XXI
– Wszystko jest dobrze, wszystko jest dobrze – powtarzala ciągle Shayley, sama nie wiedzac czy mówi to bardziej do siebie czy do Leii. Wysoka, wązka cela, w ktorej obie się znajdowały napawała klaustrofobicznym lękiem. Miala wywoływać w więźniach bezradnosć. I rzeczywiście tak oddziaływała. Nawet Leia zpoglądała co chwilę ze strachem na drzwi.
Shayley ukucnęła obok niej i zkuliła się. Wciąz pamietala moment gdy je tu rpzyprowadzono, pamietała pożegnanie z Luke'em, ostatni uścisk… Jeśli jego potyczka z imperatorem miała się skonczyć tak samo jak z Vaderem… Stop! Nie moze tak myśleć. To miejse robi jej pranie mozgu.
– Shayley. – Leia poraz pierwszy zwróciła sie do padawanki po imieniu. – Pamiętaj ze Luke jest silny. Nie mozesz myslec ze się złamie. W cale mu tak nie pomagasz.
– Wiem, wyczułam jego obecnosc, on zyje. – Shayley powiedziala to niemalże w transie. – Ale… to wszystko przez to miejsce…
– Zaczekaj chwilę. – Leia odpięla od pasa malutki komunikator, którego szturmowcy nei zdolali jej odebrać, poczym uruchomiłe go.
– R2 – odezwala się wyraźnie do komunikatora, poczym zwróciła się do Shayley:
– czy on był z wami na statku?
– Tak… Zostal – odparła Shayley, patrząc zaintrygowana na Leię.
– To dobrze – odparła Leia, następnie zwrocila się w stronę komunikatora:
– R2D2, jesteś tam? –
Chwila ciszy, następnie z maleńkiego głośniczka popłynęla seria zdziwionych pisków.
– Tak, to ja – odparła Leia. – Posluchaj, nie mamy czasu. Jesteśmy na gwiezdnym niszczycielu Vadera, poziom drógi…
– Blok C36 – wpadła jej słowo Shayley. Leia przeniosła zdumiona spojrzenie z komunikatora na nią.
– Nie patrz tak na mnie – odparła padawanka niewinnie. – Ja poprostu to wiem. Dzieki mocy.
– w porządku – odparła Leia. – Drzwi są zamknięte na zamek magnetyczny i zakodowane. Poprostu je otwórz, zrozumiałeś –
Kolejny pytający pisk ze strony małego robota.
– Przestań zadawać pytania – zniecierpliwiła się Leia. – Nie, nie ma go z nami i jeśli za raz nie otworzysz tych drzwi, może już go nigdy nie być! –
Shayley nawet nie dziwiła się Lei. Wiedziała że księżniczka jest przyzwyczajona do rozkazów. Ponad to wyrzucała z siebie strach złoszcząc się na astromechanicznego androida.
– Myślisz że on… – zaczęła Shayley, lecz Leia jej przerwała:
– Nie, nie myślę! –
Drzwi nagle otworzyły się ciężko. Shayley zagryzła mocno wargi, ponieważ stał w nich Vader, cały i zdrowy, jedynie z kikutem odciętej dłoni, pamiątce po ataku wściekłości Shayley.
– Wy dwie – odezwał się zimno. – Za mną. –
Leia zdusiła cisnące się na usta wyzwisko pod adresem czarnego lorda. Z sobie tylko znanych przyczyn ujęła bez słowa Shayley pod ramię, poczym obie wyszły z celi, prowadzone przez Vadera w głąb pokładu okrętu.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyły był widok pokiereszowanego palpatinea, stojęcego na przypominającym mównicę podwyższeniu, A tuż obok niego stał Luke.
Shayley ledwo zdusiła okrzyk. Zarówno ona jak i Leia dostrzegły, że tych dwóch nie dawno stoczyło ciężką walkę o własne życie.
– Już są – zaśmiał się szaleńczo imperator, poczym zwrócił się do Lukea:
– Widzisz, młody jedi. Twoje wysiłki były daremne, a to co pokazałeś… Wręcz marne i bezużyteczne. Teraz zobaczysz na właśne oczy, jak twoja padawanka i siostra konają w męczarniach. Chyba że… –
Zawiesił głos dla wywarcia lepszego efektu.
– Chyba że dołączysz do mnie, przejdziesz na ciemną stronę. –
Następnie zwrócił się do odzianej w czerń postaci lorda Vadera:
– Zabij je, natychmiast. –
Leia dostrzegła, jak ręka Lukea nieświadomie wędruje w kierunku własnego miecza. Imperator też to zauważył.
– Właśnie tak – odezwał się tryumfalnie. – Jest tylko jedno wyjźcie. Zobacz, młody Skywalkerze. One są bezbronne, a żeby je uratować będziesz musiał sam zabić. Zdecyduj się zatem co wwybierasz.
Leia chciała krzyknąć by ostrzedz brata, jednak nie mogła wydobyć z siebie głosu. Wyczuwała jak Shayley usiłuje użyć mocy, lecz blokowała ją wola i siła palpatinea. Patrzyły obie bezradnie jak oczy Lukea wędrują od nich do imperatora, a jego ręka jakby nie mogła się zdecydować czy pochwycić za miecz czy nie.
– Chcesz go wziąć, prawda – odezwał się imperator do Lukea. – Dalej, chwyć za broń, ocal przyjaciół, kończąc tym samym swoją podróż ku ciemnej stronie. –
Luke dobył miecza poczym uruchomił go. Zielony promień gróbości kciuka zatoczył lekki łuk nad głową palpatinea.
– Nie – krzyknęły razem Shayley i Leia.
– Nie – powtórzył Luke cichym, złowrogim tonem. – Twoje sztuczki mnie nie zwiodą, palpatine. –
Skoczył nie ku Vaderowi, ale ponownie ku imperatorowi, Poruszał się tak zwinnie i szybko, że palpatine ledwo zdążył dobyć broni i odparować atak Lukea, który teraz niemal tańczył dookoła swego prześladowcy. Palpatine musiał wykazywać się niezwykłą czujnością. Nie mógł przewidzieć, kiedy i gdzie młody jedi zaatakuje.
Pośród tej zaciekłej wymiany ciosów Shayley przywołała przy użyciu mocy swój miecz, wyrywawszy przy okazji z dłoni jednego z oficerów miotacz, który rzuciła w stronę Leii. Księżniczka bez wachania pochwyciła broń. Obydwie działały ta sprawnie, jakby zaplanowały całą akcję już wcześniej.
Zaskoczenie Vadera z powodu nagłego odwrócenia ról minęło. Teraz to on musiał się bronić, podczas gdy zarówno Leia jak i Shayley nie dawały mu nawet chwili wytchnienia.
Wydawało się, że jedi wezwali teraz przeciwko swoim wrogom całą moc, nad którą znakomicie panowali. Zarówno vader jak i imperator nie mogli zdobyć nad nimi przewagi… Do czasu.
Podczas wymiani zaciekłych ciosów z Vaderem Shayley zrobiła szybki unik. Całkiem przypadkowo jednak dosięgło ją ostrze miecza imperatora, wymierzone przeciwko Lukeowi, trafiając ją w ramie. Mimowolnie krzyknęła z bólu, miecz wyśliznął się z jej ręki i potoczył się po podłodze, lecz niemal natychmiast pochwyciła go dłoń w czarnej rękawicy, dłoń lorda Vadera.
2 replies on “rozdział 21”
Nieźle. Przerwy tak zrobione, aby zainteresować. Wartka akcja.
UUUUU. I znowu za długo było dobrze. Baaaardzo fajnie piszesz.