Gdy otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę z tego, że znowu jestem w celi. Mozę nawet tej samej co ostatnio. W tym momencie byłam jednak pewna tego, ze za drzwiami stoją teraz gwardziści ventres, pilnując abyśmy tym razem na pewno nie uciekły. Blaszaki jak zwykle potrafiły tylko wszystko zepsuć. Nie były ludźmi, nie myślały tak jak oni… Właśnie. Jaina!
Poruszyłam się na próbę, ale na szczęście umiałam chodzić, ruszać się i w ogóle. Nie byłam skrępowana niczym, co zdawało się potwierdzać moją teorię o żywych strażnikach za drzwiami.
Podpełzłam do Jainy, która w tym samym momencie otworzyła oczy.
– Co się stało? – Spytała cicho. – Gdzie my jesteśmy?
– Głupie blaszaki – odpowiedziałam. – Ogłuszyły nas. Najwidoczniej musiały potem wszcząć alarm. Wyczuwam… –
Skupiłam się na odczuciach w mocy.
– Około dziesięciu strażników za drzwiami, uzbrojonych po zęby w blastery. –
Jaina zaklęła cicho i usiadła.
– Całe szczęście ze nas chociaż nie skrępowali – zauważyła.
– Na ten moment i tak nam to nie pomoże – stwierdziłam ponuro. Jaina westchnęła.
– Ale przynajmniej teraz mamy czas pogadać – odezwała się, lustrując mnie uważnym spojrzeniem przenikliwych, brązowych oczu. – Powiedz mi Ahsoko, z kąt ty się tu wzięłaś? Szukałaś kogoś, to jestem w stanie wyczuć, ale kogo i po co. Chyba nie tej fanatyczki Ventres?
– Po części – przyznałam. – Tak naprawdę szukałam… Swojego mistrza. Nazywa się ANakin Skywalker. –
Jaina przygryzła w zamyśleniu dolna wargę.
– Ventres wprowadziła cię w pułapkę – stwierdziła z pewnością. – Nie ma i nie było tu nikogo takiego jak ANakin Skywalker. –
Wypuściłam powietrze z sykiem. Stang. Dałam się wrobic jak naiwne dziecko. A co jeśli Anakin to wyczuł? O nie.
– On poleciał na jakaś ważną misję. – Sama nie wiedziałam po co mówie to Jainie, ale zaczynałam jej ufać. – Nawet mi nie chciał powiedzieć gdzie leci. Byłam pewna że szuka Ventres. A jeszcze gdy ona pokazała mi te wizje… Byłam przekonana ze to schwytała. –
Jaina spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Gdy tylko wydostaniemy się z tego bagna – zaczęła cicho. – Nie obiecuję, ale postaram ci się pomóc.
– Dzięki – odpowiedziałam, czując do niej przypływ nagłej wdzięczności. – A ja zrobię wszystko żebyś nie zginęła. Jestem to winna tobie i… ANakinowi. –
Poczułam ścisk w żołądku, gdy pomyślałam o bracie Jainy.
– Nie pozostaje nam chyba teraz nic innego jak zregenerować siły – zauważyła Jaina, zmieniając temat. – Nie wiadomo tak naprawdę co nas jeszcze czeka.
– Chyba masz rację – przyznałam. – Jeśli dadzą nam cos do jedzenia… Lepiej uważać. Ventres może być zdolna do tego by nafaszerować nas jakimiś narkotykami.
– Widziałaś kiedyś błyszczostyn? – Zagadnęła nagle Jaina.
Potrząsnęłam głową.
– Nigdy tego nie widziałam – przyznałam.
– Mój ojciec… W młodości zajmował się przemycaniem tego świństwa – mruknęła. – Stara dzieje. Wydobywa się to w kopalni na KEssel. Wiesz, całkiem w dole. Jest to substancja produkowana przez takie wielkie, przerarzające pająki. Odłupuje się to ze scian i potem… Produkuje się z tego tak zwana przyprawę. Wiesz, narkotyk, po którego zażyciu w dużych ilościach zatracasz się w fizycznej przyjemności. –
Wzdrygnęła się, a ja poczułam jak przechodzi mnie dreszcz.
– Anakin chciał kiedyś przeprowadzić w domu małe dochodzenie, czy ojciec przypadkiem nadal nie zajmuje się jakimiś brudnymi interesami… Znalazł jedną fiolkę – opowiadała dalej. – Dobrze ze pojawiłam się w porę, bo inaczej by to wziął. Wiesz. Jedna fiolka to jeszcze nic takiego, ale cholernie szybko uzależnia. Za to nadmiar… Może cię nawet doprowadzić do utraty wzroku.
– Boisz się, że ANakin mógłby kiedyś zrobić to znowu? – Pytam. – Ze zwykłej ciekawości?
– Znam mojego brata. – Głos Jainy nieco stwardniał. – Wiem ze jest rozsądny i potrafi naprawdę oddać się jakiejś sprawie. Jednak gdy straci nadzieje… –
Urwała, a ja odniosłam wrażenie, ze wiem co Jaina chce mi przekazać.
Następne kilka godzin spędziłyśmy obie na medytacji. Nie chciałyśmy spać. Pogrążyłyśmy się tylko w transie jedi, zostawiając sobie jednak maleńkie okienko w świadomości, dzięki któremu wiedziałyśmy co dzieje się na zewnątrz.
I właśnie przez to wyczułam nadejście Ventres. Szybko powróciłam do rzeczywistości, klepiąc gorączkowo Jainę w ramię. Otworzyła oczy i wypuściła głośno powietrze, odrzucając włosy z twarzy.
– Tak wiem – odezwała się do mnie cicho. – Też wyczuwam tą wiedźmę. –
Usiłowałam rozeznać się w sytuacji. Czyżby Ventres przyszła usłyszeć moja decyzję w sprawie przyłączenia się do niej. Przecież nie minęły chyba jeszcze 24 godziny. Jaina nagle złapała gwałtowny oddech i zadrżała.
– Co się stało? – Spytałam szeptem.
– On tu jest – Wyszeptała ze zgrozą.
– Kto? – Odpowiedziałam pytaniem i w tym momencie usłyszałyśmy piknięcie aktywowanego kodu, umożliwiającego otwarcie drzwi naszego więzienia.
Wiedźma Ventres stała przed nami w całej swojej okazałości.
– Odejść – rozkazała władczo swoim gwardzistom, którzy jak jeden mąż wykonali żołnierskie w tył zwrot i odmaszerowali.
Jaina poderwałą się i już chciała coś powiedzieć, gdy ja schwyciłam ją za ramię. Wyrwała mi się jednak, najwidoczniej rozzłoszczona.
– Zapłacisz za to wszystko – wycedziła do Ventres przez zęby. Tamta uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Jeszcze zobaczymy kto za to zapłaci – odpowiedziała. – A teraz pójdziecie ze mną. Obydwie. I żadnych sztuczek, bo mam tu w zanadrzu isalamira. Coś wam chcę pokazać. –
Ruchem ręki nakazała nam iść za sobą, a gdy bezwiednie ja posłuchałyśmy, demonstracyjnie położyła swoje obie łapy na klingach swoich bliźniaczych mieczy świetlnych, dając nam do zrozumienia ze nie mam mowy o żadnej ucieczce.
Poprowadziła nas wąskim i długim korytarzem, jak się już domyślałam do swojego centrum dowodzenia.
Jaina niepostrzeżenie klepnęła mnie w ramię.
– Czujesz to? – Spytałą cichym szeptem.
– Co? – Odpowiedziałam.
– Skup się – syknęła w odpowiedzi.
Otworzyłam się bardziej na otoczenie i wtedy coś wyczułam. Fala strachu, bólu i determinacji.
Ventres tym czasem z tryumfalna miną otworzyła drzwi, gestem zapraszając nas do środka.
– Nie! – Ten krzyk wyrwał się z gardła Jainy mimowolnie. Rzuciła się w przód, chcąc dobiedz do postaci, której widok i odczucia wywołały w niej takie emocje, lecz Ventres ja przytrzymała.
– Nie dotykaj mnie – warknęła Jaina, odskakując w bok.
Ja natomiast poczułam że blednę. Pierwszym co przykuło moją uwagę były szeroko otwarte, błękitne oczy, błądzące ode mnie do Jainy. Nie było mowy o pomyłce. Ventres schwytała ANakina Solo.
Siedział na drewnianym i najwidoczniej twardym krześle. Ręce i nogi miał przykute do niego elektrokajdankami. Z tyłu, za krzesłem widniał jakiś dziwny panel sterujący, którego widok nie wrócił nic dobrego. Wokół szyi Anakina zaciśnięte było coś na kształt pętli, unieruchamiając go w taki sposób, że mógł jedynie patrzeć przed siebie i nigdzie więcej. Nie mógł więc odwrócić wzroku, by nie widzieć naszego przerażenia i grozy.
21
Gdy otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę z tego, że znowu jestem w celi. Mozę nawet tej samej co ostatnio. W tym momencie byłam jednak pewna tego, ze za drzwiami stoją teraz gwardziści ventres, pilnując abyśmy tym razem na pewno nie uciekły. Blaszaki jak zwykle potrafiły tylko wszystko zepsuć. Nie były ludźmi, nie myślały tak jak oni… Właśnie. Jaina!
Poruszyłam się na próbę, ale na szczęście umiałam chodzić, ruszać się i w ogóle. Nie byłam skrępowana niczym, co zdawało się potwierdzać moją teorię o żywych strażnikach za drzwiami.
Podpełzłam do Jainy, która w tym samym momencie otworzyła oczy.
– Co się stało? – Spytała cicho. – Gdzie my jesteśmy?
– Głupie blaszaki – odpowiedziałam. – Ogłuszyły nas. Najwidoczniej musiały potem wszcząć alarm. Wyczuwam… –
4 replies on “21”
O Matko…
Ja chcę więcej. Więcej.
ja chce dalej dalej dalej.
będzie dalej, tylko muszę ułożyc sobie to jakoś sensownie