XIV
Pilotowany przez Wedge'a wahadłowiec mknął w bezpiecznym obszarze nad przestrzeni. Mimo że pilot wyglądał na zewnątrz na spokojnego, w środku odczuwał coraz większy niepokój. Siedział sam w sterowni. Luke zostawił go i udał się do przedziału pasażerskiego w nadziei, że głębsza medytacja pozwoli mu w końcu zlokalizować Shayley.
Dla Wedge'a był to jeden z tych momentów, w których żałował że nie jest w stanie posługiwać się mocą. W jego wyobraźni pojawiały się najgorsze scenariusze tego co mogło się stać z Shayley, lecz mimo to nie był w stanie nic zrobić. Tym razem to nie on rozdawał karty w tej grze. Mimowolnie przypomniał sobie te chwile które spędził z młodą jedi na hoth. Chwile, w których całkowicie się przed nim odsłaniała, stając się zwyczajna, jakby moc nie istniała. Między nimi nie było żadnego większego uczucia po za przyjaźnią, ale mimo to Wedge nie pamiętał, by z jakąś inną dziewczyną rozmawiało mu się i śmiało tak swobodnie, no może z wyjątkiem Qvi Xux, lecz wspomnienia o niej wydały się jakby rozmazane, jakby widział ją przez bardzo brudne transpastalowe okno. Shayley była wyraźniejsza, bardziej realna. I teraz znajdowała się w wielkim niebezpieczeństwie. Wedge wolał nawet nie myśleć o tym, co ten nawiedzony, posługujący się mocą kliffing chwast z nią teraz wyprawia. Na samą myśl o tym czuł jak przebiegają go dreszcze.
Zdał sobie sprawę z tego, że trzymane na kolanach ręce zaciska mocno w pięści. Z cichym westchnieniem otworzył dłonie i położył je z powrotem na przyrządach kontrolnych, wpatrując się przez chwile tępo we wskaźniki.
Z tego stanu wyrwało go nadejście Luke'a. Mistrz jedi pojawił się jak zwykle bez szelestnie, poruszając się płynnie i z wdziękiem. Wedge'owi wystarczyło jedno spojrzenie na jego napiętą twarz, by zrozumieć że coś się dzieje.
– Co tam Luke? – Zapytał odruchowo. Luke wziął głęboki wdech, a po kilku sekundach wypuścił powietrze, jakby miał ogłosić decyzje, która zaważyłaby na ich misji.
– Mam ją, Wedge – odezwał się po chwili. W jego spokojnym głosie brzmiało tylko zmęczenie, ale ruchy zdradzały napięcie. Podszedł nieco bliżej i utkwił w korelianinie swoje bladoniebieskie oczy, jakby chciał mu coś przekazać bez słów. To spojrzenie było twarde i wyczekujące.
– Co ty, stary… Wiesz gdzie ona jest? – Wedge też spojrzał w napięciu, odwzajemniając palący wzrok Luke'a, którego głos stwardniał, gdy powtórzył jeszcze raz:
– Po prostu ją mam –
Wedge poczuł jak jego serce zaczyna bić szybciej.
– Dawaj współrzędne – zwrócił się do Luke'a, lecz ten pokręcił głową.
– Nie. – Jego głos był tak samo twardy i nieustępliwy jak chwilę wcześniej. Bez słowa wskazał fotel drugiego pilota, a dopiero potem dodał:
– siądź po prostu tam, obok.
– Chcesz mnie zmienić? – Spytał Wedge.
– Chcę i muszę. – Luke nie czekał na dalsze wyjaśnienia. Gdy tylko Wedge zajął miejsce drugiego pilota Luke wskoczył na jego miejsce. Jego dłonie i palce poruszały się z niewiarygodną zwinnością, gdy wpisywał współrzędne do komputera pokładowego. Wedge dostrzegał w tych ruchach pewność mówiącą o tym, że Luke naprawdę wie co robi. Ta pewność sprawiła, że w serce młodego pilota zaczęła wlewać się małymi strużkami nadzieja, walcząc o lepsze z niepokojem, strachem i zdenerwowaniem.
– Powiedz mi jeszcze raz Luke – zagadnął po chwili ANtilles. – Lecimy po Shayley prawda?
– Prawda. – Niski, zmęczony głos Luke'a był jednak nadal pewny. – Lecimy po Shayley. I obiecuję, że nie odlecimy bez niej. –
Wedge westchnął i przymknął oczy. Wiedział ze Luke mówi prawdę. Że tą obietnicę złożył nie tylko jemu, ale także, a być może przede wszystkim sobie samemu.
Przez większość drogi nie rozmawiali ze sobą. Wedge pozwolił sobie na krótką drzemkę, a Luke zajęty był pilotowaniem ich statku, od czasu do czasu dokonując drobnych poprawek kursu, prowadzony przez moc.
Było dokładnie tak, jak przed jego odlotem powiedziała mu Ahsoka. Wystarczyło mu skupić się na Shayley. Na wspomnieniach związanych z jej wyglądem, głosem, oddaniem, nieposłuszeństwem, śmiechem i przede wszystkim na uczuciach które Luke do niej żywił. Otworzyło to przed nim furtkę nowych możliwości, odczuć, impulsów, jakby między nim a jego uczennicą wytworzyła się chwilowo jakaś telepatyczna więź, jakby SHayley sama go do siebie prowadziła. Mistrz jedi miał tylko nadzieję, ze obaj z Wedge'em nie przybędą za późno. Miał przeczucie, ze to przed czym usiłowała go ostrzec moc już się stało, choć jeszcze nie miało swojego finalnego zakończenia, tego, którego najbardziej się bał, choć tak naprawdę w ogóle go nie znał i nie potrafił go odgadnąć.
One reply on “rozdział 14”
Baaaaaaardzo to ciekawe. 🙂