W połowie sierpnia zadzwoniła do niej Hermiona, opowiadając jej z pasją o wszystkich pożytecznych zaklęciach, które wyczytała z dodatkowych książek. Rozmawiając z nią Cindy doszła do wniosku, że Hermiona mogłaby dać sobie spokój z nauką chociaż przez te dwa miesiące.
– Miałaś jakieś wieści od Harry'ego? – Zagadnęła nagle, a Cindy poczuła lekkie rozczarowanie.
– Nie. Wysłałam mu pod koniec lipca kartkę urodzinową… Wiesz. Mugolską pocztą, żeby nie było. Ale nic, żadnej odpowiedzi. Byłam pewna, że chociaż odezwał się do ciebie, bo Ron też nic o nim nie pisał. –
Hermiona przez chwilę nic nie odpowiadała, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała.
– A nie myślisz, że to ten jego okropny wujek odizolował go od naszego świata? – Zagadnęła nagle.
– Też tak uważam. – Cindy westchnęła, postanawiając jednocześnie zmienić temat. – W każdym bądź razie, nie sprawdzimy tego w żaden sposób.
– No wiesz. – W głosie Hermiony pojawił się lekki cień uśmiechu. – W sobotę wybieram się do Londynu po wszystkie książki. Mogłybyśmy się spotkać, no chyba że ty już swoje masz.
– Jeszcze nie. – Cindy przypomniała sobie sytuację, która miała miejsce dwa dni wcześniej, gdy podczas śniadania sowa przyniosła jej listę książek.
– Nawiasem mówiąc, nowy nauczyciel obrony przed czarną magią musi mieć chyba świra na punkcie tego Lockharta, no nie? – Zagadnęła Hermionę z chichotem. – Wiesz w ogóle coś o tym gościu?
– Napisał swoją autobiografię. No wiesz, te wszystkie podręczniki, które będą nam potrzebne w tym roku. Sprawdzałam ich ceny. Są bardzo drogie, więc pewnie tak samo kompetentne. Już się nie mogę doczekać aż to przeczytam. –
Cindy chciała westchnąć ze znużeniem, lecz udało jej się to zamaskować odchrząknięciem.
– W każdym razie, porozmawiam z rodzicami i dam ci znać, to spotkamy się w sobotę – Powiedziała, nakierowując ponownie rozmowę z dala od książek.
– W porządku – zgodziła się Hermiona, a po jeszcze kilku minutach ich rozmowa dobiegła końca.
Rodzice Cindy zgodzili się, by do Londynu wybrać się w najbliższą sobotę, tak więc gdy ten dzień nadszedł, Cindy nie potrafiła spać już od siódmej, podekscytowana perspektywą nowych książek i spotkaniem przynajmniej Hermiony.
Do londynu wybrali się po dziesiątej. Pan White odjechał, by znaleść gdzieś miejsce na zwykłym parkingu, postanawiając poczekać, natomiast Cindy i jej matka udały się przez dziurawy kocioł na ulicę pokątną.
Po odwiedzeniu banku Gringotta i wymienieniu mugolskich pieniędzy na magiczne, poszły do apteki, gdzie Cindy zaopatrzyła się w zapas sproszkowanego kła jednorożca, ponieważ jej zapas już się kończył. W sklepie z piórami kupiła sobie nowe pióro i atrament, a potem wstąpiła do centrum zoologicznego, by obejrzeć sowy. Rozważała kupno jednej z nich, ponieważ wiedziała, jaki pożytek Harry miał z Hedwigi, a ona sama nie chciała ciągle korzystać ze szkolnych.
W końcu wyszła ze sklepu z klatką, w której znajdowała się maleńka sówka, pohukująca radośnie i od czasu do czasu wystawiająca łebek przez pręty klatki.
Na Hermionę jednak nigdzie się nie natknęły.
Szły właśnie w stronę księgarni, gdy pani White złapała nagle Cindy za ramię.
– Zobacz – odezwała się po chwili, gdy Cindy się zatrzymała. – Patrz tam. Nie jest to twój kolega? –
Cindy poczekała, aż minie je grupa starszych czarownic, po czym zerknęła w dół ulicy. Zobaczyła w oddali drobną postać, w której poznała Harry'ego.
Wykrzyknęła jego imię, po czym podniosła rękę, machając do niego i dając znać żeby podszedł.
Po chwili niemal do niej podbiegł, a Cindy z piskiem radości podskoczyła do niego i uścisnęła mu mocno rękę.
– Dobrze cię w końcu widzieć – odezwała się, uśmiechając się do niego..
– Ciebie też fajnie widzieć – odparł, odwzajemniając uśmiech.
– Co się stało? – Spytała, gdy już odstąpiła od niego i przyjrzała mu się uważniej. Okulary miał połamane, włosy rozczochrane, a na ubraniu pełno czegoś, co przypominało sadzę.
– Gdzie się tak usmoliłeś. Matko. Twoi wujkowie puścili cię tak samego?.
– No co za nie odpowiedzialność – odezwała się matka Cindy, pojawiając się w polu widzenia. – Dzień dobry Kochanie.
– Dzień dobry, pani White – odparł Harry, gdy matka Cindy podeszła by poklepać go po ramieniu, przy okazji otrzepując mu ubranie z sadzy. Cindy odwróciła wzrok, widząc, że jej przyjaciela wyraźnie to peszy.
– Mamo, daj mu spokój – odezwała się w końcu, usiłując rozładować niezręczną sytuację śmiechem. – Daj mi te okulary. Nie mów, że znowu oberwałeś od kuzyna. –
Nie czekając na jego odpowiedź wyciągnęła rękę, a gdy Harry podał jej okulary wyjęła różdżkę, dotknęła nią lekko w okulary i szepnęła:
– Reparo.
– Dzięki – odezwał się Harry, gdy mu je oddała z powrotem.
– Aż się dziwię, że nie zapamiętałeś tego zaklęcia – obruszyła się lekko. – No dobra. Powiedz teraz co się stało. Jesteś tu całkiem sam?
– Nie nie, jestem z Ronem – wyjaśnił, nadal lekko zganiony jej uwagą dotyczącą zaklęcia reparo. – Podróżowaliśmy przy użyciu proszku Fiu. Źle wypowiedziałem adres przez ten popiół… No i wylądowałem całkiem w innym miejscu niż Pokątna. Na szczęście nie aż tak daleko… No i wpadłem na was.
– Proszek Fiu? – Cindy chciała go o tyle rzeczy zapytać, lecz w tej chwili zaciekawiło ją najbardziej to jedno. – Co to jest ten proszek Fiu?
– To taki proszek, który umożliwia podróżowanie kominkami – Wyjaśnił.
No dobra już, dobra. – Cindy machnęła ręką. – Teraz już rozumiem, czemu się tak usmoliłeś popiołem. Swoją drogą, powinnam cię teraz nie źle ochrzanić. Czemu nie odpowiadałeś na moje listy? Wysłałam ci chyba dwa. Kartkę urodzinową też, a ty nic.
– Wiem. – Zrobił przepraszającą minę. – Wyjaśnię ci to po drodze, ok? Gdzie teraz idziesz?
– Mam już wszystko co trzeba. Zostały mi tylko książki.
– Ron i pozostali też powinni być w księgarni – stwierdził Harry.
– No i może spotkamy się z Hermioną – dodała Cindy. Przyglądała się jeszcze przez chwilę Harry'emu uważnie. Dopiero teraz zauważyła, że wyglądał jak ktoś, kto przebywał przez kilka tygodni w dość ciężkich warunkach. Nie chciała jednak go o nic pytać, albo rzucać jakiejś uwagi typu: "jesteś jakiś chudszy". Puki co cieszyła się faktem, że przyjaciel wbrew jej obaw jest cały i zdrowy.
Ruszyli więc brukowaną, krętą ulicą. Pani White podążała za nimi, trzymając się w pewnej odległości, by dać im porozmawiać ze sobą swobodniej.
Idąc, Harry opowiedział Cindy półgłosem o tym, jak w jego urodziny w domu wujostwa pojawił się domowy skrzat Zgredek, a także o ostrzeżeniu, które skrzat mu przekazał.
– No wiesz co? – Żachnęła się Cindy. – A ja byłam na ciebie taka zła. Nie odzywałeś się, więc nie wiedziałam, co myśleć. Martwiłam się, że ten twój wstrętny wujek zamknął cię gdzieś pod kluczem i nie pozwala ci się z nami kontaktować.
– Bo tak w sumie było – odparł Harry. – Hedwiga nie mogła nigdzie latać, bo wuj Vernon zamknął ją w klatce, a ja nie mogłem jej uwolnić przy użyciu magii. No sama wiesz. I jeszcze ten Zgredek… Rozbił miskę leguminy w kuchni. Dostałem ostrzeżenie z Ministerstwa Magii, że użyłem czarów i że następnym razem mnie wyrzucą ze szkoły.
– Coo? – Cindy przystanęła. – To podłe! Ale przecież to nie ty!
– No tak. Ale jak im wyjaśnisz obecność domowego skrzata w domu mugoli? –
Cindy przygryzła wargę.
– No w sumie racja. Uznaliby, że jesteś świrnięty. Ale poza tym ostrzeżeniem cię nie ukarali prawda? No w sumie co ja mówię. Przecież inaczej by cię tu nie było. No dobra. Ale co myślisz, ten cały Zgredek mówił twoim zdaniem poważnie?
– Sam nie wiem. Ciężko było się czegokolwiek od niego dowiedzieć. Za każdym razem, gdy miał powiedzieć coś istotnego, zaczynał okładać się wszystkim, co miał pod ręką. Albo walił głową w ścianę. –
Cindy westchnęła.
– Czyli na dobrą sprawę, nie wiesz nic – stwierdziła. – A może po prostu ktoś zrobił z ciebie jajo? No pomyśl, kto w tamtym roku robił wszystko, byś zniknął z Hogwartu? No pominę tego, którego spotkaliśmy pod koniec roku.
– Malfoy? – Harry otworzył szeroko oczy. – Ron mówi to samo, ale myślisz, że Malfoy ma skrzata? Podobno one są tylko w starych czarodziejskich domach.
– Och Harry, pomyśl co ty mówisz – Prychnęła niecierpliwie. – Właśnie sam sobie odpowiedziałeś na pytanie. Malfoy zawsze szczycił się czystością swojej krwi. Pamiętasz, jak nazwał mnie szlamą? Pewnie jego drzewo genealogiczne to sama czysta krew. Zero mugolaków albo czarodziejów pół krwi.
– Chyba masz rację – zgodził się z nią. – Malfoy pasuje do takiego rozpieszczonego jedynaka, który myśli, że przez czystość krwi jest nietykalny.
– No to co? Traktujemy Zgredka poważnie? – Cindy zatrzymała się na chwilę, by obejrzeć się na swoją matkę, idącą nadal z tyłu. – Zostawiając na chwilę to, czy traktujemy go poważnie, opowiedz mi w ogóle coś o nim.
– Czyżby cię bardziej zainteresował sam Zgredek? – Spytał Harry, czym zarobił od Cindy kuksańca w żebra.
– Zjeżdżaj – prychnęła. – Opowiedz mi o tym Zgredku. –
Harry zaczął opowiadać jej to, co powiedział mu Zgredek na temat swojego zniewolenia, lecz nie było to proste, bo Cindy co chwilę mu przerywała.
– No i nosił taką starą szmatę, taką poszewkę na poduszkę – dokończył, a Cindy aż westchnęła.
– Żal mi go – orzekła. – Ale nadal nurtuje mnie wiarygodność tego ostrzeżenia. Wiesz co? Może puki co nie będziemy się tym przejmować? No sama już nie wiem.
– Hej! Harry! Cindy! –
Oboje spojrzeli w stronę, z której dobiegało wołanie. Znajdowali się już blisko księgarni Esy i Floresy, a nie daleko stał Ron, jego rodzice, bliźniacy Fred i George, ich starszy brat Percy i rudo włosa dziewczynka, którą Cindy widziała tylko przelotem na peronie dziewięć i trzy czwarte, a która musiała być siostrą Rona i pozostałych braci.
– Jesteście! – Pani Weasley wybiegła do nich. – Harry, nic ci się nie stało? Witaj Cindy. Jak dobrze, że go znalazłaś.
– Poradził sobie sam – bąknęła speszona, gdy pani Weasley przytuliła ją na powitanie.
– Harry, jak to zrobiłeś, że poleciałeś w inny kominek? – Spytał Ron, który wyminął matkę i podszedł, by uścisnąć Cindy Rękę. – Fajnie cię widzieć, Cindy. No, jak to zrobiłeś?
– Popiół – odpowiedział krótko Harry.
– Taa, zapomniałem cię uprzedzić – bąknął Ron, a Cindy zachichotała.
– Dopisz to do listy tego, co zapomniałeś – stwierdziła po chwili. – Jesteś czasami naprawdę zbyt roztrzepany. O czym ty myślisz, Ron? –
Ron już miał odpowiedzieć, gdy Harry wskazał nagle ręką.
– Patrzcie – powiedział. – To Hermiona. –
W istocie. Z nad przeciwka biegła ku nim z rozwianymi włosami Hermiona. Zobaczywszy ich rozpromieniła się, a po chwili już ściskała mocno Cindy.
– No, nareszcie – Stwierdziła Cindy, gdy przyjaciółka ją puściła. – Bałam się, że się nie zobaczymy.
– Ja też. Szukałam cię wszędzie. Hej Ron, hej Harry. O matko, jak ty mizernie wyglądasz.
– Trafna uwaga – zaśmiała się Cindy, gdy przyjaciele przywitali się z Hermioną.
– Achaa. Poznajcie moją młodszą siostrę Ginny – odezwał się Ron, wskazując dziewczynkę, która nieśmiało do nich podeszła.
– Ty też idziesz w tym roku do Hogwartu? – Spytała Cindy, by nawiązać jakąś przyjazną rozmowę. Ginny spojrzała na nią nieśmiało i skinęła głową.
– Peszy ją to, że tak swobodnie rozmawiasz z Harrym – szepnął Ron, gdy cała grupa, włącznie z rodzicami Rona, Hermiony i Cindy ruszyła w stronę księgarni. – No wiesz, jesteś dziewczyną.
– Co ty powiedziałeś? – Cindy zmierzyła go taksującym spojrzeniem. – A jakie znaczenie ma twoje cudowne odkrycie, że jestem dziewczyną? To dziewczyny nie mogą już rozmawiać swobodnie z chłopakami?
– Nie o to chodzi – Wyjaśnił szybko Ron. – Ale ona nie potrafi wydusić przy nim słowa, nawet jeśli się ją o coś zapyta. Będę chyba musiał powiedzieć Harry'emu, żeby za każdym razem wychodził na dwór w momencie, gdy trzeba o coś zapytać Ginny. –
Cindy parsknęła śmiechem, lecz spostrzegła, że mina Rona jest dziwnie poważna.
– W zasadzie, to jak to się stało, że Harry znalazł się u ciebie? – Spytała, gdy już minęła jej wesołość.
– Ci jego mugole… – Ron rzucił przepraszające spojrzenie na przyjaciółkę. – No wiesz. Wiem, że nie wszyscy są źli, ale ci jego… Chcieli go chyba zagłodzić na śmierć. Założyli mu kraty w oknie. Chyba myśleli, że do pierwszego września zwyczajnie umrze. Zabraliśmy go do siebie kilka dni temu.
– Cudowny plan Zgredka – mruknęła Cindy. – Ale chyba nie przewidział konsekwencji.
– Bronisz tego zgreda? – Ron wytrzeszczył na nią oczy. – Przecież to on zrobił tą całą akcję z rzekomym użyciem magii przez Harry'ego. To przez niego Harry utracił swoją jedyną broń. Do póki tamci nie wiedzieli, że Harry'emu nie wolno używać czarów, nic mu nie robili, bo bali się, że skończą jako oślizłe glisty.
– Wiem o tym – żachnęła się. – Ale Zgredek mógł być święcie przekonany, że Dursley'owie nie załatwią sprawy tak jak załatwili. No wiesz, że po prostu uniemożliwią Harry'emu powrót do szkoły i tyle, bez zamykania go na klucz i głodzenia. Nawiasem mówiąc, nie rozumiem, po co to wszystko. Jeśli to pomysł Malfoy'a, to nie zbyt trafny. Harry mógł przez niego zawalić cały rok. Mogli go wyrzucić. I gdzie w ogóle była opieka społeczna? Czy nikt nigdy w poprzedniej szkole nie wiedział o tym, jak Harry jest traktowany?
– O czym ty mówisz? – Ron uniósł brwi.
– Nie ważne – Odparła. – W nie magicznym świecie są instytucje, które zajmują się przypadkami przemocy w rodzinie, psychicznej albo fizycznej. Nie wierzę, że nikt niczego nie zauważył i nie wezwał policji.
– Czego? Jakiej pałecji? – Ron wyglądał na naprawdę zbaraniałego. Cindy westchnęła z politowaniem.
– Ty żyjesz w całkiem innym świecie – stwierdziła gorzko.
W tym momencie dogonili ich Harry z Hermioną, więc Cindy nie mogła dalej kontynuować swoich rozważań.
– Jej, patrzcie – zawołała Hermiona głośno, pokazując ręką na wielki szyld przy drzwiach księgarni, przed którą właśnie stanęli. – Poznamy tego Gilderoy'a Lockharta.
– Cudownie – Bąknęła Cindy ironicznie, a Ron i Harry parsknęli śmiechem. – Już nie mogę się doczekać. Chciałabym mu zadać tyle pytań. –
Ron musiał zatkać sobie usta, by się głośno nie roześmiać. Cindy odwróciła się i wymieniła z Harrym pełne rozbawienia uśmiechy.
– Widzę ten twój entuzjazm – szepnął Harry. – Aż się palisz do zadania tych pytań, gorzej niż Hermiona na lekcjach. –
Teraz to Cindy musiała sobie zatkać usta, by stłumić śmiech. Cieszyła się z tego, że Hermiona akurat była zajęta wyjaśnianiem czegoś swoim rodzicom i nie słyszała tego, co Harry właśnie żartem powiedział.
Odwróciła się z powrotem w stronę wejścia, usiłując w jednej chwili wyglądać na poważną, ponieważ pani Weasley uniosła rękę, nakazując im wszystkim ciszę.
– Wejdziecie wszyscy ze mną – nakazała, patrząc przepraszająco na rodziców Hermiony i Cindy.
– Poczekam tu na ciebie – Odezwała się pani White, zwracając się do córki. – Z tą klatką nie wyglądałoby to na miejscu. –
Cindy skinęła tylko głową.
– Fajna sowa – zauważył Harry, spoglądając na klatkę.
– Urocza – dodała Hermiona, a Cindy uśmiechnęła się do nich.
– No wiecie, nie będę musiała pożyczać szkolnych – stwierdziła.
– Wy tam z tyłu, ciszej – uciszył ich Percy. Cindy dostrzegła, jak Fred i George wykrzywiają się do niego złośliwie, gdy brat się odwrócił.
– Zrobić miejsce! Natychmiast! – dało się słyszeć inny apodyktyczny głos, a po chwili obok nich przebiegł pędem brzuchaty mężczyzna z aparatem fotograficznym w ręku. – Pracuję dla Proroka codziennego!
– Super – wydusiła Cindy, gdy fotograf, przebiegając obok dość mocno ją potrącił, tak że musiała złapać za ramię Harry'ego by nie upaść. – Ale to cię nie upoważnia do zachowywania się jak buc.
– No co za ham – wtrąciła Hermiona, a Ron i Harry parsknęli śmiechem.
– Ruszmy się lepiej – zauważył Ron, a Cindy stwierdziła, że ich czwórka została znacznie w tyle.
– Nie obrazicie się, jak pójdę pierwsza? – Spytała Hermiona, po czym wysforowała się na przód.
– No pewnie że nie – burknął Ron.
– Chyba mi podkradła pytania dla Lockharta – Szepnęła Cindy, a chłopcy ponownie zdusili śmiech.