XVIII
– Chodź. – Głos, który rozległ się tuż nad Shayley sprawił że podskoczyła. Jednak nie zareagowała.
– Chodź, nie mamy czasu. – Głos rozległ się ponownie. Był łagodny i miękki.
Gdy po chwili Shayley poczuła, jak obejmuje ją czyjaś drobna, ciepła ręka obejrzała się zapłakana na tego kogoś. Nie musiała długo się przyglądać by poznać kto przed nią stoi.
– Leia – szepnęła i nim księżniczka zdążyła coś odpowiedzieć, podniosła się i po chwili wypłakiwała się w jej ramię.
– Już dobrze, dobrze – uspakajała ją Leia cichym, kojącym głosem, takim jak przemawia się do osoby, której zmarł ktoś blizki. – Bardzo dobrze się zpisałaś. Luke naprawdę doskonale cię wyszkolił. Chodź, zejdźmy tam do niego. –
Objęła Shayley opiekuńczo ramieniem i zprowadziła w dół. Shayley po przez moc wyczuwała, że pod maską opanowania lei kryje się strach. Wiedziała już, że Leia ma bardzo silną osobowość, co najprawdopodobniej ocaliło jej życie.
– Jak udało ci się uciec – Zpytała po chwili. Leia wzruszyła ramionami.
– Pomógł mi jedenz sithów. Nie wiem jaki miał w tym cel, jednak uwolnił mnie i pozwolił odejźć. Zdecydowanie zbyt łatwo, nie wierzę w czystość tych intencji. –
Shayley miała odpowiedzieć, lecz w tym momencie znalazły się na dole. W nikłym blasku rzucony przez miecz świetlny uaktywniony przez Shayley dostrzegli LukeA, leżącego bez ruchu tuż przy ścianie. Oczy miał zamknięte, a twarz całkowicie pozbawioną wyrazu.
Leia delikatnie puściła Shayley, a ta nachyliła się i ostrożnie dotknęła zaschniętej już plamy krwi na jego jasnych włosach. Luke wyglądał nie dobrze.
– Żyje – odezwała się Leia.
– Co… żyje? – Shayley spojrzała na nią z niedowierzaniem.
– Jest nie przytomny, ale żyje. Jestem pewna – odparła Leia szczerze. Była tego pewna. – Sama zobacz, skup się. –
Rzeczywiście. Shayley po chwili poczuła, jak żywa obecność LukeA dociera do niej po przez moc,, oddychał natomiast bardzo regularnie, co nie wskazywało na to by bezpośrednio groziła mu teraz śmierć. Shayley miała ochotę znowu się rozpłakać, lecz tym razem ze szczęścia i ulgi. Ponownie przy użyciu mocy przywołała miecz młodego Jedi, a gdy wskoczył jej do ręki, zawiesiła go przy pasie właściciela.
– Chodź – ponagliła ją Leia. – Musimy się dostać na wasz statek. Vader na pewno zacznie niedługo nas szukać. –
Shayley westchnęła. Patrząc pytająco na Leię ponownie użyła mocy i kożystając z niej zarzuciła sobie nieprzytomnego LukeA na plecy.
Leia spojrzała na nią w milczeniu i kiwnęła z aprobatą głową.
Obie zaczęły wspinać się po schodach, które jednak w każdej chwili groziły obsunięciem. Shayley niosąca LukeA nie mogła już posługiwać się mocą, więc teraz Leia przejęła inicjatywę ochraniania ich wszystkich przed gwałtownym zjazdem w dół.
– Pospieszmy się – zawołała Leia, gdy część schodów którymi już zdążyli wejźć posypała się jakby była zrobiona z klocków. – Już nie daleko, za raz będzie po wszystkim, tylko się pospiesz! –
Shayley spieszyła się jak mogła. Nie czuła zmęczeni z powodowanego ciężarem byłego mistrza, wiedziała i czuła że moc jest z nią.
– Jeszcze tylko trochę – przekonywała nie tylko samą siebie. – Trzymaj się, Luke… –
Niesiony przez nią jedi jęknął cicho, co dla Shayley było kolejnym niepodważalnym dowodem na to, że Vader nie zdołał wydrzeć z niego życia.
W ostatniej chwili udało im się wspiąć na górę. W następnym momencie schody zmieniły się w głęboką czeluść.
– Słudzy vadera będą musięli zrobić tu kapitalny remont – odezwała się Shayley.
Leia parsknęła śmiechem.
– To nie koniec zabawy – odezwała się, poważniejąc. – Chodź.
– mistrzu, najwyższy czas żebyś się ocknął – szepnęła cicho padawanka. – Jesteś nam potrzebny. –
W tej samej chwili Luke otworzył oczy. Pierwszym co dotarło do jego świadomości był fakt, że patrzy na coś, co bardzo przypomina ciemno-brązową pajęczynę, oraz że czuje pod sobą coś żywego i że jego położenie jest aczkolwiek dziwne.
– Czysto czy nie… – Głos który usłyszał należał do Shayley. Teraz dotarło do niego, że tym na co patrzył były jej włosy, oraz że ona sama niesie go na plecach, jeszcze na pół przytomnego.
– Co mnie ominęło – zapytał cicho.
– dużo rzeczy – odparła padawanka. – powiem ci wszystko potem.
– Ale Vader…
– Nie martw się vaderem, narazie zdaj się na mnie.
– Tym razem niczego nie przegapię – odparł. – Puść mnie już, dam radę iźć. Kości mam całe, tak przynajmniej czuję. –
Shayley zatrzymała się, a wtedy Luke wezwał moc i lekko zeskoczył na ziemię. W tym samym momencie zobaczył Leię.
– Potem, potem – zawołała, gdy podbiegł do niej chcąc ją uściskać.
– Chodźmy już – ponagliła ich Shayley. Leia zahihotała, Luke też poszedł w jej ślady.
– W porządku – odezwał się. – Teraz ty jesteś bohaterką, a ja tylko mistrzem. Zdaję się na ciebie tym razem. –
Szli przez jakiś czas w milczeniu. Shayley była w stanie najgłębszego skupienia i czujności. Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do niej, jak głęboką wiarę pokłada w niej Luke, że ona nie jest już tą która pyta i się uczy, tylko prowadzi. Pragnęła wykazać się dojrzałością, tak jak przy walce z Vaderem, gdy w ostatniej dosłownie chwili opamiętała się i nie zadała śmiertelnego ciosu. Vader czy nie, morderca czy ofiara, był jednak pozbawiony możliwości jakiej kolwiek obrony. Zabijając go Shayley zaprzepaściłaby wszystko czego nauczył ją Luke.
– Shayley – posłyszała nagle jego cichy głos. Zrównał się z nią i teraz oboje szli tuż obok siebie. Leia została nieco w tyle, czujna i spokojna.
– Powiedz mi – podjął znowu Luke – co się stało po tym jak wiesz… Vader mnie zaskoczył. Pozwoliłem mu się na chwilę zdekoncentrować, popełniłem błąd, który mi jako mistrzowi nie przystoi.
– Przestań – zawołała Shayley. – To nie twoja wina. Sama zachowałabym się podobnie na twoim miejscu. Vader poprostu sprytnie to wykorzystał.
– Mniejsza z tym – odparł Luke. – Co się potem stało? Walczyłaś z nim sama, ja nie wiele ci się przydałem. –
Shayley opowiedziała mu w miarę szczegułowo co działo się potem. Przyznała się nawet do tego że popadła w furię, przekonana o śmierci LukeA, że to ona pierwsza zaatakowała Vadera, że odebrała mu rękę, tak jak on odebrał ją kiedyś LukeOwi, oraz że omało nie popełniła pierwszego w swoim życiu morderstwa i nie zeszła ze ścieszki, na którą wprowadził ją Luke.
Mówiła długo i szczerze, w głębi ducha obawiając się że poraz kolejny zawiodła LukeA. Pamiętała to bardzo dobrze, pamiętała jego smutne spojrzenie.
Gdy jednak skończyła mówić Luke zrobił coś, co ją całkowicie zaskoczyło. Zatrzymał się na moment, podszedł i na krutką chwilę przytulił ją mocno. Shayley zobaczyła jak mruga powiekami, jak bardzo jest poruszony. Sama miała łzy w oczach.
– Wiedziałem – odezwał się Luke. – Od początku w ciebie wierzyłem.
– Ale jak to, przecież ja omało nie zabiłam… – Shayley była zdezoriętowana.
– Właśnie. Wiesz czemu to dowodzi, że nie popełniłem błędu, nazywając cię jedi. Teraz jesteś nią w pełni. Przeszłaś najcięższą próbę przed jaką można nam stanąć, a której jednak nie przeszedł vader. –
Shayley przypomniała sobie zasłyszane opowieści o zamordowaniu chrabiego Dooku. Był człowiekiem do głębi złym, a mordercą okazał się wuw czas Anakin Skywalker, młody jeszcze jedi, który jeszcze nie był nim w pełni. Zplamił ręce i własny honor krwią Dooku, a potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Morderstwo małych dzieci w świątyni jedi… Anakin przeszedł na ciemną stronę.
Gdy Shayley uświadomiła sobie, że to samo mogło spotkać ją aż się wstrząsnęła.
Luke pogładził ją po włosach.
– chyba się trochę zapomnięliśmy – odezwał się ze śmiechem. – To ty jesteś bohaterką, nie ja. Powinniśmy iźć.
– Wszystko w porządku – zpytała Leia doganiając ich.
– Tak, jasne – odparli jednocześnie Shayley i luke, poczym oboje zahihotali.
Luke puścił swoją padawankę, dobył miecza, poczym cała trójka znowu ruszyła przed siebie, chcąc jak najprędzej się wydostać.
2 replies on “rozdział 18”
Yeach!
O Jaki cudowny rozdział. Aż mam łzy w oczach.