No i w ten oto sposób dochodzimy do przełomowej sytuacji z trollem. Pewnie zawiodę co poniektórych sposobem w jaki to przedstawiłam, ale powiem wam szczerze, że chciałam już zakończyć to całe wprowadzenie.
Tak mijały dni, które zamieniały się w tygodnie. Malfoy nie miał więcej okazji pognębienia Cindy, ponieważ zawsze była w towarzystwie jeśli nie Harry'ego i Rona, to Hermiony. Przekonała się, że całkiem inaczej spędza się czas z każdym z nich. Z Hermioną było więcej nauki i ślęczenia w bibliotece, a jeśli miała już tego dość, lub zwyczajnie wyrabiała się ze wszystkim szukała wtedy towarzystwa chłopców, z którymi z kolei było o wiele więcej śmiechu. Ron uczył ją i Harry'ego gry w szachy czarodziejów, ale Cindy nie potrafiła mimo wszystko pojąć tych zasad. Opowiedziała z kolei Ronowi o mugolskich grach karcianych, czego z kolei on nie potrafił zrozumieć i wtedy to ona i Harry starali się wyjaśnić mu jakoś zasady. Ciężko jednak było to zrobić bez fizycznej talii kart.
Jedyną odbiegającą od normy rzeczą było to, że przy chłopcach unikała rozmów na temat Hermiony, a przy Hermionie na odwrót. Wyczuwała, jak ta trójka nie pała do siebie sympatią, a ona była jak wachadełko, usiłujące utrzymać przyjaźń zarówno z chłopcami, jak i z Hermioną.
Wszystko zmieniło się w noc duchów. Na lekcji profesora Flitwicka uczyli się właśnie zaklęcia lewitującego, a Hermiona wyśmiewała się z Rona, który zwyczajnie źle to wypowiadał i na dodatek źle machał różdżką.
Wychodząc z klasy Cindy usłyszała, jak Ron przedrzeźnia Hermionę:
– Vingaaaardium leviosa. A nie leviooosa. Nic dziwnego, że nikt jej prawie nie lubi.
Cindy dostrzegła, jak Hermiona przebiega obok i nie miała wątpliwości, że usłyszała jej szloch.
– Masz pecha, Ron – stwierdziła.
– Chyba to usłyszała – dodał Harry.
– No i co z tego? – Spytał Ron, ale wyglądał tak, jakby się jednak trochę przejął.
– Zaczekajcie – odezwała się Cindy. – Idę do niej.
– Taa, jasne – mruknął Ron, pozwalając jej przejść.
– Zobaczymy się potem – rzucił Harry na odchodne, a ona tylko pomachała nie przekonująco ręką.
Znalazła Hermionę w opuszczonej łazience dziewczyn. Pocieszanie jej skończyło się dla nich obydwu niezwykłą przygodą, gdy do zamku niespodziewanie wdarł się górski Troll i natknął się akurat na ich łazienkę.
Obie nie chybnie by zginęły, gdyby nie nie oczekiwana pomoc w postaci Rona i Harry'ego, których najwidoczniej ruszyło sumienie. Obaj bez dwóch zdań narażali własne życie, by uratować je obie. I obaj wpadli w kłopoty, gdy w końcu zjawiło się ciało pedagogiczne z profesorem Quirrellem, profesorem Dumbledore'em i na nieszczęście dla nich, profesor MCgonagall.
– Na miłość Boską – Zawołała opiekunka gryffindoru, okropnie blada, oceniając sytuację. Harry wyplątujący się z kończyn znokautowanego Trolla i wyciągający z jego nosa swoją różdżkę, Ron stojący w osłupieniu z maczugą trolla w ręce, oraz Hermiona i Cindy skulone w najdalszym końcu łazienki.
– Co wy sobie wszyscy wyobrażaliście? – Fuknęła na nich, naprawdę rozgniewana. – Natychmiast za mną, wszyscy czworo. –
Cindy była tak roztrzęsiona, że nie dała rady sama wstać. Hermiona pomogła jej, nie mniej wystraszona jak ona.
– Proszę to odłożyć, panie Weasley – odezwała się Mcgonagall, a Ron bezwiednie położył maczugę na ziemi. Cindy dostrzegła kątem oka, jak Harry wstając wyciera swoją różdżkę o spodnie Trolla.
– Co to… – Spytała cichutko.
– Trollowe smarki – odparł Harry, krzywiąc się z niesmakiem.
Cała czwórka wyszła ze zdemolowanej łazienki pod czujnym okiem Mcgonagall, gdy tym czasem minęli ich Quirrell i dumbledore, wchodząc tam i chcąc najwidoczniej ocenić sami tą całą sytuację.
Idąc w milczeniu. Cindy jeszcze raz odtworzyła sobie przebieg wydarzeń. Ponownie oczami wyobraźni dostrzegła trolla, zbliżającego się do niej i Hermiony, rozwalającego po drodze krany. Potem Harry'ego i Rona, wpadających do łazienki i odciągających uwagę potwora od nich obydwuch. Przypomniała sobie tą falę lodowatego przerarzenia, która ją ogarnęła gdy Harry skoczył trollowi na kark i te sekundy, w trakcie których była pewna, że widzi przyjaciela żywego po raz ostatni. To, jak jedynym co udało jej się zrobić to krzyknąć by go ostrzedz. I finalnie to, gdy Ron nieświadomie wyrwał trollowi maczugę z ręki, powalając przy okazji trolla tą maczugą i ratując w ten sposób życie ich wszystkich.
Zastanawiała się, jak to wszystko wytłumaczy opiekunce ich domu. Wszystko, co mogła na ten temat powiedzieć, wydawało jej się bardzo nie spójne i zwyczajnie w świecie głupie.
Mcgonagall zaprowadziła ich wszystkich do swojego gabinetu. Gdy zamknęła za nimi drzwi, obeszła biurko i spojrzała na nich wszystkich groźnie.
– Możecie mi wytłumaczyć, co to wszystko znaczy? – Spytała groźnie. – Czworo pierwszorocznych, sam na sam z dorosłym górskim trollem. Które z was wpadło na taki głupi pomysł?
– Pani profesor – odezwał się Harry drżącym lekko głosem. – to nie… Nie tak. –
Cindy spojrzała na niego. Wyglądał na równie wystraszonego jak ona, a ona w tym stanie nie dałaby rady dobyć z siebie głosu.
– Co to znaczy, Potter? – Spytała Mcgonagall.
– Bo my z Ronem… Usłyszeliśmy tego trolla… tam, w łazience…
– No i co? – Warknęła pani profesor.
– To nasza wina – odezwała się nagle Hermiona. – Oni chcieli tylko nam pomóc. –
Mcgonagall popatrzyła na nią groźnie z ponad prostokątnych okularów.
– Nic już z tego nie rozumiem – stwierdziła.
– No bo ja i Cindy… – Hermiona jąkała się prawie tak samo jak Harry jeszcze chwilę przed tem. – Bo my zamiast uciec z tej łazienki, słysząc jak ten troll się zbliża… To wszystko moja wina. Bo ja czytałam dużo o trollach gurskich… I pomyślałam że… Że poradzimy sobie z nim… We dwie.
– Granger, czy ty zwariowałaś? – Profesor podniosła nieco głos.
– Ja wiem… Wiem że to było bardzo głupie – wydusiła Hermiona.
– W rzeczy samej. Co jak co, ale po tobie nie spodziewałabym się takiej bezmyślności. Tak samo po tobie, White.
– Prawda jest taka – ciągnęła dalej Hermiona. – Że gdyby Harry i Ron nas nie znaleźli… Pewnie już byłybyśmy martwe.
– Kiedy oni wbiegli do tej łazienki… – Cindy postanowiła się odezwać, by wziąć na siebie część swojej winy. – Ten troll właśnie… Szedł w naszą stronę i… I już… Miał z nami… No wie pani profesor. Skończyć. –
Zamrugała powiekami.
– Proszę nas ukarać – dodała po chwili. – Ale tylko nas.
– Właśnie – dodała Hermiona. – Bo to nasza wina. Nie kazałyśmy w cale im tam wchodzić i nas ratować. –
Mcgonagall nie odzywała się przez dłuższą chwilę. W końcu, gdy się odezwała, głos miała opanowany, choć oczy nadal ciskały groźne błyski:
– To co zrobiłyście było bardzo nie odpowiedzialne. Gryffindor traci przez to po dwadzieścia punktów. Po dziesięć za każdą z was. –
Obie pokiwały głowami, zgadzając się bez słowa.
– Natomiast co się tyczy was. – Mcgonagall zwróciła się teraz do Harry'ego i Rona, którzy gapili się na dziewczyny. – Nie wielu pierwszorocznych przeżyło spotkanie z dorosłym górskim trollem. Macie naprawdę szczęście że żyjecie. Z tego powodu Gryffindor otrzymuje po pięć punktów za was obu… Za to wyjątkowe szczęście. Możecie teraz odejść. Uczta z okazji nocy duchów została przeniesiona do poszczególnych domów. –
Wszyscy czworo pokiwali głowami.
– Jeszcze jedno – zatrzymała ich profesorka. – Mam nadzieję, że taka sytuacja już nigdy się nie powtórzy. –
W odpowiedzi wybąkali coś w stylu tak, pani profesor i dziękujemy, pani profesor, a następnie wszyscy opuścili gabinet.
Cindy poczuła się nagle tak, jakby wyszła z niezwykle gorącej łaźni. Spojrzała na pozostałą trójkę.
– Nawaliłyśmy – odezwała się Hermiona. – Straciłyśmy dwadzieścia punktów.
– Ale dziesięć dodała za chłopaków – zauważyła Cindy.
Hermiona pokiwała głową i ruszyła szybciej.
– Hej, zaczekajcie! – zawołała za oddalającymi się plecami chłopców.
Zatrzymali się i odwrócili, a wtedy one obie do nich podeszły.
Przez chwilę stali tylko i patrzyli na siebie w milczeniu, aż w końcu wszyscy czworo wypowiedzieli te same słowo:
– Dzięki. –
Cindy miała ochotę rzucić się każdemu z osobna na szyję, ale zaniechała tego zamiaru.
– Czy wy naprawdę myślałyście, że pokonacie tego trolla? – Spytał Ron trochę ze złością, a trochę z podziwem. – Trolle przecież są strasznie durne.
– No… Taak – bąknęła Hermiona. – Ale w końcu ty i Harry poradziliście sobie też we dwójkę.
– No tak, ale nie wiele brakowało… – Ron spojrzał znacząco na Harry'ego.
– Nic ci się nie stało? – Spytała go Cindy.
– Nie. W porządku – odparł. – Ale wiecie co? Dziwne jest zacząć obchodzenie nocy duchów od spotkania z trollem. –
Cindy wydało się to w irracjonalny sposób zabawne. Parsknęła śmiechem, co rozładowało napięcie.
– Pierwszy górski troll, jakiego spotkałam w życiu – stwierdziła, zapanowując nad śmiechem.
– ALe lepiej nie pisz o tym rodzicom – upomniał ją Harry, też się śmiejąc.
– A ja bym napisała – wtrąciła Hermiona. – No wiecie. Zasługa dla szkoły. Pokonanie groźnego potwora. –
Ron zakasłał, maskując nową falę śmiechu.
– No dobra – zakończył. – Ale lepiej chodźmy na górę. Po tych całych przeżyciach masakrycznie zgłodniałem. A jeśli się nie pospieszymy, to wszystko wyżrą. –
Ruszyli więc do wierzy Gryffindoru, a Cindy poczuła, że konflikt na Lini Hermiona, Harry i ron w niewyjaśniony sposób został zażegnany. Nic tak nie tworzy więzi jak fakt, że uratowało się komuś życie. Przekonała się już o tym po raz drugi.
4 replies on “część ósma.”
Spoko Tym bardziej, że zamieżałaś to opisać inaczej. I tak, spodziewałem się czegoś innego niż otrzymałem. 🙂 Ale czekam na więcej.
Powiem tak. Nie bardzo wiedziałam jak mogłabym to opisać. Na osłodę wrzucę chyba jeszcze dzisiaj wyjątkowo taki lżejszy fragment, bo pisze się już następny.
suuper, hihi, wzruszyłam się na koniec.
łezka mi się zakręciła.