część szósta.

Znowu tutaj częściowo powielę sceny z książki, ale staram się wszystko jak najbardziej modyfikować po swojemu. Zakończenie tego fragmentu też może wyda się zbyt banalne, ale spokojnie, nie będzie potem tak kolorowo. 🙂 Tak więc miłego czytania.

Przez następne dni sytuacja w ogóle się nie zmieniła, a Cindy po jakimś czasie zdała sobie sprawę z tego, że coraz mniej się tym przejmuje. Nadal utrzymywała przyjacielskie stosunki z Hermioną i puki co z nikim innym. Wszyscy pozostali trzymali się od nich z daleka ze względu właśnie na Hermionę.
Nic znaczącego nie wydarzyło się aż do dnia, w którym miała odbyć się pierwsza lekcja latania na miotle. Tak naprawdę prawie w ogóle się nie odbyła, ponieważ po tym, gdy Neville nie fortunnie spadł z miotły i złamał rękę w nadgarstku, pod nieobecność pani Hooch, Znowu wybuchła draka na lini Potter Malfoy.
Mimo wyraźnego zakazu zbliżania się do miotły, ci dwaj znowu postanowili sobie udowodnić, że jeden jest lepszy od drógiego. Oczywiście Malfoy najmniej na tym ucierpiał.

Znowu tutaj częściowo powielę sceny z książki, ale staram się wszystko jak najbardziej modyfikować po swojemu. Zakończenie tego fragmentu też może wyda się zbyt banalne, ale spokojnie, nie będzie potem tak kolorowo. 🙂 Tak więc miłego czytania.

Przez następne dni sytuacja w ogóle się nie zmieniła, a Cindy po jakimś czasie zdała sobie sprawę z tego, że coraz mniej się tym przejmuje. Nadal utrzymywała przyjacielskie stosunki z Hermioną i puki co z nikim innym. Wszyscy pozostali trzymali się od nich z daleka ze względu właśnie na Hermionę.
Nic znaczącego nie wydarzyło się aż do dnia, w którym miała odbyć się pierwsza lekcja latania na miotle. Tak naprawdę prawie w ogóle się nie odbyła, ponieważ po tym, gdy Neville nie fortunnie spadł z miotły i złamał rękę w nadgarstku, pod nieobecność pani Hooch, Znowu wybuchła draka na lini Potter Malfoy.
Mimo wyraźnego zakazu zbliżania się do miotły, ci dwaj znowu postanowili sobie udowodnić, że jeden jest lepszy od drógiego. Oczywiście Malfoy najmniej na tym ucierpiał.
– Harry Potter! – Zawołała z oddali profesor MCgonagall, pojawiając się nagle na boisku, podczas gdy Harry akurat lądował na ziemi z przypominajką Neville'a w ręce.
Opiekunka Gryffindoru podeszła do nich, a minę miała tak wściekłą, że nawet Cindy przeszedł dreszcz.
– Do mnie, Potter – zakomenderowała. Harry zsiadł z miotły i postąpił pare kroków w jej stronę.
– Pani profesor, to nie jego wina – zawołała niespodziewanie Parvati Patil. – To Malfoy…
– Cicho bądź, Patil – uciszyła ją Mcgonagall. – A ty za mną, Potter. Pozostali czekać tu na panią Hooch. –
Odwróciła się, a Harry poszedł za nią, nie oglądając się na nikogo.
Gdy tylko oboje zniknęli, Malfoy, Crabbe, Goyle i reszta ślizgońskiej bandy wybuchnęła śmiechem.
– Widzieliście to? – Spytał Malfoy. – Wiecie, co teraz się z nim stanie? –
Ściszył teatralnie głos:
– Wyleci ze szkoły. Dni Harry'ego Pottera dobiegły właśnie końca.
– Zamknij się – zawołała Cindy. Mimo swojej złości na Harry'ego uważała, że Malfoy też jest winny całej tej sytuacji. – Gdybyś go nie sprowokował…
– No no no. – Malfoy wykrzywił usta w drwiącym uśmiechu. – Ty się lepiej nie odzywaj, White. Bo też wylecisz ze szkoły i gdzie pójdziesz? Do swoich mugolskich rodziców… Nie wartych nawet złamanego knuta?
– Malfoy, przeginasz! – Tym razem ten okrzyk wydał Ron. Cindy natomiast odwróciła wzrok, by Malfoy nie widział, jak drżą jej wargi. Dotknął ją tymi słowami do żywego.
– Nie ważne jest to, czy ma się magicznych rodziców czy nie – odezwała się Hermiona, stojąca obok Cindy i poklepująca ją dyskretnie po ramieniu. – Tylko to, jakim się jest człowiekiem.
– Nie przejmuj się. – Cindy zebrała się w sobie, choć jej głos był nieco zmieniony. – Malfoy w natłoku spraw zwyczajnie o tym zapomniał. –
Malfoy wykrzywił się złośliwie.
– Jak myślisz, White, pozwolą ci jeszcze pożegnać się z Potterem? – Zadrwił.
– Trzymaj mnie, bo za raz go rąbnę – Syknęła Cindy do Hermiony. Ręka aż ją świeżbiła, żeby sięgnąć po różdżkę.
– Uważaj jak wysoko zadzierasz nos, Malfoy – stwierdziła po chwili na głos. – Bo nadleci kiedyś jakaś sowa i niespodziewanie ci na niego narobi. Albo jeszcze inne okropieństwa go spotkają. I wiesz co? Ciekawa jestem, czy wtedy też nadal miałbyś przyjaciół. –
Malfoy już miał się odciąć, gdy z oddali nadeszła pani Hooch tylko po to, by zaprowadzić ich wszystkich z powrotem do zamku.
I tak właśnie skończyła się lekcja latania, na którą Cindy od kilku dni zaczęła się nawet cieszyć.
Resztę dnia spędziła jak zwykle na nauce. Nie oderwała się od książek nawet wtedy, gdy wrócił Harry i prawie wszyscy otoczyli go, pytając co się właściwie stało. Mimochodem jednak usłyszała, że Harry zamiast zostać ukaranym, został przyjęty do drużyny quidditcha jako najmłodszy gracz w historii. Jednak ta wiadomość nie wprawiła ją w taki entuzjazm jak resztę mieszkańców, a zwłaszcza bliźniaków Weasleyów, którzy również byli w drużynie. Uświadomiła sobie jednak z lekką złością, że wyczyn Harry'ego, choć bardzo głupi, zrobił na niej wrażenie. Ona sama nie potrafiła nawet zmusić swojej miotły do ruchu, a on nie dość że jej dosiadł bez jakiegokolwiek strachu, to jeszcze złapał w powietrzu małą kulkę. Wyobraziła sobie jednak minę Malfoya i schowała się za książką, by ukryć uśmiech. Cokolwiek planował ślizgon, Cindy zawsze odczuwała satysfakcję, gdy coś mu z tych planów nie wyszło. A tak własnie stało się i tym razem, chociaż przyczyniło się do tego jej zdaniem czyste szczęście. Miała nadzieję, że Harry nie będzie już tak więcej kusił losu.
Wieczorem jednak znowu sprawy się skomplikowały, gdy wiadomość o nie wyrzuceniu Harry'ego ze szkoły rozeszła się, niczym rozchodzące się po wodzie kręgi. Malfoy podszedł nawet do ich stołu, by zamienić z Harrym pare słów, lecz Cindy siedziała na tyle blisko, że to usłyszała. Malfoy wyzwał Harry'ego na pojedynek czarodziejów, a jej ciche nadzieje, że Harry wykaże choć trochę zdrowego rozsądku spełzły na niczym.
Było już przed północą, a ona nadal ślęczała nad pracami domowymi, starając się nie okazywać niepokoju. Była właśnie w trakcie korekty swojego wypracowania z obrony przed czarną magią, gdy drzwi, wiodące na klatkę schodową chłopców otworzyły się i zeszły po nich dwie postacie, które rozpoznała natychmiast. Ron i Harry. Dwaj idioci, którzy mięli gdzieś regulamin.
Postanowiła nie siedzieć w tej sytuacji cicho.
– Naprawdę nie wierzę, że jednak chcecie to zrobić – odezwał się jej puki co bez cielesny głos. Skuliła się w fotelu ze zmęczenia tak, że puki co nikt nie miał prawa jej dostrzedz.
– Czy mi się zdawało że ktoś coś mówił? – Dobiegło ją pytanie Rona.
– Tak! – Żachnęła się gwałtownie. – Ja! –
Wyprostowała się, przewracając butelkę z atramentem i rozchlustując jego część na pogniecione już skrawki pergaminu, będące nieudolnymi próbami zaczęcia pisania jej wypracowania.
– Czy wy nie rozumiecie, że nie możecie łazić nocą po zamku? A co jak was Filch przyłapie? –
Zadawała te pytania bardzo szybko. Wstała i wyszła zza stolika, gwałtownym ruchem odrzucając włosy z twarzy.
– No nie, jakbym słyszał Hermionę – westchnął Ron.
– Jesteś głupi – prychnęła Cindy, patrząc ze złością na Rona. – Jak możesz go do tego namawiać? A ty Harry… W ogóle nie rozumiem co jest dla ciebie ważne. Natknęliśmy się ostatnio na Filcha, pamiętasz? Chcesz, żeby tym razem cię złapał? I tym razem na pewno wylecisz ze szkoły i będziesz musiał wrócić do swoich… Do swojego wujostwa.
– Jak możesz robić nam wykłady? – Spytał Ron.
– Nie powinnaś się wtrącać – dodał Harry.
– A właśnie że powinnam – zawołała piskliwie. – Nie przejdziecie. –
Dała susa w kierunku portretu grubej damy i stanęła przed nim, wyciągając z kieszeni różdżkę.
– No nie bądź głupia. – Harry podszedł do niej.
– Bo co? – Żachnęła się. – Bo rzucisz na mnie jakieś zaklęcie? Powiedz, ile jesteś w stanie zrobić, żeby osiągnąć cel?
– Och daj spokój. – Ron stanął obok Harry'ego. – Po prostu zjeżdżaj i bądź tak łaskawa nie mówić o tym nikomu.
– Chyba śnisz – zakpiła. – Wy naprawdę myślicie, że Malfoy traktuje to poważnie? Specjalnie chce was wyciągnąć z łóżek.
– Kto tak wrzeszczy? – Otwarły się drzwi do sypialni dziewcząt i stanęła w nich Hermiona.
– Jeszcze ty tutaj? – Spytał Harry.
– To ja tak się drę. – Cindy spojrzała płomiennie na koleżankę. – Usiłuję powstrzymać tych dwóch tutaj, by się nie ruszali nigdzie z tond.
– Naprawdę wydaje ci się, że zatrzymasz nas siłą? – Ron był wyższy od niej, lecz Cindy uśmiechnęła się drwiąco.
– A co wy możecie mi zrobić? Pobijecie mnie?
– Nie bądźcie głupi! – Hermiona zbiegła na du i teraz zbliżała się do nich. – Ona ma rację. Tu chodzi o dobro Gryffindoru.
– I wasze też – dodała Cindy.
– Och dobrze już – prychnęła kpiąco Hermiona. – Zostaw ich. Niech sobie idą. Niech potracą wszystkie punkty i niech ich wywalą ze szkoły! Na ich własne życzenie! Ale nie mówcie potem, że nikt was nie ostrzegał! –
Odwróciła się i odeszła, by po chwili zniknąć za drzwiami do sypialni.
– Odsuniesz się? – Spytał Harry, gdy drzwi się zamknęły.
– Nie – odparła hardo Cindy. – Naprawdę nie mogę w to uwierzyć…
– No to nie wierz – odciął się Ron, wymijając ją. Usiłowała go odepchnąć, lecz sięgnął ponad jej ramieniem i otworzył przejście, przez które po chwili przeskoczyła.
– Nie dajecie mi innego wyjścia – stwierdziła patrząc, jak przez dziurę przełazi Harry. – Idę z wami.
– Chyba zwariowałaś – zawołali oboje.
– Nie – ucięła kategorycznie. – Ktoś musi jak widać was pilnować. Mi jeszcze zależy na tym, aby Griffyndor nie stracił wszystkich zarobionych do tej pory punktów.
– Ona naprawdę zwariowała – stwierdził Ron.
– Nie. Jeśli ktoś tu zwariował, to wy – odpowiedziała. – A teraz już się przymknijcie. –
Wszyscy troje ruszyli korytarzem, oddalając się od wierzy Gryffindoru, a po kilku minutach dotarli do izby pamięci, gdzie miał się odbyć rzekomy pojedynek.
Cindy jeszcze nigdy tu nie była, więc zaczęła rozglądać się dookoła. Jej wzrok biegał od trofea do trofea, od niewielkich medalionów, kończąc na różnorodnych pucharach. Prawie nie słyszała tego, jak Ron instruuje po cichu Harry'ego, na wypadek jakby Malfoy nagle wbiegł.
– Głupki – powiedziała pół gębkiem, lecz żaden jej nie usłyszał.
Zerkała co jakiś czas na zegarek, gryząc się w język, żeby nie palnąć jakiejś kolejnej złośliwej uwagi.
Dwadzieścia minut po północy jednak straciła cierpliwość.
– No i macie co chcecie – syknęła. – Mówiłam, że ten dureń was wystawi? Zastanawiam się tylko, kto jest większym durniem. On czy wy.
– Och dobra, już nie musisz tego powtarzać – żachnął się Harry.
Cindy już miała się odciąć, gdy przystanęła w bezruchu, kładąc palec na ustach i nakazując ciszę.
– To Irytek? – Szepnął Harry.
– A może to Malfoy? – zasugerował Ron.
– Głupi jesteście – odcięła się Cindy, stojąca najbliżej drzwi. – To filch. –
Zamilkli, nasłuchując zbliżających się kroków.
– Muszą gdzieś tutaj być, moja kochana – usłyszeli oślizły głos Filcha. – Poszukajmy w izbie pamięci. –
Cindy poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Szybko oceniła sytuację.
– Powtórka z ostatniego razu – stwierdziła ironicznie. – Wiejemy, puki jest daleko. –
Nie musiała tego dwa razy powtarzać. Tym razem nikt nie protestował. Wymknęli się z izby pamięci jak mogli najciszej i pobiegli, byle jak najdalej od kroków i głosu Filcha. A dokładniej mówiąc, w przeciwnym kierunku co on.
Gdy usłyszeli, jak wchodzi do izby pamięci przyspieszyli do pełnego biegu. Cindy odniosła wrażenie, jakby znowu co chwilę gdzieś skręcali. Nagle poczuła, że coś z nienacka łapie ją za ucho. Krzyknęła krótko i usiłowała odskoczyć, lecz straciła równowagę i upadła.
Dało się słyszeć chichot, a chwilę później przeraźliwe wycie.
– Irytek – usłyszała nad sobą syk Harry'ego. – Przymknij się. –
Wyciągnęła w górę rękę, chcąc się podnieść i poczuła, jak łapie ją czyjaś inna ręka. Przyjęła pomoc i wstała.
– Zjeżdżaj z tond – warknął Ron. Poltergaist unosił się tuż przed nim, a obok niej stał Harry. To on pomógł jej wstać.
– Dzięki – rzuciła krótko do Harry'ego, a następnie zwróciła się do Irytka: – Wynoś się, dobrze? I tak już mamy kłopoty.
– Oj taak. – Irytek zacmokał. – A będziecie mieć jeszcze gorsze. –
Nadął się jak ropucha.
– Fiiilch – zaskrzeczał głośno. Cindy była pewna, że pobudziłby tym nawet umarłych.
– Irytek, nie – Szepnął Harry, lecz było już za późno. Poltergaist zjechał po poręczy, wywrzaskując na cały zamek:
– Znalazłem ich! Znalazłem!
– Ruszcie się – syknął Ron, gdy dobiegły ich znajome kroki i pomiałkiwanie.
Cindy zebrała siły do kolejnego biegu. Pognali jakimiś schodami, lecz w połowie nich dało się słyszeć przekleństwo Rona, który utknął w fauszywym stopniu pułapce.
– Och nie, tylko nie to – szepnęła Cindy. Ona i Harry znaleźli się kilka kondygnacji wyżej i teraz patrzyli, jak Ron miota się, uwięziony w półapce.
– Biegnij, ja go uwolnię – odezwała się Cindy i nie czekając na odpowiedź, zbiegła na du.
– Daj mi rękę – odezwała się do Rona, a gdy ten jej posłuchał, pociągnęła go gwałtownie za sobą. Nogi Rona wyskoczyły ze stopnia, a on sam szybko stanął wyżej.
– Dzięki – rzucił w stronę Cindy, puszczając jej rękę.
– Nie ma sprawy. No rusz się.
– Szybciej – usłyszeli głos Harry'ego. – Idzie tutaj.
– Wiem, słyszę – warknęła Cindy, po czym razem z Ronem wspięła się na górę.
– Tam są jakieś drzwi – zauważył Ron, wskazując na drzwi po ich prawej stronie.
Podbiegli do nich, gdy tym czasem Filch zbliżał się coraz bardziej.
– Niech to… – Zaklął Ron, napierając całym ciężarem na drzwi.
– Są zamknięte – Wtrącił Harry. – Może…
– Och, czekajcie – zawołała niecierpliwie Cindy, odpychając ich na bok. Nie była pewna czy to poskutkuje, ale wyjęła różdżkę i stuknęła nią delikatnie w drzwi.
– Alohomora – szepnęła, a ku jej uldze drzwi się otworzyły.
Wszyscy troje wskoczyli do środka w ostatniej niemal chwili. Zaledwie drzwi się zamknęły, gdy dobiegły ich kroki Filcha na schodach, którymi dopiero co tu przyszli.
– Niech on utknie w tej pułapce – stwierdził Ron z mściwą satysfakcją.
– Przymknij się – szepnęła Cindy.
– Co to jest? – Spytał nagle Harry.
– Co? – Cindy odwróciła się od drzwi i aż jej dech zaparło. Na przeciw nich, zwinięta w kłębek leżała wielka masa futra.
– Czy to coś śpi? – Spytał Ron, który też to zauważył i teraz gapił się z wybałuszonymi oczami.
– Nie wiem – przyznał Harry. – Ale lepiej tego nie sprawdzajmy.
– Ciii. – Szepnęła Cindy. – Patrzcie. –
Wielka masa futra poruszyła się, wydając dźwięk, jaki mógłby wydać przetaczający się w oddali grom. Wszyscy troje zamarli na widok trzech łbów, podnoszących się z tej masy i węszących dookoła.
Trzy wielkie pyski otworzyły się, ukazując imponujące uzębienie.
Nie mięli już wątpliwości na co patrzą. To był olbrzymi, trójgłowy pies, który właśnie ich dostrzegł.
– Jesteśmy na trzecim piętrze – szepnęła Cindy. – W tym zakazanym korytarzu. –
Zarówno Harry jak i Ron nie odpowiedzieli. Wpatrywali się w psa, który tym czasem wstał, nadal węsząc. Wszystkie trzy pyski zwróciły się w ich stronę. Wyglądały tak, jakby mogły bez problemu chwycić ich i połknąć w locie.
– Waruj – Odezwała się Cindy niepewnie. Ron spojrzał na nią dziwnie.
– No co? – Żachnęła się. – Znam się trochę na tresurze psów.
– Ale tego chyba nie da się wytresować – dodał Harry. – Bo ktoś już to wcześniej zrobił. –
Trzymał w ręce różdżkę, podobnie jak Ron. Cindy też wyciągnęła swoją, chodź nie bardzo wiedziała, na co może im się przydać w takiej sytuacji różdżka.
– Uważajcie! – krzyknęła Cindy, gdy pies nagle zebrał się i skoczył, zniżając dwa z trzech łbów, które schwyciły Rona i Harry'ego i uniosły jak szmaciane kukły.
Trzecia z głów wystrzeliła w stronę Cindy, lecz ta odskoczyła z krzykiem. Patrzyła na dwójkę swoich towarzyszy, trzymanych w powietrzu przez psa. Wiedziała tylko jedno. Potwór dopiero zastanawiał się, co z nimi zrobić.
– Zrób coś – dało się słyszeć krzyk Rona.
– Ale co… – Cindy wycelowała różdżkę w psa, lecz nie widziała, jakim zaklęciem mogłaby go ugodzić.
Nagle wpadła na pomysł, na który mogła zdobyć się tylko w tym momencie. Odetchnęła głęboko pare razy, lecz zamiast wykrzyknąć zaklęcie zaczęła śpiewać, cicho i drżąco. Ku jej zaskoczeniu, potwór w pewnym momencie puścił swoje niedoszłe ofiary, zniżając łby tak, że obaj chłopcy prawie odrazu upadli na ziemię. Cindy nadal nie przestawała śpiewać byle kołysanki, gdy tym czasem Ron i Harry odczołgali się na bok niemal w ostatnim momencie. Za raz po tym pies padł na ziemię, składając na niej wszystkie trzy łby. Wszystkie trzy pary oczu nagle się zamknęły, a potwór znieruchomiał.
Cindy umilkła i spojrzała na psa z niedowierzaniem.
– Nic wam nie jest? – Spytała z lekkim niepokojem.
Obaj potrząsnęli głowami.
– Czy on… – Ron nie mógł wykrztusić nic więcej.
– On zasnął – stwierdził Harry, patrząc na Cindy z czymś w rodzaju podziwu.
– Lepiej się z tond ruszmy puki śpi – zasugerował Ron.
– Tak… To dobry pomysł – przytaknęła Cindy.
Potwór poruszył się lekko i zawarczał. Dwie z sześciu powiek zaczęły drgać mu niebezpiecznie.
– Nie przestawaj puki co śpiewać – ostrzegł Harry, a Cindy posłuchała go i po chwili powietrze wypełnił jej delikatny głos, a warczenie ucichło. Pies uspokoił się zupełnie po raz drugi.
Ron i Harry ruszyli w stronę drzwi, a Cindy podążyła za nimi. Harry pokazał jej uniesiony do góry kciuk i otworzył drzwi, a ona natychmiast umilkła i wyskoczyła przez nie na korytarz. Ledwo to zrobiła, usłyszeli jak pies zaczyna znowu powarkiwać.
Chwycili się dla bezpieczeństwa za ręce i pobiegli ponownie korytarzami do wierzy Gryffindoru.
Gdy tam dobiegli i podali grubej damie hasło, ta nie od razu chciała ich wpuścić.
– A wam co się stało? – Spytała, patrząc na chłopców, których szaty były oślinione w miejscach, gdzie trzymał ich trójgłowy pies.
– Nie ważne – rzucił Harry.
– Po prostu nas wpuść – dodała Cindy, a portret odsunął się, ukazując wejście do pokoju wspólnego Gryffindoru, który znowu był pusty.
Przeleźli przez dziurę i padli w fotele, uspokajając oddechy po biegu. Cindy wypluwała włosy, które powpadały i poprzyklejały się jej do ust.
– Wielkie dzięki – rzuciła po paru chwilach.- Macie swój pojedynek. Czy wy zdawaliście sobie sprawę z tego, jak to się mogło skończyć?
– Wiem – przytaknął Ron. – Gdyby ciebie tam nie było, to my chyba zmienilibyśmy się w krajankę.
– Uratowałaś nam życie – dodał Harry.
– Fajnie że to zauważyliście – stwierdziła sucho. – Ale czemu poniosło nas akurat tam, w tamten korytarz?
– NIe wiedzieliśmy, gdzie biegniemy – zasugerował Ron. – Swoją drogą, ładnie śpiewasz.
– Dziękuję – odpowiedziała nadal chłodno. Strach i adrenalina wciąż gdzieś w niej buzowały.
– Głupi Malfoy – syknął Ron. – Zatłukę go przy najbliższej okazji za to, jak nas wystawił.
– Ale czy wy zauważyliście, na czym leżał ten pies? – Spytał nagle Harry.
– Wyobraź sobie, że ja nie patrzyłem – odparł Ron. – Zwłaszcza wtedy, gdy wisiałem w jego zębiskach.
– Ja też się nie przyglądałam – dodała Cindy. – Ale jakie to ma znaczenie?
– Bo to była jakaś klapa – odrzekł Harry. – Klapa w podłodze. On czegoś tam pilnuje. Dla tego nikomu nie wolno tam wchodzić.
– Co ty mówisz? – Cindy patrzyła na niego zaskoczona.
– Mówię to co widziałem – odparł. – Mało tego. Odkryliśmy sposób, jak tego psa unieszkodliwić. –
Posłał Cindy znaczące spojrzenie.
– Ale ja nie wiedziałam że to podziała – Zaprotestowała dziewczynka. – No i w ogóle co tak cennego jest pod tą klapą, że musi tego pilnować takie szkaradziejstwo? Czy nie wystarczyłyby po prostu zamknięte drzwi? No wiecie, pozabezpieczane zaklęciami anty złodziejskimi czy czymś w tym stylu?
– Nie mam pojęcia – stwierdził Harry. – Jedno jest pewne. To musi być albo bardzo cenne, albo bardzo niebezpieczne.
– Może i tak. – Cindy ziewnęła. Strach już ją opuścił, ustępując miejsca senności i zmęczeniu. – W każdym bądź razie, mamy szczęście że wszyscy żyjemy. A teraz ja już pójdę spać, dobrze? –
Wstała i ruszyła w stronę sypialni, po drodze zatrzymując się tylko na chwilę, by schować do torby swoje nie dokończone wypracowanie na obronę przed czarną magią.
Usłyszała nagle wypowiedziane swoje imię. Odwróciła się i dostrzegła Rona i Harry'ego, stojących na przeciw niej.
– No co znowu? – Podniosła się z kolan i stanęła przed nimi, usiłując jeszcze trzymać się prosto.
– My… tego. – Ron zająknął się. – Chcięliśmy ci powiedzieć, że… No… –
Urwał, a kąciki ust Cindy zadrgały lekko.
– Po prostu dzięki – dokończył Harry i teraz to on wyciągnął do niej rękę. Przez chwilę się wahała, ale w końcu ona również wyciągnęła rękę i podała ją najpierw Harry'emu, a potem Ronowi.

4 replies on “część szósta.”

Szczerze? Nie wiem czy w ogóle ona będzie. To nie jest tak, że ja po prostu chcę skopiować książki, ale o niektórych rzeczach muszę chociaż napomknąć. Zobaczymy jak to będzie z trollem.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink