Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

16

Nie minęło jednak nawet standartowe pół godziny mojego lotu, gdy z ponurych myśli i czegoś w rodzaju lekkiego transu wyrwał mnie pisk komunikatora. Gdy spojrzałam na urządzenie poznałam numer Rey.
– Tak Rey? – zpytałam, odbierajac po chwili z wachaniem połączenie.
– AHsoka… – Rey miała taki głos, jakby dopiero co skończyła płakać. – Coś ty zrobiła?
– Jeszcze nic – odpowiedziałam niewinnie. – Rey, ja musiałam, rozumiesz chyba…
– Zwariowałaś? – Rozpacz Rey powoli zaczęła przeradzać sie w złosć. Wiedziałam tylko jedno. Zanim sie ze mną skontaktowała czegoś się przestraszyła, słychać to było po jej głosie.

Nie minęło jednak nawet standartowe pół godziny mojego lotu, gdy z ponurych myśli i czegoś w rodzaju lekkiego transu wyrwał mnie pisk komunikatora. Gdy spojrzałam na urządzenie poznałam numer Rey.
– Tak Rey? – zpytałam, odbierajac po chwili z wachaniem połączenie.
– AHsoka… – Rey miała taki głos, jakby dopiero co skończyła płakać. – Coś ty zrobiła?
– Jeszcze nic – odpowiedziałam niewinnie. – Rey, ja musiałam, rozumiesz chyba…
– Zwariowałaś? – Rozpacz Rey powoli zaczęła przeradzać sie w złosć. Wiedziałam tylko jedno. Zanim sie ze mną skontaktowała czegoś się przestraszyła, słychać to było po jej głosie.
– Rey, przepraszam – zaczęłam po chwili. – Rozumiesz chyba jakie to dla mnie ważne…
– Ratowanie mistrza Skywalkera – wpadła mi w słowo. – Wiem wiem, rozumiem wszystko naprawdę, tylko ze robiac to złamałaś jeden z najbardziej rygorystycznych zakazów, zdajesz sobie sprawę co cię teraz mozę spotkać? Odbiorą ci tytół padawana, pozbawia wszystkiego… Moze nawet wygnają.
– Rey… – Zaczęłam, lecz ona po chwili mi przerwała, a słowa jakie wypowiedziała niemal mnie zmroziły:
– W takim razie jesteś kolejna osobą którą tracę, która moze odejźć i nigdy juz nie wrócić.
– tak nie będzie – oswiadczyłam z twardą pewnością i siłą w głosie. – Wrócę, zobaczysz.
– Odszukam cię. – W jej głosie zabrzmiało ostrzerzenie. – Postaram się zrobic to szybciej od rady.
– Rey, nie… – zaczęłam, lecz ona juz przerwała połączenie.
– Pięknie – powiedziałam sama do siebie. – Zaczyna sie robić ciekawie. Łańcuszek poszukiwań, kto będzie pierwszy… ANakinie, gdzie jesteś? –
Zagłębiłam się ponownie w mocy, bezwiednie prowadząc mysliwiec tam, gdzie kierowało mną przeczucie, bez przerwy nawołujac swojego mistrza w myslach i czekajac na jaki kolwiek znak od niego.
Leciałam, leciałam i leciałam… Czas jakby zwolnił. Moc starała się sterować moim ciałem. Dobrze wiedziałam gdzie lecieć. Wyczuwałam w mocy czyjąś silną obecność, która zdawała się jakby przywoływać mnie do siebie. Usiłowałam samą siebie przekonać zę to moze być pułapka, ale chcąc czy nie, moja chęć pomocy zwyciężyła… I jak przeważnie to bywa ponownie wpakowała mnie w kłopoty.
Z transu wyrwały mnie ostrzegawcze czerwone lampki, zapalające się jedna za drugą na konsoli sterowniczej.
– Pięknie – skarciłam się w myślach. – Znowu wpadłaś w poodoo. –
Złapałam mocno drążek sterowniczy, zaciskajac na nim palce tak mocno, jakby juz teraz od tego zależało moje życie. Wiedziałam co się dzieje, lecz było już za późno zeby to odwrócic. Właśnie byłam ściągana promieniem ściagającym przez inny statek, właściwie frachtowiec. Wiedziałam tylko jedno. Co kolwiek mnie teraz czekał, moc zaprowadziła mnie tam gdzie powinna. Owa obecność, którą odczuwałam jakis czas temu była jeszcze bardziej odczuwalna.
Wychyliłam się na moment z fotela i z podręcznej skrytki dobyłam niewielki blaster. Żadko kiedy posługiwałam się akurat tą bronią, ale przy odrobinie szczęścia sobie poradzę. Blaster i miecz świetlny powinny być wystarczajacą obroną.
Oderwałam drugą rękę od steru i odpięłam miecz od pasa. Niech sobie nie myślą ze poddam się bez walki. Miałam sie jednak przekonać, ze prawda znowu była nieco inna niż zakładałam.
Mój myśliwiec został ściagnięty do hangaru frahtowca, a po chwili odezwał się pisk interkomu.
– Czego? – Walnęłam ze złością w przycisk uaktywniajacy połączenie. Pierwsza zasada, nie powinnam odezwać się w taki sposób, ale byłam zbyt zfrustrowana.
– No proszę proszę – zabrzmiał w odpowiedzi kobiecy, szyderczy głos. – W końcu złapałam maskotkę Skywalkera.
– Ventres – syknęłam. – Gdzie on jest? Gdzie jest Anakin?
– Gdzie jest Anakin – zadrwiła Ventres. – Miałam nadzieje zę sama mi to powiesz. Z resztą, dosć gadania przez interkom. Za chwilę zjawię się po ciebie i porozmawiamy w cztery oczy, drogie dziecko. –
Wydałam nieartykuowany okrzyk wściekłości i przerwałam połączenie. Wredna wiedźma… Przypomniało mi się co ostatnio zrobiła Anakinowi Solo podczas naszej misji przechycenia holokryształu i jeszcze bardziej się we mnie wszystko zagotowało.
Pchnięta jakąś nieokiełznaną rządzą zemsty opusciłam rampę i sama wyskoczyłam jej na spotkanie, wymachujac mieczem świetlnym i celując z blastera na ślepo… No może nie do końca na ślepo. Moc w tym miejscu zawirowała i chwilę później zmaterializowała się przede mną ta stara, łysa ropucha ze swoimi bliźniaczymi mieczami, które jednak teraz przypięte miała przy pasie, a ręce wyciagała w obronnym geście. Jednak byłam pewna, ze w każdej chwili te miecze mogą ożyć.
Na mój widok wybuchnęła zimnym, bezlitosnym śmiechem.
– Odłóż te beznadziejne zabawki, dziecko – odezwała się pozornie przyjaźnie. – Chcę porozmawiać, a nie walczyć.
– Chyba po raz pierwszy w twoim żałosnym życiu – odwarknęłam w odpowiedzi. Ręka z blasterem lekko mi zadrzała.
– Nie pokazuj mi swoich kłów, bo i tak nie zdążysz mi nic zrobić – zadrwiłą Ventres. Pstryknęła palcami i zanim zdązyłam zareagować blaster wypadł mi z ręki. Jedynie miecz udało mi się jakimś cudem utrzymać w uścisku.
– I jeszcze stawiasz opur – odezwała się Ventres. – Po raz kolejny ci powtarzam, ze nie zrobię ci krzywdy. Zobacz, jestem tu sama, bez ani jednej droideki czy gwardzisty. No chyba że coś zaćmiło ci wzrok.
– Widzę więcej niż tobie udało sie kiedy kolwiek zobaczyc przez pryzmat twojej głupoty i nienawiści – odparowałam.
– Oj nie, nie masz racji – odpowiedziała. – To ja widzę więcej niz ty. Choćby fakt, ze od tej pory jesteś wyrzutkiem Tano. Uciekłaś z zakonu, wiem ze uciekłaś. To ja zsyłałam na ciebie twoje nocne wizje. Przewidziałam co zrobisz, ze uciekniesz by ratować Skywalkera. I stało się dokładnie tak jak przypuszczałam. Jesteś jeszcze bardzo, ale to bardzo przewidywalna. A teraz nie zmuszaj mnie proszę do użycia siły. Chcę zebyś jeszcze trochę pożyła, przynajmniej do puki jesteś mi potrzebna. Chodź. –
Ruszyła przodem, lecz ja nie zrobiłam ani kroku za nią.
– No chodź – przynagliła mnie. – Acha, byłabym zapomniała… Odłóż miecz. Nie odbieram ci go, ale go odłóż. –
Cały czas będąc czujna i spodziewajac się w każdej chwili jakiegoś podstępnego ataku, dezaktywowałam miecz. I to wszystko co zrobiłam.
– Przypnij go – rozkazała Ventres. – Chyba zę chcesz bym ci go zabrała. –
Cała zpięta zrobiłam co kazała, poczym trzymajac dłoń na rękojeści rzuciłam jej wściekłe spojrzenie.
– A teraz idziemy – odezwała się Ventres. Następnie okrążyła mnie, położyła mi na ramieniu rękę, od której dotyku mimo wolnie się wzdrygnęłam, po czym poprowadziła przez hangar na pokład statku, a ja zamknęłam oczy, koncentrujac się tylko na odczuciach w mocy. Nadal czułam tą silną obecność. I nie była to Ventres. Nie był to nikt z sitów. Ta obecność była czysta i jasna, zabarwiona moze tylko uczuciem frustracji i bezsilności. Usiłowałam nawiazać kontakt z tym kimś, ale nie byłam w stanie. Jego świadomość była otoczona gróbym obronnym mórem. Wiedziałam jedno. Ventres nie złapała tylko mnie. Więziła tu kogos jeszcze. Miałam juz podejrzenia co do tego kto to jest. Ventres okłamała mnie mówiac ze nic nie wie o Anakinie. Muszę ja tylko dobrze przycisnąć. Teraz to role się odwrócą. Niech sobie nie mysli zę coś ze mnie wyciagnie. Prędzej zrobie to ja.

One reply on “16”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink