Categories
recenzje kosmetykowe.

avon – nawilżający balsam do ust – czekolada.

Przedstawiam wam kolejny przetestowany przeze mnie produkt marki Avon. Tym razem jest to odżywcza pomatka do ust o zapachu prawdziwej czekolady, piszę to z własnego doświadczenia. Mam jeszcze drugi cynamonowy, ale nie bardzo spodobał mi się ten zapach.
Balsam zawiera składniki hipoalergiczne i może być stosowany przez kobiety w każdym wieku. Polecany jest szczególnie zimą i latem, kiedy to usta są narażone na ciężkie warunki pogodowe.
Jego działanie to przede wszystkim nawilżanie i pielęgnacja, plus do tego można dodać ładny czekoladowy aromat.
Sposób użycia: Stosuj według potrzeby. Nakładaj na usta kilka razy dziennie, aby uzyskać odpowiedni efekt nawilżenia.
Jego cena to około 5 złotych.

Categories
recenzje kosmetykowe.

avon – kuracja zagęszczająca i wzmacniająca włosy.

Postanawiam wam jako pierwszą opisać kurację zagęszczającą i wzmacniającą włosy z firmy avon. Cóż mogę o niej powiedzieć? Na moje włosy podziałała tak, jak obiecuje producent, rzeczywiście wyglądały na gęściejsze już po pierwszym użyciu. Kuracja jest w formie lekkiego sprayu o dość miłym zapachu. Jej cena to 12,99 zł za 100 mililitrową buteleczkę. Jestto lekka formuła wzbogacona kompleksem hialuronowo-peptydowym.
Wedłóg opisu producenta kuracja ta wzmacnia włosy od cebulek aż po konce, odbudowuje strukturę włosów, podnosi u nasady i zwiększa objętość bez obciążania.
Stosowanie:
Nałuż kurację na osuszone ręcznikiem włosy i skórę głowy. Nie spłukuj.

Myśle że w najblizszym czasie będę mogła wam polecić coś więcej.

Pozdrawiam.

Categories
różne

postanawiam wam się pochwalić – wpis audio

Categories
różne

Którym bohaterem z gwiezdnych wojen jesteś?

Quiz troche przestarzały, bo z 2015 roku, ale jestem ciekawa co wyszłoby wam. Mi ku mojemu zaskoczeniu wyszedł Luke Skywalker. W podsumowaniu pisało tak:
Ponad wszystko ceni przyjaźń i rodzinę. Optymista, wierzy że ludzie zawsze mogą zmienić się na lepsze. Ma w sobie siłę, która uratuje świat.
A oto link.
https://kultura.onet.pl/film/wiadomosci/quiz-ktorym-bohaterem-gwiezdnych-wojen-jestes/drjxgnp

Categories
recenzje wszelakie.

Mike Oldfield – man on the rocx

Witajcie.
Jak obiecałam rano, postaram sie zrecenzować wam album, który częściowo znam już od około trzech lat, ale tak naprawdę wgłębiłam sie w niego teraz i coś mogę na ten temat powiedzieć. Z góry przepraszam jeśli coś będzie wyglądało nie tak jak powinno, ale dopiero się uczę pisać recenzje czegokolwiek, a ten blog będzie idealnym do tego miejscem przed wypłynięciem na głęboką wodę.
Tak więc płyta, o której zamierzam wam coś nie coś powiedzieć to album Mike'a Oldfielda zatytóowany man on the rocx, wydany w roku 2014. Moim zdaniem rużni się nieco od twórczości pana Oldfielda, z którą poznałam sie w roku 2012, a zwłaszcza urzekła mnie wtedy płyta the song of distant earth. Nie wgłębiałam się w życiowe pobódki Oldfielda, które nim kierowały kiedy jego muzyka trochę zeszła już na psy.
O samym albumie man on the rocx mogę powiedzieć tyle, że jest to album w pełni wokalny, gdzie głosu urzycza Luke Spiller, który jest także frontmanem hardrockowego zespołu the struts. Jego wokal jest dość ekspresyjny, można nawet powiedzieć że w niektórych momentach aż ostry, co dość nie źle komponuje sie z ogólnym wydźwiekiem aranżacji.
No więc lecimy d początku. Jako pierwsza na albumie jest piosenka sailing, bardzo moim zdaniem radosna i żywiołowa, nadająca sie idealnie na rozpoczęcie płyty.
Potem już niestety nie jest tak beztrosko i kolorowo.
Jako drugie mamy moon shine, też ładne, z domieszką lekko celtyckiego akcentu za sprawą charakterystycznych dla tej muzyki instrumentów. Skrzypiec i fletu, no i oczywiście skocznej celtyckiej melodii. Osobiscie ta piosenka swego czasu poprawiła mi nastruj w ciężki dzien, podobnie jak robiło to nie raz sailing.
Następnie mamy tytółowe man on the rocx. Niby spokojna balladka, która wraz z czasem jej trwania przeradza się w pełen ekspresji utworek. Nie wiedzieć czemu wzrusza mnie w tej piosence tekst.
Potem mamy podobne do tego cast away, które urzekło mnie za pierwszym razem, ale na ten moment już mi się znudziło, a jego miejsce zajęło właśnie man on the rocx.
Następnie jest minutes, o którym za wiele nie napiszę. Bardzo podobne do sailing, lecz z racji tego, że był pto pierwszy utworek z tej płyty który poznałam, a który mnie do niej przyciągnął, mam do niej pewien sentyment.
I tu w sumie konczy się ta lepsza część, ponieważ następne dreaming in the wind i nuclear nie złapały mnie za serce ani troche, ewentualnie mogą sobie lecieć na tło przy sprzątaniu czy coś. Podobnie rzecz ma sie z ósmą piosenką, czyli Chariots. Jakoś klimat mi nie pasuje i tyle.
Następnie mamy kolejną balladkę following the angels, która jak na balladke jest już trochę za bardzo rozciągnięta, tak jakby panu Oldfieldowi skonczył się w połowie pomysł i postanowił tą luke wypełnić przedłużonym refrenem.
Następnie mamy kawałek Irene, co do którego mam takie same odczucia, jak do trzech opisanych po wyżej. Gdyby go zabrakło, specjalnie bym się nie obraziła.
No i na koniec mamy trochę religijną balladkę I give my self away, co do której nie wiele mam do powiedzenia. Taka sobie po prostu, od takie akonczenie na uspokojenie emocji i być może skłonienia do refleksji.
Reasumując perłą jest na tym albumie mocny i ekspresyjny wokal i niektóre aranżacje, no i w paru przypadkach tekst. W wersji dwu płytowej oprucz oryginału mamy też instrumentale, więc można sobie porównać jak to brzmi z i bez wokalu.
No i myślę że na ten moment to tyle. Nie mam pojęcia jak mi to wyszło, czy zachęciłam was do wysłuchania tego albumu czy nie, ale jak to mówią, pierwsze lody przełamane i recenzja napisana, jaka by nie była.
Trzymajcie się zatem i w razie co możecie mnie korygować tak na przyszłość. Przyda mi się to do pisania recenzji książkowych gdzieś w szerszym gronie.

Categories
recenzje wszelakie.

po co to i na co?

Witajcie.
Ponieważ wpis, który pisałam za raz rano leżąc sobie jeszcze z tabletem sie nie dodał, postanowiłam wcielić w życie pomysł, o którym właśnie chciałam wam rano napisać.
No więc z racji tego, żeby ten blog nie był taki monotematyczny i żeby każdy znalazł tam coś dla siebie postanowiłam, że będę tu wrzucać moje recenzje czegokolwiek. Czy to książkowe, czy muzyczne, a nawet kosmetykowe, z racji tego że mam wam pare rzeczy do pokazania i polecenia z tej kategorii. A jak wiadomo, kosmetyków i upodoban jest dużo, nie każdy musi o wszystkim wiedzieć albo wszystkiego używać, no to podobnie jak koleżanka Julia dorzucę swoją cegiełkę od siebie. Już na wstępie mogę wam powiedzieć, że pierwszym co pójdzie na tapetę będzie najprawdopodobniej moja kuracja zagęszczająca włosy z avonu, oraz jedwab do włosów z Joanny.
Co do innych rzeczy. Narazie pierwsze co mi się nasuwa do zrecenzowania to płyta Mike'a Oldfielda man on the rocx, no ale zobaczymy co tam się jeszcze pojawi.
No i żeby bałaganu nie narobic wydaje mi się, że kosmetyki chyba wrzucę do innej kategorii, co by sie wszystko ze sobą nie pomieszało. Dajcie znać ewentualnie jak wolicie żeby to wyglądało, żeby to się ładnie i przejżyście czytało.
No i to narazie tyle. W sumie udało mi się odwzorować poniekąd mój poranny wpis, co jest jak dla mnie sukcesem, bo jeśli już coś napiszę a potem to stracę, nie lubie pisać tego po raz drugi z jednego prostego powodu. To już nie będzie takie jakie było.
Cieplutko was pozdrawiam.
Wasza jedi Shayley. 🙂

Categories
o mnie

nowa jednostka chorobowa, czyli ludziowstręt w stanie ostrym.

Witajcie kochani.
Mamy czwartek, już albo dopiero, a ja jestem tak psychicznie wykonczona pracą, jakby minęło conajmniej kilka tygodni. I to nie wysiłek fizyczny mnie tak wykancza, ale osoby z którymi mam doczynienia i będę miała jeszcze przez półtora tygodnia.
Ci którzy mnie znają wiedzą, że jestem raczej osobą cierpliwą, do czasu, bo pokłady każdej cierpliwości są w stanie się w koncu wyczerpać. A do tego właśnie doprowadzają moi wspaniali pacjenci, którzy mi sie trafili w tym turnusie.
Powiedzmy sobie szczerze. Jedna pani namawiała mnie otwarcie do słuchania radia Maryja. Zacznijmy w ogóle od tego, że spytała się mnie czy słucham. Ja jej na to że nie. A ona mi za raz z taką jakby pretensją: a co, to pani jest przeciwna temu? Ja jej na to że nie, tylko po prostu żadko słucham radia. NO i się zaczęło. Z trudem to zniosłam, na samym koncu zostałam wysciskana, wycałowana i obsypana epitetami jaka ja to jestem kochana, cudowna i uwaga… Biedna bo nie widzę. Omg. Nuż mi się w kieszeni otwiera. Ludzie nie potrafią zrozumieć, mimo mojego ogólnie obtymistycznego podejścia do nich i do świata, ze ja w cale nie jestem biedna. I tu uruchamia się moja empatja. No tak, dla mnie to coś normalnego, ale dla nich to coś takiego, jak dla mnie utrata powiedzmy słuchu, tragedia i oni nie wyobrażają sobie życia bez tego wzroku.
No ale powiedzcie sami. Tyle się o tym teraz mówi, pokazuje niewidomych którzy realizują swoje pasje, nie siedzą w domach, a ci starsi ludzie jakby tego nie widzięli, jakby mięli klapki na oczach i przylepili wszystkim etykietkę biedny niewidomy, fajny ale biedny, przycisk zaetykietowany i koniec kropka.
Ciężko to tak rozgraniczyc bo tak. NIe mogę być nie fajna, bo renoma pójdzie za mną: do tej nie chodź bo jest jędza, nie miła i w ogóle fuj blee a kysz! Z drugiej jednak strony, bądź miły, to zamiast palca urwą ci całą rękę. I co tu niekiedy robić?
WIem że wpis może trochę nie składny i haotyczny, ale musiałam się gdzieś wypisać, bo jak już koleżanka po moim proszę przez drzwi do pacjentów słyszy że mam dość, to jest chyba naprawdę źle. Jak są pacjenci z którymi da się pogadać, pośmiać sie i w ogóle, to aż się chce codziennie wstawać i do tej pracy przychodzić. A teraz od tego tygodnia? Tragedia.
Konczę to narazie. Jestem pewna że to mi za niedługo minie. Każdy ma przecież jakieś chwile załamania i to nie oznacza, że już ma dość ogólnie pracy i najchętniej siadłby na tyłku. CO to to nie.
Trzymajcie się zatem. Pozdrawiam was wszystkich mimo zmęczenia ciepło.

Categories
o mnie

co tam u mnie?

Witajcie kochani.
Dawno bardzo mnie tu nie było, więc równie po krótce opiszę wam co tam się u mnie zmieniło, a troszkę się zmieniło.
Zacznijmy może od tego że od stycznia mam dwie świnki morskie, w zasadzie dwóch chłopczyków, braci. Z początku miałam zamiar wziąć tylko jednego, ale mama mnie namówiła żebym rodzenstwa nie rozdzielała i w sumie dobrze się stało. Rosną jak na drożdżach.
Kupiłam sobie też etui do mojego tableta logitech type plus z klawiaturą, co bardzo teraz ułatwia mi pracę na tablecie i w sumie w domu, jeśli nie korzystam z komputera to siedzę właśnie na tablecie. Przynajmniej telefon odciążam.
Moja star warsowa fascynacja/hobby/pokręcenie rozwija się dalej do tego stopnia, że bardzo poważnie myślę o uczestniczeniu w co miesięcznych spotkaniach fanów. Byłam już bardzo blisko jechania na to spotkanie w lutym, tylko że niestety pojawiła się przeszkoda w postaci odwiedzin u babci i nie zdążyłam. Ale teraz już planuję jechać. Z początku z kimś bo jeszcze nikogo nie znam, ale już potem sama sobie będę jeździć. Nie boję się już tak tej samodzielności jak kiedyś.
W czwartek miałam taką bardzo stresującą sytuacje. Jechałam do pracy rano i wyobraźcie sobie stałam w tak ogromnym korku, że autobus który jedzie zwykle 20 minut wtedy jechał godzinę. Ale nie to było najgorsze. W trakcie drogi padł mi telefon i nie miałąm jak dać znać nikomu w pracy co się ze mną dzieje. W desperacji myślałam nawet o porzyczeniu od kogoś powerbanka, no ale słuchajcie, kto jeździ sobie rano z powerbankiem do pracy? No więc gdy w koncu dotarłam, po raz pierwszy biegnąc amatorsko z laską okazało się, że wszyscy już są postawieni na nogi, oparło się nawet o moją mamę, która prawie dostała zawału gdy zadzwonili do niej z wiadomością że nie wiadomo co się ze mną stało. Ja sama byłam tak roztrzęsiona, że dobrze że mi koleżanka już pierwszą pacjentkę masowała, bo ja bym nie dała rady bo tak mi ręce latały. Musiałam się uspokoić i zajęło mi to dobre kilkanaście minut. I nie ważne że mnie w pracy wytulili i powiedzięli że najważniejsze że nic mi się nie stało, bo oni już obawiali się jakiejś tragedii, ale ja czułam sie mega winna za nie naładowanie tego telefonu. Tak więc taka przestroga dla was. Ładujcie telefon gdy macie zamiar wyjść na dłużej z domu!
No i teraz najlepsza rzecz. Wiem już co dostanę bardzo przed wcześnie od mamy na urodziny, które dopiero w czerwcu, ale mama postanowiła że dostanę to już teraz. W sumie w ogóle sie tego nie spodziewałam. No więc na dniach mają mi wysłać paczkę z zamówieniem, w którego skład wchodzi śliczna i bardzo przydatna dla mnie torba ze star wars, w kolorze i ze znakiem ruchu oporu, dwa kubeczki, jeden z Rey a drugi z bb8. Koszulka taka bawełniana z krótkim rękawkiem, na której najprawdopodobnie jest zdjęcie Luke'a i Leii, oraz zestaw ośmiu 10 centymetrowych figurek, wśród których jest Luke, Rey, mistrz Yoda, Vader, Kylo ren i nie wiem kto tam jeszcze. Tak więc od jutra zacznie się codzienny rytuał sprawdzania maila w oczekiwaniu na realizację zamówienia.
I tym właśnie chciałam się z wami podzielić. Jeszcze w przyszłości chcę sobie powerbanka kupić i pendriva, no i miecz świetlny, tylko jeszcze nie wiem czy taki ze światłem i dźwiękiem czy taki najzwyklejszy. No i poluję na miecz Luke'a właśnie.
I to tyle tego wpisu. Piszę dalej kolejny rozdział Shayley, ale coś mi to bardzo powolnie idzie i chyba zepsuję jej pojedynek z Carlusem. W ogóle jestem kiepska w opisywaniu pojedynków, co było widać nawet w pierwszej części. W ogóle powiem wam, że czytając sobie tą pierwszą częśc doszłam do wniozku, że obrażam twórczość fanowską. To była kompletna przepaść w porównaniu z tym, co staram się napisać teraz. Strasznie mało wtedy wiedziałam teorii. Być może się czepiam i jestem zbyt samokrytyczna, no ale sorry, fakty takie, że nie da się wyskoczyć w nadświetlną będąc w polu grawitacyjnym planety jest chyba na tyle istotne, że nie może być inaczej. CHociaż sorry, Disney w przebudzeniu mocy pokazał że moze, kiedy Han SOlo skoczył w nadświetlną prościutko z hangaru.
To tyle mojego wywodu. Dałam przynajmniej jakiś znak życia.
Trzymajcie się i pozdrawiam was wszystkich ciepło.

EltenLink