Nie wiem czy pociagnę kiedykolwiek ten wątek z nowym ruchem oporu. Dałam sobie taki jakby fundament na wszelki wypadek, ale puki co brak pomysłów przyczynił się do tego ze konczę AHsoke. I tak pisałam ją dość długo. Tak więc uważajcie to za koniec tego fanfica.
Zapadła chwilowa cisza po jego słowach.
– Hej, ale ty mi powiedz jedno – odezwał się po chwili Annie. – Jak tobie udało się przeżyć w jednym kawałku, skoro tak jak powiedziałeś statek twój i snoke'a…
– On też został w jednym kawałku -odezwałam się zamiast Kylo. – Czyli to oznacza, ze tak naprawdę ocaliła ich obu ciemna strona, tak? Jest to możliwe?
– Nie słyszałem o takim przypadku – stwierdził po chwili mistrz Fisto.
– Być może, jeśli ma się silna wolę przetrwania, takie coś jest możliwe – odezwał się rycerzyk. – Jeśli czujesz tak silną złość, ze jest ona w stanie wytworzyć wokół ciebie taką ochronną tarczę…
– Chyba tak to było – odezwał się Kylo. – Pamiętam ze nawet nie poczułem bólu, nie wtedy. Ból był tylko przez chwilę gdy Snoke wyładowywał na mnie swoja złość.
– Może w tym coś być – odezwał się nagle Annie. – Wtedy gdy mnie zaatakowałeś… To też bolało. Sama siła twojej złości bolała, a wszyscy wiemy jaką Snoke jest… Znaczy był mendą.
– Mendą. – Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.
– Czyli tak, Bena przed śmiercią ocaliła wtedy jeszcze ciemna strona tak? – Rey popatrzyła po wszystkich.
– To jest możliwe… Chyba – odparł Annie. – Czytałem kiedyś, ze pewien sith, będąc wyrzuconym w przestrzen, poraniony i przebity na wylot mieczem jednak przeżył. Został znaleziony nie przytomny, ale żył. Więc to chyba taki bonus bycia sithem. Nie można cię tak łatwo wykończyć. –
Ra i Rey znowu się roześmiałyśmy, a po chwili dołączył do nas Kylo. Mistrzowie tylko pokiwali głowami, jakby się z tym zgadzali, bo zwyczajnie nie mają innego wytłumaczenia, a to które podsunął Annie wydawało się sensowne.
Cztery lata później.
Wiele się zmieniło od tamtego czasu. Po zniszczeniu przez Kylo Snoke'a nastał w końcu pokój, który trwał do nie dawna, dopóki znowu nie doszły nas pogłoski o nowym, rodzącym się na nowo admirale, napadającym na mniejsze układy w celu zasiania paniki. Śledząc wiadomości w holonecie wiedziało się takie rzeczy. Wszyscy jedi rozpierzchli się po galaktyce, czekając na odpowiedni czas by się ujawnić. A ja zostałam wysłana na pewną misję. Nie sama.
– Będziemy chyba lądować – odezwałam się w końcu do młodego pilota siedzącego obok mnie. Zaledwie to powiedziałam, z głośnika interkomu dało się słyszeć głos:
– Tu kontrola lotów na Circarpous III. Kim jesteś niezidentyfikowana jednostko i po co przybywasz? –
Mój towarzysz spojrzał na mnie i aktywował połączenie.
– Mówi Anakin Solo, rycerz jedi. Towarzyszy mi Ahsoka Tano, która również jest rycerzem jedi. Przybywamy w pokoju by spotkać się z pewnym ukrywającym się wśród was człowiekiem, sympatykiem jedi. Nazywa się Lor San Tekka.
– Nie uważasz ze trochę za dużo im powiedziałeś? – Spytałam z powątpiewaniem.
– Jeśli chcemy żeby nam ufali, nie możemy przed nimi ukrywać jakie mamy zamiary – stwierdził, a ja przyznałam mu rację.
To nie był już ten w gorącej wodzie kąpany Annie. Spoważniał, wydoroślał i był gotów poświęcić się w walce z raczkującym złem, podobnie jak ja. O uczuciu do mnie też już zapomniał. Nie mogłabym być ani z nim ani z Kylo, który po przemianie w Bena otwarcie już okazywał swoje uczucia Rey. A ja i Annie? Byliśmy serdecznymi przyjaciółmi, kimś w rodzaju przyszywanego rodzeństwa i zarówno jemu jak i mnie to pasowało.
– Jednostko jedi – zabrzmiał po chwili głos kontrolera. – Zezwalam na lądowanie, lądowisko numer 17 b. Nie zbaczaj z wyznaczonego kursu, bo inaczej otworzymy ogien.
– Zrozumiałem – odparł spokojnie Annie, po czym skierował się w stronę wyznaczonego lądowiska, prowadząc statek pewnie lecz spokojnie, bez żadnych dzikich manewrów.
Po całej procedurze lądowania udaliśmy się w miejsce wskazane nam przez Tekkę. Był kimś w rodzaju pustelnikiem. Nie wiedzieliśmy czy może nam przekazać jakieś informacje, ale zadanie to zadanie. Mieliśmy go prosić, by w razie potrzeby udzielił nam jakiegokolwiek wsparcia.
Czekał już na nas przed swoją chatką. Wiedziałam ze jest wiekowy, ale nie przypuszczałam ze aż tak bardzo. Spojrzał na nas uważnie z pod długiej brody.
– To wy jesteście tymi jedi – odezwał się, widząc nasze miecze świetlne u pasa. – Cieszę się że widzę w końcu wśród nich młodą krew. –
Skłoniliśmy się przed staruszkiem z szacunkiem.
– Nam również miło cię poznać – odezwał się Annie, wyciągając do niego rękę.
– Masz charakter swojego ojca – stwierdził Tekka, ściskając jego dłon. – Znam zarówno jego jak i twoją matkę. Dzielni z nich ludzie. –
Rzucił mi taksujące spojrzenie, podczas gdy Annie zamrugał oczami z zaskoczenia.
– Togrutanka – stwierdził. – Ta słynna AHsoka Tano. Nie da się ciebie nie poznać. No dobrze, wejdźmy może do środka, tam porozmawiamy. –
Zaprosił nas gestem do hauki i zaproponował nawet filiżankę kawu, którą Annie przyjął z lekkim zakłopotaniem, ja natomiast żeby nie urazić gościnności staruszka zdecydowałam się na gorącą czekoladę.
– No więc. – Tekka spojrzał na nas przez stół z nad parującego kupka. – W jakiej sprawie chcieliście się ze mną spotkać?
– Chodzi o to, ze dotarły do nas pogłoski o zniszczeniu kolejnych mniejszych układów przez tajemniczego admirała – zaczęłam.
– ostatnio nawet dotarł do układu Hostian – dopowiedział Annie, utkwiwszy swoje błękitne oczy w oczach Tekki. – Śledzimy wiadomości przez holonet, ale na moje, to oni mówią tylko to co chcą mówić, żeby jeszcze bardziej nie siać paniki. Chcieliśmy zasięgnąć wiedzy u źródła.
– Mówią, ze to ty jesteś takim źródłem – wpadłam Anniemu w słowo. – Siedzisz tutaj, obserwujesz co się dzieje…
– I w dodatku potrafisz przejrzeć człowieka na wylot – dokończył Annie.
Tekka uśmiechnął się, jakby nasze wyjaśnienia raczej go bawiły.
– Chcieliśmy po prostu prosić cię o pomoc – odezwał się po chwili milczenia jeszcze Annie. – Jesteś po naszej stronie. Jeśli przyjdzie nam walczyć z tym tajemniczym ktosiem… Będziemy potrzebować każdego wsparcia, bez względu na jego umiejętności we władaniu mocą. Nas jest tylko garstka. Słyszałeś o zniknięciu mistrza Fisto? Nie odnaleziono go do tej pory. Jeśli nasi mistrzowie będą tak ginąć bez śladu, nie pozostanie nikt kto by nas poprowadził. Mimo ze jesteśmy jedi, nie jesteśmy przecież najmądrzejsi. A ludzie tak nas właśnie odbierają. Myśla ze ochronimy ich przed wszystkim co złe.
– Anakin ma rację – dodałam. – Oczywiście będziemy działać, robić wszystko co w naszej mocy, ale nie jesteśmy w stanie zapobiegać wszystkiemu. My też możemy umrzeć, a żeby nie stało się to prze wcześnie musimy czasami działać z ukrycia, kamuflować się.
– I tu właśnie zmierzamy do sedna – odezwał się znowu Annie. – Gdybyśmy mogli tu zostać, pracować razem z innymi, żyć tutaj pod przykrywka, a w razie czego po prostu pomagać w ewakuacji mieszkańców, organizowaniu zapasów i tak dalej. Ty znasz na pewno takie kryjówki.
– Potrzebujecie mojej pomocy. – Tekka zamyślił się, patrząc najpierw na Anniego, potem na mnie, następnie znowu na niego. – W walce to ja wam się nie za wiele przydam, chociaż jeśli zajdzie taka potrzeba nie będę stał bezczynnie. Nie wiem za wiele drogie dzieci. Nie mam nawet pojęcia kim jest ten tajemniczy admirał, jakiej jest rasy, jak się nazywa, czy włada mocą czy nie. Działa bardzo podstępnie. Z tego co mówicie rozumiem, że i wy także zamierzacie działać podstępnie, z ukrycia, tak jak on. –
Oboje pokiwaliśmy głowami.
– Od kont zginął Snoke wielu myślało ze to już koniec – ciągnął dalej w zamyśleniu. – I był to koniec, zaledwie na cztery lata. W galaktyce nigdy nie będzie w pełni spokojnie. Ale naszym zadaniem jest unicestwiać zło w zarodku, kiedy tylko się da.
– I my właśnie chcemy to zrobić – odezwał się Annie. – Pokonać to nowe zło zanim nie rozwinie się tak jak rozwinął swój terror Snoke. Zanim kolejni ludzie nie skończą tak jak skończył kiedyś mój brat, a nie wszyscy maja na tyle silna wolę żeby się z tego wyrwać. No więc jak, możemy na ciebie liczyć? –
Spojrzał znowu na Tekkę, a ja odniosłam wrażenie ze wstrzymał oddech. Zależało mu na tej sprawie tak samo jak mnie.
Starzec spojrzał znowu najpierw na niego, potem długo na mnie, aż w końcu wyprostował się i powiedział pewnie:
– Dobrze, pomogę wam. Jeśli będzie trzeba zapoczątkujemy nowy ruch oporu i nowy bunt przeciwko złu. –
2 replies on “zakonczenie”
Ojeej, Ahsoka nie jest z Anakinem? Smutno… Jakoś tak wydawali się uroczy w trakcie rozwoju akcji tego opowiadania, no ale, jak rozumiem, nie chciałaś, żeby zakończenie było takie banalne. To jedno z niewielu otwartych zakończeń, które przypadło mi do gustu. 😀
O jej dziękuje, miło to słyszeć. No wiesz, na dobrą sprawę gdyby Ahsoka była z Anakinem, gdzieś tam w głębi mogłaby się czuć nieszczęsliwa. Ja właśnie ze względu na ANakina uczyniłam go takim jej najlepszym przyjacielem. No i go nie zabiłam, niech sobie żyje bo go bardzo lubię. 😀