Rozdział 1
Mówi się, że życie jest jedną wielką niewiadomą, zagadką, której nikt nie jest w stanie rozwiązać. W życiu istnieje tyle niejasności… Nie wiemy ile potrwa ani co z sobą przyniesie, jest wielką tajemnicą.
Nazywam się Lisa Lawrence i mam 23 lata. Mam amerykańsko-irlandzkie pochodzenie (mój ojciec jest Amerykaninem, matka zaś Irlandką). Prawdę mówiąc prawie w cale nie pamiętam ojca. Odszedł od mamy na pare miesięcy przed narodzeniem się mojej młodszej siostry Julie. Miałam w tedy cztery latka. Jednak wspomnienia, jakie mi pozostały po ojcu nie są szczęśliwe. Nienawidził mnie od dnia w którym przyszłam na świat. Ktoś mógłby zpytać dla czego. Z jednego prostego powodu: od urodzenia jestem niewidoma. Nie przeszkadza mi to zbytnio. Na codzień jestem optymistką, moi znajomi i blizcy nazywają mnie żartobliwie hihotką, gdyż bardzo często się śmieję i jeszcze żadziej płaczę bądź jestem smutna. Mojemu ojcu fakt mojego niewidzenia najwyraźniej niezwykle przeszkadzał. Pamiętam mgliście, że gdy jeszcze mieszkał z nami obwiniał mnie o wszystko co tylko się zepsuło, nawet wtedy gdy chodziło o pękniętą żarówkę. Tak jakbyn była w stanie dodskoczyć aż pod sufit i rozwalić nieszczęsne świecidełko pulchnymi, dziecięcymi rączkami.
Po odejźciu ojca mama wyszła za mąż po raz drugi. Miałam wtedy osiem lat i w miarę swoich możliwości zprawowałam pieczę nad moją młodszą siostrą.
Z zewnątrz jesteśmy normalną rodziną, jednak nasz ojczym to świr drógiej klasy. Nałogowy alkocholik, który dzień w dzień zprowadza pod nieobecność mamy swoich dwóch obwiesiowatych koleżków i zaczyna się kolejka za kolejką, przynajmniej do puki moja siostra nie wpadnie do pokoju i nie krzyknie na ojczyma. Jedynie Julie jest w stanie na niego wpłynąć. Ma charakter. Odkąd oderwała się od smoczka i butelki wiedziała dobrze czego chce. Po kilku latach, w trakcie których zprawowałam nad nią opiekę, moja siostra zrozumiała fakt że Lisa ma chore oczka (jak jej nieustannie tłumaczyła mama) i przejęła pałeczke, opiekując się w zamian mną. To zprawiło, że dorosła wcześniej. W wieku 10 lat zachowywała się i myślała jak 13-latka.
Mi też takie życie dało bardzo dużo. Mogę śmiało rzec, że jestem obecnie całkowicie samodzielna i niezależna od innych.
Jak każdy mam również swoją pasję. Jak w przypadku większości niewidomych jest to muzyka. Gdy miałam 5 lat mama zapisała mnie na lekcje gry na fortepianie, w wieku 7 lat zaczęłam również grać na skrzypcach oraz śpiewać, rok później odkryto u mnie słuch absolutny, natomiast gdy miałam 16 lat stałam się członkinią dziewczęcego kwartetu o nazwie Irish Angels, w którym to zespole jestem po dzień dzisiejszy. Nie zraża mnie w cale fakt że jestem najmłodsza ze wszystkich dziewczyn. Wyznaję zasadę, że nie ważny jest wiek, tylko charakter danego człowieka.
Lubimy się wszystkie bardzo. Jeździmy po całej irlandii z trasami koncertowymi. Wykonujemy w większości muzykę celtic. Jak dla mnie, bardzo przypominamy zespół Celtic Woman. Nie jesteśmy oczywiście tak znane jak tamte dziewczyny, co to to nie. Zaskakujący zbieg okoliczności, gdyż Celtic Woman to mój ulubiony zespół irlandzki. Słucham go odkąd powstał, czyli od prawie 10 lat, ale jeszcze nigdy nie byłam na ich koncercie. Nasza rodzina nie jest niestety zbyt zamożna, a gdy tylko uda się coś odłożyć, natychmiast wsiąka to w kieszeń mojego drogiego ojczyma.
Jeśli chodzi o mój wygląd zewnętrzny nie jestem jakąś szczegulną pięknością. Blada, niemal wiktoriańska cera, długie, proste włosy o kolorze miodu, niebiezkie oczy i nieszczęsne 164 centymetry wzrostu, dodać można jeszcze do tego chudość godną lalki barbie i drobne, białe dłonie o długich palcach. Taka właśnie jestem. W rezultacie przypominam nastolatkę, nawet gdy rozpuszczę włosy.
Bycie niewidomym ma pare zalet.
Po raz: nie trzeba przeglądać się w lustrze i mówić, że jest się brzydkim jak noc, czy wpadać w inne kompleksy.
Po dwa: można spokojnie zaoszczędzić na prądzie, bo nie trzeba zapalać światła żeby sobie coś spokojnie poczytać.
Po trzy: nie widzi się niekiedy tego jacy ludzie są dla siebie nie dobrzy. Mam na myśli jakieś głupie miny, nie rzyczliwe zpojrzenia i tak dalej.
Uwierzcie mi. Bycie niewidomym nie jest takie straszne, chociaż potrafię zrozumieć osoby, które nagle ztraciły wzrok. Z natury jestem bardzo empatyczna i wrażliwa, więc potrafię zrozumieć niemal każdego człowieka.
Na zakończenie mogę wam powiedzieć tylko jedno:
Nie bójcie się niewidomych. Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wy – widzący, nie musicie się bać że nas czymś urazicie. Poprostu bądźcie dla siebie dobrzy, bo tylko w taki sposób można zprawić, by świat, w którym żyjemy stał się lepszy.
8 replies on “rozdział 1”
świetne
oo suuper, bardzo taki rozdział, z rozważaniami na temat naszej niepełnosprawności. <3
Ehh no właśnie. Pisząc to jeszcze nie wiedziałam co w ogóle ma z tego powstać. Gdyby to nie poszło w czarną dziurę to pewnie poleciałoby gdzieś w szersze kręgi osób widzących.
Jasne, że fajne. 🙂 Tylko “Mam irlandzkie pochodzenie” zamieniłabym na: “Jestem irlandzkiego pochodzenia” albo “Jestem półIrlandką półAmerykanką”. 😉 Wybacz, jam jest absolwentka filo polskiej. 🙂
Aa, trochę za blisko siebie używasz “Jestem” oraz “moje”. Na przykład: “Mojemu ojcu przeszkadzało moje niewidzenie” – wywalamy “mojemu” i zdanko zaczęte od “Ojcu” jest spoczko. I “sprawować” lepiej będzie wyglądać z “s” na początku. 🙂 Drobiazgi, ale może się Tobie przydadzą.. 🙂 <3
dzięki Mimi, właśnie o taki rodzaj krytyki mi chodzi. Cuż, mój styl pisania jeszcze wtedy wołał o pomstę do nieba. Tak naprawdę zaczęłam go sobie wyrabiać gdzieś w 2016 roku. I nie, w żaden sposób sie tu nie usprawiedliwiam, nic z tych rzeczy. Mnie samą rażą w oczy, albo bardziej w uszy moje stylistyczne błędy ze starych czasów. 😀
Eee tam krytyka.. 😉 Sugestie.. A że Twój styl się rozwija, suuuper. To oznaka, że dojrzewasz literacko.
wspaniałe.