Od tej pory cały wolny czas spędzali we czwórkę. Cindy po raz pierwszy w życiu widziała mecz quidditcha i puki co uznawała tą grę jednocześnie za ekscytującą i niebespieczną. Przeraziła ją zwłaszcza próba wyeliminowania z gry Harry'ego. Podobnie jak Ron i Hermiona była przekonana, że to sprawka Snape'a i zaczęła pałać do niego jeszcze większą niechęcią, tak samo jak do Malfoya.
W końcu nadszedł grudzień i pewnego dnia błonia wokół zamku pokryły się grubą warstwą śniegu, a jezioro zamarzło. Zbliżały się święta, a pewnego dnia profesor Mcgonagall obeszła cały dom, wpisując na listę tych, którzy zamierzali zostać w hogwarcie na święta. Cindy ku zaskoczeniu Rona i Harry'ego też wpisała się na listę zostających, w przeciwieństwie jednak do Hermiony.
– Rodzice przysłali mi sowę – wyjaśniła im na boku. – No wiecie. Robią remont. Wszystko jest kompletnie porozwalane. Nie miałabym się gdzie podziać. Żałują, ale… –
Zawiesiła na moment głos.
– Bywa i tak – dokończyła. – Zobaczę się z nimi przecież w wakacje.
– Fajnie, ja też zostaję – stwierdził Ron, a Hermiona dodała po chwili:
– Przynajmniej Harry'emu będzie raźniej. Ale proszę was, jak mnie nie będzie, postarajcie się dowiedzieć czegoś o tym Flamelu, dobra?
– Jasne – uspokoiła ją Cindy. Do tej pory udało im się tylko ustalić, że trójgłowy pies, na którego się natknęli w zakazanym korytarzu strzeże czegoś, w istnienie czego jest zamieszany jakiś Nicolas Flamel.
Nadeszły ferie i prawie wszyscy wyjechali. Cindy czuła się trochę dziwnie, gdy pierwszej nocy została całkiem sama w dormitorium i przez długi czas miała problem żeby zasnąć, a gdy jej się to w końcu udało, budziła się co jakiś czas, wyrywana ze snu trzaskami drzew w zakazanym lesie czy okrzykiem jakiegoś nocnego ptaka. Siadała gwałtownie na łóżku, czujna i podenerwowana, zanim nie orientowała się, że to są zwykłe odgłosy nocy, po czym opadała z powrotem na poduszkę i po jakimś czasie zasypiała ponownie.
Gdy rankiem zeszła na śniadanie zobaczyła, że najwyraźniej nie tylko ona miała ciężką noc.
Dotarła do stołu Gryfonów akurat w momencie, by zobaczyć, jak Ron usiłuje wmusić w Harry'ego chociaż trochę jedzenia.
– No weź, zjedz chociaż kawałek tosta. Przecież to nic wielkiego.
– Nie chcę – odpowiedział Harry niecierpliwym i lekko poirytowanym Tonem. Cindy usiadła na przeciwko i bez słowa spojrzała mu w twarz. Jej przyjaciel był dziwnie blady. Gdy ujęła w palce łyżeczkę do herbaty i przejrzała się w niej, zobaczyła że w cale nie wygląda o wiele lepiej niż Harry.
– Ciężka noc? – Spytała, a Harry spojrzał na nią krótko.
– No… Tak jakby – odparł, a Cindy poznała, że to jeden z tych momentów, w których nie należy zadawać mu więcej pytań. Potrafiła już po głosie poznać, kiedy z przyjacielem jest coś nie tak i kiedy należy trzymać buzię na kłódkę, żeby nie narazić się na wybuch złości.
Z resztą, co tu wiele mówić. Uświadomiła sobie, biorąc do ręki tosta i smarując go masłem, że ona zachowuje się w identyczny sposób, jeśli ktoś na nią za bardzo naciska.
– A z tobą wszystko w porządku? – Zagadnął ją Ron. Teraz to on patrzył jej z niepokojem w twarz. – Jesteś jakaś nie wyraźna.
– Jasne – odparła szybko. – Po prostu się nie wyspałam… Wiecie. Myślałam cały czas o tym Flamelu i o tym, czego pilnuje ten pies.
– Taa, ja też o tym myślę – stwierdził Ron bez przekonania.
– Gdyby tak udało nam się dostać do działu ksiąg zakazanych – wtrącił Harry. – Może tam byśmy coś znaleźli.
– Ale do tego trzeba specjalnego pozwolenia od któregoś z nauczycieli – przypomniała Cindy.
– Wiem – stwierdził Harry ponownie dziwnie rozdrażnionym tonem.
Nie mogli jednak rozmawiać dalej, gdyż nadeszli Fred i George Weasleyowie.
– Dzień dobry – zagadnął wesoło George, siadając na ławce obok Cindy. – Piękny dzień dzisiaj, nie?
– Taa, cudowny – bąknął Ron.
– Co macie zamiar dzisiaj robić? – Spytał Fred, sadowiąc się obok George'a. Cała trójka wymieniła znaczące spojrzenia.
– Prawdę mówiąc to jeszcze nie wiemy – odezwała się Cindy zgodnie z prawdą. Nie mogli szukać żadnych informacji, bo puki co wyczerpali wszelkie źródła poszukiwań. Przyszło jej do głowy, że gdyby tu była Hermiona, byłoby na pewno łatwiej, ale puki co musieli sobie radzić bez niej.
– Nie wiem jak wy, ale my odpuszczamy sobie puki co naukę – dodał George. – No wiecie, ferie są. –
Zgodzili się z nim żywo, ponieważ wszyscy mięli już dość nauki. Po śniadaniu Weasley'owie wyciągnęli ich na błonia, gdzie cała piątka wzięła udział w wielkiej bitwie na śnieżki. Cindy odrazu przypomniały się czasy, gdy będąc młodsza bawiła się tak samo z rówieśnikami w mugolskim świecie. Jednak teraz miało to dla niej całkiem inne znaczenie.
Weasley'owie skręcali się ze śmiechu, gdy Harry trafił ją niespodziewanie prosto w twarz wielką pigułą śnieżną. Poznała to tylko po tym, że odbiegł o wiele dalej niż pozostali, zanosząc się śmiechem, w trakcie gdy ona, piszcząc z uciechy i zaskoczenia otrzepywała się ze śniegu. Role szybko się odwróciły, gdy odzyskała ostrość widzenia i pobiegła za Harrym, doganiając go w końcu i odpłacając mu pięknym za nadobne, trafiając go kulą podobnej wielkości na nieszczęście tak pechowo, że większość wpadła mu za kołnierz. Ganiali się tak dalej wśród śmiechu i okrzyków, gdy w końcu gdzieś w górnej części zamku otworzyło się okno akurat w tym momencie, gdy George rzucił w nie śnieżką.
– Dość tego! Możecie się uspokoić? –
Zatrzymali się gwałtownie. Cindy spojrzała w otwarte okno i szybko zerknęła na Harry'ego. Oboje wymienili rozbawione spojrzenia.
George na swoje nieszczęście trafił wprost w okno w wierzy Gryffindoru, z którego w tej chwili wychylała się rozzłoszczona twarz w rogowych okularach.
– Przepraszamy cię, Percy – mruknął Fred. Ron znalazł się obok Harry'ego i Cindy, z trudem powstrzymując chichot.
– Ale pech – szepnęła do nich Cindy.
– Przeszkodziliśmy ci w czymś ważnym? – Spytał George, zadzierając szyję, by spojrzeć w górę.
– Usiłuję się uczyć – odburknął starszy Weasley. – Ale najzwyczajniej w świecie się nie da, gdy wy tak okropnie hałasujecie.
– Jasne, hałasujemy – burknął Ron.
– Och przepraszamy, jaśnie wielmożny panie prefekcie – odezwał się Fred z udawanym szacunkiem.
Percy zatrzasnął z hałasem okno.
– Jeśli Hermiona będzie się tak zachowywać podczas nauki, to ja tego nie przeżyję – stwierdził Ron, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
– Ja też – zgodziła się Cindy. – Zamknę się chyba w tej łazience dla dziewczyn na pierwszym piętrze. Wiecie, w tej do której nikt nie chodzi, bo tam straszy. Wolę chyba to niż takie ględzenie. No bez przesady. –
Wrócili w końcu do zamku, mokrzy i zziębnięci. Ta zabawa miała jednak swoje plusy. Cindy poprawił się diametralnie nastrój i nawet z zachowania Harry'ego wywnioskowała, że udało się też nieco go rozchmurzyć.
– Jedne z chwil, w których chyba nie myśli o Voldemorcie – przebiegło Cindy przez myśl, gdy znalazła się na schodach do swojego dormitorium, by przebrać się w suche ubranie. Potrząsnęła głową, zastanawiając się nagle, dla czego myśli w taki sposób. Przecież lubiła Harry'ego tak samo jak Rona czy Hermionę, to przecież nie ulegało wątpliwości. Dla czego więc myślała o Harrym w tak nieszczęśliwej kategorii? Tak jakby było się czym chwalić.
– Przecież on się nie prosił o to co go spotkało – pomyślała, grzebiąc w swoim kufrze w poszukiwaniu suchej szaty. – Nikt na jego miejscu by się o to nie prosił. Przecież nikt nie ma różowo w życiu. –
Wyprostowała się i szybkim ruchem zdjęła z siebie przemoczoną szatę, by przebrać się w suchą.
– Nic nie jest czarno-białe – pomyślała na koniec, po czym wyszła z dormitorium, zabierając ze sobą mokre ubranie, by móc je wysuszyć przy kominku w pokoju wspólnym. Postanowiła sobie, że od tej pory zacznie jeszcze bardziej wszystkich obserwować i uczyć się nowych zachowań po to tylko, by w najmniej odpowiednim momencie nie okazać się całkowicie pozbawioną taktu.
część dziewiąta.
Od tej pory cały wolny czas spędzali we czwórkę. Cindy po raz pierwszy w życiu widziała mecz quidditcha i puki co uznawała tą grę jednocześnie za ekscytującą i niebespieczną. Przeraziła ją zwłaszcza próba wyeliminowania z gry Harry’ego. Podobnie jak Ron i Hermiona była przekonana, że to sprawka Snape’a i zaczęła pałać do niego jeszcze większą niechęcią, tak samo jak do Malfoya.
W końcu nadszedł grudzień i pewnego dnia błonia wokół zamku pokryły się grubą warstwą śniegu, a jezioro zamarzło. Zbliżały się święta, a pewnego dnia profesor Mcgonagall obeszła cały dom, wpisując na listę tych, którzy zamierzali zostać w hogwarcie na święta. Cindy ku zaskoczeniu Rona i Harry’ego też wpisała się na listę zostających, w przeciwieństwie jednak do Hermiony.
– Rodzice przysłali mi sowę – wyjaśniła im na boku. – No wiecie. Robią remont. Wszystko jest kompletnie porozwalane. Nie miałabym się gdzie podziać. Żałują, ale… –
Zawiesiła na moment głos.
– Bywa i tak – dokończyła. – Zobaczę się z nimi przecież w wakacje.
2 replies on “część dziewiąta.”
ale fajny fragmencik, taki z życia codziennego, tego mi brakowało.
No właśnie mi też, dla tego postanowiłam coś takiego zawrzeć.