część dziesiąta.

Nadszedł w końcu dzień Bożego Narodzenia. Tego dnia Cindy wyrwał ze snu jakiś łoskot za drzwiami i głośne wybuchy śmiechu w pokoju wspólnym.
Rozsunęła kotary wokół łóżka i spojrzała w okno, za którym było aż jasno od skrzącego się w słońcu śniegu.
Nadal jeszcze trochę senna obrzuciła kołdrę i wtedy przypadkowo zrzuciła coś z łóżka. Schyliła się po to i w następnej chwili rozbudziła się całkowicie. To co zrzuciła było niewielką paczuszką, a w nogach łóżka leżały jeszcze dwie. Dostała prezenty Bożonarodzeniowe. Coś, czego w ogóle się nie spodziewała.
Spojrzała na paczuszkę którą zrzuciła, a którą teraz trzymała. Na ładnym, brązowym papierze było widać pismo, które od razu poznała. Ładną, staranną kaligrafię swojej matki.
Drżącymi palcami rozwinęła paczuszkę, a ze środka po chwili wypadł liścik tabliczka czekolady i coś jeszcze. Jakaś książeczka.

Nadszedł w końcu dzień Bożego Narodzenia. Tego dnia Cindy wyrwał ze snu jakiś łoskot za drzwiami i głośne wybuchy śmiechu w pokoju wspólnym.
Rozsunęła kotary wokół łóżka i spojrzała w okno, za którym było aż jasno od skrzącego się w słońcu śniegu.
Nadal jeszcze trochę senna obrzuciła kołdrę i wtedy przypadkowo zrzuciła coś z łóżka. Schyliła się po to i w następnej chwili rozbudziła się całkowicie. To co zrzuciła było niewielką paczuszką, a w nogach łóżka leżały jeszcze dwie. Dostała prezenty Bożonarodzeniowe. Coś, czego w ogóle się nie spodziewała.
Spojrzała na paczuszkę którą zrzuciła, a którą teraz trzymała. Na ładnym, brązowym papierze było widać pismo, które od razu poznała. Ładną, staranną kaligrafię swojej matki.
Drżącymi palcami rozwinęła paczuszkę, a ze środka po chwili wypadł liścik tabliczka czekolady i coś jeszcze. Jakaś książeczka.
Cindy wzięła ją do ręki i zobaczyła, że w miejscu, w którym powinna się otwierać istnieje maluteńki zamek, w którym to zamku tkwi kluczyk. Przekręciła go i dopiero wtedy była w stanie otworzyć książeczkę.
Jak się okazało, to w cale nie była żadna książka, tylko pamiętnik.
Odłożyła go delikatnie na łóżko i wzięła do ręki list. Był krótki, ale jej to wystarczyło.
[ Kochana córeczko. Chcieliśmy z tatą życzyć ci pogodnych i wesołych świąt. I choć nie ma cię tu teraz z nami, wierzymy że nie jesteś sama, że spędzasz czas ze swoimi nowymi przyjaciółmi. Nie bardzo wiedzieliśmy, co moglibyśmy dać ci na prezent. Sama rozumiesz, twoi rodzice nie są wyedukowani w zakresie wiedzy o twoim nowym świecie. –
Cindy przestała na chwilę czytać i pozwoliła sobie na lekki uśmiech.
– Dajemy ci więc najzwyczajniejszy w świecie pamiętnik. Wiemy jak bardzo lubiłaś pisać do tej pory, a uwierz, czasami są w głowie myśli, których nie sposób wyrazić na głos, a papier je przyjmie. Sama się na pewno o tym przekonasz. Odezwij się do nas niebawem. Jest duże prawdopodobieństwo, że zobaczymy się w wielka Noc, ponieważ do tego czasu remont powinien już się skończyć. Będziesz miała ładnie pomalowany pokój, sama zobaczysz. Pozdrowienia dla twoich przyjaciół, o których pisałaś. Tak sobie pomyślałam, czy w wakacje któreś z nich nie mogłoby do ciebie przyjechać, ale o tym porozmawiamy już jak wrócisz do domu. Ściskamy cię mocno. –
Skończyła czytać i odłożyła list, znowu czując nagłą tęsknotę za rodzicami. Odsunęła jednak smutek i zajęła się kolejną paczuszką, która musiała pochodzić na pewno od Hagrida. Poznała to po jego koślawym piśmie. Dał jej mały woreczek na szyję z jakiegoś miękkiego i bardzo miłego w dotyku futerka. Trzeci prezent okazał się być od Hermiony. Dała jej organizer prac domowych, który bardzo ją ucieszył, a także pudełko fasolek wszystkich smaków. Widząc to wszystko, po raz kolejny ogarnęło ją wzruszenie i wdzięczność.
Odłożyła to wszystko na łóżko, po czym zaczęła się szybko ubierać. Pięć minut później była już gotowa.
– Harry! Ron! – Krzyknęła, otwierając z trzaskiem drzwi od sypialni i wybiegając na klatkę schodową. Chciała zbiec na dół po schodach, lecz zamiast tego natrafiła na gładką pochylnię, której całkowicie się nie spodziewała. Zjechała zaskoczona w dół, wyciągając przed siebie ręce i lądując po chwili na dywanie w pokoju wspólnym.
Wstała i rozejrzała się dookoła. Ron siedział na fotelu przy kominku, jedząc czekoladową żabę i robiąc wszystko by się nie roześmiać, natomiast Harry stał nie daleko niej.
– Co się stało? – Spytała, patrząc na nich. – Czemu schody zniknęły?
– Bo Ron chciał wejść na górę – odpowiedział Harry, a Ron nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
– Co? Po co chciałeś tam wejść? – Spytała Cindy, podchodząc i siadając obok Rona.
– Zacznijmy w ogóle od tego, że chyba nie powinienem tam wchodzić – odparł.
– No raczej nie powinieneś – przyznała, a głos nieco jej zadrżał. Teraz, gdy wstrząs już minął, zaczęła uważać całą sytuację za zabawną.
– Chciałem się z tobą zobaczyć – wytłumaczył się Ron. – I ci to dać. Było w paczce, którą dostałem od mamy. Wspominałem jej pare razy o tobie w listach i… Po prostu masz. –
Z zażenowaną miną wręczył jej byle jak zapakowaną paczkę, w środku której zobaczyła duże pudełko domowych babeczek nadziewanych kremem i parę robionych na drutach skarpetek.
– Ja… To… To miłe z jej strony – wykrztusiła po chwili zaskoczenia. – Dziękuję…
– Harry też dostał, patrz. – Ron wskazał Harry'ego, który miał na sobie taki sam jak jej skarpetki sweter, tylko że był szmaragdowo-zielony.
– Ładny – stwierdziła. – Ale wiecie? Nie przypuszczałam że cokolwiek dostanę.
– Ja też nie – przyznał Harry. Ron zachichotał.
– No ja nie wiem czego wyście się spodziewali.
– Właśnie to wam chciałam powiedzieć, kiedy tak do was wybiegłam – wyjaśniła. – Po prostu nie wiedziałam że… No, sami wiecie. –
Zająknęła się, czując się przeraźliwie głupio. Cieszyła się z czegoś, co było jak najbardziej normalne.
Dzień minął w wesołej atmosferze. Cindy niemal przestała być smutna z powodu tego, że nie spędza świąt w domu. Gdy patrzyła, jak bliźniacy Weasley'ów ścigają po całej wierzy Percy'ego, żeby spętać go swetrem i wyprowadzić tak na błonia, nie mogła się nie śmiać.
Uczta Bożonarodzeniowa też była dla niej nie zwykła. Po raz pierwszy w Hogwarcie tak dobrze się bawiła, siedząc ze wszystkimi przy jednym wspólnym stole. Kiedy już było po uczcie, wracając do wierzy i dźwigając pełno przedmiotów, które powylatywały jej z magicznych cukierków niespodzianek pomyślała, że będzie o tym długo na pewno opowiadać rodzicom.
Jakiś czas jeszcze posiedziała z Harrym i Weasley'ami. Dostała swój własny komplet figur do szachów i chciała się sprawdzić w tej grze, lecz mimo wysiłku i przeświadczenia, że chyba jednak jej się uda, przegrała z Ronem w ostatniej niemal chwili.
– Jesteś okropny – skwitowała, patrząc z wyrzutem na Rona.
– Ja? Ja jestem okropny? – Żachnął się przyjaciel.
– No jesteś. Mogłeś nie zbijać mojego gońca.
– No cóż, miał zwyczajnie pecha.- Ron zaśmiał się i poklepał ją po ramieniu. – Ale i tak nie jesteś tak koszmarna w szachy jak na przykład Hermiona.
– Uważaj, bo jej to powiem – zagroziła Cindy, ale się śmiała. – No sam powiedz Harry, mógł dać mi chociaż tą jedną szansę i pozwolić wygrać, prawda? No powiedz.
– To są szachy – bronił się nadal Ron, co uratowało najwyraźniej Harry'ego przed koniecznością wzięcia udziału w tym sporze.
– Trudno. Następnym razem zagram z Harrym – stwierdziła Cindy, ale po chwili uśmiechnęła się do obojga przyjaciół.
Nagle spoważniała.
– Szukaliście coś dalej? – Spytała szeptem, nachylając się do nich. – No wiecie. Flamel. –
Ron pokręcił przecząco głową.
– Daj spokój z tym teraz – powiedział. – Nie dzisiaj.
– Ron, ale to jest ważne – zaoponowała Cindy. – Jeśli Hermiona wróci, to nas zamorduje, jeśli nic nie będziemy mięli. –
Harry nagle wydał cichy okrzyk i klasnął w ręce. Podczas, gdy Cindy i Ron dyskutowali on siedział ze zmarszczonym czołem i nie odzywał się ani słowem.
– Co się stało? – Spytała zaniepokojona Cindy.
– Czekajcie chwilę! – Harry zerwał się i po chwili pobiegł, znikając za drzwiami do dormitorium chłopców.
– Ron, wszystko z nim w porządku? – Spytała cicho Cindy. – Trochę się martwię.
– Ee no… Chyba tak – odpowiedział, lecz nie brzmiało to zbyt przekonująco.
Siedzieli przez jakiś czas w milczeniu, do puki nie wrócił Harry i nie opadł na fotel między nimi.
– Mam go – wyszeptał, pokazując im coś, co ściskał w ręce. Cindy poznała kartę z czekoladowej żaby.
– Harry. – Spojrzała na niego skonsternowana. – Ale to przecież jest…
– Dumbledore, wiem – przerwał jej niecierpliwie. – Popatrz na drugą stronę. –
Podał jej kartę, a ona spojrzała na jej tył, gdzie widniał podpis pod portretem dyrektora Hogwartu.
– Flamel – Wyszeptała po chwili.
– Gdzie? – Spytał Ron, nagle ożywiony.
– No patrz. – Cindy teraz w pełni rozumiała przejęcie Harry'ego. Sama była prawie tak samo podekscytowana i trudno jej było zapanować nad głosem. – Słuchaj tego Ron. Dumbledore znany jest z opracowania dwunastu sposobów wykorzystania smoczej krwi i ze swoich dzieł alchemicznych, napisanych wspólnie z Nicolasem Flamelem… Flamelem. –
Powtórzyła to dobitnie, po czym spojrzała na Harry'ego płomiennie. Był zarumieniony z przejęcia. Ona sama też czuła, że ma gorące policzki.
– Dajcie mi jakiś kawałek pergaminu – odezwała się nagle.
– Co ty chcesz zrobić? – Ron pojął powagę sytuacji, ale najwidoczniej nie aż tak jak ona.
– Chcę wysłać list do Hermiony – odpowiedziała. – Niech poszpera w jakichś książkach. Teraz już przynajmniej wiemy gdzie konkretnie szukać. Alchemia.
– Pożyczę ci Hedwigę – odezwał się Harry.
– Powoli, nie rozpędzajcie się tak – przyhamował ich Ron. – Jest już późno.
– No i co z tego? – Spytali go jednocześnie.
– Możemy napisać do Hermiony jutro – stwierdził. – No jak o tej porze wymkniemy się do sowiarni? –
Cindy westchnęła głęboko, przyznając mu niechętnie rację, a następnie wymieniła z Harrym porozumiewawcze spojrzenie.
Dwie godziny później siedziała sama przy kominku. Przez to, że natrafili na jakąś poszlakę, która mogła ich doprowadzić do odkrycia tego, co jest ukryte na trzecim piętrze rozbudziła się całkowicie. Siedziała więc, pisząc pospiesznie krótki liścik i postanawiając, że wyśle go za raz jutro rano. Gdy skończyła, przeczytała go uważnie, mając nadzieję, że jej pismo jest wystarczająco czytelne:
– Kochana Hermiono. Znaleźliśmy Flamela. Wygląda na to, że to alchemik. Przy tworzeniu jego dzieł pomagał mu też Dumbledore. Sprawdź czy przypadkiem nie masz gdzieś przy sobie jakiejś książki o takiej tematyce. Zanim wrócisz po feriach to może coś znajdziesz. My też czegoś poszukamy. Trzymaj się i powodzenia. Cindy. –
Stwierdziła, że to musi wystarczyć, zwinęła liścik w trąbkę i odłożyła na stolik.
Nagle spadła na nią straszliwa i przytłaczająca prawda, że jeszcze nawet nie wzięła się za odrabianie żadnych prac domowych, zadanych im na święta. Nie chciała czekać z tym do ostatniej chwili, więc z westchnieniem wstała i poszła po swoją torbę, która stała odstawiona w kąt.
Na chybił trafił wyciągnęła pierwszy lepszy podręcznik, który okazał się podręcznikiem do historii magii. Przypomniała sobie, że profesor Binns zadał im chyba najgorsze z możliwych zadań do odrobienia. Wypracowanie na temat powstania Elfrika Gorliwego.
Z westchnieniem otworzyła książkę, wzięła nowy arkusz pergaminu i zaczęła pisać. Po jakimś czasie uświadomiła sobie, jak potwornie nudzi ją to co czyta. Zdała sobie sprawę z tego, że czyta jedną i tą samą linijkę. Pióro wypadło jej z bezwładnych palców, oczy się zamknęły i po chwili zasnęła, używając podręcznika do historii magii jako poduszki.
Obudziło ją coś tak nagle, że prawie odrazu wzdrygnęła się i usiadła, odrzucając włosy z twarzy i rozglądając się dookoła. Było ciemno i cicho, lecz nie miała żadnych wątpliwości co do tego, co ją obudziło. Ktoś przeszedł obok niej, wyrywając ją w ten sposób z drzemki.
Wstała, przepatrując wzrokiem wszystkie kąty i wstrzymując oddech w nadziei usłyszenia jakiegokolwiek dźwięku.
I rzeczywiście coś usłyszała. Cichutki, prawie nie dający się dosłyszeć szelest. Obróciła się w tamtą stronę.
– Kto tu jest? – Spytała cicho i prawie od razu ponownie wstrzymała oddech. Była pewna, że znajduje się w pokoju wspólnym całkiem sama, a jednak jej zmysły mówiły co innego.
Przez chwilę miała ochotę wyciągnąć ręce i obszukać tak cały salon, lecz zaniechała tego. Nie usłyszała żadnej odpowiedzi na swoje pytanie. Nie powtórzył się też więcej żaden inny dźwięk, zatem uznała, że musiało to być poruszenie zasłonki, a to, co przeszło lub przepłynęło obok niej, mogło być zwyczajnie duchem.
Uspokoiła się i skarciła za ten moment paniki. Opadła z powrotem na fotel i spojrzała na to, co do tej pory napisała. Było tego przeraźliwie mało, a ona sama nie potrafiła wymyślić niczego więcej.
Tak więc pozbierała wszystko do torby, włącznie z listem, który napisała do Hermiony i poszła do siebie na górę, chcąc położyć się spać w bardziej cywilizowany sposób niż śpiąc na książce.

4 replies on “część dziesiąta.”

no, też się domyśliłam, że to Harry. ale lubię boże narodzenie, fajnie to opisałaś, no i te prezenty, super.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink