Rano obudził mnie dzwonek, sygnalizujący ostatnie pół godziny pory śniadaniowej. Rozchyliłam powieki i dostrzegłam ze zdziwieniem, ze Rey też jeszcze nie ruszyła się z łóżka.
– Jak mi się nie chce wstać… – Jęknęłam mrugając, by pozbyć sie resztek snu. Na całe szczęście dzisiaj był dzień wolny Od zajęć, wiec mogliśmy sobie dłuzej poleżeć.
– Mi też nie. – Rey żwawiej niz ja usiadła na łóżku i zaczęła szukać po omacku kapci.
Nagle drzwi naszego pokoju otworzyły się, a do srodka wjechała samoistnie cała zgrzewka wody mineralnej.
– Ej u stang… – zaczęłam. – Rey, mogłaś cos powiedzieć.
– Mnie w to nie mieszaj. – Rey spoglądała z równym zaskoczeniem na wodę, która zatrzymała się tuż obok mojego łóżka.
– No no. – Rey wstała by zamknąć drzwi, cmokają przy tym z rozbawieniem. – Ktoś musi cie bardzo lubic. I bardzo się o ciebie troszczy. –
Ukryłam twarz w poduszce by Rey nie widziała mojego rumieńca. Byłam prawie pewna kto jest taki dobroduszny. Anakin. Bo przecież Kylo jeszcze nie odważyłby sie na taki krok.
– Ciekawe kto to. – w głosie Rey pobrzmiewała zagadkowa nuta, świadcząca o tym, ze i ona dobrze wie o kogo chodzi, a tylko udaje taką niedoinformowaną.
– Niech sobie daruje – ztwierdziłam chłodno, lecz w głębi ducha Gest Anakina po raz kolejny mnie ujął.
– Ok, to nie są żarty. – Rey spojrzała na mnie z powagą. – stawaj, bo chyba do obiadu nie masz zamiaru czekać. –
Z ciężkim westchnieniem wyplątałam się z pod kołdry, lecz byłam jeszcze na tyle senna, zeby zdobyć sie tylko na to.
Nagle z korytarza dobiegł nas dziwny dźwięk, jakby grzechoczące stukot czegoś jadącego po kafelkach.
– Co to znowu? – Mrukneła niezadowolona Rey. – Nie powiesz mi chyba, ze Finn jedzie z kolejną zgrzewka wody, bo jeśli tak, to będziemy mogły otworzyc tu sklepik.
– Wywieziesz na Jakku i zostawisz złomiarzom – zasugerowałam. Ku mojej uldze podłapała żart i zahihotała.
Ledwo skończyłyśmy się smiać, gdy drzwi otworzyły się, a do środka wtoczył się wuzek ze śniadaniem. Odrazu poznałam kto wpadł na taki genialny pomysł, ponieważ z przodu wózka była naklejona nalepka z napisem Solo-katering.
– Anakin – zawołałysmy jednocześnie z Rey. Istotnie. Stał z dumną mina i wesołymi ognikami w oczach. Wyprostował się, chcąc dodać sobie chociaż pare centymetrów wiecej, poczym zbliżył się wprost do mnie.
– Śniadanie dla miłej panny – odezwał się, kładąc nacisk na ostatnie dwa słowa. – I przy okazji także dla jej toważyszki, tak zeby nie czuła się w jaki kolwiek sposób pokrzywdzona.
– Anakinie… – Rey patrzyła na neigo zakłopotana.
Przeniosłam wzrok z jego pełnej życia twarzy na wózek i jego zawartość.
– Z kąt ty to wytrzasnąłeś? – Zpytałam, nie kryjąc lekkiego podziwu.
– No cóż, troszeczkę musiałem dopomóc sobie mocą – wyjaśnił, ale dalej uśmiechał się z zadowoleniem. – Nie chciałem zebyś sie fatygowała z zejściem na dół, wtefy kiedy mozna sobie dłuzej poleżeć i po korzystać z wolnego dnia, słońce.
– Anakin… – Odwróciłam na moment wzrok. – Powiedz mi jedną rzecz. Czy zadbałeś tak samo o swojego brata? Czy Kylo ma wszystko czego potrzebuje? –
Jego samozadowolenie nieco zgasło.
– Oczywiście. – Mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy. – Naprawdę zapewniłem mu wszystko czego potrzebował, nawet przyniosłem mu jego ukochaną piłeczkę. Wiecie, tą taka na gumce, co wraca do ciebie jak się ją rzuci.
– Wiemy – przyznałysmy jednoczesnie z Rey. Widziałam nie raz ta piłeczkę na ręce Kylo. Lubił ja tak bardzo, ze gdy tylko nadarzała się okazja, chodził z nią i ciiągnął z asoba jak małe zwierzątko.
– Według mnie to trochę dziecinne jak na kogoś, kto ma prawie 30 lat – odezwał się ostroznie Anakin, lecz za raz uciszyłam go karcącym spojrzeniem.
– Wiek Kylo nie ma tu nic do rzeczy – wyjaśniła Rey przezornie cierpliwym tonem. – Snoke pozbawił go wszystkiego co ty znasz i co dla ciebie jest normalne. Kylo uczy się odruchu empatii i miłosci nawet na zwykłej piłeczce.
– Wiem wiem, rozumiem. – Anakin spuścił oczy ze zmieszania. – Tak tylko wyraziłem swoje zdanie. No dobra, to ja was zostawiam i życzę smacznego. –
Pochylił się, poprawiając mi delikatnie kołdrę, pocałował krutko w policzek i chwilę później juz go nie było.
Rey westchnęła cicho.
– To urocze jak on się o ciebie troszczy – zauważyła.
– Tak, bardzo urocze – odpowiedziałam sarkastycznie.
– Oj przestań sie tak tąsać, Ahsoka. – Rey spojrzała na mnie niecierpliwie. – Wiesz co ci powiem? Im bardziej się obużasz, tym bardziej w ten sposób okazujesz jak cię to rusza.
– W cale nie – żachnęłam sie gwałtownie, chociaż w głębi ducha musiałam przyznać jej rację.
Rey z westchnieniem wzięła ze stolika pilota i po chwili włączyła muzykę.
– Tak jest o wiele lepiej – zkwitowałam. – Ale Rey, proszę cię, zjedz to bo ty przecież…
– Przestań mnie traktować jak biedne, nie dożywione dziecko z Jakku. – Rey podeszła do mnie i z groźną mina położyła mi ręce na kolanach. – Anakin przyniusł to dla ciebie. Albo to zjesz teraz za raz natychmiast, albo ci skopię tyłek, nie żartuję. –
Jej to wskazywał na to, ze naprawdę nie żartowała.
– No dobrze juz, dobrze – westchnęłam pokonana, nie chcąc wdawać się w jaką kolwiek utarczek z Rey.
Ledwo zabrałam się do jedzenia, gdy drzwi znowu sie otworzyły.
– Finn! – Rey zerwała sie w mgnieniu oka, najwidoczniej wyczuwając kto czai się za drzwiami. Finna mozna było poznać choćby po niepewnym nacisku klamki.
Pojawił sie po chwili w drzwiach. Z jednej strony nie rozumiałam dla czego Rey się tak boczy na niego, bo ciemnoskóry Finn był niczego sobie. Ok, może poza tym ze był trochę ofermą. Z drugiej strony czułam, ze Rey dąsa sie na Finna z tego samego powodu co ja na Anakina.
– Finn, spadaj – krzyknęła na niego Rey. Wyglądała tak, jakby teraz jemu chciała skopać tyłek. – A co gdyby któraś z nas akurat sie przebierała? Liczyłeś ze coś zobaczysz? Jest cos takiego jak palce, i to się zwija i tym się puka w drzwi, rozumiesz?
– Cześć Rey – powitał ja bez ogrudek, uśmiechając się troche nie pewnie. – Cześć Ahsoka.
– Cześć Finn – odpowiedziałam.
– Co ty tu robisz? – Rey mieżyła go od stup do głów. – Coś kombinujesz, orzechu. Widze to po twojej twarzy. Spowiadaj sie jak przed radą, raz dwa dziesieć. –
Na jej zazwyczaj łagodnej twarzy, nadającej jej słaby i bezbronny wyraz odmalowała się teraz stanowczość.
– Bo ja przyszedłem ci powiedziec dzień dobry, życzyć miłęgo dnia i przynieść cos do jedzenia – wyrecytował Finn jak katarynka, jakby nauczył się tego na pamięć. Rey jęknęła, ale w przeciwieństwie do mnie nie dąsała sie aż tak bardzo jak ja.
– Następny -stwierdziła tylko krutko. – Dziekuję, orzechu. To miłe z twojej strony. –
Nagle z korytarza dobiegł nas krzyk, po którym poznałam Anakina:
– złazić mi wszyscy z drogi teraz za raz, bo… –
Otworzył drzwi i wpadł na Finna. Obaj odwrócili się do siebie i mierzyli się niedowierzajacymi spojrzeniami. Zdusiłam hihot, a sądząc po dźwięku wydanym przez Rey ona ruwnież robiła wszystko zeby się nie roześmiać. Usłyszałyśmy ciche przekleństwo Anakina.
– Anakin? – Zpytał Finn.
– Finn? – Odpowiedział Anakin pytaniem, zadanym prawie piskliwym głosem.
– Co ty tu robisz? – dopytywał Finn. – Bo ja przyniosłem sniadanie Rey.
– A ja przyniosłem picie Ahsoce – odpowiedział niewinnie Anakin.
– Skończcie tą szopkę – krzyknęłyśmy jednocześnie z Rey, poczym wszyscy nie wyłączając Anakina i Finna zaczęliśmy się śmiać w głos.
– Gdzie jest Kylo? – Zagadnęła Rey, gdy juz ostatni Anakin skończył rżeć ze śmiechu.
– Kylo? – Finn przewrócił oczami.
– U siebie w pokoju, spokojny i bezpieczny – pospieszył z wyjaśnieniami Anakin, lecz patrzył przy tym wprost na mnie. – Siedzi sobie i słucha pozytywki którą sobie nakręcił. Byłem u niego. Nawet na mnie nie krzyknął jak coś do niego mówiłem, ani razu nie wybuchnął, a jego spokojna twarz wyrażała tylko…
– Dość – ucięłam, czujac ze znowu się czerwienię. Anakin umilkł posłusznie.
– Wiecie co? – Zagadnął Finn po paru minutach, w trakcie których ja i Rey spokojnie dojadłyśmy śniadanie. – Tak sobie pomyslałem, ze…
– Nie nie nie – zaprotestował głosno Anakin. – Ja to miałem powiedzieć!
– No to kto teraz mówi, ja czy ty? – Finn spojrzał na niego zdezoriętowany.
– Jak juz powiedziałeś pierwszy…
– Nie, ja powiedziałem ale ty skończysz.
– Dokończę co zacząłeś – wpadł mu w słowo Anakin, cytując znane wszystkim słowa Kylo.
– Czy wy zaczniecie w końcu gadać jak ludzie? – Zniecierpliwiła się Rey. – Bo jak narazie nic z tego nie łapie.
– Poprawka, ja nie jestem człowiekiem – zauważyłam z rozbawieniem.
– Dobra dobra. – Rey splotły ręce na kolanach. – Jesteś przedstawicielka rasy humanoidalnej droga Ahsoko, mówisz i rozumujesz po naszemu, więc to nie ma żadnego znaczenia. Nie jesteś inna.
– Wiem, żartowałam tylko – wyjaśniłam. – Ale faktycznie, powiedzcie o co wam chodzi.
– Bo my myślęlismy… Znaczy Anakin pomyslał… żebyśmy… – Finn zacinał się jak zepsuta płyta.
– żebyśmy poszli razem na spacer – dokończył razem z Anakinem.
– Ty, ty, ty i ja. – Finn wskazywał po kolei Rey, mnie, Anakina i siebie.
– I Kylo – przypomniał mu szeptem Anakin, jakby podpowiadał Finnowi jakaś zapomnianą kwestie.
– Kylo? – Wydałam piskliwy okrzyk. – Chcecie zabrać Kylo na spacer?
– Tak – przyznał Finn.
– Z piłeczką – dopowiedział Anakin – Oczywiście jesli będzie chciał ją wziąć. –
O rany. Miałam okazję zeby spędzić troche czasu z Kylo.
– Ja nie mam nic przeciwko – powiedziała pogodnie Rey. – z miłą chęcią się przejdę.
– Ja również – dodałam. Anakin uśmiechnął sie do mnie ledwo zauważalnie, ale ja nie odwzajemniłam uśmiechu. Dobrze musiał wiedzieć dla czego zareagowałam tak entuzjastycznie. Nie dla tego ze ide z nim, ale dla tego ze będzie z nami Kylo.
– To kto pójdzie mu o tym powiedzieć? – Zpytał Finn.
– Ja pójdę! – Poczułam jak wstępuje we mnie energia. Zerwałam się z łóżka. – Rey, idziesz ze mną?
– Jasne. – Rey też wstała. – A wy tu zostańcie. Jak wrócimy to ja tutaj posprzątał wszy…
– Nie ma mowy – zawołali hurkiem.
– Rey, nie jesteś na Jakku – przyomniał jej Finn, a ja poklepałam przyjaciółkę po ramieniu.
– No dobrze juz, dobrze – poddała się Rey. – Wiecie ze to mój taki nawyk. Chodź, Ahsoka. –
Wyszłyśmy obie z pokoju, kierując się do pokoju Kylo.
– Ahsoka, przyhamuj trochę – upomniała mnie cicho Rey. – Ja też się cieszę ze Kylo pójdzie z nami… Oile sie zgodzi oczywiście, ale nie okazuj tego tak przy Anakinie. Jego to boli.
– Nic na to nie poradzę – westchnęłam bezradnie. – Annie… Znaczy Anakin moze byc tylko moim przyjacielem.
– Annie. – Rey klasnęla cicho w dłonie. – Mówiłam ci ze w końcu tak go nazwiesz? Jak wrócimy ze spaceru opowiesz mi wszystko co sie działo na misji, zgoda?
– W porządku – przyznałam, chociaż nie byłam pewna czy mam ochotę mówic jej o tym incydencie.
W końcu zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Rey przyłożyła do nich dłoń i po chwili w malutkim okienku pojawił się napis otwarte.
– Ale się zabezpieczył – mruknęła z podziwem. Nic nie powiedziałam, bo inaczej mogłabym przyznać się do mojej dzisiejszej nocnej wyprawy.
Weszłyśmy obie do srodka. Kylo siedział na łóżku, pochylony nad trzymają na kolanach skrzynką z jakimiś częściami.
– Cześć Kylo – powiedziałyśmy jednocześnie z Rey. Podniósł wzrok i obrzucił nas badawczym spojrzeniem.
– Nie przeszkadzamy ci? – Zpytałam.
– Nie – odparł krutko.
– Bo my chciałyśmy ciebie o cos zapytać – zaczęła Rey.
– Wybieramy sie na spacer – uzupełniłam. – Ja, Rey, Anakin i Finn. No i chciałyśmy też zabrać ciebie. Odetchnąłbyś troszkę świerzym powietrzem, pobył trochę z nami… –
Przerwał mi zdziwionym spojrzeniem.
– Z wami? – Powtórzył, wypowiadając powoli te dwa słowa, jakby ich nie zrozumiał.
– No tak, z nami – odpowiedziała Rey. – Nie będziesz siedział tu sam. –
Kylo westchnął krutko, poczym wskazał na skrzyneczkę.
– Musze dokończyć mój miecz treningowy – wyjaśnił. – Do jutra. Mistrz Skywalker mi kazał.
– Co? – zdziwiłam sie. – Ty masz robić miecz treningowy? To tak nawiązując do tego co mi mówiłeś wczoraj? –
Pokiwał głową.
– Ty nie musisz, ale ja tak – wyjaśnił. – Chodzi o to, zebym w ten sposób uspakajał mysli.
– Jak wyjdziesz na chwilę nic ci to nie zaszkodzi – przekonywała dalej Rey. – Też bedziesz mógł uspokoić mysli…
– A potem będziesz mógł dalej kończyc miecz – wpadłam jej w słowo.
Rey podeszła i mimowolnie zajżała do skrzyneczki. Wzięła w rękę dysk emitujący promień świetlny, poczym p chwili odłożyła z powrotem, szepcząc cicho:
– Nie mogę na to patrzeć… –
Wiedziałam, zę przypomniało jej się znowu Jakku i to, ze ona sama zbierała takie rzeczy.
– To jak, Kylo? – Zpytałam z uśmiechem. – No nie daj się prosić. Chciałbyś z niami iść? –
Przez chwile patrzył wprost na mnie, po chwili odezwał się troche niepewnie:
– Chyba tak. –
Zarówno ja jak i Rey odebrałyśmy to jako odpowiedź twierdzącą.
– Cudownie. – Pokepałam go po ramieniu. – To za pięć minut widzimy się przy wyjściu, dobrze? –
Pokiwał tylko głową i wstał, a my z Rey zostawiłysmy go, by mógł sie spokojnie przygotować.
– Nie rozumiem tego – wybuchła w końcu Rey, gdy szłysmy juz do pokoju. – Jak on ma się integrować z ludźmi, jeśli ciągle ma poczucie odrzucenia? Rada cały czas daje mu do zrozumienia ze jest nie chciany i zeby najlepiej trzymał się od wszystkich z daleka, bo w końcu zrobi komuś krzywdę.
– Myslę tak samo – przyznałam. – I też mi się to ani troche nie podoba. Dziwię się, ze pozwolili mu wziąc udział w pokazie walki. Coś czuje, ze przyczynił się do tego mistrz Skywalker.
– Taak, on zawsze wierzył w Kylo – westchneła Rey.
– Bo sam był kiedyś odrzucony i nie chciany – wyjaśniłam. – Dla tego nie traktował też tak mnie.
– Bardzo dobrze się rozumiecie – zauwazyła Rey. – Naprawde jak mistrz i padawan. –
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, po czym obie zakończyłysmy temat Kylo i rycerzyka.
– Czy was pogięło? – Zpytała oburzona Rey gdy obie weszłyśmy do pokoju, w którym panował teraz idealny porządek. Chłopaki widać ze nie prużnowali.
– Nie, tylko wyprostowało – zripostował Anakin, a ja mimowolnie zahihotałam.
– No i jak z tym Kylo? – Zapytał Finn.
– Idzie z nami – wyjaśniła Rey. Anakin klasnął głośno.
– No to pięknie. TO w takim razie chodźcie. –
Wyszliśmy z pokoju, i skierowaliśmy się turbo windą ku wyjźciu. Kylo już na nas czekał. Nie uśmiechał się, ale i nie wygladał aż tak ponuro jak zazwyczaj.
– No to idziemy – zawołał żywo Anakin.
– Chodź, Kylo – powiedziała Rey, poczym obie ujęłysmy go pod ręce i wyprowadziłysmy na zewnatrz. Chłopaki szli za nami, wymieniając jakieś uwagi i od czasu do czasu wybuchając smiechem.
– Moze byście nas wtajemniczyli? – Zpytała Rey oglądając się na nich. – Chętnie się też pośmiejemy, prawda?
– No pewnie – przytaknęłam.
– Chyba… – Dodał niepewnie Kylo. Widziałam ze w naszym towarzystwie czul się dziwnie nie pewnie. Rozumiałam co było tego przyczyną. Im więcej otaczało go ludzi, tym bardziej się bał ciemności. Opisywał mi to kiedys tak, ze wydaje mu się wtedy, jakby ta ciemnosc mogła w każdej chwili się pojawić i go porwać.
Uśmiechnęłam się do niego, chcąc dodać mu otuchy, a on ku mojej radosci odwzajemnił uśmiech na kilka sekund.
– Nic takiego, Anakin opowiedział mi kawał – wyjaśnił Finn, ale minę miał dośc zakłopotaną.
– Jasne jasne – zkwitowała Rey. – Nigdy nie umialeś kłamać, orzeszku, wiec przestań nam tu wciskać kit. –
Reszta spaceru minęła już bez docinków. Wręcz przeciwnie. Śmialiśmy się tak jak juz dawno się nie śmialiśmy, nawet Kylo się wyraźnie rozchmurzył.
Spacerowaliśmy tak z dobre dwie godziny, następnie wróciliśmy z powrotem do swiatynii i rozeszliśmy się.
– Ahsoka – skarciła mnie Rey szeptem, gdy juz byłyśmy same i zmieżałysmy do swojego pokoju. – Anakin cały czas starał sie zwrócić na siebie twoja uwage, a ty nic i nic.
– Nie przesadzaj – żachnęłam się. – Przecież rozmawiałam z nim normalnie.
– Słuchaj. – Rey zatrzymała się, zmuszając mnie żebym zrobiła to samo.
– Patrz na mnie – odezwała sie poważnie. – A teraz mnie słuchaj. Nie mówię ci tego złośliwie, ale dla tego, ze jesteś moja przyjaciółką. Sama też nie jestem zabardzo doświadczona w tych sprawach, ale bez obrazy, tobie ortodoksyjni jedi…
– Zlasowali mózg, to chciałaś powiedzieć? – Wpadłam jej w słowo.
– Nie nazwałabym tego tak, ale o coś takiego mi chodziło – wyjaśniła przepraszająco. – Poprostu wpoili ci rzeczy, których ja na przykład nie znam. Że przywiazanie jest złe, że okazywanie emocji jest złe. Czyli co? Jak to jest z tym przywiązaniem?
– Można kochać, ale nie wolno się przywiazywać – wyrecytowałam nauki ortodoksyjnych.
– Co? – Rey potrząsnęła głową. – Chwila chwila, nie rozumiem tu czegoś. Kochać tak, przywiazywać nie. Czyli co, mały romansik i koniec? Było miło, ale się skończyło?
– No… Tak – wyznałam zakłopotana. – Jedi, nawet ortodoksyjni… Nie musza zyc w czystości, ale…
– Nic już nie mów, prosze. – Rey zakryła twarz dłońmi. – Wiesz jak to teraz zabrzmiało? Jakbyś była bezduszną i bezuczuciową…
– Wiem – przerwałam. – Wiem co chcesz powiedzieć. Anakin tego nie zna. Ja moze rzeczywiście tego nie rozumiem. Rey, miałam dziesięć lat gdy mnie znalazł mistrz Pelo Koon i zabrał do świątyni. Od tej chwili wpajano mi zasady ortodoksyjnych jedi. Wiem juz zę to jest… Nie właściwe, dla tego przeszłam na odłam altisjański. Uwierz, Yodzie bardzo się to nie podobało. Do tej pory cały czas żyłam w przekonaniu, ze przywiązanie prowadzi na ciemną stronę.
– W cale nie prawda! – Rey była blizka płaczu.
– Wiesz za co Yoda najczęściej ganił Ryce… Mistrza Skywalkera? – Zpytałam. – Za przywiazanie. Do mnie, do swojego mistrza, do swojej matki… Rozumiesz to?
– Uważali, ze miłośc do matki jest zła? – Rey była najwidoczniej coraz bardziej przerarzona.
– Mniej więcej – przyznałam, ruszając z miejsca. – Gdyby dajmy na to miała spotkać mnie smierć, nie dałoby się niczego zrobic, a mistrz Skywalker i tak starałby się mnie ratować wiesz co powiedziałaby na to rada? Że nie pozwala mi odejść. Ja… Ja chyba naprawdę nie rozumiem prawdziwej miłosci. Kocham Kylo…
– Kochasz Kylo. – Rey powturzyła za mną jak echo. – Odpowiedz na jedno pytanie. Dla czego ci się wydaje ze go kochasz?
– Bo… Czuję się przy nim bezpieczna, bo chcę mu pomuc, bo… Ujmuje mnie to co on robi, lubie jak się smieje, jak mówi do mnie… – Wyliczałam po kolei zaginając palce.
– Rozumiem. – Głos Rey był nizki i poważny. – A moze to tylko współczucie? Czysta chęć niesienia mu pomocy? –
Wzruszyłam ramionami. Rey tym czasem otworzyła drzwi naszego pokoju, a gdy weszłysmy i zamknęłam je za nami, podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
– AHsoko… – szepnęła, a w jej głosie słychać było cos na kształt zgrozy. – Dopiero teraz juz rozumiem wszystko. Wiem już, jaką straszną krzywdę wyrządzili ci ortodoksyjni jedi…
– Rycerzykowi wyrządzili taka samą – odpowiedziałam z powagą, w tej chwili z całego serca współczując mojemu mistrzowi.
11
Rano obudził mnie dzwonek, sygnalizujący ostatnie pół godziny pory śniadaniowej. Rozchyliłam powieki i dostrzegłam ze zdziwieniem, ze Rey też jeszcze nie ruszyła się z łóżka.
– Jak mi się nie chce wstać… – Jęknęłam mrugając, by pozbyć sie resztek snu. Na całe szczęście dzisiaj był dzień wolny Od zajęć, wiec mogliśmy sobie dłuzej poleżeć.
– Mi też nie. – Rey żwawiej niz ja usiadła na łóżku i zaczęła szukać po omacku kapci.
Nagle drzwi naszego pokoju otworzyły się, a do srodka wjechała samoistnie cała zgrzewka wody mineralnej.
– Ej u stang… – zaczęłam. – Rey, mogłaś cos powiedzieć.