Postanawiam podzielic się z wami ostatnią i chyba najstarszą z tego typu rzeczy. Napisałam to w roku 2012, potem nawet zrobiłam z tego audio, ale dziele się z wami jednak tekstem. To nie jest nic szczególnego. Po prostu wydarzenia z trylogii od części IV do części VI opisane z punktu widzenia Luke'a i dodane cos tam ode mnie.
Pamietniki Luke'a Skywalkera
Dzien pierwszy
Minęły dwa dni. Dwa dni, odkąd opuściłem moja rodzinną planetę Tatooine i wyruszyłem wraz ze starym Benem Kenobim oraz zarozumiałym i pewnym siebie Hanem solo na alderaan, Porzucając wszystko czym do tej pory żyłem. Dwa dni, odkad ludzie pustyni zaatakowali mnie, a żołnierze imperium zamordowali ciotkę Beru i wuja Owena zprawiajac, ze nie miałem juz do kad ani po co wracać. Minęly dwa dni, odkąd cały mój dotychczasowy swiat legł w grózach,, odkad podiąłem decyzję, ze chce zostać rycerzem Jedi i bronić pokoju i zprawiedliwości w galaktyce. Tylko to mi teraz pozostało: iźć śladem mego ojca.
Dzień drógi
Dzisiaj poraz pierwszy poczułem w sobie istnienie mocy podczas ćwiczeń unikania srebrzystej kuli, nazywanej szperaczem. Nie widząc jej zdołałem odbic ją mieczem, to było niezwykłe uczucie, jakbym pogrążyl się we snie, moimi działaniami nie kierowała myśl, a z każdą chwilą byłem coraz pewniejszy tego, ze chcę zostać jedi.
Dzień trzeci
Kolejna strata. Zwycięstwo a zarazem porażka. Udało nam się uratować ksieżniczke Leię, wiezioną przez samego lorda vadera, zato Ben kenobi odszedł w odchłań mocy, rozciety na pół przez czarnego lorda Sith. Nic nie dalo się zrobic, a ja wciaz nie moge uwierzyc, ze już go nie ma.
Dzień czwarty:
Pierwszy poważny krok, podięty przez rebelie przeciwko imperium. Pierwsza poważna bitwa, w ktorej brałem udział, a której celem i jednocześnie zakończeniem stało się zniszczenie największej stacji bojowej imperium, jaką do tej pory wybudowano: gwiazdy śmierci. Wielu poległo, w tym mój najlepszy od dawnych lat przyjaciel Biggs. Jednak w tym wszystkim pocieszajace były dwa fakty. Gwiazda smierci, zagrażająca całej galaktyce przestała istnieć, a ksieżniczce Leii nie stała się zadna krzywda, w czasie całej potyczki bezpiecznie obserwowała jej przebieg. Mysli o Leii budziły we mnie jakieś przyjemne uczucia, była taka piękna, dumna i szlachetna, a ja nie potrafiłem niekiedy oderwać od niej mysli. Nawet Han solo stał mi się blizszy. Zmienił się. Kiedys byl to zapatrzony w siebie materialista, który robil coś tylko wtedy, gdy przynosiło mu to wielkie kożyści. Tego dnia udowodnil jednak swą zmianę, ratując mi życie i pomagając osiagnać to, o co wszyscy walczyliśmy.
Dzień piaty
Minęły trzy lata, w czasie których działo się bardzo wiele, i równie wiele zmieniło. Mam juz 23 lata, a wszyscy nazywają mnie komandorem Skywalker. W tym samym czasie cała rebelia przeniosła się na lodową planetę Hoth. Było to straszne miejsce, lecz dawało zchronienie. Mogłem się przekonać o jego grozie po zpędzeniu całej mroźnej nocy, zagubiony gdzieś w pustkowiu i konajacy z zimna. I wlaśnie wtedy go ujrzałem. Bena Kenobiego, który polecił mi wyruszyc do ukłądu Dagobah, odszukać Yodę, starego mistrza Jedi i pobrrać u niego odpowiednie nauki. Gdyby nie ratunek Hana Solo, zapewne nigdy nie dane by mi było zpełnić tego, o co prosił mnie Ben.
Dzień szósty
Od długiego czasu jestem juz w układzie Dagobah, szkolac się wytrwale na Rycerza Jedi. Szkolenie to jest niekiedy morderczym wysiłkiem. Wyjątkowo długie biegi, wysokie na osiem metrów skoki, stanie na rękach bądź na jednej ręce z mistrzem Yodą siedzącym na podeszwach butów… lecz w końcu musiałem ponieźc porażkę. Mistrz Yoda zaprowadzil mnie w straszne miejsce, królestwo zła i ciemności, poczym kazał mi tam wejźć, bez miecza. Ja jednak nie posłuchałem mistrza i zabrałem broń. Gdy tam wszedłem, po jakimś czasie wędrówki po ciemnej i strasznej jaskinii Ujrzałem przed soba zjawę Dartha Vadera. Lecz gdy pod wpływem ciosu mojego świetlnego miecza zjawa rozpadłą się na pół, z pod rozwalonej maski spojrzała na mnie nie twarz lorda Sith, lecz moja własna. Nie wiem co to oznaczalo. Może to była pewnego rodzaju przestroga? A moze kara za to, ze wziąłem ze soba miecz, podczas gdy powinienem zostawić go przy mistrzu? Nie wiem, Nie pytalem o to Yody i sam nie wiem, czy chciałbym poznać odpowiedź.
Dzien siódmy
Coraz częściej przekonuje się o tym, jak wiele potrafi moc i ile jest w stanie pokazać. Widze przyszłosc, odczuwam fizyczny i psyhiczny ból, czuje cierpienie przyjaciół. Leii, Hana, Wookiego Chewbaccy. Czuje i widzę to nawet w snach i wiem, ze powinienem byc z nimi, ze oni cierpia z mojego powodu. Wiem, zę to mnie szuka Vader i nie potrafię się pogodzic z faktem, ze jestem tu, na dagobah, tak daleko od nich i jedynym moim zadaniem jest ukończyć szkolenie, podczas gdy im grozi śmierć. Serce walczy u nie z rozsądkiem, rozsądek każe zostac tu, gdzie jestem bezpieczny, natomiast serce ciagnie mnie do przyjaciół, chce się z tąd wyrwać, pomódz im.
Zaczyna mnie to coraz bardziej przytłaczać.
Dzień usmy:
Po tym, jak ku niezadowoleniiu i trosce mistrza Yody wbrew jednak rozsądkowi opuściłem ukąłd Dagobah, by oocalic przyjaciół zdarzyło się coś, co dowiodło, zę mistrz yoda miał rację, ze nie byłem jeszcze gotowy na to co się stało. Poraz pierwszy od dwoch lat stanąłem twarzą w twarz z samym Vaderem. Do tej pory odczuwam żal i pustkę. Do tej pory pamietam ból, jaki zadał mi Vader, odcinając mi rękę. Do tej pory jestem wstrząśniety tym, co mi powiedział. Jestem jego synem. Darth Vader, czarny lord Sith jest moim ojcem. Do tej pory nie potrafię zrozumieć, dla czego Ben mnie okłamał, dla czego powiedział zę mój ojciez zginał z ręki Vadera? Na sama tą mysl czuje ból, a myślach pojawia się wciaz to samo pytanie, zadawane w próżnię, w nicość: Ben, dla czego? Dla czego mi nie powiedziałeś? Wciaż słyszę w myslach głos Vadera: "synu, chodź ze mna…", "Luke, to twoje przeznnaczenie…"
Ta prawda przeraziła mnie bardziej niż powinna.
Dzień dziewiąty:
Wciąż nie moge się otrząsnać po wydarzeniachc z przed ostatnich dni, po walce z Vaderem, z… z moim ojcem. Do tej pory zadaję sobie pytanie: co zyskałem, gnajac na ośleb wbrew ostrzerzeniom mistrza i ryzykując wszystkim czym sie dalo? odpowiedź przychodzi samoistnie: przerarzającą prrawdę o swym pochodzeniu i czarną, mechaniczną dłoń. Mało brakowało a bym przegral. Vader nie mógł mnie okłamać, czułem prawdę w jego slowach. A zatem jeśli to prawda, to czy wszystko czym zylem do tej pory to tylko gra? Czy moje dążenie ku dobru i wstręt do zła było tylko przykrywką? Kim tak naprawde jestem, kim powinienem być? Czy między dobrem i złem jest jaka kolwiek granica? A jeśli jest, to kiedy ją przekraczamy? Równie łatwo mozna służyć dobru i z nienacka stanąc po ciemnej stronie jak i na odwród. Na własne oczy widziałem, jak zło moze zatryumfować. Han został zchwytany przez Jabbę i zatopiony w karbonicie, na to też nic sie nie dało poradzic. Nie, to wszystko nie tak, to nie miało się tak zkończyć, nie miało i nie moglo się tak zkończyć. Ile jeszcze strat przyniesie moja słabość? Dla czego to sie wszystko tak zkończyło? Dla czego?
Dzień dziesiąty
Minąl kolejny rok, a we mnie nastała zmiana, bardzo istotna i zauważalna. Przestałem juz byc tym beztroskim chłopcem, którym byłem jeszcze trzy lata temu. Stalem się poważny, utraciłem zdolnośc smiania się… Nie wiem czy na stałe, ale na pewno na jakis czas, dojżałem do zycia, do roli, jaka musze odegrać i do tego by być w pełni rycerzem Jedi. Dawny Luke gdzies zniknął, przestał istnieć. Byl inny, nie do końca, ale jednak inny.
Dzień jedenasty:
Po uwolnienie Hana z rąk Jabby wróciłem na dagobah, by dokonczyc szkolenie. Zastałem mistrza Yodę konającego. Dla czego los odbiera mi po kolei tych, którzy tak wiele znaczyli w moim zyciu i którzy tak wiele dla mnie zrobilii? Wój, ciotka, Ben, mistrz Yoda… Ponad to dowiedzialem się, że nie jestem sam w rodzie Skywalkerów, ze mam siostrę. Siostrę, którą jest Leia. Czuje się nie zdolny do czego kolwiek, nie zdolny do tego, by poraz kolejny zmierzyc się z Vaderem. Czuje, ze zawiodę poraz kolejny. Jedyna nadzieja, jaka pozostala całej rebelii jest w Leii. W Leii Organa, mojej bliźniaczej siostrze.
Dzień dwónasty
Im częściej mysle o spotkaniu z Vaderem, tym bardziej wiem, ze to nie uniknione. Mam juz plan, w tym cała nadzieja. Muszę postarać się nawrócić ojca, pokazać mu, ze istnieje w nim jeszcze ta dobra cząstka. A jeśli mi się nie uda i zginę… Wów czas Leia będzie musiała ponieść to brzemie za mnie, nauczyc się kożystać z mocy tak jak ja.
Wyczuwam w moim ojcu dobro. Miał juz okazję mnie zabić, a nie zrobił tego. Wiem ze nie odda mnie imperatorowi, wiem ze nie będzie w stanie mnie zabić. Wiem to, i w tym pozostała cala nadzieja by go nawrócić.
dzień trzynasty:
To co nieuniknione zbliża sie coraz bardziej, wiem o tym. Czuje obecność Vadera, wiem ze jest tam gdzie ja, tam gdzie wszyscy pozostali. Nie moge ich narazać, zwłąszcza Leii. Muszę wyruszyć na spotkanie swego przeznaczenia, lecz sam, muszę być sam. Powiedziałem Leii wszystko to co powinna wiedzieć, chociaz nie było mi łatwo. Jeśli zgine, to wtedy ona będzie ostatnią nadzieją zprzymierzenia. Pomimo tego ze jestesmy rodzenstwem bardzo się od siebie rużnimy. Leia jest silna, mogę na niej polegać, ja i pozostali, nigdy nie uchyliła się od odpowiedzialności, a ja? Nie moge tego powiedzieć o sobie.
Wiem że najłątwiej byłoby uciec z tego miejsca, ukryć się przed Vaderem,, wiem także, ze Leia uciekłaby razem ze mną, ale tak nie moze się stać. Musze się zmierzyc z Vaderem, musze go uratować, przynajmniej się postarać. A Leia musi przeżyć, musi podtrzymywać całą rebelię aż do końca. A ja, jeślli przeżyję, przekażę dalej to czego sie nauczyłem.
Narazie nadzieja jest tylko jedna, nie moge jej stracić, tak jak nie mogę stracic przyjaciół i siostry. Jeszcze pare lat temu nie pomyslałbym że Leia to moja siostra. Siostra, zagubiona i odnaleziona. Nie sądziłem, ze w ogule mam siostrę, a tym bardziej ze too Leia, kochana, słodka Leia.
dzien czternasty
Stało się. Imperium zostało pokonane raz na zawsze. Imperator Palpatine zginął, zabity przez samego Vadera, który w ostatnich chwilach swego zycia zdązyl się nawrócić i przejźc na jasną strone. Umarł godnie i szlachetnie jak Jedi, a mi pozostały po nim tylko pustka i łzy, lecz z drugiej strony też spokój i ulga, ze nadzieja nie okazała się płonna.