część piąta.

Następny dzień był jednym z najpodlejszych dni, jakie do tej pory przeżyła w Hogwarcie. Wstała nie wyspana i zmęczona, więc na lekcjach w ogóle nie potrafiła się skupić. Nawet wywieszona na tablicy informacyjnej w pokoju wspólnym informacja o pierwszej lekcji latania, która miała odbyć się za kilka dni, nie wywołała w niej żadnej reakcji. Nawet Hermiona nieco się nad nią ulitowała i przestała robić jej wyrzuty za poprzedni dzień.
Czas zdawało siię, że przyspieszył do zawrotnego tępa. Im bliżej było godziny dziewiątej, tym szybciej zdawał się gnać. Cindy przerażał Snape, a jeszcze bardziej przerażała ją perspektywa tego, co mógł wymyślić.
Za kwadrans dziewiąta siedziała razem z Hermioną, pisząc długie i przeraźliwie nudne wypracowanie z historii magii. Miała wrażenie, że nie posuwała się w tym ani trochę do przodu.
– Lepiej się już zbieraj – odezwała się Hermiona, wyciągając rękę. – Daj mi te wypracowanie. Przejżę ci je. –
Cindy otworzyła szeroko oczy.

Następny dzień był jednym z najpodlejszych dni, jakie do tej pory przeżyła w Hogwarcie. Wstała nie wyspana i zmęczona, więc na lekcjach w ogóle nie potrafiła się skupić. Nawet wywieszona na tablicy informacyjnej w pokoju wspólnym informacja o pierwszej lekcji latania, która miała odbyć się za kilka dni, nie wywołała w niej żadnej reakcji. Nawet Hermiona nieco się nad nią ulitowała i przestała robić jej wyrzuty za poprzedni dzień.
Czas zdawało siię, że przyspieszył do zawrotnego tępa. Im bliżej było godziny dziewiątej, tym szybciej zdawał się gnać. Cindy przerażał Snape, a jeszcze bardziej przerażała ją perspektywa tego, co mógł wymyślić.
Za kwadrans dziewiąta siedziała razem z Hermioną, pisząc długie i przeraźliwie nudne wypracowanie z historii magii. Miała wrażenie, że nie posuwała się w tym ani trochę do przodu.
– Lepiej się już zbieraj – odezwała się Hermiona, wyciągając rękę. – Daj mi te wypracowanie. Przejżę ci je. –
Cindy otworzyła szeroko oczy.
– Co ty do mnie mówisz? – Spytała nie przytomnie.
– No nie bądź głupia – żachnęła się Hermiona. – Zrobię to tylko ten jeden raz. Nie wiadomo, co Snape jeszcze wymyśli i jak długo was przetrzyma.
– Dzięki – bąknęła dziewczynka, podsuwając Hermionie swoje wypracowanie.
– Musisz popracować nad sobą – upomniała ją Hermiona. – Bardzo trzęsie ci się ręka kiedy jesteś zdenerwowana. Ledwo można to odczytać.
– Też byłabyś zdenerwowana na moim miejscu – mruknęła Cindy, podnosząc się z fotela.
– Wiem – przytaknęła Hermiona. – No dobra, leć już. I powodzenia. Ale pamiętaj, że sama się w to wpakowałaś.
– Wiem, nie musisz mi przypominać – odparła z westchnieniem. – Do zobaczenia potem… Mam nadzieję. –
Odwróciła się i ruszyła w stronę portretu grubej damy. W połowie drogi natknęła się na Harry'ego. Bez żadnego słowa oboje dotarli do portretu i przeleźli przez niego.
Po wyjściu na korytarz Cindy poczuła się nagle tak, jakby znalazła się w zupełnie innym świecie. Cisza, która nastała, była nie do zniesienia.
Ona i Harry szli obok siebie bez słowa. Cindy nie wiedziała nawet, co mogłaby powiedzieć. Wszystkie słowa gdzieś się pogubiły. Cały wyrzut i to, co chciała Harry'emu wygarnąć odeszło w niepamięć. Teraz martwiła ją tylko kwestia Snape'a, szlabanu i przetrwania tegoż szlabanu.
Byli w połowie drogi do lochów, gdy na ich nieszczęście natknęli się na poltergaista Irytka, obsmarowującego ścianę czymś, co przypominało smocze łajno. Na ich widok przerwał jednak zabawę i odwrócił się ze złośliwym uśmiechem na szerokiej twarzy.
– Ojojojoooj, maluuuszki – zawołał radośnie, przeciągając szyderczo słowa. – Zakochana parka maluszków! A ćo wy tu robicie?
– Nie twoja sprawa – odcięła się Cindy, która szczerze nie cierpiała irytka.
– Lepiej się z tond wynoś – dodał Harry ostrzegawczo.
– Bo cooo? – Irytek wydął pogardliwie wargi.
– Bo powiemy o wszystkim Dumbledore'owi – pospieszyła z odpowiedzią szybko Cindy.
– Tak tak taak, jassne! – Irytek drwił z nich w żywe oczy. – A wtedy ja powiem dyrektorowi, że łazicie wieczorem po zamku. Pierwszorocznym nie wolno chodzić tak późno po zamku. Sami rozumiecie, dla waszego dobra. Jeśteście pśecieź tacy malutcy… –
Harry nie wytrzymał i sięgnął po różdżkę, lecz Cindy zdążyła złapać go za rękę, szepcząc cicho:
– Nie. Poczekaj. –
Puściła go i cofnęła się pare kroków w tył, prostując sylwetkę i odgarniając w tył włosy.
– krwawy Baronie – zawołała donośnie, patrząc w sufit i nadając swojemu głosowi jak najbardziej przekonujące brzmienie zwykłej skarżypyty. – Irytek grasuje nie proszony po korytarzu i wtyka nos w nie swoje sprawy. To tak na wypadek gdyby ci to akurat umknęło. –
Irytek tylko strzelił obraźliwie w ich kierunku z balonowej gumy do żucia, po czym zrobił w powietrzu salto i odpłynął, śmiejąc się złośliwie.
– Och zjeżdżaj już – Warknęła Cindy, słysząc oddalający się rechot poltergaista. – Straciliśmy chyba pięć minut na użeranie się z tym plasteliniakiem.
– Wiesz co? – Harry spojrzał na nią ponuro. – Odnoszę dziwne wrażenie, że Irytek to dopiero wstęp do tego co nas czeka u Snape'a.
– Ach tak, Snape! – Cindy ruszyła do przodu. – Byłabym o nim zapomniała. Mogłam nie tracić energii na Irytka, tylko zostawić ją sobie na Snape'a. Jaka szkoda…
– I po co ci to? – Harry ruszył za nią, łapiąc najwidoczniej złośliwą aluzję. – Nie musisz aż tak mi dowalać.
– No jasne, ja nie muszę – odburknęła. – Ja nie. Ty za to możesz.
– O co ci chodzi? – Jej towarzysz na moment się zatrzymał, lecz ona szła dalej, więc chcąc nie chcąc musiał podążyć za nią.
– O co? – Potrząsnęła głową. – Nie, w zasadzie o nic. Może kiedyś się domyślisz, bo ja najwidoczniej się przeliczyłam myśląc, że jesteśmy przyjaciółmi i z tego powodu stając nie raz w twojej obronie przed Snape'em. I wiesz co? Nie musiałoby mnie w cale tutaj być, gdybym ostatnim razem się nie odezwała, tak jak radziła Hermiona… Nie rozumiem, czemu chłopaki nie potrafią nieco jaśniej myśleć? –
Po tych słowach przyspieszyła niemal do biegu, nie oglądając się nawet na swojego towarzysza. Wygarnięcie mu tego jak się czuła sprawiło jej dziwną satysfakcję.
– Niech on teraz się tak poczuje – pomyślała mściwie. – Na pewno to przeżyje, skoro udało mu się przeżyć śmiertelną klątwę. –
Dotarła jako pierwsza do gabinetu Snape'a i zapukała.
– Wejść – usłyszała w odpowiedzi lodowaty głos profesora, na dźwięk którego przeszły ją ciarki.
Wstrząsnęła się przez to odczucie, a następnie pchnęła drzwi i przekroczyła próg.
– dobry wieczur, panie profesorze – wyrzuciła pospiesznie.
– Ach tak, panna White. – Snape podniósł głowę z nad jakichś papierów. – A gdzie Potter? Swoją drogą, ty też się spóźniłaś.
– Przepraszam – wybąkała, po czym dodała szybko grzecznościowe: "panie profesorze".
– A co do tego, gdzie… – Zaczęła, lecz w tym momencie przez uchyylone drzwi biegiem wpadł Harry.
– Przepraszam za spóźnienie… Panie profesorze – odezwał się z niechęcią, natomiast Cindy rzucił spojrzenie, mające oznaczać oskarżycielskie: "dzięki". Ona natomiast wykrzywiła się w lekkim drwiącym uśmiechu, po czym swoją uwagę skupiła z powrotem na Snape'ie.
– Podejdźcie tutaj. – Snape wskazał na kredens, na którym stały dwa wielkie słoje. W jednym pływało coś, co wyglądem przypominało Cindy bez muszlowe ślimaki, utopione we własnym śluzie. Odwróciła głowę, by Snape nie zobaczył jak się krzywi.
– Na wasze nieszczęście nie zdołałem wymyśleć dla was innej pracy niż ta, którą wykonacie. – Snape mówił to z fauszywą nutką współczucia. – Miałem cichą nadzieję, że wasze delikatne rączki ominie to jakże odrażające zajęcie, lecz niestety… Nie ominie. Ale nie bójcie się, nie zachorujecie od tego. Będziecie marynować szczurze móżdżki. –
Wskazał na odrażający słój.
– Nic wielkiego – dokończył. – Musicie po prostu przenieść je z jednego słoja do drugiego, w którym znajduje się przygotowany już odpowiedni wywar. Łatwe, prawda? No dalej.
– Podły, mściwy purchawiec – warknęła Cindy trzy godziny później. Ona i Harry opuścili gabinet Snape'a zaledwie kilka minut wcześniej. Ukrywali się za jedną ze zbroi, nie chcąc zostać zauważonymi przez woźnego Argusa Filcha. Cindy nadal klęła cicho na Snape'a, usiłując w iście mugolski sposób przy użyciu chusteczki pozbyć się resztek z pod paznokci. Harry obserwował ją beznamiętnie, choć sam miał nie tęgą minę.
– NIe pozbędę się tego do nowego roku – fuknęła, po czym wyciągnęła różdżkę, przypominając sobie o zaklęciu czyszczącym, którego usiłowała nauczyć ją Hermiona.
– Chłoszczyść – mruknęła od niechcenia, a ku jej zaskoczeniu zaklęcie zadziałało dokładnie tak, jak miało zadziałać.
– Nie pytaj jak to zrobiłam – odezwała się cicho do Harry'ego, chowając różdżkę do kieszeni. – Naprawdę nie wiem, do tej pory nigdy mi to nie wyszło. Dobra, chodźmy już lepiej. –
Oboje wyleźli więc zza zbroi i ruszyli w stronę wierzy Gryffindoru. Gdy udało im się szczęśliwie ominąć schody z pułapką i już, już wydawało się że wszystko poszło sprawnie, gdzieś na wysokości ich kostek, z prawej strony dobiegło ich przeciągłe, głośne miałczenie.
– O nie – Szepnął Harry, gdy w polu widzenia pojawiła się para błyszczących, kocich oczu.
– O nie – powtórzyła za nim Cindy. – To kotka Filcha.
– Co tam się dzieje, moja kochana? – Dobiegł ich z oddali cichy, oślizły głos woźnego. – Czyżby któryś z uczniów wałęsał się o tej porze po szkole? –
– Chodź. – Cindy klepnęła Harry'ego w ramię. – Biegiem. –
Żadne z nich nie musiało tego drugi raz powtarzać. Puścili się pędem labiryntem korytarzy w tej samej chwili, w której rozległy się szurające kroki Filcha.
Biegli tak sami nie wiedzięli gdzie. W końcu zatrzymali się, oboje dysząc ciężko.
– Lu… Lu… Lumos – wykrztusiła Cindy między dwoma haustami powietrza, trzymając przed sobą różdżkę, która zabłysła słabym światełkiem.
Harry chwycił ją za rękę i pociągnął w korytarz, który okazał jej się dziwnie znany. Był to bowiem korytarz, prowadzący do wierzy Gryffindoru.
– Uda… Dało… Się – odezwała się, wciąż nie mogąc ochłonąć po szybkim biegu.
– Caput draconis. – Harry podał hasło portretowi grubej damy, a ta odsunęła się, robiąc im przejście i na szczęście dla nich, nie zadając żadnych pytań.
Gdy tylko portret się zamknął, Cindy padła na najbliższy fotel, nadal łapiąc z trudem oddech i chwytając się za bok, ponieważ złapała ją kolka.
– Mało brakowało – odezwał się Harry. Spojrzała na niego i pokiwała tylko głową. Znajdowali się w pokoju wspólnym całkiem sami, lecz mimo to na kominku wciąż płonął ogień.
– Mało brakowało – odezwała się jak echo Cindy, gdy już udało jej się uspokoić oddech. – Sama nawet nie wiem jak go zgubiliśmy.
– Wygląda na to, że nie świadomie pobiegliśmy na skróty – zauważył Harry.
– Ej wiesz co? – Cindy wstała. – To nie jest w cale głupie wytłumaczenie. Droga na skróty… Jest po północy, a ty wpadłeś na to tak łatwo… –
Urwała i potrząsnęła głową. Postanowiła powstrzymać się od wyrzucania z siebie wściekłości, która nagromadziła się w niej ponownie.
– No cóż – Stwierdziła po chwili. – Nie wiem jak ty, ale ja idę spać. –
Podeszła na chwilę bliżej niego i wyciągnęła rękę, jakby na zgodę.
– Dzięki że jakoś to przetrwaliśmy – odezwała się cicho. Ujął jej rękę, ale prawie natychmiast puścił.
– A ty na drugi raz nie stawaj w mojej obronie – odrzekł. – Miałaś rację. Nie musiałoby cię w cale tam być, gdybyś się nie odezwała.
– Daj spokój – żachnęła się. – Taka po prostu jestem. Ale w porządku. Już się nie odezwę. A ty… –
Zawachała się na moment.
– Jeśli kiedyś sobie o mnie przypomnisz – zaczęła nie pewnie. – No cuż… Wiesz gdzie mnie szukać. Ale szczerze? Myślałam, że dla ciebie i Rona nie jest ważne to, z kim zadają się osoby, które… No… Może uważaliście za… Nie wiem. Nie ważne. Może po prostu ja za szybko was polubiłam. –
Machnęła ręką.
– Dzięki za pomoc w zgubieniu Filcha – rzuciła na odchodne, po czym odwróciła się i skierowała w stronę drzwi, prowadzących do schodów do sypialni dziewcząt.
– Cindy… –
Zatrzymał ją prawie przy drzwiach jego głos. Odwróciła się mimowolnie.
– No co? – Spytała, wciąż lekko zaperzona.
– To nie jest do końca tak… – Teraz w jego głos wkradła się niepewność, a to, co do tej pory nakręcało Cindy do wściekania się, zaczęło klaskać z uciechy i wydawało się mówić: "pewnie. Niech teraz on się tak poczuje".
– Wiem – odezwała się cicho. – Chodzi ci o Hermionę tak? Nie lubicie jej, bo jest zarozumiała tak? Ach nie, czekaj. Ron tak uważa. Więc słuchaj dalej Rona. A teraz już lepiej idź spać, bo jutro czeka nas ciężki dzień, ze Snape'em włącznie. Dobranoc. –
Po tych słowach odwróciła się i odeszła, znikając po chwili za drzwiami i nie dając mu nawet szansy na wypowiedzenie słowa.
W dormitorium przebrała się po cichu w piżamę i wskoczyła do łóżka, waląc na dzień dobry w poduszkę pięścią.
– Nie rozumiem chłopaków – Pomyślała z goryczą, po czym przekręciła się na wznak i po jakimś czasie zasnęła.

2 replies on “część piąta.”

ja też nie rozumiem mężczyzn. Haha, no, a szlaban ochydny, a fuuuj. Uczucia im się skumulowały. nie ma co, super <3

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink