XIX
– Shayley – upomniał ją nagle Luke. – Broń trzymaj w pogotowiu. Tyle razy o tym rezmawialiśmy, w każdej chwili może pojawić się jakieś zagrożenie.
– I kto to mówi. – Shayley pozwoliła sobie na taki żartobliwy docinek wobec LukeA poraz pierwszy. Jednak wyciągnęła miecz. Z czułością przypomniała sobie dawne reprymendy LukeA oraz to jak ją to wtedy drażniło.
Luke nagle zatrzymał się tak gwałtownie,że Shayaey omało na niego nie wpadła.
– Co jest – zpytała nerwowo.
– Patrzcie – zawołała cicho Leia. – Widzicie to?
– Isalamiry – szepnął Luke.
– Że co… – Shayley oejrzała się i zobaczyła klatkę, w której miotały się dziko jakieś szczuropodobne zwierzęta. Do tej pory nie traktowała opowieści LukeA o isalamirach aż tak poważnie. Widziała teraz, jak oczy jej mistrza rozszerzają się, a Leia dobywa blastera.
– Nie. – Luke chwycił siostrę za ramię. Z zimną krowiąstarał się ocenić ich położenie, które było teraz bardziej niż złe. Było fatalne.
– już mnie teraz nic nie zdziwi – ztwierdziła ponuro Shayley.
– Dla czego nie zauważyliśmy ich wcześniej – zpytał Luke.
– Bo wcześniej ich tu nie było – odpowiedziała Lei.. – Co teraz. Za chwilę odetną nas od mocy i…
– Poddajcie się – rozległ się głos jednego ze szturmowców.
– No nie – jęknęła Shayley. – Jednak może być gożej… –
Sześciu uzbrojonych szturnowców, oraz tyle samo androidów bojowych otoczyło ich ciasnym kołem. Wszyscy trzymali blastery, które były wycelowane prosto w nich.
– Dostaliśmy rozkazy – odezwał się jeden z automatonów pozbawionym emocji głosem.
– jasne, przecież sami ich sobie nie wydaliście półgłówki – pomyślała Shayley. Leia chyba myślała podobnie, ponieważ zacisnęła mocno usta.
– Wiemy jakie macie rozkazy. – Luke spokojnie wyłoczył miecz i pozwolił go sobie odebrać jednemu ze szturmowców, którzy najwidoczniej nie tego się spodziewali.
Pod przynaglającym spojrzeniem LukeA Shayley zrobiła to samo, a po chwili Leia też pozwoliła odebrać sobie broń. Wiedziała że za chwile zostaną uwięzieni na gwiezdnym niszczycielu nie wiadomo na jak długo.
– Ty. – Jeden z automatów wskazał LukeA. – Jdziesz z nami. Mamy cię doprowadzić przed oblicze imperatora.
– Nie – krzyknęła Shayley.
– Ro moim… – Leia urwała, widząc spojrzenie brata.
– nie możesz tego zrobić – krzyknęła znowu Shayley. – Nie po tym jak omało cię nie straciłam.
– To jedyne wyjźcie – odparł Luke. Obecność isalamirów już dawała im się we znaki. Nie mogli już obronić się mocą, a Luke wiedział że nie dadzą zniszczyć tych robotów, nawet jeśli pokonaliby szturmowców.Znał się na androidach na tyle by wiedzieć, że to nie są zwykłe roboty bojowe, tylko bardzo dobrze przystosowane do walki automatony, odporne na jakie kolwiek uszkodzenia.
– Shayley – odezwał się cicho. – Pamidta o mojej obietnicy. –
Shayley w tym komencie sobie przypomniała. Wiedziała że musi pozwolić LukeOwi odejźć, a sama wymyśli jakiś plan ucieczki. ^ ^ Na krutką chwilę podbiegła do niego i teraz to ona go przytuliła.
– Zobaczymy się jeszcze? – zpytała cicho.
– Z pewnością – odparł.
Shayley puściła go, czując że za chwilę się rozpłacze.
Leia też mocno uściskała brata.
– będziemy uważać na siebie – obiecała mu. – Wydostaniemy cię z tąd, zobaczysz. –
Luke tylko przytaknął w milczeniu, poczym zamarł w bezruchu. Stał spokojnie, gdy tym czasem jeden ze szturmowców zakładał mu elektrokajdanki.
Shayley przytuliła się mocno do Lei. Gdy dwoje ze szturmowców odprowadzało LukeA w głąb okrętu, obydwie zaczęły płakać.
Shayley widziała, że Leia w tej chwili przestała się kontrolować. Ona sama nie mogła nie płakać. Odzyskała LukeA po to, by po krutkiej chwili znowu go stracić. Nie uważała decyzji LukeA za słabość czy brak umiejętności. Był to podstępny plan mówiący jedno: ja się poddaję, a wy tym czasem róbcie wszystko żeby nas z tąd uwolnić. Robie to po to by was nie narażać jeszcze bardziej. Będę wam pomagał.
Nie musiał wypowiadać tych słów, ale Shayley niemal je słyszała, docierały do niej przez to co robił tak wyraznie, jakby je wykrzyczał. Ciche, subtelne przypomnienie: teraz ty masz możliwość się wykazać. Pokaż po raz kolejny że w nie mogę w ciebie nie wątpić, pokaż to wszystkim…
3 replies on “rozdział 19”
No tak… bo przecież nie może być tak pięknie 😉
Taaaa
UUUU. Za długo było dobrze.