko, rada jedi chce cię widzieć – oznajmiła lekko pogrzebowym tonem.
Bezwiednie wypuściłam z palców trzymany w ręku koralik, na którym widniała maleńka literka K. Jak Kylo…
– Juz idę. – Podniosłam się z łóżka, starając sie użyć techniki uspokajania nerwów, żeby przy rozmowie z radą nie stracić głowy i nie zapomniec słów. Rey podeszła i położyła mi dłoń na ramieniu. Jej ręka była taka ciepła i życzliwa, że odrazu dodało mi to otuchy i pewności siebie.
– Wszystko będzie dobrze – odezwała się pocieszająco. Jejku, ta dziewczyna ma dopiero 19 lat, a niekiedy zachowuje się i mówi tak, jakby przeżyła znacznie więcej, co w zasadzie nie mijało się z prawdą. Kiedyś zwykła zbieraczka złomu na pustynnej planecie Jakku, teraz padawanka jedi, dodająca każdemu otuchy swoja siłą, optymizmem i pewnością siebie. Za to ją właśnie uwielbiałam. Zwykła, ale jednak nie zwykła.
– Zobaczymy sie za niedługo – powiedziałam z nową siłą w głosie, a ona zdjęła rękę z mojego ramienia.
– idź juz, padawanko – zażartowała, a ja wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi, udając się do sali obrad rady.
Gdy tam weszłam siedzieli już tam wszyscy. Oczywiście najważniejszy maleńki mistrz Yoda, oprucz niego jeszcze Mace Windu, jego mozna powiedzieć prawa ręka, mistrzyni Luminara Unduli oraz Aila Secura, Taria Damsin, Anakin i pozostali, których juz nie będę wymieniać.
– Dziękujemy ze przyszłaś, padawanko Tano – odezwał się Mace Windu. – Rada ma do ciebie kilka pytań. –
Stanęłam przed nimi i zaplotłam nerwowo ręce za plecami, czujac jak robia mi się mokre ze zdenerwowania. Odetchnęłam głęboko kilka razy, przygotowując się na to co za chwilę się zacznie.
– Ahsoko – odezwała się mistrzyni Luminara. Mówiła jak zwykle spokojnym, melodyjnym głosem, bez jakiego kolwiek chłodu czy oficjalności. Gdyby się uprzeć możnaby nawet powiedzieć, ze w jej głosie brzmiała troska. – Powiedz nam wszystkim proszę, co dokładnie się wydażyło kilka dni temu w jaskini. To bardzo ważne. Nie chcięlismy wypytywać cie wcześniej. Uzdrowiciele mówili ze byłaś w silnym szoku. Ale teraz juz czujesz się lepiej, mam taką nadzieje.
– Tak, mistrzyni Luminaro – odpowiedziałam, starając się by mój głos nie brzmiał cicho i nie pewnie. – Powiem jak było.
– Jesteś niezwykle dzielna, padawanko – pochwaliła mnie Luminara. – Nie chcemy żeby to kiedy kolwiek sie jeszcze powtórzyło.
– Wiem – przytaknęła. Jeszcze raz odetchnęłam głęboko i gdy ponownie się odezwałam, w moim głosie zabrzmiała nowa siła:
– To był Snoke. Prawdziwy, nie jakaś zjawa czy hologram. Twierdził że od dawna mnie obserwował i teraz jak się tak nad tym zastanowiłam dłóżej, to faktycznie czułam jakąś dziwną obecność w mocy, ale myslałam ze to mi sie tylko wydaje.
– Swojego mistrza o tym fakcie nie poinformowałaś, hm? – Odezwał się Yoda.
– Tak jak mówiłam, myslałam ze to tylko moje przewrażliwienie – wyjaśniłam. – Wiem, popełniłam błąd lekceważąc to i nie mówiąc o tym nikomu, ale… Nie wiedziałam że tak to się skończy.
– Odpowiedzi w mocy nie szukałaś – drążył dalej Yoda.
– Ahsoka to jeszcze padawan – stanął w mojej obronie rycerzyk. – Jedyny jakiego miałem i z jakiego moge powiedzieć, ze jestem naprawdę dumny. Robi postępy, a to ze jest niekiedy lekkomyślna i nierozważna… Nie wymagajmy od niej czegoś czego sami nie robiliśmy w jej wieku. Mistrzu Yoda, pamietasz? Ja byłem taki sam mając czternaście lat. Nie mozesz mieć pretensji do niej ze zlekceważyła cos co jej samej nie zaniepokoiło. –
W jego głosie pobrzmiewała gniewna nuta. Odniosłam wrażenie ze chciał powiedziec cos jeszcze, ale się powstrzymał. Spojrzałam na niego z wdzięcznością i dostrzegłam w jego oczach, ze zabardzo dał sie ponieść emocjom i powiedział o kilka słów za dużo.
– Zostawmy kwestię lekkomyślności padawanki Tano – wtrącił się do rozmowy mistrz Pelo Koon. – Najbardziej istotnym problemem jest to co sie stało.
– Skutki błędu padawanki naszym błędem też są – dodał Yoda.
– Snoke teraz zna zapewne wszystkie nasze posunięcia – dodała mistrzyni Damsin, bawiąc się machinalnie swoim długim warkoczem, którego prawdę mówiąc strasznie jej zazdrościłam. W ogulę zazdroszczę ludziom włosów, zwłaszcza takich długich i ładnych jak mistrzyni Damsin.
– Snoke chce przeciągnąć Kylo Rena na swoją stronę – dodała mistrzyni Secura.
– Los Kylo Rena młodego nie pewny jest – dodał Yoda przymykając oczy, a ja poczułam leciutkie ukłócie niepokoju. – Jego samego charakter bardzo chwiejny jest, osobowość nie stabilna.
– Ale przecież wraca do nas – zaczęłam, ale szybko urwałam, czujac ze za chwilę ja mogę powiedzieć kilka słó? za duzo.
– Ale ciągle ma w sobie ślady ciemnej strony – odparła łagodnie Luminara. – Snoke zabił w nim pewne rzeczy, które dla nas są całkiem zwyczajne. Kylo Ren jest chodzącą tykającą bomba, która w każdej chwili moze wybuchnąć.
– Obserwowałam go nie raz bardzo uważnie – wtrąciła mistrzyni Damsin. – W jednej chwili był spokojny, prawie obojętny, a w następnej zaczynał kipieć z furii. Trzeba było użyć naprawdę silnych argumentów by go uspokoić.
– Ale on cierpi – zaprotestowałam, nie mogąc dłóżej tego słuchać. Jak oni mogli obwiniać Kylo za to cale zamieszanie? – Trzeba mu pomuc, a nie traktować jak coś na co trzeba w każdej chwili uważać. W ten sposób go od siebie odtrącamy nie prawda?
– Tam w jaskini – zaczął Anaki. – Gdy pobiegł razem ze mną ratować Ahsokę… Widziałem to. Widziałem i czułem. Balansował dosłownie na krawędzi między światłem a ciemnością, lecz ostatecznie nie dał się zwieść Snoke'owi. Niósł Ahsokę na rękach aż do samej swiatynii i nie pozwolił mi jej sobie odebrać. –
Poczułam jak mój rzołądek wywraca gwałtownego fikołka, a serce niemal natychmiast zaczyna bić szybciej. A wiec to Kylo mnie przyniósł. Dla czego oni nadaltraktuja go jak bezwzględnego sitha?
– Fakt, to dowodzi ze ma w sobie swiatło – odezwał sie Mace WIndu. – Ale nie zmienia faktu, ze jest w nim jeszcze wiele z sitha. Nie mozna mu do końca ufać. Ani jego słowom, ani jego uczuciom.
– Rację mistrz Windu ma – przytaknął Yoda, a ja z trudem zdusiłam chcący mi się wyrwać z gardła gniewny warkot. Dla czego oni są tacy ślepi? Tacy bezduszni?
– na tym właśnie polega myslenie ortodoksyjnych jedi – pomyślałam w duchu. – Sama bys tak skończyła gdybys nie poznała altisjańskich. Przywiazanie prowadzi do miłosci, miłosć prowadzi do strachu, strach prowadzi do nienawiści, nienawiść do agresji… W tym wypadku jednak jest inaczej. Miłośc prowadzi na jasna stronę. Miłośc jest w stanie ocalić Kylo. I on tego chce, ja to wiem, a ty nigdy tego nie zrozumiesz, mistrzu Yoda. –
Z tych rozmyślań wyrwał mnie głos Yody:
– Odejźc już mozesz, moja droga. Odpowiedzi na swoje pytania w mocy szukaj. Przyszłość swoją badź naszą dostrzeżesz byc moze. –
Westchnęłam cieżko. Więc tak, dziecko trzeba odprawić, bo dorośli bedą rozmawiać o sprawach, o których dzieci nie mogą juz wiedzieć. Świetnie. Jednak gdy odpowiedziałam starałam sie mówić spokojnie i z szacunkiem:
– tak jest, mistrzu. Dziękuje. –
Po tych słowach wyszłam i niemal pobiegłam po schodach do swojego pokoju. Nie miałam zamiaru medytować, nie teraz. Zrobię to później. Teraz byłam za bardzo zdenerwowana. Chciałam poprostu zamknąc się w pokoju, włączyć muzykę i poprostu zapomnieć o gożkich słowach rady, a w szczegulnosci świętoszkowatego Yody i Mace'a Windu, traktujących Kylo jak zło konieczne. Co im w ogule do altisjańskich Jedi? My żyjemy po swojemu, ale Yoda nadal cieszy sie wielkim szacunkiem i to on musi mieć swoje ostatnie zdanie w każdej kwestii.
I gdy tak biegłam rozwścieczona po schodach zauważyłam nagle jakaś postać, siedzącą skulona na półpiętrze. Wyhamowała gwałtownie i aż zamarła. To był Kylo. Siedział z twarzą ukrytą w dłoniach, najwidoczniej przeżywając znowu jakieś wewnętrzne rozterki. Jejku…
Powoli, nie chcąc go przestraszyć zbliżyłam sie i kucnełam na przeciw niego. Przez chwile myslałam gorączkowo czy się odzywać, jednak doszłam do wniozku, że jeśli będzie chciał się wyżyć prosze bardzo, niech zrobi to na mnie.
– Hej Kylo – powiedziałam kojąco. Zadrżał i odjął ręce od twarzy, spoglądając na mnie szeroko otwartymi, udręczonymi oczami.
Poczułam jak coś ściska mnie boleśnie za gardło, ale nie dałam niczego po sobie poznać i ciągnęła dalej nie zrażona:
– W zasadzie miałam cie szukać, ale skoro cie znalazłam tutaj… Stało się cos ze tak tu siedzisz sam? –
Wzruszył tylko ramionami. Przywykłam do tego ze zadko się odzywał, a jeszcze żadzie odpowiadał pełnym zdaniem. Był jak małe dziecko, które poznaje świat.
– Ktos ci coś powiedział? – dopytywałam dalej. Niepewnie potrząsnął głową.
– Ktoś ci sprawił przykrość, zrobił krzywdę? –
Tym razem bardziej stanowcze potrząśnięcie głową.
– To co się dzieje? – Oparłam się pokusie by położyć mu ręke na ramieniu. Czułam sie przy nim bezpieczna, ale nie miałam pewności jak on czuje się przy mnie. A może czuje się teraz osaczony? Nie miałam odwagi wysadować go mocą, to byłoby zbyt… Imtymne? Osobiste?
Spojrzał na mnie bezradnie, a to spojrzenie powiedziało mi jedno. Nic więcej się na tą chwilę nie dowiem.
– Wiesz? Chciałam ci podziękować – ciągnęłam nie zrażona. – Za to co zrobiłeś tam w jaskini. Rada mi wszystko powiedziała…
– Nie chcą mnie. – Głos Kylo zabrzmiał nizko i głucho, jakby ponownie dochodził z pod zakrywającej jego twarz maski. – Nie lubią mnie. Nie lubią i nie ufają. –
Urwał na moment. Odetchnął głeboko.
– Ja sobie też nie ufam – podjął juz ostrzejszym tonem, a ja zauważyłam ze zaczął oddychać troszkę szybciej. Wygladało to tak, jakby zbliżał się jeden z jego napadów złosci. Nie zwarzajac na konsekwencje wyciągnęłam do niego ręke. Ku mojemu zaskoczeniu, złapał ją i ścisnął mocno.
– Kylo, to nie prawda – powiedziałam chcąc go uspokoić. Wciąć trzymajac moją ręke w swojej zacisnął mocno palce, tak ze moja dłoń całkowicie teraz zniknęła w jego silnej dłoni.
– Nie oszukuj mnie – odezwał sie z gniewnymi błyskami w oczach. Oddychał teraz szybko ze zdenerwowania.
Przysunełam sie do niego blizej, nie chcąc zeby widział we mnie ofermowatego dzieciaka. W tej chwili czułam się silna i chciałam mu tą siłę przekazać.
– Posłuchaj, Kylo – zaczęłam, ujmując go wolna ręką za podbródek i podnosząc jego głowę tak, żeby spojrzał mi w oczy. – Nie ważne co mysli o tobie rada. Nie tylko oni jedni są w galaktyce. Popatrz ilu ludzi jest z tobą. Jest Rey, Anakin, wszyscy którzy ci pomagają…
– ty też jesteś, prawda? – Zpytał cicho, a w jego głosie zabrzmiała taka nadzieja i ufność, że mój rzołądek ponownie wywrócił koziołka.
– Tak, ja też jestem – odparłam pewnie. – Jestem twoja przyjaciółką, to znaczy że… Że cię lubię i ci ufam.
– Ale zaprzyjaźnić mozna się tylko z człowiekiem – powiedział. Złośc juz całkiem mu przeszła, teraz zastąpiona przez mimo wolną ciekawość. – Przyjaźnić się z kimś czyli ufać komuś. Jeśli ja na przykład pisał bym pamietnik, to z nim też bym się wtedy zaprzyjaźnił? Przecież tak się nie da. –
Spojrzał na mnie bezradnie. Naprawdę tego nie rozumiał. Dla czego ta głupia rada nie widzi jaka Snoke wyrządził mu krzywdę? Zabił w nim tego kim był kiedyś, pozbawił go wszystkiego, nawet umiejętności rozumienia podstawowych uczuć.
– Bo widzisz, z tą przyjaźnią jest tak – zaczęłam, mówiac jak naj cierpliwie. – Człowiek jest twoim przyjacielem jesli ci ufa, z resztą nie tylko człowiek. Każda żywa istota. Jeśli ktoś kogoś lubi… –
Ścisnął mnie za rękę, patrząc na mnie pytająco. Uznałam, że wyjaśnię mu to w najprostrzy dla niego sposób.
– Mozesz to narazie rozumieć tak, ze lubic kogos oznacza, ze nie chce się zrobić drugiej osobie krzywdy.
– Chyba rozumiem – odparł powoli. – To w takim razie ja cię lubie. I Rey też lubię. I mistrzynię Damsin… –
Prawie podskoczyłam z radosci. Zrobił kolejny krok w strone swiatła. Nie ważne ze malutki, ale jednak idzie w dobrym kierunku, a nie jak twierdzi rada w złym.
– Już mi lepiej – odezwał się ponobnie. – Juz nie czuję ciemnosci, nie ma jej. Teraz widze swiatło. I nie musisz mi dziękować. Ja pomogłem tobie, a ty pomogłas teraz mi. Tak sie chyba powinno robic prawda? Tak robią ci, którzy mają w sobie światło tak?
– Tak Kyle… Kylo – poprawiłam sie szybko. Zamrugał oczami, a po chwili zrobił coś, co sprawiło że omało sie nie rozpłakałam ponownie. Spojrzał mi w oczy, a następnie uniósł kąciki ust w kruciutkim, ale za to szczerym uśmiechu, takim prosto z serca.
I gdy tak na niego patrzyłam ponownie odstąpiła od normy. Z nadmiaru ulgi i radości wybuchnęłam głośnym śmiechem, którego juz nie starałam się powstrzymać.
Kylo patrzył na mnie przez krutka chwile, jakby nie rozumiał tego co sie stało, a potem wydał z siebie dźwięk, którego nie mozna było pomylić z żadnym innym. To był śmiech. Cichy, jakby jeszcze nie pewny, ale jednak. Po raz pierwszy widziałam, jak Kylo Ren, niegdyś bezwzględny i okrutny sith śmiał się w głos, a w jego oczach zamiast gniewu i bezduszności widać było teraz spokuj i wielką ufność małego dziecka.
– Lubię jak tak robisz – powiedział po krutkiej chwili, w której znowu stał się poważny. – Jak sie śmiejesz. To jest takie… –
Urwał, z wyraźnym trudem szukając odpowiedniego słowa.
– Miłe – dokończył w końcu.
Ścisnęłam jego rękę. Teraz nie obchodziło mnie że wyrządziła w przeszłosci tak wiele zła, ze z tej ręki zginęło tyłu nie winnych ludzi. W tej chwili nie była już to ręka mordercy, ukryta w czarnej rękawicy. Ta ręka była teraz delikatna, ciepła i lekko drżąca z nadmiaru emocji.
– Dziękuję – powiedzieliśmy jednocześnie, a ja odniosłam niemal obsesyjne wrażenie, ze nawet nasze głosy połączone razem nawzajem się uzupełniają.
Kylo puścił moją rękę i wstał. Ja ruwnież podniosłam zię z kolan i stałam tak przed nim, patrząc na niego w milczeniu. Jego wysoka, wyprostowana sylwetka, jego metr 89 we własnej osobie stało teraz, gurójac nade mną jak strażnik.
– No to… Cześć – powiedział po chwili Kylo, położył mi na ułamek sekundy dłoń na ramieniu i ruszył w górę po schodach.
Stałam przez chwilę tam gdzie mnie zostawił, odprowadzając go wzrokiem.
– Niech moc będzie z toba, Ky – szepnęłam telepatycznie. Nazywałam go tak tylko w myślach i tylko w tych, do których on nigdy nie będzie miał dostępu.
Z cichym westchnieniem sama poszłam na górę w ślad za nim, jednak spierowałam się do innego korytarza niż on.
– No, jesteś w końcu – wykrzyknęła Rey, gdy minutę później otwarłam drzwi pokoju. – Co tak długo, rada cię zatrzymała? Ukarali cie za cos? –
W jej głosie pojawił sie wyraźny niepokuj.
– Nie – odpowiedziałam krutko, zamykajac drzwi i opadając na łóżko. Odrazu zauważyłam, ze Rey w trakcie mojej nieobecności zajmowała się sprzątaniem. Jej kolejny nawyk z Jakku. Nienawidziła bałaganu. W tle leciała cicho muzyka z odtwarzacza.
– Ahsoko, wszystko w porządku? – Zatroskała się Rey, podchodząc i siadając obok mnie. – Masz taki nieobecny wyraz twarzy…
– Nic sie nie stało – wyjaśniłam. – Poprostu… Widziałam Kylo. –
Rey nabrała gwałtownie powietrza.
– Znowu był w rozterce – westchnęłam, czujac jak sama obecnośc Rey wyzwala we mnie potok słów. – Gdyby nikt go nie znalazł mógłby zrobić sobie krzywdę… Albo komuś. A wiesz jak traktuje go rada? Yoda i Mace Windu wyrażają się o nim tak, jakby był potworem a nie człowiekiem. Czymś, co trzeba trzymać tylko po to zeby mieć na to oko, zeby komuś nie stała się krzywda. Rey, nie potrafię tego zrozumieć. A gdy zasugerowałam im ze odtrącają Kylo to poprostu kazali mi wyjźć! Jakbym miała piec lat!
– Ahsoka, cicho, nie krzycz. – Rey położyła mi ręke na ramieniu, a ja zdałam sobie dopiero teraz sprawę z tego, że zamiast mówić wrzeszczę juz bez sensownie, wściekając się na wszystko i za wszystko.
– Wiem ze cię to boli – ciagnela dalej Rey. – Uwierz, mi też się to ani trochę nie podoba. Tym bardziej po tym co Kylo zrobił ostatnio dla ciebie mogliby nabrać do niego większego zaufania. –
Poczułam, ze jeśli jeszcze będziemy drążyć ten temat to naprawdę się wścieknę, więc postanowiłam go jak najszybciej zakończyć.
– Chodź Rey – powiedziałam, wstając i siląc się na spokuj. – Pomogę ci ze sprzątaniem. –
Zgodziła się odrazu, rozumiejąc ze rozpaczliwie chcę zkierować naszą rozmowę z dała od tematu rady i Kylo. Cała Rey, potrafiła bardzo dobrze czytać miedzy wierszami.
Tak wiec obie zajęłyśmy się sprzątaniem pokoju, a ja powiesiłam sobie nad łóżkiem nowy rozkład zajęć, który dostałam rano od rycerzyka i który miał wejźć w moje zycie juz od jutra.
3
Na następny dzień opuściłam centrum medyczne, fizycznie zdrowa, psychicznie… Powiedzmy że też. Wiedziałam co mnie teraz będzie czekać. Rozmowa z radą. Ponad to od tamtej pamiętnej nocy ani razu nie widziałam Kylo. Anakin wpadł co prawda z informacją ze wszystko w porządku i ze wszyscy bardzo się o mnie martwią, ale to mnie nie pocieszyło. Widziałam ze sam był jeszcze wstrząśnięty tym co sie stało.
Późnym popołódniem, gdy siedziałam w pokoju, przeglądając moją niewielka kolekcję rużnokolorowych koralików, z których mozna było robic naprawdę ładne rzeczy, drzwi otworzyły się i weszła moja współlokatorka, a jednocześnie jedna z najlepszych przyjaciółek – Rey. Minę miała śmiertelnie poważną.
– Ahsoko, rada jedi chce cię widzieć – oznajmiła lekko pogrzebowym tonem.
Bezwiednie wypuściłam z palców trzymany w ręku koralik, na którym widniała maleńka literka K. Jak Kylo…
– Juz idę. – Podniosłam się z łóżka, starając sie użyć techniki uspokajania nerwów, żeby przy rozmowie z radą nie stracić głowy i nie zapomniec słów. Rey podeszła i położyła mi dłoń na ramieniu. Jej ręka była taka ciepła i życzliwa, że odrazu dodało mi to otuchy i pewności siebie.
2 replies on “3”
Biedna Ahsoka… Widać, że jest nim bardzo zauroczona.
szkoda mi jej.