Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

8

Gdy przekroczyłam pruk sali posiedzenia rady powitali mnie z takimi minami, jakby czekali na mnie od dawna. Jakby myśleli że misja otrwa pięć sekund.
– Witaj, padawanko Tano – przywitała mnie oficjalnie Luminara. – A gdzie padawan Solo?
– Ranny, w centrum medycznym – odpowiedziałam.
– Ale misja powodzeniem zakończyła się, hm? – Zapytał Yoda.
– Oczywiście – odpowiedziałam, kładąc nacisk na to słowo, poczym podeszłam, wyjmując z kieszenii ów holokryształ i kładąc przed nimi na stole.

Gdy przekroczyłam pruk sali posiedzenia rady powitali mnie z takimi minami, jakby czekali na mnie od dawna. Jakby myśleli że misja otrwa pięć sekund.
– Witaj, padawanko Tano – przywitała mnie oficjalnie Luminara. – A gdzie padawan Solo?
– Ranny, w centrum medycznym – odpowiedziałam.
– Ale misja powodzeniem zakończyła się, hm? – Zapytał Yoda.
– Oczywiście – odpowiedziałam, kładąc nacisk na to słowo, poczym podeszłam, wyjmując z kieszenii ów holokryształ i kładąc przed nimi na stole.
– Spisaliście się bardzo dobrze – ztwierdziła mistrzyni Damsin. – Rada jest z was dumna.
– To w większej mierze zasługa Anakina – phwiedziałam, a następnie opowiedziałam im wszystko od początku do końca, pomijając tylko sytuację przy ognisku.
– Padawan Solo zawsze działał impulsywnie – odezwał się Mace Windu, sprótłwszy dłonie na kolanach. – Jego pewność siebie jest jednocześnie zaletą, jak i zgubą.
– Na wielkie niebezpieczeństwo padawan Solo naraził się – wtrącił Yoda. Ocho, będę miała co opowiadać Anakinowi.
– Nie obwiniaj go za nic, mistrzu Yoda. – Stanęłam w jego obronie. – Uratował mi życie.
– Rada za nic nie obwinia ani ciebie, ani Anakina – wyjaśniła spokojnie Luminara. – Doceniamy waszą odwagę i poświęcenie w walce ze złem.
– Rozumiem, mistrzyni Luminaro. – Zpuściłam lekko z tonu, nie chcąc by w moim głosie brzmiały wyrzut czy pretensje.
– Odejźć teraz możesz – oznajmił Yoda. – Odpoczynku, podobnie jak padawan Solo potrzebujesz.
– Dziękuję – wybąkałam poczym wyszłam na korytarz.
Natknęłam się tam jednak na rycerzyka.
– Ahsoka! – Dawno nie słyszałam tyle radości w jego głosie. – Wróciliście! I jak, misja wykonana?
– Tak jest, rycerzyku. – Poczułam jak wstępuje we mnie pogoda ducha. Przy moim mistrzu mogłam czuć się swobodniej niż przed radą.
– Jesteś ranna – zauważył twardo.
– To nic takiego. Anakin trochę bardziej oberwał. Idę właśnie do niego – pospieszyłam z wyjaśnieniami. – Prosił o wieści.
– W takim razie leć – oznajmił. – Masz mi wrócić do siebie jak najszybciej.
– Możesz być o to spokojny – zawołałam wesoło i chociaż jeszcze kilka minut wcześniej wlokłam się strasznie, teraz ruszyłam niemal biegiem w stronę centrum medycznego.
– Jesteś – powitała mnie Vokara He. – Anakin mówił mi że też jesteś ranna. Pokazuj mi się. –
Poddałam się jej diagnozie, lecz mój wzrok przykół widok Anakina, leżącego nieruchomo w białej pościeli. Oczy miał zamknięte i spał, a maleńka lampka, która paliła się nad jego łóżkiem rzucała niewielki blask na jego twarz. Ranę na policzku miał obłożoną opatrunkiem z bacty, a nastawiony już nadgarstek w szynie. Oddycham cichutko i spokojnie, tak że nawet nie było tego słychać, ale moje czułe uszko to wychwyciło.
– Co z nim będzie? – Zwróciłam się do uzdrowicielki. W moim głosie zabrzmiała ciepła, troskliwa nuta, której w cale nie chciałam usłyszeć. Na moc, co on mi zrobił?
– Nic mu nie będzie – uspokoiła mnie, opatrując nadal moje lekkie rany. – Na szczeście nadgarstek nie był skomplikowanie złamany, a blizna na policzku z czasem zejdzie. Będzie taki jak go moc ztworzyła. –
Uśmiechnęłam się blado, czując jednak w głębi serca ulgę. Nie darowałabym sobie, gdyby Anakinowi przeze mnie stało się coś poważniejszego.
– posiedź przez jakiś czas spokojnie – odezwała się Vokara He po paru minutach. – Jeśli nie będzie się działo nic niepokojącego, to wtedy cie puszczę.
– Oczywiście. – Posłusznie siedziałam spokojnie, podczas gdy ona się oddaliła poza zasięg wzroku, nawet mojego. A ja siedziałam, siedziałam i siedziałam, zaczynając powoli mieć dość zarówno jak i tej czynności, jak i samego słowa siedzenie.
Po paru minutach wstałam i powoli podeszłam do łóżka Anakina. Nachyliłam się nad nim ostrożnie żeby go nie obudzić i delikatnie odgarnęłam mu z czoła kosmyk jego ciemnych włosów.
– Dziękuję, przyjacielu – szepnęłam cicho. Teraz mogłam go nazwać przyjacielem, chociaż jeszcze wczoraj powiedziałabym co innego. – Mam u ciebie dłóg, pamiętaj o tym, tak na wszelki wypadek gdybym sama zapomniała. –
Nie wiem czy mnie usłyszał, czy to był tylko zbieg okoliczności, ale po moich słowach mogłabym przysiądz, że jego wargi wygięły się w bardzo leciutkim uśmiechu.
W przypływie wdzięczności i ulgi pochyliłam się i delikatnie pocałowałam go w czoło, sprawdzając tym samym jego temperaturę. Wszystko było w porządku.
– Żałuję, że nie mogę zrobić dla ciebie niczego więcej – szepnęłam niemal bezgłośnie. – Może z czasem o mnie zapomnisz i przestanę cię dręczyć. Teraz śpij. –
Odeszłam od niego, nawet nie poprawiając fu kołdry. Nie chciałam by się obudził. Usiadłam ponownie na krzesełku, na którym zostawiła mnie uzdrowicielka, udając że nic się nie stało i że nawet nie podniosłam z tamtąd ani jednej nogi.
Pomyślałam nagle o Kylo. Zaczęłam się zastanawiać co teraz robi i czy w ogule wie że wróciłam. A nawet jakby nie wiedział to co z tego? Nie liczyłam na o że będzie mnie szukał, tym bardziej na to że owita mnie tak wylewnie jak mój mistrz. Kylo nawet w stosunku do młodszego brata zachowywał się niekiedy powściągliwie.
Przymknęłam oczy, chcąc go wyczuć w mocy i wtedy go ujrzałam, tak wyraźnie jakbym stała tuż obok. Siedział sobie na materacu w sali medytacyjnej, z nizko opuszczoną głową, tak że nie widziałam nawet jego twarzy. Zewsząd płynęła cichutka muzyka, a nad Kylo stała sama Luminara, przemawiając do niego równie kojącym głosem, mówiąc mu, żeby patrzył w światło, żeby wyrzucił z umysłu wszystkie złe myśli i wspomnienia, że teraz przeszłość już go nie odnajdzie…
Z cichym westchnieniem wyzwoliłam się od tego widoku. Był bezpieczny. Bezpieczny i w tej chwili spokojny. Nie wyczuwałam już tego strachu i niepewności jakimi zawsze emanował. Byłam teraz coraz bardziej pewna tego, że on do nas wróci.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink