Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

28

Od tych wydarzeń mineło juz trohę czasu. Byłam pewna, ze po tym wszystkim ja, Rey i Anakin stracimy status padawana za opuszczenie swiątyni bez zezwolenia. Wstawił się jednak za nami rycerzyk, oraz, co najdziwniejsze, mistrzyni Luminara, argumentujac że zrobiliśmy to w dobrej wierze po to, by ratować rycerzyka, skutkiem czego mistrz Yoda nie zesłał na nas zadnej kary, nie wygnał nas ani nic. Udzielił nam tylko reprymenty za lekkomyslność, pochwalił Anakina za umiejetność planowania wedłóg woli mocy… Tak to chyba powiedział. Teraz juz nie pamietam, bo było to dosć skomplikowane. NO i w to wszystko wliczył się też ratunek Jainy, która za raz po zdaniu sprawozdania radzie odleciała, wezwana przez swoja matkę.
Tak wiec można powiedzieć, że życie toczy się zwyczajnym torem, juz bez zadnych przygód i wizji.
Najdziwniejsze po tym wszystkim było spotkanie z Kylo. Wracałyśmy akurat razem z Rey z kolacji, gdy natknełyśmy się na niego, jak zwykle idącego powoli, jeszcze jakby trochę nie pewnie, z opuszczoną głową i dyndającymi po bokach rękoma, jakby czegoś mu w nich brakowało.
Na nasz widok zatrzymał się i przez chwilę cała nasza trójka stała tak, gapiąc się na siebie bez sensu.
– Żyjecie – odezwał się w końcu Kylo trochę tak, jakby go to zdziwiło.

Od tych wydarzeń mineło juz trohę czasu. Byłam pewna, ze po tym wszystkim ja, Rey i Anakin stracimy status padawana za opuszczenie swiątyni bez zezwolenia. Wstawił się jednak za nami rycerzyk, oraz, co najdziwniejsze, mistrzyni Luminara, argumentujac że zrobiliśmy to w dobrej wierze po to, by ratować rycerzyka, skutkiem czego mistrz Yoda nie zesłał na nas zadnej kary, nie wygnał nas ani nic. Udzielił nam tylko reprymenty za lekkomyslność, pochwalił Anakina za umiejetność planowania wedłóg woli mocy… Tak to chyba powiedział. Teraz juz nie pamietam, bo było to dosć skomplikowane. NO i w to wszystko wliczył się też ratunek Jainy, która za raz po zdaniu sprawozdania radzie odleciała, wezwana przez swoja matkę.
Tak wiec można powiedzieć, że życie toczy się zwyczajnym torem, juz bez zadnych przygód i wizji.
Najdziwniejsze po tym wszystkim było spotkanie z Kylo. Wracałyśmy akurat razem z Rey z kolacji, gdy natknełyśmy się na niego, jak zwykle idącego powoli, jeszcze jakby trochę nie pewnie, z opuszczoną głową i dyndającymi po bokach rękoma, jakby czegoś mu w nich brakowało.
Na nasz widok zatrzymał się i przez chwilę cała nasza trójka stała tak, gapiąc się na siebie bez sensu.
– Żyjecie – odezwał się w końcu Kylo trochę tak, jakby go to zdziwiło.
– no raczej nie masz doczynienia z duchami – odpowiedziałam, uśmiechając się pogodnie.
Spojrzał na mnie tak jakby nie rozumiał, a następnie podszedł, wyciagnął obie ręce, jedną ujął dłoń Rey, drugą moją, ścisnął krutko, szybko nas puscił, a po chwli juz go nie było.
– co to miało znaczyć? – Spytałam. Rey westchneła cicho.
– Myślałaś że bardziej się ucieszy na twój widok tak? – Odpowiedziała pytaniem. Jej lekko sarkastyczny ton głosu przypomniał mi trochę Jainę.
– Sama nie wiem… Moze? – Usiłowałam ukryc zmieszanie.
– Ahsoko, do jasnej mocy! – Rey tupnęła z zniecierpliwieniem nogą. – Zastanów się w końcu. NO pomysl logicznie. Ja wiem zę kochasz Kylo, wiem o tym. Gadałaś nie raz przez sen. Wywnioskowałąm z tego dość. Ale on najwidoczniej nie jest jeszcze na to gotowy. A po tym jak uratowałaś zycie siostrze Anakina…
– I Kylo – wpadłam jej w słowo. Zdenerwowała się jeszcze bardziej.
– Proszę cię Ahsoko. – Powiedziała to takim tonem, jakby trzymała w ręce dzidę, którą wedłóg tego co mówiła posługiwała się jeszcze na swojej rodzinnej planecie Jakku. – Proszę cie. Bardzo cię lubie, ale mam teraz ciężkie dni wiec mnie nie denerwuj. Idę na górę. A ty… NIe wiem. Po łaź sobie, pomedytuj, poćwicz, zrób cokolwiek. Mozęsz nawet pogadać z miistrzem Skywalkerem, jednym czy drugim. Proszę bardzo! –
Po tych słowach odwróciła się i niemal pobiegła schodami na górę. Biedaczka. To co przeszła chyba naprawdę rozstroiło ją nerwowo. Pogadaj z mistrzem Skywalkerem, jednym czy drugim… A to ci dobre. Mówiąc to miała na mysli zarówno rycerzyka, jak i swojego mistrza Luke'a. Rozmawiać o tym z którymkolwiek z nich? O nie, to juz chyba wole się przejsć.
Tak wiec zrobiłam. Przez jakis czas włuczyłam się samotnie korytarzami, gdy na raz dostrzegłam Anakina Solo, wyłaniającego się ukratniem zza rogu korytarza. Na mój widok położył palec na ustach i juz miał przemknąć obok mnie, gdy z pod pachy wyśliznęła mu się jakaś książka. A gdzie tam, to nawet nie była książka. To była księga. Gróbe, opasłe tomisko.
Jednak nie dane mi było przeczytać na okładce tytółu, ponieważ Anakin bardzo szybko podniósł to opasłe coś, a następnie stanął jak wryty, jakby dopiero teraz mnie zauważył.
– Anakin? – Spytałam w tym samym czasie, kiedy on spytał" – Ahsoka?
– co ty tu robisz? – Spytaliśmy jednocześnie, a następnie oboje zaczęlismy się śmiać.
– NIe wiedziałem że będziesz tu przechodzic – odezwał się Anakin, gdy juz przeszedł nam smiech. – W te korytarze praktycznie nikt się nie zagłębia. Żaden z padawanów. Nawet mistrzowie nie bardzo chcą tu przychodzic.
– Ale ty jakoś tu przyszedłeś – zauważyłam. – Co ty kombinujesz, Anakinie solo? –
– A co, do niesiesz na mnie jeśli ci powiem? – Spytał, uśmiechając się szelmowsko.
– Moze i doniosę, jeśli robisz coś niewłaściwego – odparłam, przygryzajac wargę. Pryhnał w odpowiedzi.
– NO proszę, święta się znalazła. Mam ci przypomnieć kto nawiał ze światyni zeby ratować swojego mistrza?
– A czy ja mam ci przypomnieć, kto nawiał zeby ratować miłośc swojego życia? – Odcięłam się.
– Wiesz co? Mistrz Skywalker powinien popracować nad twoim temperamentem i ciętym języczkiem – odezwał się po chwili. – Moze ci kiedyś narobić kłopotów kochanie.
– Spadaj. Powiesz mi w końcu co ty zamierzasz? – Zaczynałam chyba byc tak samo zniecierpliwiona jak Rey.
– No dobrze, ale nie tutaj – ulegl w kocu Anakin. – Jeśli ktoś nas tu przyłapie, będziemy naprawdę zawieszeni jako padawani. Chodź. I ukryj te swoje emocje, bo nas zdradzą. –
Spojrzałam na niego podejżliwie, ale zastosowałam się do jego wskazówek, wiedziona jakaś niezdrową ciekawością.
Anakin tym czasem ujął mnie za rękę i poprowadził tym samym korytarzem, zza którego nie dawno co wyszedł.
– Zimno nie? – SPytał szeptem. – Wiem, ja też to czuję. Zawsze to czuję jak jestem w pobliżu tego miejsca. A jak juz tam wchodzę… –
Wstrząsnął nim lekko dreszcz.
– Chcesz powiedzieć, że byłeś tu kiedyś po za dzisiaj? – Odszepnęłam. Przytaknął w milczeniu. Mimo tego, ze dobrze skrywał emocje, wyczuwałam jednak jego podniecenie. A moze to w cale nie przez niego? Mozę to ja sama je odczuwałam?
– Gdzie ty mnie prowadzisz? – Poczułam lekki niepokuj, jednak z drugiej strony… CHyba ufałam Anakinowi na tyle, zeby wiedzieć ze nie wpadłby swiadomie na jakis głupi pomysł. Przecież juz tyle razy wykazał się rozsądkiem, mimo swojej nieobliczalnosci. A to co pokazał mi we wspomnieniach tam na statku, gdy uciekaliśmy przed Ventres… Jakos jeszcze bardziej umocniło we mnie tą wiarę w niego.
– Jesteśmy. – Anakin zatrzymał się przed cieżkimi drzwiami, pozbawionymi klamki. Wysoko nad nimi przylepiony był kawałek flimsiplastu, na którym widniał jakis napis. Musiałam wspiać się na palce żeby dojrzeć go wyraźnie.
– Wstęp surowo zakazany. Złamanie tego zakazu grozi zawieszeniem w prawach padawana, lub postradaniem zmysłów – przeczytałam i zadrżałam.
– Wiem – odezwał się niecierpliwie ANakin, widząc moje przerażenie. – Ale tak czy inaczej musze tam wejść, zeby to odnieść. –
Pokazał mi w końcu ksiażkę. Starodawne, zapomniane techniki walki mieczem swietlnym, głosił tytół na okłądce.
Zaintrygowana pusciłam jego rękę i wzięłam ksiażkę.
– NIeee, nie tutaj – syknął Anakin, wyjmujac mi pospiesznie tomisko z rąk. – Jeśli ktoś nas przyłapie na tym co robimy… Nie kochanie. Za chwile. –
Uśmiechnął się lekko. Ne pweno wyczuwał moja ekscytację. Zaintrygował mnie do tego stopnia, ze terz już nie było mi tak łatwo ukryc emocje.
Szybko łąpiąc oddech chwyciłam go za rękę i pociagnęłam w stronę drzwi. Pozwolił mi na to.
– Fosto – syknął nagle, podając mi pospiesznie ksiażkę, a wolną dłoń kładąc na drzwiach. Pod wpływem jego dotyku ustąpiły, a my wpadliśmy przez nie do srodka. Zaledwie to zrobilismy, drzwi zamknąły się za nami.
Spojrzałam najpierw na ANakina, potem na sciskana pod pachą ksiażkę, a potem na drzwi. Zauważyłam, zę po ich drugiej stronie, tam gdzie teraz się znajdowaliśmy też nie było klamki.
– DObrze, ledwo brakowało a bym nie wytrzymała zanim bysmy tu weszli – odezwałam się, kucając na podłodze i otwierajac ksiażkę. Oczy nagle zaszły mi łzami. Gdy zamrugałam, zobaczyłam unoszące się wszędzie tumany kurzu.
– Nikt tu ne sprzątał od wielu lat – odezwał się Anakin, łapiac płytkie oddechy, ponieważ wszędobylski kuż utrodniał oddychanie. – Odłuż to na chwilę i rozejżyj się. –
Niechętnie oderwałam się od ksiażki i wstałam, rozgladając się dookoła. Byłabym krzyknęła, gdybym nie przypomniałą sobie w porę o kurzu.
Znajdowaliśmy ię w ogromnej bibliotece. Pomieszczenie nie było w cale małe. Było wielkie, a na umieszczonych od podłogi do sufitu półkach stały rużne ksiażki, tak samo grube jak te, którą właśnie przegladałam.
– Anakin… – Wyszeptałam, nie wiedząc co mogłabym powiedzieć.
– Tą ksiażkę juz przeczytałem. – Wskazał na starożytne techniki walki mieczem swietlnym, otwarte przeze mnie na stroniee z rysunkiem, przedstawiającym twileka wiszącego głową w dół i wykonujacego z tej pozycji jakiś skomplikowany wymach czerwona klingą.
– Anakin… – Powtórzyłam, a on sie uśmiechnął.
– Jest tu ksiażka, którą chciałbym przeczytać – odezwał się. – Pisana przez jedi, który przeszedł na ciemną stronę i opisuje wszystko to, co go skłoniło do tego by porzucić zakon. Podobno bardzo logiczne argumenty tam zawarł. Nie odbierz tego źle, ja chcę po prostu zrozumieć… –
Pokiwałam tylko głową.
– Jest gdzieś tu, na samej górze. – Wskazał jedną z półek praktycznie przy suficie, następnie przy użyciu mocy wskoczył na niższą z nich, a ja przyłąpałam się na tym, że końcami palców zchwyciłam jego stopę, tak jakby bojac się żeby nie spadł.
– AHsoka nie, nie dasz rady – zawołał ANakin zduszonym głosem. – Jesteś za drobniutka by tam sięgnąć. Ja sobie poradzę… A niech to jasna cholera… –
Jedna z ksiażek, znajdujaca się na jednej z wyższych pułek, najwidoczniej nie będąc na tyle stabilna ześliznęła się i byłaby spadła wprost na Anakina, pozbawiając go równowagi, gdyby nie mój szybki refles. Wyciągnęłam rękę, a ksiażka po chwili wylądowała z głośnym plaśnięciem prosto na mojej dłoni.
– Auć, cieżkie draństwo – zawołałam, patrząc na okłądkę. Rasa togruta. NIebezpieczni drapieżnicy, czy sprzymierzeńcy innych ras?
– Ehh fuj – zawołałam z niesmakiem, gdy przeczytałam na głos tytół, a ANakin zaczął się śmiać.
– No proszę, to coś idealnie dla ciebie – odezwał się wesoło.
– Zamknij się – odcięłam się, lecz nie mogłam zrobic nic więcej, ponieważ w tym czasie Anakin znajdował sie już o pare pułęk wyzej, poza zasięgiem moich rąk. A mi nie chciało się używać telekinezy tylko po to zeby dać mu tą ksiażka w… coś.
– Wyglada na to, ze zakochałeś się w niebezpiecznym drapieżniku – stwierdziłam kwaśno, przerzucajac kilka kartek. – Któregoś dnia, gdy na tyle zdobędę twoje zaufanie bedę w stanie cię zabic.
– Myślisz zę mnie to obchodzi? – Spytał ANakin z góry. – Dobra, mam to. Uważaj żeby coś teraz na nas nie poleciało. I odeślij mi te dwie. Tą co masz w ręce i tą z podłoki.
– Tą co mam w ręce z miłą chęcią – odpowiedziałam, posyłajać obraźliwą dla mnie książkę w stronę Anakina, który jakimś cudem ją złapał i odłożył na miejsce. Po chwili opadł na ziemię, wzniecając lawinę kurzu i ściskając w ramionach opasłą ksiażkę, podczas gdy ja ukucnęłam obok, przeglądajac pułki za raz przy ziemi. Ksiażki opisujace budowę koralowych skoczków, asę youshaan vong… Gdy wyjęłam jedną z ksiażek i odwróciłam kilka kartek natrafiłam na opis, w jaki sposób Yushaanie skłądaja ofiary swoim bogom.
– Yoshaanie wykopuja doły, do których wrzucają poszczególne części ciała zmarłych jako ofiarę dla bogów. Osobno skórę, krew, narządy wewnetrzne…
– Ahsoko przestań… – Głos który usłyszałam obok siebie sprawił, ze natychmiast zatrzasnęłam ksiażkę. Nie byłam nawet świadoma ze czytam te okropieństwo na głos. Odwróciłam się i zobaczyłam ANakina, zakrywajacego twarz i mówiacego przez palce.
– Nie przypominaj mi – mruknął, opuszczajac ręce. Był dziwnie blady.
– Widziałeś to? – SPytałam i to był kolejny popełniony dzisiaj przeze mnie błąd.
– Dokłądnie coś takiego chcięli zrobic ze mna – wyznał ochrypłym szeptem, a ja poczułam jak robi mi się gorąc. W następnej chwili zarzuciłam mu ręce na szyję, z trudem tłumiąc łzy.
– Przepraszam – szepnęłam, opanowujac się w jednej chwili i gardząc soba za ten napad paniki.
– Już dobrze – Anakin pogładził mnie po ramieniu. Był ciepły i żywy. I to na dobre odsunęło ode mnie obawy.
– Chodź Ahsoko – odezwał się miekko. – Jeśli mam to jeszcze dzisiaj rzeskanować na swojego datapada i odnieść to nie postrzerzenie jutro, to musimy się spieszyc. –
Zerknęłam na chronometr. O kurcze, tyle czasu tu spędzilismy? dochodziła dziesiata, godzina zakazu przebywania padawanów po za pokojami. Teraz dopiero mozemy mieć kłopoty.

7 replies on “28”

Uuuu, gorąco się może zrobić. No zobaczymy w następnej cześci. Oby nie skonczyło się to źle.

No w sumie to swiątynia jedi, a oi tam mają jeszcze kodeks, wiec takie zakazy moim zdaniem to coś normalnego u nich, no tak to sobie przynajmniej wyobrażam

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink