Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 27

XXVIII

Wedge Antilles nie należał do ludzi strachliwych. Nir az już zaglądał smierci w oczy. Był zarówno doświadczonym pilotem, oczestniczocym w zniszczeniu gwiazdy śmierci czy bitwie o Hoth, a nawet generałem, więc nie straszne mu było byle jakie zagrożenie. Jednak w obecnej sytuacje, w jakiej się znajdował nie potrafił wymyślec nic innego jak tylko krutkie, acz traściwe: a niech to holera.. Był pozbawiony broni, ręce miał z tyłu zkute elektrokajdankami, w dodatku prowadzony był przez imperialnego szturmowca, przy którym jeg metr siedemdziesiat wzrostu wygladało poprostu marnie.Eskortujący go mężczyzna miał conajmniej metr osiemdziesiąt pieć, w dodatku co jakiś czas sztulchał to w plecy lufą jego własnego blastera. Wedge uśmiechnął się lekko na myśl o ktwiacych bezpiecznie w jego kieszeni ogniwach energetycznych. Ten przerosnięty pajac moze o tym nie wie, ale przekona się gdy będzie chciał do niego strzelic. Kolejny błyskotliwy plan Antillesa. Nie pozwolic się zabic swoja własną bronią. Co to to nie. I tak dał się już wciągnąć w zasadzkę jak naiwne dziecko. Dobrze chociaż ze uratował restę członków swojej jednostki. Imperialnym udało się zchwytać tylko jego, a on postanowił grać im na nosie tak długo, jak to tylko będzie mozliwe, chociżby miał mieć doczynienia z samym lordem Vaderem. Doszedł nawet do takiego etapu znudzenia monotonnym marszem, że zaczął nawet liczyć kroki. W końcu jednak eskortujący go szturmowiec zatrzymał się, polecając mu to samo.
– Kolejna głupota i zbyt wielka pewność siebie – pomyślał Antilles. – Prowadzi mnie sam jeden. Cóż… Mógłby tego pożałować gdybym nie był skuty. Ale ty jesteś skuty, Antilles. Jesteś i nie możesz nawet kiwnąć na niego palcem. Nie masz zdolności Luke'a Skywalkera. –
Tym ztwierdzeniem ostudził nieco swoją pewność. Nie mógł zrobić nic innego, jak tylko przywołać na twarz zawziętą minę i czekać. No właśnie, czekać. Tego czekania było już niekied] za dużo.
A jednak chyba się doczekał. Z na przeciwka szła ku nim wysoka, ubrana na czarno postać Dartha Vadera. Wedge ztwierdził, że czarny władca imperium nie wygląda nawet na złego. Wygląda na wściekłego. Ktoś musiał go naprawdę mocno zdenerwować.
– Cóż – pomyślał, zaciskając mocno usta. – Ja będę następny. Zobaczymy jak wytrzymałe nerwy ma vader. –
Przywołał na twarz lekki, kpiący uśmiech, tak jakby postawa lorda w cale go nie przerarzała. Wręcz przeciwnie. Jakby wzbudzała w nim politowanie.
– Lordzie Vader – odezwał się oficer eskortujący Wedge'a, popychając go do przodu ponownie przy użyciu jego blastera. – Złapaliśmy kolejnego rebelianta. Brał czynny udział w ruchu oporu. Zestrzelił zporo naszej załogi. Niestety, nikogo poza tym nie udało nam się złapać. Cała jego flota się rozproszyła.
– A więc macie ich dowódcę. – Dudniący głos Vadera był zimny jak lód. – Dobrze. Zostawcie go mnie. Sam się nim zajmę. Wy natomiast macie odszukać resztę tej floty.
– Ale lordzie – zaczął oficer. – Oni mogą być już daleko z tond…
– Nie obchodzi mnie gdzie i jak daleko są – uciął Vader. – Macie ich znaleźć. Radzę mnie nie zawieźć.
– Dobrze, lordzie – wybąkał oficer. Wedge zostrzegł, jak jego blaster wyskakuje z ręki szturmowca, poczym wpada wprost w dłoń Vadera.
– No na co jeszcze czekasz – syknął Vader do oficera. – Zacznij wykonywać rozkaz. Odejdź i żebym cię nie widział tak długo, aż ich wszystkich nie złapiesz albo nie wybijesz jak mrówki. Ten tutaj. –
Wskazał Wedge'a, którego mina była jeszcze bardziej zacięta.
– Może nam w tym pomuc.
– Chciałbyś – przemknęło Antillesowi przez myśl. – Prędzej ja będę tą twoją mrówką. –
Gdy oficer w końcu się oddalił, Vader zaprowadził Wedge'a do wązkiej, ciemnej celi. Na gwiezdnym niszczycielu było ich pełno. Miał ochotę zostawić tu tego rebelianta na jakiś czas, udać się do imperatora i ponowić poszukiwania Skywalkera i jego padawanki. ^nie był jednak świadomy tego, że Palpatine go zdradził. Że wysłał swojego tajnego ucznia o kryptonimie darkhunter, który miał sam odnaleźć i zabić Skywalkera, a jego padawankę wziąć żywcem, po to by imperator sam przeciągnął ją na ciemną stronę i przy jej użyciu zdradził oraz zabił Vadera. Któż inny nadawałby się do tego bardziej niż młoda, naiwna dziewczyna, wierząca w to że jest jedi i że potrafi niemal wszystko. Już raz zmusiła Vadera by się poddał. Palpatine miał nadzieję, że gdy ją znajdzie zrobi to ponownie, a wtedy on sam zabije swojego ucznia, którego ponad dwadzieścia lat temu sam uratował, wyciągając go z odchłani lawy.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 26

XXVII

Shayley siedziała w słońcu przed domem, przypatrując się jak Leia i Starkiller w milczeniu zajmują się przenoszeniem ich ekfipunku na statek.Współpracowali zgodnie, jednak nie zamienili ze sobą do tej pory ani jednego słowa. Shayley czuła emanujący od Leii brak zaufania do starkillera, który budził w niej takie same uczucia. Był jakiś mroczny, zkryty i tajemniczy. Pomyślała o Luke'u. Ile czasu minęło odkąd poszedł, co powiedziała rada… Rozmyślając tak trzymała na kolanach Ariannę, rozczesując jej długie, jasne włosy. Jziewczynka była w niebowzięta i szczebiotała radośnie.
– Mój tata był Jedi. Dla tego o was wiem. Jak byłam mała opowiadał mi dużo, duuużo. Polecę z wami prawda? Weźmiecie mnie ze sobą? –
Shayley uśmiechnęła się tylko.
– Xobaczymy – odparła. – TO musi byc twoja decyzja. No i nie wiadomo co powie na to rada. No i najprawdopodobniej będizesz musiała rozstać się z mamą, będziesz za nią tęsknić. –
Arianna westchnęła i zwiesiła głowę. Nic nie powiedziała.
Shayley nagle podniosła wzrok, wygladając z nad ramienia dziewczynki, gdyż zobaczyły idącego w ich stronę Luke'a.
– Mistrzu? – Zpytala cicho. Na jego twarzy malowała się powaga.
– Arianna – odezwał się spokojnie, a dziewczynka natychmiast zeskoczyła z kolan padawanki.
– Tak, mistrzu Luke? – Zpytała, a w jej głosie dało się wyczuć szacunek.
– Chodź ze mną – odezwał się łagodnie Luke. Shayley otworzyła szeroko oczy, podobnie jak Arianna.
– Rada chce mnie widzieć, prawda? – Zpytała dziewczynka.
– Pojętna jesteś – uśmiechnął się Luke. – Tak, chcą cię widzieć. –
Arianna leciutko pobladła.
– O nie – szepnęła cicho. Przez jej głowe przemknęły setki pytań. A co będzie jeśli nie zpełni wymagań rady? Czy użyją przeciwko niej mocy? Czy poddadza ją jakimś cięzkim i bolesnym testom? Coś z tych myśli musiało się odbić na jej twarzy, ponieważ Luke podszedł i położył jej rękę na ramieniu.
– Będe cały czas przy tobie – odezwał się przekonująco. – Obiecuję. Rada nic ci złego nie zrobi, chcą tylko sprawdzić twoją wrażliwośc na moc.
– CO mi bedą kazać robic? – Zpytała z przestrachem Arianna.
– na przykład będziesz musiała opisywać obrazki – wyjaśnił cierpliwie Luke. Dziewczynka nieco się uspokoiła.
– Dobrze, pójdę – powiedziała po chwili. – Jeszcze tylko powiem mamie. –
Po tych słowach pobiegła w stronę domu i po chwili w nim zniknęła.
– Shayley. – Luke podszedł do niej. – Przygotuj się na ostateczną próbę. Odnoszę dziwne wrażenie, ze największa dopiero przed tobą. –
Kilka lat, a nawet miesięcy tamu Shayley przeraziłyby te słowa. Teraz jednak przyjęła je spokojnie.
– Wiem, mistrzu – odparła. – Jestem już gotowa na wszystko, nawet na najgorsze. –
Luke nie odpowiedział. Pokiwał tylko głową, bo zpostrzegł biegnąca ku nim Ariiannę.
– Idziemy? – Zpytała, wyhamowując gwałtownie.
– Tak, Arianna – odpowiedział Luke. Posłał ostatni uśmiech Shayley, poczym ujął małą rączkę Arianny i oboje po chwili zniknęłi, odprowadzani wzrokiem przez Shayley.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 25

XXV

– Twierdzisz, mistrzu Skywalker, że jedi nowego znalazłeś –
Maleńki mistrz Yoda zmarszczym w zamyśleniu twarz, a końce jego spiczastych uszu opadły lekko. Luke stał po środku kręgu dwónastu mistrzów, starszych i zapewne mądrzejszych od niego. Mimo to czuł się pewnie.
– Zgadza się, mistrzu – odparł smokojnie. – To dziewczynka. Wykryłem w jej krwi niezwykle dużą iczbę midichlorianów. –
Yoda uniusł maleńką, zieloną rękę, uciszając młodego jedi.
– Przypuszczeniom swoim wiara dawać nie możesz – odezwał się z powagą. – Do zguby wiara twoja doprowadzić cię może. Ty sam jeszcze w eadzie jedi nie jesteś, tego co mówimy słuchać powinieneś.
– Poza tym – wtrącił się z powagą stary Mace Windu. – Masz już swoją padawankę.
– Otóż to! – Yoda klasnął w dłonie. – Racje mistrz Windu ma. Drugiej madawanki mieć nie możesz.
– I tak poszliśmy ci na rękę, pozwaając ci szkolić Shayley – dodał znowu Mace Windu. – Nikt jeszcze, będąc wtwoim wieku nie szkolił dougiego jedi.
– Poza tym, za stara padawanka twoja zdaniem naszym jest – wtrącił Yoda.
– Ale jest już gotowa – odezwał się spokojnie Luke.
– nie przeszła jeszcze ostatecznej próby – dodał milczący do tej pory mistrz Calme, młodszy niż Yoda i Mace Windu, ale doświadczony, silny mocą i zafrawiony w boju.
– Padawan staje się Jedi dopiero wtedy, gdy stoczy walkę z ciemną stroną i wygra – odezwał się Luke spokojnie. – Shayley już to zrobiła. Staneła na przeciw imperatora oraz Vadera, ratując mi tym samym życie.
Yoda przymknął w zamyśleniu oczy.
– z koro tak właśnie twierdzisz… – Mówił to jakby z namysłem, jakby nie był do końca tego pewien. – W krótce pasowana na jedi będzie być mogła. Jednak sami to sprawdzić musimy, o jej umiejętnościach sami przekonać się wszyscy powinni.
– Rozumiem – odparł Luke. – A co w takim razie z dziewczynką?
– Przemyśleć to trzeba – odezwał się Yoda. – Raz już taki błąd popełniliśmy, powtórzyć tego nie chcemy. –
Ponownie się zamyślił, jakb] wsłuchany w głos Mocy. Luke stał spokojnie i czekał.
– Przyprowadzić ją możesz – odezwał się w końcu po upływie może pięciu minut.. – Jak trafne twoje przypuszczenia były, przekonamy się.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 24

XXIV

Shayley szła tuż obok Lukea, prowadzona przez jasnowłosą Ariannę. Shayley uprzednio zkontaktowała się z Leią, imformując ją o tym co się stało. Leia nie podzieała jednak jejniepewności odnośnie zaufania do dziecka.
– Luke coś czuje – ztwierdziła. – Jeśli on ma jakieś przeczucia, to zrobię to co on. Ufam jego intuicji. I ty też owinnaś. W ciebie też uwierzył i się nie mylił. –
Shayley poczuła się lekko zmieszana, ale to co powiedziała Leia ostatecznie rozwiało jej wątpliwości. Teraz szła tuż obok swojego mistrza, a z po drugiej stronie nie odstępował go na krok r2, który nie odstępował swego pana nawet na krok.
– Mamo – zawołała Arianna podbiegając do nieznanej kobiety, stojącej przed prosto wyglądającym domkiem. – Mamo mmo mamuś, przyszli rycerze jedi. Potrzebują… –
Z,trzymała się, łapiąc oddech po biegu.
– Arianna, spokojnie – uspokoiła małą kobieta. – O co chodzi?
– To. – Jziewczynka wskazaładwójkę za nią. – To są rycerze jedi. Potrzebowaliby zapasów i zatankować statek. Mogłabyś im pomuc prawda?
– Ależ… Tak, oczywiście – odparła kobieta
– Nie chcięlibyśmy robić kłopotu – odezwała się Shayley.
– Ależ to żaden kłopot – odpowiedziała z uśmiechem kobieta. – Arianna to niekiedy lekkomyślne dziecko, ale intuicji jej nie brakuje. Nie wiem z kąd się to u niej wzięło. –
Ostanie zdanie powiedziała jakby w zamyśleniu.
– Idź córeczko na chwilę – powiedziała do małej. – Pobaw się pzez chwilę, zawołam cię za jakiś czas.
– Dobrze mamo – odkrzyknęła radośnie mała,poczym odbiegła.
– Wejdźcie do środka – odezwała się cicho kobieta. – Zapomniałam się w ogule przedstawić. Twyla Callisto.
– Luke Skywalker. – Uścisnął kobiecie dłoń,przypatrując się jej uważnie. Wyglądała na niewiele starszą od niego. Usiłował dostrzedz podobieństwo między nią a córką, jednak tych podobieństw było dość niewiele. Oderwał wzrok od jej twarzy poczym przeniósł go na Shayley.
– Ja gstem Shayley Starlightt – odezwała się, idąc w ślady mistrza.
– miło mi – odparła pani Callisto. – Ihodźcie, nie mam w zwyczaju przyjmować gości na progu. Za chwilę też pokażę wam miejsce, gdzie będziecie mogli zatankować wasz statek. –
Shayley spojrzała pytająco na Lukea. On jednak kiwnął przyzwalająco głową.
– Bardzo dobrze że jesteś czujna – szepnął do niej. – Jednak czuję, że ta kobieta nie ma złych zamiarów. –
Gdy znaleźli się w maleńkiej kuchni, pani Callisto zapytałazątając się przy przygotowaniu posiłku:
– Czy naprawdę jesteście Jedi, czy to tylko kolejny wymysł Arianny. Dla niej każdy nowoprzybyły to jedi.
– Tak, nie wymyśliła sobie tego – odparł Luke. – Pani Callisto, nie powinienem pytać, ale muszę to wiedzieć. Kim jest ojciec małej?
– Raczej był. – Pani Callisto odwróciła się z powagą do Lukea. – Shayley siedziała obok niego, słuchając i ucząc się, aw kącie pokoju, przy piecu energetycznym ładował się R2.
– On nie żyje – ztwierdził Luke. – Widzę jego ciało, roztrzaskujące się na wiele kawałków, bardzo daleko z tąd, wśród ognia, płonących resztek jego frachtowca. Słyszę jego krzyk… –
Shayley zadrżała i położyła dłoń na ramieniu Lukea. Ten uspakajającym gestem dotknął jej ręki. W oczach pani Callisto pojawiło się nagłe zrozumienie.
– Czy ty… Co jeszcze widzisz – zpytała go niemal szeptem, patrząc mu głęboko w oczy. Shayley nie wiedziała czy jej mistrz poddawany jest teraz próbie, czy to tylko ciekawość kobiety.
– Widzę, jak siedzi w maleńkim pokoiku waszej chaty, z małeńką Arianną na rękach. Opowiadał jej bajki przed snem, a żeby ją ukoić gdy czegoś się przeraziła, śpiewał jej piosenki.
– Tak było – szepnęła, a jej oczy się rozszerzyły. – Więc wy naprawdę jesteście jedi. Arianna czuła że kiedyś przyjdziecie…
– Jej ojciec również był jedi. – Luke spojrzał jej prosto w twarz.
– Tak – szepnęła Pani Callisto. – Zginął gdy Arianna miała nie zpełna dwa latka. Statek który pilotował został trafiony z działa… Nawet moc nie pomogła mu się uratować… –
Luke poczuł, jak nagle wszystkie elementy układanki zaczynają do siebie pasować. Shayley też to wyczuła, bo ścisnęła go mocno za ramię. Młody mistrz jedi pomyślał nagle o przyszłosci, ujrzał siebie w roli ojca z dzieckiem na rękach. Czy kiedy kolwiek dożyje tego dnia?
– Wyczuliście coś w Ariannie prawda? – Pani Callisto nie dawała za wygraną. – Jeśli ona jest wrażliwa na moc, zabierzecie ją i poddacie szkoleniu, czyż nie?
– To zależy tylko od niej samej – wyjaśnił Luke. – I oczywiście od pani. To pani jest matką, a Jedi nie postępują w sposób barbażyński, zabierając na siłę dzieci. –
Nagle do kuchni wbiegła Arianna.
– Mamo – Poskarżyła się płaczliwie. – Popatrz. –
Pokazała dłoń, na której widniało głębokie, krwawe rozcięcie.
– Co się stało? – Zpytała pani Callisto.
– Szukałąm japoru – wyjaśniła niewinnie dziewczynka. – Chodźby jednego małego kawałeczka. To był jakis ostry kamień… Mamo, a może to odłamek asteroidy?
– Nie mów tak, dziecko – odparła pani Callisto ze zmartwieniem.
– Podejdź tu na chwilę – zwrócił się Luke do małej, a gdy ta podeszła, ujął jej drobną dłoń w swoją, oglądając uważnie rozcięcie.
– Zagoi się – odezwał się z pewnością w głosie. Arianna patrzyła na neigo jak urzeczona. Ręka jedi była bardzo chłodna, koiła ból i pieczenie niczym lecznicy balsam.
Luke tym czasem przytknął do rany tiewielką szmatkę, ocierając nią krew, poczym użył mocy by zasklepić ranę. Gyy puścił rękę małej tamta zobaczyła, że po rozcięciu został tylko lekki ślad. Nabrała gwałtownie powietrza.
– To moc, prawda – zpytała cicho. Luke uśmiechnął się tylko łagodnie i pokiwał głową.
Pani Callisto obserwowała to wszystko z widocznym zrozumieniem.
– Arianna – odezwała się cicho – Idź jeszcze na dwór, muszę zamienić słowo z jedi, zawołam cię.
– Dobrze, mamo – odezwała się Arianna.
– Uważaj na siebie – dodał Luke, a Shayley uśmiechnęła się do dziewczynki przyjaźnie.
– Co teraz – zpytała Twyla Callisto, gdy jej córka zniknęła na dworze.
– Jeśli pani pozwoli – odezwał się Luke. – Muszę coś sprawdzić. –
Odpiął od pasa swój komunikator, wyjmując z niego małą koskkę, której jedną ze ścianek posmarował krwią Arianny, poczym włożyl ją z powrotem.
– Shayley – odezwał się poważnie Luke. – Sprawdź liczbę midichlorianów w tej próbce, ok?
– Jasne. – Shayley wyjęła swój komunikator i przyjrzała się odczytom. Wszyscy milczeli, czekając w napięciu jakby na podjęcie jakiejś ważnej decyzji, mającej za zadanie rozstrzygnąć ich los.
Padawanka otworzyła szeroko oczy.
– Mistrzu – odezwała się cicho. – Ponad dwadzieścia jeden tysiące, prawie dwadzieścia dwa. –
Luke przeniósł oczy z padawanki na matkę dziewczynki.
– Jest niezwykle potężna mocą – zwrócił się do niej. – Shayley, zprowadź tu Leię i starkillera. Ja musze się udać do światyni Jedi.
– Dobrze mistrzu – odparła adawanka. – Poczekamy tu na ciebie. –

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 23

XXIII

Planeta coruscand nie wnrużniała się niczym szczegulnym. Jednak za raz po wylądowaniu Luke postanowił się rozejrzeć. Coś mu nie dawało spokoju.
– Chodź zemną, Shayley – poprosił. – Coś mi nie daje spokoju.
– To wy się rozejżyjcie, a ja i on… –
Leia wskazała Starkillera.
– Uzupełnimy zapasy. I weźcie ze sobą r2 jeśli możecie. Jemu też przyda się doładowanie.
– Jasne – odparł ochoczo Luke. – Chodź, r2. –
Mały robot pisnął zachwycony, poczym wypiął się ze swogo gniazda, zamontowanego na statku specjalnie dla robotów jego jednostki, poczym ruszył za Lukeem i Shayley.
– Stało się coś – zpytała padawanka Lukea.
– Wyczuwam dziwne zakłucenia mocy – odparł. – Bardzo silne. Ktoś tu jeszcze jest oprucz nas. I to bardzo blizko.
– Sith – szepnęła ze strachem Shayley.
– Trudno ztwierdzić – Odrzekł Luke. – Chcę to zbadać, ale pamiętaj, to jeszcze nie koniec. Musimy być gotowi na wszystko.
– Jestem gotowa – rzekła z nową dojrzałością w głosie – Już nic mnie nie zaskoczy.
– To dobrze – ztwierdził Luke. – Dojrzałaś do swojej roli, moja padawanko. Jestem dumny z ciebie.

Shayley aż się zarumieniła. Poraz pierwszy Luke powiedział do niej coś takiego.
Nagle r2 zatrzymał się i pisnął przyjaźnie.
– Co jest, r2 – zpytał Luae. Robot wyciągnął jeden ze swoich wysięgników, poczym wskazał krzaki, zza których wyskoczyła jakaś mała, ubrana najaskrawo istotka. Dziecko zatrzymało się przed nimi, otwierając szeroko duże, zielone oczy.
– Dla czego się tam chowasz – zpytał Luke.
Dziewczynka, wyglądająca na jakieś dziesięć lat pzeniosła na niego wzrok.
– Ty jesteś jedi – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Shayley stanęła za Lukeem, tuż obok r2. Wątpiła że takie małe dziecko zrobi im krzywdę, ale przeczuwała że pozory mogą mylić.
– Z kont masz takie podejrzenia – zpytał Małą Luke.
– Nosisz przy pasie miecz świetlny jedi – odpowiedziała bez zastanowienia.
– A z kont wiesz, czy nie uśmierciłem jakiegoś jedi i nie odebrałem mu broni – drążył nadal luke.
Dziewczynka wybuchnęła głośnym, dźwięcznym niczym dzwoneczki śmiechem.
– Nosisz brązowy płaszcz jedi – odparła, gdy już przestała się śmiać. – Ycerze jedi chodzą w takich. I masz taki spokojny wyraz twarzy.
– Co za pojętny mały skrzat – pomyślał Luke. – Chyba zaczynam rozumieć, z kont bierze się to zkupisko mocy. Mała dziewczynka, pojawiająca się niewiadomo z kont, wiedząca rzeczy których wiedzieć nie powinna.
– Co to jest – zpytała dziewczynka, wskazując r2. – To jest robot astromechaniczny, prawda?
– Naprawdę dużo wiesz – odmarł Luke. – Tak, to robot jednostki r2.
– Hej. – Dziewczynka wyciągnęła drobną rączkę i dotknęła robota.
– następna jedi – krzyknęła radośnie na widok Shayley.
– Z kont aż t]le wiesz. – Shayley czuła, jak ta mała osóbka zaczyna ją coraz bardziej intrygować.
– Mam takie marzenie – szepnęła tajemniczo. – kiedyś z tąd odlecieć. Prawdziwym statkiem, z prawdziwym rycerzem jedi, a teraz wy się pojawiacie. Macie swój statek, jak daleko, mogę zobaczyć?
– Wolnego – roześmiał się Luke. – Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
– dla czego tu w ogule jesteście – zpytała dziewczynka.
– musimy zatankować nasz statek – wyjaśnił Luke.
– I uzupełnić zapasy – dodała Shayley. Twarz dziewczynki pojaśniała.
– Mogę wam pomuc – zawołała. – Wiem gdzie dostaniecie zapasy i paliwo. Chodzcie za mną. Tak w ogule… –
Wyciągnęła do nich rękę.
– Mam na imię Arianna – odparła z prostotą. – a wy
– Możesz mówić mi Luke – odparł jedi, ujmując jej rękę. – A to jest Shayley.
– Cześć. – Arianna wyglądała na zachwyconą. – A teraz chodzcie za mną. –
Ruszyła do przodu, poczym obejrzła się na jedi.
– No chodźcie – krzyknęła cieńko.
– Jesteś pewien że dobrze robimy – zpytała Shayley, gdy ruszyli z dziewczynką. – Uważasz że postępujemy słusznie, ufając jakiemuś nieznajomemu dziecku?
– Poobserwujmy ją trochę – odszepnął Luke. – Mała wie zdecydowanie za dużo niż powinna. Takie coś nie bierze się z nikąt. Poza tym, jeśli to ona jest źródłem tak silnego zkupiska mocy…
– Staniemy przed trudną decyzją – uzupełniła Shayley, patrząc na plecy prowadzącej ich dziewczynki.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 22

XXII

– Nie! – Krzyk leii był tak przenikliwy, że przedarł się przez hałas. Jej serce rozdzierały sprzeczne uczucia. Z jednej strony wiedziała że musi kontynuować walkę, z drugiej jednak strony czuła sympatię do tej dopiero co poznanej dziewczyny i zwyczajnie się o nią martwiła. Problem jednak rozwiązał się sam.
Vader stanął tuż nad Shayley, trzymając zkrzyrzowane miecze tuż przy jej gardle.
– Role się odwracają tym razem – syknął. – Poprzednim razem to ty stałaś nade mną. Widzisz jakie to było bez sensowne. Gdybyś wtedy pozbawiła mnie życia, nie musiałabyś teraz umierać. –
Podbiegł do nich Luke, który w tym czasie zdążył już zakończyć walkę. Miał wiele licznych ran, które zaczynały krwawić, lecz wydawał się tym nie przejmować. Stanął obok Leii, czekając w napięciu na odpowiedni moment do interwencji.
Leżąca na podłodze shayley wyciągnęła rękę, lecz teraz to vader panował nad mocą. Pochylił się, zniżając ostrza obu mieczy.
– Nie – wrzasnął Luke, poraz pierwszy naprawdę przerarzony. Wiedział jednak że nie może ulec panice, ponieważ zgubiłoby to ich wszystkich.
Jednak gdy oboje z Leią skoczyli ku czarnemu lordowi stało się coś, co zaskoczyło ich wszystkich, włącznie z Vaderem.
Dało się słyszyć przeraźliwy, nieartykuowany okrzyk wściekłości, poczym w następnej chwili w plecy vaeera wbiła się czerwona klinga świetlnego miecza.
Czarny lord spojrzał w tył, usiłując dojrzeć swego prześladowcę. Obydwa miecze wyśliznęły się z jego uścisku po to tylko, by śmignąć do ręki Lukea, równie zaskoczonego jak Vader.
Leia natomiast patrzyła niewzruszona jak Vader opada na kolana, krztusząc się własną krwią. Następnie dostrzegła z rosnącym niedowierzaniem, jak w polu widzenia ukazuje się Starkiller, ten sam sith, który pomógł ją uwolnić poraz pierwszy z więziennej celi.
– Starkiller – szepnął Luke. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Oto obserwował jak człowiek, który uprzednio udawał jego sojusznika po to by wciągnąć go w pułapkę, w dodatku donosząc vaderowi informacje na temad Shayley teraz ze spokojem wyłancza swąj miecz, poczym podchodzi do bezwładnej Shayley i bierze ją na ręce.
– Co ty robisz – zpytała gniewnie leia. Była przekonana, że Starkiller zamierza wykorzystać teraz Shayley do swoich celów. Mimo tego że jej pomógł nie ufała mu. Sith pozostanie zawsze sithem, tłumaczyła to sobie w ten właśnie sposób.
Starkiller odwrócił się, patrząc gniewnie na Vadera, który usiłował podnieźć się z kolan.
– Zdradziłeś mnie – odezwał się do niego. – Teraz samemu zobacz jak to jest być zdradzonym. Od tej pory twoje rozkazy mnie nie dotyczą. –
Leia prychnęła z powątpiewaniem, zpoglądając kątem oka na Lukea, jakby pytając go co on o tym myśli.
– Sithowie zawsze zdradzają jedni drugich – odezwał się cicho. – Naturalna kolej rzeczy.
– Co się stało z imperatorem – zpytała nagle Leia.
Luke bez słowa wskazał kupkę szat, leżącą niedaleko nich.
– Zabiłeś go. – W głosie Leii pojawiło się jednocześnie zdumienie i podziw.
– Nie – odparł Luke. – Obawiam się że poprostu zniknął.
– Chodźcie. – Ostry, niemal rozkazujący głos Starkillera przerwał tą wymianę zdań. – Nie mamy
czasu. –
Wskazał nieznacznie Vadera, który usiłował podnieźć się na nogi po niemalże śmiertelnym ciosie swojego ucznia, jednak siły go opuściły i stracił świadomość.
– Dla czego mamy ci ufać ? zpytał Luke. – Bomu ty w końcu jesteś lojalny? –
Starkiller odpowiedział dopiero po jakimś czasie:
– Nie musicie mi ufać. Nie zależy mi na tym. Nie będę nikomu udowadniał swojej lojalności.
– No dobrze – odezwała się niechętnie Peia. – Ale jeśli jeszcze raz wpadniemy przez ciebie w kłopoty… Pożałujesz tego.
– Dasz radę z – zwrócił się Starkiller do Lukea.
– Tak, dam radę – odparł Luke, wciąż patrząc na Shayley.
– Nic jej nie będzie – uspokoił go Starkiller. – A teraz biegiem. –
Cała trójka pobiegła przez pokład gwiezdnego niszczyciela. Starkiller znał tajne przejźcia i korytarze, dzięki którym wyprowadził ich o wiele szybciej.
W połowie drogi Shayley ocknęła się. Spojrzała na Starkillera z niedowierzaniem, potem omiotła wzrokiem Leię i Lukea, poczym zpytała cicho:
– Jesteśmy bezpieczni, tak?
– Tak – odpowiedziała Leia. – Już po wszystkim, chyba.
– Za łatwo poszło – odezwała się Shayley ponuro.
Luke nic nie mówił, poglążony we własnych myślach.
– Musimy znaleźć bezpieczne miejsce, gdzie będziemy mogli zebrać siły i przy okazji uzupełnić zapasy – odezwał się, gdy po jakimś czasie wydostałi się ze statku.
– Hej – zawołała nagle rozczulona Shayley. W ich stronę pędził, tocząc się na swoich trzech góóbych nodach R2
Zatrzymał się przed nimi i wydał radosny, powitalny pisk.
– R2 – zawołała Shayley, gńy starkiller niczym milczący przewodnik postawił ją na ziemi. – Jak to dobrze cię widzieć mały.
– Lepiej z tąd znikajmy – odezwał się Starkiller ponuro.
– my. – Leia wytrzeszczyła oczy. – Powiedziałeś my
– Polecę z wami – odparł. – Przyda wam się ktoś kto zna ciemną stronę mocy. Macie pewność kogo jeszcze spotkacie?
– No nie – przyznała Leia. – Leć z nami.
– Ale to nie oznacza że zdobyłeś nasze zaufanie – dodał Luke, a Shayley przytaknęła.
– Gdzie się zatrzymamy – zpytała Shayley Lukea, gdy jakiś czas później lecieli już wachodłowcem.
– Na Coruscand u odparł Luke bez cienia namysłu. – To nie aż tak daleko, ale jednocześnie na tyle, że Vader nie szybko nas tu znajdzie. –
Shayley wierzyła mu, lecz jednocześnie czuła, że to jeszcze nie koniec problemów, że najcięższa próba dopiero przed nimi.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 21

XXI

– Wszystko jest dobrze, wszystko jest dobrze – powtarzala ciągle Shayley, sama nie wiedzac czy mówi to bardziej do siebie czy do Leii. Wysoka, wązka cela, w ktorej obie się znajdowały napawała klaustrofobicznym lękiem. Miala wywoływać w więźniach bezradnosć. I rzeczywiście tak oddziaływała. Nawet Leia zpoglądała co chwilę ze strachem na drzwi.
Shayley ukucnęła obok niej i zkuliła się. Wciąz pamietala moment gdy je tu rpzyprowadzono, pamietała pożegnanie z Luke'em, ostatni uścisk… Jeśli jego potyczka z imperatorem miała się skonczyć tak samo jak z Vaderem… Stop! Nie moze tak myśleć. To miejse robi jej pranie mozgu.
– Shayley. – Leia poraz pierwszy zwróciła sie do padawanki po imieniu. – Pamiętaj ze Luke jest silny. Nie mozesz myslec ze się złamie. W cale mu tak nie pomagasz.
– Wiem, wyczułam jego obecnosc, on zyje. – Shayley powiedziala to niemalże w transie. – Ale… to wszystko przez to miejsce…
– Zaczekaj chwilę. – Leia odpięla od pasa malutki komunikator, którego szturmowcy nei zdolali jej odebrać, poczym uruchomiłe go.
– R2 – odezwala się wyraźnie do komunikatora, poczym zwróciła się do Shayley:
– czy on był z wami na statku?
– Tak… Zostal – odparła Shayley, patrząc zaintrygowana na Leię.
– To dobrze – odparła Leia, następnie zwrocila się w stronę komunikatora:
– R2D2, jesteś tam? –
Chwila ciszy, następnie z maleńkiego głośniczka popłynęla seria zdziwionych pisków.
– Tak, to ja – odparła Leia. – Posluchaj, nie mamy czasu. Jesteśmy na gwiezdnym niszczycielu Vadera, poziom drógi…
– Blok C36 – wpadła jej słowo Shayley. Leia przeniosła zdumiona spojrzenie z komunikatora na nią.
– Nie patrz tak na mnie – odparła padawanka niewinnie. – Ja poprostu to wiem. Dzieki mocy.
– w porządku – odparła Leia. – Drzwi są zamknięte na zamek magnetyczny i zakodowane. Poprostu je otwórz, zrozumiałeś –
Kolejny pytający pisk ze strony małego robota.
– Przestań zadawać pytania – zniecierpliwiła się Leia. – Nie, nie ma go z nami i jeśli za raz nie otworzysz tych drzwi, może już go nigdy nie być! –
Shayley nawet nie dziwiła się Lei. Wiedziała że księżniczka jest przyzwyczajona do rozkazów. Ponad to wyrzucała z siebie strach złoszcząc się na astromechanicznego androida.
– Myślisz że on… – zaczęła Shayley, lecz Leia jej przerwała:
– Nie, nie myślę! –
Drzwi nagle otworzyły się ciężko. Shayley zagryzła mocno wargi, ponieważ stał w nich Vader, cały i zdrowy, jedynie z kikutem odciętej dłoni, pamiątce po ataku wściekłości Shayley.
– Wy dwie – odezwał się zimno. – Za mną. –
Leia zdusiła cisnące się na usta wyzwisko pod adresem czarnego lorda. Z sobie tylko znanych przyczyn ujęła bez słowa Shayley pod ramię, poczym obie wyszły z celi, prowadzone przez Vadera w głąb pokładu okrętu.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyły był widok pokiereszowanego palpatinea, stojęcego na przypominającym mównicę podwyższeniu, A tuż obok niego stał Luke.
Shayley ledwo zdusiła okrzyk. Zarówno ona jak i Leia dostrzegły, że tych dwóch nie dawno stoczyło ciężką walkę o własne życie.
– Już są – zaśmiał się szaleńczo imperator, poczym zwrócił się do Lukea:
– Widzisz, młody jedi. Twoje wysiłki były daremne, a to co pokazałeś… Wręcz marne i bezużyteczne. Teraz zobaczysz na właśne oczy, jak twoja padawanka i siostra konają w męczarniach. Chyba że… –
Zawiesił głos dla wywarcia lepszego efektu.
– Chyba że dołączysz do mnie, przejdziesz na ciemną stronę. –
Następnie zwrócił się do odzianej w czerń postaci lorda Vadera:
– Zabij je, natychmiast. –
Leia dostrzegła, jak ręka Lukea nieświadomie wędruje w kierunku własnego miecza. Imperator też to zauważył.
– Właśnie tak – odezwał się tryumfalnie. – Jest tylko jedno wyjźcie. Zobacz, młody Skywalkerze. One są bezbronne, a żeby je uratować będziesz musiał sam zabić. Zdecyduj się zatem co wwybierasz.
Leia chciała krzyknąć by ostrzedz brata, jednak nie mogła wydobyć z siebie głosu. Wyczuwała jak Shayley usiłuje użyć mocy, lecz blokowała ją wola i siła palpatinea. Patrzyły obie bezradnie jak oczy Lukea wędrują od nich do imperatora, a jego ręka jakby nie mogła się zdecydować czy pochwycić za miecz czy nie.
– Chcesz go wziąć, prawda – odezwał się imperator do Lukea. – Dalej, chwyć za broń, ocal przyjaciół, kończąc tym samym swoją podróż ku ciemnej stronie. –
Luke dobył miecza poczym uruchomił go. Zielony promień gróbości kciuka zatoczył lekki łuk nad głową palpatinea.
– Nie – krzyknęły razem Shayley i Leia.
– Nie – powtórzył Luke cichym, złowrogim tonem. – Twoje sztuczki mnie nie zwiodą, palpatine. –
Skoczył nie ku Vaderowi, ale ponownie ku imperatorowi, Poruszał się tak zwinnie i szybko, że palpatine ledwo zdążył dobyć broni i odparować atak Lukea, który teraz niemal tańczył dookoła swego prześladowcy. Palpatine musiał wykazywać się niezwykłą czujnością. Nie mógł przewidzieć, kiedy i gdzie młody jedi zaatakuje.
Pośród tej zaciekłej wymiany ciosów Shayley przywołała przy użyciu mocy swój miecz, wyrywawszy przy okazji z dłoni jednego z oficerów miotacz, który rzuciła w stronę Leii. Księżniczka bez wachania pochwyciła broń. Obydwie działały ta sprawnie, jakby zaplanowały całą akcję już wcześniej.
Zaskoczenie Vadera z powodu nagłego odwrócenia ról minęło. Teraz to on musiał się bronić, podczas gdy zarówno Leia jak i Shayley nie dawały mu nawet chwili wytchnienia.
Wydawało się, że jedi wezwali teraz przeciwko swoim wrogom całą moc, nad którą znakomicie panowali. Zarówno vader jak i imperator nie mogli zdobyć nad nimi przewagi… Do czasu.
Podczas wymiani zaciekłych ciosów z Vaderem Shayley zrobiła szybki unik. Całkiem przypadkowo jednak dosięgło ją ostrze miecza imperatora, wymierzone przeciwko Lukeowi, trafiając ją w ramie. Mimowolnie krzyknęła z bólu, miecz wyśliznął się z jej ręki i potoczył się po podłodze, lecz niemal natychmiast pochwyciła go dłoń w czarnej rękawicy, dłoń lorda Vadera.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 20

XX

Luke szedł spokojnie za szturmowcami. Czuł cierpienie Shayley i Leii, lecz zamknął się na nie. Wiedział że fmusi skupić się na swoim planie, który jak miał nadzieję się powiedzie. Czuł się silny. Wiedział że od swojego ostatniego spotkania z imperatorem wiele się nauczył, że zdoła już ukryć przed nim swoje uczucia i myśli.
Otworzył się teraz na moc tak, jak jeszcze nigdy do tej pory się nie otworzył. Zespolił się z nią do tego stopnia, że wszystko co go otaczało stało się jego częścią. Jedna jego część stała się szturmowcem, który podszedł do swojego towarzysza i wymierzył mu z zaskoczenia strzał z blastera, pozostawiając w miejscu serca wypaloną dziurę. Nastepnie ruszył przed LukeEm dalej, jakby nic się nie stało. Luke był tym szturmowcem, a jednocześnie był sobą. Był każdą metalową płytą pokładu okrętu, był każdym jego elementem konstrukcyjnym, który w każdej chwili mógł teraz odmówić posłuszeństwa, a jednocześnie był LukeEm Skywalkerem, prowadzonym najprawdopodobniej na śmierć.
Był elektrokajdankami, które opadły z jego rąk uwalniając go. Wszystko to działo się dla tego, ponieważ to wszystko było mocą, która przenikała teraz młodego jedi, łącząc go z każdą żywą istotą i każdym elementem na statku. Jego świadomość rozszczepiła się teraz na wiele licznych części. Jedna z nich była nawet imperatorem. Odczuwała radość, zadowolenie, napajała się rozkoszą, jaką przynosiła myśl o zabiciu LukeA.
Luke czuł to, ponieważ imperator był częścią mocy, która otuliła LukeA niczym objęcia kochanki.
Stanął w końcu przed obliczem imperatora. Nie czuł strachu. Potrafił spojrzeć w oczy swojemu największemu wrogowi. Wiedział że cchodź imperator jeszcze o tym nie wie, Luke ma nad nim teraz ogromną przewagę.
– A więc w końcu wpadłeś w moje ręce – odezwał się słodko imperator. – Po twojej walce z Vaderem nie sądziłem że przeżyjesz. Moc cię ocaliła młody Skywalkerze, ale teraz już ta nie będzie. Bo widzisz, moc słucha również mnie.
– Jej ciemna strona – odparł spokojnie Luke. – To zło jest twoim zprzymierzeńcem. Jeśli uda ci się mnie pokonać umrę, ale z tobą stanie się wtedy to samo. Odejdziesz razem ze mną. –
Imperator zaniusł się śmiechem w którym nie dzwięczała nawet nutka wesołości.
– Czyżby. Tak się składa, że nie byłeś w stanie uratować swojej siostry. Ponownie trafi do niewoli, tak jak twoja padawanka, którą śmiesz nazywać jedi. –
Luke w tym momencie poczuł odległą obecność Shayley. Wiedział że ukryła przed nim swoje uczucia, żeby go nie rozpraszać. Wysłał jej słabiutki impuls, znak że z nim wszystko w porządku, następnie zkupił się ponownie na imperatorze, a część jego świadomości która była Shayley odsunęła się gdzieś w głąb jego umysłu.
– jesteś zbyt pewny siebie – odezwał się imperator. – Zobaczysz że cię to zgubi.
– Od naszego ostatniego spotkania wiele się nauczyłem – odparł spokojnie Luke. – Nie pozwolę ci zkrzywdzić moich przyjaciół.
– Którzy cię zawiodą – zarechotał imperator. – Nie pomogą ci, tak jak ty teraz nie pomożesz im.
– Przekonamy się kto ma rację. –
Luke ponownie sięgnął po moc, która podała mu jego własny miecz, wyrywając go z ręki trzymającego go szturmowca.
Stanął w pozycji obronnej, wciąż patrząc w oczy impeatorowi.
– Tak ci tęskno za śmiercią – zaśmiał się palpatine. – Za twoją żałosną matką dyplomatką… –
Luke poczuł jak na wspomnienie jego matki zaczyna wrzeć w nim gniew. Zacisnął mocno dłoń na rękojeści miecza, całe jego ciało zesztywniało, lecz nie pozwolił złości nad sobą zapanować.
– Dobrze – zaśmiał się imperator. – Widać nie jesteś niewzruszony.
– Niewzruszeni są tylko tacy ludzie jak ty – odparł Luke. – Bezlitośni i bez serca, przeżarci na wskroź przez ciemną stronę.
– Dość tego! – Imperator wstał ze swojego tronu i sam dobył miecza. – Będziesz mi tu prawił morały na pare chwil przed śmiercią… Ach tak, czuję w tobie lęk. –
Zahihotał drwiąco.
– Boisz się o swoją siostrę i padawankę, równie bezwartościowe jak ty… –
Luke zacisnął pręce w pięści by powstrzymać ich drżenie.
– Luke – posłyszał w myślach ten sam głos jaki słyszał kiedyś. Iiepły, miękki i łagodny. Poczuł że złość i lęk go opuszczają.
Imperator natomiast włączył miecz. Zaatakował, lecz Luke był na to przygotowany. Odparował klingę przeciwnika i odpowiedział defensywą. Imperator nie spodziewał się tak silnego kątrataku, lecz nie dał ego po sobie poznać.
Luke natomiast urzył telekinezy i poderwał w górę tron palpatineA. W tej chwili wielkość przedmiotu nie miała dla niego znaczenia. Czuł się silny i wiedział, że nie umrze bez walki.
Cięzki przedmiot przeleciał nad nim, poczym pomknął wprost w stronę imperatora, ktory odbił go jednak meiczem, roztrzaskując go na części. Luke wykurzystal jego chwilową dekoncentrację i zaatakował, zmuszając przwciwnika do zmiany kierunku.
Walka stała sie coraz barziej gwałtowna i zaciekła, wymiana ciosów coraz szybsza. Obaj nie zwracali uwagi na rany, obaj wiedzięli ze moc jest z nimi i obaj nad nią panowali, usilując wykorzystać ją rpzecowko sobie.
– Dużo się nauczyłes od naszego ostatniego spotkania – odezwal sie Imperator. – Nie powinieneś dac sie wciągnąć w półapkę. Jestes a bardzo ufny.
– Zapamiętaj jedno – odparl Luke. – Jeśli mnei pokonaszm stanę sie jeszcze potęzniejszy. –
Powiedzial to lekceważącym tonem, jakdyby śmierc byla dla neigo tylko snem. Następnei wyprowadzil fintę w kierunku przeciwnika, ktory jednak zdołal ja odbić, odpowiadając śmiertelnym ciosem, ktory tylko dzięki szybkości Luke'a nie doszedl do skutku.
– Tracisz siły starcze – odezwal sie znowu Luke jakby w transie. – Słabniesz.
– Ale moca jestem jeszcze silniejszy – odparł imperator. Jedną ręką wciaz trzymał miecz, dróją uniosl w górę i posłal w kierunku Jedi błyskawicę sithów. Luke jednak byl na to przygotowany, wiedzial ze prędzej czy później to się stanie. On rówiez użyl mocy poczym odepchnął ją od siebe. Imperator jednak nei dawał za wygraną, starając się zdekoncentrowac Luke'a, ten jednak oskonale radził sobie i w walce meiczem, oraz w obronie przez blyskawicami. Przewidywał jaki będzie następny ruchimperatora.
Płynnym skomiem blyskawicznei znalazl się za plecami przeiwnika, który ledwo zdołal uniknąc ciosu zielonego laserowego promienia, ktory z pewnością rozpłatałby stare iało na pół.
Luke oddychał cięzko z wysiłku. Po twarzy zplywal mu pot, lecz wiedzial ze musi doprowadzil tą walkę do końca. Zkupił się jeszcze bardziej, poczym nakierowal lecąca ku niemu błyskawicę mocy w kierunku imperatora. Patrzył neiwzruszony jak fala cierpienia dosięga jego przeciwwnika, jak własna broń imperatora, ta, ktora niegdyś dręczył jego obraca się przeciwko Palpatinowi. Obserwowal jak tym razem to palpatine pada na siemię pod wpływem tego ciosu, tak jak niegdys on sam. Jal keży w tym momencie niezdolny do jakiego kolwiek działania. Miecz imperatora po chwili sam śmignął do ręki mlodego Jedi, który stanął nad swoim przeciwnikiem. Tak, tym razem to palpatine poniósl porazke, lecz czy na pewno?
– Nie doceniles mnie – odezwal się spokojnie Luke. – Teraz to ty placisz cenę za brak wyobraxni. Zgobiła cię twoja pewnośc siebie. –
Błyskawice przestały już strzelać z palców imperatora, który podniosł się po chwili. Jak na starca którym był, oraz cierpienie którego dosnał zrobił to jednak dość energicznie.
– To jeszcze nei koniec – Odezwał sie Do Luke'a. – Przygotowałem do ciebie inne przedstawienie. Obejżysz je w swoim czasie. Zobaczymy, czy wtey też będziesz taki pewny swojej siły… I wiary w padawankę, w ktorej pokładasz cała swoją nadzieję, czyz nie? –
Luke odetchnął głeboko. Ukrył przed imperatorem wszystkie swoje myśli. Pozwolil by ponownie ogarnąl go spokój, otwierajac sie tym samym na przepływ mocy.
– Osobiście zaprowadzę cię do twojej celi – odezwal się imperator, wybuchając bezlitosnym smiechem. – Chodź za mna, mlody Skywalkerze. Pożałujesz tego dnia, jestem tego pewien.

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 19

XIX

– Shayley – upomniał ją nagle Luke. – Broń trzymaj w pogotowiu. Tyle razy o tym rezmawialiśmy, w każdej chwili może pojawić się jakieś zagrożenie.
– I kto to mówi. – Shayley pozwoliła sobie na taki żartobliwy docinek wobec LukeA poraz pierwszy. Jednak wyciągnęła miecz. Z czułością przypomniała sobie dawne reprymendy LukeA oraz to jak ją to wtedy drażniło.
Luke nagle zatrzymał się tak gwałtownie,że Shayaey omało na niego nie wpadła.
– Co jest – zpytała nerwowo.
– Patrzcie – zawołała cicho Leia. – Widzicie to?
– Isalamiry – szepnął Luke.
– Że co… – Shayley oejrzała się i zobaczyła klatkę, w której miotały się dziko jakieś szczuropodobne zwierzęta. Do tej pory nie traktowała opowieści LukeA o isalamirach aż tak poważnie. Widziała teraz, jak oczy jej mistrza rozszerzają się, a Leia dobywa blastera.
– Nie. – Luke chwycił siostrę za ramię. Z zimną krowiąstarał się ocenić ich położenie, które było teraz bardziej niż złe. Było fatalne.
– już mnie teraz nic nie zdziwi – ztwierdziła ponuro Shayley.
– Dla czego nie zauważyliśmy ich wcześniej – zpytał Luke.
– Bo wcześniej ich tu nie było – odpowiedziała Lei.. – Co teraz. Za chwilę odetną nas od mocy i…
– Poddajcie się – rozległ się głos jednego ze szturmowców.
– No nie – jęknęła Shayley. – Jednak może być gożej… –
Sześciu uzbrojonych szturnowców, oraz tyle samo androidów bojowych otoczyło ich ciasnym kołem. Wszyscy trzymali blastery, które były wycelowane prosto w nich.
– Dostaliśmy rozkazy – odezwał się jeden z automatonów pozbawionym emocji głosem.
– jasne, przecież sami ich sobie nie wydaliście półgłówki – pomyślała Shayley. Leia chyba myślała podobnie, ponieważ zacisnęła mocno usta.
– Wiemy jakie macie rozkazy. – Luke spokojnie wyłoczył miecz i pozwolił go sobie odebrać jednemu ze szturmowców, którzy najwidoczniej nie tego się spodziewali.
Pod przynaglającym spojrzeniem LukeA Shayley zrobiła to samo, a po chwili Leia też pozwoliła odebrać sobie broń. Wiedziała że za chwile zostaną uwięzieni na gwiezdnym niszczycielu nie wiadomo na jak długo.
– Ty. – Jeden z automatów wskazał LukeA. – Jdziesz z nami. Mamy cię doprowadzić przed oblicze imperatora.
– Nie – krzyknęła Shayley.
– Ro moim… – Leia urwała, widząc spojrzenie brata.
– nie możesz tego zrobić – krzyknęła znowu Shayley. – Nie po tym jak omało cię nie straciłam.
– To jedyne wyjźcie – odparł Luke. Obecność isalamirów już dawała im się we znaki. Nie mogli już obronić się mocą, a Luke wiedział że nie dadzą zniszczyć tych robotów, nawet jeśli pokonaliby szturmowców.Znał się na androidach na tyle by wiedzieć, że to nie są zwykłe roboty bojowe, tylko bardzo dobrze przystosowane do walki automatony, odporne na jakie kolwiek uszkodzenia.
– Shayley – odezwał się cicho. – Pamidta o mojej obietnicy. –
Shayley w tym komencie sobie przypomniała. Wiedziała że musi pozwolić LukeOwi odejźć, a sama wymyśli jakiś plan ucieczki. ^ ^ Na krutką chwilę podbiegła do niego i teraz to ona go przytuliła.
– Zobaczymy się jeszcze? – zpytała cicho.
– Z pewnością – odparł.
Shayley puściła go, czując że za chwilę się rozpłacze.
Leia też mocno uściskała brata.
– będziemy uważać na siebie – obiecała mu. – Wydostaniemy cię z tąd, zobaczysz. –
Luke tylko przytaknął w milczeniu, poczym zamarł w bezruchu. Stał spokojnie, gdy tym czasem jeden ze szturmowców zakładał mu elektrokajdanki.
Shayley przytuliła się mocno do Lei. Gdy dwoje ze szturmowców odprowadzało LukeA w głąb okrętu, obydwie zaczęły płakać.
Shayley widziała, że Leia w tej chwili przestała się kontrolować. Ona sama nie mogła nie płakać. Odzyskała LukeA po to, by po krutkiej chwili znowu go stracić. Nie uważała decyzji LukeA za słabość czy brak umiejętności. Był to podstępny plan mówiący jedno: ja się poddaję, a wy tym czasem róbcie wszystko żeby nas z tąd uwolnić. Robie to po to by was nie narażać jeszcze bardziej. Będę wam pomagał.
Nie musiał wypowiadać tych słów, ale Shayley niemal je słyszała, docierały do niej przez to co robił tak wyraznie, jakby je wykrzyczał. Ciche, subtelne przypomnienie: teraz ty masz możliwość się wykazać. Pokaż po raz kolejny że w nie mogę w ciebie nie wątpić, pokaż to wszystkim…

Categories
Padawanka jedi - nie kanoniczne

rozdział 18

XVIII

– Chodź. – Głos, który rozległ się tuż nad Shayley sprawił że podskoczyła. Jednak nie zareagowała.
– Chodź, nie mamy czasu. – Głos rozległ się ponownie. Był łagodny i miękki.
Gdy po chwili Shayley poczuła, jak obejmuje ją czyjaś drobna, ciepła ręka obejrzała się zapłakana na tego kogoś. Nie musiała długo się przyglądać by poznać kto przed nią stoi.
– Leia – szepnęła i nim księżniczka zdążyła coś odpowiedzieć, podniosła się i po chwili wypłakiwała się w jej ramię.
– Już dobrze, dobrze – uspakajała ją Leia cichym, kojącym głosem, takim jak przemawia się do osoby, której zmarł ktoś blizki. – Bardzo dobrze się zpisałaś. Luke naprawdę doskonale cię wyszkolił. Chodź, zejdźmy tam do niego. –
Objęła Shayley opiekuńczo ramieniem i zprowadziła w dół. Shayley po przez moc wyczuwała, że pod maską opanowania lei kryje się strach. Wiedziała już, że Leia ma bardzo silną osobowość, co najprawdopodobniej ocaliło jej życie.
– Jak udało ci się uciec – Zpytała po chwili. Leia wzruszyła ramionami.
– Pomógł mi jedenz sithów. Nie wiem jaki miał w tym cel, jednak uwolnił mnie i pozwolił odejźć. Zdecydowanie zbyt łatwo, nie wierzę w czystość tych intencji. –
Shayley miała odpowiedzieć, lecz w tym momencie znalazły się na dole. W nikłym blasku rzucony przez miecz świetlny uaktywniony przez Shayley dostrzegli LukeA, leżącego bez ruchu tuż przy ścianie. Oczy miał zamknięte, a twarz całkowicie pozbawioną wyrazu.
Leia delikatnie puściła Shayley, a ta nachyliła się i ostrożnie dotknęła zaschniętej już plamy krwi na jego jasnych włosach. Luke wyglądał nie dobrze.
– Żyje – odezwała się Leia.
– Co… żyje? – Shayley spojrzała na nią z niedowierzaniem.
– Jest nie przytomny, ale żyje. Jestem pewna – odparła Leia szczerze. Była tego pewna. – Sama zobacz, skup się. –
Rzeczywiście. Shayley po chwili poczuła, jak żywa obecność LukeA dociera do niej po przez moc,, oddychał natomiast bardzo regularnie, co nie wskazywało na to by bezpośrednio groziła mu teraz śmierć. Shayley miała ochotę znowu się rozpłakać, lecz tym razem ze szczęścia i ulgi. Ponownie przy użyciu mocy przywołała miecz młodego Jedi, a gdy wskoczył jej do ręki, zawiesiła go przy pasie właściciela.
– Chodź – ponagliła ją Leia. – Musimy się dostać na wasz statek. Vader na pewno zacznie niedługo nas szukać. –
Shayley westchnęła. Patrząc pytająco na Leię ponownie użyła mocy i kożystając z niej zarzuciła sobie nieprzytomnego LukeA na plecy.
Leia spojrzała na nią w milczeniu i kiwnęła z aprobatą głową.
Obie zaczęły wspinać się po schodach, które jednak w każdej chwili groziły obsunięciem. Shayley niosąca LukeA nie mogła już posługiwać się mocą, więc teraz Leia przejęła inicjatywę ochraniania ich wszystkich przed gwałtownym zjazdem w dół.
– Pospieszmy się – zawołała Leia, gdy część schodów którymi już zdążyli wejźć posypała się jakby była zrobiona z klocków. – Już nie daleko, za raz będzie po wszystkim, tylko się pospiesz! –
Shayley spieszyła się jak mogła. Nie czuła zmęczeni z powodowanego ciężarem byłego mistrza, wiedziała i czuła że moc jest z nią.
– Jeszcze tylko trochę – przekonywała nie tylko samą siebie. – Trzymaj się, Luke… –
Niesiony przez nią jedi jęknął cicho, co dla Shayley było kolejnym niepodważalnym dowodem na to, że Vader nie zdołał wydrzeć z niego życia.
W ostatniej chwili udało im się wspiąć na górę. W następnym momencie schody zmieniły się w głęboką czeluść.
– Słudzy vadera będą musięli zrobić tu kapitalny remont – odezwała się Shayley.
Leia parsknęła śmiechem.
– To nie koniec zabawy – odezwała się, poważniejąc. – Chodź.
– mistrzu, najwyższy czas żebyś się ocknął – szepnęła cicho padawanka. – Jesteś nam potrzebny. –
W tej samej chwili Luke otworzył oczy. Pierwszym co dotarło do jego świadomości był fakt, że patrzy na coś, co bardzo przypomina ciemno-brązową pajęczynę, oraz że czuje pod sobą coś żywego i że jego położenie jest aczkolwiek dziwne.
– Czysto czy nie… – Głos który usłyszał należał do Shayley. Teraz dotarło do niego, że tym na co patrzył były jej włosy, oraz że ona sama niesie go na plecach, jeszcze na pół przytomnego.
– Co mnie ominęło – zapytał cicho.
– dużo rzeczy – odparła padawanka. – powiem ci wszystko potem.
– Ale Vader…
– Nie martw się vaderem, narazie zdaj się na mnie.
– Tym razem niczego nie przegapię – odparł. – Puść mnie już, dam radę iźć. Kości mam całe, tak przynajmniej czuję. –
Shayley zatrzymała się, a wtedy Luke wezwał moc i lekko zeskoczył na ziemię. W tym samym momencie zobaczył Leię.
– Potem, potem – zawołała, gdy podbiegł do niej chcąc ją uściskać.
– Chodźmy już – ponagliła ich Shayley. Leia zahihotała, Luke też poszedł w jej ślady.
– W porządku – odezwał się. – Teraz ty jesteś bohaterką, a ja tylko mistrzem. Zdaję się na ciebie tym razem. –
Szli przez jakiś czas w milczeniu. Shayley była w stanie najgłębszego skupienia i czujności. Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do niej, jak głęboką wiarę pokłada w niej Luke, że ona nie jest już tą która pyta i się uczy, tylko prowadzi. Pragnęła wykazać się dojrzałością, tak jak przy walce z Vaderem, gdy w ostatniej dosłownie chwili opamiętała się i nie zadała śmiertelnego ciosu. Vader czy nie, morderca czy ofiara, był jednak pozbawiony możliwości jakiej kolwiek obrony. Zabijając go Shayley zaprzepaściłaby wszystko czego nauczył ją Luke.
– Shayley – posłyszała nagle jego cichy głos. Zrównał się z nią i teraz oboje szli tuż obok siebie. Leia została nieco w tyle, czujna i spokojna.
– Powiedz mi – podjął znowu Luke – co się stało po tym jak wiesz… Vader mnie zaskoczył. Pozwoliłem mu się na chwilę zdekoncentrować, popełniłem błąd, który mi jako mistrzowi nie przystoi.
– Przestań – zawołała Shayley. – To nie twoja wina. Sama zachowałabym się podobnie na twoim miejscu. Vader poprostu sprytnie to wykorzystał.
– Mniejsza z tym – odparł Luke. – Co się potem stało? Walczyłaś z nim sama, ja nie wiele ci się przydałem. –
Shayley opowiedziała mu w miarę szczegułowo co działo się potem. Przyznała się nawet do tego że popadła w furię, przekonana o śmierci LukeA, że to ona pierwsza zaatakowała Vadera, że odebrała mu rękę, tak jak on odebrał ją kiedyś LukeOwi, oraz że omało nie popełniła pierwszego w swoim życiu morderstwa i nie zeszła ze ścieszki, na którą wprowadził ją Luke.
Mówiła długo i szczerze, w głębi ducha obawiając się że poraz kolejny zawiodła LukeA. Pamiętała to bardzo dobrze, pamiętała jego smutne spojrzenie.
Gdy jednak skończyła mówić Luke zrobił coś, co ją całkowicie zaskoczyło. Zatrzymał się na moment, podszedł i na krutką chwilę przytulił ją mocno. Shayley zobaczyła jak mruga powiekami, jak bardzo jest poruszony. Sama miała łzy w oczach.
– Wiedziałem – odezwał się Luke. – Od początku w ciebie wierzyłem.
– Ale jak to, przecież ja omało nie zabiłam… – Shayley była zdezoriętowana.
– Właśnie. Wiesz czemu to dowodzi, że nie popełniłem błędu, nazywając cię jedi. Teraz jesteś nią w pełni. Przeszłaś najcięższą próbę przed jaką można nam stanąć, a której jednak nie przeszedł vader. –
Shayley przypomniała sobie zasłyszane opowieści o zamordowaniu chrabiego Dooku. Był człowiekiem do głębi złym, a mordercą okazał się wuw czas Anakin Skywalker, młody jeszcze jedi, który jeszcze nie był nim w pełni. Zplamił ręce i własny honor krwią Dooku, a potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Morderstwo małych dzieci w świątyni jedi… Anakin przeszedł na ciemną stronę.
Gdy Shayley uświadomiła sobie, że to samo mogło spotkać ją aż się wstrząsnęła.
Luke pogładził ją po włosach.
– chyba się trochę zapomnięliśmy – odezwał się ze śmiechem. – To ty jesteś bohaterką, nie ja. Powinniśmy iźć.
– Wszystko w porządku – zpytała Leia doganiając ich.
– Tak, jasne – odparli jednocześnie Shayley i luke, poczym oboje zahihotali.
Luke puścił swoją padawankę, dobył miecza, poczym cała trójka znowu ruszyła przed siebie, chcąc jak najprędzej się wydostać.

EltenLink