Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

29

– Ruszajmy się z tąt – odezwał się Anakin, a następnie obydwoje podnieśliśmy się z ziemi.
ANakin znowu ujął mnie za rękę, po czym podprowadził do drzwi, nie oglądajac się za siebie. Ja też juz się nie ogladałam.
Drzwi ponownie zareagowały na dotyk Anakina i wypusciły nas. Zamrugałam, pozbywając się z oczu łez i kużu. Anakin przez chwilę stał robiac to samo, dopuki nie podjechała do nas samoistnie platforma samoczyszcząca. Pare chwil później, gdy juz przez nią przeszlismy wyglądaliśmy tak, jakbyśmy nie byli przed chwilą w starej, zatęchłej i zakurzonej bibliotece.
Mogłabym nawet powiedzieć że to tylko sen. Dziwna eskapada z Anakinem w opustoszałe zakątki świątynii. Ale dowodem na prawdę była ta książka, spoczywajaca teraz pod pachą Anakina.
Cichaczem przemkneliśmy zanym tylko Anakinowi skrutem, wydostajac się juz na bezpieczne rejony.

– Ruszajmy się z tąt – odezwał się Anakin, a następnie obydwoje podnieśliśmy się z ziemi.
ANakin znowu ujął mnie za rękę, po czym podprowadził do drzwi, nie oglądajac się za siebie. Ja też juz się nie ogladałam.
Drzwi ponownie zareagowały na dotyk Anakina i wypusciły nas. Zamrugałam, pozbywając się z oczu łez i kużu. Anakin przez chwilę stał robiac to samo, dopuki nie podjechała do nas samoistnie platforma samoczyszcząca. Pare chwil później, gdy juz przez nią przeszlismy wyglądaliśmy tak, jakbyśmy nie byli przed chwilą w starej, zatęchłej i zakurzonej bibliotece.
Mogłabym nawet powiedzieć że to tylko sen. Dziwna eskapada z Anakinem w opustoszałe zakątki świątynii. Ale dowodem na prawdę była ta książka, spoczywajaca teraz pod pachą Anakina.
Cichaczem przemkneliśmy zanym tylko Anakinowi skrutem, wydostajac się juz na bezpieczne rejony.
– Idziesz do siebie? -Spytał Anakin.
– Chyba tak – przyznałam. – Rey by mnie chyba zatłukła gdyby się dowiedziała co zrobiłam.
– Rey? – Wąskie usta Anakina wygięły sie w uśmiechu. – Rey siedzi właśnie z Kylo u was. Więc… Ja bym im nie przeszkadzał i nie denerwował ich obojga.
– No to co mam robic? – Spytałam zdezorientowana.
– Chodź, przejrzymy to… O żesz. Nie nie nie nie nieee… –
W naszą stronę szła powoli jakaś postać. Zamarliśmy oboje z przerarzenia. Za raz pewnie wszystko się wyda…
– A wy co tu robicie o tej porze? – Poczułam jednocześnie ulgę i dławienie w gardle. Przed nami stał… Anakin Skywalker. a mówił tonem tak surowym, jak wtedy gdy ganił mnie za nieposłuszeństwo albo podważanie jego autorytetu.
– Eee mistrzu, bo my… Tego… – Usiłowałam jakoś wybrnać z tej sytuacji. W tej chwili nie chodziło o ratowanie tylko mie z opresji, ale przede wszystkim Anakina.
– Dobrze dobrze. – Ku swojej ulde dostrzegłam jakby cień uśmiechu na twarzy rycerzyka. – Nic nie wiem, niczego nie widziałem. Ale jak was jeszcze raz zobaczę… Z tym… –
Kciukiem sztucznej ręki wskazał ksiażkę piastowana przez ANakina. Machnął ręką i odwrócił się by odejść.
– Czterysta dwanaście – rzucił na odchodne, po czym odszedł, wyglądajac tak, jakby sam się gdzieś po kryjomu wymykał.
– CO on powiedział? – Spytał ogłupiały Anakin.
– To brzmiało jak… Numer strony – odszepnęłam. – Jest tu aż tyle stron?
– NIe wiem, chodź. – Anakin pociagnął mnie za rękę. Gdy znaleźlismy się na schodach, strach nas opuscił. Czułam się w tym momencie jak dziecko, które zrobiło jakis niewinny wybryk. Przecież nie robimy nic złego. Nie zamierzamy nikomu zaszkodzic, ani stosować się do tego co jest tam napisane. Chcemy to po prostu przeczytać.
Pare chwil póxniej znaleśliśmy się juz w pokoju Anakina. Panował tu kompletny bałagan. Biurko zawalone były skrzykną z częściami, za które na pewno Rey, będąc na jakku dostałąby solidną porcję jedzenia. W kącie stało coś, co podejrzanie migało zielonymi lampkami, jakby w trybie stand by.
– CO to jest? – SPytałam zaciekawiona, wskazujac na to coś.
– Achaa, to. – Anakin niedbale spojrzał w tamtą stronę. – Mój zdalniak.
– Zdalniak? Twój?
– No mój. Zrobiłem go do ćwiczeń. –
Odłożył ksiażkę na jedyne wolne na biurku miejsce, po czym podszedł do szafki, wyjął z niej swój miecz swietlny i podszedł do tego czegoś, co stało sobie jeszcze niewinnie w koncie.
– Droid – odewał się mocnym, jakby władczym tonem. – Aktywój tryb pierwszy, podstawowy. –
Stojące w koncie coś nagle ożyło. Rozłożyło pająkowate cztery nóżki i wsbiło się w powietrze, pikujac prosto na Anakina, który momentalnie kciukiem uaktywnił swój miecz i zawirował w piruecie, unikając o włos trafienia z jednego z odnuży wiąską laserowego pramienia. Zwolnił i znowu przyjął pozycję obronną, gdy tym czasem fruwające cos zawracało, rozpoczynajac drugą sekwencje ataku.
– Odsuń się! – krzyknął do mnie Anakin, a ja w jednej chwili znalazłam się w drugim ońcu pokoju. Zdalniak zdawał się mną nie przejmować. Widać Anakin zaprogramował mu, na jaka odległosc ma wyczuwać przeciwnika, by przypadkiem nie zaatakował obserwatora badź mistrza.
W nastepnej chwili w miejscu, w którym znajdowałam się jeszcze chwile temu pojawił się zdalniak, celujac tym razem w Anakina trzema odnużami. ANakin zawirował w powietrzu, tak ze przez chwilę widziałam tylko rozbłysk fioletowego swiatła, w następnej chwili zrobił w powietrzu fikołka i opadł niemalze na zdalniaka, odcinajac mu jedno z odnuzy. Odskoczył przed niewielką wontanna iskier, która znalazła się na poziomie jego twarzy.
Zdalniak ponownie zaatakował, zmuszajac Anakina do okręcenia się w miejscu, co chwilowo zdezoriętowało maszyne. Ten ułamek sekundy wystarczył na to, by w jej korpus wbił się czubek fioletowego ostrza. Dało się słyszeć syk, trzask, a po chwili to co zostało ze zdalniaka spadło na ziemię, a tuż przed tym, po zgrabnym salcie na ziemie opadł Anakin, dysząc ciężko i gasząc miecz.
– Fajne – odezwałam się z podziwem. – ALe przez to zniszczyłeś sobie zabawke.
– To nic takiego. – Anakin uiósł rękę, posyłajac szczątki trenera do skrzynki na biurku, po czym przez kilka chwil stał uspokajajac oddech.
Naprawię go – odezwał się po chwili, odkłądajac miecz na szafkę. – Zawsze tak robię. Wiesz… Taki trening pozwala mi… Nie mysleć. –
Odniosłąm dziwne wrażenie, ze wiedziałam, o nie myśleniu o czym pomagały mu cwiczenia. A raczej o kim. Biedny Anakin… Ale czy ja jestem w stanie odwzajemnić jego uczucie?
– Wiesz jeszcze czego mi brakuje? – SPytał melancholijnie, podchodząc do biurka i biorąc do rąk przyniesioną rpzez nas ksiażke. – Latania. Ale takiego latania na dziko. Pewnie nie wiesz co to rajd przez pas prawda?
– Anakin. – Spojrzałam na niego ze zgrozą. – Latanie przez pas asteroid… Przecież to strasznie niebezpieczne… Mogą cię rozwalic.
– WIem – przytaknął z powagą. – I to jest właśnie to. Ty też walczyłaś, znasz to uzucie nudy kiedy nic się nie dzieje. Tą bezczynnosć gdy nie ma zagrożenia… No ale dobra, koniec smencenia. Bierzmy się moze za przegladanie tej książki. Która to była strona, o której to niby mówił mistrz Skywalker?
– Eee… Czterysta dwanaście? – Nie byłam do końca pewna czy dobrze zapamietałam. – Anakin, chyba nie myslisz ze on to czytał?
– Kto go tam wie – odparł w zamysleniu Anakin, kartkujac strony. Nagle wydał głośny okrzyk i zaniósł się od smiechu.
– CO się stało? – Spytałam, pochylajac się nad ksiażką i z konieczności kucając obok niego, tak zę znależliśmy się teraz bardzo blizko siebie.
– Tu są kartki po przylepiane luzem… Zapisane odręcznie – wydusił Anakin. Rzeczywiście miał racje. W rogu wspomnianej czterysta dwónastej strony, na samym dole przyklejona była kwadratowa karteczka.
– Chcesz uwolnić się na długi czas od monotonnych zajęć w świątynii, takich jak nudnawe wykłady mistrzów na temat mocy? Zrób sobie maskę sitha, pomaluj na trzy kolory i udaj się tak na zajęcia. Najbliższe kilka dni spędzisz zażywajac głębokich medytacji i świętego spokoju – przeczytaliśmy razem i zaczęłiśmy się śmiać. Z konieczności objęłam ANakina i wtuliłam twarz w jego ramię, by stłumić pisk śmiechu, a drań to wykorzystał. Objął mnie wolnym ramieniem a drugą ręką kartkował ksiażkę.
– O tu masz następne – odezwał się i zaczął czytać: – Trójkolorowy miecz. Podkreśli twoją niestabilnośc emocjonalność… A nieee, to nie. –
Przekartkował kolejne kilka kartek.
– Chcesz pokazać swojej ukochanej, zę umierz robic to na jedi? Wyjmij swój miecz i powiedz jej, ze ma dwanaście centymetró, poczym zrób co trzeba. – Zapowietrzył się aż ze śmiechu, ale wciąz mnie nie puszczał. Przekartkował jeszcze kilka stron, a po chwili po policzkach płynęły mu już łzy smiechu.
– Ej, daj mi to – sprzeciwiłam się. – I puść mnie.
– NIe – stwierdził stanowczo, opanowujac się. – Wrócmy do tego do czego powinniśmy. Argumenty za i przeciw, dla czego zdecydowałem się złużyc ciemnej stronie. –
Momentalnie zrobiło się poważnie i jakby mrocznie.
– Anakin – szepnęłam nagle.
– TO znowu Fisto? – Spytał szeptem.
– NIe, to mistrzyni Damsin – odszepnęłam.
– Idź. – Anakin przytulił mnie po raz ostatni, pocałował szybko, po czym niemal mnie od siebie odepchnął. – Idź zanim cię przyłapie. Gdzie jest?
– Na trzecim piętrze – odszepnęłam.
– To masz jeszcze czas. Kylo też już wraca – odszepnął Anakin. – No leć kochanie, nie chcę zebyś miałą kłopoty. Ja szybko schowam to. –
Porwał ksiazkę i skoczył na ruwne nogi, chowajac ją szybko gdzieś pod mategacem. Gdy wrzucił tam ksiażkę coś metalicznie zadzwoniło.
– TY masz tu złomowisko – zauważyłam.
– Moze i mam – odszepnął Anakin. Był wyraźnie zdenerwowany. – No chodź! –
Chwycił mnie za rękę, podbiegł do drzwi, otworzył je szarpnięciem…
– Hmmm. –
Stanęłiśmy oboje jak wryci. U stank. Zaaferowani obecnością mistrzyni Damsin nie wyczuliśmy mistrza Jody, który stał, nie można powiedzieć że nad nami, ale przerarzenie zrobiło z nas chyba mniejszych od niego.

4 replies on “29”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink