Hej. Powracam z nowym fragmentem. Przepraszam wszystkich że tak długo, ale ten fragment pisało mi się nie wiedzieć czemu najtrudniej. I tak wyszedł chyba taki drętwy. Ale teraz już będzie lepiej, bo kolejny pisze się szybciutko.
Następnego dnia Cindy pochowała wszystkie swoje książki i różdżkę do kufra tak na wszelki wypadek. Nie chciała wtajemniczać kuzynki w swój sekret przynależności do magicznego świata. Bała się tego, że Lucy zwyczajnie się przestraszy, albo uzna ją za wariatkę.
Tak więc gdy po południu przyjechała Lucy, Cindy zachowywała się tak jak zwykle, unikając tylko tematu szkoły i starając się wymyślić dla nich obydwóch jakieś zajęcie.
Grały więc na pianinie, czego Cindy bardzo brakowało przez dziesięć miesięcy bycia w Hogwarcie. Słuchały muzyki, aż w końcu wyszły przed dom na huśtawkę.
– Patrz, prenumerujesz to? – Lucy przed wyjściem wygrzebała z plecaka jakąś gazetkę i teraz podsuwała ją Cindy pod nos.
Starając się ukryć zdziwienie, Cindy wzięła czasopismo. Był to miesięcznik zatytułowany czarodziejka, przedstawiający na okładce dziewczynę na oko trzynasto-letnią, z krótkimi kręconymi bląd włosami. Cindy z trudem powstrzymała się od wywrócenia oczami na widok całkowicie nie ruchomego rysunku.
– Fajne – mruknęła, otwierając gazetkę i przerzucając kilka stron. – Pierwszy raz to widzę, no wiesz… Jakoś mnie do tego nie ciągło.
– No co ty. – Kuzynka wytrzeszczyła na nią oczy. – To jest super. Możemy sobie quiz rozwiązać kim byś była, znaczy którą z tych czarodziejek. Mi wyszła Irma. To ta co jest na okładce. Świetna jest. W ogóle wiesz co? –
Przymknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu.
– Fajnie by było być taką czarodziejką no nie? – Spytała z rozmarzeniem w głosie. – No wiesz, znać tą magię, czary i w ogóle…
– Achaa – mruknęła Cindy, powstrzymując szeroki uśmiech i sprawiając, że kąciki jej ust tylko lekko się uniosły.
– Wszystko ok? – Lucy spojrzała na nią z niepokojem, wyrywając się ze swojego świata marzeń. – Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że jesteś jakaś smutna. No i nie wiem, że jakoś tak spoważniałaś. Co jest?
– Nic – odpowiedziała Cindy automatycznie, myśląc tylko, że gdyby kuzynka przeżyła tak jak ona dosłowne spotkanie prawie ze śmiercią, na pewno też by spoważniała. – Po prostu miałam ciężki rok w szkole. I tęsknię za przyjaciółmi. –
Kuzynka pokiwała ze zrozumieniem głową.
– Fajni muszą być – stwierdziła. – Ale wiesz co? Mam pomysł. Wiesz co mogłybyśmy zrobić jutro?
– No? – Cindy popatrzyła na Lucy z żywszym zainteresowaniem.
– Pamiętasz, jak zeszłego lata opowiadałaś mi o tym starym domu tam na wzgórzu nie daleko? Że chciałabyś tam iść? Z tego co widziałam jak jechałam tu z ciocią i wujkiem, to on tam nadal stoi. Tylko nad wejściem jest napisane, że jest przeznaczony do rozbiórki. A co, jeśli za rok już go rozbiorą? –
Cindy uniosła wysoko brwi. Lucy miała tylko trzynaście lat, ale lubiła bardzo czytać horrory i wszystko, co związane było z duchami czy nawiedzonymi lub opuszczonymi miejscami. Rok wcześniej, gdy Cindy nie była jeszcze świadoma tego kim naprawdę jest, obie z Lucy przesiadywały całymi dniami w pokoju, pisząc różne straszne historie i opowiadanka.
– No wiesz… – Odezwała się w zamyśleniu, nieświadomie zaczynając bujać huśtawkę mocniej niż do tej pory. – Nie wiem… A co jeśli rodzice się dowiedzą? –
Prawdę mówiąc, nie bardzo chciała chodzić teraz w jakiekolwiek nie znane i straszne miejsca bez różdżki. Bała się tego, że gdyby tam poszły mogłoby jej się wydawać, że z każdego kąta obserwuje ją twarz Voldemorta.
– Zawsze możemy powiedzieć, że idziemy na spacer. – Lucy patrzyła na Cindy, lecz na jej twarzy też można było dostrzec nie pewność. – Jakby wujek z ciocią się dowiedzieli, to chyba bym już nigdy do was nie przyjechała. Pamiętasz co zawsze mówili, co nie?
– Taa. – Cindy wydęła lekko wargi. – Pamiętaj Lucy. Jesteś starsza i wierzę, że będziesz odpowiedzialną dziewczynką i zajmiesz się Cindy jak należy. Słowa mamy. –
Obie zachichotały.
– Zajmiesz się Cindy jak należy – powtórzyła Cindy. – A Cindy nie ma już pięciu lat.
– No tak. – Lucy powstrzymała chichot. – Ale wracając do mojego pomysłu, gdybyśmy tam poszły, to przecież nic nam się tam nie może stać. To tylko zwyczajny dom do rozbiurki. Ani tam nie straszy ani nic. –
Ten argument ostatecznie przekonał Cindy, chociaż w wyobraźni usłyszała głos Hermiony, mówiący z wyrzutem jedno słowo: "nie odpowiedzialna".
– To by się chyba spodobało Harry'emu – przebiegło jej przez myśl. – On i Ron są pierwsi do łamania zakazów. Chyba za dużo się z nimi na przebywałam. –
Na myśl o przyjaciołach, na jej twarzy pojawił się szeroki i szczery uśmiech. Może dla tego, że ponownie wyobraziła sobie ich twarze, gdyby teraz tu byli i słyszeli, co ona sama chce teraz zrobić.
– Dobra. – Popatrzyła na Lucy. – Ok. Zrobimy to jutro. –
Tak więc na następny dzień po obiedzie wyszły z domu, mówiąc rodzicom Cindy, że idą na spacer.
Gdy już znalazły się daleko od domu, Lucy nagle zagadnęła:
– Zauważyłaś różnicę? Ciocia nie powiedziała dzisiaj zwykłego tekstu do mnie, że opiekuj się Cindy.
– Bo już nie… – Cindy urwała, bo zdała sobie sprawę z tego, że prawie powiedziała: "bo już nie trzeba się mną opiekować". W odpowiedzi na uniesione brwi kuzynki dokończyła szybko:
– Nie będzie ci tego przypominać. Wiesz, ufa ci. Jeszcze ani razu jej nie zawiodłyśmy.
– Acha, no skoro tak… – Lucy uśmiechnęła się w odpowiedzi szeroko.
– OByśmy teraz tego nie zrobiły – zauważyła po chwili zastanowienia. Cindy pokiwała głową. Myślami jednak była daleko z tond. Znowu myślała o trójce przyjaciół i o tym, że nie ma z nimi żadnego kontaktu. Pomyślała z goryczą, że Hermiona mogłaby chociaż zadzwonić.
– Patrz, jesteśmy. – Z zamyślenia wyrwała ją Lucy, a ona zdała sobie sprawę z tego, że faktycznie są już na miejscu. Stały na wzgórzu, a przed nimi majaczyła sylwetka pięknego, piętrowego domu.
– Musiał tu mieszkać ktoś bardzo bogaty, nie? – Zagadnęła Cindy, patrząc na białe marmurowe płyty, którymi wyłożony był taras wiodący do środka, otoczony metalowymi barierkami. – Mama z tatą nigdy mi nie mówili kto tam mieszkał. Ale wyobrażasz sobie mieć taki dom? Naprawdę nie rozumiem, po co go rozbierać.
– O tym samym pomyślałam. – Lucy wspięła się na taras, a Cindy tuż za nią, odruchowo powstrzymując się od sięgnięcia ręką do kieszeni w poszukiwaniu różdżki. Szybko jednak zorientowała się, że po pierwsze, w cale nie ma różdżki przy sobie, a po drugie, jest razem z Lucy, która nic nie wie o tym, kim kuzynka tak naprawdę jest.
Przez kilka chwil obie stały, przypatrując się budynkowi. Słońce grzało je mocno w plecy, a z pozbawionego drzwi wejścia do domu bił miły chłód.
– To co robimy? – Spytała Lucy po paru chwilach wpatrywania się w wejście.
– Chodź. – Cindy skinęła na nią ręką, dziwiąc się temu, jak pewnie zabrzmiał jej głos.
Wzięła głęboki oddech, po czym wraz z kuzynką przeszła przez taras i wspięła się za nią po trzech marmurowych stopniach, prowadzących do wejścia do budynku.
Przekroczyły próg i znalazły się w chłodnym przedsionku. Zarówno ściany, jak i podłoga były z gołego kamienia. Na posadzce było pełno pokruszonego żwiru, a ich kroki odbijały się głośnym echem od ścian.
– O kurczę – westchnęła lucy, a w jej głosie zabrzmiał podziw pomieszany ze zgrozą.
Cindy wysunęła się nieco do przodu, rozglądając się po surowych ścianach i kładąc palec na ustach, nakazując kuzynce być cicho. Odwróciła się po raz ostatni w stronę wejścia i światła słonecznego, po czym ostrożnie obeszła pomieszczenie.
– No i? – Lucy szła za nią krok w krok, coraz bardziej zafascynowana.
Cindy zatrzymała się i wskazała ręką przed siebie, gdzie widać było przejście do innego pomieszczenia. Przysłoniła oczy lewą ręką, patrząc w pozbawione drzwi wejście, jakby czaiło się tam jakieś niebespieczeństwo.
– Chyba się tutaj nie zgubimy, prawda? – Spytała cicho Lucy.
Cindy potrząsnęła głową, a następnie przeszła przez wejście do kolejnego pomieszczenia. Światło z zewnątrz zniknęło, zastąpione przez wszechogarniającą wszystko ciemność. W powietrzu czuć było stęchły zapach wilgoci.
– Daj latarkę – szepnęła Cindy do kuzynki, a w ciszy ten szept nawet jej samej wydał się upiorny.
Wzdrygnęła się lekko, powtarzając sobie w myślach: -"Hej, jesteś przecież w gryffindorze. Musisz być odważna. Jeśli dałaś radę zmierzyć się z Voldemortem, to tutaj nie masz się czego bać."-
Odwróciła się i wzięła od Lucy latarkę. Gdy ją zapaliła, wątłe światełko padło na zimne ściany, a następnie przesunęło się po nich, tworząc wydłużone cienie, które poruszały się jak żywe.
Lucy nabrała głośno powietrza i schwyciła kuzynkę za ramię, chcąc coś powiedzieć, lecz Cindy natarczywym szeptem nakazała jej milczenie.
Ruszyła przodem przez pusty salon, a Lucy podążała za nią. W ciszy obydwie wyraźnie słyszały swoje przyspieszone oddechy.
– Patrz – szepnęła Cindy, zatrzymując się. Doszły do ściany, a po prawej stronie znajdowało się wąskie przejście, wiodące po kamiennych stopniach na piętro.
– Chodź – Szepnęła Lucy i teraz to ona wyminęła Cindy i ruszyła przodem.
Cindy dla pewności położyła dłoń na ramieniu kuzynki i ruszyła za nią, nadal oświetlając ściany latarką.
– Mam tylko nadzieję, że nie padną baterie – szepnęła Lucy.
– Też mam nadzieję – odszepnęła Cindy.
Znalazły się na piętrze, na którym nie było nic po za kolejną klatką schodową. Była większa niż ta, którą tu przyszły i wiodła na wyższe piętro.
– Musimy uważać – Szepnęła Cindy, patrząc na schody. – Tu nie ma poręczy. –
Mając ciągle w pamięci to co przeszła miesiąc temu w Hogwarcie, spodziewała się najgorszego. Myśl o tamtych wydarzeniach sprawiła, że pomyślała także o Harrym, który był jej towarzyszem w tym koszmarze. Myśl o nim sprawiła jej jednak ból, więc na tą chwilę szybko wyrzuciła z głowy wspomnienie przyjaciela.
– Idziesz pierwsza? – Spytała Lucy szeptem.
Cindy tylko pokiwała głową i ruszyła przodem, starając się nie patrzeć na boki. Wiedziała, że gdyby spadły z takiej wysokości, mogłoby to się skończyć conajmniej jakimś rozcięciem.
Obeszły tak pozostałą część domu, nie znajdując nic po za wrażeniem tajemniczości i mroku. Cindy nie wiedziała, jakim cudem udało im się odnaleść drogę powrotną w tych ciemnościach. Poczuła jednak ulgę, kiedy wydostały się z powrotem na światło dzienne i poczuły promienie słońca na twarzy.
– No i nic – orzekła Lucy. – Nic.
– A co myślałaś że tam znajdziemy. Wampira? – Cindy uśmiechnęła się słabo. – Dobra, a teraz wracajmy do domu, zanim mama zacznie się martwić. –
Tak mijały dalsze dni wakacji. Po wyjeździe Lucy, Cindy ogarnęła dziwna melancholia i apatia. Nie mając co robić przesiadywała całymi dniami na huśtawce, przeglądając swoje podręczniki z ubiegłego roku, będąc jednocześnie ciekawa, czego przyjdzie jej nauczyć się w tym nadchodzącym.
Lipiec był wyjątkowo upalny i nie zapowiadało siię na to, by sierpień specjalnie się od niego różnił. Cindy w ciągu lipca dostała dwa liściki od Rona, w których opisywał co porabia i donosił jej o nowinkach z czarodziejskiego świata. Cindy strasznie mu zazdrościła. Dałaby naprawdę wiele za jakiekolwiek towarzystwo.
One reply on “część piętnasta.”
fajnie się czyta i czekam na dalsze części.