część czwarta

Była jak zwykle lekcja eliksirów kilka dni później. Cindy i Hermiona pracowały przy jednym stole razem z pyzatym Neville'em Longbottomem, na którego Snape uwziął się prawie tak samo jak na Harry'ego. Cindy zaczęła się nawet zastanawiać z lekkim rozbawieniem, kiedy szyderstwa Snape'a względem Neville'a prześcigną te względem Harry'ego.
– Neville, mieszasz w odwrotnym kierunku niż trzeba – szepnęła do niego, widząc że zamiast mieszać różdżką w kociołku zgodnie z ruchem wskazówek zegara, Neville robił to w przeciwną stronę.
Spojrzał na nią i pokiwał nerwowo głową, najwyraźniej zbyt zdenerwowany by się odezwać i podziękować, a następnie zmienił kierunek mieszania na poprawny.
Cindy natomiast schowała się za swoją książką, usiłując odczytać instrukcje przez zamazujące wszystko kłęby różnokolorowej pary. Nie osiągnęła jeszcze takiego rezultatu przy sporządzaniu swojego eliksiru jak Hermiona, ale jej wywar wyglądał znacznie lepiej niż choćby wywar Neville'a.
Piekło zaczęło się kilka minut później, gdy Snape zaczął obchodzić wszystkich dookoła, sprawdzając ich eliksiry wywołujące czkawkę. Hermiona szeptała gorączkowo ostatnie instrukcje Neville'owi, a Cindy wyszukiwała co mogła w podręczniku.
W końcu Snape zatrzymał się przed nimi. Przy kociołku Cindy uśmiechnął się kpiąco, obok Hermiony przeszedł bez słowa komentarza, natomiast przy kociołku Neville'a zatrzymał się i skrzywił.
– Longbottom, czy ty masz mózg, który potrafi samodzielnie myśleć? – Spytał zjadliwie. Neville zaczerwienił się gwałtownie.
– Widzę, że gdyby nie pomoc koleżanek, uważyłbyś tutaj kit – orzekł Snape, po czym jednym machnięciem różdżki usunął całą zawartość kociołka Neville'a.
– Zero punktów, panie Longbottom. A wy… –
Zwrócił się do Hermiony i Cindy:
– Tracicie po pięć punktów za podpowiadanie mu. –
Po tych słowach odszedł od nich z kpiącym uśmiechem, a jego czarna szata powiewała za nim jak skrzydła nietoperza.
– Co za frajer – szepnęła Cindy. – Nie miał żadnych dowodów na to że pomagałyśmy Neville'owi.
– Wiem – odpowiedziała Hermiona ze współczuciem. – On jest po prostu podły. –
Neville cicho pociągnął nosem, a Cindy wychyliła się do niego, by szepnąć cicho:
– nie łam się. NIe dawaj mu powodów do satysfakcji. No już. –
Poklepała go po ręce.
– Kociołek Goyle'a wyglądał o wiele gożej – chlipnął Neville. – A on nawet nie powiedział nad nim słowa.
– Wiem. – Cindy jeszcze bardziej ściszyła głos. – Snape to nie sprawiedliwy purchawiec i tyle. Moim zdaniem powinien sobie znaleść jakąś kobietę, bo zaczyna się chyba za wczas starzeć. –
Hermiona wydała dźwięk, jakby chciała parsknąć śmiechem i zakryła usta rękami, natomiast z oczu Neville'a pociekły łzy, tym razem żalu pomieszanego z rozbawieniem.
– Potter – zagrzmiał nagle Snape na całą klasę. – Możesz mi powiedzieć łaskawie, co to ma być? –
Cindy stężała, natomiast Hermiona położyła jej rękę na ramieniu, szepcząc tylko cicho:
– nie zwracaj na to uwagi… –
– To? – Usłyszeli głos Harry'ego. – To jest eliksir.
– Taa – westchnął Snape. – Może byłby to eliksir, albo jest, lecz tylko w twojej skrzywionej wyobraźni. –
Ślizgoni parsknęli śmiechem, a Hermiona znowu musiała powtórzyć Cindy półgębkiem: – nie zwracaj uwagi. –
– Jesteś arogancki i złośliwy – ciągnął dalej Snape. – Specjalnie w ogóle się nie starasz. Myślisz pewnie, że twoja sława da ci fory nawet tutaj. Nie, Potter. Gryffindor traci piętnaście punktów za twoją bezczelność i arogancję, a ty masz jeszcze u mnie szlaban. I gwarantuję ci, jeszcze jedno słowo, to obiecuję, że szlaban potrwa do Bożego Narodzenia.
Cindy poderwała się z ławki, podczas gdy Hermiona usiłowała bez skutecznie osadzić ją w miejscu.
Snape odwrócił się akurat w ich stronę.
– Widzę, że panna White ma coś na ten temat do powiedzenia – syknął zjadliwie.
W klasie momentalnie zapadła prawie całkowita cisza. Cindy przestała wyrywać się Hermionie i opadła z powrotem na krzesło, z wycelowanym jednak w Snape'a oskarżycielsko palcem.
– Tak – wypaliła, zanim ktokolwiek zdołał ją powstrzymać. – Niech pan w końcu się od niego odczepi! –
Teraz w klasie zapanowała kompletna cisza. Wszystkie oczy zwróciły się na Cindy, która z nadmiaru wściekłości znowu wstała. Neville wlepiał w nią przerarzone spojrzenie, Hermiona zesztywniała, a niektórzy patrzyli na nią z podziwem.
– No proszę – odezwał się szyderczo Malfoy. – Potter, nie wiedziałem że masz dziewczynę. –
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem.
Snape podszedł do biurka i spojrzał prosto na Cindy takim wzrokiem, że dziewczynka aż usiadła i skuliła się jak zraniona.
– Nadal jesteś taka odważna? – Wycedził Snape. – Ty też masz szlaban. A Griffyndor traci kolejne dziesięć punktów.
– Niech pan ją zostawi! – dało się słyszeć pełen złości okrzyk z przodu. Cindy podniosła oczy i ku swojemu zdziwieniu zobaczyła, że powiedział to Harry. A właściwie musiał to powiedzieć właśnie on, bo stał teraz podobnie jak ona chwilę temu.
– Milcz, Potter – zagrzmiał Snape, pod czas gdy Ślizgoni wyli ze śmiechu. – Za długo wam wszystkim pobłażałem. Siadaj. –
Harry usiadł, wlepiając nadal wściekłe spojrzenie w Snape'a.
– Szlaban, panno White – syknął Snape. – Jutro o dziewiątej wieczorem. I nie obchodzi mnie, ile zadań domowych będzie jeszcze do odrobienia. Pana też się to tyczy, panie Potter. –
Zrobił pare kroków w przód, odchodząc tym samym od biurka.
– Jutro, godzina dziewiąta, w moim gabinecie – powtórzył dobitnie i przeszedł do swojej katedry.
– NO i co narobiłaś? – Syknęła Hermiona. – Zobacz ile straciliśmy przez was punktów. Miałaś się już nie wtrącać.
– Wiem – westchnęła Cindy. Gdy się odwróciła by schować swój kociołek do torby, jej oczy spotkały się z oczami Harry'ego. Nie trwało to długo. Oboje wymienili tylko pełne wściekłości i niemego podziękowania spojrzenie i to wszystko. Na tym zakończyła się kolejna próba odnowienia ich przyjaźni.
Reszta dnia nie upłynęła w cale przyjemniej. Hermiona, wściekła na Cindy przez utratę punktów przestała się do niej odzywać. W rezultacie Cindy spędziła wieczór sama w pokoju wspólnym gryffindoru, ślęcząc nad pracami domowymi ze świadomością, że przebywanie w Hogwarcie bez przyjaciół w cale nie jest miłe.
– I po co mi to wszystko było? – Pomyślała z goryczą, odkładając na bok podręcznik do transmutacji i biorąc się za równie długą pracę z astronomii.
Poszła spać bardzo późno, w podłym nastroju, bez ani jednego słowa pocieszenia od kogokolwiek. Lecz nawet gdy się położyła nie potrafiła zasnąć.

część trzecia

Pare godzin później w cale nie było jej do śmiechu. Stała bowiem w długim rzędzie pierwszoroczniaków, oczekując na przydział i starając się nie okazywać przerażenia, które wprawiało w drżenie każdą komórkę jej ciała.
Znowu zaczęło nurtować ją pytanie, co jeśli ten śmieszny, a w tej chwili straszny kapelusz, spoczywający na stołku przed nią uzna, że to wszystko to jakieś jedno wielkie nieporozumienie i ma wracać natychmiast do domu? Czy byłaby w stanie opuścić świat, który mimo przerażenia, jakie w niej wywoływał, zaczęła poznawać?
Puki co żaden z wywoływanych nie odpadł. Tiara na nikogo nie krzyknęła, że ma wracać do domu. Cindy patrzyła na cztery długie stoły domów i zastanawiała się, gdzie usiądzie za kilka minut. A może faktycznie ona nie usiądzie nigdzie? Może będzie pierwszą osobą, która wyleci ze szkoły, zanim jeszcze zostanie przydzielona? Lecz z drugiej strony, Hermiona Granger została przyjęta. No tak, ale ona nauczyła się wszystkich książek na pamięć. Może tiara jakoś to wyczytała z jej umysłu. A ona? Nie nauczyła się niczego na pamięć. A może powinna? I co stanie się z jej nowymi znajomymi, których zaczynała coraz bardziej lubić?
– Potter Hary – wyczytała surowo wyglądająca profesor MCgonagall. Cindy zobaczyła, jak Harry występuje z tłumu, sprawiając wrażenie jeszcze mniejszego, niż był w rzeczywistości. Dostrzegła jego twarz i zaczęła mieć cichą nadzieję, że ona sama nie wygląda na tak przerażoną, na jakiego wyglądał on.
Patrzyła w milczeniu jak jej dopiero co poznany kolega siada na krześle, nakładając sobie tiarę, która opada mu aż na oczy. Zdawało jej się, że on tam siedzi godzinami, do puki tiara nie wrzasnęła: – gryffindor! –
– Brawo – pomyślała Cindy. Chciała zdobyć się nawet na blady uśmiech, ale mięśnie jej twarzy odmówiły jakoś posłuszeństwa.
Podobna sytuacja przytrafiła się w przypadku, kiedy z tiarą na głowie siedział Ron. Także został przydzielony do Gryffindoru, a Cindy nie mogła zrobić nic, by mu chociaż pogratulować. Z resztą, za Rona była całkowicie pewna że nie wyleci. To ona, Harry i Hermiona Granger byli na straconej pozycji. Choć najbardziej to ona i Hermiona, bo przecież rodzice Harry'ego byli czarodziejami.
– White Cyndia – Rozległo się nagle wyczytane przez profesorkę, a Cindy poczuła się nagle tak, jakby całe jej ciało zmieniło się w nie do końca stężałą galaretę.
Wystąpiła z tłumu, czując się niesamowicie głupio ze świadomością, że znajduje się teraz w centrum uwagi wszystkich zgromadzonych w tej wielkiej sali.
Podeszła do stołka, trzęsącymi się rękami nałożyła na głowę tiarę przydziału, po czym klapnęła bezwładnie na stołek, kompletnie nic nie widząc we wnętrzu tiary.
Zdawało jej się, że siedzi tak kilka godzin. Splotła nerwowo dłonie na kolanach, czując że są lodowate. Tak zdenerwowana i przerarzona nie czuła się jeszcze nigdy, nawet na egzaminach, które przechodziła w szkole muzycznej czy na sprawdzianach.
– Hmm – usłyszała w głowie cichy głosik. – Co tu z tobą zrobić? No co? –
Cindy zrobiła wszystko, żeby nie myśleć o tym, co cały czas tłukło jej się pogłowie: „odesłać do domu. Ja tu chyba nie pasuję”.
– Nie pasujesz, tak? – Ten śmieszny kapelusz jakimś cudem przechwycił jej myśli. – Każdy tak mówi, zwłaszcza ci, którzy nie pochodzą z magicznych rodziń… Cuż… Masz w sobie wielką lojalność i oddanie przyjaciołom. Bardzo szybko się do nich przywiązujesz, musisz w na to uważać, bo nie każdy na to zasługuje. Odwagi też ci nie brakuje… Nie jesteś jakoś wybitnie wyróżniająca się z tłumu, więc dobrze. Niech będzie… Gryffindor! –
Ostatnie słowo tiara wykrzyczała na głos, a otumaniona Cindy podniosła się z krzesła, ściągając z głowy tiarę i czując się tak, jakby jej ręce były z ołowiu.
Ruszyła w stronę stołu Gryffindoru, czując się bardzo głupio i mając wrażenie, że wlecze się tam z prędkością zaledwie kilku kroków na minutę. Sama nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się na ławce i kiedy różni ludzie zaczęli po kolei ściskać jej rękę, jakby nie wiadomo co zrobiła. Powędrowała wzrokiem po stole i na widok złotych talerzy oraz pucharów zrobiło jej się nie dobrze. Nie była pewna, czy da radę przełknąć cokolwiek nawet po upływie kilku godzin.
Tak mijały dni, które od samego początku zaczęły być wypełnione nauką. Cindy zaprzyjaźniła się z Hermioną Granger, z którą oprócz niej nikt się nie przyjaźnił. Hermiona wydawała się dość zarozumiała, ale zdobywała przez to najwięcej punktów przy odpowiedziach na lekcjach, a jej pomoc w nauce okazała się dla Cindy niezawodna. Minus był taki, że do nie lubiących Hermionę zaliczali się także Harry i Ron, skutkiem czego obaj trzymali się osobno, z dala od dziewczyn.
– Nie przejmuj się – stwierdziła Hermiona lekceważąco pewnego deszczowego wieczora, gdy obie siedziały w bibliotece, zbierając materiały na wyjątkowo trudne wypracowanie, zadane im przez znienawidzonego przez Cindy profesora Snape’a. Dziewczyna nienawidziła go podwójnie. Za jego złośliwości, oraz za to, że już na pierwszej lekcji pognębił jej zdaniem niesłusznie Harry’ego na oczach całej klasy, w której skład wchodzili także ci okropni ślizgonie i ten cały Malfoy.
– Łatwo ci się mówi – stwierdziła Cindy, grzebiąc w swoim stosie pergaminu. – Po tobie wszystko spływa. Nie zależy ci na przyjaźni z nikim, bo masz książki. –
Hermiona spojrzała na nią tak, jakby chciała na nią nakrzyczeć. Po chwili jednak rzekła cicho:
– Harry poszedł własną drogą. Wasze spotkanie na peronie mogło być czystym przypadkiem. Nie musiało oznaczać, że zostaniecie przyjaciółmi na zawsze.
– No niby tak. – Cindy w zamyśleniu odgarnęła włosy z twarzy. – Ale to przykre wiesz? –
Hermiona pokiwała głową, a Cindy przypomniała sobie nagle słowa tiary przydziału, które ta wypowiedziała do niej pierwszego dnia: „Masz w sobie wielką lojalność i oddanie przyjaciołom. Bardzo szybko się do nich przywiązujesz, musisz w na to uważać, bo nie każdy na to zasługuje”. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście w ciągu jednego dnia można zacząć uznać kogokolwiek za przyjaciela? Szybko jednak odpowiedziała sobie na to pytanie. Na przykładzie Harry’ego i Rona widać, że można i nie powinna się temu dziwić. Zamiast tego powinna przestać się nad sobą użalać i zająć się dalej wypracowaniem dla Snape’a, u którego i tak już jest na celowniku, podobnie jak wszyscy z nie magicznych rodzin.
– A zarówno Harry jak i Ron wydawali się tacy fajni – przebiegło jej przez myśl. Po chwili odsunęła jednak na bok żal i z westchnieniem zabrała się za pisanie wypracowania na eliksiry, nie chcąc dać Snape'owi powodu do szydzenia z niej. Jeśli ktoś robi inaczej, to już jego sprawa. Obiecała sobie, że od tej pory nie będzie już w ogóle reagować na szyderstwa nauczyciela względem Harry'ego. Do tej pory podejmowała niemrawe próby obrony chłopca, lecz zawsze wtedy siedząca obok Hermiona łapała ją dyskretnie pod ławką za rękę, szepcząc cicho: nie prowokuj Snape'a, bo też będziesz miała kłopoty. –
W takim razie dobrze. Harry najwyraźniej nie potrzebuje już ani jej przyjaźni, ani jej pomocy. Więc w takim razie nie odezwie się już nigdy nie proszona na lekcji eliksirów i niech się dzieje co chce. Harry sam jest sobie winny.
Szybko jednak miała się przekonać o tym, że pozostanie zimną i obojętną nie jest w cale takie proste, jak wydawało się w złości.

część druga

Wszystko już jest poukładane kategorycznie, więc jest w porządku. Wklejam wam drugi i puki co chyba przed ostatni fragment jaki mogę wam wkleić.

Jakiś czas potem udało jej się jakoś załadować do przedziału swój kufer. Przedział był pusty, więc usiadła przy oknie, przykleiła nos do szyby i obserwowała wszystko z wypiekami na twarzy.
Usłyszała nagle jakiś łoskot i odgłos, jakby ktoś szarpał coś bardzo ciężkiego.
– Pomóc ci? – Usłyszała jakiś głos, a po chwili gorliwą odpowiedź zdyszanego Harry'ego.
– Hej, George! – Krzyknął tamten głos. – Chodź tu i pomóż! –
Po chwili w przedziale, w którym siedziała Cindy pojawił się Harry w towarzystwie dwóch rudzielców, którzy musieli być bliźniakami. We trzech taszczyło kufer Harry'ego i klatkę. Cindy chciała zerwać się żeby pomóc, lecz okazało się to zbędne, gdyż po chwili wszystko zgrabnie wylądowało na pułce. Tak więc pozostała na miejscu, starając się udawać że jej tu nie ma, lecz z drugiej strony obserwując wszystko ciekawie.
– Dzięki – odezwał się Harry do bliźniaków, odgarniając z czoła czarną grzywkę.
– A niech mnie – odezwał się jeden z bliźniaków. – To nie może być…
– Czy ty… – Drugi też wlepiał oczy w Harry'ego. – Czy ty… Jesteś nim?
– Kim? – Spytał Harry, najwidoczniej też zaskoczony.
– No Harrym Potterem – Zawołali obaj bliźniacy.
– Ach tak… – W głosie chłopca dało się słyszeć zmieszanie. – No… Tak, jestem nim… To ja.
– O kurczę – zawołał jeden z bliźniaków, lecz w tym momencie dobiegło ich przez drzwi wołanie ich matki:
– Fred, George, co wy tam robicie?
– Idziemy, mamo – zawołali obaj, a po chwili zniknęli.
Harry odwrócił się i dopiero teraz zobaczył Cindy.
– Ktoś tu siedzi? – Spytał, wskazując miejsce na przeciw niej.
Pokręciła tylko głową.
– O co im chodziło? – Spytała głupio. – Zachwycili się jakbyś był… No… –
Teraz to ona zająknęła się dokładnie tak samo, jak zrobił Harry nie dawno.
Chłopiec jednak nie zdążył jej odpowiedzieć, ponieważ oboje usłyszeli głosy bliźniaków zza okna:
– Mamo, zgadnij kogo widzięliśmy w pociągu. Pamiętasz tego czarnowłosego chłopca, który pytał jak dostać się na peron? WIesz kto to jest? Harry Potter.
– Mamo – dobiegł ich pisk dziewczynki. – Mogę wejść do pociągu i go zobaczyć? Proszę cię, mamo…
– Uspokój się, Ginny – ofuknęła dziewczynkę matka. – Już go widziałaś, a ten chłopiec nie jest żadnym okazem w zoo. Fred, George, jesteście pewni że to on?
– Zapytałem go – zapewnił jeden bliźniak.
– Widziałem bliznę – dopowiedział gorliwie drugi. – Ma ją. Naprawdę ją ma. Jest jak błyskawica.
– Biedactwo. – Matka bliźniąt westchnęła.
– Ale mamo, czy ty myślisz że on pamięta… No wiesz. Jak wyglądał sam wiesz kto?
– Nie waż mi się nawet go o to pytać, Fred – odezwała się matka. – To w cale nie jest miłe przypominać sobie takie rzeczy w pierwszym dniu szkoły!
– No już dobrze mamo. NIe denerwuj się – uspokoił ją któryś z bliźniaków.
– No, a teraz zmykajcie. I opiekujcie się Ronem.
– NIe martw się mamo. Maluteńki Ronusiek jest z nami całkowicie bespieczny – zadrwił bliźniak.
– Spadajcie – ofuknął ich inny głos, należący najwyraźniej do Rona.
Po chwili rodzeństwo z wyjątkiem dziewczynki wsiadło do pociągu, a ten pare minut później ruszył.
Przez jakiś czas panowało niezręczne milczenie. Cindy i Harry siedzieli na przeciwko siebie, oboje onieśmieleni i nie wiedzący co powiedzieć.
W końcu Cindy zdecydowała się odezwać:
– Twoi rodzice są czarodziejami? Pochodzisz z czarodziejskiej rodziny? Chyba raczej nie, bo inaczej wiedziałbyś jak dostać się na ten peron. –
Uśmiechnęła się z zażenowaniem.
– Ja kompletnie nic nie wiem o tym czarodziejskim świecie. Moi rodzice w ogóle nie są magiczni. Nikt w rodzinie nie jest, więc wiesz… Byłam kompletnie zaskoczona. A jak to jest z tobą i z twoją rodziną?
– Mój wujek i ciotka też nie są magiczni – odpowiedział Harry. – Mieszkam u nich odkąd pamiętam.
– A twoi rodzice?
– Nie żyją. –
Cindy w jednej chwili pożałowała zadania tego pytania.
– Przykro mi – bąknęła nieśmiało.
– W zasadzie nie ma sprawy – odparł. – Byłem bardzo mały jak to się stało. Prawdę mówiąc, prawie niczego nie pamiętam z chwili gdy to się stało. –
Rozmowa po chwili stała się bardziej płynna i coraz rzadziej przerywana kłopotliwym milczeniem. Cindy zdążyła opowiedzieć Harry'emu o swoich rodzicach i o swoim własnym życiu, jakie prowadziła do tej pory. Była zwykłą, uzdolnioną muzycznie i manualnie dziewczyną, chodziła do szkoły muzycznej, gdzie uczyła się śpiewu i gry na pianinie, a także do zwyczajnej szkoły, w której miała kółka zainteresowań, takie jak kółko literackie czy zajęcia plastyczne. Wspomniała także o tym, że kocha zwierzęta i że zostawiła w domu pod opieką rodziców swoją ukochaną świnkę morską ze zwyczajnej konieczności.
Harry natomiast opowiedział jej o swoim dzieciństwie u Dursley'ów, w trakcie czego oboje nie omieszkali powieszać nieco psy na Dudley'u. Cindy robiła to z nijaką satysfakcją, ponieważ nienawidziła jakiejkolwiek przemocy w stosunku do kogokolwiek, tak więc puki co uznała Dudleya Dursleya za swojego platonicznego wroga numer jeden z jeden. Słuchając opowieści towarzysza miała wrażenie, że ona przeżyła do tej pory życie jak z bajki w porównaniu z tym, co musiał znosić Harry. Poczuła się przez to jak jakaś księżniczka, nie godna tego tytułu i zrobiło jej się nawet trochę głupio, że tak się pochwaliła.
Od dzieciństwa Harry'ego chcąc nie chcąc przeszli do powodu, przez który Harry znalazł się w ogóle u wujostwa. Harry zdążył powiedzieć Cindy tyle co sam wiedział o Voldemorcie i hogwarcie.
Rozmawiali właśnie o tym, do jakiego domu w hogwarcie zostaną przydzieleni, gdy drzwi przedziału otworzyły się nagle i stanął w nich najmłodszy z rudzielców, których widzięli na peronie.
– Mogę się dosiąść? – Spytał, patrząc na nich. – Wszędzie straszny tłok…
– Jasne – odpowiedzieli jednocześnie Cindy i Harry.
I w ten oto sposób Cindy poznała Rona Weasley'a, a także potem Hermionę Granger, która podobnie jak ona sama miała rodzinę całkowicie nie magiczną, oraz całkowite przeciwieństwo Hermiony, Dracona Malfoy'a, którego odrazu nie polubiła. Odnosiła z resztą wrażenie, że Malfoy także nie polubił jej samej, a wychodząc z przedziału patrzył na nią z czymś w rodzaju pogardy, chociaż nie mógł wiedzieć kim ona jest. Jednak ona sama wiedziała już, co Malfoy myśli o takich ludziach jak ona i zaczęła się zastanawiać, co będzie, jeśli w Hogwarcie większość będzie tak myślała, uzna ją za pomyłkę i każe wrócić do domu.
Przez resztę drogi prawie w ogóle się nie odzywała. Ożywiła się tylko na widok słodyczy z wózka, który przywiozła ze sobą czarownica z pociągu. Szczególnie zainteresowały ją czekoladowe żaby i fasolki wszystkich smaków. Harry i Ron, który ostatecznie został z nimi zrobili sobie zabawę z degustacji różnych smaków, a po jakimś czasie ona sama się do nich przyłączyła, co okazało się dobrym pomysłem. Oderwało ją to bowiem od ponurych rozmyślań i sprawiło, że po raz pierwszy w tym dniu poczuła się tak, jakby już miała przyjaciół.
Jak się okazało, Ron był tym czarodziejem z typowo magicznej rodziny, więc służył dwójce nowicjuszy radą i przestrogą przy tych fasolkach. Jego przestrogi okazały się jak najbardziej słuszne. Cindy wielokrotnie skręcała się ze śmiechu na widok miny Rona czy Harry'ego, gdy natrafili na jakiś nie dobry smak, jednak ona sama szybko straciła ochotę do śmiechu, gdy trafił jej się smak zgniłych jaj czy choćby skarpetowy albo chusteczek do dzieci. Dało jej to pierwszą tego dnia lekcję: ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.

Categories
różne

część pierwsza

Tak jak obiecałam, pokazuję wam to co zaczęłam wczoraj pisać. Z góry przepraszam, ale musiałam nieco skopiować początkowe sceny z książek. Nie utworzyłam jeszcze kategorii pod to osobnej, więc będzie w kategorii ogólnej. Nie wiem jak to się robi przez stronę, bo nigdzie nie widzę opcji nowa kategoria czy coś, więc byłabym wdzięczna, jeśli ktoś podpowie mi jak to się robi, żeby to wszystko miało ręce i nogi. A teraz miłego czytania. 🙂

Cała historia zaczyna się nie długo po tym, gdy Cindy White, najzwyczajniejsza do tej pory i przeciętna 11 latka otrzymuje tajemniczy list, który ma od tej pory zmienić całe jej poukładane życie o 180 stopni. Albowiem nasza bohaterka ma trafić do szkoły magii i czarodziejstwa Hogwart, czego kompletnie się nie spodziewa. Będzie musiała odnaleźć się w nowym i całkowicie nie znanym jej świecie.
***
Był pierwszy września. Cindy stała wraz ze swoimi rodzicami na peronie, rozglądając się po nim uważnie. To były ostatnie chwile, jakie spędzała w zwyczajnym, nie magicznym świecie. Nadal nie potrafiła uwierzyć w to, co właśnie się działo.
Zerknęła jeszcze raz na kartkę, którą ściskała w dłoni, a następnie na zegar, wiszący nad tablicą rozkładów jazdy.
Oderwała od niego wzrok, po czym jeszcze raz przeniosła go na kartkę, powtarzając w myślach czytane instrukcje: "Ekspres do Hogwartu odchodzi 1 września o godzinie jedenastej z peronu dziewięć i trzy czwarte". No dobrze, problem polegał na tym, że w tej chwili stała na peronie dziewiątym, mając obok peron dziesiąty, a jej rodzice patrzyli na nią tak, jakby wszystko wiedziała.
– Poradzisz sobie? – Spytała ją matka.
Cindy kiwnęła tylko głową. Nie bardzo wiedziała jak ma sobie poradzić w tej sytuacji, ale uznała, że nie chce jeszcze bardziej niepokoić rodziców. Już wystarczającym szokiem było dla nich to gdy otrzymała list. W jej rodzinie nie było ani jednego czarodzieja, a więc dla czego miała nim być właśnie ona.
Odsunęła jednak te wątpliwości na bok.
– Idźcie już – zwróciła się do rodziców. – Dam sobie radę. –
Starała się robić wszystko, by w jej głosie nie zabrzmiała niepewność, którą odczuwała.
Szybko pozwoliła rodzicom pocałować się w policzek, a następnie chwyciła wózek bagażowy i odwróciła się, machając jeszcze rodzicom i dając im znak, by już poszli.
Zrobiła pare niepewnych kroków, lecz już się nie obejrzała. Tłum zgarnął ją ze sobą, przyglądając jej się dziwnie. Zapewne musiała śmiesznie wyglądać. Jedenastoletnie dziecko, błąkające się po peronie tak, jakby samo nie wiedziało co ze sobą zrobić. Idealny materiał dla policji, a to była rzecz, której najmniej teraz potrzebowała.
Odetchnęła głęboko, po czym ruszyła pewniejszym krokiem, nie wiedząc nawet, kogo mogłaby zapytać o peron.
Nagle serce jej zabiło mocniej, ponieważ ze zwyczajnego gwaru wychwyciła strzęp rozmowy, w której padł numer peronu dziewięć i trzy czwarte.
Z nadzieją w sercu podkradła się bliżej. Gdy tłum nieco się przerzedził, zobaczyła małego chłopca, rozmawiającego ze strażnikiem o dość burkliwym wyglądzie.
– Nie ma takiego peronu ani pociągu, który odjeżdża o godzinie jedenastej – fuknął gburowaty strażnik, następnie odwrócił się i odszedł zamaszystym krokiem. Gdy przechodził obok Cindy ta usłyszała, jak mruczał do siebie pod nosem o głupich małolatach, co to marnują jego cenny czas.
Rozejrzała się dookoła. Nikt nie kwapił się by podejść i pomóc, więc uznała, że nie ma wyjścia. Z drugiej strony, perspektywa towarzystwa kogoś, kto najwidoczniej znajdował się w tej samej sytuacji co ona, napawała ją lekką otuchą.
Przełknęła ślinę i podeszła niepewnie do chłopca, który właśnie ruszał z miejsca. Na jego wózku oprócz kufra znajdowała się wielka klatka z przepiękną, dużą sową śnieżną.
– Przepraszam – bąknęła Cindy niepewnie, podchodząc bliżej.
Chłopiec odwrócił się, rozglądając dookoła z niepokojem, po czym spojrzał na nią. Miał niesamowicie zielone oczy i był bardzo mały i chudy. Mógł być może takiego samego wzrostu co ona.
– Słyszałam twoją rozmowę ze strażnikiem – bąkała nadal, dziwnie onieśmielona tym spojrzeniem. – Pytałeś o peron dziewięć i trzy czwarte… –
Urwała, gdy chłopiec kiwnął głową.
– Ty też do Hogwartu? – Spytał w końcu, a teraz to ona pokiwała głową.
– I nie wiem, jak dostać się na ten peron – dokończyła, zerkając na zegarek i ciesząc się, że nie postanowiła zdjąć go z ręki. Była do niego w jakiś sposób przyzwyczajona.
– Zostało dziesięć minut do odjazdu pociągu – stwierdziła ponuro. – To chyba nie jest żaden żart, ten cały hogwart i w ogóle?
– Hogwart na pewno nie, a więc peron też nie może być żartem – odpowiedział chłopak.
– Świetnie – pomyślała Cindy. – Więc tylko ja jestem taka głupia. –
Na głos zaś zapytała:
– Więc wiedziałeś wcześniej o Hogwarcie?
– Nie zupełnie – odparł. – Prawdę mówiąc, dowiedziałem się dopiero miesiąc temu. Poznałem Hagrida. Jest w Hogwarcie kimś w rodzaju pomocnika dyrektora… Czy coś – dokończył niepewnie, a po chwili dodał:
– ALe lepiej ruszmy się i znajdźmy ten peron, zanim zwieje nam pociąg.
– Racja. – Cindy pokiwała głową. – Tak w ogóle jestem Cindy White. –
Wyciągnęła do chłopca rękę.
– A ja Hary Potter. – Podał jej rękę i wymienili krótki uścisk. – A teraz chodź, znajdźmy ten peron, bo zostaniemy tu na zawsze. –
Kiwnęła głową i oboje ruszyli przez tłum, pchając przed sobą kufry. Cindy fascynowała nowa znajomość. Była nijako dowodem na to, że istnieją naprawdę ludzie, którzy są czarodziejami i mają magiczne zdolności.
– Patrz – zwróciła się nagle do Harry'ego, pokazując ręką grupkę ludzi, stojących w ciasnej gromadce. Harry również spojrzał w tamtą stronę.
– Mają sowę – odezwał się półszeptem, w którym Cindy usłyszała nutę rosnącej nadziei.
Oboje ruszyli w kierunku grupki nie opodal. Cindy wychwyciła słowa pulchnej kobiety, stojącej w gromadce:
– Oczywiście aż się roi od mugoli… –
Cindy zamrugała oczami, wyraźnie zdezorientowana. Harry najwidoczniej dostrzegł to, bo szepnął cicho:
– Zaczekaj, ja to zrobię. –
Ruszył przodem, a Cindy podążyła w pewnej odległości za nim, starając się jednak nie tracić go z oczu.
Podeszła na tyle blisko, że usłyszała jak Harry zagaduje pulchną kobietę.
– Ty też do hogwartu, kochaneczku? – Spytała kobieta. – Nie martw się, Ron też jest nowy. Pewnie nie wiesz, jak dostać się na peron? –
Cindy podeszła bliżej, nie zauważona jednak przez kobietę. Otaczający ją chłopcy musieli być jej dziećmi. Wszyscy byli płomienno-rudzi, a najmłodszy z nich był hudy, piegowaty i wysoki. Była też dziewczynka, może rok młodsza od Cindy, którą matka trzymała za rękę.
– Co do peronu – ciągnęła dalej kobieta. – Dostanie się na niego jest bardzo proste. Musisz iść na tą żelazną barierkę między peronem dziewiątym a dziesiątym. Nie zatrzymuj się i nie bój o to że na nią wpadniesz. Jak się denerwujesz, to pobiegnij. –
Odwróciła się do swoich dzieci.
– A wy co tu jeszcze robicie? – Ofuknęła ich. – Macie nie wiele ponad pięć minut. Już was tu nie ma.
– Dziękuję pani – zwrócił się Harry do kobiety.
– Ależ nie ma za co, kochanie – odpowiedziała, po czym jej uwaga ponownie skupiła się na swoich dzieciach.
Harry odwrócił się i szybko wypatrzył Cindy, która poczuła w tej chwili dziwne pomieszanie ulgi i rozbawienia.
– Przejść przez barierkę – parsknęła. – To było takie proste, co nie?
– A ja myślałem, że tu chodzi raczej o stukanie różdżką czy coś – odparł Harry.
Oboje przyglądali się rudemu rodzeństwu, które jedno po drugim znikało za barierką.
– No dobra. – Cindy odetchnęła głęboko. – Lepiej się ruszmy. –
Nie chciała dodawać, że się boi, ponieważ widziała, że jej towarzysz też nie czuje się zbyt pewnie.
Spojrzała na odległość, dzielącą ją od barierki, a następnie na samą barierkę. Poczuła dreszcz na myśl, że ta barierka jest na pewno bardzo solidna i że pewnie narobią za raz niezłego hałasu.
– Dobra. – Przełknęła ślinę. – Teraz ja idę pierwsza. –
Harry pokiwał tylko głową, a Cindy w jednym momencie wstrzymała oddech i nabrała rozpędu, zaczynając odrazu biec.
Zdążyła tylko pomyśleć "teraz albo nigdy", a w następnej chwili aż jej dech zaparło. Patrzyła bowiem na czerwoną lokomotywę, której jeszcze chwilę temu tam nie było. Odwróciła się i zobaczyła żelazny łuk z tabliczką, na której wyraźnie pisało peron numer dziewięć i trzy czwarte.
A więc się udało. Ruszyła w stronę pociągu, wiedząc, że zostało jeszcze nie całe pięć minut do jego odjazdu i mając nadzieję, że ten dopiero co poznany przez nią Harry także sobie poradzi. Znali się zaledwie kilka minut, a już zdążyli sobie pomóc.

Categories
o mnie

Powracam z czymś dla was.

Witajcie kochani. Czas na wielki powrót rodem powrotu jedi. Ale tak poważnie, przechodzę do rzeczy. Baaardzo długo mnie tu nie było, bo jakoś przyznam się szczerze, nie chciało włączać mi się drugiego laptopa z windowsem po to tylko, żeby przejrzeć sobie eltena. Nie wiem, jak długo jeszcze takie nieobecności miałyby miejsce, ale postanowiłam jednak zrobić coś, żeby zmotywować się do wyciągnięcia jednak tej topornie działającej windy. Mianowicie zamierzam się podzielić z wami czymś, co zaczęłam pisać dosłownie wczoraj wieczorem pod wpływem nagłych sentymentów. I nie jest to tym razem nic star warsowego. NIe samymi sw przecież się żyje. Tym razem jest to coś Potterowskiego, a dokładniej mówiąc moje pomysły, mające już prawie tyle samo lat ile moja prawie 16 letnia Julka. Owe pomysły pochodzą z roku 2004, kiedy to moja fascynacja Potterowskim światem sięgała zenitu, opierana wtedy jeszcze tylko o dwa pierwsze filmy, które do dzisiaj zaliczam do moich ulubionych. Do tej pory pamiętam ten kinowy klimat i te ciary, które przechodziły. Nawet to, jak poszłam z klasą do kina na komnatę tajemnic, nie znając kompletnie fabuły i pytałam na szybko koleżankę o czym to mniej więcej będzie. No i przez to narodziły się moje różne pomysły i wyorażenia, które zaczęłam dopiero wczoraj składać w fanfica, z lekką dozą niepokoju, jak to zostanie przyjęte. Stety albo i nie. Będzie tam dużo postaci Pottera, ale sama doszłam do wniosku, że jeszcze tego Pottera z dwóch pierwszych części dało się lubić. Znielubiłam go dopiero gdzieś od czwartej czy piątej części. Tak więc fanfic się pisze i być może coś się tu dzisiaj jeszcze pojawi. A jeśli nie dzisiaj, to raczej kiedyś na pewno. Tak więc ci co chcą niech czekają. Trzymajcie się zatem wszyscy.

EltenLink