Nie minęło jednak nawet standartowe pół godziny mojego lotu, gdy z ponurych myśli i czegoś w rodzaju lekkiego transu wyrwał mnie pisk komunikatora. Gdy spojrzałam na urządzenie poznałam numer Rey.
– Tak Rey? – zpytałam, odbierajac po chwili z wachaniem połączenie.
– AHsoka… – Rey miała taki głos, jakby dopiero co skończyła płakać. – Coś ty zrobiła?
– Jeszcze nic – odpowiedziałam niewinnie. – Rey, ja musiałam, rozumiesz chyba…
– Zwariowałaś? – Rozpacz Rey powoli zaczęła przeradzać sie w złosć. Wiedziałam tylko jedno. Zanim sie ze mną skontaktowała czegoś się przestraszyła, słychać to było po jej głosie.
– Rey, przepraszam – zaczęłam po chwili. – Rozumiesz chyba jakie to dla mnie ważne…
– Ratowanie mistrza Skywalkera – wpadła mi w słowo. – Wiem wiem, rozumiem wszystko naprawdę, tylko ze robiac to złamałaś jeden z najbardziej rygorystycznych zakazów, zdajesz sobie sprawę co cię teraz mozę spotkać? Odbiorą ci tytół padawana, pozbawia wszystkiego… Moze nawet wygnają.
– Rey… – Zaczęłam, lecz ona po chwili mi przerwała, a słowa jakie wypowiedziała niemal mnie zmroziły:
– W takim razie jesteś kolejna osobą którą tracę, która moze odejźć i nigdy juz nie wrócić.
– tak nie będzie – oswiadczyłam z twardą pewnością i siłą w głosie. – Wrócę, zobaczysz.
– Odszukam cię. – W jej głosie zabrzmiało ostrzerzenie. – Postaram się zrobic to szybciej od rady.
– Rey, nie… – zaczęłam, lecz ona juz przerwała połączenie.
– Pięknie – powiedziałam sama do siebie. – Zaczyna sie robić ciekawie. Łańcuszek poszukiwań, kto będzie pierwszy… ANakinie, gdzie jesteś? –
Zagłębiłam się ponownie w mocy, bezwiednie prowadząc mysliwiec tam, gdzie kierowało mną przeczucie, bez przerwy nawołujac swojego mistrza w myslach i czekajac na jaki kolwiek znak od niego.
Leciałam, leciałam i leciałam… Czas jakby zwolnił. Moc starała się sterować moim ciałem. Dobrze wiedziałam gdzie lecieć. Wyczuwałam w mocy czyjąś silną obecność, która zdawała się jakby przywoływać mnie do siebie. Usiłowałam samą siebie przekonać zę to moze być pułapka, ale chcąc czy nie, moja chęć pomocy zwyciężyła… I jak przeważnie to bywa ponownie wpakowała mnie w kłopoty.
Z transu wyrwały mnie ostrzegawcze czerwone lampki, zapalające się jedna za drugą na konsoli sterowniczej.
– Pięknie – skarciłam się w myślach. – Znowu wpadłaś w poodoo. –
Złapałam mocno drążek sterowniczy, zaciskajac na nim palce tak mocno, jakby juz teraz od tego zależało moje życie. Wiedziałam co się dzieje, lecz było już za późno zeby to odwrócic. Właśnie byłam ściągana promieniem ściagającym przez inny statek, właściwie frachtowiec. Wiedziałam tylko jedno. Co kolwiek mnie teraz czekał, moc zaprowadziła mnie tam gdzie powinna. Owa obecność, którą odczuwałam jakis czas temu była jeszcze bardziej odczuwalna.
Wychyliłam się na moment z fotela i z podręcznej skrytki dobyłam niewielki blaster. Żadko kiedy posługiwałam się akurat tą bronią, ale przy odrobinie szczęścia sobie poradzę. Blaster i miecz świetlny powinny być wystarczajacą obroną.
Oderwałam drugą rękę od steru i odpięłam miecz od pasa. Niech sobie nie myślą ze poddam się bez walki. Miałam sie jednak przekonać, ze prawda znowu była nieco inna niż zakładałam.
Mój myśliwiec został ściagnięty do hangaru frahtowca, a po chwili odezwał się pisk interkomu.
– Czego? – Walnęłam ze złością w przycisk uaktywniajacy połączenie. Pierwsza zasada, nie powinnam odezwać się w taki sposób, ale byłam zbyt zfrustrowana.
– No proszę proszę – zabrzmiał w odpowiedzi kobiecy, szyderczy głos. – W końcu złapałam maskotkę Skywalkera.
– Ventres – syknęłam. – Gdzie on jest? Gdzie jest Anakin?
– Gdzie jest Anakin – zadrwiła Ventres. – Miałam nadzieje zę sama mi to powiesz. Z resztą, dosć gadania przez interkom. Za chwilę zjawię się po ciebie i porozmawiamy w cztery oczy, drogie dziecko. –
Wydałam nieartykuowany okrzyk wściekłości i przerwałam połączenie. Wredna wiedźma… Przypomniało mi się co ostatnio zrobiła Anakinowi Solo podczas naszej misji przechycenia holokryształu i jeszcze bardziej się we mnie wszystko zagotowało.
Pchnięta jakąś nieokiełznaną rządzą zemsty opusciłam rampę i sama wyskoczyłam jej na spotkanie, wymachujac mieczem świetlnym i celując z blastera na ślepo… No może nie do końca na ślepo. Moc w tym miejscu zawirowała i chwilę później zmaterializowała się przede mną ta stara, łysa ropucha ze swoimi bliźniaczymi mieczami, które jednak teraz przypięte miała przy pasie, a ręce wyciagała w obronnym geście. Jednak byłam pewna, ze w każdej chwili te miecze mogą ożyć.
Na mój widok wybuchnęła zimnym, bezlitosnym śmiechem.
– Odłóż te beznadziejne zabawki, dziecko – odezwała się pozornie przyjaźnie. – Chcę porozmawiać, a nie walczyć.
– Chyba po raz pierwszy w twoim żałosnym życiu – odwarknęłam w odpowiedzi. Ręka z blasterem lekko mi zadrzała.
– Nie pokazuj mi swoich kłów, bo i tak nie zdążysz mi nic zrobić – zadrwiłą Ventres. Pstryknęła palcami i zanim zdązyłam zareagować blaster wypadł mi z ręki. Jedynie miecz udało mi się jakimś cudem utrzymać w uścisku.
– I jeszcze stawiasz opur – odezwała się Ventres. – Po raz kolejny ci powtarzam, ze nie zrobię ci krzywdy. Zobacz, jestem tu sama, bez ani jednej droideki czy gwardzisty. No chyba że coś zaćmiło ci wzrok.
– Widzę więcej niż tobie udało sie kiedy kolwiek zobaczyc przez pryzmat twojej głupoty i nienawiści – odparowałam.
– Oj nie, nie masz racji – odpowiedziała. – To ja widzę więcej niz ty. Choćby fakt, ze od tej pory jesteś wyrzutkiem Tano. Uciekłaś z zakonu, wiem ze uciekłaś. To ja zsyłałam na ciebie twoje nocne wizje. Przewidziałam co zrobisz, ze uciekniesz by ratować Skywalkera. I stało się dokładnie tak jak przypuszczałam. Jesteś jeszcze bardzo, ale to bardzo przewidywalna. A teraz nie zmuszaj mnie proszę do użycia siły. Chcę zebyś jeszcze trochę pożyła, przynajmniej do puki jesteś mi potrzebna. Chodź. –
Ruszyła przodem, lecz ja nie zrobiłam ani kroku za nią.
– No chodź – przynagliła mnie. – Acha, byłabym zapomniała… Odłóż miecz. Nie odbieram ci go, ale go odłóż. –
Cały czas będąc czujna i spodziewajac się w każdej chwili jakiegoś podstępnego ataku, dezaktywowałam miecz. I to wszystko co zrobiłam.
– Przypnij go – rozkazała Ventres. – Chyba zę chcesz bym ci go zabrała. –
Cała zpięta zrobiłam co kazała, poczym trzymajac dłoń na rękojeści rzuciłam jej wściekłe spojrzenie.
– A teraz idziemy – odezwała się Ventres. Następnie okrążyła mnie, położyła mi na ramieniu rękę, od której dotyku mimo wolnie się wzdrygnęłam, po czym poprowadziła przez hangar na pokład statku, a ja zamknęłam oczy, koncentrujac się tylko na odczuciach w mocy. Nadal czułam tą silną obecność. I nie była to Ventres. Nie był to nikt z sitów. Ta obecność była czysta i jasna, zabarwiona moze tylko uczuciem frustracji i bezsilności. Usiłowałam nawiazać kontakt z tym kimś, ale nie byłam w stanie. Jego świadomość była otoczona gróbym obronnym mórem. Wiedziałam jedno. Ventres nie złapała tylko mnie. Więziła tu kogos jeszcze. Miałam juz podejrzenia co do tego kto to jest. Ventres okłamała mnie mówiac ze nic nie wie o Anakinie. Muszę ja tylko dobrze przycisnąć. Teraz to role się odwrócą. Niech sobie nie mysli zę coś ze mnie wyciagnie. Prędzej zrobie to ja.
Month: July 2018
Tej nocy znowu miałam kolejny z serii dziwnych snów. Widziałam w nich samą siebie, ale byłam już starsza, mogłam mieć z jakieś szesnaście lat. Uciekałam przed czyms albo przed kimś, najwidoczniej osaczona i zaszczuta. Biegłam jakimiś szybami wentylacyjnymi, rurami, desperacko usiłując przed czymś umknąć.
– Ahsoko! – Głos, który usłyszałam za soba należał do rycerzyka. – Zatrzymaj się! Nie uciekaj przede mną! Ja cię nie porzuciłem słyszysz? Nigdy bym tego nie zrobił!
– Wiem! – Głos, którym odpowiedziałam mojemu mistrzowi nie był juz taki piskliwy. Był poważny i zmęczony, jakbym wiele przeszła. – Wiem o tym, Anakinie. Ale nie mozesz mi pomuc. Wkroczyłam na inną ścieżkę niż ty, nie moge zawrócić, a ty nie mozesz za mną nią podążać.
– Ahsoko, nie! – W krzyku Anakina pobrzmiewała desperacja i rozpacz.
W następnej chwili sen się zmienił. Znowu byłam w nim taka jak teraz, lecz tym razem byłam biernym obserwatorem.
Zobaczyłam wąską celę na pokładzie jakiegoś kosmicznego statku. W ciemności panującej wewnątrz dostrzegłam jednak bezwładną postać, ogłuszoną i leżącą bez oznak życia.
– Anakin – krzyknęłam, ale mój głos zdawał się jakby rozpływać w przestrzeni.
– On cię nie usłyszy. – Głos, który mi odpowiedział nie należał do Anakina. Był to pełen jadu głos Ventres. – Mówiłam ci ze w końcu go dopadnę. Wielki Anakin Skywalker jest teraz tak bezradny jak małe dziecko. Zobacz. –
Pojawiła sie przede mna niespodziewanie, machając mi przed oczami świetlistą klingą miecza Anakina.
– Nie! – krzyknęłam z rozpaczą. – Nie, anakin! Mistrzu! –
Obudziłam się gwałtownie, słysząc szybkie łomotanie serca. Odrazu wróciło do mnie jasne myslenie, ani trochę nie czujac senności.
Przewróciłam się na wznak, zaciskając mocno powieki i starajac sie nawiązać tak silny kontakt z moca, na ile tylko było to mozliwe. Zagłębiałam się w jej odmęty co raz bardziej, warstwa po warstwie, nie bacząc na to ze mogę opaść z sił. I wtedy rzeczywiście wyczułam Anakina.
Złośc, determinacja, ból i strach… Te emocje toważyszyły mojemu mistrzowi, docierając do mnie przez łączącą nas więź mocy. Widziałam go tak wyraźnie jakby byl tuz przede mną. Siedział w kabinie swojego myśliwca, desperacko ścigając inny statek. Był zdeterminowany, za wszelka chcenę chcąc dopaść ściganego. Nie bał się o siebie, czułam to wyraźnie. Bał się o tych których tu zostawił. Bał sie, ze zginie w samotności i nie będzie juz mógł nikomu pomuc…
Wyrwałam sie z objęć mocy, czujac ze emocje mojego mistrza zaczynają udzielać się mi samej. Zaczęłam desperacko podejmować próby skojażenia sobie miejsca, w którym go widziałam. Wiedziałam juz co musze zrobić.
Ponownie zanużyłam się w mocy, tym razem odnajdując prawie natychmiast Kylo, pogrążonego we snie. Delikatnie wysłałam wici mocy w jego kierunku.
– Kylo – odezwałam się telepatycznie, chcąc przelać w mój głos całą swoją determinację i ogarniającą mnie rozpacz. – Kylo, potrzebuję cię. Teraz. –
Wycofałam się, gdy z drugiej strony odpowiedziało mi zaskoczenie i niewyraźny sygnał zrozumienia.
Pospiesznie chwyciłam leżący na szafce komunikator, poczym nie chcąc budzić Rey napisałam jej krutka wiadomość, mówiącą tylko, ze na jakis czas znikam, zeby się nie martwiła i ze na pewno wróce. Wiedziałam ze mogą mnie z tego powodu spotkać przykre konsekwencje, w końcu zamierzałam złamać zakaz opuszczania swiatynii bez zezwolenia, ale życie mojego mistrza było dla mnie ważniejsze niz jakaś tam kara.
Poderwałam sie z łózka, ubierając się jak mogłam najszybciej i najciszej, na wszelki wypadek pogłębiając jeszcze sen Rey przy użyciu mocy. Nie chciałam zeby się obudziła i usiłowała mnie zatrzymać, lub co gorsza, mówiła o tym jak bardzo to niebezpieczne i co mnie spotka po powrocie, oile będzie mi dane oczywiście wrócic. Rey była obtymistką, ale na niektóre sprawy patrzyła zbyt trzeźwo.
Pospiesznie wrzuciłam do plecaka kilka najważniejszych rzeczy. Komunikator, datapada, miecz swietlny, pudełko spreparowanej żywności i kilka innych drobiazgów, poczym wymknełam sie cicho z pokoju, zamierzając odszukać Kylo i bojąc się o to , czy moje wezwanie w ogule do niego dotarło.
– Ahsoka? – Zatrzymał mnie w biegu jego zdziwiony, głęboki glos. Wyhamowałam gwałtownie. Stał przede mną, wciąz zaskoczony i zdezoriętowany.
– Dobrze ze jesteś – szepnęłam nerwowo. – Potrzebuje twojej pomocy, Kylo.
– Co ty chcesz zrobic? –
Nie był głupi. Odrazu domyślił sie ze cos jest na rzeczy.
– Powiedz mi… – Chwyciłam go za ramię, przybliżając się do niego tak, żeby słyszał każde wypowiedziane cicho słowo: – ty wiesz jak ukryc sie w mocy prawda? Tak zeby nie być wykrywalny dla nikogo. Wiesz też jak złamać zabezpieczenia w hangarze? Powiedz ze tak.
– Ahsoka… – Wciąz przyglądał mi się jakby lekko przestraszony. – O co ty mnie prosisz?
– Posłuchaj. – Ściszyłam głos jeszcze bardziej. – Lecę ratować mistrza Skywalkera rozumiesz? Muszę to zrobic, nie ważne co potem mnie czeka. Poprostu czuje ze… Że jeśli tego nie zrobie to on moze zginąć. Tylko ty jeden mozesz mi pomuc niepostrzeżenie się wymknąć. Kylo, proszę.
– Chcesz ukraść statek? – Jego głos również ścichł do szeptu. – Oszukać mistrzów?
– Muszę. – Położyłam nacisk na to słowo.
– To złe. – Oczy Kylo rozszerzyły się jescze bardziej. – Nie wiem czy powinienem… To o co mnie prosisz wiąże się z moją przeszłością.
– Tylko ten jeden raz – poprosiłam błagalnie. – Nie wydam cię przed radą, nawet nie wspomnę ze miałeś z tym co kolwiek wspólnego. –
Przez chwilę stał, rozważając wszystkie za i przeciw. W końcu westchnął głęboko.
– No dobrze – powiedział z rezygnacja. – Pomoge ci, bo cię lubię. Ale więcej mnie do tego nie namawiaj.
– Dziękuję! – W przypływie wdzięczności wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek. W tej chwili byłam w stanie sprzymierzyć się nawet z samą Ventres, byle by tylko pomuc Anakinowi.
– Chodź – odezwał sie cicho Kylo. – Przysiągłem mistrzom, ze juz nigdy nie wykorzystam tego co kiedyś… Ale chodź. I oczyść umysl ze wszystkich mysli. Będe mógł wtedy ukryć nas oboje. –
Wzięłam pare głębokich oddechów, pozwalajac by moc przepływała przeze mnie swobodnie. Kylo ujął mnie za rękę, a ja cała siłą woli powstrzymałam Się od skierowania swoich mysli ku niemu.
– Musisz byc spokojna – upomnial mnie Kylo. – A teraz się pospiesz. Wyczuwam że plącze sie tutaj mistrz Windu.
Muszę… –
Zawachał się, a po chwili dokończył niepewnie:
– powstrzymać go zeby nie szedł w stronę hangaru.
– Dasz radę? – Zpytałam, lecz za raz ugryzłam się w język. Co z tego ze mistrz Windu jest silny? Twarz Kylo na moment zpochmurniała.
– Kiedy dowodziłem rycerzami Ren – zaczął z jakąś mroczną nutą w głosie. – musiałem nie raz kontrolować takie silne umysły. Przez pewien czas jestem w stanie go zatrzymać. –
Odetchnął głeboko, jakby ciągle miał wątpliwości czy robi dobrze, a ja w tym momencie zaczęłam czuc lekkie wyrzuty sumienia. Jednocześnie jakieś moje drugie ja podpowiadało mi, ze musiałam to zrobic, że nikt inny oprucz Kylo nie byłby w stanie mi pomuc.
– Przepraszam cię – szepnęłam, gdy pobiegliśmy cicho korytarzami.
– Nie – uciął twardo Kylo. – Wiesz dla czego ci pomagam? Tylko dla tego, zeby cię przeprosić za to co zrobiłem ci
wczoraj. –
Westchnęłam cicho, ale postanowiłam juz się nie odzywać, nie chcąc wsbudzać niczyich podejżeń.
– Jesteśmy – odezwał sie Kylo po paru minutach, zatrzymując się przed ciężkimi, odpornymi na strzały z blastera drzwiami. Położył dłoń na klawiaturze obok i po chwili wstukał kod zabezpieczeń.
– Poprawny? – Zpytałam szeptem. Zamiast jego odpowiedzi drzwi otworzyły się powoli.
Weszliśmy do środka. Kylo wciaz trzymał mnie mocno za rękę, jakby stał na zkraju przepaści, dzielacej go od ciemnej strony i bał się ze się w nia ześlizguje.
Moim oczom ukazało się pełno najrużniejszych statków. Od małych x i y myśliwców, po przez większe frachtowce i kanonierki, kończąc na wachadłowcach.
– Ten. – Moja ręka sama powędrowała w stronę niewielkiego, nie rzucającego się w oczy X-winga, podobnego do tego jakim latał mistrz Skywalker.
Kylo puścił moją rękę.
– Potrafisz tym latać? – zpytał z niepokojem.
– Jakos dam radę – uspokoiłam go. – Wracaj juz. Bardzo mi pomogłeś, nie chcę zebys miał kłopoty.
– Muszę – wyznał cicho. – Muszę jeszcze przez pewien czas utrzymać mistrza windu zdala od ciebie i ode mnie.
– W takim razie idź. – Podbieglam i na krutka chwilę go przytuliłam. Odwzajemnił gest, z początku troche niepewnie, po chwili jednak poczułam bardziej stanowczy uścisk jego silnych ramion.
– Chyba wiesz co robisz, prawda? – Jego głos był znowu niepewny.
– Tak – uspokoiłam go. – Nie martw się o mnie. Jakby co, o niczym nie wiesz. Będą mnie szukać, bedą mnie nawet ścigać, ale ty trzymaj się od tego z daleka.
– Dobrze. – Pokiwał niepewnie głową, poczym mnie puścił. – Uważaj na siebie.
– Jasne. – Uśmiechnęłam sie do niego, a on po chwili odszedł, zostawiając mnie samą.
Niemal machinalnie zkierowałam sie w stronę upatrzonego X-winga, poczym wgramoliłam się do kokpitu, zasówajac owiewkę.
– Niech moc będzie ze mną – szepnęłam w duchu, wyciagając rękę w stronę komputera, by uruchomić procedurę przedstartową. Zanim kto kolwiek zdąży mnie wykryć będe juz daleko, przynajmniej taką miałam nadzieje.
– Mistrzu, lecę do ciebie! –
Posłałam w dal ten myślowy okrzyk, patrząc bezwiednie jak na ekranie po kolei zaczynaja migać zielone lampki, a silniki myśliwca jeden po drugim budzą sie do zycia.
– Ahsoka! – Usłyszałam za soba inny znajomy glos. Gdy sie odwróciłam dostrzegłam Anakina.
– Co chcialeś? – Zpytałam, nie chcąc być nie uprzejma czy cos.
– Widziałem cię – zawołał z entuzjazmem. – Widziałem twoją walkę…
– Nasza walke – przerwałam mu twardo.
– No tak, waszą. – Jego uśmiech nieco przygasł. – Byłbym zapomnial o Kylo. Widziałaś jego minę jak z toba walczył? Jakby miał cię za raz zabic.
– Anakin – syknęłam. – Nie słyszał Snoke'a, a to ze miał taką minę… Ja też chyba nie miałam weselszej.
– Nie rozumiem tu czegos – powiedział cicho Anakin i zbliżył się do mnie o pare kroków. – On nie może dac ci tego co ja, bo tego nie potrafi.
– Poczekam – wypaliłam odrazu.
– Acha, poczekasz. – Pokręcił sceptycznie głową. – Ty potrzebujesz tego już.
– Anakin, powiedziałam ci coś – odezwałam sie ze zniecierpliwieniem. – Nie przeciągaj struny. Lubię cię, ale nic poza tym. A jeśli będziesz dalej robił to co robisz, przestanę cię lubic. Chyba tego nie chcesz?
– Chcę zebyś przestała mnie lubić. – Nachylił sie do mnie z figlarnym uśmiechem.
– Solo! – Wyciągnęłam rękę by go odsunąć, lecz w tej chwili rozległ sie glos, którego sama się przestraszyłam:
– Odejdź od niej w tej chwili! –
Między nami wyrosła jakby z pod ziemi postać Kylo, choć jeszcze chwile temu mogłabym przysiąc ze go tu nie było. Obserwowałam w niemym osłupieniu, jak chwyta swojego młodszego brata i z niewiarygodną siłą odciąga ode mnie.
– Kylo – zawołałam lekko wstrząśnięta.
– No dobrze. – Anakin nie wydawał sie ani trochę zbity z tropu. Oddalił się lekko od Kylo i mnie.
Kylo wciąz patrzył na niego gniewnie.
– Jak ona ci mówi nie, to znaczy nie – powiedział tym samym nizkim, mrocznym głosem, który w tej chwili podziałał nawet na Anakina i sprawił, zę cofnął się jeszcze dalej.
– Czyli co, Kylo? – Zpytał po chwili, najwidoczniej odzyskując panowanie nad głosem. – Czyli tobie jednak na niej zależy tak? –
Miałam ochotę zwymyślać Anakina, lecz nic nie powiedziałam. Patrzyłam tylko to na niego, to na Kylo, z którego twarzy znikała powoli złość.
– Nie wiem – powiedział w końcu, a jego głos ponownie stał się nie pewny. – Z resztą… Idź sobie do niej. –
Po tych słowach odsunął się ode mnie.
– Przepraszam, hi… znaczy Ahsoka – zwrócił się bezpośrednio do mnie. – Ty nie zasługujesz na kogos takiego jak ja, kogo ponoszą emocje.
– Nie mów tak – zawołałam.
Na twarzy Anakina pojawił się wyraz zadowolenia.
– Dzięki Kylo – rzekł z uśmiechem. – Czyli teraz mogę otwarcie mówic o swoich uczuciach tak? Dzięki. –
Kylo stał przez chwilę, mierząc go badawczym spojrzeniem. Po nagłym napięciu w mocy wyczułam, ze znowu zbliża się u niego kolejny napad złosci. Jego nastruj był teraz zmienny jak pogoda. Wiedziałam dla czego. To nie była wina Anakina. To ta walka tak go wewnętrznie rozchwiała.
Przez chwilę wygladał tak, jakby chciał Anakina udeżyc, po chwili jednak odwrócił się i odszedł zamaszystym krokiem, jakby wciąż był dowódcą rycerzy Ren.
– Co za… – Anakin podszedł do mnie, oglądając się za oddalającą sie szybko wysoka postacią. – Mam dziwnego brata, nie ma co.
– Nie mów tak o nim – szepnęłam. – Mógłbys go bardziej zrozumieć.
– Aczy on rozumie mnie? – żachnął się Anakin . -Jakbym słyszał rodziców. Bo Kylo to, bo Kylo tamto, bo Kylo nie można zrobic tego, a Kylo nie można powiedzieć tego. A jak się czuje Kylo, a czy z Kylo wszystko w porządku… A ja to co? –
W końcu go zrozumiałam.
– Jesteś zazdrosny – wyszeptałam ze zgrozą. – Zachowujesz się jak zbuntowany nastolatek…
– Tak, jestem! – Anakin prawie krzyknął. – Jestem zazdrosny. Bo Kylo ma wszystko co chce, ja juz nie. On nawet ciebie moze mieć, bo ty wolisz jego. Wiesz co powiedzięli rodzice jak im powiedziałem co do ciebie czuję? Daj sobie spokuj z AHsoka, skup się na treningach i pomaganiu starszemu bratu. Znowu Kylo widzisz? Czyli Kylo nie można juz zrobic krzywdy, nie mozna go zranić. Ale mnie tak. Bo kim ja jestem w porównaniu do takiego Kylo Rena? Też zacznę nosić czarną maskę, chodzic w czarnym płaszczu, zrobię sobie czerwony miecz, poudaję sitha i moze wtedy ktoś zacznie mnie dostrzegać!
– Anakin – Zbliżyłam się do niego zeby go uciszyć, bo wrzeszczał już na cały korytarz. Wyciagnął ręce by mnie przytulić, lecz w tej samej chwili jakiś niewidzialny impuls odrzucił go ode mnie z tak potężną siłą, ze w następnej chwili siedział oparty niemal bezwładnie o ścianę.
– Anakin? – zpytałam z niepokojem, podchodząc do niego. – Co to było?
– Odwróć się za siebie – powiedział słabo. Gdy to zrobiłam zobaczyłam w oddali wysoką postać Kylo, stojącą na szczycie schodów prowadzących na piętro. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie trudnej do opanowania furii. To on odepchnął ode mnie Anakina. Na mysl o tym, jak wielkiej siły użył z tak dużej odległości przeszły mnie ciarki.
– Nienawidze cię, Anakin – odezwał się jeszcze bardziej złowrogim głosem. W tej chwili to nie był głos niepewnego i zagubionego chłopaka. TO byl glos sitha.
– Jasne. – Anakin wstał, wciaz lekko oszołomiony. – Dzieki, Kylo.
– Obraź się i wyjdź! – odwrzasnął Kylo. Powiedział to takim tonem, ze do uzupełnienia tej wypowiedzi brakowało jeszcze jednego słowa, wypowiedzianego takim samym głosem: "zdrajca!"
– A ty poskarż się mamie i tacie – krzyknął Anakin i nim zdołałam którego kolwiek powstrzymać, młodszy z braci przebiegł obok mnie znikając mi po chwili z oczu.
Moje odrętwienie jednak nie trwało długo. W paru skokach wbiegłam na górę gdzie był Kylo. Siedział teraz przy scianie, w podobny sposób jak przed chwila Anakin, ale twarz mial ukrytą w dłoniach.
– Co ja zrobiłem? – Szepnąl cicho.
– Kylo. – Podeszłam do niego, wyciagając rękę. Podniósł na mnie wzrok, a w jego oczach zapaliły się groźne ogniki.
– Odejdź – rzekł przez zaciśnięte zęby, najwidoczniej rozzłoszczony faktem, ze po raz kolejny widze jego wewnętrzną walkę z samym sobą. – Słyszysz?
– Ale… – zaczęłam cicho, lecz on w tym momencie zerwał się na nogi i chwycił mnie mocno za ramiona.
Poczulam jak swiat dookoła mnie wiruje. Przed oczami mignęły mi obrazy zła i okrucieństwa. Poczułam chłód nie do opisania, który wydawał się zamieniać krew w lód. Chciałam coś powiedzieć, ale mój głos jakby utonął w kanonadzie dźwięków, przez który przebił się tylko jeden głos, cichy i złowrogi, wypowiadający tylko jedno słowo:
– odejdź… –
I wtedy, tak nagle jak wszystko się zaczęło, tak nagle się skończyło. Uświadomiłam sobie ze klęczę na zimnej posadzce, zakrywając twarz rękami. Płakałam.
Gdy zerknęłam przez palce, zobaczyłam że Kylo klęczy na przeciwko mnie. Nie widziałam jego twarzy, ale usłyszałam jego pełen bólu i udręki wrzask, od którego ścisnęło mi się serce.
– Kylo – szepnęłam cicho. – Przepraszam… –
Nie odpowiedział. Chwilę później pojawiła się mistrzyni Luminara i mistrz Fisto, zaalarmowani krzykiem Kylo.
– Co tu się stało? – zpytał ostro mistrz Fisto.
Kątem oka zobaczyłam pojawiającą sie za nimi postać roztrzęsionego Anakina.
– Mój brat wpadł w szał – odezwał się tak samo rozdygotany głosem. – Mówiłem ci kiedyś. Mnie mozesz sobie nienawidzić, ale jej nie rób nic.
– Padawanie Solo – uciszyła go Luminara, poczym zwróciła się do mnie i do Kylo:
– Co się stało? –
Kylo odjął ręce od twarzy. Z jego oczu wyzierała teraz nie dająca się opisać udręka.
– Zrobiłem im krzywdę! – Wykrzyknął z płaczem i zanim kto kolwiek zdązył go powstrzymać, skoczył na nogi i pobiegł schodami w dół, znikając nam z oczu.
– Niech ktoś idzie za nim – zawołałam panicznie. – Zatrzymajcie go! –
Nie musiałam tego nikomu dwa razy powtarzać. Mistrz Fisto momentalnie zrozumiał jak poważna jest sytuacja i puścił się za Kylo w pogoń.
– Juz spokojnie, Ahsoko. – Podeszła do mnie Luminara i pomogła mi wstać. Jej słowa ledwo do mnie dotarły. Patrzyłam nadal w dół schodów, usiłując od początku do końca poukładać sobie to co się stało. Poczułam ze się boję. I to tak jak jeszcze dawno się nie bałam, jednak przy Luminarze przyodziałam maskę spokoju i opanowania.
– Tak – szepnęłam. – Wszystko jest dobrze…
– Nic ci nie jest? – Anakin odważył się podejść nieco blizej, nadal przygladając mi się tak, jakbym była umierająca.
Potrząsnęłam tylko głową.
– To była moja wina, mistrzyni Luminaro. – Słowa wypowiedziane przez Anakina kompletnie mnie zaskoczyły. – Sprowokowałem go. Pokłóciliśmy sie i… Powiedziałem mu cos, co go zdenerwowało. –
Luminara przez chwilę mierzyła nas badawczym spojrzeniem. W końcu odezwała się do Anakina:
– Zdajesz sobie sprawę z tego jak to się mogło skończyć?
– Tak – wyszeptał Anakin.
– Wiesz dobrze, ze na Kylo Rena trzeba uważać choćby pod najdrobniejszymi względami? – Ciągnęła dalej Luminara.
– Tak, ale…
– I wiesz dobrze, ze nawet naj nie frasobliwe wypowiedziane słowo i nawet lekka zmiana tonu głosu zaważają na jego reakcji?
– Tak, tylko ze ja…
– Padawanie Solo… Anakinie. – Luminara puściła mnie, podeszła do Anakina i położyła mu rękę na ramieniu. Anakin drżał. Podniósl na nią swoje błękitne oczy, w których malował sie leciutki zal. Jednak cos w jego postawie mówiło mi, ze nie do końca załuje tego co powiedział Kylo.
– Kylo Ren jest pełen złych wspomnień. – Luminara przemawiała cichym, wyrozumiałym tonem. – Wystarczy odezwać się do niego w nie właściwy sposób, zrobic jeden gwałtowny ruch, a wpada w szał. Wiedziałeś dobrze o tym, prawda?
– Tak! – Anakin w końcu nie wytrzymał. – Tylko dla czego wszyscy obchodzą sie z nim jak z jajkiem, a mnie traktują jak powietrze? Nawet własni rodzice. Obwiniają mnie za kazdy zły humor mojego brata!
– To w cale nie jest tak, Anakinie – podjęła Luminara. – Twoi rodzice bardzo cie kochają, tak samo jak Kylo Rena. Nie jesteś dla nich ani trochę mniej ważny. Poprostu Kylo Ren potrzebuje wiecej uwagi i zaabsorbowania niż ty.
– Ma wszystko co ja bym chciał – dodał już ciszej ANakin. – Moze miec, tylko on tego nie chce. Mimo ze on tego nie chce, ja i tak nie moge tego mieć. Bo to jest jego, chociaż on tego nie chce.
– Jesteś jeszcze bardzo młody, Anakinie. – Luminara pogładziła go po ramieniu. – Do wielu rzeczy musisz jescze dorosnąć i wiele zrozumieć. Nie ma nic złego w tym że czujesz się odrzucony. Jestes na etapie koniecznego bycia w centrum uwagi. Chcesz za wszelka cenę udowodnić, zę potrafisz się na cos przydać. Popatrz na Ahsokę. Ona tez taka była, a wiele juz zrozumiała i z pewnością wiele się nauczyła.
– Tak, Anakinie – przyznałam cicho.
– Czas, abyś zaczął wpajać sobie nowe lekcje. – Luminara zdjęła ręke z jego ramienia i odwróciła się zeby odejść. – A tą nauką są lekcje zycia, padawanie solo. Życia i zrozumienia nie tylko siebie, ale przede wszystkim innych. Jestes jedi, a jedi nigdy nie mysli najpierw o sobie. Jedi istnieją najpierw dla innych, potem dla siebie. –
Po tych słowach odwróciła się i odeszła, pozostawiając nas w kłopotliwym milczeniu.
– Przepraszam – szepnął cicho Anakin, poczym zanim zdązyłam co kolwiek powiedziec, odbiegł nawet na mnie nie patrząc.
Istotnie, gdy pięć minut później zjawiłam sie juz w sali treningowej, czekała juz tam grupka podekscytowanych młodych padawanów, wymieniających szeptem jakieś uwagi. Nie zwalniając ani na moment przebiegłam koło nich i zatrzymałam się obok mistrza Fisto, który stał na podwyższeniu razem z Kylo.
– Juz jestem, mistrzu fisto – wydyszałam, wyhamowując gwałtownie obok Kylo, który ciekawie obserwował mój bieg. U pasa miał zawieszony treningowy miecz swietlny.
Spojrzałam na jego twarz, chcąc zoriętować się, czy nie spędził przypadkiem przy ejgo konstrukcji pół nocy, lecz zobaczyłam tylko twardą maskę spokoju. Dobrze wiedziałam ze to maska. Kylo przed każdą taką walką był podenerwowany, z tego co mówili mistrzowie którzy z nim ćwiczyli.
– Spokojnie, Kylo – szepnęłam cicho, gdy mistrz Fisto na moment się oddalił, by zapoznać młodszych padawanów z tym co się będzie działo. – Pamietaj zę swiatło jest z toba.
– Tak – odszepnął, zaciskając nerwowo dłoń na rękojeści miecza.
Dzięki mojemu wyczulonymu słuchowi wychwyciłam cichą rozmowę dwojga najbliżej stojących padawanów:
– Zobaczysz ze Ahsoka Tano wygra.
– Taa? Ciekawe. Wiesz kim był Kylo Ren i co potrafi.
– Ale Tano to padawanka mistrza Skywalkera.
– Gdybyś nie był taki mały to zagralibyśmy o to w sabbacca. –
Z trudem zdusiłam smiech. Te młodziki nie mogły mieć wiecej niz dziewięć lat.
– Jesteście gotowi? – Zwrócił się do nas mistrz Fisto, a ja w tym momencie przestawiłam się z myślenia na instynktowne działanie.
– Tak, mistrzu – powiedziałam, a Kylo pokiwał tylko głową.
Oboje dobyliśmy i uaktywniliśmy miecze. Bardziej wyczułam niż dostrzegłam ze Kylo obchodzi mnie dookoła, czujnie mnie obserwujac. Też go obserwowałam i zauważyłam, ze ręka w któryj trzymał miecz drży lekko.
Oddychajac głęboko przykucnęłam, szykując się do ewentualnej obrony. W tej chwili nie myslałam o Kylo jak o bliskiej mi o sobie. Nie mogłam tak mysleć, ponieważ wtedy cały ten pokaz straciłby sens. W tym momencie bylismy dla siebie poprostu przeciwnikami.
Zaatakował pierwszy, wyprowadzając szerokie cięcie w stronę mojego ramienia. Przeskoczyłam nad nim, wykożystując moc i odbijając jego cios cięciem zza pleców, które miało go zaskoczyć. Nie zaskoczyło go. Zręcznie je odparował, po czym zamachnął się poraz kolejny, kręcąc przy tym mieczem jak biczem tak szybko i zręcznie, ze przez chwilę jego klinga była dla mnie tylko rozmazaną plamą. O to mu właśnie chodziło, chciał w ten sposób mnie zmylić, tak zebym nie wiedziała gdzie udeży. Poczułam ostrzegawczy impuls mocy i gdybym w porę nie uskoczyła i nie zasłoniła się paradą, z pewnością nabawiłabym sie popażenia na policzku.
Teraz to ja wyprowadziłam fintę w kierunku jego lewego biodra, zmuszając go tym samym do cofania się. Nasze miecze skrzyrzowały się na długą chwilę, siejąc fontanne iskier. Kylo chciał się uwolnić z pod blokady, jednak ja mu na to nie pozwoliłam, napierając na niego coraz bardziej. Oboje teraz usiłowaliśmy złamać przeciwnika. W końcu Kylo udało się uwolnić I zaatakować. Oddychał z wiysiłkiem przez zaciśnięte mocno zęby, a jego blada twarz była wykrzywiona z wysiłku i determinacji.
Jednak ja miałam nad nim pewną przewagę. Byłam mniejsza i lżejsza od niego, co w tej chwili działało na moja kozyść. Ponownie przeskoczyłam nad nim, przekładajac błyskawicznie miecz z prawej ręki do lewej, co pozwoliło mi wyprowadzić kontratak z zaskoczenia.
Po wyrazie zdumienia w jego szeroko otwartych oczach poznałam, ze udało mi się go w końcu dosięgnąć. Jednak on wydawał sie nie znać czegos takiego jak przegrana, co mu zostało zapewne jeszcze z dawnych czasów.
Prawdziwy pojedynek zaczął sie dopiero potem. Wirowalismy jak w tańcu sprawiając, ze od czasu do czasu sami ocieralismy się o siebie, tak samo jak nasze miecze. Musiałam przyznać tylko jedno. Kylo naprawde był dobry. Kilka razy jeszcze zrobił ten sam ruch z kręceniem mieczem, aż w końcu przy użyciu mocy jego broń sama zaczęła wirować w powietrzu, tym razem zaskakując mnie i spadając prosto na moją prawą ręke. Dobrze ze to tylko miecz treningowy, który tylko parzył, bo gdyby to była prawdziwa walka musiałabym od tej pory zacząć oswajać się z myślą o protezie dłoni.
Po upływie dziesięciu minut takiej zaciekłej walki oboje juz bylismy zmęczeni. W końcu udało mi się na moment zdekoncentrować Kylo, wytrącić mu miecz z ręki i przywołać do swojej.
Przez kilka sekund pozwoliłam sobie tak stać nad nim zdyszana, krzyżujac oba miecze przy jego szyi, aż w końcu dezaktywowałam je i oddałam Kylo ten który należał do niego.
Oboje cofnęliśmy sie od siebie, a podekscytowani padawani zaczęłi wydawać głośne okrzyki zachwytu.
– Dziekuje wam. – Pojawił się przy nas mistrz Fisto. – Pokazaliście przykład dobrze rozegranej i nieprzewidywalnej walki.
– Zasługa Kylo… – wydyszałam, usiłujac uspokoić rozszalałe bicie serca. – Naprawdę jest dobry.
– Też tak twierdzę – przyznał mistrz Fisto. – Pochwalam twoją skromność, padawanko Tano, ale twoje umiejętności też dalece wykraczają po za przeciętność. –
Miałam zamiar powiedzieć, ze to zasługa rycerzyka. Pomyślałam sobie o nim i poczułam nagły zal z powodu tego ze go tu nie ma.
– Mistrz Skywalker na pewno byłby z ciebie dumny – pochwalil mnie mistrz Fisto. – Wiele razy posługiwałaś się takimi samymi technikami walki jak on.
– Wiem – przyznałam.
– Mozecie teraz odejść i odpocząć.
– Dziękujemy mistrzu Fisto – odezwałam się z szacunkiem. – Chodź, Kylo. –
Wyszliśmy oboje na zewnątrz.
– Nic ci nie jest? – Zpytał Kylo gdy juz zostaliśmy sami i gdy zauważył, ze odruchowo rozcieram sobie lekko piekąca jeszcze dłoń.
– Niee, cos ty – uśmiechnęłam się do niego. – A tobie? –
Potrząsnął głową.
– Dobra jesteś – pochwalił mnie, a te słowa wypowiedziane przez niego napełniły mnie jeszcze wiekszą radością, niz pochwały mistrza Fisto.
– ty też – przyznałam, mówiąc to całkiem szczerze. Potrząsnął smutno głową.
– W trakcie walki przyłapywałem się na tym, ze wykożystuję te same metody, jakie wykożystywali rycerze Ren – wysnał ztrwożonym szeptem. – Gdyby to był prawdziwy miecz… Mógłbym cię zabić, gdybys nie była taka szybka…
– Ale to był miecz treningowy – powiedziałam pocieszająco. – Działałeś instynktownie, tak jak ja. Ja też walczyłam jak mistrz Skywalker, chociaż w cale o tym nie myslałam. Poprostu w trakcie walki to odruchy przejmują kontrolę nad twoim ciałem.
– A jesli mistrzowie maja racje? – Zapytał Kylo. – A co jesli kiedyś w prawdziwej walce zrobię komuś niechcący krzywdę?
– Nie stanie sie tak. – Podeszlam i przytuliłam go mocno.
– Boje się – wyznał cicho. – Wszystkiego. Ty nie chciałabyś na pewno mieć takiego przyjaciela który się boi
wszystkiego… –
Głos lekko mu się załamał.
– Spokojnie, Kyle… –
Nabrałam gwałtownie powietrza, przerażona tym jak się do niego odezwałam.
– Jak do mnie powiedziałaś? – Zapytał gwałtownie.- To było… –
Zawachał się, a potem dokończył:
– śliczne.
– Naprawdę? – Zpytałam cicho. Pokiwał tylko głową.
– A co do bania się wszystkiego – ciagnęłam dalej. – Mi to ani troche nie przeszkadza.
– A Rey? Rey tez nie? –
Poczułam jak coś wywraca mi się w rzołądku, jakby wpadła do niego bryłka lodu.
– Nie, Rey tez nie – odpowiedziałam z przekonaniem. Uśmiechnął się w odpowiedzi.
Puściłam go i odstąpiłam od niego na kilka kroków.
– Rozmawiam z moja mamą, wiesz? – Zpytal nagle Kylo. – Przez hologram. Cieszy się że wracam. Mówi ze mnie kocha i że we mnie wierzy. –
Ponownie się zawachał, zanim ciągnął dalej:
– Nie do końca to jeszcze rozumiem, jak można kochać takiego potwora jak ja, ale się cieszę że jestem coraz blizej swiatła.
– Nie jesteś potworem – szepnęłam cicho. – Twoja mama na pewno też tak uważa.
– Tak. – Kylo pokiwał głową. – Idę chyba jej opowiedzieć o wszystkim.
– Jasne, idź. – Uśmiechnęłam się do niego, a on również odwzajemnił uśmiech i odszedł, mogła bym przysiąc ze żywszymi pewniejszym krokiem niz zazwyczaj.
Tej nocy jednak nawiedził mnie dziwny sen. Widziałam w nim tą szkaradną Ventres, która zdawała się patrzeć prosto na mnie, a gdy się odezwała tez mówiła do mnie:
– Przyjdzie kiedyś czas, że nie bedzie cie kiedyś przy Skywalkerze. Jesteś jego maskotką, ale wiecznie nie moze się za toba chować. Dopadnę go, całkiem nie długo, a wtedy już mu nie pomozesz, a jeśli przyjdzie taka potrzeba zabiję tez i ciebie, na jego oczach. Najwyższy czas, zeby Skywalker zaczął w końcu się mnie bać. –
Przed oczami mignęły mi klingi jej świetlnych mieczy, a po chwili sen się skończył.
Obudziłam sie roztrzęsiona, kuląc się jak małe dziecko i usiłując się uspokoić wszelkimi znanymi mi metodami.
– Przywiązanie – tłukło mi się w myślach. – Przywiązanie. Boisz się o Anakina, bo się do niego przywiązałaś. Za długo rozmawiałaś o tym wczoraj z Rey. –
Odetchnęłam po raz ostatni. Moze faktycznie rozdrapało się wczoraj za dużo ran?
– Mistrzu – szepnęłam bezradnie w myslach. – Anakinie… Nie pozwolę ci odejść rozumiesz? Nie pozwoę aby ta wstrętna jędza cię dopadła, choćby to była ostatnia rzecz jaka zrobię w moim krutkim życiu. –
Jednak najbliższego dnia miałam się przekonać, że nie jest to w cale takie proste.
Gdy rano wracałam ze śniadania po swój miecz treningowy, natknęłam się właśnie na niego, na mojego mistrza. Nikomu nie powiedziałam o nocnym koszmarze, nawet Rey, ponieważ nie chciałam znowu jej martwić ani zasmucać faktem jak to bardzo zostałam skrzywdzona.
Zobaczyłam, ze rycerzyk ma zarzucony na ramiona plecak.
– Mistrzu – zagadnęłam. – Lecimy gdzieś? Dla czego ja nic o tym nie wiem? –
Spojrzał na mnie, a w jego niebiezkich oczach dostrzegłam coś jakby cień żalu.
– Nie, Ahsoko – powiedział cicho. – Ty nie lecisz ze mną. –
Stanęłam jak wrośnięta w ziemię. Mistrz bez padawana na misji? Jak to tak?
– Ale ryce… Znaczy mistrzu, jak to? Dla czego ja z toba nie lecę? –
Podszedł blizej i położył mi lewą rękę na ramieniu, prawą natomiast będącą protezą zacisnął w pięść, jak zawsze gdy był podenerwowany.
– To delikatna misja, smarku – rzekł jeszcze ciszej, jakby wyjawiał mi jakaś ważną tajemnicę. – Nie mogę ci nawet powiedzieć gdzie lecę ani po co. Nie martw się – dodał, widząc moją zmartwioną minę.
– Będziesz pod opieką mistrzyni Luminary. Słuchaj się jej tak samo jak mnie, zrozumiano?
– Ale… – zaczęłam, lecz on mi przerwał:
– Głowa do góry smarku. Masz dzisiaj ważny test, wiesz o tym. Ty i Kylo zostaliście wyznaczeni do rozegrania pokazowej walki młodszym padawanom. W trakcie tej walki nie zapominaj o wszystkim czego cię nauczyłem.
– I o tobie – dodałam bardzo cicho, mając nadzieje ze tego nei usłyszy. Usłyszał i zaśmiał się cicho.
– Miłe ze będziesz o mnie pamietać – ztwierdził beztrosko. – Cóż, nagli mnie czas, Ahsoko. Uważaj na siebie i nie pakuj się w zadne kłopoty.
– Mistrzu… – zaczęłam niepewnie gdy zdjął rękę z mojego ramienia i ruszył szybkim krokiem w stronę turbowindy. – Rycerzyku! –
Odwrócił się na chwilę.
– Tak smarku?
– Niech moc będzie z toba. – Chciałam powiedzieć coś innego, ale nie słowa same mi umknęły. – Nie zawiodę cię.
– Wierzę ci, Ahsoko. –
Po chwili Anakin Skywalker, mój mistrz, którego teraz traktowałam jak starszego brata zniknął w drzwiach turbowindy, pozostawiając mnie zdezoriętowaną i przygnębioną. Nie nawidziłam takich chwil gdy mnie zostawiał i leciał gdzieś sam. Nie cierpiałam tego ze nie mogłam przy nim być, wspierać go i ochraniać, zamiast tego tkwiłam sobie bezpiecznie w świątyni czy gdzie indziej, podczas gdy on gdzieindziej wystawiał się na smierć.
Poczułam ogarniającą mnie nagłą falę złości. Walnęłam otfartą dłonią w kolano.
A moze jednak mogłam mu powiedzieć o moim śnie? Moze w ten sposób bym go ostrzegła? Teraz i tak było juz za późno.
– Głupia idiotka – skarciłam się w duchu. – Jeśli właśnie o to chodziło Ventres, to ma Anakina jak na widelcu. –
Z ciężkim westchnieniem powlokłam się w stronę turbowindy, tej samej w której zniknął rycerzyk. Głupia winda, nawet do niej teraz miałam pretensje ze zjechała tam na dół, ze aakurat wtedy się nie zepsuła i ze zabrała Anakina i pozwoliła mu tym samym odlecieć nie wiadomo gdzie.
– Co za poodoo – mruknęłam, waląc ze złoscią w przycisk aktywujący windę. – No ruszaj ty sterto zlomu. –
Sterta złomu posłusznie ruszyła, lecz moja frustracja ani trochę nie zelżała.
– Ahsoka? – Rey podniosła zdziwiony wzrok z nad czytanej przez siebie, widocznie ciekawej ksiażki. – CO się stało? Odrazu widać ze masz zły humor. Przecież rano było wszystko w porządku.
– Anakin wyjechał. – Trzasnęłam drzwiami tak mocno, ze Rey aż podskoczyła.
– Ale… Mistrz Skywalker tak?
– Tak! – Mój krzyk odbil się echem od ścian, zwielokrotniając i niosąc mój głos po całym pokoju. – Beze mnie rozumiesz? Wysłali go beze mnie! Nawet nie wiem gdzie rozumiesz?
– Ahsoka, ciii. – Rey wstała i położyła mi ręke na ramieniu. – Spokojnie. Zostawił cię, bo jesteś tu potrzebna.
– To nie była jego decyzja! – odwrzasnęłam, trzęsąc się z nadmiaru emocji. – To była decyzja rady!
– Najwidoczniej rada też miała powody by uznać, ze powinnaś zostać tutaj – tłumaczyła cierpliwie Rey. – Masz disiaj zadanie do wykonania. Pamietaj, musisz byc przy Kylo. Poza tym ty i twój mistrz nie zawsze będziecie razem, nie zawsze będziesz mogła go chronić.
– Czycha na niego Ventres! – Byłam już tak zdesperowana, ze musiałam to wykrzyczeć nawet Rey.
– Spokojnie, Ahsoko. – Rey wciąż starała się zachować spokuj. – Anakin… Znaczy mistrz Skywalker da sobie radę. Nie raz juz zaglądał smierci w oczy. Ventres na pewno się gzieś czai po porażce przy zdobyciu holokryształu.
– Nie prawda! – Tupnęłam ze złością nogą. – Jest gdzies blizko, blizko rycerzyka! Widziałam ją rozumiesz? Śniła mi się… –
Rey nabrała głosno powietrza.
– Kiedy? – Zpytała, a ja poczułam ulgę, ze w końcu rozmowa zeszła na odpowiedni tor
– Dzisiaj.
– To był sen?
– Wizja. – Teraz byłam już tego całkowicie pewna. – TO musiała być wizja. –
Twarz Rey nie zdradzała zadnych emocji.
– Co ci powiedziała? – Zapytała po dłuższej chwili milczenia. – Oile coś w ogule ci powiedziała.
– Tak, powiedziała. Że Anakin powinien się jej w końcu zacząć bać, bo ona Go dopadnie. I ze tym rażeni w przy nim nie bedzie. Rozumiesz to Rey? Wszystko zaczyna do siebie pasować. Rycerzyk o tym nie wie, nie zdązyłam juz mu powiedzieć… Nawet go w ten sposób nie ostrzegłam. A jeśli pakuje się prosto w jej łapy? –
Rey przez chwilę milczała, przestępując tylko z nogi na nogę.
– Chodź – rzekła w końcu ze śmiertelną powagą. – Musimy poinformować o tym mistrza Yodę. –
Wybiegłyśmy obie z pokoju, jedna depcząc drugiej po piętach. Yodę zastałysmy w jego kwaterze. Siedział na poduszce do medytacji. Gdy stanęłyśmy w drzwiach, wzrócił na nas swe wielkie jak piłki oczy.
– Mistrzu Yoda – odezwała się Rey cicho. – Przepraszamy ze przeszkadzamy, ale AHsoka chciała coś ważnego ci
przekazać. –
Yoda spojrzał teraz prosto na mnie.
– Wejdź, padawanie Tano – oznajmił.
– Zaczekam na zewnatrz – powiedziała Rey cicho poczym wycofała się.
– Usiądź. – Yoda zaprosił mnie gestem na drugą z poduszek. Gdy usiadłam przy nim zapytał:
– Coś gnębi cię, młody padawanie. Obawy masz jakieś?
– Mistrzu Yoda – zaczęłam. – Miałam dzisiaj… Sen, wizję…
– Wizję powiadasz… Hm? – Uszy Yody lekko opadły.
– Tak. Widziałam w niej Asaj Wentres. W tej wizji… Groziła… Mistrzu, podejżewam ze mistrz Skywalker jest w
niebezpieczeństwie. –
Yoda przez chwilę nic nie mówił, przymknąwszy oczy.
– Pomuc mu nie mozesz – oznajmił po pewnym czasie. – Gdybys zrobiła to, to o co teraz walczy zaprzepaściłabys.
– Czyli mam pozwolic mu zginąć? – Wykrzyknęłam z niedowierzaniem.
– Nie zginie on – ztwierdził Yoda z niezachwianą pewnością. – Wyraźnie w mocy czuję, choć przyszłość w wiecznym ruchu jest. Przewidzieć trudno co stanie się, ale o mistrza swojego spokojna mozesz byc, przeżyje on. –
Odetchnęłam z ulgą. Jeśli Yoda tak bardzo w to wierzył, to ja chyba tez moge. No chyba ze znowu dzisiaj będe miała wizję, wtedy już nie pójdę z tym do Yody tylko wymkne się bez niczyjej wiedzy, ukradnę jakis statek i polecę, odszukam Anakina w mocy i polecę.
– Dziękuję, mistrzu – powiedziałam na głos.
– Coś jeszcze gnębi cię? – Zatroskał się zielony mistrz.
– Nie, mistrzu – przyznałam.
– W takim razie spiesz się – powiedział Yoda. – Młodziki już czekają.
– Wiem. – Odetchnęłam głęboko. – Juz idę.
– Niech moc będzie z toba – pożegnał mnie Yoda gdy juz wstałam. – Niepokoić o mistrza Skywalkera nie musisz się.
– dobrze – przyznałam, poczym wypadłam na korytarz, teraz już w pełnym pędzie biegnąc po swój miecz.
Rano obudził mnie dzwonek, sygnalizujący ostatnie pół godziny pory śniadaniowej. Rozchyliłam powieki i dostrzegłam ze zdziwieniem, ze Rey też jeszcze nie ruszyła się z łóżka.
– Jak mi się nie chce wstać… – Jęknęłam mrugając, by pozbyć sie resztek snu. Na całe szczęście dzisiaj był dzień wolny Od zajęć, wiec mogliśmy sobie dłuzej poleżeć.
– Mi też nie. – Rey żwawiej niz ja usiadła na łóżku i zaczęła szukać po omacku kapci.
Nagle drzwi naszego pokoju otworzyły się, a do srodka wjechała samoistnie cała zgrzewka wody mineralnej.
– Ej u stang… – zaczęłam. – Rey, mogłaś cos powiedzieć.
– Mnie w to nie mieszaj. – Rey spoglądała z równym zaskoczeniem na wodę, która zatrzymała się tuż obok mojego łóżka.
– No no. – Rey wstała by zamknąć drzwi, cmokają przy tym z rozbawieniem. – Ktoś musi cie bardzo lubic. I bardzo się o ciebie troszczy. –
Ukryłam twarz w poduszce by Rey nie widziała mojego rumieńca. Byłam prawie pewna kto jest taki dobroduszny. Anakin. Bo przecież Kylo jeszcze nie odważyłby sie na taki krok.
– Ciekawe kto to. – w głosie Rey pobrzmiewała zagadkowa nuta, świadcząca o tym, ze i ona dobrze wie o kogo chodzi, a tylko udaje taką niedoinformowaną.
– Niech sobie daruje – ztwierdziłam chłodno, lecz w głębi ducha Gest Anakina po raz kolejny mnie ujął.
– Ok, to nie są żarty. – Rey spojrzała na mnie z powagą. – stawaj, bo chyba do obiadu nie masz zamiaru czekać. –
Z ciężkim westchnieniem wyplątałam się z pod kołdry, lecz byłam jeszcze na tyle senna, zeby zdobyć sie tylko na to.
Nagle z korytarza dobiegł nas dziwny dźwięk, jakby grzechoczące stukot czegoś jadącego po kafelkach.
– Co to znowu? – Mrukneła niezadowolona Rey. – Nie powiesz mi chyba, ze Finn jedzie z kolejną zgrzewka wody, bo jeśli tak, to będziemy mogły otworzyc tu sklepik.
– Wywieziesz na Jakku i zostawisz złomiarzom – zasugerowałam. Ku mojej uldze podłapała żart i zahihotała.
Ledwo skończyłyśmy się smiać, gdy drzwi otworzyły się, a do środka wtoczył się wuzek ze śniadaniem. Odrazu poznałam kto wpadł na taki genialny pomysł, ponieważ z przodu wózka była naklejona nalepka z napisem Solo-katering.
– Anakin – zawołałysmy jednocześnie z Rey. Istotnie. Stał z dumną mina i wesołymi ognikami w oczach. Wyprostował się, chcąc dodać sobie chociaż pare centymetrów wiecej, poczym zbliżył się wprost do mnie.
– Śniadanie dla miłej panny – odezwał się, kładąc nacisk na ostatnie dwa słowa. – I przy okazji także dla jej toważyszki, tak zeby nie czuła się w jaki kolwiek sposób pokrzywdzona.
– Anakinie… – Rey patrzyła na neigo zakłopotana.
Przeniosłam wzrok z jego pełnej życia twarzy na wózek i jego zawartość.
– Z kąt ty to wytrzasnąłeś? – Zpytałam, nie kryjąc lekkiego podziwu.
– No cóż, troszeczkę musiałem dopomóc sobie mocą – wyjaśnił, ale dalej uśmiechał się z zadowoleniem. – Nie chciałem zebyś sie fatygowała z zejściem na dół, wtefy kiedy mozna sobie dłuzej poleżeć i po korzystać z wolnego dnia, słońce.
– Anakin… – Odwróciłam na moment wzrok. – Powiedz mi jedną rzecz. Czy zadbałeś tak samo o swojego brata? Czy Kylo ma wszystko czego potrzebuje? –
Jego samozadowolenie nieco zgasło.
– Oczywiście. – Mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy. – Naprawdę zapewniłem mu wszystko czego potrzebował, nawet przyniosłem mu jego ukochaną piłeczkę. Wiecie, tą taka na gumce, co wraca do ciebie jak się ją rzuci.
– Wiemy – przyznałysmy jednoczesnie z Rey. Widziałam nie raz ta piłeczkę na ręce Kylo. Lubił ja tak bardzo, ze gdy tylko nadarzała się okazja, chodził z nią i ciiągnął z asoba jak małe zwierzątko.
– Według mnie to trochę dziecinne jak na kogoś, kto ma prawie 30 lat – odezwał się ostroznie Anakin, lecz za raz uciszyłam go karcącym spojrzeniem.
– Wiek Kylo nie ma tu nic do rzeczy – wyjaśniła Rey przezornie cierpliwym tonem. – Snoke pozbawił go wszystkiego co ty znasz i co dla ciebie jest normalne. Kylo uczy się odruchu empatii i miłosci nawet na zwykłej piłeczce.
– Wiem wiem, rozumiem. – Anakin spuścił oczy ze zmieszania. – Tak tylko wyraziłem swoje zdanie. No dobra, to ja was zostawiam i życzę smacznego. –
Pochylił się, poprawiając mi delikatnie kołdrę, pocałował krutko w policzek i chwilę później juz go nie było.
Rey westchnęła cicho.
– To urocze jak on się o ciebie troszczy – zauważyła.
– Tak, bardzo urocze – odpowiedziałam sarkastycznie.
– Oj przestań sie tak tąsać, Ahsoka. – Rey spojrzała na mnie niecierpliwie. – Wiesz co ci powiem? Im bardziej się obużasz, tym bardziej w ten sposób okazujesz jak cię to rusza.
– W cale nie – żachnęłam sie gwałtownie, chociaż w głębi ducha musiałam przyznać jej rację.
Rey z westchnieniem wzięła ze stolika pilota i po chwili włączyła muzykę.
– Tak jest o wiele lepiej – zkwitowałam. – Ale Rey, proszę cię, zjedz to bo ty przecież…
– Przestań mnie traktować jak biedne, nie dożywione dziecko z Jakku. – Rey podeszła do mnie i z groźną mina położyła mi ręce na kolanach. – Anakin przyniusł to dla ciebie. Albo to zjesz teraz za raz natychmiast, albo ci skopię tyłek, nie żartuję. –
Jej to wskazywał na to, ze naprawdę nie żartowała.
– No dobrze juz, dobrze – westchnęłam pokonana, nie chcąc wdawać się w jaką kolwiek utarczek z Rey.
Ledwo zabrałam się do jedzenia, gdy drzwi znowu sie otworzyły.
– Finn! – Rey zerwała sie w mgnieniu oka, najwidoczniej wyczuwając kto czai się za drzwiami. Finna mozna było poznać choćby po niepewnym nacisku klamki.
Pojawił sie po chwili w drzwiach. Z jednej strony nie rozumiałam dla czego Rey się tak boczy na niego, bo ciemnoskóry Finn był niczego sobie. Ok, może poza tym ze był trochę ofermą. Z drugiej strony czułam, ze Rey dąsa sie na Finna z tego samego powodu co ja na Anakina.
– Finn, spadaj – krzyknęła na niego Rey. Wyglądała tak, jakby teraz jemu chciała skopać tyłek. – A co gdyby któraś z nas akurat sie przebierała? Liczyłeś ze coś zobaczysz? Jest cos takiego jak palce, i to się zwija i tym się puka w drzwi, rozumiesz?
– Cześć Rey – powitał ja bez ogrudek, uśmiechając się troche nie pewnie. – Cześć Ahsoka.
– Cześć Finn – odpowiedziałam.
– Co ty tu robisz? – Rey mieżyła go od stup do głów. – Coś kombinujesz, orzechu. Widze to po twojej twarzy. Spowiadaj sie jak przed radą, raz dwa dziesieć. –
Na jej zazwyczaj łagodnej twarzy, nadającej jej słaby i bezbronny wyraz odmalowała się teraz stanowczość.
– Bo ja przyszedłem ci powiedziec dzień dobry, życzyć miłęgo dnia i przynieść cos do jedzenia – wyrecytował Finn jak katarynka, jakby nauczył się tego na pamięć. Rey jęknęła, ale w przeciwieństwie do mnie nie dąsała sie aż tak bardzo jak ja.
– Następny -stwierdziła tylko krutko. – Dziekuję, orzechu. To miłe z twojej strony. –
Nagle z korytarza dobiegł nas krzyk, po którym poznałam Anakina:
– złazić mi wszyscy z drogi teraz za raz, bo… –
Otworzył drzwi i wpadł na Finna. Obaj odwrócili się do siebie i mierzyli się niedowierzajacymi spojrzeniami. Zdusiłam hihot, a sądząc po dźwięku wydanym przez Rey ona ruwnież robiła wszystko zeby się nie roześmiać. Usłyszałyśmy ciche przekleństwo Anakina.
– Anakin? – Zpytał Finn.
– Finn? – Odpowiedział Anakin pytaniem, zadanym prawie piskliwym głosem.
– Co ty tu robisz? – dopytywał Finn. – Bo ja przyniosłem sniadanie Rey.
– A ja przyniosłem picie Ahsoce – odpowiedział niewinnie Anakin.
– Skończcie tą szopkę – krzyknęłyśmy jednocześnie z Rey, poczym wszyscy nie wyłączając Anakina i Finna zaczęliśmy się śmiać w głos.
– Gdzie jest Kylo? – Zagadnęła Rey, gdy juz ostatni Anakin skończył rżeć ze śmiechu.
– Kylo? – Finn przewrócił oczami.
– U siebie w pokoju, spokojny i bezpieczny – pospieszył z wyjaśnieniami Anakin, lecz patrzył przy tym wprost na mnie. – Siedzi sobie i słucha pozytywki którą sobie nakręcił. Byłem u niego. Nawet na mnie nie krzyknął jak coś do niego mówiłem, ani razu nie wybuchnął, a jego spokojna twarz wyrażała tylko…
– Dość – ucięłam, czujac ze znowu się czerwienię. Anakin umilkł posłusznie.
– Wiecie co? – Zagadnął Finn po paru minutach, w trakcie których ja i Rey spokojnie dojadłyśmy śniadanie. – Tak sobie pomyslałem, ze…
– Nie nie nie – zaprotestował głosno Anakin. – Ja to miałem powiedzieć!
– No to kto teraz mówi, ja czy ty? – Finn spojrzał na niego zdezoriętowany.
– Jak juz powiedziałeś pierwszy…
– Nie, ja powiedziałem ale ty skończysz.
– Dokończę co zacząłeś – wpadł mu w słowo Anakin, cytując znane wszystkim słowa Kylo.
– Czy wy zaczniecie w końcu gadać jak ludzie? – Zniecierpliwiła się Rey. – Bo jak narazie nic z tego nie łapie.
– Poprawka, ja nie jestem człowiekiem – zauważyłam z rozbawieniem.
– Dobra dobra. – Rey splotły ręce na kolanach. – Jesteś przedstawicielka rasy humanoidalnej droga Ahsoko, mówisz i rozumujesz po naszemu, więc to nie ma żadnego znaczenia. Nie jesteś inna.
– Wiem, żartowałam tylko – wyjaśniłam. – Ale faktycznie, powiedzcie o co wam chodzi.
– Bo my myślęlismy… Znaczy Anakin pomyslał… żebyśmy… – Finn zacinał się jak zepsuta płyta.
– żebyśmy poszli razem na spacer – dokończył razem z Anakinem.
– Ty, ty, ty i ja. – Finn wskazywał po kolei Rey, mnie, Anakina i siebie.
– I Kylo – przypomniał mu szeptem Anakin, jakby podpowiadał Finnowi jakaś zapomnianą kwestie.
– Kylo? – Wydałam piskliwy okrzyk. – Chcecie zabrać Kylo na spacer?
– Tak – przyznał Finn.
– Z piłeczką – dopowiedział Anakin – Oczywiście jesli będzie chciał ją wziąć. –
O rany. Miałam okazję zeby spędzić troche czasu z Kylo.
– Ja nie mam nic przeciwko – powiedziała pogodnie Rey. – z miłą chęcią się przejdę.
– Ja również – dodałam. Anakin uśmiechnął sie do mnie ledwo zauważalnie, ale ja nie odwzajemniłam uśmiechu. Dobrze musiał wiedzieć dla czego zareagowałam tak entuzjastycznie. Nie dla tego ze ide z nim, ale dla tego ze będzie z nami Kylo.
– To kto pójdzie mu o tym powiedzieć? – Zpytał Finn.
– Ja pójdę! – Poczułam jak wstępuje we mnie energia. Zerwałam się z łóżka. – Rey, idziesz ze mną?
– Jasne. – Rey też wstała. – A wy tu zostańcie. Jak wrócimy to ja tutaj posprzątał wszy…
– Nie ma mowy – zawołali hurkiem.
– Rey, nie jesteś na Jakku – przyomniał jej Finn, a ja poklepałam przyjaciółkę po ramieniu.
– No dobrze juz, dobrze – poddała się Rey. – Wiecie ze to mój taki nawyk. Chodź, Ahsoka. –
Wyszłyśmy obie z pokoju, kierując się do pokoju Kylo.
– Ahsoka, przyhamuj trochę – upomniała mnie cicho Rey. – Ja też się cieszę ze Kylo pójdzie z nami… Oile sie zgodzi oczywiście, ale nie okazuj tego tak przy Anakinie. Jego to boli.
– Nic na to nie poradzę – westchnęłam bezradnie. – Annie… Znaczy Anakin moze byc tylko moim przyjacielem.
– Annie. – Rey klasnęla cicho w dłonie. – Mówiłam ci ze w końcu tak go nazwiesz? Jak wrócimy ze spaceru opowiesz mi wszystko co sie działo na misji, zgoda?
– W porządku – przyznałam, chociaż nie byłam pewna czy mam ochotę mówic jej o tym incydencie.
W końcu zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Rey przyłożyła do nich dłoń i po chwili w malutkim okienku pojawił się napis otwarte.
– Ale się zabezpieczył – mruknęła z podziwem. Nic nie powiedziałam, bo inaczej mogłabym przyznać się do mojej dzisiejszej nocnej wyprawy.
Weszłyśmy obie do srodka. Kylo siedział na łóżku, pochylony nad trzymają na kolanach skrzynką z jakimiś częściami.
– Cześć Kylo – powiedziałyśmy jednocześnie z Rey. Podniósł wzrok i obrzucił nas badawczym spojrzeniem.
– Nie przeszkadzamy ci? – Zpytałam.
– Nie – odparł krutko.
– Bo my chciałyśmy ciebie o cos zapytać – zaczęła Rey.
– Wybieramy sie na spacer – uzupełniłam. – Ja, Rey, Anakin i Finn. No i chciałyśmy też zabrać ciebie. Odetchnąłbyś troszkę świerzym powietrzem, pobył trochę z nami… –
Przerwał mi zdziwionym spojrzeniem.
– Z wami? – Powtórzył, wypowiadając powoli te dwa słowa, jakby ich nie zrozumiał.
– No tak, z nami – odpowiedziała Rey. – Nie będziesz siedział tu sam. –
Kylo westchnął krutko, poczym wskazał na skrzyneczkę.
– Musze dokończyć mój miecz treningowy – wyjaśnił. – Do jutra. Mistrz Skywalker mi kazał.
– Co? – zdziwiłam sie. – Ty masz robić miecz treningowy? To tak nawiązując do tego co mi mówiłeś wczoraj? –
Pokiwał głową.
– Ty nie musisz, ale ja tak – wyjaśnił. – Chodzi o to, zebym w ten sposób uspakajał mysli.
– Jak wyjdziesz na chwilę nic ci to nie zaszkodzi – przekonywała dalej Rey. – Też bedziesz mógł uspokoić mysli…
– A potem będziesz mógł dalej kończyc miecz – wpadłam jej w słowo.
Rey podeszła i mimowolnie zajżała do skrzyneczki. Wzięła w rękę dysk emitujący promień świetlny, poczym p chwili odłożyła z powrotem, szepcząc cicho:
– Nie mogę na to patrzeć… –
Wiedziałam, zę przypomniało jej się znowu Jakku i to, ze ona sama zbierała takie rzeczy.
– To jak, Kylo? – Zpytałam z uśmiechem. – No nie daj się prosić. Chciałbyś z niami iść? –
Przez chwile patrzył wprost na mnie, po chwili odezwał się troche niepewnie:
– Chyba tak. –
Zarówno ja jak i Rey odebrałyśmy to jako odpowiedź twierdzącą.
– Cudownie. – Pokepałam go po ramieniu. – To za pięć minut widzimy się przy wyjściu, dobrze? –
Pokiwał tylko głową i wstał, a my z Rey zostawiłysmy go, by mógł sie spokojnie przygotować.
– Nie rozumiem tego – wybuchła w końcu Rey, gdy szłysmy juz do pokoju. – Jak on ma się integrować z ludźmi, jeśli ciągle ma poczucie odrzucenia? Rada cały czas daje mu do zrozumienia ze jest nie chciany i zeby najlepiej trzymał się od wszystkich z daleka, bo w końcu zrobi komuś krzywdę.
– Myslę tak samo – przyznałam. – I też mi się to ani troche nie podoba. Dziwię się, ze pozwolili mu wziąc udział w pokazie walki. Coś czuje, ze przyczynił się do tego mistrz Skywalker.
– Taak, on zawsze wierzył w Kylo – westchneła Rey.
– Bo sam był kiedyś odrzucony i nie chciany – wyjaśniłam. – Dla tego nie traktował też tak mnie.
– Bardzo dobrze się rozumiecie – zauwazyła Rey. – Naprawde jak mistrz i padawan. –
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, po czym obie zakończyłysmy temat Kylo i rycerzyka.
– Czy was pogięło? – Zpytała oburzona Rey gdy obie weszłyśmy do pokoju, w którym panował teraz idealny porządek. Chłopaki widać ze nie prużnowali.
– Nie, tylko wyprostowało – zripostował Anakin, a ja mimowolnie zahihotałam.
– No i jak z tym Kylo? – Zapytał Finn.
– Idzie z nami – wyjaśniła Rey. Anakin klasnął głośno.
– No to pięknie. TO w takim razie chodźcie. –
Wyszliśmy z pokoju, i skierowaliśmy się turbo windą ku wyjźciu. Kylo już na nas czekał. Nie uśmiechał się, ale i nie wygladał aż tak ponuro jak zazwyczaj.
– No to idziemy – zawołał żywo Anakin.
– Chodź, Kylo – powiedziała Rey, poczym obie ujęłysmy go pod ręce i wyprowadziłysmy na zewnatrz. Chłopaki szli za nami, wymieniając jakieś uwagi i od czasu do czasu wybuchając smiechem.
– Moze byście nas wtajemniczyli? – Zpytała Rey oglądając się na nich. – Chętnie się też pośmiejemy, prawda?
– No pewnie – przytaknęłam.
– Chyba… – Dodał niepewnie Kylo. Widziałam ze w naszym towarzystwie czul się dziwnie nie pewnie. Rozumiałam co było tego przyczyną. Im więcej otaczało go ludzi, tym bardziej się bał ciemności. Opisywał mi to kiedys tak, ze wydaje mu się wtedy, jakby ta ciemnosc mogła w każdej chwili się pojawić i go porwać.
Uśmiechnęłam się do niego, chcąc dodać mu otuchy, a on ku mojej radosci odwzajemnił uśmiech na kilka sekund.
– Nic takiego, Anakin opowiedział mi kawał – wyjaśnił Finn, ale minę miał dośc zakłopotaną.
– Jasne jasne – zkwitowała Rey. – Nigdy nie umialeś kłamać, orzeszku, wiec przestań nam tu wciskać kit. –
Reszta spaceru minęła już bez docinków. Wręcz przeciwnie. Śmialiśmy się tak jak juz dawno się nie śmialiśmy, nawet Kylo się wyraźnie rozchmurzył.
Spacerowaliśmy tak z dobre dwie godziny, następnie wróciliśmy z powrotem do swiatynii i rozeszliśmy się.
– Ahsoka – skarciła mnie Rey szeptem, gdy juz byłyśmy same i zmieżałysmy do swojego pokoju. – Anakin cały czas starał sie zwrócić na siebie twoja uwage, a ty nic i nic.
– Nie przesadzaj – żachnęłam się. – Przecież rozmawiałam z nim normalnie.
– Słuchaj. – Rey zatrzymała się, zmuszając mnie żebym zrobiła to samo.
– Patrz na mnie – odezwała sie poważnie. – A teraz mnie słuchaj. Nie mówię ci tego złośliwie, ale dla tego, ze jesteś moja przyjaciółką. Sama też nie jestem zabardzo doświadczona w tych sprawach, ale bez obrazy, tobie ortodoksyjni jedi…
– Zlasowali mózg, to chciałaś powiedzieć? – Wpadłam jej w słowo.
– Nie nazwałabym tego tak, ale o coś takiego mi chodziło – wyjaśniła przepraszająco. – Poprostu wpoili ci rzeczy, których ja na przykład nie znam. Że przywiazanie jest złe, że okazywanie emocji jest złe. Czyli co? Jak to jest z tym przywiązaniem?
– Można kochać, ale nie wolno się przywiazywać – wyrecytowałam nauki ortodoksyjnych.
– Co? – Rey potrząsnęła głową. – Chwila chwila, nie rozumiem tu czegoś. Kochać tak, przywiazywać nie. Czyli co, mały romansik i koniec? Było miło, ale się skończyło?
– No… Tak – wyznałam zakłopotana. – Jedi, nawet ortodoksyjni… Nie musza zyc w czystości, ale…
– Nic już nie mów, prosze. – Rey zakryła twarz dłońmi. – Wiesz jak to teraz zabrzmiało? Jakbyś była bezduszną i bezuczuciową…
– Wiem – przerwałam. – Wiem co chcesz powiedzieć. Anakin tego nie zna. Ja moze rzeczywiście tego nie rozumiem. Rey, miałam dziesięć lat gdy mnie znalazł mistrz Pelo Koon i zabrał do świątyni. Od tej chwili wpajano mi zasady ortodoksyjnych jedi. Wiem juz zę to jest… Nie właściwe, dla tego przeszłam na odłam altisjański. Uwierz, Yodzie bardzo się to nie podobało. Do tej pory cały czas żyłam w przekonaniu, ze przywiązanie prowadzi na ciemną stronę.
– W cale nie prawda! – Rey była blizka płaczu.
– Wiesz za co Yoda najczęściej ganił Ryce… Mistrza Skywalkera? – Zpytałam. – Za przywiazanie. Do mnie, do swojego mistrza, do swojej matki… Rozumiesz to?
– Uważali, ze miłośc do matki jest zła? – Rey była najwidoczniej coraz bardziej przerarzona.
– Mniej więcej – przyznałam, ruszając z miejsca. – Gdyby dajmy na to miała spotkać mnie smierć, nie dałoby się niczego zrobic, a mistrz Skywalker i tak starałby się mnie ratować wiesz co powiedziałaby na to rada? Że nie pozwala mi odejść. Ja… Ja chyba naprawdę nie rozumiem prawdziwej miłosci. Kocham Kylo…
– Kochasz Kylo. – Rey powturzyła za mną jak echo. – Odpowiedz na jedno pytanie. Dla czego ci się wydaje ze go kochasz?
– Bo… Czuję się przy nim bezpieczna, bo chcę mu pomuc, bo… Ujmuje mnie to co on robi, lubie jak się smieje, jak mówi do mnie… – Wyliczałam po kolei zaginając palce.
– Rozumiem. – Głos Rey był nizki i poważny. – A moze to tylko współczucie? Czysta chęć niesienia mu pomocy? –
Wzruszyłam ramionami. Rey tym czasem otworzyła drzwi naszego pokoju, a gdy weszłysmy i zamknęłam je za nami, podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
– AHsoko… – szepnęła, a w jej głosie słychać było cos na kształt zgrozy. – Dopiero teraz juz rozumiem wszystko. Wiem już, jaką straszną krzywdę wyrządzili ci ortodoksyjni jedi…
– Rycerzykowi wyrządzili taka samą – odpowiedziałam z powagą, w tej chwili z całego serca współczując mojemu mistrzowi.
Mimo zmęczenia nie mogłam długo zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, nie potrafiąc nawet znaleść sobie jakiejś wygodnej pozycji. Gdy w końcu zasnęłam, znalazłam się w samym środku koszmaru.
Surowa, pustynna planeta Jakku. Dookoła ciała zabitych wieśniaków. Nad tym wszystkim górowała ubrana na czarno postać Kylo. Jego ukryta za metalową maską twarz zwrócona była w kierunku leżącej u jego stup postaci, poranionej i zakrwawionej.
– Zabij go. – Głos Snokea zdawał się dobiegać jakby ze wsząd. – On przecież nic dla ciebie nie znaczy.
– Kylo, nie! – Głos, który rozległ się po chwili należał do Anakina. – Pamiętaj o świetle! Jestem twoim bratem, słyszysz?
– Nazwisko Solo nic dla mnie nie znaczy. – Głos Kylo, wydobywający się z pod maski był znowu złowrogi i beznamiętny. – Nie nazywam się Ben Solo. Zabiłem go już dawno, tak jak teraz zabiję ciebie. Nie mam z tobą nic wspólnego, Anakinie Solo. –
W jego głosie pojawiła się odraza. Po chwili dokończył z nową siłą w głosie:
– Jestem Kylo Ren! Nikt nie sprzeciwi się mojej woli, ani woli najwyższego wodza. –
Dosłyszałam znajomy, charakterystyczny dźwięk, którego nie mogłam pomylić z niczym innym. Odgłos aktywowanego miecza świetlnego Kylo. Jego starego miecza, którym zamachnął się do ciosu.
– Kyle, nie! – Skoczyłam z krzykiem między niego a Anakina. Dosłyszałam tylko wrzask tego drugiego, wykrzykujący moje imie, dojrzałam czerwoną klingę, zbliżającą się niebezpiecznie do Anakina, a ku mnie samej lecący fioletowy promień klingi miecza Anakina, który Kylo trzymał do tej pory za plecami…
Obudziłam się, hamując krzyk. Nie chciałam przestraszyć Rey.
Drżąc i szybko łapiąc oddech przewróciłam się gwałtownie na bok i skuliłam się pod kołdrą.
– Kylo – szepnęłam cichutko w ciemność. – Ky… –
Z moich oczu popłynęły łzy. To był tylko sen. To nie mogła być wizja, nie…
Postanowiłam pod wpływem chwili iść i zobaczyć co z Kylo.
Pocichu zsunęłam się z łóżka i na bosaka wymknęłam się z pokoju. Miałam szczęście, że potrafiłam się cicho skradać. Szłam korytarzem, prowadzona silnym uczuciem w mocy. Wyczuwałam Kylo, aż w końcu bez błędnie trafiłam na drzwi jego pokoju.
Delikatnie położyłam drżącą dłoń na drzwiach. Ustąpiły po paru chwilach pod moim dotykiem, widocznie Kylo przede mną też nie miał tajemnic i dał mi pozwolenie na odwiedzanie go. A więc mi ufał naprawdę…
Po cichu weszłam do środka i aż zaparło mi dech. Kylo spał w miarę spokojnie, a na jego twarzy tańczyły jakieś dziwne cienie.
Delikatnie podeszłam i kucnęłam przy nim, poprawiając kołdrę, która prawie zsunęła mu się z łóżka na podłogę.
Przykryłam go ostrożnie, zostawiając na wierzchu tylko ręce, poczym zapatrzyłam się w jego twarz.
Oddychał głęboko i spokojnie. Usta miał lekko rozchylone, a twarz spokojną. Chciałam bardzo ująć go za rękę, ale bałam się że go obudzę.
Użyłam więc mocy, by chwilowo poglążyć go w jeszcze głębszym śnie, a następnie pochyliłam się nad nim jeszcze bardziej, tak że po chwili, prawie nieświadomie moje usta delikatnie dotknęły jego warg.
Wraz z ocałunkiem z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Szybko się wyprostowałam, zakrywając twarz rękami i dusząc w gardle szloch. Jedyne co czułam to ciepło moich własnych łez, cieknących mi między palcami.
Siedziałam przy Kylo i płakałam, nie wiedząc nawet ile minęło czasu.
W końcu wzięłam się w garść, pozwalając by ostatnia łza spadła między jego rozchylone wargi i wstałam.
– Żegnaj, Ky – szepnęłam cicho. – Śpij spokojnie. Obiecuję, że ochronię cię przed wszystkim co złe. Nie bój się i śpij. –
Nakreśliłam dłonią w powietrzu serduszko. Na chwilę jeszcze podbiegając i klękając przy Kylo, czując jak w jego obecności ogarnia mnie spokuj i poczucie bezpieczeństwa. Już się nie bałam, ani trochę.
– Wiem że kiedyś może wybierzesz Rey. – przemawiałam dalej do niego cichym szeptem. – Ale to niczego nie zmieni. Niczegoco do ciebie czuję. Kocham cię, Ky. Hihi cię bardzo kocha. –
Odetchnęłam głęboko, ponownie delikatnie go pocałowałam, anastępnie wstałam i wymknęłam się z pokoju, najszybciej i najciszej jak umiałam, cofając z niego trans w jaki go wprowadziłam, a który pogłębiał jego sen.
Biegłam korytarzami niemal na oślep, usiłując uspokoić zarówno oddech, jak i rozszalałe myśli. Zrobiłam to. Bez wiedzy Kylo, ale dowiedziałam się jak smakują jego usta. Kylo nigdy się o tym nie dowie. Nie dowie się że byłam przy nim i że dopomogłam mu mocą. Byłam pewna że będzie teraz spał spokojnie.
W tym zamyśleniu nie zauważyłam stojącej na mojej drodze postaci. Wpadłam na nią i byłabym upadła, gdyby ten ktoś nie złapał mnie i nie zamknął w objęciach.
– To już po mnie – przebiegło mi przez myśl. – To na pewno ktoś z rady… –
Jednak głos jaki usłyszałam, nie był głosem żadnego z członków rady:
– Ahsoka? Co się stało, też nie umiesz spać? –
Na moje głowoogony, to Annie…
– Anakin? – Wykrztusiłam przez ściśnięte gardło, zwilżając pospiesznie wyschnięte nagle usta. – A co ty tu robisz? Nie powinieneś leżeć w centrum medycznym ze złamaną ręką? –
Anakin Solo uśmiechnął się jak ktoś, omu udało się wywinąć z poważnych kłopotów.
– Rączka jak nowa, popatrz. – Uwolnił prawą rękę i pomachał mi przed oczami. – Pomogła szyna i bacta. Jestem zdrowy jak ty. Vokara He wypuściła mnie wieczorem, ale mogłaś o tym nie wiedzieć. Ale powiedz mi, oczywiście jak możesz, co się stało? Jesteś zarumieniona i cała drżysz. Nie powiesz mi chyba że to przez zmęczenie. A może… –
Zawiesił na moment głos, poczym mrugnął porozumiewawczo.
– A może to ja tak na ciebie działam? – Zpytał z lekką nadzieją.
Poczułam, że policzki palą mnie teraz żywym ogniem, a głowoogony napewno zrobiły się jaskkrawsze niż kiedy kolwiek przed tem.
– Nie – oznajmiłam twardo. – Nic z tych rzeczy, Anakin. Rozmawialiśmy przecież o tym na misji, nie pamiętasz?
– Oczywiście że pamiętam – odpowiedział ciepło. – Każdą rozmowę z tobą pamiętam. No więc jak, powiesz mi co jest na rzeczy? –
Oj Anakinie. Na pewno nie chciałbyś tego wiedzieć. Nie powiedziałam mu jednak tych słów. Co miałam mu powiedzieć, że kolejny raz wszystko popsuł i rozwalił? Że pojawił się w momencie, w któr(m byłam tak szczęśliwa i pełna nadzieji na lepszą przyszłość dla Kylo? Pojawił się akurat wtedy, gdy wciąż czuję smak warg Kylo na swoich, gdy zdarzyło się coś, o czym marzyłam od tak dawna?
Chwileczkę, Tano. Nie rozpędzaj się za bardzo. Anakin też o tym marzył jeśli chodzi o ciebie… I też to osiągnął, tylko czy w bardziej perfidny sposób niż zrobiłam to ja z Kylo?
– Pozwól że powiem ci, że to nie twoja sprawa – odezwałam się trochę chłodniej niż zamierzałam. – A teraz mnie puść, proszę. –
Westchnął cicho.
– Nie moja sprawa? A myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
– Bo jesteśmy – zaoponowałam. – Ale tylko przyjaciółmi. Nie musisz o wszystkim wiedzieć, tak samo jak ja nie muszę wiedzieć wszystkiego co tyczy się ciebie.
– W porządku. – Poddał się, ale nadal mnie nie puszczał. – Myślałem tylko, że będę ci w stanie jakoś pomuc.
– Nie jesteś w stanie, nie potrzebuję niczyjej pomocy. Doceniam twoją troskę Anakin, ale naprawdę nie masz czym się martwić.
– Jesteś spokojniejsza niż do tej pory – zauważył. – W innym wypadku już dostałbym prezent w twarz. –
Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
– Nie chcesz, nie mów – orzekł w końcu. – Chcę tylko żebyś wiedziała, że ja się nie poddam tak łatwo jeśli chodzi o ciebie. Nie tak łatwo.
– Anakin, zrobisz mi w ten sposób krzywdę – szepnęłam niemal błagalnie. – Mówiłeś że tego przecież nie chcesz.
– Nie chcę, ale to jest silniejsze ode mnie – stwierdził bez ogrudek, następnie nim zdążyłam go powstrzymać pocałował mnie mocno w usta, puścił mnie i po chwili zniknął, zostawiając mnie zastygłą w bezruchu jak słup soli.
– Anakin! – krzyknęłam za nim telepatycznie. – Wracaj! –
Nagle osunęłam się na kolana, czując że zbliża się wizja. Żywa i prawdziwa, tego mogłam być pewna.
Zobaczyłam Kylo. Emanował spokojem i szczęściem, a w jego ramionach spoczywała… Nie, to nie byłam ja, to była Rey. Siła jaką emanował Kylo zdawała się wytwarzać jakiś mór obronny wokół Rey, sprawiający że żadne zło nie miało do niej dostępu.
Usłyszałam czyjś głos, przypominający trochę głos Luminary, wypowiadający tylko: pozwól im. Nie dręcz go…
Otworzyłam oczy, czując jak się trzęsę. Spoczywałam w czyimś stanowczym uścisku.
– Już dobrze – dobiegł mnie szept Anakina. – Już ciii…
– Gdzie ja… – Rozejżałam się. Byłam w pokoju, lecz to nie byłby mój pokuj. Anakin musiał mnie przynieść do siebie.
– Spokojnie, jesteś u mnie – wyjaśnił. – Co się stało? Usłyszałem twój krzyk…
– Wizja – wyjaśniłam. – Kylo… –
Opowiedziałam mu drżącym głosem to co widziałam, a pod koniec wybuchnęłam płaczem.
Anakin cierpliwie wysłuchał mnie do końca, a gdy już skończyłam zagarnął mnie mocno i przytulił do siebie.
Wtuliłam twarz w jego ramię, czując jego ciepło, a on spokojnie znosił ten atak spazmów, gładząc mnie delikatnie po ramieniu.
– Posłuchaj, Ahsoko – odezwał się cichym, łagodnym głosem. – Pamiętasz co ci powiedziałem? Że jeśli zobaczę że płaczesz z powodu Kylo…
– Nie, nie rób mu nic – załkałam.
– Spokojnie – uciszył mnie. – Nie powiedziałem że coś mu zrobię. Nie zamierzam. Chcę tylko… –
Głos dziwnie mu się załamał. Skrzywił się i jęknął cicho. Na moc, nie zamknęłam przed nim umysłu, Anakin wyczuwa mój ból.
Patrzyłam, jak jego błękitne oczy wypełniają się łzami, które po chwili zpłynęły mu po policzkach.
– Przepraszam, anakin. – Przełknęłam własne łzy i zamknęłam przed nim umysł. – To musiało boleć.
– Ahsoka… – Wypowiedział cicho moje imię, poczym wyicągnął ręce i dotknął mojej twarzy.
– Anakin, nie – szepnęłam, lecz ku swojemu przerarzeniu zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę, ani nie chcę się cofnąć.
W następnej chwili poczułam delikatny pocałunek Anakina, pełen żarliwego uczucia. Zniknęła gdzieś ta pewność,że jest w stanie zrobić wszystko żeby mnie mieć, W tej chwili był poprostu zwyczajnie Anakinem, który kochał i chciał to pokazać. Jego pocałunek mnie uspokoił, poczułam że mam w nim wsparcie, bez względu na to co by się działo.
– Nie chcę żebyś mnie traktował jak… – Urwałam, nie mogąc znaleść słowa. – Może jestem dla ciebie jeszcze dzieckiem i sprawiam ci same problemy…
– Byłaś u Kylo, prawda? – Jego pytanie mnie zaskoczyło, a jeszcze bardziej zaskoczyło mnie brzmienie jego głosu, w którym brzmiała pewność. – Gdy się dzisiaj spotkaliśmy w nocy, wracałaś od niego… Widziałem was w wizji, chciałem cię wypytać, ale ty byłaś… Taka jak zwykle. –
Odetchnął głęboko.
– On sam nie rozumie co to znaczy kochać – wykrztusił jeszcze bardziej zmienionym głosem, a po chwili poczułam z przerażeniej mak wstrząsa nim szloch.
– Anakinie – szepnęłam, przytulając go mocniej. Nawet nie usiłował się wyśliznąć z moich objęć. Teraz to on płakał, a ja starałam się go uspokoić.
– możesz być moja tylko w snach – wykrztusił przez ściśnięte gardło. – Wiem to. Kochasz go i to ty jego pocałowałaś. Dla czego, Ahsoka? Dla czego mi to robisz? –
Odetchnęłam głęboko.
– Anakin, przepraszam – szepnęłam. – porozmawiamy jutro. Narazie połóż się i zaśnij.
– Ale zostań przy mnie – poprosił nieśmiało, przestając płakać i odsuwając się. – Nie musisz długo. Ja szybko zasypiam. Nikt cię nie zauważy jak bęnziesz wracała do siebie. –
Przez chwilę zastanawiałam się nad tym.
– Proszę – szepnął po paru chwilach ciszy.
– No… Dobrze, mogę to dla ciebie zrobić – odpowiedziałam. Uśmiechnął się słysząc te słowa.
– Dziękuję – rzekł z wdzięcznością.
Wstałam z łóżka, a on się położył i nakrył kołdrą.
Kucnęłam przy nim i niepewnie ujęłam go za rękę. Ścisnął ją, a jego oddech zwolnił i uspokoił się całkowicie.
– Dziękuję – powtórzył jeszcze raz.
– Nie ma za co, śpij – odszepnęłam. Westchnął cicho. Patrzył na mnie cały czas, jakby chciał zatrzymać mój obraz w pamięci na zawsze.
– Za raz zasnę, to wted( idź – szepnął. – Też się prześpij. Masz się… Wyspać. –
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Dobrze, Anakinie. – ścisnęłam jego rękę, ponownie dusząc szloch. Uśmiechnął się w odpowiedzi, a ja siedziałam przy nim, ciesząc się że się uśmiecha.
Miał rację w tym że szybko zasypia. Nie minęło pięć minut a już spał.
– Dobranoc, Anakinie – szepnęłam, uwalniając delikatnie rękę z jego ciepłego uścisku i układając jego rękę na kołdrze.
Westchnął tylko cicho, ale się nie obudził.
Pozwoliłam, by jedna jedyna łza spłynęła mi z pod powieki i spadła na jego rękę.
Wstałam i wyszłam z pokoju, spoglądając poraz ostatni na śpiącejo już spokojnie młodszego Solo.
– Tylko tyle mogłam dla ciebie zrobić – odezwałam się w myślach. – Śpij dobrze. –
Po tych słowach zostawiłam go i wyszłam, udając się do siebie do pokoju, gdzie cichaczem wśliznęłam się do łóżka. Kolejny raz Anakin miał rację. Nikt mnie nie przyłapał na korytarzu. Mogłabym też przysiądz, że to on sprawił że niemal naychmiast po położeniu się zasnęłam już spokojnie.
– Dziękuję, Anakinie – pomyślałam tuż przed zaśnięciem, poczym pogrążyłam się w głębokim, spokojnym śnie.
Reszta dnia upłynęła w miarę spokojnie i normalnie. Anakin pozostał jeszcze w centrum medycznym, choć byłam pewna, że ani trochę mu się to nie podoba. Po kolacji, gdy wpadłam do niego na chwilę poprosił mnie, żebym przyniosła mu jego ukochany bezprzewodowy głośnik.
Wielu uważało, że ta mania była jednym z dziwadeł Anakina. Poza tym, że potrafił praktycznie wszystko naprawić, ten głośnik to była jego ulubiona zabawka. Cuż, może rodzice zarazili go muzykalnością. Z tego co mi opowiadał zarówno Han jak i Leia ją lubili. A że Anakin miał charakter Hana, jak zdążyła już zauważyć rey… Resztę dopowiedzcie sobie sami.
Dla świętego spokoju poszłam mu po ten głośnik. Niby nic nadzwyczajnego. Długa, metalowa tuba z przyciskami i wejściami nie wiem nawet na co. Byłam jednak pewna, że Anakin na pewno mi to wytłumaczy, nie ważne czy będę chciała go słuchać.
– Przyniosłam ci twoje dziecko – oznajmiłam sucho, kładąc głośnik na kołdrze i patrząc jak toczy się w stronę jego rąk. – A teraz cię żegnam. Vokara He mnie zabije jeśli mnie tu przyłapie.
– Ale Ahsoka… – Chciał mnie złapać wolną ręką, ale mu uciekłam.
– Egnam, Anakinie Solo – oznajmiłam przesadnie oficjalnym tonem. – Miłej zabawy. Masz tu przecież toważystwo prawda? –
Po tych słowach wyszłam za drzwi, zza których dało się słyszeć przesadnie udawany płacz. Pięknie. Anakin Solo właśnie demonstrował swoje umiejętności aktorskie i udawał, jab to potrafi wyć z rozpaczy.
Skryłam się za rogiem korytarza, słuchając co będzie gdy przyjdzie Vokara He i z trudem dusząc śmiech.
– Buuu, Ahsoka nie chce ze mną gaaaadaaać! – Anakin zawodził jak płaczka na pogrzebie. Czyli doszedł już do siebie po misji. To dobrze.
– Głośniczku zrób coś, pociesz mnie jakoś! –
Zakryłam usta ręką, a po chwili roześmiałam się już w głos, gdy z głośnika ryknęła na cały głos muzyka z jakiejś rozgłośni radiowej.
– Padawanie solo! – Po rozgniewanym okrzyku uzdrowicielki zapadła głucha cisza.
– Przepraszam – dobiegł mnie roztrzęsion] głos Anakina. Podejżewałam że albo bardzo chce mu się śmiać, albo właśnie skończył się śmiać. – To tylko mój głośnik, nie moja wina że mi się nacisnęło. –
Nie czekałam co będzie dalej. Jak najprędzej pobiegłam po schodach na górę, a gdy już byłam pewna że jestem sama, zaczęłam wręcz piszczeć ze śmiechu.
– Solo, i tak pozostaniesz idiotą – pomyślałam w duchu, łapiąc oddech między atakami śmiechu.
Nagle zatrzymałam się gwałtownie, gdy zobaczyłam na piętrze Kylo, stojącego i patrzącego w okno. Natychmiast przyhamowałam śmiech.
– Cześć Kylo – powiedziałam,starając się brzmieć jak najspokojniej.
– Wróciłaś – ztwierdził cicho. – Hihi znowu się śmieje. Z czego? –
Wmórowało mnie. Nazwał mnie hihi. Gdyby powiedział to kto inny może wydałoby się to dziwne, ale wypowiedziane przez niego zabrzmiało… Słodko.
– Twój brat jest… Śmieszny – dokończyłam, nie chcąc powiedzieć czegoś, co mógłby odebrać zbyt dosłownie.
– Co zrobił? – zpytał cicho Kylo.
– Ee, wygłupia się tylko, jak to on – odpowiedzałam. – Jak się w ogule czujesz?
– Dobrze. – W jego głębokim głosie brzmiał spokój. – Dużo dzisiaj medytowałem i rozmawiałem z mistrzynią Luminarą. Teraz cały czas czuję w sobie światło, wiesz? –
Emanował tak szczerą radością z tego powodu, że sama się uśmiechnęłam.
– Cieszę się, Kylo – odpowiedziałam, omało nie nazywając go inaczej.
– Ja też. – Podszedł do mnie i ujął mnie za rękę. Przez chwilę obracał ją delikatnie w palcach, jakby była jakimś dziwnym zjawiskiem.
– Jak taka mała ręka może trzymać taki ciężki miecz i tak nim walczyć, tak jak ty to robisz? – W jego głosie pojawiło się zdumienie i podziw.
– Wielkość nie ma znaczenia, pamiętasz? – przypomniałam mu z rozbawieniem i zaczęłam się śmiać. Kylo też zaśmiał się krutko, lecz za raz zpoważniał.
– Dobrze że wróciłaś – powiedział, puszczając foją rękę. – Wiesz? Usłyszałem, jak mistrzyni Luminara i mistrzyni secura rozmawiały między sobą. Przechodziłem akurat tam tendy. Wiem że to źle podsłuchiwać, ale mówiły o nas. O tobie i o mnie. –
Otworzyłam usta. Poraz pierwszy słyszałam żeby Kylo mówił tak dużo.
– O nas? – Zpytałam. – A co takiego mogły o nas mówić Luminara i Aila?
– Mówiły, że młodzych padawanów trzeba nauczyć walczyć i że najlepiej robi się to przez pokazywanie – wyjaśniał Kylo. – Powiedziały, to znaczy mistrzyni Luminara powiedziała, że ty i ja moglibyśmy pokazać przykład takiej walki i że to przy okazji byłby trening dla nas, a dla mnie coś w rodzaju… –
Urwał, przełykając ślinę, jakby nie podobało mu się słowo które następnie wypowiedział:
– Terapii.
– Chodzi o to, żebyś w trakcie walki nie usłyszał przypadkiem… Jego. – Zrozumiałam to odrazu. Kylo pokiwał głową.
. Mhm, chyba tak – ztwierdził. Jeśli to prawda, to Kylo stanie przed tak samo trudnym sprawdzianem jak wtedy, gdy poszedł razem z Anakinem ratować mnie w tej jaskinii.
– Słyszysz go jeszcze czasami? –
Skarciłam się solidnie w duchu za zadanie tego pytania, lecz było już za późno.
Twarz Kylo ztężała na moment. Zobaczyłam przez chwilę na niej odbicie dawnego Kylo Rena.
. Nie. – Jego głos zabrzmiał złowieszczo cicho. – Ale czasami mam sny. Złe sny. Znowu jestem w nich sithem, widzę tych wszystkich którzy zginęli z mojej ręki, a mimo to dalej zabijam. Zaczynając od rodziny, kończąc na przyjaciołach. Na tobie i Rey. Słyszę jak obie błagacie mnie o to bym wrócił do światła… –
Zadrżał, a ja mimowolnie objęłam go ramieniem.
– Nie mogę się z nikim przyjaźnić, rozumiesz? – Zpytał napiętym głosem. – Im bardziej się z kimś zaprzyjaźniam, tym częściej widzę w snach śmierć tego kogoś. Twoją już widziałem nie raz, Rey tak samo. A Anakina… Swojego brata zabijałem ja sam. Tym dawnym, czerwonym mieczem. Rozumiesz to? –
Jego oddech przyspieszył, a oczy zmrużyły się niebezpiecznie.
– Tano, głupia idiotko – przebiegło mi przez myśl. – Co ty zrobiłaś? –
Objęłam Kylo mocniej. Byliśmy w korytarzu całkiem sami. Ciszę przerywał tylko jego urywany i płytki oddech.
– Kylo, spokojnie – szepnęłam kojąco.
– Nie – odparł gwałtownie. – Nie będę spokojny! –
spodziewałam się że mi się wyrwie, lub co gorsza, że mnie udeży, ale on zamiast tego przylgnął do mnie mocniej.
– Nie potrafię cofnąć tych złych rzeczy które zrobiłem – powiedział łamiącym się głosem. – Chociaż tak bardzo bym chciał. Nadal czuję że jest we mnie coś z sitha. I już na zawsze będzie. To boli… –
Po chwili poczułam na ramieniu ciepłą krople. Z lękiem spojrzałam na udręczoną, pokrytą bliznami twarz Kylo, po której płynęły teraz łzy.
– Kylo, nie płacz – szepnęłam w panice. – Przepraszam, ja nie… Nie chciałam ci tego przypominać. –
Wziął rozdygotany oddech.
– Chyba dobrze że tak zrobiłaś – powiedział cicho, ocierając łzy rękawem. – Mistrzowie nazywają to oczyszczeniem. Uważają, że w ten sposób pozbywam się wspomnień… Ale kłamią, w cale sie ich nie pozbywam. Może tylko na jakiś czas przestaje tak boleć.
– Nie jesteś sam, Kylo. – powiedziałam z przekonaniem. – Masz nas. –
Pod wpływem impulsu puściłam go, wspięłam się na palce i pocałowałam go mocno w jeszcze mokry od łez policzek.
Jego bladą, przerarzoną zazwyczaj twarz na moment rozjaśnił lekki uśmiech, jab promyk słońca w trakcie buży.
W tym momencie usłyszałam jak ktoś zbiega po schodach, a po chwili dało się słyszeć okrzyk Rey:
– Kylo, Ahsoka! –
Podbiegła do nas, momentalnie poważniejąc.
– Co się stało? – Jej głos stał się twardy jak stal. – Kylo, dla czego płakałeś?
– Rey! – Głos, którym Kylo wykrzyknął jej imię był pełen rozpaczy i błagania o pomoc. W jednej chwili odsunął się ode mnie i rzucił się w jej kierunku.
Rey natychniast złapała go w objęcia i przytuliła. Kylo znowu płakał na jej ramieniu, nie wydając z siebie ani jednego dźwięku, a ja czułam jakby moje serce rozpadało się na milion kawałeczków.
Słyszałam jak Rey szepta coś do Kylo, ale nie potrafiłam rozróżnić słów., oraz łamiący się od płaczu głos Kylo, powtarzający tylko jedno:
– Przepraszam Rey. Przepraszam za wszystko co ci zrobiłem…
– Nic jej nie zrobiłeś złego. – Postanowiłam się odezwać. – Wniknąłeś tylko w jej myśli. Nie oddałeś jej Snokeowi i uratowałeś ją przed nim. Już wtedy byłeś po części dobry Kylo.. –
Spojrzęli ma mnie obydwoje, jakby dopiero teraz mnie zauważyli.
– Ahsoka ma rację – powiedziała Rey po chwili milczenia. Nie zrobiłeś mi większej krzywdy niż musiałeś. –
Kylo przełknął łzy i odsunął się.
– Dziękuję – wyszeptał prawie z ulgą. – Pójdę odwiedzić mojego brata.
– Idź – powiedziałyśmy jednocześnie z Rey.
– I powiedz mu, żeby za głośno nie grał tym swoim małym metalowym przyjacielem – dodałam. Rey wybuchnęła śmiechem, a Kylo też się uśmiechnął i odszedł, a my z Rey wróciłyśmy do pokoju.
Nie rozmawiałyśmy już wiele do końca dnia. Położyłyśmy się spać, każda z nas zaprzątnięta swoimi myślami. Wyczuwałam że Rey miała ochotę zapytać mnie o misję i Anakina, ale pod wpływem tego co się stało nawet o to nie pytała.
Gdy przekroczyłam pruk sali posiedzenia rady powitali mnie z takimi minami, jakby czekali na mnie od dawna. Jakby myśleli że misja otrwa pięć sekund.
– Witaj, padawanko Tano – przywitała mnie oficjalnie Luminara. – A gdzie padawan Solo?
– Ranny, w centrum medycznym – odpowiedziałam.
– Ale misja powodzeniem zakończyła się, hm? – Zapytał Yoda.
– Oczywiście – odpowiedziałam, kładąc nacisk na to słowo, poczym podeszłam, wyjmując z kieszenii ów holokryształ i kładąc przed nimi na stole.
– Spisaliście się bardzo dobrze – ztwierdziła mistrzyni Damsin. – Rada jest z was dumna.
– To w większej mierze zasługa Anakina – phwiedziałam, a następnie opowiedziałam im wszystko od początku do końca, pomijając tylko sytuację przy ognisku.
– Padawan Solo zawsze działał impulsywnie – odezwał się Mace Windu, sprótłwszy dłonie na kolanach. – Jego pewność siebie jest jednocześnie zaletą, jak i zgubą.
– Na wielkie niebezpieczeństwo padawan Solo naraził się – wtrącił Yoda. Ocho, będę miała co opowiadać Anakinowi.
– Nie obwiniaj go za nic, mistrzu Yoda. – Stanęłam w jego obronie. – Uratował mi życie.
– Rada za nic nie obwinia ani ciebie, ani Anakina – wyjaśniła spokojnie Luminara. – Doceniamy waszą odwagę i poświęcenie w walce ze złem.
– Rozumiem, mistrzyni Luminaro. – Zpuściłam lekko z tonu, nie chcąc by w moim głosie brzmiały wyrzut czy pretensje.
– Odejźć teraz możesz – oznajmił Yoda. – Odpoczynku, podobnie jak padawan Solo potrzebujesz.
– Dziękuję – wybąkałam poczym wyszłam na korytarz.
Natknęłam się tam jednak na rycerzyka.
– Ahsoka! – Dawno nie słyszałam tyle radości w jego głosie. – Wróciliście! I jak, misja wykonana?
– Tak jest, rycerzyku. – Poczułam jak wstępuje we mnie pogoda ducha. Przy moim mistrzu mogłam czuć się swobodniej niż przed radą.
– Jesteś ranna – zauważył twardo.
– To nic takiego. Anakin trochę bardziej oberwał. Idę właśnie do niego – pospieszyłam z wyjaśnieniami. – Prosił o wieści.
– W takim razie leć – oznajmił. – Masz mi wrócić do siebie jak najszybciej.
– Możesz być o to spokojny – zawołałam wesoło i chociaż jeszcze kilka minut wcześniej wlokłam się strasznie, teraz ruszyłam niemal biegiem w stronę centrum medycznego.
– Jesteś – powitała mnie Vokara He. – Anakin mówił mi że też jesteś ranna. Pokazuj mi się. –
Poddałam się jej diagnozie, lecz mój wzrok przykół widok Anakina, leżącego nieruchomo w białej pościeli. Oczy miał zamknięte i spał, a maleńka lampka, która paliła się nad jego łóżkiem rzucała niewielki blask na jego twarz. Ranę na policzku miał obłożoną opatrunkiem z bacty, a nastawiony już nadgarstek w szynie. Oddycham cichutko i spokojnie, tak że nawet nie było tego słychać, ale moje czułe uszko to wychwyciło.
– Co z nim będzie? – Zwróciłam się do uzdrowicielki. W moim głosie zabrzmiała ciepła, troskliwa nuta, której w cale nie chciałam usłyszeć. Na moc, co on mi zrobił?
– Nic mu nie będzie – uspokoiła mnie, opatrując nadal moje lekkie rany. – Na szczeście nadgarstek nie był skomplikowanie złamany, a blizna na policzku z czasem zejdzie. Będzie taki jak go moc ztworzyła. –
Uśmiechnęłam się blado, czując jednak w głębi serca ulgę. Nie darowałabym sobie, gdyby Anakinowi przeze mnie stało się coś poważniejszego.
– posiedź przez jakiś czas spokojnie – odezwała się Vokara He po paru minutach. – Jeśli nie będzie się działo nic niepokojącego, to wtedy cie puszczę.
– Oczywiście. – Posłusznie siedziałam spokojnie, podczas gdy ona się oddaliła poza zasięg wzroku, nawet mojego. A ja siedziałam, siedziałam i siedziałam, zaczynając powoli mieć dość zarówno jak i tej czynności, jak i samego słowa siedzenie.
Po paru minutach wstałam i powoli podeszłam do łóżka Anakina. Nachyliłam się nad nim ostrożnie żeby go nie obudzić i delikatnie odgarnęłam mu z czoła kosmyk jego ciemnych włosów.
– Dziękuję, przyjacielu – szepnęłam cicho. Teraz mogłam go nazwać przyjacielem, chociaż jeszcze wczoraj powiedziałabym co innego. – Mam u ciebie dłóg, pamiętaj o tym, tak na wszelki wypadek gdybym sama zapomniała. –
Nie wiem czy mnie usłyszał, czy to był tylko zbieg okoliczności, ale po moich słowach mogłabym przysiądz, że jego wargi wygięły się w bardzo leciutkim uśmiechu.
W przypływie wdzięczności i ulgi pochyliłam się i delikatnie pocałowałam go w czoło, sprawdzając tym samym jego temperaturę. Wszystko było w porządku.
– Żałuję, że nie mogę zrobić dla ciebie niczego więcej – szepnęłam niemal bezgłośnie. – Może z czasem o mnie zapomnisz i przestanę cię dręczyć. Teraz śpij. –
Odeszłam od niego, nawet nie poprawiając fu kołdry. Nie chciałam by się obudził. Usiadłam ponownie na krzesełku, na którym zostawiła mnie uzdrowicielka, udając że nic się nie stało i że nawet nie podniosłam z tamtąd ani jednej nogi.
Pomyślałam nagle o Kylo. Zaczęłam się zastanawiać co teraz robi i czy w ogule wie że wróciłam. A nawet jakby nie wiedział to co z tego? Nie liczyłam na o że będzie mnie szukał, tym bardziej na to że owita mnie tak wylewnie jak mój mistrz. Kylo nawet w stosunku do młodszego brata zachowywał się niekiedy powściągliwie.
Przymknęłam oczy, chcąc go wyczuć w mocy i wtedy go ujrzałam, tak wyraźnie jakbym stała tuż obok. Siedział sobie na materacu w sali medytacyjnej, z nizko opuszczoną głową, tak że nie widziałam nawet jego twarzy. Zewsząd płynęła cichutka muzyka, a nad Kylo stała sama Luminara, przemawiając do niego równie kojącym głosem, mówiąc mu, żeby patrzył w światło, żeby wyrzucił z umysłu wszystkie złe myśli i wspomnienia, że teraz przeszłość już go nie odnajdzie…
Z cichym westchnieniem wyzwoliłam się od tego widoku. Był bezpieczny. Bezpieczny i w tej chwili spokojny. Nie wyczuwałam już tego strachu i niepewności jakimi zawsze emanował. Byłam teraz coraz bardziej pewna tego, że on do nas wróci.
Resztę nocy spędziłam na czuwaniu przy nim i pilnowaniu by się nie obudził, aż nie wzeszło słońce. Dopiero wtedy Anakin otworzył oczy i zamrugał, oślepiony nagłym światłem.
– Ahsoka… – Jego głos był cichy i ochrypły. – Jesteś tutaj…
– Jestem, nie martw się. – Gwałtownym ruchem cofnęłam rękę z jego uścisku. – Potrzebujesz czegoś?
– Picia – wyszeptał. W mgnieniu oka zerwałam się i po chwili wróciłam z butelką wody. Nie była ona zbyt wielka, ale dobre i to. Anakin jednak musiał odczuwać o wiele większe pragnienie, ponieważ kilkoma haustami wypił całą zawartość.
– To tyle? – zpytał, łapiąc łapczywie powietrze.
– Eee… Teoretycznie tak, ale… Mogę oddać ci jeszcze swoją.
– Ahsoka, nie – zaprotestował gwałtownie. Idiota. Gotów byb umrzeć z pragnienia byle bym tylko miała chociaż kropelkę.
– To nie tatooine – ztwierdziłam, przynosząc mu po chwili drugą butelkę. Wziął ją z wyraźnym wahaniem.
– Masz się napić najpierw – odezwał się takim tonem, jakby jaki kolwiek sprzeciw nie wchodził tu w grę. – Dopiero potem ja się napiję. Prędzej nie, słyszysz?
– Uparty jesteś jak wookie – skwitowałam, biorąc z jego rąk butelkę. Wypiłam pare łyków i wyciągnęłam w jego stronę, lecz on odepchnął ją z powrotem.
– Za mało – oznajmił.
– Anakin! – Zdenerwowałam się nie na żarty.
– Za mało – powtórzył z większym naciskiem. Dla świętego spokoju opróżniłam butelkę do połowy.
– Zadowolony? Może tyle być? –
Westchnął i z miną litującego się kata wziął ode mnie butelkę i wypił do dna.
– Dasz radę wrócić z powrotem? – Zpytałam, widząc jak podmosi się z posłania.
– Myślę że tak. Środki przeciw bólowe zaczęły działać. Myślę że spokojnie zdążymy wrócić, a potem już się nami zajmą.
– Nami? – Spojrzałam na niego z ukosa.
– Ty też nie wyglądasz najlepiej. – Zajrzał mi z niepokojem w twarz.
– Wszystko ze mną w porzą… – Zaczęłam, lecz on położył mi dłoń na ustach.
– Słońce, wiem co mówię. Uwierz że chciałbym ci odziękować za to co dla mnie zrobiłaś, ale wiem że tego nie przyjmiesz. Nie tego jak chciałbym ci podziękować.
– Powiedz poprostu dziękuję – odparowałam beznamiętnie.
Przysunął się do mnie i położył mi zdrową rękę na policzku.
– Gdybyś tylko wiedziała jaka jesteś śliczna zrozumiałabyś, że samo dziękuję tylko by cię obraziło – odezwał się tajemniczym szeptem.
– Anakin, nie gadaj bzdur. I nie rób tego co wczoraj. Nie. –
W moim głosie musiała zabrzmieć jawna panika, ponieważ odsunął się.
– Kochasz go, prawda? – Udeżył mnie ból brzmiący w jego głosie. – Kochasz Kylo Rena, chociaż on sam tego nie rozumie? Powiedz mi to, bądź ze mną szczera. –
Podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy. Wiedziałam że w napięciu wstrzymał oddech.
– Tak Anakin – wyznałam cicho. – Kocham go. –
Jypuścił powietrze, wyrzucając w raz z nim z piersi długie, udręczone westchnienie.
– Za co? – Jego głos brzmiał głucho.
– Anakin, ja nie wiem. – Spojrzałam na niego bezradnie. Ponownie westchnął, a gdy przemówił, jego głos dziwnie się załamywał:
– A więc Kylo jest szczęściarzem jeśli może cię mieć. Ja najwidoczniej nie zasłużyłem na to szczeście. –
W jego błękitnym oku zalśnił maleńki diamencik łzy. Anakin zamrugał szybko i wtedy łza zniknęła. Przełknął głośno ślinę przez ściśnięte gardło.
– Anakinie, nie patrz na to w ten sposób – odezwałam się ciepło. Ponownie zamrugał powiekami.
– Nie mów do mnie w taki sposób – wydusił. – Twój głos rani mnie w samo serce, zwłaszcza gdy ma wypowiedzieć to, co dobrze już wiem. Nie mam u ciebie szans. Jestem skończony w twoich oczach. Zapytasz pewnie, dla czego nie znajdę sobie kogoś innego. Wiem że sama o to nie zapytałaś, ale ci odpowiem. Bo nie chcę. –
Ujął mnie za rękę i przycisnął ją do swojego serca.
– Jesteś tam. – W jego głosie zabrzmiała dziwna, wibrująca nuta. – I zawsze w nim będziesz. Jedyne czego żałuję to tego, że swoje serce złożyłaś w ręce mojego brata. Nie dam rady już mu go odebrać. Ale wiedz jedno. Jeśli on w jaki kolwiek sposób cię skrzywdzi, sprawi że uronisz przez niego choćby jedną łze… –
Zacisnął mocno zęby.
– Wtedy będzie miał ze mną doczynienia. W każdej chwili wiedz że ja… –
Urwał, nie potrafiąc zapanować nad emocjami. Odetchnął głęboko pare razy i dokończył:
– Ja zawsze będę przy tobie. Wybaczam ci nawet to że tak mnie dręczysz.
– Anakin – zawołałam wstrząśnięta, lecz on już wstał i z zamkniętymi oczami przebiegł obok mnie, znikając mi z oczu.
– Anakinie, zaczekaj! – Zerwałam się i pobiegłam w ślad za nim.
Zwijał pospiesznie obóz, radząc sobie całkiem nie źle lewą ręką. Dołączyłam do niego bez słowa, lecz nawet na niego nie patrzyłam. Bałam się. Bałam się dostrzec w jego oczach udrękę czy niechęć. Lubiłam Anakina. To że uratowaliśmy sobie nawzajem życie wytworzyło między nami pewną więź, której nic już nie będzie w stanie zniszczyć.
Gdy uprzątnęliśmy już wszystko zaniosłam to na statek, wykłóciwszy się przy tym o to z Anakinem, który w końcu ustąpił, bardziej chyba ze zmęczenia niż czego kolwiek innego. Poszedł za mną na statek i zasiadł w fotelu pilota.
Przez cały czas obserwowałam go uważnie, lecz on sobie poradził. Moc była w nim bardzo silna i była z nim, dodając mu sił.
Podróż powrotna minęła w milczeniu. Nie odzywaliśmy się do siebie nawet po to by zapytać choćby o pogodę.
Gdy dostrzegłam w oddali zarys świątyni jedi prawie odetchnęłam z ulgą. Misja się udała.
Zacisnęłam palce na holokrysztale, spoczywającym w mojej kieszeni, myśląc o cenie którą za niego zapłaciliśmy, a konkretniej jaką zapłacił Anakin.
– Anakinie – odezwałam się do niego niemal błagalnie. – Idź, odpocznij. Niech się tobą zajmą uzdrowiciele. Sama złożę raport radzie.
– Ale… – Zaczął Anakin, lecz ja mu przerwałam:
– Nie dyskutuj ze mną – ucięłam. – Idź i nie martw się o nic. –
Westchnął z żalem, ale podobnie jak ostatnio sprowadził mnie ze statku.
– Niech ci będzie – zgodził się po chwili. – Ale pod jednym warunkiem. Że potem przyjdziesz i powiesz mi wszystko co mówili, a w szczegulności co ględził stary Yoda. –
Parsknęłam cichym śmiechem.
– Masz to jak w banku – zamewniłam go, poczym oboje się rozdzieliliśmy, wchodząc do świątynii i kierując się każdy w inną stronę.
Z westchnieniem udałam się do rady. Czułam się zmęczona, lecz to było bardziej zmęczenie psychiczne niż fizyczne. Miałam ochotę rzucić radzie ten stanging kryształ i powiedzieć, żeby wsadzili sobie go gdzieś i na drugi raz wysyłali kogoś innego, ale wiedziałam że nie mogę tego zrobić. Jestem tylko padawanem. Tylko i wyłącznie padawanem i nie mam nic do powiedzenia.