Mimo zmęczenia nie mogłam długo zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, nie potrafiąc nawet znaleść sobie jakiejś wygodnej pozycji. Gdy w końcu zasnęłam, znalazłam się w samym środku koszmaru.
Surowa, pustynna planeta Jakku. Dookoła ciała zabitych wieśniaków. Nad tym wszystkim górowała ubrana na czarno postać Kylo. Jego ukryta za metalową maską twarz zwrócona była w kierunku leżącej u jego stup postaci, poranionej i zakrwawionej.
– Zabij go. – Głos Snokea zdawał się dobiegać jakby ze wsząd. – On przecież nic dla ciebie nie znaczy.
– Kylo, nie! – Głos, który rozległ się po chwili należał do Anakina. – Pamiętaj o świetle! Jestem twoim bratem, słyszysz?
– Nazwisko Solo nic dla mnie nie znaczy. – Głos Kylo, wydobywający się z pod maski był znowu złowrogi i beznamiętny. – Nie nazywam się Ben Solo. Zabiłem go już dawno, tak jak teraz zabiję ciebie. Nie mam z tobą nic wspólnego, Anakinie Solo. –
W jego głosie pojawiła się odraza. Po chwili dokończył z nową siłą w głosie:
– Jestem Kylo Ren! Nikt nie sprzeciwi się mojej woli, ani woli najwyższego wodza. –
Dosłyszałam znajomy, charakterystyczny dźwięk, którego nie mogłam pomylić z niczym innym. Odgłos aktywowanego miecza świetlnego Kylo. Jego starego miecza, którym zamachnął się do ciosu.
– Kyle, nie! – Skoczyłam z krzykiem między niego a Anakina. Dosłyszałam tylko wrzask tego drugiego, wykrzykujący moje imie, dojrzałam czerwoną klingę, zbliżającą się niebezpiecznie do Anakina, a ku mnie samej lecący fioletowy promień klingi miecza Anakina, który Kylo trzymał do tej pory za plecami…
Obudziłam się, hamując krzyk. Nie chciałam przestraszyć Rey.
Drżąc i szybko łapiąc oddech przewróciłam się gwałtownie na bok i skuliłam się pod kołdrą.
– Kylo – szepnęłam cichutko w ciemność. – Ky… –
Z moich oczu popłynęły łzy. To był tylko sen. To nie mogła być wizja, nie…
Postanowiłam pod wpływem chwili iść i zobaczyć co z Kylo.
Pocichu zsunęłam się z łóżka i na bosaka wymknęłam się z pokoju. Miałam szczęście, że potrafiłam się cicho skradać. Szłam korytarzem, prowadzona silnym uczuciem w mocy. Wyczuwałam Kylo, aż w końcu bez błędnie trafiłam na drzwi jego pokoju.
Delikatnie położyłam drżącą dłoń na drzwiach. Ustąpiły po paru chwilach pod moim dotykiem, widocznie Kylo przede mną też nie miał tajemnic i dał mi pozwolenie na odwiedzanie go. A więc mi ufał naprawdę…
Po cichu weszłam do środka i aż zaparło mi dech. Kylo spał w miarę spokojnie, a na jego twarzy tańczyły jakieś dziwne cienie.
Delikatnie podeszłam i kucnęłam przy nim, poprawiając kołdrę, która prawie zsunęła mu się z łóżka na podłogę.
Przykryłam go ostrożnie, zostawiając na wierzchu tylko ręce, poczym zapatrzyłam się w jego twarz.
Oddychał głęboko i spokojnie. Usta miał lekko rozchylone, a twarz spokojną. Chciałam bardzo ująć go za rękę, ale bałam się że go obudzę.
Użyłam więc mocy, by chwilowo poglążyć go w jeszcze głębszym śnie, a następnie pochyliłam się nad nim jeszcze bardziej, tak że po chwili, prawie nieświadomie moje usta delikatnie dotknęły jego warg.
Wraz z ocałunkiem z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Szybko się wyprostowałam, zakrywając twarz rękami i dusząc w gardle szloch. Jedyne co czułam to ciepło moich własnych łez, cieknących mi między palcami.
Siedziałam przy Kylo i płakałam, nie wiedząc nawet ile minęło czasu.
W końcu wzięłam się w garść, pozwalając by ostatnia łza spadła między jego rozchylone wargi i wstałam.
– Żegnaj, Ky – szepnęłam cicho. – Śpij spokojnie. Obiecuję, że ochronię cię przed wszystkim co złe. Nie bój się i śpij. –
Nakreśliłam dłonią w powietrzu serduszko. Na chwilę jeszcze podbiegając i klękając przy Kylo, czując jak w jego obecności ogarnia mnie spokuj i poczucie bezpieczeństwa. Już się nie bałam, ani trochę.
– Wiem że kiedyś może wybierzesz Rey. – przemawiałam dalej do niego cichym szeptem. – Ale to niczego nie zmieni. Niczegoco do ciebie czuję. Kocham cię, Ky. Hihi cię bardzo kocha. –
Odetchnęłam głęboko, ponownie delikatnie go pocałowałam, anastępnie wstałam i wymknęłam się z pokoju, najszybciej i najciszej jak umiałam, cofając z niego trans w jaki go wprowadziłam, a który pogłębiał jego sen.
Biegłam korytarzami niemal na oślep, usiłując uspokoić zarówno oddech, jak i rozszalałe myśli. Zrobiłam to. Bez wiedzy Kylo, ale dowiedziałam się jak smakują jego usta. Kylo nigdy się o tym nie dowie. Nie dowie się że byłam przy nim i że dopomogłam mu mocą. Byłam pewna że będzie teraz spał spokojnie.
W tym zamyśleniu nie zauważyłam stojącej na mojej drodze postaci. Wpadłam na nią i byłabym upadła, gdyby ten ktoś nie złapał mnie i nie zamknął w objęciach.
– To już po mnie – przebiegło mi przez myśl. – To na pewno ktoś z rady… –
Jednak głos jaki usłyszałam, nie był głosem żadnego z członków rady:
– Ahsoka? Co się stało, też nie umiesz spać? –
Na moje głowoogony, to Annie…
– Anakin? – Wykrztusiłam przez ściśnięte gardło, zwilżając pospiesznie wyschnięte nagle usta. – A co ty tu robisz? Nie powinieneś leżeć w centrum medycznym ze złamaną ręką? –
Anakin Solo uśmiechnął się jak ktoś, omu udało się wywinąć z poważnych kłopotów.
– Rączka jak nowa, popatrz. – Uwolnił prawą rękę i pomachał mi przed oczami. – Pomogła szyna i bacta. Jestem zdrowy jak ty. Vokara He wypuściła mnie wieczorem, ale mogłaś o tym nie wiedzieć. Ale powiedz mi, oczywiście jak możesz, co się stało? Jesteś zarumieniona i cała drżysz. Nie powiesz mi chyba że to przez zmęczenie. A może… –
Zawiesił na moment głos, poczym mrugnął porozumiewawczo.
– A może to ja tak na ciebie działam? – Zpytał z lekką nadzieją.
Poczułam, że policzki palą mnie teraz żywym ogniem, a głowoogony napewno zrobiły się jaskkrawsze niż kiedy kolwiek przed tem.
– Nie – oznajmiłam twardo. – Nic z tych rzeczy, Anakin. Rozmawialiśmy przecież o tym na misji, nie pamiętasz?
– Oczywiście że pamiętam – odpowiedział ciepło. – Każdą rozmowę z tobą pamiętam. No więc jak, powiesz mi co jest na rzeczy? –
Oj Anakinie. Na pewno nie chciałbyś tego wiedzieć. Nie powiedziałam mu jednak tych słów. Co miałam mu powiedzieć, że kolejny raz wszystko popsuł i rozwalił? Że pojawił się w momencie, w któr(m byłam tak szczęśliwa i pełna nadzieji na lepszą przyszłość dla Kylo? Pojawił się akurat wtedy, gdy wciąż czuję smak warg Kylo na swoich, gdy zdarzyło się coś, o czym marzyłam od tak dawna?
Chwileczkę, Tano. Nie rozpędzaj się za bardzo. Anakin też o tym marzył jeśli chodzi o ciebie… I też to osiągnął, tylko czy w bardziej perfidny sposób niż zrobiłam to ja z Kylo?
– Pozwól że powiem ci, że to nie twoja sprawa – odezwałam się trochę chłodniej niż zamierzałam. – A teraz mnie puść, proszę. –
Westchnął cicho.
– Nie moja sprawa? A myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
– Bo jesteśmy – zaoponowałam. – Ale tylko przyjaciółmi. Nie musisz o wszystkim wiedzieć, tak samo jak ja nie muszę wiedzieć wszystkiego co tyczy się ciebie.
– W porządku. – Poddał się, ale nadal mnie nie puszczał. – Myślałem tylko, że będę ci w stanie jakoś pomuc.
– Nie jesteś w stanie, nie potrzebuję niczyjej pomocy. Doceniam twoją troskę Anakin, ale naprawdę nie masz czym się martwić.
– Jesteś spokojniejsza niż do tej pory – zauważył. – W innym wypadku już dostałbym prezent w twarz. –
Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
– Nie chcesz, nie mów – orzekł w końcu. – Chcę tylko żebyś wiedziała, że ja się nie poddam tak łatwo jeśli chodzi o ciebie. Nie tak łatwo.
– Anakin, zrobisz mi w ten sposób krzywdę – szepnęłam niemal błagalnie. – Mówiłeś że tego przecież nie chcesz.
– Nie chcę, ale to jest silniejsze ode mnie – stwierdził bez ogrudek, następnie nim zdążyłam go powstrzymać pocałował mnie mocno w usta, puścił mnie i po chwili zniknął, zostawiając mnie zastygłą w bezruchu jak słup soli.
– Anakin! – krzyknęłam za nim telepatycznie. – Wracaj! –
Nagle osunęłam się na kolana, czując że zbliża się wizja. Żywa i prawdziwa, tego mogłam być pewna.
Zobaczyłam Kylo. Emanował spokojem i szczęściem, a w jego ramionach spoczywała… Nie, to nie byłam ja, to była Rey. Siła jaką emanował Kylo zdawała się wytwarzać jakiś mór obronny wokół Rey, sprawiający że żadne zło nie miało do niej dostępu.
Usłyszałam czyjś głos, przypominający trochę głos Luminary, wypowiadający tylko: pozwól im. Nie dręcz go…
Otworzyłam oczy, czując jak się trzęsę. Spoczywałam w czyimś stanowczym uścisku.
– Już dobrze – dobiegł mnie szept Anakina. – Już ciii…
– Gdzie ja… – Rozejżałam się. Byłam w pokoju, lecz to nie byłby mój pokuj. Anakin musiał mnie przynieść do siebie.
– Spokojnie, jesteś u mnie – wyjaśnił. – Co się stało? Usłyszałem twój krzyk…
– Wizja – wyjaśniłam. – Kylo… –
Opowiedziałam mu drżącym głosem to co widziałam, a pod koniec wybuchnęłam płaczem.
Anakin cierpliwie wysłuchał mnie do końca, a gdy już skończyłam zagarnął mnie mocno i przytulił do siebie.
Wtuliłam twarz w jego ramię, czując jego ciepło, a on spokojnie znosił ten atak spazmów, gładząc mnie delikatnie po ramieniu.
– Posłuchaj, Ahsoko – odezwał się cichym, łagodnym głosem. – Pamiętasz co ci powiedziałem? Że jeśli zobaczę że płaczesz z powodu Kylo…
– Nie, nie rób mu nic – załkałam.
– Spokojnie – uciszył mnie. – Nie powiedziałem że coś mu zrobię. Nie zamierzam. Chcę tylko… –
Głos dziwnie mu się załamał. Skrzywił się i jęknął cicho. Na moc, nie zamknęłam przed nim umysłu, Anakin wyczuwa mój ból.
Patrzyłam, jak jego błękitne oczy wypełniają się łzami, które po chwili zpłynęły mu po policzkach.
– Przepraszam, anakin. – Przełknęłam własne łzy i zamknęłam przed nim umysł. – To musiało boleć.
– Ahsoka… – Wypowiedział cicho moje imię, poczym wyicągnął ręce i dotknął mojej twarzy.
– Anakin, nie – szepnęłam, lecz ku swojemu przerarzeniu zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę, ani nie chcę się cofnąć.
W następnej chwili poczułam delikatny pocałunek Anakina, pełen żarliwego uczucia. Zniknęła gdzieś ta pewność,że jest w stanie zrobić wszystko żeby mnie mieć, W tej chwili był poprostu zwyczajnie Anakinem, który kochał i chciał to pokazać. Jego pocałunek mnie uspokoił, poczułam że mam w nim wsparcie, bez względu na to co by się działo.
– Nie chcę żebyś mnie traktował jak… – Urwałam, nie mogąc znaleść słowa. – Może jestem dla ciebie jeszcze dzieckiem i sprawiam ci same problemy…
– Byłaś u Kylo, prawda? – Jego pytanie mnie zaskoczyło, a jeszcze bardziej zaskoczyło mnie brzmienie jego głosu, w którym brzmiała pewność. – Gdy się dzisiaj spotkaliśmy w nocy, wracałaś od niego… Widziałem was w wizji, chciałem cię wypytać, ale ty byłaś… Taka jak zwykle. –
Odetchnął głęboko.
– On sam nie rozumie co to znaczy kochać – wykrztusił jeszcze bardziej zmienionym głosem, a po chwili poczułam z przerażeniej mak wstrząsa nim szloch.
– Anakinie – szepnęłam, przytulając go mocniej. Nawet nie usiłował się wyśliznąć z moich objęć. Teraz to on płakał, a ja starałam się go uspokoić.
– możesz być moja tylko w snach – wykrztusił przez ściśnięte gardło. – Wiem to. Kochasz go i to ty jego pocałowałaś. Dla czego, Ahsoka? Dla czego mi to robisz? –
Odetchnęłam głęboko.
– Anakin, przepraszam – szepnęłam. – porozmawiamy jutro. Narazie połóż się i zaśnij.
– Ale zostań przy mnie – poprosił nieśmiało, przestając płakać i odsuwając się. – Nie musisz długo. Ja szybko zasypiam. Nikt cię nie zauważy jak bęnziesz wracała do siebie. –
Przez chwilę zastanawiałam się nad tym.
– Proszę – szepnął po paru chwilach ciszy.
– No… Dobrze, mogę to dla ciebie zrobić – odpowiedziałam. Uśmiechnął się słysząc te słowa.
– Dziękuję – rzekł z wdzięcznością.
Wstałam z łóżka, a on się położył i nakrył kołdrą.
Kucnęłam przy nim i niepewnie ujęłam go za rękę. Ścisnął ją, a jego oddech zwolnił i uspokoił się całkowicie.
– Dziękuję – powtórzył jeszcze raz.
– Nie ma za co, śpij – odszepnęłam. Westchnął cicho. Patrzył na mnie cały czas, jakby chciał zatrzymać mój obraz w pamięci na zawsze.
– Za raz zasnę, to wted( idź – szepnął. – Też się prześpij. Masz się… Wyspać. –
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Dobrze, Anakinie. – ścisnęłam jego rękę, ponownie dusząc szloch. Uśmiechnął się w odpowiedzi, a ja siedziałam przy nim, ciesząc się że się uśmiecha.
Miał rację w tym że szybko zasypia. Nie minęło pięć minut a już spał.
– Dobranoc, Anakinie – szepnęłam, uwalniając delikatnie rękę z jego ciepłego uścisku i układając jego rękę na kołdrze.
Westchnął tylko cicho, ale się nie obudził.
Pozwoliłam, by jedna jedyna łza spłynęła mi z pod powieki i spadła na jego rękę.
Wstałam i wyszłam z pokoju, spoglądając poraz ostatni na śpiącejo już spokojnie młodszego Solo.
– Tylko tyle mogłam dla ciebie zrobić – odezwałam się w myślach. – Śpij dobrze. –
Po tych słowach zostawiłam go i wyszłam, udając się do siebie do pokoju, gdzie cichaczem wśliznęłam się do łóżka. Kolejny raz Anakin miał rację. Nikt mnie nie przyłapał na korytarzu. Mogłabym też przysiądz, że to on sprawił że niemal naychmiast po położeniu się zasnęłam już spokojnie.
– Dziękuję, Anakinie – pomyślałam tuż przed zaśnięciem, poczym pogrążyłam się w głębokim, spokojnym śnie.
10
Mimo zmęczenia nie mogłam długo zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, nie potrafiąc nawet znaleść sobie jakiejś wygodnej pozycji. Gdy w końcu zasnęłam, znalazłam się w samym środku koszmaru.
Surowa, pustynna planeta Jakku. Dookoła ciała zabitych wieśniaków. Nad tym wszystkim górowała ubrana na czarno postać Kylo. Jego ukryta za metalową maską twarz zwrócona była w kierunku leżącej u jego stup postaci, poranionej i zakrwawionej.
– Zabij go. – Głos Snokea zdawał się dobiegać jakby ze wsząd. – On przecież nic dla ciebie nie znaczy.
– Kylo, nie! – Głos, który rozległ się po chwili należał do Anakina. – Pamiętaj o świetle! Jestem twoim bratem, słyszysz?
– Nazwisko Solo nic dla mnie nie znaczy. – Głos Kylo, wydobywający się z pod maski był znowu złowrogi i beznamiętny. – Nie nazywam się Ben Solo. Zabiłem go już dawno, tak jak teraz zabiję ciebie. Nie mam z tobą nic wspólnego, Anakinie Solo. –
One reply on “10”
Ale sytułacja między nimi.