Categories
muzycznie

varius manx – pustynie słów mój cover

Categories
o mnie

Wyjątkowo dzisiaj o mnie samej :)

Witajcie kochani.Dzisiaj wyjątkowo postanowiłam napisać coś ze swojego życia. Co prawda nie będzie to jakiś długi wpis,`ponieważ piszę teraz z telefonu. a pisanie długich tekstów braillem idzie mi opornie. Wiem wiem że jest klawiatura, ale korzystam z niej tylko wtedy jak mam włuczony bt w telefonie. Dziwię się teraz, jak ja mogłam pisać w ten sposób co teraz tą nieszczęsną Ahsokę, za którą zamierzam się swoją drogą zabrać dalej. Chcę jakoś pociągnąć dalej wątek tego biednego Anakina Solo. Z perspektywy czasu polubiłam go jeszcze bardziej niż te dwa lata temu, gdy czytałam książkę w której on zginął i płakałam dosłownie. Ja to chyba jestem za bardzo wrażliwa, za bardzo zżywam się z bohaterami i tak dalej. Potem przeżywam. Ale jestem zdania, że lepiej to tak z siebie wyrzucić niż trzymać to w sobie. Z resztą ja sobie dużo takich sytuacji przekładam na codzienne życie.No i to chyba byłoby na tyle ględzenia i smęcenia Annie. :d Jestem w pracy w ogóle. Dzisiaj się nowy turnus pacjentów zaczyna. Mam nadzieję że trafi się wiekszość fajnych. Niektórzy są tak kochani że aż żal się z nimi po tych 10 dniach rozstawać, a niektórzy za to mega roszczeniowi.Kończę więc bo na korytarzu ruch się już jakiś zaczyna.Trzymagcie się wszyscy.Pozdrowienia dla obecnych tu masażystów hihi.A.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

ostatni fragment 19

Patrzyłam przez chwile na nią, usiłujac w pełni zarejestrować to co usłyszałam. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, zę wiem do kogo oczy Jainy były podobne. Przypominały oczy Kylo.
– Solo? – Zpytałam. – Czy ty jesteś siostrą…
– Anakina Solo – dokończyła za mnie. – I córką Hana i Leii Organy Solo. –
Przez chwile miałam ochote zapytac ją takze o Kylo, ale zaniechałam tego. NIe znałam jej na tyle by wiedzieć jakie zdanie ma o starszym bracie. Poza tym i tak powiedziała mi już wiecej niz sie spodziewałam.
– Dobrze Jaino – powiedziałam po chwili. – Musimy teraz jakoś się z tąd wydostać. Wiesz? Na jedno dobrze ze tu trafiłam. Nie pozwolę ci zginać. Wpadłysmy obie w to poodoo. –
Jaina westchnęła, ale spojrzenie jakie rzuciła na drzwi było twarde i niezłomne.
– Plan – odezwała się po chwili milczenia. – Masz jakieś pojęcie co robic? –
Zamysliłam się. Po chwili w mojej głowie zaczął rodzić sie jakis plan.
– To ryzykowne – ztwierdziłam. – Jeśli się nie uda…
– Nie pocieszaj mnie – burknęła Jaina. – Lepiej odrazu przejdź do rzeczy.
– Użyjemy mocy by otworzyć te drzwi – zaczęłam. – Wymkniemy się, a jeśli napotkamy jakich kolwiek strażników… Posłużymy sie sugestia mocy albo… W najgorszym wypadku wymazaniem pamieci. –
Jaina zbladła.
– To zabronione – szepnęła ze zgrozą.
– Ale pomoze nam przetrwać, gdy juz wszystko inne zawiedzie – odpowiedziałam.
– A co jeśli spotkamy Ventres? – Zadała kolejne podnoszące na duchu pytanie. – Nie mamy broni…
– Będziemy walczyc. Zabierzemy broń strażnikom. –
Pokiwała bez przekonania głową.
– Patrząc na ciebie dochodzę do wniozku, ze przypominasz mi mojego młodszego brata – ztwierdziła. – Jesteś tak samo pewna siebie i masz tak samo głupie pomysły.
– Tylko ze głupie pomysły Anakina z reguły się sprawdzają – odpowiedziałam. Westchnęła.
– Rajd przez pas tie mysliwcem – mruknęła, a ja odniosłam wrażenie, zę przypomina sobie jeden z takich głupich pomysłów Anakina. Nie zamierzałam ją jednak dalej podpytywać. Miałam też nadzieje, ze Ventres nie ześle na Anakina kolejnej wizji pod tytółem: twoja siostra i Ahsoka właśnie umierają.
– W porządku. – Wstałam, a Jaina zrobiła to samo. Musiałam ja podtrzymać, bo zachwiała się niebezpiecznie.
– Nic mi nie jest – mruknęła. – WIec… CO teraz?
– Zabierajmy się do tego do czego powinnysmy – odpowiedziałam, usiłujac zabrzmieć odważnie, moze nawet tak samo odważnie jak Anakin. – Zróbmy to.
– Albo nam się uda, albo… – Jaina nabrała głęboko powietrza. – Nie. Musi się udać.
– Uda się – dokończyłam z pewnością, a następnie obie wypowiedziałysmy w tym samym czasie jedno zdanie:
– Niech moc będzie z nami.
Jaina podeszła do drzwi i położyła na nich ręke. Widziałam że mimo zmęczenia bardzo się koncentruje, więc nie wiele mysląc połączyłam z nią swoje siły. W końcu drzwi jakby drgnęły, a po chwili otworzyły się.
– łatwo poszło – szepnęła Jaina. – łatwo. Bardzo łatwo…
– Chodź. – Pociagnęłam ja za ręke. Obydwie wyszłyśmy na zewnątrz, rozgladajac się uważnie dookoła. Nikogo nie było. Aż dziwne. Przecież powinien nas ktoś pilnować.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

18

– Mistrzu? – Pochyliłam się, zdajac sobie sprawę z tego że nie mam nawet latarki, nie mówiac o pakiecie przetrwania. Anakin był ranny, a ja po raz pierwszy nie potrafiłam mu pomuc…
Podeszłam bliżej i chwyciłam za skraj jego lotniczej kurtki, chcąc obrucić go na plecy. Był dziwnie lekki i drobny. Moze poprostu tak wychudzony? Nadal miał na głowie heum pilota, wiec nie widziałam nawet jego twarzy.
Odwróciłam go na plecy i wtedy aż wydałam z siebie jakis dziwny dźwięk. Ni to krzyk, ni to pisk.
Z pod heumu wysunęło się pasmo długich, brązowych włosów, które spłynęło po policzku.
Uklękłam obok i najdelikatniej jak mogłam zdjełam heum z głowy… Nie, to nie był Anakin.
Była starsza ode mnie. Mogła mieć jakieś osiemnaście lat. Włosy miała zwiazane z tyłu w koński ogon, na wykrzywionej determinacją i bólem twarzy widniały liczne zadrapania, otarcia, a nawet ślady bicia. Nie wygladało to dobrze. Bałam się myśleć jak wygląda reszta jej ciała.
Oczy miała zamknięte, ale gdy połozyłam jej dłoń na czole wzdrygnęła się i otworzyła je.
— Dajcie mi spokój – zawołała zduszonym głosem, w którym złośc walczyła z determinacją. Poderwała się chcąc wstać, lecz przytrzymałam ja za skraj kombinezonu.
– Hej, spokojnie, nie zrobię ci krzywdy – odezwałam się, puszczając ja i sięgając do elektrokajdanek, którymi miała zpętane ręce.
Dziewczyna nieco się rozluźniła. Patrzyła na mnie podejżliwymi, brązowymi oczami, a ja doznałam wrażenia, ze gdzieś juz widziałam podobne oczy.
– Coś ty za dziecko? – Zpytała, nadal lustrujac mnie spojrzeniem. – Ciebie też złapała ta pozbawiona ludzkich uczuc
wiedźma? –
– Tak, ale to teraz nie ważne – odpowiedziałam pospiesznie. – Dasz radę usiąźć? –
Objęłam ja ramieniem i pomogłam jej, opierajac ją o ścianę.
– Co się stało? – Zapytałam, siadajac obok niej.
– Złapała mnie ta łysa fanatyczka – odparła dziewczyna, rozcierając sobie ręce. – Leciałam z misją zwiadowczą na rozkaz mojej matki. W trakcie lotu zostałam przechwycona i złapana. Ta flądra chciała ze mnie wyciągnąć pewne
informacje… –
Pochyliła się i zaniosła się kaszlem.
– Nie mów nic więcej jeśli nie możesz – odezwałam się. Wyprostowała się i zdała sobie chyba sprawę z tego, ze powiedziała za duzo.
– Ja cię nie znam – wymamrotała po chwili. – Nie wiem po czyjej stronie jesteś. Nie jesteś szpiegiem sithów?
– Nie. – Położyłam dłoń na sercu. – Jeśli chcesz, mozęsz sprawdzic moje myśli gdy dojdziesz do siebie.
– Moze potem to zrobię, oile dasz mi konkretny powód – odparła, a w tym głosie zabrzmiało ostrzerzenie. Wiedziałam już jedno. Ta dziewczyna jest harda i nie da się złamać byle komu.
– Jak mam na ciebie mówić? – Zpytała po chwili, nadal świdrując mnie tym spojrzeniem.
– Jestem Ahsoka – odpowiedziałam. – Ahsoka Tano, jedi i… Padawanka Anakina Skywalkera. –
Zkinęła głową, przygladając mi się nadal uważnie.
– Jesteś togrutanką?
Teraz to ja pokiwałam głowa.
– A ty jak się nazywasz? Jeśli nie chcesz nie mów, ale chcę zebyś wiedziała ze jestem po twojej stronie. Postaram się nas obie z tąd wydostać.
– Masz jakis plan? – ZPytałą z powątpiewaniem.
– Jeszcze nie, ale na pewno coś wymyślę – zapewniłam ją.
– Jeśli to ci się uda, będę miałą u ciebie dłóg – ztwierdziła. – A co do twojego pytania… Jestem… –
Zawahała się, ale po chwili odezwała się znowu już trochę pewniej:
– Jaina Solo. –

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

17

Ventres zaprowadziła mnie do swojej kajuty dowodzenia, tak mi się przynajmniej wydawało. Na monitorach taktycznych było pełno obrazów poszczegulnych układów, planet i ich zaopatrzenia militarnego. W cale mi się to nie podobało.
– No więc – zaczęła Ventres, zdejmując w końcu łapsko z mojego ramienia i stajac przede mną. – Popatrz mi w oczy.
– Ani mi się sni! – krzyknęłam w odpowiedzi. – Gadaj gdzie jest Anakin!
– Żal mi ciebie – westchnęła. – Przywiazanie cię zaślepiło. Jeszcze raz ci powtarzam moja droga, twojego mistrza tu nie ma i nawet go tu nie było. Sama go szukam. –
Mówiła o Anakinie tak, jakby był jakimś ochydnym gatunkiem robala, którego trzeba jak najszybciej się pozbyć.
– Nie wierzę ci – syknęłam.
– To wsłuchaj się w moc – odpowiedziała łagodnie. – Przekonasz się ze mówię prawdę. –
Odetchnęłam głęboko. Nie miałam zamiaru pozbywać sama siebie nadzieji, ze mój mistrz zyje i jest tak blizko. Nie po to ryzykowałam wszystko zeby go nie znaleść.
– Za to ty… – Ventres wycelowała we mnie paluchem. – Mozesz zyć. Mozesz tu zostać. Masz zadatki na sitha, powiedział ci to ktoś kiedys? –
Zadrżałam. Przypomniał mi się ciemny, nizki głos Snoke'a, odbijajacy się echem po jaskinii, z której potem wyciagnęli mnie rycerzyk i Kylo: "Masz talent, młoda padawanko. Talent, potencjał i odwagę. I dużo gniewu, z którego można wykuć nową, wspaniałą broń". Ale przecież to nie prawda. On mówił wtedy o innej Ahsoce, nie o mnie.
– Boisz się? – Głos Ventres stał się cichy, nizki i hipnotyzujacy. – TYlko ci się wydaje ze się boisz. Będę się rozkoszować prawdziwym przerarzeniem w twoich oczach, jeśli odrzucisz to co mam ci teraz do zaproponowania, a ja w zemście zniszczę wszystkich na których ci zależy. A ty będziesz się temu przygladała.
– Nie pozwolę ci skrzywdzić nikogo – wycedziłam.
– czyzby? Jakoś nie uratowałaś swojego przyjaciela ostatnim razem. Mało tego, złamałaś mu serce. Nie patrz na mnie w taki sposób. Dobrze wiem o kim mówię. Ten młody Solo. Jemu też pokazałam co nie co w wizjach. Wiesz co go najbardziej przerarza? Że stanie ci się krzywda. Dalej tego nie doceniasz? Nie, bo ty wolisz Kylo Rena, sitha. Widzisz? Sprawdza się to co mówię. Ciagnie cię na odpowiednią stronę. Co oni wszyscy dla ciebie zrobili, począwszy od twojego mistrza? Nie chciał cię z początku nawet szkolic. Zrobił to z konieczności. Nigdy nie czułaś sie rozrzalona i porzucona? –
Stang, ona gada identycznie jak Snoke.
– Nie kończ – Odpowiedziałam wściekle. – Wiem co chcesz mi zaproponować. I moja odpowiedź będzie jedna. Nigdy nie stanę po twojej stronie ani po stronie jakiego kolwiek sitha. A Kylo Rena i Anakina w to nie mieszaj. Tylko głupcy tacy jak ty, zaślepieni gniewem i nienawiscią staja po niewłaściwej stronie. I wiesz co? To ciebie mi zal. Bo to ty stoisz po nie właściwej stronie a nie ja. –
Ventres zacisnęła mocno usta.
– Jesteś głupia i naiwna – odezwała się o wiele chłodniejszym tonem. – A teraz… –
Po raz kolejny pstryknęła palcami i tym razem mój miecz sam wskoczył do jej ręki.
– Twoja złość – zadrwiła. – Czuje ją. – Wiem też ze masz w sobie bardzo silna moc. Mozęsz teraz zrobic wszystko. Ja się tylko z toba bawię. –
Miałam wielka ochotę wyrwać jej miecz z ręki i zakończyc raz na zawsze jej marną egzystencję, ale w porę się opanowałam.
– Nie zabiję cię – odezwałam się. – Ale uważaj na to co mówisz i robisz. Kiedys dotkniesz niewłaściwego miejsca i sama przez to ucierpisz. A ja wtedy będę stała i się temu przygladała. I to ja będę się rozkoszować przerarzeniem w twoich oczach. –
Ventres odwróciła się i wcisnęła jakiś guzik na pulpicie kontrolnym komputera. Po chwili drzwi otworzyły się i wtoczyły się prze znie dwa automatony. Głupie blaszaki.
– Odeskortujcie ją do celi – rozkazała Ventres. – Ma dwadzieścia cztery godziny by się zastanowić nad moimi słowami. Jeśli po tym czasie usłyszę to samo co usłyszałam… To bardzo mi przykro, padawanko… Och nie, już była padawanko, zapomniałam. Ale pamietaj. Wszystko się moze zmienić. Mozesz zostać pod moją opieką. –
Rzuciłam jej najbardziej wściekłe i szydercze spojrzenie na jakie było mnie stać, poczym odwróciłam się do automatonów. Mogłam rozwalic je czym kolwiek, ale Ventres cały czas trzymała mnie pod swoją kontrolą.
– Zabierzcie ją – rozkazała robotom. – I postarajcie się jej nie zabic.
– Rozkaz rozkaz – wyrecytowały blaszaki i popchnęły mnie ku wyjźciu.
W ostatniej chwili zdązyłam odwrócić się do Ventres i pokazać jej język, ale nie jestem pewna czy to widziała.
– Nie stawiaj oporu – odezwał się beznamiętnie jeden z blaszaków. – Bo będziemy musięłi użyc siły.
– Siły – prychnęłam. – Jesteście na to zbyt tępe. –
Pożałowałam zę to powiedziałam, a w zasadzie pożałowałabym gdybym chwilę później mogła jasno mysleć. Jeden z automatów strzelił we mnie wiązka laserową ze swojego działka. Udało mi się ja odbić, lecz w tej samej chwili gdy ja odpierałam atak pierwszego, drugi wykorzystał to i zaszedł mnie od tyłu. Potem pamietam juz tylko ciemność i nicość.
Pierwsze co do mnie dotarło po przebudzeniu to fakt, ze leżę na czymś twardym, zimnym i mokrym. Podniosłam się, tłumiąc cichy okrzyk bólu i rozgladajac się dookoła.
Znajdowałam się w wązkiej celi, oswietlonej tylko światlem z pojedynczego, niewielkiego iluminatora wielkosci małego datapada. Leżałam na zimnych metalowych płytach pokładu, a owo mokre coś okazało się byc krwia, która płynęła mi po policzku, teraz juz cieńka struzką, ale musiało jej być wiecej sądząc po plamie na podłodze.
Nagle w koncie dostrzegłam jakis ciemny kształt. Poczułam znowu tą obecnosć w mocy. Podniosłam się i bezszelestnie podkradłąm się blizej.
Nie byłam sama. W celi był ktoś jeszcze. Ludzka postać, leżąca zkulona pod scianą, spentana i bezbronna. Najwidoczniej nie miała nawet sił by się uwolnić. Wysyłała tylko sygnał życia w mocy.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

16

Nie minęło jednak nawet standartowe pół godziny mojego lotu, gdy z ponurych myśli i czegoś w rodzaju lekkiego transu wyrwał mnie pisk komunikatora. Gdy spojrzałam na urządzenie poznałam numer Rey.
– Tak Rey? – zpytałam, odbierajac po chwili z wachaniem połączenie.
– AHsoka… – Rey miała taki głos, jakby dopiero co skończyła płakać. – Coś ty zrobiła?
– Jeszcze nic – odpowiedziałam niewinnie. – Rey, ja musiałam, rozumiesz chyba…
– Zwariowałaś? – Rozpacz Rey powoli zaczęła przeradzać sie w złosć. Wiedziałam tylko jedno. Zanim sie ze mną skontaktowała czegoś się przestraszyła, słychać to było po jej głosie.
– Rey, przepraszam – zaczęłam po chwili. – Rozumiesz chyba jakie to dla mnie ważne…
– Ratowanie mistrza Skywalkera – wpadła mi w słowo. – Wiem wiem, rozumiem wszystko naprawdę, tylko ze robiac to złamałaś jeden z najbardziej rygorystycznych zakazów, zdajesz sobie sprawę co cię teraz mozę spotkać? Odbiorą ci tytół padawana, pozbawia wszystkiego… Moze nawet wygnają.
– Rey… – Zaczęłam, lecz ona po chwili mi przerwała, a słowa jakie wypowiedziała niemal mnie zmroziły:
– W takim razie jesteś kolejna osobą którą tracę, która moze odejźć i nigdy juz nie wrócić.
– tak nie będzie – oswiadczyłam z twardą pewnością i siłą w głosie. – Wrócę, zobaczysz.
– Odszukam cię. – W jej głosie zabrzmiało ostrzerzenie. – Postaram się zrobic to szybciej od rady.
– Rey, nie… – zaczęłam, lecz ona juz przerwała połączenie.
– Pięknie – powiedziałam sama do siebie. – Zaczyna sie robić ciekawie. Łańcuszek poszukiwań, kto będzie pierwszy… ANakinie, gdzie jesteś? –
Zagłębiłam się ponownie w mocy, bezwiednie prowadząc mysliwiec tam, gdzie kierowało mną przeczucie, bez przerwy nawołujac swojego mistrza w myslach i czekajac na jaki kolwiek znak od niego.
Leciałam, leciałam i leciałam… Czas jakby zwolnił. Moc starała się sterować moim ciałem. Dobrze wiedziałam gdzie lecieć. Wyczuwałam w mocy czyjąś silną obecność, która zdawała się jakby przywoływać mnie do siebie. Usiłowałam samą siebie przekonać zę to moze być pułapka, ale chcąc czy nie, moja chęć pomocy zwyciężyła… I jak przeważnie to bywa ponownie wpakowała mnie w kłopoty.
Z transu wyrwały mnie ostrzegawcze czerwone lampki, zapalające się jedna za drugą na konsoli sterowniczej.
– Pięknie – skarciłam się w myślach. – Znowu wpadłaś w poodoo. –
Złapałam mocno drążek sterowniczy, zaciskajac na nim palce tak mocno, jakby juz teraz od tego zależało moje życie. Wiedziałam co się dzieje, lecz było już za późno zeby to odwrócic. Właśnie byłam ściągana promieniem ściagającym przez inny statek, właściwie frachtowiec. Wiedziałam tylko jedno. Co kolwiek mnie teraz czekał, moc zaprowadziła mnie tam gdzie powinna. Owa obecność, którą odczuwałam jakis czas temu była jeszcze bardziej odczuwalna.
Wychyliłam się na moment z fotela i z podręcznej skrytki dobyłam niewielki blaster. Żadko kiedy posługiwałam się akurat tą bronią, ale przy odrobinie szczęścia sobie poradzę. Blaster i miecz świetlny powinny być wystarczajacą obroną.
Oderwałam drugą rękę od steru i odpięłam miecz od pasa. Niech sobie nie myślą ze poddam się bez walki. Miałam sie jednak przekonać, ze prawda znowu była nieco inna niż zakładałam.
Mój myśliwiec został ściagnięty do hangaru frahtowca, a po chwili odezwał się pisk interkomu.
– Czego? – Walnęłam ze złością w przycisk uaktywniajacy połączenie. Pierwsza zasada, nie powinnam odezwać się w taki sposób, ale byłam zbyt zfrustrowana.
– No proszę proszę – zabrzmiał w odpowiedzi kobiecy, szyderczy głos. – W końcu złapałam maskotkę Skywalkera.
– Ventres – syknęłam. – Gdzie on jest? Gdzie jest Anakin?
– Gdzie jest Anakin – zadrwiła Ventres. – Miałam nadzieje zę sama mi to powiesz. Z resztą, dosć gadania przez interkom. Za chwilę zjawię się po ciebie i porozmawiamy w cztery oczy, drogie dziecko. –
Wydałam nieartykuowany okrzyk wściekłości i przerwałam połączenie. Wredna wiedźma… Przypomniało mi się co ostatnio zrobiła Anakinowi Solo podczas naszej misji przechycenia holokryształu i jeszcze bardziej się we mnie wszystko zagotowało.
Pchnięta jakąś nieokiełznaną rządzą zemsty opusciłam rampę i sama wyskoczyłam jej na spotkanie, wymachujac mieczem świetlnym i celując z blastera na ślepo… No może nie do końca na ślepo. Moc w tym miejscu zawirowała i chwilę później zmaterializowała się przede mną ta stara, łysa ropucha ze swoimi bliźniaczymi mieczami, które jednak teraz przypięte miała przy pasie, a ręce wyciagała w obronnym geście. Jednak byłam pewna, ze w każdej chwili te miecze mogą ożyć.
Na mój widok wybuchnęła zimnym, bezlitosnym śmiechem.
– Odłóż te beznadziejne zabawki, dziecko – odezwała się pozornie przyjaźnie. – Chcę porozmawiać, a nie walczyć.
– Chyba po raz pierwszy w twoim żałosnym życiu – odwarknęłam w odpowiedzi. Ręka z blasterem lekko mi zadrzała.
– Nie pokazuj mi swoich kłów, bo i tak nie zdążysz mi nic zrobić – zadrwiłą Ventres. Pstryknęła palcami i zanim zdązyłam zareagować blaster wypadł mi z ręki. Jedynie miecz udało mi się jakimś cudem utrzymać w uścisku.
– I jeszcze stawiasz opur – odezwała się Ventres. – Po raz kolejny ci powtarzam, ze nie zrobię ci krzywdy. Zobacz, jestem tu sama, bez ani jednej droideki czy gwardzisty. No chyba że coś zaćmiło ci wzrok.
– Widzę więcej niż tobie udało sie kiedy kolwiek zobaczyc przez pryzmat twojej głupoty i nienawiści – odparowałam.
– Oj nie, nie masz racji – odpowiedziała. – To ja widzę więcej niz ty. Choćby fakt, ze od tej pory jesteś wyrzutkiem Tano. Uciekłaś z zakonu, wiem ze uciekłaś. To ja zsyłałam na ciebie twoje nocne wizje. Przewidziałam co zrobisz, ze uciekniesz by ratować Skywalkera. I stało się dokładnie tak jak przypuszczałam. Jesteś jeszcze bardzo, ale to bardzo przewidywalna. A teraz nie zmuszaj mnie proszę do użycia siły. Chcę zebyś jeszcze trochę pożyła, przynajmniej do puki jesteś mi potrzebna. Chodź. –
Ruszyła przodem, lecz ja nie zrobiłam ani kroku za nią.
– No chodź – przynagliła mnie. – Acha, byłabym zapomniała… Odłóż miecz. Nie odbieram ci go, ale go odłóż. –
Cały czas będąc czujna i spodziewajac się w każdej chwili jakiegoś podstępnego ataku, dezaktywowałam miecz. I to wszystko co zrobiłam.
– Przypnij go – rozkazała Ventres. – Chyba zę chcesz bym ci go zabrała. –
Cała zpięta zrobiłam co kazała, poczym trzymajac dłoń na rękojeści rzuciłam jej wściekłe spojrzenie.
– A teraz idziemy – odezwała się Ventres. Następnie okrążyła mnie, położyła mi na ramieniu rękę, od której dotyku mimo wolnie się wzdrygnęłam, po czym poprowadziła przez hangar na pokład statku, a ja zamknęłam oczy, koncentrujac się tylko na odczuciach w mocy. Nadal czułam tą silną obecność. I nie była to Ventres. Nie był to nikt z sitów. Ta obecność była czysta i jasna, zabarwiona moze tylko uczuciem frustracji i bezsilności. Usiłowałam nawiazać kontakt z tym kimś, ale nie byłam w stanie. Jego świadomość była otoczona gróbym obronnym mórem. Wiedziałam jedno. Ventres nie złapała tylko mnie. Więziła tu kogos jeszcze. Miałam juz podejrzenia co do tego kto to jest. Ventres okłamała mnie mówiac ze nic nie wie o Anakinie. Muszę ja tylko dobrze przycisnąć. Teraz to role się odwrócą. Niech sobie nie mysli zę coś ze mnie wyciagnie. Prędzej zrobie to ja.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

15

Tej nocy znowu miałam kolejny z serii dziwnych snów. Widziałam w nich samą siebie, ale byłam już starsza, mogłam mieć z jakieś szesnaście lat. Uciekałam przed czyms albo przed kimś, najwidoczniej osaczona i zaszczuta. Biegłam jakimiś szybami wentylacyjnymi, rurami, desperacko usiłując przed czymś umknąć.
– Ahsoko! – Głos, który usłyszałam za soba należał do rycerzyka. – Zatrzymaj się! Nie uciekaj przede mną! Ja cię nie porzuciłem słyszysz? Nigdy bym tego nie zrobił!
– Wiem! – Głos, którym odpowiedziałam mojemu mistrzowi nie był juz taki piskliwy. Był poważny i zmęczony, jakbym wiele przeszła. – Wiem o tym, Anakinie. Ale nie mozesz mi pomuc. Wkroczyłam na inną ścieżkę niż ty, nie moge zawrócić, a ty nie mozesz za mną nią podążać.
– Ahsoko, nie! – W krzyku Anakina pobrzmiewała desperacja i rozpacz.
W następnej chwili sen się zmienił. Znowu byłam w nim taka jak teraz, lecz tym razem byłam biernym obserwatorem.
Zobaczyłam wąską celę na pokładzie jakiegoś kosmicznego statku. W ciemności panującej wewnątrz dostrzegłam jednak bezwładną postać, ogłuszoną i leżącą bez oznak życia.
– Anakin – krzyknęłam, ale mój głos zdawał się jakby rozpływać w przestrzeni.
– On cię nie usłyszy. – Głos, który mi odpowiedział nie należał do Anakina. Był to pełen jadu głos Ventres. – Mówiłam ci ze w końcu go dopadnę. Wielki Anakin Skywalker jest teraz tak bezradny jak małe dziecko. Zobacz. –
Pojawiła sie przede mna niespodziewanie, machając mi przed oczami świetlistą klingą miecza Anakina.
– Nie! – krzyknęłam z rozpaczą. – Nie, anakin! Mistrzu! –
Obudziłam się gwałtownie, słysząc szybkie łomotanie serca. Odrazu wróciło do mnie jasne myslenie, ani trochę nie czujac senności.
Przewróciłam się na wznak, zaciskając mocno powieki i starajac sie nawiązać tak silny kontakt z moca, na ile tylko było to mozliwe. Zagłębiałam się w jej odmęty co raz bardziej, warstwa po warstwie, nie bacząc na to ze mogę opaść z sił. I wtedy rzeczywiście wyczułam Anakina.
Złośc, determinacja, ból i strach… Te emocje toważyszyły mojemu mistrzowi, docierając do mnie przez łączącą nas więź mocy. Widziałam go tak wyraźnie jakby byl tuz przede mną. Siedział w kabinie swojego myśliwca, desperacko ścigając inny statek. Był zdeterminowany, za wszelka chcenę chcąc dopaść ściganego. Nie bał się o siebie, czułam to wyraźnie. Bał się o tych których tu zostawił. Bał sie, ze zginie w samotności i nie będzie juz mógł nikomu pomuc…
Wyrwałam sie z objęć mocy, czujac ze emocje mojego mistrza zaczynają udzielać się mi samej. Zaczęłam desperacko podejmować próby skojażenia sobie miejsca, w którym go widziałam. Wiedziałam juz co musze zrobić.
Ponownie zanużyłam się w mocy, tym razem odnajdując prawie natychmiast Kylo, pogrążonego we snie. Delikatnie wysłałam wici mocy w jego kierunku.
– Kylo – odezwałam się telepatycznie, chcąc przelać w mój głos całą swoją determinację i ogarniającą mnie rozpacz. – Kylo, potrzebuję cię. Teraz. –
Wycofałam się, gdy z drugiej strony odpowiedziało mi zaskoczenie i niewyraźny sygnał zrozumienia.
Pospiesznie chwyciłam leżący na szafce komunikator, poczym nie chcąc budzić Rey napisałam jej krutka wiadomość, mówiącą tylko, ze na jakis czas znikam, zeby się nie martwiła i ze na pewno wróce. Wiedziałam ze mogą mnie z tego powodu spotkać przykre konsekwencje, w końcu zamierzałam złamać zakaz opuszczania swiatynii bez zezwolenia, ale życie mojego mistrza było dla mnie ważniejsze niz jakaś tam kara.
Poderwałam sie z łózka, ubierając się jak mogłam najszybciej i najciszej, na wszelki wypadek pogłębiając jeszcze sen Rey przy użyciu mocy. Nie chciałam zeby się obudziła i usiłowała mnie zatrzymać, lub co gorsza, mówiła o tym jak bardzo to niebezpieczne i co mnie spotka po powrocie, oile będzie mi dane oczywiście wrócic. Rey była obtymistką, ale na niektóre sprawy patrzyła zbyt trzeźwo.
Pospiesznie wrzuciłam do plecaka kilka najważniejszych rzeczy. Komunikator, datapada, miecz swietlny, pudełko spreparowanej żywności i kilka innych drobiazgów, poczym wymknełam sie cicho z pokoju, zamierzając odszukać Kylo i bojąc się o to , czy moje wezwanie w ogule do niego dotarło.
– Ahsoka? – Zatrzymał mnie w biegu jego zdziwiony, głęboki glos. Wyhamowałam gwałtownie. Stał przede mną, wciąz zaskoczony i zdezoriętowany.
– Dobrze ze jesteś – szepnęłam nerwowo. – Potrzebuje twojej pomocy, Kylo.
– Co ty chcesz zrobic? –
Nie był głupi. Odrazu domyślił sie ze cos jest na rzeczy.
– Powiedz mi… – Chwyciłam go za ramię, przybliżając się do niego tak, żeby słyszał każde wypowiedziane cicho słowo: – ty wiesz jak ukryc sie w mocy prawda? Tak zeby nie być wykrywalny dla nikogo. Wiesz też jak złamać zabezpieczenia w hangarze? Powiedz ze tak.
– Ahsoka… – Wciąz przyglądał mi się jakby lekko przestraszony. – O co ty mnie prosisz?
– Posłuchaj. – Ściszyłam głos jeszcze bardziej. – Lecę ratować mistrza Skywalkera rozumiesz? Muszę to zrobic, nie ważne co potem mnie czeka. Poprostu czuje ze… Że jeśli tego nie zrobie to on moze zginąć. Tylko ty jeden mozesz mi pomuc niepostrzeżenie się wymknąć. Kylo, proszę.
– Chcesz ukraść statek? – Jego głos również ścichł do szeptu. – Oszukać mistrzów?
– Muszę. – Położyłam nacisk na to słowo.
– To złe. – Oczy Kylo rozszerzyły się jescze bardziej. – Nie wiem czy powinienem… To o co mnie prosisz wiąże się z moją przeszłością.
– Tylko ten jeden raz – poprosiłam błagalnie. – Nie wydam cię przed radą, nawet nie wspomnę ze miałeś z tym co kolwiek wspólnego. –
Przez chwilę stał, rozważając wszystkie za i przeciw. W końcu westchnął głęboko.
– No dobrze – powiedział z rezygnacja. – Pomoge ci, bo cię lubię. Ale więcej mnie do tego nie namawiaj.
– Dziękuję! – W przypływie wdzięczności wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek. W tej chwili byłam w stanie sprzymierzyć się nawet z samą Ventres, byle by tylko pomuc Anakinowi.
– Chodź – odezwał sie cicho Kylo. – Przysiągłem mistrzom, ze juz nigdy nie wykorzystam tego co kiedyś… Ale chodź. I oczyść umysl ze wszystkich mysli. Będe mógł wtedy ukryć nas oboje. –
Wzięłam pare głębokich oddechów, pozwalajac by moc przepływała przeze mnie swobodnie. Kylo ujął mnie za rękę, a ja cała siłą woli powstrzymałam Się od skierowania swoich mysli ku niemu.
– Musisz byc spokojna – upomnial mnie Kylo. – A teraz się pospiesz. Wyczuwam że plącze sie tutaj mistrz Windu.
Muszę… –
Zawachał się, a po chwili dokończył niepewnie:
– powstrzymać go zeby nie szedł w stronę hangaru.
– Dasz radę? – Zpytałam, lecz za raz ugryzłam się w język. Co z tego ze mistrz Windu jest silny? Twarz Kylo na moment zpochmurniała.
– Kiedy dowodziłem rycerzami Ren – zaczął z jakąś mroczną nutą w głosie. – musiałem nie raz kontrolować takie silne umysły. Przez pewien czas jestem w stanie go zatrzymać. –
Odetchnął głeboko, jakby ciągle miał wątpliwości czy robi dobrze, a ja w tym momencie zaczęłam czuc lekkie wyrzuty sumienia. Jednocześnie jakieś moje drugie ja podpowiadało mi, ze musiałam to zrobic, że nikt inny oprucz Kylo nie byłby w stanie mi pomuc.
– Przepraszam cię – szepnęłam, gdy pobiegliśmy cicho korytarzami.
– Nie – uciął twardo Kylo. – Wiesz dla czego ci pomagam? Tylko dla tego, zeby cię przeprosić za to co zrobiłem ci
wczoraj. –
Westchnęłam cicho, ale postanowiłam juz się nie odzywać, nie chcąc wsbudzać niczyich podejżeń.
– Jesteśmy – odezwał sie Kylo po paru minutach, zatrzymując się przed ciężkimi, odpornymi na strzały z blastera drzwiami. Położył dłoń na klawiaturze obok i po chwili wstukał kod zabezpieczeń.
– Poprawny? – Zpytałam szeptem. Zamiast jego odpowiedzi drzwi otworzyły się powoli.
Weszliśmy do środka. Kylo wciaz trzymał mnie mocno za rękę, jakby stał na zkraju przepaści, dzielacej go od ciemnej strony i bał się ze się w nia ześlizguje.
Moim oczom ukazało się pełno najrużniejszych statków. Od małych x i y myśliwców, po przez większe frachtowce i kanonierki, kończąc na wachadłowcach.
– Ten. – Moja ręka sama powędrowała w stronę niewielkiego, nie rzucającego się w oczy X-winga, podobnego do tego jakim latał mistrz Skywalker.
Kylo puścił moją rękę.
– Potrafisz tym latać? – zpytał z niepokojem.
– Jakos dam radę – uspokoiłam go. – Wracaj juz. Bardzo mi pomogłeś, nie chcę zebys miał kłopoty.
– Muszę – wyznał cicho. – Muszę jeszcze przez pewien czas utrzymać mistrza windu zdala od ciebie i ode mnie.
– W takim razie idź. – Podbieglam i na krutka chwilę go przytuliłam. Odwzajemnił gest, z początku troche niepewnie, po chwili jednak poczułam bardziej stanowczy uścisk jego silnych ramion.
– Chyba wiesz co robisz, prawda? – Jego głos był znowu niepewny.
– Tak – uspokoiłam go. – Nie martw się o mnie. Jakby co, o niczym nie wiesz. Będą mnie szukać, bedą mnie nawet ścigać, ale ty trzymaj się od tego z daleka.
– Dobrze. – Pokiwał niepewnie głową, poczym mnie puścił. – Uważaj na siebie.
– Jasne. – Uśmiechnęłam sie do niego, a on po chwili odszedł, zostawiając mnie samą.
Niemal machinalnie zkierowałam sie w stronę upatrzonego X-winga, poczym wgramoliłam się do kokpitu, zasówajac owiewkę.
– Niech moc będzie ze mną – szepnęłam w duchu, wyciagając rękę w stronę komputera, by uruchomić procedurę przedstartową. Zanim kto kolwiek zdąży mnie wykryć będe juz daleko, przynajmniej taką miałam nadzieje.
– Mistrzu, lecę do ciebie! –
Posłałam w dal ten myślowy okrzyk, patrząc bezwiednie jak na ekranie po kolei zaczynaja migać zielone lampki, a silniki myśliwca jeden po drugim budzą sie do zycia.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

14

– Ahsoka! – Usłyszałam za soba inny znajomy glos. Gdy sie odwróciłam dostrzegłam Anakina.
– Co chcialeś? – Zpytałam, nie chcąc być nie uprzejma czy cos.
– Widziałem cię – zawołał z entuzjazmem. – Widziałem twoją walkę…
– Nasza walke – przerwałam mu twardo.
– No tak, waszą. – Jego uśmiech nieco przygasł. – Byłbym zapomnial o Kylo. Widziałaś jego minę jak z toba walczył? Jakby miał cię za raz zabic.
– Anakin – syknęłam. – Nie słyszał Snoke'a, a to ze miał taką minę… Ja też chyba nie miałam weselszej.
– Nie rozumiem tu czegos – powiedział cicho Anakin i zbliżył się do mnie o pare kroków. – On nie może dac ci tego co ja, bo tego nie potrafi.
– Poczekam – wypaliłam odrazu.
– Acha, poczekasz. – Pokręcił sceptycznie głową. – Ty potrzebujesz tego już.
– Anakin, powiedziałam ci coś – odezwałam sie ze zniecierpliwieniem. – Nie przeciągaj struny. Lubię cię, ale nic poza tym. A jeśli będziesz dalej robił to co robisz, przestanę cię lubic. Chyba tego nie chcesz?
– Chcę zebyś przestała mnie lubić. – Nachylił sie do mnie z figlarnym uśmiechem.
– Solo! – Wyciągnęłam rękę by go odsunąć, lecz w tej chwili rozległ sie glos, którego sama się przestraszyłam:
– Odejdź od niej w tej chwili! –
Między nami wyrosła jakby z pod ziemi postać Kylo, choć jeszcze chwile temu mogłabym przysiąc ze go tu nie było. Obserwowałam w niemym osłupieniu, jak chwyta swojego młodszego brata i z niewiarygodną siłą odciąga ode mnie.
– Kylo – zawołałam lekko wstrząśnięta.
– No dobrze. – Anakin nie wydawał sie ani trochę zbity z tropu. Oddalił się lekko od Kylo i mnie.
Kylo wciąz patrzył na niego gniewnie.
– Jak ona ci mówi nie, to znaczy nie – powiedział tym samym nizkim, mrocznym głosem, który w tej chwili podziałał nawet na Anakina i sprawił, zę cofnął się jeszcze dalej.
– Czyli co, Kylo? – Zpytał po chwili, najwidoczniej odzyskując panowanie nad głosem. – Czyli tobie jednak na niej zależy tak? –
Miałam ochotę zwymyślać Anakina, lecz nic nie powiedziałam. Patrzyłam tylko to na niego, to na Kylo, z którego twarzy znikała powoli złość.
– Nie wiem – powiedział w końcu, a jego głos ponownie stał się nie pewny. – Z resztą… Idź sobie do niej. –
Po tych słowach odsunął się ode mnie.
– Przepraszam, hi… znaczy Ahsoka – zwrócił się bezpośrednio do mnie. – Ty nie zasługujesz na kogos takiego jak ja, kogo ponoszą emocje.
– Nie mów tak – zawołałam.
Na twarzy Anakina pojawił się wyraz zadowolenia.
– Dzięki Kylo – rzekł z uśmiechem. – Czyli teraz mogę otwarcie mówic o swoich uczuciach tak? Dzięki. –
Kylo stał przez chwilę, mierząc go badawczym spojrzeniem. Po nagłym napięciu w mocy wyczułam, ze znowu zbliża się u niego kolejny napad złosci. Jego nastruj był teraz zmienny jak pogoda. Wiedziałam dla czego. To nie była wina Anakina. To ta walka tak go wewnętrznie rozchwiała.
Przez chwilę wygladał tak, jakby chciał Anakina udeżyc, po chwili jednak odwrócił się i odszedł zamaszystym krokiem, jakby wciąż był dowódcą rycerzy Ren.
– Co za… – Anakin podszedł do mnie, oglądając się za oddalającą sie szybko wysoka postacią. – Mam dziwnego brata, nie ma co.
– Nie mów tak o nim – szepnęłam. – Mógłbys go bardziej zrozumieć.
– Aczy on rozumie mnie? – żachnął się Anakin . -Jakbym słyszał rodziców. Bo Kylo to, bo Kylo tamto, bo Kylo nie można zrobic tego, a Kylo nie można powiedzieć tego. A jak się czuje Kylo, a czy z Kylo wszystko w porządku… A ja to co? –
W końcu go zrozumiałam.
– Jesteś zazdrosny – wyszeptałam ze zgrozą. – Zachowujesz się jak zbuntowany nastolatek…
– Tak, jestem! – Anakin prawie krzyknął. – Jestem zazdrosny. Bo Kylo ma wszystko co chce, ja juz nie. On nawet ciebie moze mieć, bo ty wolisz jego. Wiesz co powiedzięli rodzice jak im powiedziałem co do ciebie czuję? Daj sobie spokuj z AHsoka, skup się na treningach i pomaganiu starszemu bratu. Znowu Kylo widzisz? Czyli Kylo nie można juz zrobic krzywdy, nie mozna go zranić. Ale mnie tak. Bo kim ja jestem w porównaniu do takiego Kylo Rena? Też zacznę nosić czarną maskę, chodzic w czarnym płaszczu, zrobię sobie czerwony miecz, poudaję sitha i moze wtedy ktoś zacznie mnie dostrzegać!
– Anakin – Zbliżyłam się do niego zeby go uciszyć, bo wrzeszczał już na cały korytarz. Wyciagnął ręce by mnie przytulić, lecz w tej samej chwili jakiś niewidzialny impuls odrzucił go ode mnie z tak potężną siłą, ze w następnej chwili siedział oparty niemal bezwładnie o ścianę.
– Anakin? – zpytałam z niepokojem, podchodząc do niego. – Co to było?
– Odwróć się za siebie – powiedział słabo. Gdy to zrobiłam zobaczyłam w oddali wysoką postać Kylo, stojącą na szczycie schodów prowadzących na piętro. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie trudnej do opanowania furii. To on odepchnął ode mnie Anakina. Na mysl o tym, jak wielkiej siły użył z tak dużej odległości przeszły mnie ciarki.
– Nienawidze cię, Anakin – odezwał się jeszcze bardziej złowrogim głosem. W tej chwili to nie był głos niepewnego i zagubionego chłopaka. TO byl glos sitha.
– Jasne. – Anakin wstał, wciaz lekko oszołomiony. – Dzieki, Kylo.
– Obraź się i wyjdź! – odwrzasnął Kylo. Powiedział to takim tonem, ze do uzupełnienia tej wypowiedzi brakowało jeszcze jednego słowa, wypowiedzianego takim samym głosem: "zdrajca!"
– A ty poskarż się mamie i tacie – krzyknął Anakin i nim zdołałam którego kolwiek powstrzymać, młodszy z braci przebiegł obok mnie znikając mi po chwili z oczu.
Moje odrętwienie jednak nie trwało długo. W paru skokach wbiegłam na górę gdzie był Kylo. Siedział teraz przy scianie, w podobny sposób jak przed chwila Anakin, ale twarz mial ukrytą w dłoniach.
– Co ja zrobiłem? – Szepnąl cicho.
– Kylo. – Podeszłam do niego, wyciagając rękę. Podniósł na mnie wzrok, a w jego oczach zapaliły się groźne ogniki.
– Odejdź – rzekł przez zaciśnięte zęby, najwidoczniej rozzłoszczony faktem, ze po raz kolejny widze jego wewnętrzną walkę z samym sobą. – Słyszysz?
– Ale… – zaczęłam cicho, lecz on w tym momencie zerwał się na nogi i chwycił mnie mocno za ramiona.
Poczulam jak swiat dookoła mnie wiruje. Przed oczami mignęły mi obrazy zła i okrucieństwa. Poczułam chłód nie do opisania, który wydawał się zamieniać krew w lód. Chciałam coś powiedzieć, ale mój głos jakby utonął w kanonadzie dźwięków, przez który przebił się tylko jeden głos, cichy i złowrogi, wypowiadający tylko jedno słowo:
– odejdź… –
I wtedy, tak nagle jak wszystko się zaczęło, tak nagle się skończyło. Uświadomiłam sobie ze klęczę na zimnej posadzce, zakrywając twarz rękami. Płakałam.
Gdy zerknęłam przez palce, zobaczyłam że Kylo klęczy na przeciwko mnie. Nie widziałam jego twarzy, ale usłyszałam jego pełen bólu i udręki wrzask, od którego ścisnęło mi się serce.
– Kylo – szepnęłam cicho. – Przepraszam… –
Nie odpowiedział. Chwilę później pojawiła się mistrzyni Luminara i mistrz Fisto, zaalarmowani krzykiem Kylo.
– Co tu się stało? – zpytał ostro mistrz Fisto.
Kątem oka zobaczyłam pojawiającą sie za nimi postać roztrzęsionego Anakina.
– Mój brat wpadł w szał – odezwał się tak samo rozdygotany głosem. – Mówiłem ci kiedyś. Mnie mozesz sobie nienawidzić, ale jej nie rób nic.
– Padawanie Solo – uciszyła go Luminara, poczym zwróciła się do mnie i do Kylo:
– Co się stało? –
Kylo odjął ręce od twarzy. Z jego oczu wyzierała teraz nie dająca się opisać udręka.
– Zrobiłem im krzywdę! – Wykrzyknął z płaczem i zanim kto kolwiek zdązył go powstrzymać, skoczył na nogi i pobiegł schodami w dół, znikając nam z oczu.
– Niech ktoś idzie za nim – zawołałam panicznie. – Zatrzymajcie go! –
Nie musiałam tego nikomu dwa razy powtarzać. Mistrz Fisto momentalnie zrozumiał jak poważna jest sytuacja i puścił się za Kylo w pogoń.
– Juz spokojnie, Ahsoko. – Podeszła do mnie Luminara i pomogła mi wstać. Jej słowa ledwo do mnie dotarły. Patrzyłam nadal w dół schodów, usiłując od początku do końca poukładać sobie to co się stało. Poczułam ze się boję. I to tak jak jeszcze dawno się nie bałam, jednak przy Luminarze przyodziałam maskę spokoju i opanowania.
– Tak – szepnęłam. – Wszystko jest dobrze…
– Nic ci nie jest? – Anakin odważył się podejść nieco blizej, nadal przygladając mi się tak, jakbym była umierająca.
Potrząsnęłam tylko głową.
– To była moja wina, mistrzyni Luminaro. – Słowa wypowiedziane przez Anakina kompletnie mnie zaskoczyły. – Sprowokowałem go. Pokłóciliśmy sie i… Powiedziałem mu cos, co go zdenerwowało. –
Luminara przez chwilę mierzyła nas badawczym spojrzeniem. W końcu odezwała się do Anakina:
– Zdajesz sobie sprawę z tego jak to się mogło skończyć?
– Tak – wyszeptał Anakin.
– Wiesz dobrze, ze na Kylo Rena trzeba uważać choćby pod najdrobniejszymi względami? – Ciągnęła dalej Luminara.
– Tak, ale…
– I wiesz dobrze, ze nawet naj nie frasobliwe wypowiedziane słowo i nawet lekka zmiana tonu głosu zaważają na jego reakcji?
– Tak, tylko ze ja…
– Padawanie Solo… Anakinie. – Luminara puściła mnie, podeszła do Anakina i położyła mu rękę na ramieniu. Anakin drżał. Podniósl na nią swoje błękitne oczy, w których malował sie leciutki zal. Jednak cos w jego postawie mówiło mi, ze nie do końca załuje tego co powiedział Kylo.
– Kylo Ren jest pełen złych wspomnień. – Luminara przemawiała cichym, wyrozumiałym tonem. – Wystarczy odezwać się do niego w nie właściwy sposób, zrobic jeden gwałtowny ruch, a wpada w szał. Wiedziałeś dobrze o tym, prawda?
– Tak! – Anakin w końcu nie wytrzymał. – Tylko dla czego wszyscy obchodzą sie z nim jak z jajkiem, a mnie traktują jak powietrze? Nawet własni rodzice. Obwiniają mnie za kazdy zły humor mojego brata!
– To w cale nie jest tak, Anakinie – podjęła Luminara. – Twoi rodzice bardzo cie kochają, tak samo jak Kylo Rena. Nie jesteś dla nich ani trochę mniej ważny. Poprostu Kylo Ren potrzebuje wiecej uwagi i zaabsorbowania niż ty.
– Ma wszystko co ja bym chciał – dodał już ciszej ANakin. – Moze miec, tylko on tego nie chce. Mimo ze on tego nie chce, ja i tak nie moge tego mieć. Bo to jest jego, chociaż on tego nie chce.
– Jesteś jeszcze bardzo młody, Anakinie. – Luminara pogładziła go po ramieniu. – Do wielu rzeczy musisz jescze dorosnąć i wiele zrozumieć. Nie ma nic złego w tym że czujesz się odrzucony. Jestes na etapie koniecznego bycia w centrum uwagi. Chcesz za wszelka cenę udowodnić, zę potrafisz się na cos przydać. Popatrz na Ahsokę. Ona tez taka była, a wiele juz zrozumiała i z pewnością wiele się nauczyła.
– Tak, Anakinie – przyznałam cicho.
– Czas, abyś zaczął wpajać sobie nowe lekcje. – Luminara zdjęła ręke z jego ramienia i odwróciła się zeby odejść. – A tą nauką są lekcje zycia, padawanie solo. Życia i zrozumienia nie tylko siebie, ale przede wszystkim innych. Jestes jedi, a jedi nigdy nie mysli najpierw o sobie. Jedi istnieją najpierw dla innych, potem dla siebie. –
Po tych słowach odwróciła się i odeszła, pozostawiając nas w kłopotliwym milczeniu.
– Przepraszam – szepnął cicho Anakin, poczym zanim zdązyłam co kolwiek powiedziec, odbiegł nawet na mnie nie patrząc.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

13

Istotnie, gdy pięć minut później zjawiłam sie juz w sali treningowej, czekała juz tam grupka podekscytowanych młodych padawanów, wymieniających szeptem jakieś uwagi. Nie zwalniając ani na moment przebiegłam koło nich i zatrzymałam się obok mistrza Fisto, który stał na podwyższeniu razem z Kylo.
– Juz jestem, mistrzu fisto – wydyszałam, wyhamowując gwałtownie obok Kylo, który ciekawie obserwował mój bieg. U pasa miał zawieszony treningowy miecz swietlny.
Spojrzałam na jego twarz, chcąc zoriętować się, czy nie spędził przypadkiem przy ejgo konstrukcji pół nocy, lecz zobaczyłam tylko twardą maskę spokoju. Dobrze wiedziałam ze to maska. Kylo przed każdą taką walką był podenerwowany, z tego co mówili mistrzowie którzy z nim ćwiczyli.
– Spokojnie, Kylo – szepnęłam cicho, gdy mistrz Fisto na moment się oddalił, by zapoznać młodszych padawanów z tym co się będzie działo. – Pamietaj zę swiatło jest z toba.
– Tak – odszepnął, zaciskając nerwowo dłoń na rękojeści miecza.
Dzięki mojemu wyczulonymu słuchowi wychwyciłam cichą rozmowę dwojga najbliżej stojących padawanów:
– Zobaczysz ze Ahsoka Tano wygra.
– Taa? Ciekawe. Wiesz kim był Kylo Ren i co potrafi.
– Ale Tano to padawanka mistrza Skywalkera.
– Gdybyś nie był taki mały to zagralibyśmy o to w sabbacca. –
Z trudem zdusiłam smiech. Te młodziki nie mogły mieć wiecej niz dziewięć lat.
– Jesteście gotowi? – Zwrócił się do nas mistrz Fisto, a ja w tym momencie przestawiłam się z myślenia na instynktowne działanie.
– Tak, mistrzu – powiedziałam, a Kylo pokiwał tylko głową.
Oboje dobyliśmy i uaktywniliśmy miecze. Bardziej wyczułam niż dostrzegłam ze Kylo obchodzi mnie dookoła, czujnie mnie obserwujac. Też go obserwowałam i zauważyłam, ze ręka w któryj trzymał miecz drży lekko.
Oddychajac głęboko przykucnęłam, szykując się do ewentualnej obrony. W tej chwili nie myslałam o Kylo jak o bliskiej mi o sobie. Nie mogłam tak mysleć, ponieważ wtedy cały ten pokaz straciłby sens. W tym momencie bylismy dla siebie poprostu przeciwnikami.
Zaatakował pierwszy, wyprowadzając szerokie cięcie w stronę mojego ramienia. Przeskoczyłam nad nim, wykożystując moc i odbijając jego cios cięciem zza pleców, które miało go zaskoczyć. Nie zaskoczyło go. Zręcznie je odparował, po czym zamachnął się poraz kolejny, kręcąc przy tym mieczem jak biczem tak szybko i zręcznie, ze przez chwilę jego klinga była dla mnie tylko rozmazaną plamą. O to mu właśnie chodziło, chciał w ten sposób mnie zmylić, tak zebym nie wiedziała gdzie udeży. Poczułam ostrzegawczy impuls mocy i gdybym w porę nie uskoczyła i nie zasłoniła się paradą, z pewnością nabawiłabym sie popażenia na policzku.
Teraz to ja wyprowadziłam fintę w kierunku jego lewego biodra, zmuszając go tym samym do cofania się. Nasze miecze skrzyrzowały się na długą chwilę, siejąc fontanne iskier. Kylo chciał się uwolnić z pod blokady, jednak ja mu na to nie pozwoliłam, napierając na niego coraz bardziej. Oboje teraz usiłowaliśmy złamać przeciwnika. W końcu Kylo udało się uwolnić I zaatakować. Oddychał z wiysiłkiem przez zaciśnięte mocno zęby, a jego blada twarz była wykrzywiona z wysiłku i determinacji.
Jednak ja miałam nad nim pewną przewagę. Byłam mniejsza i lżejsza od niego, co w tej chwili działało na moja kozyść. Ponownie przeskoczyłam nad nim, przekładajac błyskawicznie miecz z prawej ręki do lewej, co pozwoliło mi wyprowadzić kontratak z zaskoczenia.
Po wyrazie zdumienia w jego szeroko otwartych oczach poznałam, ze udało mi się go w końcu dosięgnąć. Jednak on wydawał sie nie znać czegos takiego jak przegrana, co mu zostało zapewne jeszcze z dawnych czasów.
Prawdziwy pojedynek zaczął sie dopiero potem. Wirowalismy jak w tańcu sprawiając, ze od czasu do czasu sami ocieralismy się o siebie, tak samo jak nasze miecze. Musiałam przyznać tylko jedno. Kylo naprawde był dobry. Kilka razy jeszcze zrobił ten sam ruch z kręceniem mieczem, aż w końcu przy użyciu mocy jego broń sama zaczęła wirować w powietrzu, tym razem zaskakując mnie i spadając prosto na moją prawą ręke. Dobrze ze to tylko miecz treningowy, który tylko parzył, bo gdyby to była prawdziwa walka musiałabym od tej pory zacząć oswajać się z myślą o protezie dłoni.
Po upływie dziesięciu minut takiej zaciekłej walki oboje juz bylismy zmęczeni. W końcu udało mi się na moment zdekoncentrować Kylo, wytrącić mu miecz z ręki i przywołać do swojej.
Przez kilka sekund pozwoliłam sobie tak stać nad nim zdyszana, krzyżujac oba miecze przy jego szyi, aż w końcu dezaktywowałam je i oddałam Kylo ten który należał do niego.
Oboje cofnęliśmy sie od siebie, a podekscytowani padawani zaczęłi wydawać głośne okrzyki zachwytu.
– Dziekuje wam. – Pojawił się przy nas mistrz Fisto. – Pokazaliście przykład dobrze rozegranej i nieprzewidywalnej walki.
– Zasługa Kylo… – wydyszałam, usiłujac uspokoić rozszalałe bicie serca. – Naprawdę jest dobry.
– Też tak twierdzę – przyznał mistrz Fisto. – Pochwalam twoją skromność, padawanko Tano, ale twoje umiejętności też dalece wykraczają po za przeciętność. –
Miałam zamiar powiedzieć, ze to zasługa rycerzyka. Pomyślałam sobie o nim i poczułam nagły zal z powodu tego ze go tu nie ma.
– Mistrz Skywalker na pewno byłby z ciebie dumny – pochwalil mnie mistrz Fisto. – Wiele razy posługiwałaś się takimi samymi technikami walki jak on.
– Wiem – przyznałam.
– Mozecie teraz odejść i odpocząć.
– Dziękujemy mistrzu Fisto – odezwałam się z szacunkiem. – Chodź, Kylo. –
Wyszliśmy oboje na zewnątrz.
– Nic ci nie jest? – Zpytał Kylo gdy juz zostaliśmy sami i gdy zauważył, ze odruchowo rozcieram sobie lekko piekąca jeszcze dłoń.
– Niee, cos ty – uśmiechnęłam się do niego. – A tobie? –
Potrząsnął głową.
– Dobra jesteś – pochwalił mnie, a te słowa wypowiedziane przez niego napełniły mnie jeszcze wiekszą radością, niz pochwały mistrza Fisto.
– ty też – przyznałam, mówiąc to całkiem szczerze. Potrząsnął smutno głową.
– W trakcie walki przyłapywałem się na tym, ze wykożystuję te same metody, jakie wykożystywali rycerze Ren – wysnał ztrwożonym szeptem. – Gdyby to był prawdziwy miecz… Mógłbym cię zabić, gdybys nie była taka szybka…
– Ale to był miecz treningowy – powiedziałam pocieszająco. – Działałeś instynktownie, tak jak ja. Ja też walczyłam jak mistrz Skywalker, chociaż w cale o tym nie myslałam. Poprostu w trakcie walki to odruchy przejmują kontrolę nad twoim ciałem.
– A jesli mistrzowie maja racje? – Zapytał Kylo. – A co jesli kiedyś w prawdziwej walce zrobię komuś niechcący krzywdę?
– Nie stanie sie tak. – Podeszlam i przytuliłam go mocno.
– Boje się – wyznał cicho. – Wszystkiego. Ty nie chciałabyś na pewno mieć takiego przyjaciela który się boi
wszystkiego… –
Głos lekko mu się załamał.
– Spokojnie, Kyle… –
Nabrałam gwałtownie powietrza, przerażona tym jak się do niego odezwałam.
– Jak do mnie powiedziałaś? – Zapytał gwałtownie.- To było… –
Zawachał się, a potem dokończył:
– śliczne.
– Naprawdę? – Zpytałam cicho. Pokiwał tylko głową.
– A co do bania się wszystkiego – ciagnęłam dalej. – Mi to ani troche nie przeszkadza.
– A Rey? Rey tez nie? –
Poczułam jak coś wywraca mi się w rzołądku, jakby wpadła do niego bryłka lodu.
– Nie, Rey tez nie – odpowiedziałam z przekonaniem. Uśmiechnął się w odpowiedzi.
Puściłam go i odstąpiłam od niego na kilka kroków.
– Rozmawiam z moja mamą, wiesz? – Zpytal nagle Kylo. – Przez hologram. Cieszy się że wracam. Mówi ze mnie kocha i że we mnie wierzy. –
Ponownie się zawachał, zanim ciągnął dalej:
– Nie do końca to jeszcze rozumiem, jak można kochać takiego potwora jak ja, ale się cieszę że jestem coraz blizej swiatła.
– Nie jesteś potworem – szepnęłam cicho. – Twoja mama na pewno też tak uważa.
– Tak. – Kylo pokiwał głową. – Idę chyba jej opowiedzieć o wszystkim.
– Jasne, idź. – Uśmiechnęłam się do niego, a on również odwzajemnił uśmiech i odszedł, mogła bym przysiąc ze żywszymi pewniejszym krokiem niz zazwyczaj.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

12

Tej nocy jednak nawiedził mnie dziwny sen. Widziałam w nim tą szkaradną Ventres, która zdawała się patrzeć prosto na mnie, a gdy się odezwała tez mówiła do mnie:
– Przyjdzie kiedyś czas, że nie bedzie cie kiedyś przy Skywalkerze. Jesteś jego maskotką, ale wiecznie nie moze się za toba chować. Dopadnę go, całkiem nie długo, a wtedy już mu nie pomozesz, a jeśli przyjdzie taka potrzeba zabiję tez i ciebie, na jego oczach. Najwyższy czas, zeby Skywalker zaczął w końcu się mnie bać. –
Przed oczami mignęły mi klingi jej świetlnych mieczy, a po chwili sen się skończył.
Obudziłam sie roztrzęsiona, kuląc się jak małe dziecko i usiłując się uspokoić wszelkimi znanymi mi metodami.
– Przywiązanie – tłukło mi się w myślach. – Przywiązanie. Boisz się o Anakina, bo się do niego przywiązałaś. Za długo rozmawiałaś o tym wczoraj z Rey. –
Odetchnęłam po raz ostatni. Moze faktycznie rozdrapało się wczoraj za dużo ran?
– Mistrzu – szepnęłam bezradnie w myslach. – Anakinie… Nie pozwolę ci odejść rozumiesz? Nie pozwoę aby ta wstrętna jędza cię dopadła, choćby to była ostatnia rzecz jaka zrobię w moim krutkim życiu. –
Jednak najbliższego dnia miałam się przekonać, że nie jest to w cale takie proste.
Gdy rano wracałam ze śniadania po swój miecz treningowy, natknęłam się właśnie na niego, na mojego mistrza. Nikomu nie powiedziałam o nocnym koszmarze, nawet Rey, ponieważ nie chciałam znowu jej martwić ani zasmucać faktem jak to bardzo zostałam skrzywdzona.
Zobaczyłam, ze rycerzyk ma zarzucony na ramiona plecak.
– Mistrzu – zagadnęłam. – Lecimy gdzieś? Dla czego ja nic o tym nie wiem? –
Spojrzał na mnie, a w jego niebiezkich oczach dostrzegłam coś jakby cień żalu.
– Nie, Ahsoko – powiedział cicho. – Ty nie lecisz ze mną. –
Stanęłam jak wrośnięta w ziemię. Mistrz bez padawana na misji? Jak to tak?
– Ale ryce… Znaczy mistrzu, jak to? Dla czego ja z toba nie lecę? –
Podszedł blizej i położył mi lewą rękę na ramieniu, prawą natomiast będącą protezą zacisnął w pięść, jak zawsze gdy był podenerwowany.
– To delikatna misja, smarku – rzekł jeszcze ciszej, jakby wyjawiał mi jakaś ważną tajemnicę. – Nie mogę ci nawet powiedzieć gdzie lecę ani po co. Nie martw się – dodał, widząc moją zmartwioną minę.
– Będziesz pod opieką mistrzyni Luminary. Słuchaj się jej tak samo jak mnie, zrozumiano?
– Ale… – zaczęłam, lecz on mi przerwał:
– Głowa do góry smarku. Masz dzisiaj ważny test, wiesz o tym. Ty i Kylo zostaliście wyznaczeni do rozegrania pokazowej walki młodszym padawanom. W trakcie tej walki nie zapominaj o wszystkim czego cię nauczyłem.
– I o tobie – dodałam bardzo cicho, mając nadzieje ze tego nei usłyszy. Usłyszał i zaśmiał się cicho.
– Miłe ze będziesz o mnie pamietać – ztwierdził beztrosko. – Cóż, nagli mnie czas, Ahsoko. Uważaj na siebie i nie pakuj się w zadne kłopoty.
– Mistrzu… – zaczęłam niepewnie gdy zdjął rękę z mojego ramienia i ruszył szybkim krokiem w stronę turbowindy. – Rycerzyku! –
Odwrócił się na chwilę.
– Tak smarku?
– Niech moc będzie z toba. – Chciałam powiedzieć coś innego, ale nie słowa same mi umknęły. – Nie zawiodę cię.
– Wierzę ci, Ahsoko. –
Po chwili Anakin Skywalker, mój mistrz, którego teraz traktowałam jak starszego brata zniknął w drzwiach turbowindy, pozostawiając mnie zdezoriętowaną i przygnębioną. Nie nawidziłam takich chwil gdy mnie zostawiał i leciał gdzieś sam. Nie cierpiałam tego ze nie mogłam przy nim być, wspierać go i ochraniać, zamiast tego tkwiłam sobie bezpiecznie w świątyni czy gdzie indziej, podczas gdy on gdzieindziej wystawiał się na smierć.
Poczułam ogarniającą mnie nagłą falę złości. Walnęłam otfartą dłonią w kolano.
A moze jednak mogłam mu powiedzieć o moim śnie? Moze w ten sposób bym go ostrzegła? Teraz i tak było juz za późno.
– Głupia idiotka – skarciłam się w duchu. – Jeśli właśnie o to chodziło Ventres, to ma Anakina jak na widelcu. –
Z ciężkim westchnieniem powlokłam się w stronę turbowindy, tej samej w której zniknął rycerzyk. Głupia winda, nawet do niej teraz miałam pretensje ze zjechała tam na dół, ze aakurat wtedy się nie zepsuła i ze zabrała Anakina i pozwoliła mu tym samym odlecieć nie wiadomo gdzie.
– Co za poodoo – mruknęłam, waląc ze złoscią w przycisk aktywujący windę. – No ruszaj ty sterto zlomu. –
Sterta złomu posłusznie ruszyła, lecz moja frustracja ani trochę nie zelżała.
– Ahsoka? – Rey podniosła zdziwiony wzrok z nad czytanej przez siebie, widocznie ciekawej ksiażki. – CO się stało? Odrazu widać ze masz zły humor. Przecież rano było wszystko w porządku.
– Anakin wyjechał. – Trzasnęłam drzwiami tak mocno, ze Rey aż podskoczyła.
– Ale… Mistrz Skywalker tak?
– Tak! – Mój krzyk odbil się echem od ścian, zwielokrotniając i niosąc mój głos po całym pokoju. – Beze mnie rozumiesz? Wysłali go beze mnie! Nawet nie wiem gdzie rozumiesz?
– Ahsoka, ciii. – Rey wstała i położyła mi ręke na ramieniu. – Spokojnie. Zostawił cię, bo jesteś tu potrzebna.
– To nie była jego decyzja! – odwrzasnęłam, trzęsąc się z nadmiaru emocji. – To była decyzja rady!
– Najwidoczniej rada też miała powody by uznać, ze powinnaś zostać tutaj – tłumaczyła cierpliwie Rey. – Masz disiaj zadanie do wykonania. Pamietaj, musisz byc przy Kylo. Poza tym ty i twój mistrz nie zawsze będziecie razem, nie zawsze będziesz mogła go chronić.
– Czycha na niego Ventres! – Byłam już tak zdesperowana, ze musiałam to wykrzyczeć nawet Rey.
– Spokojnie, Ahsoko. – Rey wciąż starała się zachować spokuj. – Anakin… Znaczy mistrz Skywalker da sobie radę. Nie raz juz zaglądał smierci w oczy. Ventres na pewno się gzieś czai po porażce przy zdobyciu holokryształu.
– Nie prawda! – Tupnęłam ze złością nogą. – Jest gdzies blizko, blizko rycerzyka! Widziałam ją rozumiesz? Śniła mi się… –
Rey nabrała głosno powietrza.
– Kiedy? – Zpytała, a ja poczułam ulgę, ze w końcu rozmowa zeszła na odpowiedni tor
– Dzisiaj.
– To był sen?
– Wizja. – Teraz byłam już tego całkowicie pewna. – TO musiała być wizja. –
Twarz Rey nie zdradzała zadnych emocji.
– Co ci powiedziała? – Zapytała po dłuższej chwili milczenia. – Oile coś w ogule ci powiedziała.
– Tak, powiedziała. Że Anakin powinien się jej w końcu zacząć bać, bo ona Go dopadnie. I ze tym rażeni w przy nim nie bedzie. Rozumiesz to Rey? Wszystko zaczyna do siebie pasować. Rycerzyk o tym nie wie, nie zdązyłam juz mu powiedzieć… Nawet go w ten sposób nie ostrzegłam. A jeśli pakuje się prosto w jej łapy? –
Rey przez chwilę milczała, przestępując tylko z nogi na nogę.
– Chodź – rzekła w końcu ze śmiertelną powagą. – Musimy poinformować o tym mistrza Yodę. –
Wybiegłyśmy obie z pokoju, jedna depcząc drugiej po piętach. Yodę zastałysmy w jego kwaterze. Siedział na poduszce do medytacji. Gdy stanęłyśmy w drzwiach, wzrócił na nas swe wielkie jak piłki oczy.
– Mistrzu Yoda – odezwała się Rey cicho. – Przepraszamy ze przeszkadzamy, ale AHsoka chciała coś ważnego ci
przekazać. –
Yoda spojrzał teraz prosto na mnie.
– Wejdź, padawanie Tano – oznajmił.
– Zaczekam na zewnatrz – powiedziała Rey cicho poczym wycofała się.
– Usiądź. – Yoda zaprosił mnie gestem na drugą z poduszek. Gdy usiadłam przy nim zapytał:
– Coś gnębi cię, młody padawanie. Obawy masz jakieś?
– Mistrzu Yoda – zaczęłam. – Miałam dzisiaj… Sen, wizję…
– Wizję powiadasz… Hm? – Uszy Yody lekko opadły.
– Tak. Widziałam w niej Asaj Wentres. W tej wizji… Groziła… Mistrzu, podejżewam ze mistrz Skywalker jest w
niebezpieczeństwie. –
Yoda przez chwilę nic nie mówił, przymknąwszy oczy.
– Pomuc mu nie mozesz – oznajmił po pewnym czasie. – Gdybys zrobiła to, to o co teraz walczy zaprzepaściłabys.
– Czyli mam pozwolic mu zginąć? – Wykrzyknęłam z niedowierzaniem.
– Nie zginie on – ztwierdził Yoda z niezachwianą pewnością. – Wyraźnie w mocy czuję, choć przyszłość w wiecznym ruchu jest. Przewidzieć trudno co stanie się, ale o mistrza swojego spokojna mozesz byc, przeżyje on. –
Odetchnęłam z ulgą. Jeśli Yoda tak bardzo w to wierzył, to ja chyba tez moge. No chyba ze znowu dzisiaj będe miała wizję, wtedy już nie pójdę z tym do Yody tylko wymkne się bez niczyjej wiedzy, ukradnę jakis statek i polecę, odszukam Anakina w mocy i polecę.
– Dziękuję, mistrzu – powiedziałam na głos.
– Coś jeszcze gnębi cię? – Zatroskał się zielony mistrz.
– Nie, mistrzu – przyznałam.
– W takim razie spiesz się – powiedział Yoda. – Młodziki już czekają.
– Wiem. – Odetchnęłam głęboko. – Juz idę.
– Niech moc będzie z toba – pożegnał mnie Yoda gdy juz wstałam. – Niepokoić o mistrza Skywalkera nie musisz się.
– dobrze – przyznałam, poczym wypadłam na korytarz, teraz już w pełnym pędzie biegnąc po swój miecz.

EltenLink