część czternasta.

Z góry przepraszam, jeśli na kolejną część będziecie musieli poczekać nieco dłużej, ale wrzucam ostatni fragment jaki mam. Muszę coś napisać dalej dzisiaj albo jutro.

Dzień przed końcem roku szkolnego wszystkie ich kufry były już spakowane, a cała szkoła gromadziła się właśnie w wielkiej sali. Cindy czuła się dziwnie. Z jednej strony cieszyła się, że za 24 godziny zobaczy już rodziców i opowie im to wszystko, czego nie dała rady opowiedzieć w listach. Z drugiej strony wiedziała, że będzie jej bardzo brakować kontaktu z przyjaciółmi.
Gdy weszła razem z Harrym, Ronem i Hermioną do wielkiej sali zobaczyła, że draperia za stołem nauczycielskim udekorowana jest w zieleń i srebro. Z nijakim zawodem stwierdziła, że nie zdobędą pucharu domów w tym roku.
Sytuacji nie poprawiło nawet to, gdy Dumbledore w trakcie swojej mowy postanowił napomknąć o ostatnich wydarzeniach i przyznał po pięćdziesiąt punktów Ronowi i Hermionie, a jej i Harry'emu po sześćdziesiąt za rzadko spotykaną lojalność wobec przyjaciół i przejaw odwagi. Cindy pomyślała gożko, że w jej wypadku był to raczej przejaw głupoty, bo całą sprawę mogła zwyczajnie utrudnić, ale szybko przestała się tym przejmować, gdy Harry i Ron wyciągnęli do niej ręce przez stół, a Hermiona przytuliła ją, piszcząc z radości. Mimo wszystko ślizgoni mięli dziesięć punktów przewagi, lecz Gryffindor z ostatniego miejsca przeniósł się na drugie, za raz za ravenclaw.
Na następny dzień opuścili zamek. Podobnie jak w dniu swojego przybycia, pierwszoroczni zostali przewiezieni łódkami przez Hagrida. Cindy, Harry, Ron i Hermiona siedzieli razem w jednej łódce, rozmawiając ze sobą tak, jak już dawno nie rozmawiali, wolni od wszystkich trosk.
W pociągu było podobnie. Przez pierwszą połowę podróży grali w wisielca i eksplodującego durnia, do puki nie pojawili się bliźniacy Weasley'owie.
Śmiali się i rozmawiali, a pociąg mknął przez pola i wioski.
Pod wieczór przebrali się w mugolskie ubrania, gdy tym czasem za oknem robiło się coraz ciemniej i coraz bardziej znajomo.
Gdy pociąg w końcu zatrzymał się na stacji King's cross, Cindy złapała swój kufer i ruszyła do wyjścia. Przy drzwiach przedziału zatrzymała się jednak.
– Harry, chodź – zawołała wesoło na przyjaciela, który wyraźnie się ociągał. Ruszył za nią, a ona zerknęła jeszcze na niego przez ramię, obserwując, jak w jednej ręce niesie kufer, a w drugiej klatkę z Hedwigą.
– Hej, będzie dobrze – szepnęła z otuchą.
– Taa, jasne – odpowiedział bez przekonania. – Nic mi nie jest. –
Jego mina mówiła jednak wyraźnie Cindy, że nie mówi jej prawdy, lecz postanowiła to przemilczeć, nie chcąc znowu na niego naciskać.
Z peronu wydostawali się grupkami, nadzorowani przez gburowato wyglądającego strażnika. Gdy znaleźli się już na peronie dziewiątym, Cindy z oddali dostrzegła swoich rodziców. Pomachała do nich, by podeszli.
– Może się zobaczymy w lecie – odezwał się Ron. – No wiecie, możecie do nas przyjechać… –
Urwał, bo w jego stronę zmierzała właśnie matka. Cindy poznała ją odrazu.
Pani Weasley okazała się być bardzo serdeczna. Uściskała zarówno Harry'ego jak i ją samą.
– Dziękuję za te skarpetki – odezwała się Cindy, gdy kobieta wypuściła ją z objęć.
– Ja też dziękuję – dodał Harry.
– Ależ nie ma za co, kochaneczki – odpowiedziała serdecznie. Cindy dostrzegła jak wysoki, łysiejący mężczyzna stoi nie daleko razem z jej rodzicami, rozmawiając z nimi z przejęciem. Sądząc po kolorze włosów, jakie miał jeszcze na głowie wywnioskowała, że to musi być ojciec rona.
– Mama! – Zawołała uradowana, gdy cała trójka do nich podeszła, a pani White odrazu chwyciła córkę w objęcia.
– No już dość – mruknęła Cindy lekko zawstydzona, uwalniając się łagodnie z objęć matki. – To są właśnie moi przyjaciele. To jest Ron, a to Harry, a to Hermiona. –
Jej matka uśmiechnęła się do nich, a oni przywitali się z nią grzecznie.
– No to trzymajcie się – powiedziała Cindy, zwracając się do przyjaciół. Hermiona podbiegła i obie uściskały się jak siostry, z Ronem poklepali się po plecach, natomiast wobec Harry'ego zrobiła coś, na co nigdy się jeszcze nie zdobyła. Przytuliła go i pocałowała w policzek.
– Piszcie do mnie – poprosiła, puszczając Harry'ego, który wyglądał na lekko zmieszanego. – Będziecie pisać prawda? Proszę.
– Jasne. – Ron zachichotał. Harry uśmiechnął się smutno.
– Napiszę – odpowiedział, a Cindy uśmiechnęła się lekko.
– Hej, długo jeszcze? – Dało się słyszeć zrzędliwy głos niedaleko nich. Cindy odwróciła się i dopiero teraz dostrzegła przysadzistego mężczyznę o wielkich wąsach i dość nie przyjemnym wyrazie twarzy, który patrzył na Harry'ego małymi, świdrującymi oczkami. Cindy zerknęła na Harry'ego pytająco, a on tylko skinął lekko głową.
– Już idę – mruknął niechętnie, zwracając się do swojego wuja..
– No, byle szybko – odwarknął w odpowiedzi. – Nie mam zamiaru sterczeć tutaj i marnować całego dnia. –
I wygłosiwszy tą uwagę, odwrócił się i odmaszerował.
– No to… Cześć – odezwał się Harry, a Cindy usłyszała w jego głosie autentyczny smutek.
– Jak można być tak nie miłym? – Spytała Hermiona, patrząc zszokowana na plecy pana Dursley'a.
– To jeszcze nic – odparł Harry. – Potrafi być gorszy.
– Jakoś to będzie. – Cindy usiłowała go pocieszyć. – Masz przecież Hedwigę. Możesz zawsze do nas napisać.
– Tak. – Harry nagle uśmiechnął się krzywo. – Oni nie wiedzą, że poza szkołą nie wolno nam używać magii. Nastraszę trochę Dudley'a. –
Cindy nie umiała się powstrzymać od tego, by nie zachichotać.
– Pośpiesz się! – Dało się słyszeć z oddali kolejne warknięcie pana Dursley'a. Cindy westchnęła wymownie.
– Trzymaj się – odezwała się, gdy Harry podał jej rękę. Uścisnęła ją trochę mocniej niż na zwykłe pożegnanie, chcąc w ten sposób dodać mu otuchy.
Zauważyła, że jej matka przygląda się temu pożegnaniu, uśmiechając się w sposób, który wydał się Cindy dziwnie osobliwy.
– Hej, zaczekaj jeszcze chwilę – zawołała, zatrzymując w ten sposób Harry'ego. Sięgnęła do kieszeni, wyjęła z niej byle papierek od słodyczy i najszybciej jak mogła nabazgrała szybko na czystym miejscu dwa razy swój numer telefonu. Przedarła papierek na dwie części i jedną podała Hermionie. Po jej szybkim spojrzeniu wywnioskowała, że przyjaciółka zrozumiała o co jej chodzi.
Następnie Cindy podbiegła do Harry'ego, który stał już w pewnej odległości od nich wszystkich.
– Masz. – Wcisnęła mu w rękę drugą część papierka, mówiąc teraz szeptem:
– To jest numer telefonu moich rodziców. Ale nie przejmuj się, oni nie mięliby nic przeciwko temu, że ci to daję. Jeśli będziesz kiedyś sam w domu i będziesz chciał pogadać, to wiesz… Zadzwoń. –
Harry wyglądał na zaskoczonego, ale uśmiechnął się do niej.
– Dzięki – powiedział. – Teraz już naprawdę muszę iść.
– Jasne. – Cindy cofnęła się pare kroków w tył. – To do zobaczenia… Oby za niedługo. –
Odwróciła się i wróciła z powrotem do rodziców, zajętych rozmową z rodzicami Rona i Hermiony. Na jej widok jednak przerwali konwersację.
Ron spojrzał na Cindy wymownie i dziwnie się uśmiechnął. Hermiona jeszcze przez chwilę patrzyła w miejsce, z którego odszedł Harry, ale po chwili ona też się do nich odwróciła.
– Będziemy w kontakcie – zapewniła Cindy. – Na pewno.
– Wiem. – Cindy spojrzała na przyjaciółkę.
– Mam nadzieję, że Harry też będzie miał fajne wakacje – stwierdziła nagle Hermiona. – Ten jego wujek nie wyglądał miło.
– Wiem o tym. – Cindy spochmurniała, zwracając się teraz do Rona i Hermiony:
– Jeśli dostaniecie od niego jakieś wiadomości… Ron, wyślesz mi sowę prawda?
– Przecież mówiłem ci że do ciebie napiszę. – Ron wyszczerzył zęby. – Nie martw się tak. Są wakacje. –
Cindy również się uśmiechnęła, zarażona częściowo jego optymizmem.
Pięć minut później siedziała już w samochodzie rodziców, rozmyślając o wszystkim, co przeżyła w ciągu tych dziesięciu miesięcy i kalkulując sobie na chłodno, co może, a czego lepiej nie mówić rodzicom. Na pierwszy ogień do odrzucenia poszła historia kamienia filozoficznego. Nie chciała przerazić rodziców wiadomością, że o mało co nie zginęła.
– Cindy, jesteś tu z nami? – Jej matka odwróciła się do tyłu, by spojrzeć na córkę.
– Tak mamo. Ja po prostu…
– Zamyśliłaś się. – Jej matka uśmiechnęła się do niej. – Nawiasem mówiąc, miłych masz tych przyjaciół. Zwłaszcza ten Harry… Nie wyglądał na szczęśliwego, gdy odchodził.
– Mamo proszę, przestań – zaoponowała szybko Cindy. – Nawet gdybym chciała, nie mogę mu pomóc. Ani ja, ani Ron, ani Hermiona. Nie możemy używać czarów po za szkołą. Złamalibyśmy zasady tajności… No wiesz. Nie wszyscy są tak tolerancyjni jak ty czy tata, albo rodzice Hermiony.
– Patrząc na tego… Tego wujka… – Matka Cindy skrzywiła się z dezaprobatą. – Chyba rozumiem co masz na myśli. Szkoda że tego nie widziałeś. –
Zwróciła się do męża.
– Gdyby mógł, to chyba obsztorcowałby tego biednego chłopca tylko dla tego, bo chciał się pożegnać z kolegami. No dawno nie widziałam takiego… –
Urwała, najwidoczniej nie chcąc wyrazić się źle o panu Dursley'u.
– Lubisz go, prawda? – Zwróciła się teraz do Cindy, a ta otworzyła szeroko oczy.
– Wujka Harry'ego? W życiu!
– Nie. Nie jego. – Uśmiechnęła się z rozbawieniem. – Harry'ego. Bardzo często pisałaś o nim w listach.
– Bardzo dużo mi pomógł. – Przed oczami Cindy stanęła twarz profesora Quirrella i Harry, robiący wszystko, by uratować im życie. Wzdrygnęła się w tej samej chwili, gdy jej matka odwróciła się od niej i spojrzała w okno.
– Z resztą, lubię ich wszystkich – dokończyła cicho. – Hermiona też ma takich rodziców jak wy.
– Bardzo mili ludzie – przyznała jej matka. – A ona sama też wygląda na taką, która wie co chce od życia.
– Jest najlepsza w klasie. – Cindy gdy to mówiła, poczuła nagły przypływ dumy z powodu tego, że ma taką przyjaciółkę.
– To cudownie. – W głosie jej matki zabrzmiała szczera radość. – Kochanie, ale coś jeszcze muszę ci powiedzieć. Po jutrze przyjeżdża Lucy.
– Co? – Chcąc spojrzeć na matkę, Cindy zadarła głowę tak gwałtownie, że w szyi złapał ją skurcz. – Przyjeżdża? –
Lucy była kuzynką Cindy, dwa lata starszą od niej. Obie zawsze bardzo dobrze się dogadywały, jednak teraz Cindy zaczęła się zastanawiać z nagłą paniką, o czym będzie rozmawiać z kuzynką, zatopiona myślami w swoim drugim, czarodziejskim świecie.
– No tak. Nie cieszysz się?
– Niee, znaczy… – Cindy zająknęła się nagle. – Bardzo się cieszę. –
Nie chciała mówić rodzicom o swoich obawach, uznając, że jakoś sobie z tym poradzi. Trudno jej było wyobrazić sobie reakcję kuzynki, gdyby dowiedziała się tego, do jakiej naprawdę szkoły Cindy należy.
* * *
*Kartka z pamiętnika*
Kochany pamiętniku. Jest dzisiaj pierwszy lipca. Nie długo minie miesiąc, odkąd skończyłam dwanaście lat, ale ja nie o tym chcę teraz pisać.
Jestem w domu dopiero jeden dzień, a już czuję, jak bardzo brakuje mi tamtego świata, Hogwartu, Rona, Hermiony i Harry'ego. Nie mogę przestać myśleć o tym, co teraz robią.
Dzisiaj w nocy znowu śnił mi się Voldemort i ta straszna komnata. I znowu zastanawiam się, czy zrobiłam na pewno dobrze, zostając z Harrym i robiąc to, co zrobiłam. Bo tym że zostałam, w ogóle się nie przejmuję. Bardziej nie daje mi spokoju to, jak wyskoczyłam z pod peleryny bez żadnego planu, myśląc tylko o uratowaniu Harry'ego i kamienia przed tym ochydnym Quirrellem. Chyba do końca życia nie zapomnę tych czerwonych oczu Voldemorta i tego przeczucia, że oboje z Harrym za raz umrzemy. Aż nie mogę o tym pisać, bo chce mi się płakać. Jestem niezmiernie wdzięczna Harry'emu za to, że chciał mnie ochronić. Ale zastanawiam się z drugiej strony, czemu chciał to zrobić. Przecież ja nie jestem kimś ważnym. Nie jestem nawet tak dobra w lekcjach jak Hermiona. Jestem taka zwyczajna. Czym sobie zasłużyłam na to, by ktoś chciał mnie ocalić za wszelką cenę, narażając swoje własne życie?
Jutro przyjeżdża Lucy i co ja jej niby mam powiedzieć? Będę musiała kłamać, ale co będzie, jeśli natknie się na moją różdżkę czy książkę z zaklęciami? Boję się tego trochę, bo bardzo lubię Lucy. Jest najfajniejszą kuzynką jaką mam. Oby tylko nie przyśnił mi się znowu w nocy Voldemort, bo to się może źle skończyć. Zawsze po takim śnie budzę się wystraszona i płaczę, a nie chcę, żeby Lucy mnie wypytywała albo coś zauważyła.
Mama dzisiaj z pięć razy wspominała Harry'ego, Rona i Hermionę. Ale najczęściej Harry'ego. Nie zniosę chyba, jeśli zrobi to po raz kolejny. Już i tak sama za bardzo za nimi tęsknię.
Dobrze że trzymasz wszystkie moje sekrety w sobie i nikt ich nie odczyta. Kluczyk chowam zawsze w kufrze, w miejscu, w którym tylko ja mogę go znaleść. Tak więc przynajmniej o to jestem spokojna, że nikt nie przeczyta tego, co ja tu piszę.
* * *

EltenLink