Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

6

Anakin towarzyszył mi jednak nawet w snach, na przemian z Kylo. Już naprawdę wolałam gdy śnił mi się tylko Kylo, ale w połączeniu ze snami o Anakinie było tego już za dużo. Tą udrękę przerwało jednak coś o wiele gorszego.
Wyrwało mnie to ze snu tak nagle, że przez chwilę wydawało mi się jakbym w ogule nie spała. Przeświadczenie że coś jest bardzo nie w porządku. Pierwszym co do mnie dotarło to fakt, że jestem okryta jeszcze jednym kocem. Z pewnością musiał to zrobić Anakin. Druga i zarazem bardziej niepokojąca myśl: brak Anakina. Nigdzie go nie widziałam, nie potrafiłam również wyczuć go w mocy.
– Anakin? Wyszeptała w ciemność, zapominając już nawet o złosci. – Anakinie, jesteś tutaj? –
Gdy nie dosłyszałam żadnej odpowiedzi zerwałam się w mgnieniu oka i doskoczyłam do mojego plecaka po mmiecz świetlny, w biegu przypinając go sobie do pasa i rozglądając się czujnie po obozowisku. Ani śladu Anakina. Pięknie, zgubiłam towarzysza misji. Tylko to przebiegło mi przez myśl.
Zamknęłam oczy, usiłując gorączkowo wyczuć Anakina lub doznać wizji, wszystko co mogłoby mi pomuc go odnaleść.

Anakin towarzyszył mi jednak nawet w snach, na przemian z Kylo. Już naprawdę wolałam gdy śnił mi się tylko Kylo, ale w połączeniu ze snami o Anakinie było tego już za dużo. Tą udrękę przerwało jednak coś o wiele gorszego.
Wyrwało mnie to ze snu tak nagle, że przez chwilę wydawało mi się jakbym w ogule nie spała. Przeświadczenie że coś jest bardzo nie w porządku. Pierwszym co do mnie dotarło to fakt, że jestem okryta jeszcze jednym kocem. Z pewnością musiał to zrobić Anakin. Druga i zarazem bardziej niepokojąca myśl: brak Anakina. Nigdzie go nie widziałam, nie potrafiłam również wyczuć go w mocy.
– Anakin? Wyszeptała w ciemność, zapominając już nawet o złosci. – Anakinie, jesteś tutaj? –
Gdy nie dosłyszałam żadnej odpowiedzi zerwałam się w mgnieniu oka i doskoczyłam do mojego plecaka po mmiecz świetlny, w biegu przypinając go sobie do pasa i rozglądając się czujnie po obozowisku. Ani śladu Anakina. Pięknie, zgubiłam towarzysza misji. Tylko to przebiegło mi przez myśl.
Zamknęłam oczy, usiłując gorączkowo wyczuć Anakina lub doznać wizji, wszystko co mogłoby mi pomuc go odnaleść.
Wizja nie nadeszła odrazu, ale jednak się zjawiła. Anakin znajdował się nie daleko od naszego obozowiska, w miejscu w którym jeszcze w czoraj razem bylismy, lecz tym razem nie był sam. Był pochłonięty walką z kimś, kto przynajmniej narazie był dla mnie nie widoczny. Odczułam jego falę emocji, jakby to nie była wizja tylko coś realnego. Anakin czuł ulgę z powodu tego, że udało mu się odczągnąć tego tajemniczego ktosia ode mnie. Stang, a więc on specjalnie dał się wciągnąć w walkę zeby zapewnić mi bezpieczeństwo? Co za idiota.
Wyzwoliłąm się z wizji i jak najszybciej pobiegłam w tamtą stronę, dopomagając sobie jeszcze mocą, skutkiem czego byłam na miejscu w nie całe pięć minut.
Zobaczyłam go. W pierwszej chwili dostrzegłam tylko purpurowe światło jego miecza, które wydawało się wskazywać mi do niego drogę. Przystanęłam, usiłujac dojrzeć przeciwnika Anakina i aż mnie zmroziło. To była ta ochydna Ventres. Widać było że walczyli już dość długo, ponieważ oboje dyszeli ciężko ze zmęczenia.
W pewnej chwili, gdy Anakin usiłował wykonać w powietrzu salto i zaatakować ją od tyłu z zaskoczenia, wstrętna wiedźma przewidziała jego zamiar i w locie podstawiła mu nogę. Anakin zwalił się jak długi na ziemię, a wtedy Ventres posłała w jego stronę grad kamieni, które Anakinowi jednak udało się odbić. Lecz ostatni zagubiony kamień wielkości, nie kłamiąc, ludzkiej głowy uparł wprost na jego rękę. Przez moc odczułam echo przeraźliwego bólu Anakina, jakby to mi a nie jemu właśnie połamano kości. Miecz swietlny wyśliznął się z jego chwilowo bezwładnych palcó? i potoczył gdzieś w trawę.
Ventres wydała okrzyk tryumfu, poczym doskoczyła i złapała broń Anakina w biegu, następnie stanęła nad nim krzyrzując czerwone i purpurowe ostrze tuz nad jego szyją.
– Nieee! – Wydałam głośny pisk poczym wybiegłam do przodu. Ventres obruciłą sie ku mnie. W jawnych rozbłyskach trzymanych przez nia mieczy dostrzegłam szeroko otwarte, niebiezkie oczy Anakina, w których odmalował się teraz czysty strach. Zacisnął zęby i podniósł się z trudem. Prawa ręka zwisała mu pod bardzo dziwnym kontem, w lewej natomiast kurczowo cos ściskał.
– Zostaw go, Ventres – odezwałam się władczym tonem. – Rozumiesz co do ciebie mówię? Zostaw go.
– O jejku. – Zadrwiła ventres. – Kolejna która staje w obronie tyle samo wartego co ona dziecka? Żałosne.
– Moze i żałosne. – Dobyłam miecza i uaktywniłam go. Jego zielona klinga z sykiem obudziła się do zycia. – Tak dawno nie walczyłam z tobą, ze zapomniałam już jaka ty jesteś beznadziejna. Moze mi to przypomnisz?
– Przypomnę ci jak potrafie zabijać. – syknęła Ventres, wyciagając przed siebie swój miecz i miecz Anakina.
– AHsoka! – Krzyk Anakina był ochrypły i nabrzmiały bólem. I nagle uświadomiłam sobie dla czego był taki przerarzony. Ventres dysponowała dwoma swoimi ostrzami i jednym Anakina, czyli w sumie trzema. Trzy przeciwko jednemu… Wiedzialam ze nie ma jednak juz odwrotu.
– Odejdź, Anakin – krzyknęłam do niego. Zacisnął zęby jeszcze mocniej.
– Nie. – Syknął i stanął przede mną, zasłaniając mnie własnym ciałem.
– Odejdź. – Usiłowałam odepchnąć go wolną ręką. – Proszę. W niczym mi nie pomożesz. Nie udowadniaj mi ze… –
Urwałam, nie chcąc by głos mi się załamał.
– że potrafisz mnie chronić – dokończyłam po chwili.
– Skończyliście z pożegnaniami? – Zadrwiła Ventres. – Jeśli tak, to… –
W tym momencie Anakin z okrzykiem bezsilnej złosci wyrwał przy użyciu mocy swoją broń z uścisku Vendres, poczym zacisnął na niej kurczowo palce lewej ręki.
– Ona nie jest sama – odezwał się z nową siłą w głosie. – Ciebie mozńa liczyć jako dwóch, więc walka będzie teraz równa.
– Ale jesteś naiwny – zadrwiła, poczym skoczyła, rozrywając swój miecz na dwa i jednym zamierzając się na Anakina, a drugim na mnie. Obojgu udało się odbić Jej Ciosy, ale Anakin wypuścił z ręki to co do tej pory w niej trzymał. To coś upadło tuż obok nas. W jasnym rozbłysku rzucanym przez nasze miecze dostrzegłam ze to cos małego… I nagle sobie przypomniałam. Holokryształ…
Nie mogłam jednak teraz go podnieść, bo wtedy zwróciłabym na niego uwagę Ventres. Kontynuowałam wiec walkę, rozpaczliwie dając Anakinowi do zrozumienia żeby uważał na holokryształ i za żadne skarby go nie zniszczył, ani nie pozwolił zrobic tego Ventres.
Twarz Anakina była wykrzywiona z bólu i determinacji, ale po szybkim spojrzeniu jakie mi rzucił zrozumiałam, ze wie o co mi chodziło.
A potem moje zycie skurczyło się tylko do ciosów, pchnięć, uników i osłaniania Anakina. Oboje nie walczyliśmy już o swoje własne zycie, lecz o życie siebie nawzajem. Gdy Ventres wyprowadziła zdradliwy ruch od dołu do góry, który bez wątpienia wypatroszyłby mnie jak flądrę, Anakin pojawił się niespodziewanie i zręcznie przejął na swój miecz impet tego uderzenia. Z kolei gdy nasza bohaterka dnia, a właściwie nocy wyprowadziła śmiertelne ciecie w kierunku piersi Anakina, przeskoczyłam nad nią przy użyciu mocy i wbiłam ostrze swojego miecza w jej lewy bark. Odwróciła sie zaskoczona, a Anakin wtedy zgrabną fintą ranił ją w biodro.
Ventres osunęła sie na kolana, podczas gdy Anakin skoczył zwinnie w bok, chwytając zagubiony gdzieś holokryształ.
– To jeszcze nie koniec, smarkacze – syknęła Ventres. – Jeszcze z wami nie skończyłam. Tym razem moze mieliście szczęście, ale następnym razem nie dam wam nawet szansy wyciagnięcia miecza i wykrzyknięcia swoich imion. Zapłacicie mi za to.
– Miałam rację – zadrwiłam. – Jednak jesteś beznadziejna, Asaj. –
Ventres wydałą okrzyk wściekłości, który zagłużył cichy i urywany śmiech Anakina. Chwilę później poczułam, jak moc wokół niej skupia się i koncentruje, zamykając ją niemal zę w ochronnym kokonie, a po chwili ani po Ventres, ani po jej mieczach nie zostało juz sladu.
– Anakin! – Zgasiłam miecz i podbiegłam do niego. Klęczał na trawie, oddychajac płytko przez otwarte usta jak ryba. Gdy chwyciłam go za prawą rękę zdusił mimowolny krzyk bólu.
– Zo… Zostaw – syknął przez zaciśnięte zęby. – TO tylko… Złamany nadgarstek…
– Złamany nadgarstek i do tego jeszcze kilka innych ran – odpowiedziałam z przekąsem.
Pomogłam mu wstać, pozwalajac by oparł się o mnie całym ciężarem.
– Ty też jesteś ranna. – Zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem. – Ahsoka…
– Nic nie mów – ucięłam. – Masz ten holokryształ? –
Wcisnął mi go w ręke. Był ciepły. Przez moc wyczuwałam w nim echo dotyku dłoni Anakina.
– A więc wyglada na to ze misja się powiodła – zkwitowałam. W odpowiedzi usmiechnął się lekko.
– I to szybciej niz myślęliśmy – odparł zbolałym głosem.
– Wszystko będzie dobrze. – Przytuliłam go nagle pod wpływem chwili, ale szybko go puściłam.
– Ahsoko, ja… Przepraszam za tamto wczoraj. – W jego oczach pojawił się figlarny błysk. – Przepraszam, ale nie
żałuje. –
Machnęłam lekcewarząco ręką.
– Teraz najważniejsze jest to zebyś wrócił do zdrowia.
– zebys ty wróciła do zdrowia. –
Powiedzieliśmy to równocześnie. Anakin znowu roześmiał sie cicho. Jego smiech był dźwięczny i perlisty, przypominał mi troche smiech Kylo, z tą jedną ruznicą Że śmiech Anakina był bardziej naturalny.
W milczeniu wróciliśmy do obozu, gdzie postanowiłam już nie kłaść się spać, tylko dopilnować żeby Anakin się położył.
Moje rany okazały się nie groźne, lecz jego wyglądały poważniej niż się z początku wydawało. Oprucz złamanego nadgarstka miał jeszcze głęboką ranę, biegnącą ukośnie przez cały lewy policzek, od kości policzkowej do kącika ust.
Pozwolił mi się opatrzyć przy użyciu niewielkiego pakietu medycznego jakim dysponowaliśmy. Przez cały czas leżał spokojnie i nawet nie syknął.
– Wiesz? – Zpytał gdy delikatnie obmywałam ranę na jego policzku substancją odkażającą. – W tym wszystkim jest jeszcze jeden plus. Warto było dać się zranić, bo przynajmniej teraz ty przy mnie jesteś. I to bliżej niż mógłbym przypuszczać.
– Zamknij się – uciszyłam go. – I leż spokojnie. W cale nie musiałeś tego robić. Jak to w ogule się stało? –
Otworzył szeroko oczy.
– Pojawiła się nagle – zaczął. – Wyczułem ją znacznie wcześniej niż tu przyszła. Sam wyszedłem jej na przeciw żeby nie znalazła ciebie. Chciałem żebyś spała sobie spokojnie i bezpiecznie, a ja w tym czasie załatwiłbym sprawę. –
– a więc tak jak podejżewałam – westchnęłam cicho. – Chciałeś mnie chronić, wiedząc dobrze że to nasza wspólna misja. Nie wydaje mi się żeby to było w porządku. –
Westchnął pokonany.
– Nie darowałbym sobie gdyby coś ci się stało – powiedział cicho. – Pewnie teraz na mnie doniesiesz prawda? Powiesz radzie że zachowałem się jak nie uczciwy drań? –
Przyglyzłam wargę.
– Narazie o tym nie myśl – ucięłam. – Postaraj się zasnąć.
– Łatwiej powiedzieć, gożej zrobić – odparł smentnie. – Mogłabyś przynieść mi mój miecz? Będę czuł się pewniej mając go przy sobie. Nie chciałbym żeby coś nas zaskoczyło.
– Nie martw się – uspokoiłam go. – Będę cały czas pilnować, nic się złego nie stanie. –
Usiadł gwałtownie oddychając nieco szybciej.
– Przynieś mi go – poprosił nagląco. Z westchnieniem wstałam i podeszłam do jego pasa, porzuconego bezładnie w trawie. Odpięłam od niego miecz, przez chwilę wpatrując się w niego z zachwytem, co znowu przyprawiło mnie o lekką złość, a następnie przyniosłam go i ułożyłam obok właściciela.
– Dziękuję – westchnął cicho, przymykając oczy. Wyciągnął lekko rękę, jakby spodziewał się że ją wezmę w swoją, ale ja tego nie zrobiłam. Nie chciałam dawać mu nie potrzebnie nadzieji i przy okazji wyostrzać w umyśle wspomnienia tamtego pocałunku. Muszę jak najszybciej przestać o tym myśleć, wymazać to z pamięci jakby nigdy się nie wydarzyło. Problem jednak że to nie było takie proste.
Dosłyszałam głęboki, regularny oddech Anakina i zoriętowałam się że zasnął. Chciałam od niego odejść, lecz coś nie pozwalało ruszyć mi się z miejsca. W ciągu tej jednej walki pare razy uratowaliśmy sobie życie. On porwał się na heroiczny pojedynek tylko po to, by zapewnić mi bezpieczeństwo. Sposób w jaki do mnie mówił, w jaki patrzył na mnie za każdym razem…
Dość. Zamrugałam szybko powiekami. Jeśli będę to rozpamiętywać to oszaleję. Ponownie powrócił obraz i wspomnienie jego pocałunku ze wszystkimi szczegułami, jakby ktoś odtworzył film w zwolnionym tępie. Najpierw dotyk jego górnej wargi, potem dolnej. Wcześniej uczucie jego delikatnego, ciepłego oddechu na swojej twarzy. Silny uścisk jego drżących rąk, oszalałe bicie serca… I te emocje. Radosne uniesienie, przeświadczenie, że chociaż na chwilę osiągnął co chciał, że nie ma już nic do stracenia i że chciałby zatrzymać czas w miejscu. Tą jedną sekundę, w trakcie której byłam tak blizko… Za blizko…
Usłyszałam jak przewraca się na bok wydając cichy jęk bólu, gdy położył się na złamanej ręce. Delikatnie zbliżyłam się do niego i wyciągnęłam rękę z pod jego boku. Opatrzyłam złamanie jak umiałam najlepiej, ale i tak będzie się nim musiała zająć Vokara Che po powrocie.
Już miałam cofnąć rękę, gdy poczułam zaciskające się na mojej dłoni jego palce. A więc wiedział. A może to tylko zbieg okoliczności.
– Anakin, puść – szepnęłam cicho, jakby w nadziei że pogrążony we śnie jedi mnie usłyszy.
Jeśli nawet usłyszał, nie dał tego po sobie poznać. Ścisnął moją rękę mocniej, a jego do tej pory nie spokojny i płytki oddech wyrównał się i pogłębił.
– Niech ci będzie – westchnęłam zrezygnowana, przestając już z nim walczyć. Przecież to nic złego że trzymam go za rękę. On cierpi, a nie ma przy nim nikogo kto mógłby mu ulżyć. Do końca misji jesteśmy zdani tylko na siebie.
– Uratował ci życie. – Znowu usłyszałam w myślach głos sumienia, bardzo podobny do głosu Rey. – Zrób dla niego chociaż to. To nic ujmującego jeśli pozwolisz mu potrzymać cię za rękę. Odwdzięcz mu się chociaż w taki sposób. –
Wyciągnęłam drugą rękę i delikatnie dotknęłam jego czoła. Nie było gorące, mocy niech będą dzięki.
– Kiedyś to ja uratuję ci życie, Anakinie – szepnęłam w ciemność. – Nie mogę zrobić dla ciebie nic więcej, ale zrobię chociaż to, obiecuję. –

One reply on “6”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink