Witajcie.
Przybywam do was z nowym wpisem tak na szybko, żeby opisać wam co się wczoraj działo apropo tego spotkania, o którym pisałam wcześniej i nie tylko.
No więc poszłam na tą rozmowę przed dwunastą, wyznając zasadę, że wolę być gdziekolwiek o pięć minut wcześniej niż za późno. Pogadałam trochę z babką, która wyjaśniła mi wszystko co tam robią. A więc ten dom samopomocy działa na rzecz osób po przejściach psychicznych, przeważnie po schizofrenii. Dzielą się na takie małe grupki, po pięć osób każda i uczą się gotować, ogrodnictwa, rękodzielnictwa, pracy na komputerze i malowania. Babeczka nie bardzo wiedziała gdzie mogłaby mnie przydzielić, ale wywarłam na niej wrażenie pozytywne i zaprowadziła mnie do pana, który co wtorek organizuje takie zajęcia zbiorcze, gdzie wszyscy się spotykają i spędzają luźno czas, grając sobie na przykład w chińczyka czy inne gry. Tak więc we wtorek pójdę, poznam grupę, poznam terapeutów i może sama zasugeruję jakąś alternatywę dla takiego spędzania luźno czasu.
Zapomniałam wam ostatnio napisać, ale kupiłyśmy ostatnim razem z mamą grę prawda czy fałsz, która wywołała dość duży entuzjazm i furorę w rodzinie. Z Julką to grałyśmy w to kiedy się tylko dało. Nie oszukujmy się, gra ma błędy, na niektóre pytania są błędnie zaimplementowane odpowiedzi, ale ja bardziej do tego podchodzę jako zabawę niż jak do nauczenia się czegokolwiek. Chociaż nie powiem, można coś z tego zapamiętać i troszeczkę wiedzy z tego wyciągnąć.
No ale wracam do wczorajszego dnia. Po spotkaniu pojechaliśmy z rodzicami do centrum miasta, bo mama miała sprawy do pozałatwiania, a przy okazji jeszcze wpadło się do naszego cudownego dostawcy internetu poskarżyć się na nędzną jakość zasięgu. Bo faktycznie. Często zdarza się tak, że kiedy mama lub rodzice korzystają z internetu na obu swoich komputerach, a ja chcę sobie akurat coś obejrzeć, to mnie perfidnie wywala. Telefon czy tablet rozłącza się z siecią, a reszta urządzeń nie. Babka sprawdziła i stwierdziła, że faktycznie wszystko zaznaczone na czerwono, tak więc jutro ma przyjść ekspert i zbadać problem. Ale uwaga! Jeśli okaże się, że ten sygnał jest słaby nie przez za dużą grubość ścian czy metraż mieszkania, co jest moim zdaniem nie dorzeczne, to trzeba będzie 50 złotych zapłacić. Zaczynam się poważnie zastanawiać czy nie powiedzieć mamie, żeby odmówiła tego faceta, a ja jakoś się przemęczę. Bardziej martwię się jednak tym, że jeśli mamie podczas jakiejś operacji bankowej zerwie się internet, to może być znowu pełno nerwów. Moja mama jest taką osobą, która denerwuje się nie raz i nakręca z byle powodu.
No i teraz napiszę wam rzecz, która była finałem dnia, a która do tej pory sprawia, że czuję się jak jakaś inna osoba.
W trakcie powrotu do domu wstąpiłam do fryzjera, bo mama chciała swoje włosy skrócic, a ja też zamierzałam z moimi coś zrobić, bo nie widziały fryzjera od ponad roku. I wiecie co? Ścięłam je na krótko. NIe tak całkiem na krótko, nie na chłopaka, ale tak do karku. Tylko że trzeba będzie je chyba pocieniować, bo póki co zawijają mi się końcówki i wygląda to conajmniej dziwnie. Aż jestem ciekawa co powie Julka jak mnie tak zobaczy, bo mama podchodzi do tego z pewną dezaprobatą. Nie powiem, zepsuło mi to trochę tą radość z tego powodu, że nic mi już nie leci na twarz, że nic się nie plącze, że nie muszę myśleć czy zapleść je w warkocza, czy spiąć spinką, związać, czy po prostu puścić luźno. Teraz mam po prostu boki spięte takimi małymi spinkami, no ale jeśli mama mówi, że nie wyglądam tak ładnie no to nie wiem czy tego nie poprawić, nie ścieniować albo obciąć się całkiem na chłopaka, bo do długich włosów raczej nie chcę już wracać.
I to by było w sumie na tyle tego chaotycznego opisu. Kończę więc i odezwę się znowu, gdy coś szczególnego lub wartego opisania zdarzy się w moim życiu.
Trzymajcie się więc zatem.
Category: o mnie
Nie zapomniałam o was, ale…
Witajcie kochani moi.
No właśnie, tak jak w tytule. Nie pojawiałam się tu przez długi czas, nawet żadnych życzeń świątecznych albo noworocznych ode mnie nie dostaliście, ale to nie oznacza, że o was zapomniałam. Po prostu od pewnego czasu mam taki natłok myśli i spraw, że aż ciężko mi te myśli pozbierać.
Fanfic pisze się dalej i z tego to raczej zrobiła się adapracja a nie fanfic, jak sami z resztą widzicie. Mam pełno pomysłów w osobnym pliczku i to mi się wszystko tak splątało ze sobą, że nie mam zielonego pojęcia który pomysł realizować, a jeden wyklucza drugi. Tak więc spokojnie. Wydarzenia stoją już na okresie czwartego roku i turnieju trójmagicznego, ale chyba nie będę tego póki co wrzucać. No chyba że bardzo byście chcieli, bo to mnie najbardziej motywuje do pisania. Zwyczajnie boję się, że znowu zostanie to nie dokończone, aczkolwiek i tak tego już jest dużo, coś jak Riddle Skrzypenki. Nie wiele brakuje mi do dorównania jej 🙂
Pracy niestety dalej nie mam, ale pojawiła się malutka iskierka nadziei. Otóż możliwe, że zacznę pracować jako wolontariusz nie daleko mojego miejsca zamieszkania, dosłownie na tym samym osiedlu. Pracowałabym z osobami niepełnosprawnymi, pomagając im na przykład prze rękodzielnictwie, albo przy innych rzeczach na których się z nam. W czwartek jestem umówiona na rozmowę z panią, która ma mnie oprowadzić i wszystko pokazać. Mam szczerą nadzieję, że coś z tego wyjdzie, bo tu już nie chodzi o samą pracę i zarobki, tylko o to, żebym wyszła do ludzi, miała jakąś większą motywację. Czasami uwierzcie, ale zadaję sobie w skrajnych przypadkach pytanie, po co ja tu właściwie jestem i komu jestem potrzebna, tak więc takie wyjście do innych z całą pewnością wyjdzie mi na dobre.
To tyle na teraz. Nie wiem kiedy po raz kolejny się odezwę, ale postaram się robić to częściej. Przecież w każdej chwili mogę wziąć tablet w ręce i tu zajrzeć, tak jak robię to teraz, siedząc sobie w ciszy i stukając po klawiaturce. Po prostu miewam coraz częściej takie momenty, że kompletnie nie mam na nic ochoty.
Naczytałam się ostatnio dość dużo o osobach wysoko wrażliwych, tak zwanym HSP i bardzo dużo cech pasuje mi do mnie samej. Ale nie chcę stawiać sama diagnozy. Po prostu muszę jakoś wziąć się za siebie i trzymać trochę te swoje emocje i negatywne myśli na wodzy.
Teraz już kończę naprawdę, bo rozpisałam się aż za bardzo.
Trzymajcie się wszyscy i pamiętajcie, że mimo wszystko jestem z wami.
Tak jak w tytule. Nie pisałam chyba o tym wcześniej, bo uznałam to za mało istotne, no ale żeby tak nie siedzieć tylko w tym oderwanym od rzeczywistości świecie, napiszę po krótce co u mnie. No więc z racji tego, że nadal siedze i czekam na imformacje w sprawie pracy, zaczęłam sobie robić wszystkie kompletne badania, tak profilaktycznie. Większość na szczęście mam już za sobą, w tym rezonans magnetyczny głowy, który jak dla mnie jest najgorszym z możliwych badań. Generalnie puki co jestem zdrowiutka. Dzisiaj jeszcze idę do neurologa z wynikami tego rezonansu i puki co koniec. Mam nadzieję, że naprawdę już mi nic więcej nie dadzą. Lekarka mnie wpisała w ten program co to teraz jest, nazywa się to pos plus. No i w ramach tego programu można sobie zrobić wszystkie badania. Czuję się prawie jak moja 88 letnia babcia, ale mam nadzieję że za niedługo to się skończy.
Wrócę jeszcze do czerwca, kiedy to pojechałam razem z rodzicami i babcią do Wisły. Generalnie było bardzo fajnie. Wynajmujemy tam domek u takich znajomych, po drugiej jakby stronie gór we Wiśle Malince, nie tam gdzie skocznia, ale po drugiej stronie, a co za tym idzie jest tam spokojnie i cicho. Nikt nie proszony się nie kręci, nawet samochodów aż tak bardzo nie słychać. Nie daleko jest tartak, także nawet trocin dla świnek było pod dostatkiem. Byliśmy tam ponad tydzień, do puki babcia nie zaczęła marudzić że chce już do domu. Wiecie jak to jest ze starszymi ludźmi. Podoba im się przez pierwsze dwie godziny, a po tym czasie coraz więcej rzeczy zaczyna się nie podobać.
I to by było w sumie na tyle. Jeśli zdarzy się coś godnego napisania, to na pewno tu o tym wspomnę, ale w moim życiu dzieje się tak mało tego typu rzeczy, że w większości to ja tu milczę. Za bardzo już chyba rutyna dała się we znaki. Od co, zwykły dzień. Wstać rano, zjeść śniadanie, wypić kawę, iść do sklepu, pomóc przy obiedzie, po obiedzie czas dla siebie, po kolacji jakaś telewizja a potem siedzi się do pierwszej czy drugiej w nocy i przeważnie coś pisze albo słucha muzyki. Nawet jak chodziłam do pracy dzień różnił się tylko tym, że przez początkowe sześć godzin dnia spędzało się czas w pracy, zamiast na pomaganiu w domu. I tak to wygląda.
Tak więc trzymajcie się i puki co jedyne na co pozostaje wam czekać, to na kolejne części fanfica, które nie martwcie się, są. Tylko po prostu chcę sobie zostawić w zapasie jeden cały fragment do przodu, żeby nie być pod presją czasową. No sami wiecie, nie chcę was zostawić z kolejnym zaczątkiem, bo wiem jak to drażni kiedy coś jest nie dokończone.
Tak więc puki co ściskam was wszystkich bardzo mocno.
Ps. Jeszcze zapomniałam wspomnieć o sytuacji, która miała miejsce w ostatni weekend, ale finalnie nic z tego nie wyszło. Otóż były bardzo realne plany, że zobaczę się z Lindą, ale na przeszkodzie stanął nam tylko, albo aż, pociąg. A konkretniej mówiąc, brak miejsca w pociągu. Za późno po prostu wszystko sobie zaplanowałyśmy. Ale mam nadzieję, że spotkamy się i to szybciej niż myślimy, bo obie byłyśmy z tego powodu mocno przygnębione.
Tak więc to już tyle z dzisiejszego zbiorku, który można podciągnąć pod ogólny tytół co tam ciekawego i nie ciekawego u Ines. 😀
Trzymajcie się więc wszyscy i do następnego wpisu.
Powracam z czymś dla was.
Witajcie kochani. Czas na wielki powrót rodem powrotu jedi. Ale tak poważnie, przechodzę do rzeczy. Baaardzo długo mnie tu nie było, bo jakoś przyznam się szczerze, nie chciało włączać mi się drugiego laptopa z windowsem po to tylko, żeby przejrzeć sobie eltena. Nie wiem, jak długo jeszcze takie nieobecności miałyby miejsce, ale postanowiłam jednak zrobić coś, żeby zmotywować się do wyciągnięcia jednak tej topornie działającej windy. Mianowicie zamierzam się podzielić z wami czymś, co zaczęłam pisać dosłownie wczoraj wieczorem pod wpływem nagłych sentymentów. I nie jest to tym razem nic star warsowego. NIe samymi sw przecież się żyje. Tym razem jest to coś Potterowskiego, a dokładniej mówiąc moje pomysły, mające już prawie tyle samo lat ile moja prawie 16 letnia Julka. Owe pomysły pochodzą z roku 2004, kiedy to moja fascynacja Potterowskim światem sięgała zenitu, opierana wtedy jeszcze tylko o dwa pierwsze filmy, które do dzisiaj zaliczam do moich ulubionych. Do tej pory pamiętam ten kinowy klimat i te ciary, które przechodziły. Nawet to, jak poszłam z klasą do kina na komnatę tajemnic, nie znając kompletnie fabuły i pytałam na szybko koleżankę o czym to mniej więcej będzie. No i przez to narodziły się moje różne pomysły i wyorażenia, które zaczęłam dopiero wczoraj składać w fanfica, z lekką dozą niepokoju, jak to zostanie przyjęte. Stety albo i nie. Będzie tam dużo postaci Pottera, ale sama doszłam do wniosku, że jeszcze tego Pottera z dwóch pierwszych części dało się lubić. Znielubiłam go dopiero gdzieś od czwartej czy piątej części. Tak więc fanfic się pisze i być może coś się tu dzisiaj jeszcze pojawi. A jeśli nie dzisiaj, to raczej kiedyś na pewno. Tak więc ci co chcą niech czekają. Trzymajcie się zatem wszyscy.
Ostatni dzień w pracy… Niestety.
Hej kochani. Mam nadzieję że ten wpis tym razem doda się bez żadnego problemu, bo piszę na szybko z tableta. No więc tak jak w tytule. Dzisiaj idę ostatni dzień do pracy. Od jutra zaczynam urlop. Miałam go zacząć dopiero od poniedziałku, ale z racji tego, że nie mogą przedłużyć ze mną umowy to zaczynam go jutro, żeby wykorzystać wszystkie dni. A czemu nie mogą ze mną tej umowy przedłużyć? Ano przez to, że nie mają kontraktu z nfz, bo im po prostu nie dostali. Super nie? Prywatnych będzie tyle co kot napłakał. Robota dla jednej osoby, czyli dla mojego biednego kolegi, który już i tak się wścieka że zostanie sam. Mi też jest mega przykro, bo się naprawdę zgraliśmy do tego stopnia, że jak jedno drugiemu pukało w ścianę, to drugie wiedziało co się od niego chce. Śmiałam się, że mogliśmy sobie morsem pukać. Może dobra wiadomość w tym wszystkim jest taka, że oni ze mnie nie chcą rezygnować, bo są ze mnie zadowoleni. Walczą dalej o ten kontrakt i prawdopodobnie jak tylko z powrotem go dostaną to ściągają mnie z powrotem i podpisują nową umowę. No ale to może się stać zarówno we wrześniu, jak i w styczniu dopiero. NIe wiem co ja przez ten czas zrobię. Zajmę się chyba tym teatrem, tylko teraz w wakacje zacznie się pewnie sezon na teatry dziecięce i nie wiem czy ktokolwiek mnie ze chce. No ok, dość tych żali. Kończę wam ten wpis. Pogoda jest ładna, jutro wyjeżdżam do Wisły, dzisiaj są urodziny jednego z moich idoli muzycznych, więc może nie będzie tak źle. Pozdrawiam was mimo wszystko pozytywnie.
po prostu żyję
Witajcie. Mam nadzieję że tym razem wpis sie doda, albowiem nie będę już miała możliwości napisać go ponownie. Korzystam teraz ze strony i raczej będę z niej często korzystać, ponieważ od wczoraj mogę zaliczać się do grona użytkowników systemu Mac OS. Co mogę powiedzieć? Coś czuję, że predzej czy później, ale zaprzyjaźnię się z tym systemem. To jest zupełnie coś innego niż windows i od wielu rzeczy trzeba sie zarówno odzwyczaić, jak i przyzwyczaić do nowych, ale przy takiej cierpliwości jaką mam teraz czuję, że mi się to uda. Raz tylko byłam na krańcu załamania i poddania się całkowitego. Miało to miejsce dzisiaj rano, ale problem został na szczęście rozwiązany. Tak więc będę się tu pojawiała teraz stosunkowo rzadko. Tak poza tym powiem wam tyle. Ten tydzień nie wpisuje się raczej w kategorię przyjemny. Raczej w tą drugą skrajną, czyli stres do granic możliwości. Nie będę się tu jednak wgłębiać w szczegóły. Ci którzy powinni wiedzą o wszystkim. I w tym miejscu chciałabym wam podziękować za wsparcie. Myślę że to tyle tego wpisu. Trzymajcie się więc zatem.
Tak jak w tytóle. Już wam mówię o co chodzi.
No więc Ines się nudziło, zaczęła szperać po starym zewnętrznym dysku i znalazła… Folderek, w którym jest cała jej radosna muzyczna twórczość z okresu gdzieś 2011, 2012 roku, może nawet i z 2010. Jakieś sety djskie i co najgorsza, covery. Najnowszy, oile można to tak nazwać jest z 2014 roku i są to tanczące eurydyki od Anny German, ale tym raczej nie będę się chwalić. 😀
Jeśli chodzi o całą resztę tych coverów zastanawiam się czy ich tu nie wrzucić, choćby dla porównania jak śpiewałam te kilka lat temu, a śpiewałam całkiem inaczej. Jednak nie czuję się na tyle wykwalifikowana żeby oceniać czy lepiej czy gożej.
Jest tam nawet jeden cover nagrany wspólnie z użytkowniczką celtic1002, ale o zgodę na jego umieszczenie to już muszę ją samą zapytać.
CO tam poza tym u mnie. Wyobraźcie sobie że nie potrafię się do tej pory dogrzać po wczorajszej podruży do domu, która trwała ponad godzinę, w tym tą godzinę jechałam autobusem w korku, a całą resztę stałam na przystanku w deszczu i w zimnie. Niby miałam kurtke przeciwdeszczową, kaptur, ale i tak byłam wdzięczna jakiemuś panu, który stanął obok mnie i urzyczył mi parasola. Miłe że jeszcze spotyka się takich ludzi.
Dzisiaj natomiast zaczytuje się w jednym fanficu stargate'owym. Podrzuciłabym wam nawet do niego linka, ale nie wiem jak to wygląda z prawami do upubliczniania. NO chociaż na logikę, jeśli ktoś to wrzuca na portal fanowski, to chyba liczy siię z tym, że link do tego może gdzieś krążyć po sieci. NO ale… Wolę dmuchać na zimne puki co.
Powiem wam tylko tyle, że mimo tego że to fanfic, jest napisany stylowo jak dla mnie dosyć ładnie, w miarę logicznie, no i co najważniejsze, postacie są bardzo ładnie odwzorowane. Widać że ten ktoś albo jest mega spostrzegawczy, albo jest perfekcjonistą i fanatykiem. No bo wiecie jak to nie raz bywa w fanficach. Ja też mogę w którymś zrobić Luke'a Skywalkera bezwzględnym sithem, słurzącym ciemnej stronie, czy z voldemorta super dobrego aurora. Ale nie lubię czegoś takiego. Bardziej mi odpowiada, jeśli bohaterowie jaknajwierniej sgadzają się z oryginalnym utworem, a w tym fanficu sg właśnie tak jest. Jest to bardziej opowieść katastroficzna, nie ma tam za wiele odniesien do kosmosu czy goauldów, chociaż co do tych drugich wiadomo, odniesienia musiały się pojawić.
No ale narazie konczę pisanie o fanficu. Być może zrecenzuję go tutaj, jak go przeczytam w całości, bo narazie jestem na dziesiątym rozdziale z dwódziestu pięciu i już tam bardzo dużo zdążyło się podziać.
I to wszystko w sumie, czym chciałam się z wami na chwilę obecną podzielić. Zastanowie się nad wrzuceniem tych starych coverów.
Trzymajcie się wszyscy kochani.
takie moje nagłe refleksje.
Witajcie.
Być może nie każdemu się spodoba to co tu teraz napiszę, ale naszły mnie refleksje takie a nie inne i chciałabym je gdzieś przelać.
Pisząc to słucham sobie właśnie Linkin Park, których swego czasu bardzo lubiłam. Było to dzieś w 2011 roku. I chociaż ostatnią i przed ostatnią ich płytę uważam za nieporozumienie, to nie powiem, śmierć Chestera te prawie dwa lata temu mną mega wstrząsnęła.
Ale nie zamierzałam pisać o tym, tak więc przechodzę do sedna.
Obserwując z boku to, co aktualnie dzieje się w naszej eltenowej społeczności nie mogę wyzbyć sie wrażenia, że cokolwiek by sie zrobiło, zaproponowało itd, zostaje to natychmiast zasypane falą hejtu. Nie zamierzam wskazywać nikogo palcem, bo prawda jest taka, że wszyscy w mniejszym lub większym stopniu przyczyniamy sie do tego jak teraz jest. Hejterzy wiadomo, moderatorzy w dobrej wierze odpowiadają na pytania, co pociąga za sobą kolejną falę nieporozumien, rozbieżności, bo ten zrozumiał to, a tamten to.
Wiem że świat mamy taki jaki mamy. Ze 20 lat temu w życiu nie pomyślałabym, że dziecko przyniesie do szkoły nóż i zadźga ruwieśnika, z naprawdę głupiego powodu. Ale zastanówmy sie wszyscy nad jednym. Czy my, jako nie liczna społeczność osób niepełnosprawnych, często posiadających tych niepełnosprawności więcej niż jedna, musimy zniżać się do poziomu przeciętnych ludzi? Przecież powinniśmy się rozumieć, pomagać sobie, a jeśli już nic z tych rzeczy, to chociaż doceniać czyjąś pracę. I nie mówię tu tylko o eltenie.
Weźmy sobie przykład że ktoś coś napisze. Włoży w to serce, niekiedy samego siebie, chce się tym podzielić ze światem. I co go spotyka? Fala bezkonstruktywnej krytyki. Nie powiem, zdarzy sie odsetek osób które pogratulują, pochwalą czy nawet poprawią co trzeba, dadzą jakieś wskazówki. I to właśnie powinniśmy doceniać, że trafiają się tacy ludzie. Ale wracając do tych po drugiej stronie barykady, w czym gorszy jest ktoś, kto na przykład używa innego sprzętu niż hejtująca i krytykująca osoba x? Być może nie każdy ma taką wiedzę czy nawet pieniądze, by wybrać coś naprawdę porządnego, a co za tym idzie, drogiego.
Myślę, że to tyle moich refleksji.
Na koniec mogę dodać tylko jedno. Nie oceniajmy drugiej osoby, jeśli nie znamy jej konkretnej sytuacji, bo niekiedy nawet zarys takiej sytuacji nie wiele nam może powiedzieć i nie uprawnia nikogo do oceniania takiej osoby.
Pozdrawiam was wszystkich ciepło.
majówka i takie tam inne nowinki.
Witajcie kochani.
Powiem wam, że jestem dzisiaj jakaś taka zamulona, chyba przez pogodę. Wróciłam z pracy do domu, mama śpi w pokoju przy telewizorze, wesołowska leci, w sensie sędzia Anna Maria Wesołowska, a ja załączyłam komputer poraz pierwszy od dwóch dni. Nie załączałam go, bo po prostu nie było po co.
W sobotę koło południa Julka przyjechała. Byłam pewna że zostanie do niedzieli, ale miała kategoryczny nakaz wrócić wieczorem do domu, nic niestety nie pomogło. NO ale spędziłyśmy czas we dwie. Pojechałyśmy razem z rodzicami do babci, po drodze wstąpiłam do sklepu i kupiłam sobie powerbanka. Tak, w koncu zadbałam o dodatkowe źródło energii. Powerbank ma 10400 mah i jest z firmy tp-link, myślę że mi tyle wystarczy. Jak wróciłam wieczorem do domu, bo wróciłam dopiero wieczorem to podłączyłam go do ładowania, to się ponad 9 godzin to to ładowało. ALe ogólnie pół dnia byłam poza domem, więc było spoko.
Za to wczoraj przyjechał mój kuzyn ze swoim synkiem Patrykiem. Patryk ma nie całe trzy latka i w przeciwienstwie do dzieci od kuzynki jest kochanym dzieckiem. Tak spokojnie się bawił że to aż nie możliwe. W ogóle nie sprawiał problemów. Bo jak kuzynka przyjechała z tymi małymi, tzn 5 letnią Emilką i 3 letnim Wojtkiem, to oni tak biedne moje świnki wytarmosili, że biedactwa nie chciały przez dwa dni ruszyc się z kąta. A Patryk je tak delikatnie głaskał. Na koncu załączyłam mu organy, to trochę pograliśmy, no super było. Jak przyjechali koło dwónastej, to pojechali dopiero koło siódmej, a ja wtedy zjadłam sobie kolację i już powoli zaczęłam się szykować do położenia się spać, no i mentalnie do tego że rano do pracy.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć. Moja zajawka na gwiezdne wrota trwa dalej. Miałam ogólnie majówkę pod znakiem star gate'ów bo siedziałam i oglądałam, no oile miałam włączony komputer. Powiem wam, że te kilka lat temu nie obejrzałam czterech sezonów sg-1, czyli od siódmego do konca i teraz muszę nadrobić zaległości. ALe i tak obejrzę chyba siódmy i ósmy, bo potem już pierwotna drużyna sg-1 się rozpada, są jacyś nowi bohaterowie, a ja za bardzo się do tych starych przyzwyczaiłam. 😀
Dzisiaj nawet doszłam do tego stopnia, że zaczęłam rozglądać się za jakimis książkami, bo potrzebne mi są opisy bohaterów, ich taka dogłębniejsza psychika i tak dalej. NO wiadomo, w serialu nie jest się w stanie niektórych rzeczy dostrzedz.
Mam pomysł nawet na jakieś fanfiction, w zasadzie to miniaturkę, tylko właśnie, opisy postaci. Bo to, że taki na przykład Teal'c był wysoki, miał upiorne oczy, tatuaż z wężem na czole, a w brzuchu wyciętą kieszen na tą swoją larwę to nie wystarcza, przynajmniej dla mnie. A co z resztą? Co z takim na przykład Oneilem czy Samanthą Carter? W ogóle nie wiem jak wyglądają. NO sorki, może jestem perfekcjonistką czy coś, ale lubię jak najdokładniejsze opisy i jak najwierniej odwzorowane.
No i to tyle mojego pisania. Piszę w ogóle ten wpis w notatniku, bo podczas pisania w eltenie muli się niekiedy tak, że muszę poczekać aż wpisze się to co chcę, a wiatraczki w laptopie rozkręcają sie prawie do maximum. NIe wiem czemu, kiedyś tak nie było. Muszę sobie przejrzeć procesy jakie tam mam poodpalane, ale tak się dzieje tylko wtedy gdy Elten jest aktywny.
Tak więc trzymajcie się.
Życzenia świąteczne.
Witajcie kochani!
Chciałam wam wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji tych nadchodzących świąt, żebyście spędzili je w ciepłej, pełnej miłości i szczęścia atmosferze, wśród bliskich wam osób. Żeby wszystko co dobre wróciło do was ze zwielokrotnioną siłą, a także to, by spełniły się wszystkie wasze zamierzone plany. A dla tych, którzy chwilowo mają pod górke by jak najszybciej było dobrze, a nawet jeszcze lepiej.
Nie jestem dobra w układaniu życzen, ale te piszę wam prosto z serduszka, jak najbardziej szczerze.
Ściskam was wszystkich bardzo mocno, przesyłając mnustwo pozytywnej energii. <3