Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdziały 29 i 30

XXX

Imperator palpatine wydostał swoją duszę z komputera nawigacyjnego gwiezdnego niszczyciela, poczym zzadowoleniem i głęboką satysfakcją przyjął ponownie cielesną postać. Jeśli ten naiwny jedi myślał że dał radę go unicestwić, to bardzo się mylił.
Starzec usiadł na swoim tronie i złączył razem końcówki palców. Teraz już widział że Skywalker jest potężny, bardzo potężny, w dodatku ma silną wolę, którą nie tak łatwo będzie można złamać. Chyba że podejmie się kolejnej próby zagrania na uczuciach młodego jedi.
– nie będzie już takiej potrzeby – pomyślał. – Mój uczeń się z nim rozprawi. Skywalker jest potężny, ale nie tak jak ciemna strona mocy. Sam szkoliłem dark huntera. Nawet Vader nie ma o tym pojęcia. Nie jest moim jedynym uczniem. A ci słabi i naiwni jeedi trzymają się kodeksu i to ich właśnie gubi. Skywalker nie da ady obronić ani siębie, ani swojej padawanki, która w krutce stanie się moja. –
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, wyglądający prawie na szczęśliwy. W krótce będzie miał nową uczennicę. Młodą i silną. Dark hunter nie wiele już go obchodził. Zaleało mu tylko na tym, aby tamten dopadł Skywalkera i odebrał mu dziewczynę. Czekał z niecierpliwością na chwilę, w której dark hunter zamelduje mu powodzenie misji. Niemal już słyszał jego słowa: dziewczyna jest pojmana, cała i zdrowa, a Skywalker nie@żyje.

XXXI

Był już późny wieczur, gdy Luke wyprowadził swój frachtowiec z pola asteroid. Nie wyczuwając żadnego zagrożenia przełączył tryb na auto pilotowanie, poczym wyszedł ze sterowni.
– Już po wszystkim – zawołał. – Jesteśmy bezpieczni, przynajmniej narazie.
– Co to za układ? – Pojawiła się przed nim postać Starkillera, którego cień na moment przesłonił Luke'a.
– Popatrz. – Luke wskazał przez iluminator. – Kiedyś musiało tu być miasto, całkiem rozwinięte jak sądzę, ale coś je zniszczyło. Nie ma tu ani jednej formy życia, z wyjątkiem paru gatunków robaków. Ktoś zniszczył ten układ i teraz pozostał on najwyraźniej bezimienną dziurą, zapomnianą przez wszystkich.
– Imperium. – Przez twarz Starkillera przemknął lekki cień. Przez chwilę wyglądał nawet groźnie. Znacznie wyższy od Luke'a stał na przeciw jedi, patrząc w czarną pustkę, która była tak samo mroczna jak jego oczy, oraz, jak Luke wyczuwał, jego dusza. Nie bał się starkillera, mimo że sam wyglądał p nim niepozornie. Wiedział jednak, że gdyby starkiller chciał ich zkrzywdzić, zprzymierzeńcem Luke'a jest moc, a nie siła fizyczna.
– Z tą małą jest trochę źle – odezwał się Starkiller cichym,nizkim głosem, odrywając wzrok od iluminatora. Luke zrozumiał, że mówi o Ariannie.
– Za raz do niej pójdę – odpowiedział Luke. Wspomniał pożegdanie z matką Arianny, to jak zapłakana dziewczynka obiecała, że gdy będzie już potężną jedi wróci po nią i zabierze ją na swoją planetę, jak Luke złożył pani Callisto uroczystą obietnice, że będzie strzegł Arianny.
– To wszystko jest przykre – pomyślał. – Dzieci, rozdzielane i zabierane, zmierzające na spotkanie z własnym przeznaczeniem. Niektóre wyruszają, bo nic ich już nie trzyma, żaddne więzi, obowiązki… Tak jak mnie na Tatooine. Ale niektórzy mają rodziców… Albo mięli, obserwowali ich śmierć, byli porywani i szkoleni na ciemnych jedi. Tak jak człowiek, który stoi na przeciw mnie. Silny i zdeterminowany, kierujący się gniewem i nienawiścią. Dziecko jedi, zabrane od ojca, którego śmierć pare minut wcześniej widziało na własne oczy. Przerarzone i pogodzone z faktem, że ono za chwilę też umrze…
– Ej, Skywalker. –
Luke drgnął, mrugając oczami, jakby budził się ze snu.
– Jesteś tutaj? – dobiegł go ponownie głos starkillera. – Co ci się dzieje?
– Nic – odparł jedi, zpoglądając mu w oczy. – Zamyśliłem się…
– Jasne. – Starkiller prychnął. – Odpłynąłeś. Nie było cię tutaj. To co stało przede mną było tylko ciałem, ale ciebie w nim nie było.
– Być może – mruknął Luke.
– Na moje powinieneś odpocząć – ztwierdził sucho Starkiller. – Twoja padawanka albo siostra mogą zająć się dzieciakiem.
– Nie, sam do niej pójdę- odparł cicho Luke. Gdy podniusł dłoń do oczu zauważył, że jego ręka lekko drży.
– Jak uważasz. – Starkiller spojrzał na niego z powątpiewaniem i odszedł, znikając mu z oczu.
Luke natomiast udał się na poszukiwanie Arianny. Zastał dziewczynkę, ukrywającą się w opustoszałej części statku, gdzie przechowywana była przeważnie broń. Mała trzęsła się od cichego płaczu. Luke podszedł i ostrożnie, nie chcąc jej przestraszyć ukląkł obok.
– Hej, Arianna – odezwał się łagodnie. – Dla czego siedzisz tu sama?
– mistrzu Skywalkerze – wykrztusiła przerywanym głosem. – Ja…
– Tęsknisz za mamą, prawda? – Wpadł jej w słowo Luke. Arianna tylko pokiwała głową.
– Wiem o tym. – Głos Luke'a był >ak cichy i łagodny, na jaki tylko było go stać. Wyciągnął rękę i pogładził policzek dziewczynki. – Wiem o tym, Arianna. Ale twoja mama będzie na ciebie czekała. Jest z ciebie dumna że podjęłaś tak poważną decyzję. I ty też powinnaś być.
– Naprawdę? – Zpytała cicho dziewczynka.
– Naprawdę – odparł z przekonaniem Luke. – I wiesz co? Ja też jestem z ciebie dumny i wierzę w ciebie.
– Mistrzu Skywalkerze, jak to…
– Gdybym w ciebie nie wierzył, nie wstawiłbym się za tobą przed radą. A wiesz dla czego? Wstawiłem się eż za obą, ponieważ ze mną było tak samo. Byłem co prawda o wiele starszy od ciebie, ale bardzo chciałem być jedi, robić coś dobrego, być w ogniu walki. Byłem tak przejęty, że wszystko chciałem zrobić już, teraz. Za mną też wstawiła się jedna osoba, która we mnie wierzyła. Mój były mentor, który zdążył umrzeć zanim mnie wyszkolił.
– Mistrzu Skywalkerze? – zagadnęła cicho Arianna. – Tak bym chciała żebyś to ty mnie uczył. Jesteś taki dobry dla mnie, dla wszystkich, nawet dla tego wysokiego co ma czerwony miecz. Jesteś dobry dla sitha…
– Ponieważ ten sith nie jest do końca zły – wyjaśnił spokojnie Luke. – Uratował nam życie, sprzeciwił się imperium. Robił to co robił, ponieważ tak go nauczono. Gdyby tobie powtarzano od małego że jedi są źli, też byś ich nienawidziła.
– Mój tata zawsze mówił, że jedi są mądrzy i sprawiedliwi – odezwała się dziewczynka, a nowe łzy napłynęły jej do oczu. – Ale jeszcze nigdy nie spotkałam takiego jedi jak ty. Nawet tata taki nie był, chociaż… Bardzo, bardzo go kochałam, a on umarł. Mistrzu Skywalkerze, nie chcę żebyś ty też umarł. Wszyscy których poznaję albo kocham umierają…
– Już nie – uspokoił ją Luke. – Już nikomu nic złego się nie stanie. Nie płacz, chodź tu do mnie. –
Po tych słowach objął Ariannę ramieniem, a ona przytuliła się do niego. Luke wyczuwał jej przerarzenie i ból, kojąc go jak mógł najlepiej. Czuł że dziewczynka drży, więc narzucił jej na ramiona swoją bluzę.
– Naprawdę wiem co czujesz – odezwał się cicho. – Wiem co to znaczy.
– Też zostawiłeś mamę? – zpytała dziewczynka.
– Moja mama umarła gd]y byłem całkiem mały – wyjaśnił spokojnie. – Oddano mnie na wychowanie do ciotki i wuja, ale oni też umarli. Zamordowali ich żołnierze imperium, gdy miałem 19 lat. Dla tego postanowiłem zostać jedi.
– O jej – westchnęła współczująco Arianna, wkładając dłoń w dłoń Luke'a. Jedi poczuł,że czując w dłoni małą, dziecięcą rączkę ogarnia go dziwna melanholia, a jednocześnie błogie ciepło.
– Jzieci są prawdziwe – pomyślał. – Nie zkarzone panującym dookoła złem, są otwarte, nie boją się mówić o uczuciach ani ich okazywać. Dziecko… Własne dziecko… To największy skarb jaki można mieć. Mała, niewinna istota, w którą przelewa się część samego siebie…
– Mistrzu Skywalkerze? – Arianna odsunęła się od niego, lecz wciąż nie puszczała jego ręki.
– O co chodzi, Arianna? – zpytał Luke ochrypłym, jakby nie swoim głosem.
– Ja… – Arianna spojrzała na niego. – Dziękuję ci.
– Za co mi dziękujesz? – Zdziwił się Luke.
– Jepiej się już czuję – odezwała się dziewczynka. – O wiele mi lepiej gdy przy mnie jesteś.
– Cieszę się. – Lukeuśmiechnął się, lecz jego jasno-niebieskie oczy pozostały nadal smutne.
– Co ci jest? – Zatroskała się mała. – Jesteś smutny, widzę to.
– Martwię się o Wedge'a, tego przyjaciela którego widziałaś w wizji – wyjaśnił. – On cierpi. Jeśli szybko go nie znajdziemy, wtedy zginie.
– Oh… – Arianna wstrząsnęła się. – Momogę ci. Pomogę ci go odnaleźć. Pamiętam tą wizję bardzo dokładnie, mogę cię zaprowadzić gdy już znajdziemy się na tym statku.
– Nie będziemy teraz o tym rozmawiać – odparł Luke. – Nie mam zamiaru cię narażać.
– Ale… – zaczęła Arianna, lecz Luke uciszył ją, wymawiając jej imie bardziej stanowczym tonem.
– Chodź ze mną. – Arianna nagle puściła jego rękę i wstała. – No chodź, chodź. –
Luke poszedł za nią. Zauważył ze zdziwieniem, że Arianna zaprowadziła go do osobno wydzielonej sypialni. Gdy tam weszła wskazała łóżko.
– Teraz się położysz i zaśniesz. A ja będę siedziała przy tobie do puki tak się nie stanie – odezwała się tym samym stanowczym tonem, jakiego używali jedi.
Luke roześmiał się, rozbawiony troską małej podopiecznej.
– Nic mi nie jest – powiedział cicho.
– A nie prawda, bo ci jest -zripostowała Arianna. – Kładź się, bo sama cię zaprowadzę.
– Co za paradoks – pomyślał Luke. – ;dziecko, którym powinienem się opiekować troszczy się o mnie samego, jak własne, albo jak…Matka. –
Przypomniał sobie nagle ten bezcielesny, delikatny głos który słyszał w myślach. Poczuł się tak, jakby przeszedł go impuls elektryczny. Był pewien że to jego matka.
– Mamo – szepnął cicho.
– Odpocznij, Luke – usłyszał znowu ten głos, jakby w odpowiedzi na jego wezwanie. Nawet nie wiedział kiedy się położył. Zobaczył tylko pochylającą się nad nim małą buzię Arianny, poczuł jej delikatne, dziecinne ręce poprawiające mu kołdrę. Dziewczynka spojrzała z zadowoleniem na efekt, przysunęła sobie krzesełko I usiadła, jakby w odwiedzinach u gościa w centrum medycznym.
– A teraz śpij – powiedziała cicho. – I daj mi rękę. Chcę cię trzymać za rękę. –
Luke westchnął cicho i ponownie jej uległ. Oczuł małe palce, zaciskające się delikatnie na jego ręce.
Następnie Arianna zaczęła śpiewać, cicho i cieńko. Brzmiało to jak kołysanka, a Luke z rozżewnieniem przypomniał sobie swoje dzieciństwo i to, jak to ciotka Beru śpiewała mu kołysanki, nosząc go na rękach żeby spokojnie zasnął, lub gdy zanosił się silnym płaczem. Chociaż nawet jako dziecko rzadko płakał.
Dziewczynka nuciła nadal, a on poczuł, jak jego oczy robią się wilgotne od wzbierających w nich łez. Zacisnął powieki by je powstrzymać. Arianna wyciągnęła wolną rękę i pogładziła go delikatnie, jakby chciała je otrzeć.
Luke wyrzucił z piersi kolejne, udręczone westchnienie. Poczuł, jak ogarnia go nagły spokój i ciepło, jakby wszyscy których kochał zkupili się nagle wokół niego, a w następnej chwili zasnął, zaczynając powoli i miarowo oddychać.
Arianna siedziała przy nim jeszcze jakiś czas, czując, że kolejny raz zrobiła dla kogoś coś dobrego. Luke był osobą, która jej zdaniem zasługiwał na znacznie więcej.
Powoli puściła rękę młodego jedi poczym wstała.
– Śpij, mistrzu Skywalkerze – szepnęła cicho. – Śpij. I nie miej żadnych złych snów. –
Po tych słowach, wiedziona nagłym impulsem pochyliła się nad śpiącym jedi, poczym pocałowała go delikatnie w policzek. Luke nawet się nie poruszył. Odetchnął tylko głębiej, lecz za chwilę znowu wyglądał tak, jakby nic nie zauważył.
Arianna z cichym westchnieniem wstała i wyszła, cichutko zamykając za sobą drzwi, czując się teraz równie spokojna jak Luke.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 28

XXIX

– Ścigacz. Bantha. Rancorn.. –
Arianna stała przed wielkim ekranem choloprojektora, na którym z niewiarygodną szybkością pojawiały się obrazy. Było tak jak mówił Luke, musiała mówić co widzi, co w cale nie było takie proste, ponieważ ekran bł odwrocony tyłem do niej, a obrazy pojawiały się także w jej umyślę, rozpraszając ją i nie pozwalając niekiedy dobrać słów. Co jakis czas dziewczynka poszukiwała wzrokiem Luke'a, lecz wiedziała ze on nie jest w stanie jej pomuc. Był również jednym z członków rady i teraz nie mógł dać po sobie poznać, ze życzy Ariannie jak najlepiej. Musiał patrzeć, jak dziewczynka poddawana jest surowej ocenie pozostałych członków rady.Podejżewał co dziewczynka musi teraz czuć. Przypomniał sobie odczucia Shayley, gdy poraz pierwszy stanęła przed obliczem rady. Mimo ze była o wiele starsza od Arianny, wygladała na zagubioną i niepewną. I tak podziwiał Ariannę za jej opanowanie i pewność.
Gdy już ta część testów dobiegła końca, mistrz Yoda zaczął zadawać dziewczynce pytania o najrużniejsze rzeczy. Zacząwszy od rodziców Arianny, skończywszy na tym, czym rużni się ścigacz od śmigacza. Gdy dziewczynka odpowiedziała na ostatnie pytanie przyjżał jej się uważnie.
– Silne uczucia w tobie widzę – ztwierdził. – Strach czuję.
– Nie boję się – powiedziała pewnie Arianna.
– Rozstania z matką boisz się – ztwierdził Yoda. – Borzucic dawne życie.Z drugiej strony jednak, do mistrza Skywalkera przywiązałaś się. –
Arianna zpusciła głowę. Nie wiedziała że mistrz Yoda aż tak dokładnie wybada jej odczucia.
– Nie jestem pewien, czy szkolona być może – ztwierdził Yoda. – Mistrzu Skywalker, ty tego zrobić nie możesz. Jednak rację miałeś, moc w niej silna jest.
– Mistrzu Yoda – zawołała piskliwie Arianna. – Ale ja chcę, ja naprawdę się nie boję. Mój tata opowiadał mi o jedi gdy jeszcze żył, \awsze chciałam być taka jak wy.
– Mistrzu Yodo – odezwał się Luke cicho. Złożył ręce na podołku i utkwił swoje blado-niebiezkie oczy w maleńkim mistrzu. – Myślę, że powinniśmy dać jej szansę. Ja niczego od was nie wymagam, poprostu proszę was żebyście to przemyśleli.
– Mistrzu – odezwał się z powagą mistrz Calme. – zawsze miałeś przeczucia, które cię nie myliły…
– Nie zawsze podejmowałem trafne decyzje – zaprzeczył spokojnie Luke. – Jednak proszę was, abyście nie zkreślali Arianny. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale dajmy jej szansę. –
Ledwo przebrzmiało ostatnie słowo Luke'a, gdy Arianna nagle zesztywniała. Poczuła coś dziwnego, jakby w ułamku sekundy znalazła się w zupełnie innym miejscu. Była na pokładzie olbrzymiego statku, uzbrojonego od aż po zęby. Stała przed drzwiami, zza których dobiegał ją straszliwy, znany w całej galaktyce oddech Dartha Vadera, oraz jego ztłumiony, dudniący głos:
– Uparty jesteś. Gdybyś był wrażliwy na moc, nie szczędził bym sobie trudu zabijania cię. Nadawałbyś się na mojego ucznia. Masz cechy charakteryzującą ciemną stronę.
– Ale jednak będziesz musiał zadać sobie ten tród – posłyszała inny, zapalczywy głos.
– Głupi, naiwny rebeliancie – syknął Vader. – Ach tak, widzę. Myśli cię zdradzają. Dobrze, zrobimy inaczej. Zamiast zdradzać mi ukrycie bazy rebeliantów, powiedz mi co wiesz na temat pobytu Luke'a Skywalkera. Łaczą cie z nim silne więzi, twoje uczucia cię zdradziły.
– No to masz kolejny problem – odparł ten sam głos. – Bo w tej kwestii tez niczego się ode mnie nie dowiesz, chodźbyś nie wiem co zrobił. A jeśli myślisz, ze zabijajac mnie przyniesiesz jakąś ujmę rebelii to jesteś w kolejnym błędzie. Takich jak ja jest więcej. –
I wtedy Arianna zobaczyła tego kto to mówił. Dobrzała zawzietą twarz człowieka, mogącego być mniej wiecej w wieku Luke'a, o płonących złością brązowych oczach, z wycelowanym oskarżycielsko palcem w Dartha Vadera.
– Już wiem kim jesteś – odezwał się tryumfalnie Vader. Młody rebeliant rozesmiał się drwiąco.
– Brawo, jeden zero dla ciebie – odezwał się kpiaco.
– Komandor Wedge Antilles. – W głosie Vadera pojawiła się ta sama drwiaca nuta. – No proszę, wreszcie pojmaliśmy słynnego Antillesa.
– Nie na długo – odparł rebeliant. – Będziesz musiał mnie zabic, więc nie nacieszysz się długo tym moim zchwytaniem. –
Obraz rozpłynąl się w nicosci. Następna rzeczą jaką Arianna dostrzegła był widok wszystkich członków rady, oraz pochylających sie nad nią mistrza Yody oraz Luke'a.
– Co to było? – Zpytała z przestrachem dziewczynka. Poczuła, jak Luke delikatnie ujmuje ją za rękę i pomaga jej wstać.
– Mówiłem – zwrócił się do maleńkiego Yody. – Miałaś wizję mocy, prawda?
– Widziałam… – Arianna spojrzała na niego, poczym po chwili opowiedziała wszystko co widziała, patrząc przy tym na wszystkich członków rady. Gdy skończyła, dostrzegła jak Luke zbladł lekko.
– Wedge – szepnął cicho. – Mistrzu Yodo, to mój przyjaciel. Vader chce mnie dostać przez niego…
– Zapalczywy Vader jest – ozezwał się Yoda. – Ostatecznie zmierzyć sie z nim musisz. Powstrzymać go trzeba. –
Luke odetchnął głeboko.
– A co z Arianną? – zpytał.
– Ze sobą ją weź – odezwał się Yoda. – Gdy wrócicie, co robić dalej zastanowić się będzie trzeba. –

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 27

XXVIII

Wedge Antilles nie należał do ludzi strachliwych. Nir az już zaglądał smierci w oczy. Był zarówno doświadczonym pilotem, oczestniczocym w zniszczeniu gwiazdy śmierci czy bitwie o Hoth, a nawet generałem, więc nie straszne mu było byle jakie zagrożenie. Jednak w obecnej sytuacje, w jakiej się znajdował nie potrafił wymyślec nic innego jak tylko krutkie, acz traściwe: a niech to holera.. Był pozbawiony broni, ręce miał z tyłu zkute elektrokajdankami, w dodatku prowadzony był przez imperialnego szturmowca, przy którym jeg metr siedemdziesiat wzrostu wygladało poprostu marnie.Eskortujący go mężczyzna miał conajmniej metr osiemdziesiąt pieć, w dodatku co jakiś czas sztulchał to w plecy lufą jego własnego blastera. Wedge uśmiechnął się lekko na myśl o ktwiacych bezpiecznie w jego kieszeni ogniwach energetycznych. Ten przerosnięty pajac moze o tym nie wie, ale przekona się gdy będzie chciał do niego strzelic. Kolejny błyskotliwy plan Antillesa. Nie pozwolic się zabic swoja własną bronią. Co to to nie. I tak dał się już wciągnąć w zasadzkę jak naiwne dziecko. Dobrze chociaż ze uratował restę członków swojej jednostki. Imperialnym udało się zchwytać tylko jego, a on postanowił grać im na nosie tak długo, jak to tylko będzie mozliwe, chociżby miał mieć doczynienia z samym lordem Vaderem. Doszedł nawet do takiego etapu znudzenia monotonnym marszem, że zaczął nawet liczyć kroki. W końcu jednak eskortujący go szturmowiec zatrzymał się, polecając mu to samo.
– Kolejna głupota i zbyt wielka pewność siebie – pomyślał Antilles. – Prowadzi mnie sam jeden. Cóż… Mógłby tego pożałować gdybym nie był skuty. Ale ty jesteś skuty, Antilles. Jesteś i nie możesz nawet kiwnąć na niego palcem. Nie masz zdolności Luke'a Skywalkera. –
Tym ztwierdzeniem ostudził nieco swoją pewność. Nie mógł zrobić nic innego, jak tylko przywołać na twarz zawziętą minę i czekać. No właśnie, czekać. Tego czekania było już niekied] za dużo.
A jednak chyba się doczekał. Z na przeciwka szła ku nim wysoka, ubrana na czarno postać Dartha Vadera. Wedge ztwierdził, że czarny władca imperium nie wygląda nawet na złego. Wygląda na wściekłego. Ktoś musiał go naprawdę mocno zdenerwować.
– Cóż – pomyślał, zaciskając mocno usta. – Ja będę następny. Zobaczymy jak wytrzymałe nerwy ma vader. –
Przywołał na twarz lekki, kpiący uśmiech, tak jakby postawa lorda w cale go nie przerarzała. Wręcz przeciwnie. Jakby wzbudzała w nim politowanie.
– Lordzie Vader – odezwał się oficer eskortujący Wedge'a, popychając go do przodu ponownie przy użyciu jego blastera. – Złapaliśmy kolejnego rebelianta. Brał czynny udział w ruchu oporu. Zestrzelił zporo naszej załogi. Niestety, nikogo poza tym nie udało nam się złapać. Cała jego flota się rozproszyła.
– A więc macie ich dowódcę. – Dudniący głos Vadera był zimny jak lód. – Dobrze. Zostawcie go mnie. Sam się nim zajmę. Wy natomiast macie odszukać resztę tej floty.
– Ale lordzie – zaczął oficer. – Oni mogą być już daleko z tond…
– Nie obchodzi mnie gdzie i jak daleko są – uciął Vader. – Macie ich znaleźć. Radzę mnie nie zawieźć.
– Dobrze, lordzie – wybąkał oficer. Wedge zostrzegł, jak jego blaster wyskakuje z ręki szturmowca, poczym wpada wprost w dłoń Vadera.
– No na co jeszcze czekasz – syknął Vader do oficera. – Zacznij wykonywać rozkaz. Odejdź i żebym cię nie widział tak długo, aż ich wszystkich nie złapiesz albo nie wybijesz jak mrówki. Ten tutaj. –
Wskazał Wedge'a, którego mina była jeszcze bardziej zacięta.
– Może nam w tym pomuc.
– Chciałbyś – przemknęło Antillesowi przez myśl. – Prędzej ja będę tą twoją mrówką. –
Gdy oficer w końcu się oddalił, Vader zaprowadził Wedge'a do wązkiej, ciemnej celi. Na gwiezdnym niszczycielu było ich pełno. Miał ochotę zostawić tu tego rebelianta na jakiś czas, udać się do imperatora i ponowić poszukiwania Skywalkera i jego padawanki. ^nie był jednak świadomy tego, że Palpatine go zdradził. Że wysłał swojego tajnego ucznia o kryptonimie darkhunter, który miał sam odnaleźć i zabić Skywalkera, a jego padawankę wziąć żywcem, po to by imperator sam przeciągnął ją na ciemną stronę i przy jej użyciu zdradził oraz zabił Vadera. Któż inny nadawałby się do tego bardziej niż młoda, naiwna dziewczyna, wierząca w to że jest jedi i że potrafi niemal wszystko. Już raz zmusiła Vadera by się poddał. Palpatine miał nadzieję, że gdy ją znajdzie zrobi to ponownie, a wtedy on sam zabije swojego ucznia, którego ponad dwadzieścia lat temu sam uratował, wyciągając go z odchłani lawy.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 26

XXVII

Shayley siedziała w słońcu przed domem, przypatrując się jak Leia i Starkiller w milczeniu zajmują się przenoszeniem ich ekfipunku na statek.Współpracowali zgodnie, jednak nie zamienili ze sobą do tej pory ani jednego słowa. Shayley czuła emanujący od Leii brak zaufania do starkillera, który budził w niej takie same uczucia. Był jakiś mroczny, zkryty i tajemniczy. Pomyślała o Luke'u. Ile czasu minęło odkąd poszedł, co powiedziała rada… Rozmyślając tak trzymała na kolanach Ariannę, rozczesując jej długie, jasne włosy. Jziewczynka była w niebowzięta i szczebiotała radośnie.
– Mój tata był Jedi. Dla tego o was wiem. Jak byłam mała opowiadał mi dużo, duuużo. Polecę z wami prawda? Weźmiecie mnie ze sobą? –
Shayley uśmiechnęła się tylko.
– Xobaczymy – odparła. – TO musi byc twoja decyzja. No i nie wiadomo co powie na to rada. No i najprawdopodobniej będizesz musiała rozstać się z mamą, będziesz za nią tęsknić. –
Arianna westchnęła i zwiesiła głowę. Nic nie powiedziała.
Shayley nagle podniosła wzrok, wygladając z nad ramienia dziewczynki, gdyż zobaczyły idącego w ich stronę Luke'a.
– Mistrzu? – Zpytala cicho. Na jego twarzy malowała się powaga.
– Arianna – odezwał się spokojnie, a dziewczynka natychmiast zeskoczyła z kolan padawanki.
– Tak, mistrzu Luke? – Zpytała, a w jej głosie dało się wyczuć szacunek.
– Chodź ze mną – odezwał się łagodnie Luke. Shayley otworzyła szeroko oczy, podobnie jak Arianna.
– Rada chce mnie widzieć, prawda? – Zpytała dziewczynka.
– Pojętna jesteś – uśmiechnął się Luke. – Tak, chcą cię widzieć. –
Arianna leciutko pobladła.
– O nie – szepnęła cicho. Przez jej głowe przemknęły setki pytań. A co będzie jeśli nie zpełni wymagań rady? Czy użyją przeciwko niej mocy? Czy poddadza ją jakimś cięzkim i bolesnym testom? Coś z tych myśli musiało się odbić na jej twarzy, ponieważ Luke podszedł i położył jej rękę na ramieniu.
– Będe cały czas przy tobie – odezwał się przekonująco. – Obiecuję. Rada nic ci złego nie zrobi, chcą tylko sprawdzić twoją wrażliwośc na moc.
– CO mi bedą kazać robic? – Zpytała z przestrachem Arianna.
– na przykład będziesz musiała opisywać obrazki – wyjaśnił cierpliwie Luke. Dziewczynka nieco się uspokoiła.
– Dobrze, pójdę – powiedziała po chwili. – Jeszcze tylko powiem mamie. –
Po tych słowach pobiegła w stronę domu i po chwili w nim zniknęła.
– Shayley. – Luke podszedł do niej. – Przygotuj się na ostateczną próbę. Odnoszę dziwne wrażenie, ze największa dopiero przed tobą. –
Kilka lat, a nawet miesięcy tamu Shayley przeraziłyby te słowa. Teraz jednak przyjęła je spokojnie.
– Wiem, mistrzu – odparła. – Jestem już gotowa na wszystko, nawet na najgorsze. –
Luke nie odpowiedział. Pokiwał tylko głową, bo zpostrzegł biegnąca ku nim Ariiannę.
– Idziemy? – Zpytała, wyhamowując gwałtownie.
– Tak, Arianna – odpowiedział Luke. Posłał ostatni uśmiech Shayley, poczym ujął małą rączkę Arianny i oboje po chwili zniknęłi, odprowadzani wzrokiem przez Shayley.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 25

XXV

– Twierdzisz, mistrzu Skywalker, że jedi nowego znalazłeś –
Maleńki mistrz Yoda zmarszczym w zamyśleniu twarz, a końce jego spiczastych uszu opadły lekko. Luke stał po środku kręgu dwónastu mistrzów, starszych i zapewne mądrzejszych od niego. Mimo to czuł się pewnie.
– Zgadza się, mistrzu – odparł smokojnie. – To dziewczynka. Wykryłem w jej krwi niezwykle dużą iczbę midichlorianów. –
Yoda uniusł maleńką, zieloną rękę, uciszając młodego jedi.
– Przypuszczeniom swoim wiara dawać nie możesz – odezwał się z powagą. – Do zguby wiara twoja doprowadzić cię może. Ty sam jeszcze w eadzie jedi nie jesteś, tego co mówimy słuchać powinieneś.
– Poza tym – wtrącił się z powagą stary Mace Windu. – Masz już swoją padawankę.
– Otóż to! – Yoda klasnął w dłonie. – Racje mistrz Windu ma. Drugiej madawanki mieć nie możesz.
– I tak poszliśmy ci na rękę, pozwaając ci szkolić Shayley – dodał znowu Mace Windu. – Nikt jeszcze, będąc wtwoim wieku nie szkolił dougiego jedi.
– Poza tym, za stara padawanka twoja zdaniem naszym jest – wtrącił Yoda.
– Ale jest już gotowa – odezwał się spokojnie Luke.
– nie przeszła jeszcze ostatecznej próby – dodał milczący do tej pory mistrz Calme, młodszy niż Yoda i Mace Windu, ale doświadczony, silny mocą i zafrawiony w boju.
– Padawan staje się Jedi dopiero wtedy, gdy stoczy walkę z ciemną stroną i wygra – odezwał się Luke spokojnie. – Shayley już to zrobiła. Staneła na przeciw imperatora oraz Vadera, ratując mi tym samym życie.
Yoda przymknął w zamyśleniu oczy.
– z koro tak właśnie twierdzisz… – Mówił to jakby z namysłem, jakby nie był do końca tego pewien. – W krótce pasowana na jedi będzie być mogła. Jednak sami to sprawdzić musimy, o jej umiejętnościach sami przekonać się wszyscy powinni.
– Rozumiem – odparł Luke. – A co w takim razie z dziewczynką?
– Przemyśleć to trzeba – odezwał się Yoda. – Raz już taki błąd popełniliśmy, powtórzyć tego nie chcemy. –
Ponownie się zamyślił, jakb] wsłuchany w głos Mocy. Luke stał spokojnie i czekał.
– Przyprowadzić ją możesz – odezwał się w końcu po upływie może pięciu minut.. – Jak trafne twoje przypuszczenia były, przekonamy się.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 24

XXIV

Shayley szła tuż obok Lukea, prowadzona przez jasnowłosą Ariannę. Shayley uprzednio zkontaktowała się z Leią, imformując ją o tym co się stało. Leia nie podzieała jednak jejniepewności odnośnie zaufania do dziecka.
– Luke coś czuje – ztwierdziła. – Jeśli on ma jakieś przeczucia, to zrobię to co on. Ufam jego intuicji. I ty też owinnaś. W ciebie też uwierzył i się nie mylił. –
Shayley poczuła się lekko zmieszana, ale to co powiedziała Leia ostatecznie rozwiało jej wątpliwości. Teraz szła tuż obok swojego mistrza, a z po drugiej stronie nie odstępował go na krok r2, który nie odstępował swego pana nawet na krok.
– Mamo – zawołała Arianna podbiegając do nieznanej kobiety, stojącej przed prosto wyglądającym domkiem. – Mamo mmo mamuś, przyszli rycerze jedi. Potrzebują… –
Z,trzymała się, łapiąc oddech po biegu.
– Arianna, spokojnie – uspokoiła małą kobieta. – O co chodzi?
– To. – Jziewczynka wskazaładwójkę za nią. – To są rycerze jedi. Potrzebowaliby zapasów i zatankować statek. Mogłabyś im pomuc prawda?
– Ależ… Tak, oczywiście – odparła kobieta
– Nie chcięlibyśmy robić kłopotu – odezwała się Shayley.
– Ależ to żaden kłopot – odpowiedziała z uśmiechem kobieta. – Arianna to niekiedy lekkomyślne dziecko, ale intuicji jej nie brakuje. Nie wiem z kąd się to u niej wzięło. –
Ostanie zdanie powiedziała jakby w zamyśleniu.
– Idź córeczko na chwilę – powiedziała do małej. – Pobaw się pzez chwilę, zawołam cię za jakiś czas.
– Dobrze mamo – odkrzyknęła radośnie mała,poczym odbiegła.
– Wejdźcie do środka – odezwała się cicho kobieta. – Zapomniałam się w ogule przedstawić. Twyla Callisto.
– Luke Skywalker. – Uścisnął kobiecie dłoń,przypatrując się jej uważnie. Wyglądała na niewiele starszą od niego. Usiłował dostrzedz podobieństwo między nią a córką, jednak tych podobieństw było dość niewiele. Oderwał wzrok od jej twarzy poczym przeniósł go na Shayley.
– Ja gstem Shayley Starlightt – odezwała się, idąc w ślady mistrza.
– miło mi – odparła pani Callisto. – Ihodźcie, nie mam w zwyczaju przyjmować gości na progu. Za chwilę też pokażę wam miejsce, gdzie będziecie mogli zatankować wasz statek. –
Shayley spojrzała pytająco na Lukea. On jednak kiwnął przyzwalająco głową.
– Bardzo dobrze że jesteś czujna – szepnął do niej. – Jednak czuję, że ta kobieta nie ma złych zamiarów. –
Gdy znaleźli się w maleńkiej kuchni, pani Callisto zapytałazątając się przy przygotowaniu posiłku:
– Czy naprawdę jesteście Jedi, czy to tylko kolejny wymysł Arianny. Dla niej każdy nowoprzybyły to jedi.
– Tak, nie wymyśliła sobie tego – odparł Luke. – Pani Callisto, nie powinienem pytać, ale muszę to wiedzieć. Kim jest ojciec małej?
– Raczej był. – Pani Callisto odwróciła się z powagą do Lukea. – Shayley siedziała obok niego, słuchając i ucząc się, aw kącie pokoju, przy piecu energetycznym ładował się R2.
– On nie żyje – ztwierdził Luke. – Widzę jego ciało, roztrzaskujące się na wiele kawałków, bardzo daleko z tąd, wśród ognia, płonących resztek jego frachtowca. Słyszę jego krzyk… –
Shayley zadrżała i położyła dłoń na ramieniu Lukea. Ten uspakajającym gestem dotknął jej ręki. W oczach pani Callisto pojawiło się nagłe zrozumienie.
– Czy ty… Co jeszcze widzisz – zpytała go niemal szeptem, patrząc mu głęboko w oczy. Shayley nie wiedziała czy jej mistrz poddawany jest teraz próbie, czy to tylko ciekawość kobiety.
– Widzę, jak siedzi w maleńkim pokoiku waszej chaty, z małeńką Arianną na rękach. Opowiadał jej bajki przed snem, a żeby ją ukoić gdy czegoś się przeraziła, śpiewał jej piosenki.
– Tak było – szepnęła, a jej oczy się rozszerzyły. – Więc wy naprawdę jesteście jedi. Arianna czuła że kiedyś przyjdziecie…
– Jej ojciec również był jedi. – Luke spojrzał jej prosto w twarz.
– Tak – szepnęła Pani Callisto. – Zginął gdy Arianna miała nie zpełna dwa latka. Statek który pilotował został trafiony z działa… Nawet moc nie pomogła mu się uratować… –
Luke poczuł, jak nagle wszystkie elementy układanki zaczynają do siebie pasować. Shayley też to wyczuła, bo ścisnęła go mocno za ramię. Młody mistrz jedi pomyślał nagle o przyszłosci, ujrzał siebie w roli ojca z dzieckiem na rękach. Czy kiedy kolwiek dożyje tego dnia?
– Wyczuliście coś w Ariannie prawda? – Pani Callisto nie dawała za wygraną. – Jeśli ona jest wrażliwa na moc, zabierzecie ją i poddacie szkoleniu, czyż nie?
– To zależy tylko od niej samej – wyjaśnił Luke. – I oczywiście od pani. To pani jest matką, a Jedi nie postępują w sposób barbażyński, zabierając na siłę dzieci. –
Nagle do kuchni wbiegła Arianna.
– Mamo – Poskarżyła się płaczliwie. – Popatrz. –
Pokazała dłoń, na której widniało głębokie, krwawe rozcięcie.
– Co się stało? – Zpytała pani Callisto.
– Szukałąm japoru – wyjaśniła niewinnie dziewczynka. – Chodźby jednego małego kawałeczka. To był jakis ostry kamień… Mamo, a może to odłamek asteroidy?
– Nie mów tak, dziecko – odparła pani Callisto ze zmartwieniem.
– Podejdź tu na chwilę – zwrócił się Luke do małej, a gdy ta podeszła, ujął jej drobną dłoń w swoją, oglądając uważnie rozcięcie.
– Zagoi się – odezwał się z pewnością w głosie. Arianna patrzyła na neigo jak urzeczona. Ręka jedi była bardzo chłodna, koiła ból i pieczenie niczym lecznicy balsam.
Luke tym czasem przytknął do rany tiewielką szmatkę, ocierając nią krew, poczym użył mocy by zasklepić ranę. Gyy puścił rękę małej tamta zobaczyła, że po rozcięciu został tylko lekki ślad. Nabrała gwałtownie powietrza.
– To moc, prawda – zpytała cicho. Luke uśmiechnął się tylko łagodnie i pokiwał głową.
Pani Callisto obserwowała to wszystko z widocznym zrozumieniem.
– Arianna – odezwała się cicho – Idź jeszcze na dwór, muszę zamienić słowo z jedi, zawołam cię.
– Dobrze, mamo – odezwała się Arianna.
– Uważaj na siebie – dodał Luke, a Shayley uśmiechnęła się do dziewczynki przyjaźnie.
– Co teraz – zpytała Twyla Callisto, gdy jej córka zniknęła na dworze.
– Jeśli pani pozwoli – odezwał się Luke. – Muszę coś sprawdzić. –
Odpiął od pasa swój komunikator, wyjmując z niego małą koskkę, której jedną ze ścianek posmarował krwią Arianny, poczym włożyl ją z powrotem.
– Shayley – odezwał się poważnie Luke. – Sprawdź liczbę midichlorianów w tej próbce, ok?
– Jasne. – Shayley wyjęła swój komunikator i przyjrzała się odczytom. Wszyscy milczeli, czekając w napięciu jakby na podjęcie jakiejś ważnej decyzji, mającej za zadanie rozstrzygnąć ich los.
Padawanka otworzyła szeroko oczy.
– Mistrzu – odezwała się cicho. – Ponad dwadzieścia jeden tysiące, prawie dwadzieścia dwa. –
Luke przeniósł oczy z padawanki na matkę dziewczynki.
– Jest niezwykle potężna mocą – zwrócił się do niej. – Shayley, zprowadź tu Leię i starkillera. Ja musze się udać do światyni Jedi.
– Dobrze mistrzu – odparła adawanka. – Poczekamy tu na ciebie. –

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 23

XXIII

Planeta coruscand nie wnrużniała się niczym szczegulnym. Jednak za raz po wylądowaniu Luke postanowił się rozejrzeć. Coś mu nie dawało spokoju.
– Chodź zemną, Shayley – poprosił. – Coś mi nie daje spokoju.
– To wy się rozejżyjcie, a ja i on… –
Leia wskazała Starkillera.
– Uzupełnimy zapasy. I weźcie ze sobą r2 jeśli możecie. Jemu też przyda się doładowanie.
– Jasne – odparł ochoczo Luke. – Chodź, r2. –
Mały robot pisnął zachwycony, poczym wypiął się ze swogo gniazda, zamontowanego na statku specjalnie dla robotów jego jednostki, poczym ruszył za Lukeem i Shayley.
– Stało się coś – zpytała padawanka Lukea.
– Wyczuwam dziwne zakłucenia mocy – odparł. – Bardzo silne. Ktoś tu jeszcze jest oprucz nas. I to bardzo blizko.
– Sith – szepnęła ze strachem Shayley.
– Trudno ztwierdzić – Odrzekł Luke. – Chcę to zbadać, ale pamiętaj, to jeszcze nie koniec. Musimy być gotowi na wszystko.
– Jestem gotowa – rzekła z nową dojrzałością w głosie – Już nic mnie nie zaskoczy.
– To dobrze – ztwierdził Luke. – Dojrzałaś do swojej roli, moja padawanko. Jestem dumny z ciebie.

Shayley aż się zarumieniła. Poraz pierwszy Luke powiedział do niej coś takiego.
Nagle r2 zatrzymał się i pisnął przyjaźnie.
– Co jest, r2 – zpytał Luae. Robot wyciągnął jeden ze swoich wysięgników, poczym wskazał krzaki, zza których wyskoczyła jakaś mała, ubrana najaskrawo istotka. Dziecko zatrzymało się przed nimi, otwierając szeroko duże, zielone oczy.
– Dla czego się tam chowasz – zpytał Luke.
Dziewczynka, wyglądająca na jakieś dziesięć lat pzeniosła na niego wzrok.
– Ty jesteś jedi – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Shayley stanęła za Lukeem, tuż obok r2. Wątpiła że takie małe dziecko zrobi im krzywdę, ale przeczuwała że pozory mogą mylić.
– Z kont masz takie podejrzenia – zpytał Małą Luke.
– Nosisz przy pasie miecz świetlny jedi – odpowiedziała bez zastanowienia.
– A z kont wiesz, czy nie uśmierciłem jakiegoś jedi i nie odebrałem mu broni – drążył nadal luke.
Dziewczynka wybuchnęła głośnym, dźwięcznym niczym dzwoneczki śmiechem.
– Nosisz brązowy płaszcz jedi – odparła, gdy już przestała się śmiać. – Ycerze jedi chodzą w takich. I masz taki spokojny wyraz twarzy.
– Co za pojętny mały skrzat – pomyślał Luke. – Chyba zaczynam rozumieć, z kont bierze się to zkupisko mocy. Mała dziewczynka, pojawiająca się niewiadomo z kont, wiedząca rzeczy których wiedzieć nie powinna.
– Co to jest – zpytała dziewczynka, wskazując r2. – To jest robot astromechaniczny, prawda?
– Naprawdę dużo wiesz – odmarł Luke. – Tak, to robot jednostki r2.
– Hej. – Dziewczynka wyciągnęła drobną rączkę i dotknęła robota.
– następna jedi – krzyknęła radośnie na widok Shayley.
– Z kont aż t]le wiesz. – Shayley czuła, jak ta mała osóbka zaczyna ją coraz bardziej intrygować.
– Mam takie marzenie – szepnęła tajemniczo. – kiedyś z tąd odlecieć. Prawdziwym statkiem, z prawdziwym rycerzem jedi, a teraz wy się pojawiacie. Macie swój statek, jak daleko, mogę zobaczyć?
– Wolnego – roześmiał się Luke. – Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
– dla czego tu w ogule jesteście – zpytała dziewczynka.
– musimy zatankować nasz statek – wyjaśnił Luke.
– I uzupełnić zapasy – dodała Shayley. Twarz dziewczynki pojaśniała.
– Mogę wam pomuc – zawołała. – Wiem gdzie dostaniecie zapasy i paliwo. Chodzcie za mną. Tak w ogule… –
Wyciągnęła do nich rękę.
– Mam na imię Arianna – odparła z prostotą. – a wy
– Możesz mówić mi Luke – odparł jedi, ujmując jej rękę. – A to jest Shayley.
– Cześć. – Arianna wyglądała na zachwyconą. – A teraz chodzcie za mną. –
Ruszyła do przodu, poczym obejrzła się na jedi.
– No chodźcie – krzyknęła cieńko.
– Jesteś pewien że dobrze robimy – zpytała Shayley, gdy ruszyli z dziewczynką. – Uważasz że postępujemy słusznie, ufając jakiemuś nieznajomemu dziecku?
– Poobserwujmy ją trochę – odszepnął Luke. – Mała wie zdecydowanie za dużo niż powinna. Takie coś nie bierze się z nikąt. Poza tym, jeśli to ona jest źródłem tak silnego zkupiska mocy…
– Staniemy przed trudną decyzją – uzupełniła Shayley, patrząc na plecy prowadzącej ich dziewczynki.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 22

XXII

– Nie! – Krzyk leii był tak przenikliwy, że przedarł się przez hałas. Jej serce rozdzierały sprzeczne uczucia. Z jednej strony wiedziała że musi kontynuować walkę, z drugiej jednak strony czuła sympatię do tej dopiero co poznanej dziewczyny i zwyczajnie się o nią martwiła. Problem jednak rozwiązał się sam.
Vader stanął tuż nad Shayley, trzymając zkrzyrzowane miecze tuż przy jej gardle.
– Role się odwracają tym razem – syknął. – Poprzednim razem to ty stałaś nade mną. Widzisz jakie to było bez sensowne. Gdybyś wtedy pozbawiła mnie życia, nie musiałabyś teraz umierać. –
Podbiegł do nich Luke, który w tym czasie zdążył już zakończyć walkę. Miał wiele licznych ran, które zaczynały krwawić, lecz wydawał się tym nie przejmować. Stanął obok Leii, czekając w napięciu na odpowiedni moment do interwencji.
Leżąca na podłodze shayley wyciągnęła rękę, lecz teraz to vader panował nad mocą. Pochylił się, zniżając ostrza obu mieczy.
– Nie – wrzasnął Luke, poraz pierwszy naprawdę przerarzony. Wiedział jednak że nie może ulec panice, ponieważ zgubiłoby to ich wszystkich.
Jednak gdy oboje z Leią skoczyli ku czarnemu lordowi stało się coś, co zaskoczyło ich wszystkich, włącznie z Vaderem.
Dało się słyszyć przeraźliwy, nieartykuowany okrzyk wściekłości, poczym w następnej chwili w plecy vaeera wbiła się czerwona klinga świetlnego miecza.
Czarny lord spojrzał w tył, usiłując dojrzeć swego prześladowcę. Obydwa miecze wyśliznęły się z jego uścisku po to tylko, by śmignąć do ręki Lukea, równie zaskoczonego jak Vader.
Leia natomiast patrzyła niewzruszona jak Vader opada na kolana, krztusząc się własną krwią. Następnie dostrzegła z rosnącym niedowierzaniem, jak w polu widzenia ukazuje się Starkiller, ten sam sith, który pomógł ją uwolnić poraz pierwszy z więziennej celi.
– Starkiller – szepnął Luke. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Oto obserwował jak człowiek, który uprzednio udawał jego sojusznika po to by wciągnąć go w pułapkę, w dodatku donosząc vaderowi informacje na temad Shayley teraz ze spokojem wyłancza swąj miecz, poczym podchodzi do bezwładnej Shayley i bierze ją na ręce.
– Co ty robisz – zpytała gniewnie leia. Była przekonana, że Starkiller zamierza wykorzystać teraz Shayley do swoich celów. Mimo tego że jej pomógł nie ufała mu. Sith pozostanie zawsze sithem, tłumaczyła to sobie w ten właśnie sposób.
Starkiller odwrócił się, patrząc gniewnie na Vadera, który usiłował podnieźć się z kolan.
– Zdradziłeś mnie – odezwał się do niego. – Teraz samemu zobacz jak to jest być zdradzonym. Od tej pory twoje rozkazy mnie nie dotyczą. –
Leia prychnęła z powątpiewaniem, zpoglądając kątem oka na Lukea, jakby pytając go co on o tym myśli.
– Sithowie zawsze zdradzają jedni drugich – odezwał się cicho. – Naturalna kolej rzeczy.
– Co się stało z imperatorem – zpytała nagle Leia.
Luke bez słowa wskazał kupkę szat, leżącą niedaleko nich.
– Zabiłeś go. – W głosie Leii pojawiło się jednocześnie zdumienie i podziw.
– Nie – odparł Luke. – Obawiam się że poprostu zniknął.
– Chodźcie. – Ostry, niemal rozkazujący głos Starkillera przerwał tą wymianę zdań. – Nie mamy
czasu. –
Wskazał nieznacznie Vadera, który usiłował podnieźć się na nogi po niemalże śmiertelnym ciosie swojego ucznia, jednak siły go opuściły i stracił świadomość.
– Dla czego mamy ci ufać ? zpytał Luke. – Bomu ty w końcu jesteś lojalny? –
Starkiller odpowiedział dopiero po jakimś czasie:
– Nie musicie mi ufać. Nie zależy mi na tym. Nie będę nikomu udowadniał swojej lojalności.
– No dobrze – odezwała się niechętnie Peia. – Ale jeśli jeszcze raz wpadniemy przez ciebie w kłopoty… Pożałujesz tego.
– Dasz radę z – zwrócił się Starkiller do Lukea.
– Tak, dam radę – odparł Luke, wciąż patrząc na Shayley.
– Nic jej nie będzie – uspokoił go Starkiller. – A teraz biegiem. –
Cała trójka pobiegła przez pokład gwiezdnego niszczyciela. Starkiller znał tajne przejźcia i korytarze, dzięki którym wyprowadził ich o wiele szybciej.
W połowie drogi Shayley ocknęła się. Spojrzała na Starkillera z niedowierzaniem, potem omiotła wzrokiem Leię i Lukea, poczym zpytała cicho:
– Jesteśmy bezpieczni, tak?
– Tak – odpowiedziała Leia. – Już po wszystkim, chyba.
– Za łatwo poszło – odezwała się Shayley ponuro.
Luke nic nie mówił, poglążony we własnych myślach.
– Musimy znaleźć bezpieczne miejsce, gdzie będziemy mogli zebrać siły i przy okazji uzupełnić zapasy – odezwał się, gdy po jakimś czasie wydostałi się ze statku.
– Hej – zawołała nagle rozczulona Shayley. W ich stronę pędził, tocząc się na swoich trzech góóbych nodach R2
Zatrzymał się przed nimi i wydał radosny, powitalny pisk.
– R2 – zawołała Shayley, gńy starkiller niczym milczący przewodnik postawił ją na ziemi. – Jak to dobrze cię widzieć mały.
– Lepiej z tąd znikajmy – odezwał się Starkiller ponuro.
– my. – Leia wytrzeszczyła oczy. – Powiedziałeś my
– Polecę z wami – odparł. – Przyda wam się ktoś kto zna ciemną stronę mocy. Macie pewność kogo jeszcze spotkacie?
– No nie – przyznała Leia. – Leć z nami.
– Ale to nie oznacza że zdobyłeś nasze zaufanie – dodał Luke, a Shayley przytaknęła.
– Gdzie się zatrzymamy – zpytała Shayley Lukea, gdy jakiś czas później lecieli już wachodłowcem.
– Na Coruscand u odparł Luke bez cienia namysłu. – To nie aż tak daleko, ale jednocześnie na tyle, że Vader nie szybko nas tu znajdzie. –
Shayley wierzyła mu, lecz jednocześnie czuła, że to jeszcze nie koniec problemów, że najcięższa próba dopiero przed nimi.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 21

XXI

– Wszystko jest dobrze, wszystko jest dobrze – powtarzala ciągle Shayley, sama nie wiedzac czy mówi to bardziej do siebie czy do Leii. Wysoka, wązka cela, w ktorej obie się znajdowały napawała klaustrofobicznym lękiem. Miala wywoływać w więźniach bezradnosć. I rzeczywiście tak oddziaływała. Nawet Leia zpoglądała co chwilę ze strachem na drzwi.
Shayley ukucnęła obok niej i zkuliła się. Wciąz pamietala moment gdy je tu rpzyprowadzono, pamietała pożegnanie z Luke'em, ostatni uścisk… Jeśli jego potyczka z imperatorem miała się skonczyć tak samo jak z Vaderem… Stop! Nie moze tak myśleć. To miejse robi jej pranie mozgu.
– Shayley. – Leia poraz pierwszy zwróciła sie do padawanki po imieniu. – Pamiętaj ze Luke jest silny. Nie mozesz myslec ze się złamie. W cale mu tak nie pomagasz.
– Wiem, wyczułam jego obecnosc, on zyje. – Shayley powiedziala to niemalże w transie. – Ale… to wszystko przez to miejsce…
– Zaczekaj chwilę. – Leia odpięla od pasa malutki komunikator, którego szturmowcy nei zdolali jej odebrać, poczym uruchomiłe go.
– R2 – odezwala się wyraźnie do komunikatora, poczym zwróciła się do Shayley:
– czy on był z wami na statku?
– Tak… Zostal – odparła Shayley, patrząc zaintrygowana na Leię.
– To dobrze – odparła Leia, następnie zwrocila się w stronę komunikatora:
– R2D2, jesteś tam? –
Chwila ciszy, następnie z maleńkiego głośniczka popłynęla seria zdziwionych pisków.
– Tak, to ja – odparła Leia. – Posluchaj, nie mamy czasu. Jesteśmy na gwiezdnym niszczycielu Vadera, poziom drógi…
– Blok C36 – wpadła jej słowo Shayley. Leia przeniosła zdumiona spojrzenie z komunikatora na nią.
– Nie patrz tak na mnie – odparła padawanka niewinnie. – Ja poprostu to wiem. Dzieki mocy.
– w porządku – odparła Leia. – Drzwi są zamknięte na zamek magnetyczny i zakodowane. Poprostu je otwórz, zrozumiałeś –
Kolejny pytający pisk ze strony małego robota.
– Przestań zadawać pytania – zniecierpliwiła się Leia. – Nie, nie ma go z nami i jeśli za raz nie otworzysz tych drzwi, może już go nigdy nie być! –
Shayley nawet nie dziwiła się Lei. Wiedziała że księżniczka jest przyzwyczajona do rozkazów. Ponad to wyrzucała z siebie strach złoszcząc się na astromechanicznego androida.
– Myślisz że on… – zaczęła Shayley, lecz Leia jej przerwała:
– Nie, nie myślę! –
Drzwi nagle otworzyły się ciężko. Shayley zagryzła mocno wargi, ponieważ stał w nich Vader, cały i zdrowy, jedynie z kikutem odciętej dłoni, pamiątce po ataku wściekłości Shayley.
– Wy dwie – odezwał się zimno. – Za mną. –
Leia zdusiła cisnące się na usta wyzwisko pod adresem czarnego lorda. Z sobie tylko znanych przyczyn ujęła bez słowa Shayley pod ramię, poczym obie wyszły z celi, prowadzone przez Vadera w głąb pokładu okrętu.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyły był widok pokiereszowanego palpatinea, stojęcego na przypominającym mównicę podwyższeniu, A tuż obok niego stał Luke.
Shayley ledwo zdusiła okrzyk. Zarówno ona jak i Leia dostrzegły, że tych dwóch nie dawno stoczyło ciężką walkę o własne życie.
– Już są – zaśmiał się szaleńczo imperator, poczym zwrócił się do Lukea:
– Widzisz, młody jedi. Twoje wysiłki były daremne, a to co pokazałeś… Wręcz marne i bezużyteczne. Teraz zobaczysz na właśne oczy, jak twoja padawanka i siostra konają w męczarniach. Chyba że… –
Zawiesił głos dla wywarcia lepszego efektu.
– Chyba że dołączysz do mnie, przejdziesz na ciemną stronę. –
Następnie zwrócił się do odzianej w czerń postaci lorda Vadera:
– Zabij je, natychmiast. –
Leia dostrzegła, jak ręka Lukea nieświadomie wędruje w kierunku własnego miecza. Imperator też to zauważył.
– Właśnie tak – odezwał się tryumfalnie. – Jest tylko jedno wyjźcie. Zobacz, młody Skywalkerze. One są bezbronne, a żeby je uratować będziesz musiał sam zabić. Zdecyduj się zatem co wwybierasz.
Leia chciała krzyknąć by ostrzedz brata, jednak nie mogła wydobyć z siebie głosu. Wyczuwała jak Shayley usiłuje użyć mocy, lecz blokowała ją wola i siła palpatinea. Patrzyły obie bezradnie jak oczy Lukea wędrują od nich do imperatora, a jego ręka jakby nie mogła się zdecydować czy pochwycić za miecz czy nie.
– Chcesz go wziąć, prawda – odezwał się imperator do Lukea. – Dalej, chwyć za broń, ocal przyjaciół, kończąc tym samym swoją podróż ku ciemnej stronie. –
Luke dobył miecza poczym uruchomił go. Zielony promień gróbości kciuka zatoczył lekki łuk nad głową palpatinea.
– Nie – krzyknęły razem Shayley i Leia.
– Nie – powtórzył Luke cichym, złowrogim tonem. – Twoje sztuczki mnie nie zwiodą, palpatine. –
Skoczył nie ku Vaderowi, ale ponownie ku imperatorowi, Poruszał się tak zwinnie i szybko, że palpatine ledwo zdążył dobyć broni i odparować atak Lukea, który teraz niemal tańczył dookoła swego prześladowcy. Palpatine musiał wykazywać się niezwykłą czujnością. Nie mógł przewidzieć, kiedy i gdzie młody jedi zaatakuje.
Pośród tej zaciekłej wymiany ciosów Shayley przywołała przy użyciu mocy swój miecz, wyrywawszy przy okazji z dłoni jednego z oficerów miotacz, który rzuciła w stronę Leii. Księżniczka bez wachania pochwyciła broń. Obydwie działały ta sprawnie, jakby zaplanowały całą akcję już wcześniej.
Zaskoczenie Vadera z powodu nagłego odwrócenia ról minęło. Teraz to on musiał się bronić, podczas gdy zarówno Leia jak i Shayley nie dawały mu nawet chwili wytchnienia.
Wydawało się, że jedi wezwali teraz przeciwko swoim wrogom całą moc, nad którą znakomicie panowali. Zarówno vader jak i imperator nie mogli zdobyć nad nimi przewagi… Do czasu.
Podczas wymiani zaciekłych ciosów z Vaderem Shayley zrobiła szybki unik. Całkiem przypadkowo jednak dosięgło ją ostrze miecza imperatora, wymierzone przeciwko Lukeowi, trafiając ją w ramie. Mimowolnie krzyknęła z bólu, miecz wyśliznął się z jej ręki i potoczył się po podłodze, lecz niemal natychmiast pochwyciła go dłoń w czarnej rękawicy, dłoń lorda Vadera.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 20

XX

Luke szedł spokojnie za szturmowcami. Czuł cierpienie Shayley i Leii, lecz zamknął się na nie. Wiedział że fmusi skupić się na swoim planie, który jak miał nadzieję się powiedzie. Czuł się silny. Wiedział że od swojego ostatniego spotkania z imperatorem wiele się nauczył, że zdoła już ukryć przed nim swoje uczucia i myśli.
Otworzył się teraz na moc tak, jak jeszcze nigdy do tej pory się nie otworzył. Zespolił się z nią do tego stopnia, że wszystko co go otaczało stało się jego częścią. Jedna jego część stała się szturmowcem, który podszedł do swojego towarzysza i wymierzył mu z zaskoczenia strzał z blastera, pozostawiając w miejscu serca wypaloną dziurę. Nastepnie ruszył przed LukeEm dalej, jakby nic się nie stało. Luke był tym szturmowcem, a jednocześnie był sobą. Był każdą metalową płytą pokładu okrętu, był każdym jego elementem konstrukcyjnym, który w każdej chwili mógł teraz odmówić posłuszeństwa, a jednocześnie był LukeEm Skywalkerem, prowadzonym najprawdopodobniej na śmierć.
Był elektrokajdankami, które opadły z jego rąk uwalniając go. Wszystko to działo się dla tego, ponieważ to wszystko było mocą, która przenikała teraz młodego jedi, łącząc go z każdą żywą istotą i każdym elementem na statku. Jego świadomość rozszczepiła się teraz na wiele licznych części. Jedna z nich była nawet imperatorem. Odczuwała radość, zadowolenie, napajała się rozkoszą, jaką przynosiła myśl o zabiciu LukeA.
Luke czuł to, ponieważ imperator był częścią mocy, która otuliła LukeA niczym objęcia kochanki.
Stanął w końcu przed obliczem imperatora. Nie czuł strachu. Potrafił spojrzeć w oczy swojemu największemu wrogowi. Wiedział że cchodź imperator jeszcze o tym nie wie, Luke ma nad nim teraz ogromną przewagę.
– A więc w końcu wpadłeś w moje ręce – odezwał się słodko imperator. – Po twojej walce z Vaderem nie sądziłem że przeżyjesz. Moc cię ocaliła młody Skywalkerze, ale teraz już ta nie będzie. Bo widzisz, moc słucha również mnie.
– Jej ciemna strona – odparł spokojnie Luke. – To zło jest twoim zprzymierzeńcem. Jeśli uda ci się mnie pokonać umrę, ale z tobą stanie się wtedy to samo. Odejdziesz razem ze mną. –
Imperator zaniusł się śmiechem w którym nie dzwięczała nawet nutka wesołości.
– Czyżby. Tak się składa, że nie byłeś w stanie uratować swojej siostry. Ponownie trafi do niewoli, tak jak twoja padawanka, którą śmiesz nazywać jedi. –
Luke w tym momencie poczuł odległą obecność Shayley. Wiedział że ukryła przed nim swoje uczucia, żeby go nie rozpraszać. Wysłał jej słabiutki impuls, znak że z nim wszystko w porządku, następnie zkupił się ponownie na imperatorze, a część jego świadomości która była Shayley odsunęła się gdzieś w głąb jego umysłu.
– jesteś zbyt pewny siebie – odezwał się imperator. – Zobaczysz że cię to zgubi.
– Od naszego ostatniego spotkania wiele się nauczyłem – odparł spokojnie Luke. – Nie pozwolę ci zkrzywdzić moich przyjaciół.
– Którzy cię zawiodą – zarechotał imperator. – Nie pomogą ci, tak jak ty teraz nie pomożesz im.
– Przekonamy się kto ma rację. –
Luke ponownie sięgnął po moc, która podała mu jego własny miecz, wyrywając go z ręki trzymającego go szturmowca.
Stanął w pozycji obronnej, wciąż patrząc w oczy impeatorowi.
– Tak ci tęskno za śmiercią – zaśmiał się palpatine. – Za twoją żałosną matką dyplomatką… –
Luke poczuł jak na wspomnienie jego matki zaczyna wrzeć w nim gniew. Zacisnął mocno dłoń na rękojeści miecza, całe jego ciało zesztywniało, lecz nie pozwolił złości nad sobą zapanować.
– Dobrze – zaśmiał się imperator. – Widać nie jesteś niewzruszony.
– Niewzruszeni są tylko tacy ludzie jak ty – odparł Luke. – Bezlitośni i bez serca, przeżarci na wskroź przez ciemną stronę.
– Dość tego! – Imperator wstał ze swojego tronu i sam dobył miecza. – Będziesz mi tu prawił morały na pare chwil przed śmiercią… Ach tak, czuję w tobie lęk. –
Zahihotał drwiąco.
– Boisz się o swoją siostrę i padawankę, równie bezwartościowe jak ty… –
Luke zacisnął pręce w pięści by powstrzymać ich drżenie.
– Luke – posłyszał w myślach ten sam głos jaki słyszał kiedyś. Iiepły, miękki i łagodny. Poczuł że złość i lęk go opuszczają.
Imperator natomiast włączył miecz. Zaatakował, lecz Luke był na to przygotowany. Odparował klingę przeciwnika i odpowiedział defensywą. Imperator nie spodziewał się tak silnego kątrataku, lecz nie dał ego po sobie poznać.
Luke natomiast urzył telekinezy i poderwał w górę tron palpatineA. W tej chwili wielkość przedmiotu nie miała dla niego znaczenia. Czuł się silny i wiedział, że nie umrze bez walki.
Cięzki przedmiot przeleciał nad nim, poczym pomknął wprost w stronę imperatora, ktory odbił go jednak meiczem, roztrzaskując go na części. Luke wykurzystal jego chwilową dekoncentrację i zaatakował, zmuszając przwciwnika do zmiany kierunku.
Walka stała sie coraz barziej gwałtowna i zaciekła, wymiana ciosów coraz szybsza. Obaj nie zwracali uwagi na rany, obaj wiedzięli ze moc jest z nimi i obaj nad nią panowali, usilując wykorzystać ją rpzecowko sobie.
– Dużo się nauczyłes od naszego ostatniego spotkania – odezwal sie Imperator. – Nie powinieneś dac sie wciągnąć w półapkę. Jestes a bardzo ufny.
– Zapamiętaj jedno – odparl Luke. – Jeśli mnei pokonaszm stanę sie jeszcze potęzniejszy. –
Powiedzial to lekceważącym tonem, jakdyby śmierc byla dla neigo tylko snem. Następnei wyprowadzil fintę w kierunku przeciwnika, ktory jednak zdołal ja odbić, odpowiadając śmiertelnym ciosem, ktory tylko dzięki szybkości Luke'a nie doszedl do skutku.
– Tracisz siły starcze – odezwal sie znowu Luke jakby w transie. – Słabniesz.
– Ale moca jestem jeszcze silniejszy – odparł imperator. Jedną ręką wciaz trzymał miecz, dróją uniosl w górę i posłal w kierunku Jedi błyskawicę sithów. Luke jednak byl na to przygotowany, wiedzial ze prędzej czy później to się stanie. On rówiez użyl mocy poczym odepchnął ją od siebe. Imperator jednak nei dawał za wygraną, starając się zdekoncentrowac Luke'a, ten jednak oskonale radził sobie i w walce meiczem, oraz w obronie przez blyskawicami. Przewidywał jaki będzie następny ruchimperatora.
Płynnym skomiem blyskawicznei znalazl się za plecami przeiwnika, który ledwo zdołal uniknąc ciosu zielonego laserowego promienia, ktory z pewnością rozpłatałby stare iało na pół.
Luke oddychał cięzko z wysiłku. Po twarzy zplywal mu pot, lecz wiedzial ze musi doprowadzil tą walkę do końca. Zkupił się jeszcze bardziej, poczym nakierowal lecąca ku niemu błyskawicę mocy w kierunku imperatora. Patrzył neiwzruszony jak fala cierpienia dosięga jego przeciwwnika, jak własna broń imperatora, ta, ktora niegdyś dręczył jego obraca się przeciwko Palpatinowi. Obserwowal jak tym razem to palpatine pada na siemię pod wpływem tego ciosu, tak jak niegdys on sam. Jal keży w tym momencie niezdolny do jakiego kolwiek działania. Miecz imperatora po chwili sam śmignął do ręki mlodego Jedi, który stanął nad swoim przeciwnikiem. Tak, tym razem to palpatine poniósl porazke, lecz czy na pewno?
– Nie doceniles mnie – odezwal się spokojnie Luke. – Teraz to ty placisz cenę za brak wyobraxni. Zgobiła cię twoja pewnośc siebie. –
Błyskawice przestały już strzelać z palców imperatora, który podniosł się po chwili. Jak na starca którym był, oraz cierpienie którego dosnał zrobił to jednak dość energicznie.
– To jeszcze nei koniec – Odezwał sie Do Luke'a. – Przygotowałem do ciebie inne przedstawienie. Obejżysz je w swoim czasie. Zobaczymy, czy wtey też będziesz taki pewny swojej siły… I wiary w padawankę, w ktorej pokładasz cała swoją nadzieję, czyz nie? –
Luke odetchnął głeboko. Ukrył przed imperatorem wszystkie swoje myśli. Pozwolil by ponownie ogarnąl go spokój, otwierajac sie tym samym na przepływ mocy.
– Osobiście zaprowadzę cię do twojej celi – odezwal się imperator, wybuchając bezlitosnym smiechem. – Chodź za mna, mlody Skywalkerze. Pożałujesz tego dnia, jestem tego pewien.

EltenLink