Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

zakonczenie

Nie wiem czy pociagnę kiedykolwiek ten wątek z nowym ruchem oporu. Dałam sobie taki jakby fundament na wszelki wypadek, ale puki co brak pomysłów przyczynił się do tego ze konczę AHsoke. I tak pisałam ją dość długo. Tak więc uważajcie to za koniec tego fanfica.

Zapadła chwilowa cisza po jego słowach.
– Hej, ale ty mi powiedz jedno – odezwał się po chwili Annie. – Jak tobie udało się przeżyć w jednym kawałku, skoro tak jak powiedziałeś statek twój i snoke'a…
– On też został w jednym kawałku -odezwałam się zamiast Kylo. – Czyli to oznacza, ze tak naprawdę ocaliła ich obu ciemna strona, tak? Jest to możliwe?
– Nie słyszałem o takim przypadku – stwierdził po chwili mistrz Fisto.
– Być może, jeśli ma się silna wolę przetrwania, takie coś jest możliwe – odezwał się rycerzyk. – Jeśli czujesz tak silną złość, ze jest ona w stanie wytworzyć wokół ciebie taką ochronną tarczę…
– Chyba tak to było – odezwał się Kylo. – Pamiętam ze nawet nie poczułem bólu, nie wtedy. Ból był tylko przez chwilę gdy Snoke wyładowywał na mnie swoja złość.
– Może w tym coś być – odezwał się nagle Annie. – Wtedy gdy mnie zaatakowałeś… To też bolało. Sama siła twojej złości bolała, a wszyscy wiemy jaką Snoke jest… Znaczy był mendą.
– Mendą. – Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.
– Czyli tak, Bena przed śmiercią ocaliła wtedy jeszcze ciemna strona tak? – Rey popatrzyła po wszystkich.
– To jest możliwe… Chyba – odparł Annie. – Czytałem kiedyś, ze pewien sith, będąc wyrzuconym w przestrzen, poraniony i przebity na wylot mieczem jednak przeżył. Został znaleziony nie przytomny, ale żył. Więc to chyba taki bonus bycia sithem. Nie można cię tak łatwo wykończyć. –
Ra i Rey znowu się roześmiałyśmy, a po chwili dołączył do nas Kylo. Mistrzowie tylko pokiwali głowami, jakby się z tym zgadzali, bo zwyczajnie nie mają innego wytłumaczenia, a to które podsunął Annie wydawało się sensowne.
Cztery lata później.
Wiele się zmieniło od tamtego czasu. Po zniszczeniu przez Kylo Snoke'a nastał w końcu pokój, który trwał do nie dawna, dopóki znowu nie doszły nas pogłoski o nowym, rodzącym się na nowo admirale, napadającym na mniejsze układy w celu zasiania paniki. Śledząc wiadomości w holonecie wiedziało się takie rzeczy. Wszyscy jedi rozpierzchli się po galaktyce, czekając na odpowiedni czas by się ujawnić. A ja zostałam wysłana na pewną misję. Nie sama.
– Będziemy chyba lądować – odezwałam się w końcu do młodego pilota siedzącego obok mnie. Zaledwie to powiedziałam, z głośnika interkomu dało się słyszeć głos:
– Tu kontrola lotów na Circarpous III. Kim jesteś niezidentyfikowana jednostko i po co przybywasz? –
Mój towarzysz spojrzał na mnie i aktywował połączenie.
– Mówi Anakin Solo, rycerz jedi. Towarzyszy mi Ahsoka Tano, która również jest rycerzem jedi. Przybywamy w pokoju by spotkać się z pewnym ukrywającym się wśród was człowiekiem, sympatykiem jedi. Nazywa się Lor San Tekka.
– Nie uważasz ze trochę za dużo im powiedziałeś? – Spytałam z powątpiewaniem.
– Jeśli chcemy żeby nam ufali, nie możemy przed nimi ukrywać jakie mamy zamiary – stwierdził, a ja przyznałam mu rację.
To nie był już ten w gorącej wodzie kąpany Annie. Spoważniał, wydoroślał i był gotów poświęcić się w walce z raczkującym złem, podobnie jak ja. O uczuciu do mnie też już zapomniał. Nie mogłabym być ani z nim ani z Kylo, który po przemianie w Bena otwarcie już okazywał swoje uczucia Rey. A ja i Annie? Byliśmy serdecznymi przyjaciółmi, kimś w rodzaju przyszywanego rodzeństwa i zarówno jemu jak i mnie to pasowało.
– Jednostko jedi – zabrzmiał po chwili głos kontrolera. – Zezwalam na lądowanie, lądowisko numer 17 b. Nie zbaczaj z wyznaczonego kursu, bo inaczej otworzymy ogien.
– Zrozumiałem – odparł spokojnie Annie, po czym skierował się w stronę wyznaczonego lądowiska, prowadząc statek pewnie lecz spokojnie, bez żadnych dzikich manewrów.
Po całej procedurze lądowania udaliśmy się w miejsce wskazane nam przez Tekkę. Był kimś w rodzaju pustelnikiem. Nie wiedzieliśmy czy może nam przekazać jakieś informacje, ale zadanie to zadanie. Mieliśmy go prosić, by w razie potrzeby udzielił nam jakiegokolwiek wsparcia.
Czekał już na nas przed swoją chatką. Wiedziałam ze jest wiekowy, ale nie przypuszczałam ze aż tak bardzo. Spojrzał na nas uważnie z pod długiej brody.
– To wy jesteście tymi jedi – odezwał się, widząc nasze miecze świetlne u pasa. – Cieszę się że widzę w końcu wśród nich młodą krew. –
Skłoniliśmy się przed staruszkiem z szacunkiem.
– Nam również miło cię poznać – odezwał się Annie, wyciągając do niego rękę.
– Masz charakter swojego ojca – stwierdził Tekka, ściskając jego dłon. – Znam zarówno jego jak i twoją matkę. Dzielni z nich ludzie. –
Rzucił mi taksujące spojrzenie, podczas gdy Annie zamrugał oczami z zaskoczenia.
– Togrutanka – stwierdził. – Ta słynna AHsoka Tano. Nie da się ciebie nie poznać. No dobrze, wejdźmy może do środka, tam porozmawiamy. –
Zaprosił nas gestem do hauki i zaproponował nawet filiżankę kawu, którą Annie przyjął z lekkim zakłopotaniem, ja natomiast żeby nie urazić gościnności staruszka zdecydowałam się na gorącą czekoladę.
– No więc. – Tekka spojrzał na nas przez stół z nad parującego kupka. – W jakiej sprawie chcieliście się ze mną spotkać?
– Chodzi o to, ze dotarły do nas pogłoski o zniszczeniu kolejnych mniejszych układów przez tajemniczego admirała – zaczęłam.
– ostatnio nawet dotarł do układu Hostian – dopowiedział Annie, utkwiwszy swoje błękitne oczy w oczach Tekki. – Śledzimy wiadomości przez holonet, ale na moje, to oni mówią tylko to co chcą mówić, żeby jeszcze bardziej nie siać paniki. Chcieliśmy zasięgnąć wiedzy u źródła.
– Mówią, ze to ty jesteś takim źródłem – wpadłam Anniemu w słowo. – Siedzisz tutaj, obserwujesz co się dzieje…
– I w dodatku potrafisz przejrzeć człowieka na wylot – dokończył Annie.
Tekka uśmiechnął się, jakby nasze wyjaśnienia raczej go bawiły.
– Chcieliśmy po prostu prosić cię o pomoc – odezwał się po chwili milczenia jeszcze Annie. – Jesteś po naszej stronie. Jeśli przyjdzie nam walczyć z tym tajemniczym ktosiem… Będziemy potrzebować każdego wsparcia, bez względu na jego umiejętności we władaniu mocą. Nas jest tylko garstka. Słyszałeś o zniknięciu mistrza Fisto? Nie odnaleziono go do tej pory. Jeśli nasi mistrzowie będą tak ginąć bez śladu, nie pozostanie nikt kto by nas poprowadził. Mimo ze jesteśmy jedi, nie jesteśmy przecież najmądrzejsi. A ludzie tak nas właśnie odbierają. Myśla ze ochronimy ich przed wszystkim co złe.
– Anakin ma rację – dodałam. – Oczywiście będziemy działać, robić wszystko co w naszej mocy, ale nie jesteśmy w stanie zapobiegać wszystkiemu. My też możemy umrzeć, a żeby nie stało się to prze wcześnie musimy czasami działać z ukrycia, kamuflować się.
– I tu właśnie zmierzamy do sedna – odezwał się znowu Annie. – Gdybyśmy mogli tu zostać, pracować razem z innymi, żyć tutaj pod przykrywka, a w razie czego po prostu pomagać w ewakuacji mieszkańców, organizowaniu zapasów i tak dalej. Ty znasz na pewno takie kryjówki.
– Potrzebujecie mojej pomocy. – Tekka zamyślił się, patrząc najpierw na Anniego, potem na mnie, następnie znowu na niego. – W walce to ja wam się nie za wiele przydam, chociaż jeśli zajdzie taka potrzeba nie będę stał bezczynnie. Nie wiem za wiele drogie dzieci. Nie mam nawet pojęcia kim jest ten tajemniczy admirał, jakiej jest rasy, jak się nazywa, czy włada mocą czy nie. Działa bardzo podstępnie. Z tego co mówicie rozumiem, że i wy także zamierzacie działać podstępnie, z ukrycia, tak jak on. –
Oboje pokiwaliśmy głowami.
– Od kont zginął Snoke wielu myślało ze to już koniec – ciągnął dalej w zamyśleniu. – I był to koniec, zaledwie na cztery lata. W galaktyce nigdy nie będzie w pełni spokojnie. Ale naszym zadaniem jest unicestwiać zło w zarodku, kiedy tylko się da.
– I my właśnie chcemy to zrobić – odezwał się Annie. – Pokonać to nowe zło zanim nie rozwinie się tak jak rozwinął swój terror Snoke. Zanim kolejni ludzie nie skończą tak jak skończył kiedyś mój brat, a nie wszyscy maja na tyle silna wolę żeby się z tego wyrwać. No więc jak, możemy na ciebie liczyć? –
Spojrzał znowu na Tekkę, a ja odniosłam wrażenie ze wstrzymał oddech. Zależało mu na tej sprawie tak samo jak mnie.
Starzec spojrzał znowu najpierw na niego, potem długo na mnie, aż w końcu wyprostował się i powiedział pewnie:
– Dobrze, pomogę wam. Jeśli będzie trzeba zapoczątkujemy nowy ruch oporu i nowy bunt przeciwko złu. –

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

37

Chcę wam tylko powiedzieć, ze wyglada na to ze zbliżam się już ku koncowi Ahsoki. NIe wiem czy ten fragment nie wyszedł bardziej bajkowo, no ale skoro napisałam to wam wrzucam.

– Co się dzieje? – Spytałam, nie odrywając oczu od przyrządów kontrolnych, chcąc jak najszybciej się z tond wynieść. – Mistrzu, wiesz co się stało?
– Nie wiem. – Na chwilę na niego zerknęłam. Stał już pewnie, najwidoczniej doszedł już do siebie. – Znalazłem go w takim stanie. Myślę ze podświadomie wysyłał w mocy impuls który nas o niego doprowadził. I który jakimś sposobem najbardziej wyczuwała tylko Rey. –
Rey załkała cicho. Po raz pierwszy widziałam ją w takim stanie. Zawsze była twarda i silna, a teraz? Odnosiłam wrażenie, że chce się z tond wydostać jeszcze szybciej i bardziej niż ja i Anakin.
– Nie wiem co stało się Kylo – ciągnął dalej rycerzyk. – Ale wygląda tak, jakby stoczył walkę albo z samym sobą, albo z czymś jeszcze gorszym… Do diaska, po prostu wynieśmy się z tond i dojdźmy do tego! –
Posłuchałam go, wyprowadzając nas z atmosfery planety, której nawet nie mięliśmy okazji dobrze się przyjrzeć.
Rey przez cały ten czas nie wstawała z podłogi, nawet gdy Anakin zasugerował przeniesienie Kylo w inne miejsce. Gdy na moment na nią spojrzałam dostrzegłam, ze trzyma go za rękę, co podziałało na mnie jak kubeł lodowatej wody. Jednocześnie ciągle słyszałam jej słowa: "odpuść go sobie". Czyli właśnie dla tego miałam go odpuścić? Czyli właśnie dla tego Rey tak odrzucała Finna? Nic już z tego nie rozumiałam.
Przez całą drogę do świątyni Kylo ani na moment nie otworzył oczu, nie poruszył się, nawet nie odezwał. W końcu gdy wróciliśmy, od razu zajęła się nim uzdrowicielka, a my poszliśmy złożyć raport radzie. Nie wiele było do opowiadania, prawdę mówiąc ani mi, ani Rey nie chciało się za wiele mówić. Wyręczył nas w większości rycerzyk, a potem kazano nam iść i zregenerować siły.
Rey jednak tak chciało się spać jak mi napić się korelianskiej brendy. Opadła na łóżko i zaczęła bezgłośnie płakać.
– Rey, o co chodzi, powiesz w końcu? – Podeszłam i usiadłam na brzegu jej łóżka.
– O co chodzi, o co chodzi! Dalej tego nie rozumiesz? – Spojrzała na mnie, lecz po chwili uspokoiła się całkowicie.
– Stało się cos strasznego. Nie wiem co, ale… On nie mógł zrobić sobie tego sam. Mistrz Skywalker mówił ze przecież ze statku nic nie zostało. Przecież nie mógł dokonać…
– Samozniszczenia? – Podsunęłam niepewnie. – A może? Może zrobił cos czego żałował i chciał…
– Przestan Ahsoko, przestan – żachnęła się. – Byłam u niego po tym gdy wyszłyśmy od rady. Uzdrowicielka powiedziała że jest w czymś w rodzaju śpiączki, spowodowanej olbrzymim bólem i… I skaleczeniem… Duszy. –
Ostatnie słowa ledwo dała radę wypowiedzieć.
– Skaleczeniem duszy? – Zamrugałam oczami. – Czyli to oznacza ze… Ze coś w nim się zmieni?
– Ahsoko, nie wiem tego-odparła bezsilnie. – Musimy czekać aż się obudzi… –
Ponownie urwała, jakby powstrzymała się przed wypowiedzeniem tego, co ja akurat pomyślałam: – albo i nie… –
Przez resztę dnia spałyśmy, albo raczej usiłowałyśmy spać, co nie było w cale takie proste. Ciągle nie dawał mi spokoju natłok myśli i uczuć. Kylo, Anakin, Kylo, Anakin i tak w kółko. Nie wiedziałam już co czuje i do kogo. To było w tym wszystkim najgorsze.
Przez następne kilka dni stan Kylo nie poprawiał się ani trochę. Ja i Rey starałyśmy zachowywać się normalnie, nawet nam się to udawało, ale wieczorami nie było to już takie proste. Rey dawała się nawet pocieszać Finnowi, a on robił co w jego mocy, chociaż zauważyłam, ze zaczął śmiertelnie bać się Kylo, chociaż tamten leżał kilka poziomów niżej od niego i był nieświadomy niczego, wiec nawet gdyby chciał nie mógłby Finnowi zrobić krzywdy. Nikt nie wiedział jak będzie się zachowywał kiedy się obudzi, ja też nie, i to chyba było w tym wszystkim najgorsze. Ta nie pewność czyje oczy popatrzą na mnie po ich otwarciu. Oczy bezlitosnego sitha mordercy, czy przestraszonego i udręczonego… Bena. Tak, to nie był Kylo, Kyle czy Ky jak go nazywałam, to był Ben. A my, nazywając go nadal Kylo podtrzymywaliśmy w nim tą jego złą cząstkę, to jego straszniejsze, silniejsze ja.
W końcu, po tygodniu od tych wydarzen Rey wpadła do naszej sypialni, blada i śmiertelnie poważna.
– AHsoko – odezwała się do mnie. – Chodź, musisz to zobaczyć. Wszyscy musicie. On chce powiedzieć co się stało.
– Co? Jaki on… Obudził się? – Nie mogłam w to uwierzyć. Ostatni tydzień był dla mnie jedną wielka niewiadomą.
– Tak. No chodź. – Rey złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
Pobiegłyśmy do centrum medycznego, w którym znajdował się mistrz Yoda, Anakin, Luke, mistrz windu oraz mistrz Fisto. Był tam jeszcze Annie, patrzący na brata tak, jakby chciał go przyłapać na kłamstwie albo uleczyć wzrokiem.
W końcu mój wzrok padł na niego. Kylo leżał z otwartymi szeroko, pustymi oczami. Był jeszcze bardziej poznaczony bliznami niż zwykle, co dowodziło jak ciężką walkę stoczył… Nie wiadomo nawet z czym.
– Cześć… – zaczęłam niepewnie, nie wiedząc jak się do niego w sumie wrócić. Spojrzał na mnie i otworzył jeszcze szerzej oczy. Chyba mnie poznał.
0 Cześć Ahsoka – odezwał się cicho, łagodnie. Miał zadziwiająco miękki głos jak na kogoś, kto właśnie wygrał walkę o własne życie, być może niszcząc przy tym wiele innych istnień.
– Jest na środkach uspokajających – wyjaśniła mi Rey szeptem. – tak na wszelki wypadek. Nikt nie wie jakby się zachowywał bez nich. –
Prawda była taka ze Rey spędzała przy nim najwięcej czasu. Była jedyną osoba po za uzdrowicielką i mistrzami, która nie bała się do niego podejść na odległość mniejszą niż wyciagnięcie ręki.
– No więc? – Zaczął cicho mistrz Windu. – Opowiesz co się stało?
– Poczekaj – szepnęła Rey, po czym podeszła do Kylo i spojrzała mu w oczy.
– Powidz – odezwała się łagodnie i to go chyba ostatecznie przekonało. Dostrzegłam Anniego, który stanął obok mnie, nadal wpatrując się z napięciem w twarz brata.
– No wiec… – Kylo uniósł się lekko by na nas wszystkich spojrzeć. Nadal mówił niezwykle łagodnie. – Wtedy w tę noc kiedy… Poszedłem do Anakina… –
Wskazał Anniego, który odruchowo zamrugał oczami.
– Chciałem się zemścić… Za wszystkich… Za was. Za Rey ze musiała być tam na Jakku… Kiedys. Za Ahsokę ze… Przez tyle czasu była sama… Za mistrza Skywalkera który… Któremu zabito Matkę… –
Teraz to Anakin odruchowo zacisnął ręce w pięści.
– Wiedziałem ze jestem w stanie to zrobić. Wymierzyć im wszystkim sprawiedliwość… Że jestem w stanie zakończyć to wszystko. Niewolnictwo, wojny, przemoc… Wszystko. –
Kylo mówił jakby w transie, jakby coś go przymuszało do tego.
– Anakin chciał mi w tym przeszkodzić – odjął znowu. – Zaatakowałem go i… Uciekłem. Doleciałem na Jakku, odnalazłem Uncara Plutta, tych wszystkich którzy mieli na łasce tych ludzi… Zabiłem ich wszystkich… Wszystkich, cała planeta… Zamieniła się w asteroidy. CI którzy nie zdążyli uciec też zginęli. Nie panowałem nad tym… –
W ciszy dało się słyszeć jak Rey załkała krótko. Kylo chciał wyciągnąć do niej rękę, ale czujne spojrzenie mistrza Windu sprawiło, że opadł z powrotem na poduszkę.
– Nie ma już Jakku, nie ma Plutta… Nie ma nikogo na tamtej planecie – ciągnął dalej Kylo. – CI którzy uciekli… Ocaleli, ale nie wiem kto. Odleciałem z tam tond, ale wtedy zjawił się… Naczelny wódz Snoke. A ja… Miałem już dość, jego też. Bo wiedziałem ze przez niego są te wszystkie wojny, miedzy innymi przez niego. On powiedział ze go zawiodłem. Że musi mnie ukarać. Że właśnie po to mnie szukał, bo widział jak ciągnie mnie do światła. Powiedział że jestem nikim. Ale ja w cale nie czułem się nikim. Czułem się silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Ale on mnie ukarał. Nie pozwoliłem na to jednak długo. Jego moc i moja były tak silne, ze… Nasze statki po prostu się rozpadły. I wtedy… Wyciągnąłem swój miecz i przebiłem go nim. Zabiłem Snoke'a. To ostatnie co pamiętam. Następną rzeczą którą pamiętam to jest jak obudziłem się tutaj. –
Zaległa głucha cisza po jego słowach. Mistrzowie byli poważni i skupieni, Annie wciąż stał obok mnie, jednak teraz usta miał szeroko otwarte, Rey już nie płakała. Patrzyła na Kylo uważnie.
– Ben? – Odezwała się w końcu, a chociaż mówiła cicho, wszyscy się wzdrygnęli. – Ty mnie do siebie przyzwałeś, wiedziałeś o tym? Mnie, Ahsoke i mistrza Skywalkera. –
Spojrzał na nią, a w jego oczach odmalowało się łagodne zdziwienie.
– Rey. – Jego głos ścichł prawie do szeptu. – Wiesz przecież ze nie chciałem cię nigdy zabić. Chciałem tylko mieć ciebie po swojej stronie.
– No i teraz tak jest – odezwała się Rey. – Jesteśmy po tej samej stronie… Prawda? Skoro zabiłeś Snoke'a, to oznacza ze wygrało w tobie dobro, prawda? –
Spojrzała z nadzieją i powagą na mistrzów.
– Każdy kto wygra walkę z ciemną stroną jest w pewien sposób odkupiony – odezwał się po chwili Luke – Wygląda na to, że Kylo… To znaczy Ben… Że tak się stało też w jego przypadku.
– Kylo Renem już nie jest on – zawyrokował Yoda. – Z naczelnym swym wodzem walkę wygrał, sprzeciwić mu się zdołał i swoją dobrą część siebie, Bena Solo ocalić dał radę. Co prawda, niewinnych ludzi wielu na jakku zabił wcześniej… Hmm właśnie tak.
– Ale ukarany nie będzie za to chyba. – Rey spojrzała na Yodę.
– Rey. – odezwał się znowu Kylo. -Podejdź tu, chcę wstać. –
Gdy do niego podeszła wyciągnął ręce, uniósł się do pozycji siedzącej, a po chwili czubki jego palców dotknęły delikatnie jej twarzy. Rey nabrała gwałtownie powietrza i odruchowo chciała się cofnąć, ale po chwili znieruchomiała. Kylo w końcu odjął ręce od jej twarzy i wstał, stając obok niej. Popatrzył na wszystkich mistrzów, na mnie, następnie na Anniego, który chyba już nie mógł wytrzymać.
– Czyli… Mój brat wrócił do żywych tak? – Spytał i podszedł prosto do Kylo. – Dasz pione? –
Wyciągnął rękę, a wtedy Kylo uniósł swoją i faktycznie przybili sobie piatkę.
– Stang, ile ty masz siły – odezwał się Annie, rozcierając sobie czerwona dłon. Kylo odpowiedział leciutkim uśmiechem, po czym zwrócił się do wszystkich, a jego słowa, wypowiedziane dźwięcznie i pewnie zabrzmiały dziwnie uroczyście:
– Nie jestem już Kylo Renem. Nigdy nie naprawię tych słych rzeczy które zrobiłem nawet teraz, ale przynajmniej pozbywając się Snoke'a mogłem to zakończyć. Już mnie nikt nie zwiedzie na ciemna stronę, bo już nie ma kto. Nauczę się wszystkiego co straciłem przez te lata. Od teraz jestem Ben Solo. –

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

36

WItajcie. Wrzucam wam dłóższy fragment, bo nie mam go jak za bardzo podzielić na pół. Pisałam to przez kilka dni i prawdę mówiąc dość opornie mi to szło, nawet to ratowanie Kylo wydaje mi się troche naciągane, no ale sami ocenicie.

– Rey, co dokładnie powiedział ci Yoda? – Spytałam parę minut później, gdy już siedziałyśmy w kabinie pasażerskiej statku pilotowanego przez rycerzyka. Rozmawiałyśmy szeptem, jakby między nas wkradła się jakaś atmosfera tajemniczości.
– Powiedział, ze między mną a Kylo jest dziwna więź – wyjaśniła. – Wiem o tym już od dawna. To… Ta wizja którą miałam zanim do was przyszłam… To nie była do końca wizja… To wyglądało tak, jakby on się przede mną pojawił. Chwycił mnie za rękę. Widziałam jak ją trzyma, ale tego nie czułam, rozumiesz co mówię?
– Chyba tak – odszepnęłam. – Rey, ale dla czego on… On chce żebyś go odnalazła tak?
– Jest w potrzasku emocjonalnym – wyjaśniła przyjaciółka. – Znowu Snoke chce go zmanipulować, ale on… Walczy z tym, chociaż już prawie się temu poddał atakując Anniego.
– Mówisz to tak, jakbyś siedziała w jego głowie. – Gdy to powiedziałam, poczułam jak przechodzi mnie dreszcz.
– Ja sama tego nie rozumiem – wyjaśniła cicho Rey. Widać było że też ją to niepokoiło. – Ale jeśli to ma go ocalić… Jestem w stanie się na to zgodzić.
– Swoją drogą, Annie strasznie się wściekł nie? – Pytam, przypominając sobie jak się z nim rozstaliśmy. Odbiegł nachmurzony, nawet się z nami nie pożegnawszy przez domiar poczucia niesprawiedliwości i odrzucenia jego pomocy przez Yodę.
– Ano… Ale zobaczysz, przejdzie mu… Mam nadzieję. – Te ostatnie słowa Rey powiedziała nieco ciszej, jakby w cale nie była pewna czy Anniemu przejdzie.
Przez jakiś czas siedziałyśmy w milczeniu, każda pogrążona w swoich myślach. W pewnym momencie zobaczyłam jak Rey przymyka oczy, tak jakby znowu starała się nawiązać kontakt z Kylo i wyczuć gdzie on jest.
– Ahsoko – odezwała się nagle, a głos miała śmiertelnie poważny. – Powinnaś odpuścić.
– Że co? – Spojrzałam na nią jak na wariatkę. Ona też otworzyła oczy, przyglądając mi się uważnie.
– Odpuść sobie go – powtórzyła, jeszcze bardziej poważnie niż do tej pory. – Kylo. On… On i ty… No sama pomyśl.
– Jejku, ty mówisz o tym? – Przez natłok myśli w ogóle zapomniałam o uczuciach żywionych do Kylo.
– Tak, o tym. – Rey założyła ręce na piersi, nadal świdrując mnie spojrzeniem. – Masz kogoś, kto chce się tobą zaopiekować. Z resztą… Sama się przekonasz, o ile już się nie przekonałaś. Myślisz że czemu Anniego tak poniosło? On nie wściekł się tylko dla tego ze Yoda nie pozwolił mu pomóc. Wściekł się, bo nie pozwolono mu lecieć z tobą by mógł cię chronić..
– Ale ja nie jestem dzieckiem, nie trzeba mnie chronić – zaprotestowałam gwałtownie.
Rey chciała mi coś odpowiedzieć, lecz nagle wzdrygnęła się i znieruchomiała, jakby poraził ją jakiś elektryczny impuls. Ja natomiast siedziałam obok niej, kompletnie ogłupiała jej słowami, nie wiedząc z kąt ona to wszystko wie.
Nagle zobaczyłam jak zrywa się i biegnie w stronę sterowni z krzykiem:
– Mistrzu Skywalker! Zejdź! Ja wiem gdzie on jest! –
Zerwałam się, wpadając po chwili jak burza do sterowni za Rey. Dostrzegłam jak Anakin zrywa się odruchowo z fotela pilota i staje obok mnie.
Rey natomiast opadła na fotel niemal bez tchu, wyciągnęła ręce w stronę konsoli sterowniczej i prawie od razu zaczęła wpisywać jakieś współrzędne, korygując kurs wyznaczony przez Anakina.
– Gdzie my lecimy? – Odważyłam się spytać w końcu.
– Na Raxus prime – odpowiedziała Rey pospiesznie.
– Co? – Mój mistrz gwałtownie machnął ręką, po czym opadł na fotel drugiego pilota obok Rey. – Na to śmietnisko? Przecież to jeszcze gorsza dziura niż Jakku. O nie, teraz naprawdę mam co do tego złe przeczucia.
– Wiem, ale musimy tam lecieć. – Z tonu głosu Rey wynikało, ze ona też tego nie rozumie i nie jest to jej jakieś widzi mi się.
– Wprowadziłam już współrzędne, nastawiłam autopilota i… Musimy czekać. – Wzięła spazmatyczny oddech. – I wypatrywać naszej kanonierki. Mistrzu Skywalker, będziesz w stanie ją poznać?
– Mnie pytasz? – Zrobił wielkie oczy. – Te kanonierki nie raz ratowały mi życie. Nie mógłbym zapomnieć ich wyglądu. –
Rey wyraźnie się uspokoiła.
– Wiecie co? – Postanowiłam wyrazić na głos swoje obawy. – To wszystko jak na razie wydaje mi się zbyt proste.
– Proszę cię, oby dalej takie było. – W głosie Rey brzmiała teraz ponura determinacja. – No chyba ze masz ochotę walczyć z Kylo, albo być światkiem jak rozpyla nas na atomy po dziesięciu układach.
– Pamiętasz nasze pościgi za grivousem? – Zagadnęłam rycerzyka. – Albo za Dooku? I do tej pory jakoś żyjemy.
– Ahsoka! – Rey i ANakin spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
– Wyobraź sobie, że Kylo to teraz Grivous i Dooku w jednym – odezwał się Anakin. – Jeśli zaatakował własnego brata, to nie cofnie się przed niczym.
– Wiem. – Spuściłam nieco z tonu. – Przepraszam. Już jestem cicho. Nic już nie mówię. –
Faktycznie byłam już cicho, pogrążona w ponurych myślach.
Wydawało mi się ze czas zwolnił. Zerkałam nerwowo na chronometr przy tablicy kontrolnej, nie mogąc uwierzyć ze ten czas jednak posuwa się do przodu, że nanosekundy zmieniają się w sekundy, które następnie zmieniają się w minuty. Jedna… Druga… Trzecia… Stang, dla czego do tej pory nic się nie dzieje? Rey bębniła nerwowo palcami w pulpit sterowniczy, a Anakin zaciskał rękę na drążku akceleratora z taka siłą, ze nawet mięśnie twarzy mu się napięły.
W końcu, nie mogąc tego dłużej znieść usiadłam z podwiniętymi nogami na podłodze, zamknęłam oczy i zaczęłam powoli i spokojnie oddychać, chcąc pogrążyć się w medytacji, która dodałaby mi sił i pewności siebie, których na razie niestety nie miałam. Bałam się, chociaż tego nie chciałam. Bałam się o Rey, o rycerzyka, o Kylo no i o siebie. Musiałam pozbyć się tego strachu, a rycerzyk zawsze powtarzał mi by w takich momentach po prostu zanurzyć się w mocy.
Zerknęłam na niego kątem oka. Nadal był podenerwowany. Nie wyglądał jakby zanurzał się w mocy. Trzymał w ręce komunikator i pisał bardzo szybko i pospiesznie jakąś wiadomość. Rey natomiast siedziała cicho. Widziałam ze ona również usiłuje się skupić, ale od czasu do czasu wzdrygała się, a gdy na nią spojrzałam zadrżała.
– Czuje się jakby przeżywała to jeszcze raz. – usłyszałam po chwili jej cichy głos. Nie mówiła ani do mnie ani do rycerzyka, mówiła to bardziej do siebie.
– Co? – Rycerzyk wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na Rey. – CO proszę?
– Nie mistrzu… Nic nie mówiłam. – Rey spojrzała na niego. Miała szeroko otwarte oczy, którymi patrzyła na nas prawie nierozumiejąco.
Zaległa głucha, pełna napięcia cisza, która trwała na tyle długo, ze zdążyłam się już do niej przyzwyczaić. W końcu, po około trzydziestu minutach jak dojrzałam na chronometrze, umieszczone na konsoli sterowniczej światełka zaczęły migać na czerwono.
– Wychodzimy z nadprzestrzeni – odezwał się Anakin. – Rey, mam ci pomóc?
– Nie, nie trzeba – odparła pełnym napięcia głosem. Wchodzimy w atmosferę raxus prime. –
Zaczęliśmy lądować, wypatrując przy okazji choćby najmniejszego śladu Kylo.
– Czujecie to? – Spytałam nagle, ponieważ zdałam sobie sprawę z tego jak mi zimno. I to nie było zwykłe zimno. To był ten rodzaj chłodu, który charakteryzował ciemną stronę.
Anakin w odpowiedzi pokiwał głową, a Rey wzdrygnęła się. Biedna chyba odczuwała to dwa razy mocniej niż my, takie przynajmniej sprawiała wrażenie.
Ponownie zaległa cisze. W końcu dostrzegłam za iluminatoram jakiś dziwny kształt.
– Widzicie to? – Spytałam. – Tak coś jest.
– Chyba raczej ktoś – poprawił mnie ANakin. – Wygląda jakby się katapultował.
– O nie – szepnęła Rey, przyspieszając i zmierzając w tamtym kierunku. – O nie… Mistrzu Skywaker, to on.
– Co? – Spytałam zaskoczona. – Wygląda jakby wisiał w powietrzu.
– U stang! – Rycerzyk chyba pojął powagę sytuacji. – Rey, katapultuję się za nim. Jeśli go nie złapię… Nie wracajcie po mnie.
– Ale… – Zaczęłam.
– Mistrzu, ja nie o to chciałam… – Rey urwała, a mnie przeszedł dreszcz gdy zobaczyłam znajoma linkę w palcach mojego mistrza, która miała go posłać albo na pewną śmierć, albo na ocalenie Kylo… O ile to w ogóle był Kylo.
– Niech moc będzie z wami – odezwał się rycerzyk. – Głowa do góry, zobaczymy się za raz. Rey, już! –
Rey zniżyła statek jeszcze bardziej, a Anakin po chwili wyleciał z niego z gracją, z rozłożonymi szeroko rękami. Byłam pewna, że kontrolował ten lot przy użyciu mocy.
– Jak on się tu z powrotem dostanie? – Spytałam Rey, która była Blada i wyraźnie przerażona.
– Podlecę pod niego – odpowiedziała, a głos ku mojej uldze miała pewny.
– Rey, komunikator! – Przypomniałam sobie w sama porę, aktywując swoje urządzenie i mając nadzieje ze ANakin też ma swój przy sobie.
Po raz kolejny zapadłą cisza. Rey krążyła niespokojnie dookoła, wypatrując choćby najmniejszego poruszenia, a ja zerkałam przez iluminator.
– Albo czujniki powariowały, albo wykryła coś po przez podczerwien – odezwała się nagle Rey. – Wynika z tego ze on albo oni są…
– Ahsoko! – Dobiegł mnie z komunikatora głos rycerzyka. A więc on żyje…
– Widzimy cię – odpowiedziałam. – Masz go?
– Mam! Pospieszcie się!
– Rey, leć tam gdzie wskazują czujniki – rozkazałam. – On tam jest, ja to po prostu wiem. –
Rey nie wahała się ani chwili. Natychmiast skierowała się w stronę źródła ciepła.
– Otwórz właz – rozkazała, a ja zerwałam się, otworzyłam właz i niemal w ostatniej chwili uchwyciłam czubki palców sztucznej ręki mojego mistrza.
– Rey, zejdź jeszcze niżej – zawołałam, a ona znowu mnie posłuchała. Sylwetka Anakina urosła mi w oczach. Gdy statek był już na odpowiedniej wysokości, poczułam jak puszcza moja rękę, a po chwili ląduje na pokładzie, trzymając jeszcze jedną postać, której nie rozpoznałam. Rey jednak krzyknęła na jej widok.
– AHsoko, dasz radę… – Urwała, wskazując mi bez słowa fotel pilota.
– Czy dam radę nas z tond zabrać? – Wpadłam jej w słowo. Pokiwała głową.
– tak, myślę że tak – Odpowiedziałam. Prawdę mówiąc nie chciałam być świadkiem tego dramatu, nie bez pośrednio.
Gdy Rey opięła pasy i wstała. Ja natychmiast zajęłam jej miejsce.
– Co ze statkiem? – Spytałam Anakina, który właśnie się podnosił.
– Rozwalony – odpowiedział. – Rozpyliło go na cząsteczki. Tylko to z niego ocalało.
– Ben – usłyszałam nagle cichy, płaczliwy głos. Gdyby nie widok Rey, pewnie bym nie poznała ze to ona. Płakała, klęcząc nad leżącą przy niej nieruchomą postacią, a ja dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, ze po raz pierwszy usłyszałam, jak nazywa Kylo po imieniu. Jak ktokolwiek nazywa go jego prawdziwym imieniem.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

35

po długiej przerwie wrzucam wam koleją część Ahsoki, skonczoną dosłownie chwilę temu. Postaram się w ciągu najbliższych dwóch tygodni urlopu pisać teraz więcej, a może nawet wreszcie juz to skonczyć, bo mam juz pewną koncepcje na zakonczenie.

– I co teraz? – Zagadnął Anakin, gdy wyszliśmy we trójkę na ciemne i puste korytarze. – Jeśli oni nie pozwolą nam szukać Kylo, to…
– Anakin, spokojnie – odezwała się cicho Rey. – Może oni naprawdę mają rację. Przecież zarówno ja jak i ty wiemy, jaką mocą on dysponuje. Może faktycznie chcieli nas uchronić. Kylo to nie Ventres.
– No tak, to nie Ventres – przyznał Anakin. – Ale nie lubię, gdy traktuje się mnie jak dziecko.
– Nikt tego chyba nie lubi – westchnęła Rey.
Ja natomiast nie odzywałam się ani słowem. Nie miałam siły nawet z nimi rozmawiać. To co się stało było dla mnie zbyt niespodziewane. Przecież jeszcze wczoraj z Kylo było wszystko w porządku. Dla czego teraz zaatakował ANakina? Dla czego powiedział mu to co powiedział? Nie umiałam tego wszystkiego pojąć.
Przez resztę nocy nie spałam zbyt dobrze. Prawdę mówiąc w ogóle nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, bijąc się z najczarniejszymi myślami. Sądząc po tym co wywnioskowałam Rey też nie spała. Też robiła dokładnie to samo co ja, a nawet być może trochę płakała. Chciałam się jakoś do niej odezwać, ale nie bardzo wiedziałam co mogłabym jej powiedzieć żeby ją pocieszyć.
Z ulgą nawet powitałam nowy dzień. Wstałyśmy z Rey prawie że jednocześnie.
Gdy jakiś czas później poszłyśmy obie na śniadanie, po gorączkowych szeptach wywnioskowałyśmy, że wszyscy albo wiedzą, albo podejrzewają kto kryje się za tym nocnym atakiem. I wszyscy mówili o jednej osobie. Kylo Ren. Teraz było wyraźnie widać tych, którzy mu nie ufali.
Wychodząc z jadalni spotkałyśmy Anakina Solo. Biedak również miał podkrążone oczy i wyglądał tak, jakby był chory.
– Hej wam – odezwał się słabo. – Wiecie już coś?
– Wiemy chyba tyle co ty, sądząc po twoim pytaniu – odpowiedziała Rey. – Może pójdziemy i się dowiemy od Yody co dalej? –
Ledwo jednak to powiedziała, gdy dostrzegłam idącego w naszą stronę rycerzyka ze śmiertelnie poważną miną.
– Mistrzu – Zagadnęłam, wychodząc mu na przeciw, podczas gdy Anakin i Rey pochylili głowy z szacunkiem. – Wiadomo już coś? Kto leci szukać Kylo?
– Ahsoko. – Rycerzyk z ciężkim westchnieniem zatrzymał się, zaciskając prawą rękę w pięść. – Polecisz ze mną. Rada tak postanowiła.
– A ja? – Oburzyła się Rey.
– Mistrz Yoda uważa, że powinnaś tu zostać i kształcić się dalej – odparł rycerzyk.
– Ale… – Rey chciała zaprotestować, lecz w tej chwili przerwał jej Anakin junior:
– A ja?
– Ty… Też masz zostać. – Rycerzyk wyrzucił wraz z tą odpowiedzią kolejne ciężkie westchnienie. – Mistrz Yoda twierdzi że to zbyt niebezpieczne.
– Acha jasne, zbyt niebezpieczne dla nas – żachnął się Anakin. – Dla AHsoki jakoś nie?
– Anakinie! – Rycerzyk podniósł nieco głos. – Ahsoka walczyła razem ze mną w wojnie. Tak tak wiem, ty też, ale… Proszę bardzo, wykłócaj się z Yodą a nie ze mną. Nie ja to postanowiłem. –
Dąsy Anakina wyraźnie go rozzłościły.
– Mistrzu – zaczęłam nie pewnie. – Ale co my mamy zrobić? Przecież my nawet nie wiemy gzie Kylo jest.
– Jeśli lata po galaktyce kanonierką wyposażoną w kompletne uzbrojenie – odezwał się Rycerzyk – w takim razie musimy wziąć ze sobą oddział klonów.
– Czyli jak za tamtych czasów? – Spytałam żartobliwie.
– O nie. – Anakin Solo był nachmurzony jak nigdy do tond. – Idę porozmawiać z mistrzem Yodą. Ja też chce lecieć. Chcę pomóc. Będziesz potrzebował drugiego pilota. –
Rycerzyk wzruszył tylko ramionami.
– To twoja decyzja co zrobisz – odpowiedział. – Gdyby to chodziło o Ahsoke, mógłbym jej zabronić. Tobie nie mogę, ponieważ nie jesteś moim padawanem. Idź, rozmawiaj czy co tam chcesz. Ja po prostu zrobię to co będzie trzeba. –
W normalnych okolicznościach cieszyłaby mnie kolejna misja u boku rycerzyka, ale w obecnej chwili chciało mi się raczej płakać. Zwłaszcza gdy widziałam jak Anakin Solo odmaszerował iście po żołniersku.
– Mistrzu Skywalker – odezwała się niepewnie Rey. – A ja co mam robić?
– Wracaj do swojego mistrza – odparł rycerzyk już łagodniej. – I nie martw się. Radzie chodzi o to, żebyś ponownie nie wpadła w łapy ani Snoke'a, ani Kylo'rena, tym bardziej gdy teraz… Jest w takim stanie w jakim jest. Nie zapominajmy że Snoke też gdzieś się czai. Ja i AHsoka już mięliśmy z nim doczynienia.
– Ja… – Zaczęła Rey, ale Rycerzyk uciszył ją gestem ręki:
– Wiem że ty też. Dla tego nikt nie chce cię na to narazić. Wracaj Rey. Wszystko będzie dobrze. Nic się Ahsoce przy mnie nie stanie, pod warunkiem że będzie się mnie słuchać. –
Rey z westchnieniem zkinęła głową, podeszła do mnie i na krótką chwilę obie się przytuliłyśmy.
– Wróćcie cali – szepnęła cicho.
– Nie martw się – odszepnęłam. O dziwo, ale przynajmniej na razie się nie bałam. Przeszłam razem z rycerzykiem przez tyle niebezpieczeństw, że wiedziałam że nic mi przy nim nie grozi. I jemu przy mnie też nie. Ocalę go przed wszystkim, choćby przed samą śmiercią.
Rey odwróciła się, spojrzała na nas po raz ostatni i odeszła, a ja przez chwilę poczułam się tak, jakbym miała już jej więcej nie zobaczyć. Ale przecież tak nie będzie. Przecież ją zobaczę, na pewno.
W następnej chwili niemal wpadł na mnie Anakin Solo. Nie był już nawet zły. Był wściekły.
– Lecieć nie możesz, zbyt niebezpieczne to jest – warknął, udając sposób wypowiedzi mistrza Yody. – Stanging kliffing nakazy! –
Po raz pierwszy słyszałam, by pozwolił sobie zakląć w obecności innego mistrza.
– Anakin. – Rycerzyk położył mu rękę na ramieniu. – Rozumiem twoje wzburzenie. Sam zareagowałbym podobnie na twoim miejscu, ale nakaz to nakaz. Nie możesz tak po prostu lecieć, bo wtedy…
– Wiesz gdzie to mam? – Anakin naprawdę nad sobą nie panował. – Myśli że nie pakowałem się już w większe poodoo. Yoda… Kliffing Yoda.
– Anakin. – Teraz to ja usiłowałam go uspokoić. – Wiem ze to ciężkie, ale wściekanie się naprawdę nic ci nie da. Jeśli Yoda kazał ci zostać, no to musisz zostać.
– Odezwała się ta która została gdy było trzeba – odciął mi się.
– Dobra, trafimy czas – uciął rycerzyk.
Nagle dostrzegłam biegnącą w naszą stronę Rey. Zbiegała po stopniach, przeskakując po dwa na raz z taką prędkością, że gdyby nie pomagała sobie mocą na pewno połamałaby nogi.
Zatrzymała się przed nami łapiąc szybko oddech, a ja dopiero po chwili uświadomiłam sobie że ona płacze.
– Ky… Kkyylo – wykrztusiła, przełykając łzy i panując nieco nad sobą. – Ja… Ja muszę lecieć z wami… Mistrzu Skywalker, muszę…
– Rey, co się stało? – Wyciągnęłam rękę i położyłam na jej ramieniu. Drżała.
– Widziałam go. – odezwała się po chwili. – Miałam wizję. Wołał mnie… Mnie, nie kogoś z was… Tylko ja jestem w stanie was do niego doprowadzić i nad nim zapanować.
– Z kąt masz pewność że to nie pułapka Snoke'a? – Spytał rozsądnie rycerzyk.
– Nie wiem… Ale Kylo… On nie da mi zrobić krzywdy. Jestem jedyną osoba która może nad nim zapanować. –
Mówiła chaotycznie, co przydawało jej słowom jeszcze większej prawdy i większego sensu. Przypomniała mi się nagle wizja którą miałam kiedyś. Wizja Kylo z Rey w objęciach. Czy rzeczywiście aż tak bardzo mu na niej zależy, ze tylko ona może wywrzeć na niego jakiś wpływ?
– Idź do mistrza Yody. – Rycerzyk położył jej rękę na ramieniu, a ja zdałam sobie sprawę z tego, ze stoję w pewnej odległości od nich. Sama nawet nie wiem kiedy się odsunęłam.
– Idź, powiedz mu o wszystkim – powtórzył Anakin, zdejmując rękę z ramienia Rey i odsuwając się od niej.
Ona tylko skinęła głową, odwróciła się i odeszła.
– Czyli i tak musimy czekać – westchnęłam.
– Mam co do tego złe przeczucia – stwierdził ponuro Anakin. – Ale musimy zaufać mocy. Ona tym wszystkim pokieruje. –
Rey nie było przez jakieś piętnaście standardowych minut. W koncu gdy do nas wróciła, na twarzy miała wymalowane zdecydowanie.
– Mistrzu Skywalker, lecę z wami – oświadczyła. – Mamy mało czasu. –

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

34

– Kto ci to zrobił? – Spytała cicho mistrzyni Damsin. Anakin uparcie nadal chciał stanać na nogi, wiec go podtrzymała.
– Gdzie są Rey i Ahsoka? – SPytał.
– Tutaj – odezwała się słabo Rey.
– Jesteśmy tutaj – dodałam równie wątle.
– Padawanie Solo – odezwał się poważnie mistrz Windu. – Kto to zrobił? –
W ciszy słowa ANakina, które padły, brzmiały niemal jak wyrok:
– Kylo. To był Kylo Ren. –
Rey scisnęła mnie mocno za ramie, natomiast ja poczułam, jak uginają się pode mną kolana.
– WY troje – odezwała się mistrzyni Damsin. – AHsoka, Rey i ty ANakinie. Chodźie z nami. Pozostali rozejść się i pod zadnym pozorem nie wychodzic ze swoich kwater do odwołania.
– Chodź. – Rey pociągnęła mnie za rękę.
Bezwiednie pozwoliłam jej się poprowadzić, czujac, zę jakaś część mnie została w miejscu gdzie stałam do nie dawna. Czułam się dziwnie pusto.
Udalismy się razem ze wszystkimi do sali obrad rdy. Był tam także Rycerzyk. Uchwyciłam przelotem jego spojrzenie. Wygladał tak, jakby chciał podejść i nas pocieszyć, ale wiedział ze mu nie wolno.
– Anakinie – odezwala sie cicho mistrzyni Secura. – Opowiedz nam teraz wszystkim co sie stało. Potem udasz się do centrum medycznego.
– Nie jestem ranny – zaprotestował ANakin.
– Twój miecz. – Rycerzyk wskazał na miecz ANakina. – On go rozwalił?
– To nie ważne, poskładam go – odparł ANakin.
– CO stało się, opowiedz – odezwał się Yoda. a ANakin wziął głęboki oddech.
– To było… – Zaczął lekko drżącym głosem. – Mozę jakaś godzine temu. Kylo, on… Przyszedł do mnie, obudził mnie. –
Urwał na chwilę, przełykajac ślinę.
– Chciał… NIe wiem co chciał, ale było w nim coś, co mi się nie spodobało. Był zły. Czułem… Jak emanował ciemna strona. –
Zadrżał lekko.
– Spokojnie. – Rycerzyk podszedł i położył mu rękę na ramieniu.
– Powiedział ze przyszedł się pozegnać. Że… Odlatuje – ciagnął dalej Anakin. – Poszedłem za nim, chciałem mu przemówić do rozsądku. Poszliśmy do hangaru ze statkami. Kylo znał… Znał kod umozliwiajacy dostęp do hangaru. Weszlismy tem, a on… Przy użyciu mocy odpalił w pełni wyposażoną kanonierkę i powiedział ze on musi odejść, zeby wymierzyc sprawiedliwosć tym, którzy na to zasłuzyli. I ze wróci… Po mnie… Po nas. –
Umilkł na chwilę.
– I co dalej? – Spytał spokojnie Mace Windu.
– Wyciangnąłem miecz, chciałem go powstrzymać – ciągnął dalej ANakin. – Zacząłem go przekonywać, ze powinien pozostać na jasnej scieżce, zeby patrzył w światło. On się roześmiał. Powiedział zę te swiatło zgasło i ze nie ma jasnosci. Że nikomu nie moze wierzyć, nawet mi, że kłamię mówiąc ze go kocham i zę chcę dla niego dobrze. Że… Wszyscy zasłużyliśmy na śmierć… Rzucił sie na mnie. Walczylismy, ale on… Użył mocy, sparalizował mnie. To bolało… Strasznie bolało. Nie mogłem nic zrobić. Chciałem kogoś zawołać, ale on powiedział ze nikt nie usłyszy żadnych moich krzyków i ze to na daremmno. Widziałem jak wsiadł do kanonierki, aktywował działka i… To tyle. W następnej chwili obudziłem się przy was. Nawet nie wiem jak się tam znalazłem.
– Kylo Ren musiał Anakina przenieśc dla nie poznaki na dół – odezwał się rycerzyk. – O rany, czyli mamy sitha na wolności?
– Nie rozumiem tego – odezwałam się cicho. – Przecież on… On był… JEst po nszej stronie.
– AHsoko, chyba sama nie wierzysz w to co mówisz – stwierdziła mistrzyni Damsin.
– Głupcami bylismy – orzekł Yoda. – Tish zawsze sithem pozostanie. Teraz wszystkie nasze sekrety Kylo Ren zna. Preciwko nam wykorzystać to może.
– Nie wierzę w to – odezwałam się ponownie.
– AHsoka! – ANakin odwrócił się do mnie. – Przecież nie zrobiłem sobie tego sam. Po co miałbym atakować sam siebie? Niech mistrzowie sprawdzą czy wszystkie statki są w hangarze.
– Pójdę tam – odezwał się rycerzyk, a minę miał śmiertelnie poważną.
– Pospiesz się – odezwał się cicho mistrz Windu.
Rycerzyk wybiegł w te pędy, lecz ledwo zniknął, do sali wpadł Luke Skywalker, biały jak kreda.
– Z hangaru zniknęła w pełni uzbrojona kakonierka – oznajmił niemal bez tchu. – Kylo Ren musiał juz dawno wylecieć poza orbitę planety i dokonać skoku. Nie wyczuwam go. Czuję tylko ciemność.
– To wszystko wina snoke'a – krzyknęłam, a Rey położyla mi rękę na ramieniu.
– Prawdą jest, zę gdyby nie chciał Kylo Ren, Snoke'a nie posłuchałby – odezwał się Yoda.
– Mistrzowie – odezwał się ANakin. – Ja mogę lecieć go szukać. Przecież on moze pozabijać niewinnych ludzi.
– Ja też chcę lecieć – zawołała Rey.
– I ja – dodałam.
– NIe! – Po raz pierwszy w oczach ANakina dostrzegłam przerarzenie.
– Dobry to pomysł nie jest – oznajmił Yoda. – Młodziki jesteście jeszcze. Potęgi ciemności i mocy Rena nie znacie.
– Mistrzu Yoda – krzyknął ANakin. – Ja ja właśnie poznałem. I wiem do czego jest zdolny. Trzeba ratować galaktykę.
– Byc moze opamięta się i wróci – odezwałam się naiwnie.
– Nie. – Głos mistrza Skywalkera był cichy i nizki. – On nie wróci. Przynajmniej narazie.
– Mistrzu Skywalker – odezwał się poważnie Mace Windu. – Ty też nie mozesz lecieć. Jesteś tu potrzebny.
– Świetnie – krzyknęłam. – Czyli mamy wszyscy bezczynnie siedzieć tak?
– Podczas, gdy mój brat lata sobie po galaktyce uzbrojonym statkiem, obmyslajac jakieś czarne plany? – Dopowiedział ANakin. – Jeśli mi nie pozwolicie, sam się wymknę. Jeśli zginę, nie będziecie mieli kogo karać za nieposłuszeństwo! –
Spojrzałam na niego. Wyczuwałam od niego teraz niezłomne postanowienie i wewnętrzną siłę.
– A ja polecę z nim – odezwała się Rey. – Nie dam mu zginąć.
– Ani ja – dodałam.
– Jeśteście trójka nastolatków – zaczął mistrz Windu. – CHcecie samemu walczyć z dorosłym, włądajacym ciemną stroną Kylo Renem?
– Moze i jesteśmy nastolatkami – zapeżyła się Rey. – ALe jesteśmy wszyscy po jasnej stronie.
– Ahsoka juz nie raz dawała sobie radę – odezwał się od drzwi głos Rycerzyka. – WIerze w nią, chociaż nie popieram do końca tego pomysłu. Wiem jednak, zę jest na tyle uparta, ze prędzej ucieknie niż odpusci, a uwierzcie, nie chcę jej karać za nieposłuszeństwo. A zrobie to, gdy wymknie się tak jak ostatnio. –
Luke i rycerzyk wymienili ponure spojrzenia, a ja wiedziałam ze są zgodni. Uważaja dokładnie tak samo.
– Premyśleć to muszę – oznajmił Yoda. – Tak. Rano pozmawiać będzie trzeba.
– A rano nie bedzie za późno? – Krzyknął ANakin? – Mistrzu Yoda, poradzilismy sobie ostatnio z Asai Ventres, ratujac przy okazji moją siostrę. Poradzimy sobie teraz. Zaufaj nam. Wszyscy nam zaufajcie. –
Zauważyłam, ze bardzo nie chętnie mówił to w liczbie mnogiej.
– Narazie odejdźcie – odezwała się cicho mistrzyni Damsin. – Naradzic się musimy w tej sprawie.
– Byle szybko – burknął Anakin. – Obysmy zdążyli przed Kylo Renem. –

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

33

Witajcie
Długo czekałam aż przyjdzie mi wena i myslałam ze narazie będzie spokuj z Ahsoką, ale dzisiaj wena na AHsokę nadeszła i wyszedł jeden długi fragment. Z góry przepraszam za to co zacznie się dziać pod koniec, ale nie chcę, zeby to było zbyt cukierkowe. To by było zbyt przewidywalne wtedy.

Po szybko zjedzonej kolacji postanowiłam poszukać Anakina Solo. Niech juz mam to z głowy. On może będzie się świetnie przy tym bawił, ale dla mnie kara to kara.
Już miałam iść go poszukać, gdy na korytarzu poczułam, jak ktoś puka mnie w ramię.
– Psst, tu jestem – usłyszałam obok siebie cichy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Anakina. Na całe szczęście, nie zmarnuje pół wieczora na szukanie go.
– A juz się bałam ze będę cie szukać – stwierdziłam.
– Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział. – To jak, idziemy? –
Spojrzałam na niego, ponieważ cos mi się nie podobało w brzmieniu jego głosu I rzeczywiście. Dostrzegłam, zę jego twarz zdradza napięcie, a oczy są szeroko otwarte.
– Co ci jest? – Spytałam, ruszajac przodem.
– Nie wiem. – Potrząsnął głową. – Mam jekieś dziwne przeczucie. Takie… Nie fajne. Aż mnie dreszcze przelatuję.
– Jesteś przewrażliwiony – odezwałam się lekko.
– Oby tak było – odpowiedział, a głos miał śmiertelnie poważny. – Bo jak narazie mam dziwne przeczucie, ze coś się stanie. Coś złego.
– Naoglądałeś się za dużo holo filmów – stwierdziłam, wciąż starając się mówic lekko i swobodnie. Ale za raz, kogo ja tak naprawdę chciałam w ten sposób uspokoić, jego czy siebie? Nie chciałąm zeby zaczął udzielać mi się jego niepokuj.
– Nie ogladam badziewi – odpowiedział. – Czy ty widziałaś te poodoo, które zrobili o tobie i mistrzu Skywalkerze, walczących podczas wnie dawnej wojny?
– Moze lepiej nie mów, jeśli twierdzisz ze to poodoo – odparłam. – No dobra, to gdzie idziemy?
– Tam gdzie jest najwiekszy syf. Acha, wzięłaś ze soba datapada?
– Anakin, ty chyba nie…
– Tak – przerwał mi. – Prseskanowałem to. Musimy teraz tam iźć i to odnieść.
– A jak znowu ktoś nas przyłapie? – Spytałam ostrożnie.
– Zawsze możemy powiedzieć, ze sprzątaliśmy w tamtych rejonach – odpowiedział z figlarnym usmiechem. – Bez ryzyka nie ma zabawy kochanie. No chodź juz.
– Nie rozumiem cię – przyznałam, gdy szliśmy korytarzami, które powoli zaczynały pustoszeć. – Jestem dla ciebie taka wredna, a ty mimo wszystko…
– Haaa, w końcu na to wpadłaś! – Klepnął mnie w ramię. – Podoba mi się gdy jesteś wredna.
– Żartujesz sobie ze mnie. – Przygryzłam wargę.
– Moze tak, moze nie – odpowiedział z zagadkowym uśmiechem. Ehh ten Anakin, nigdy go chyba nie zrozumiem.
Odbywanie kary zajęło nam ze dwie godziny. CI młodsi padawani są juz mistrzami. I to mistrzami bałąganu, mówie wam. Nawet Anakin klnął na nich na czym swiat stoi.
Gdy już w końcu mięliśmy sprzątanie za soba, na korytarzach było juz cicho. Powinniśmy teraz udać się do naszych pokoi, ale mielismy jeszcze jedna sprawę do załatwienia. Ta nieszczęsna ksiażka, która jak się okazało, spoczywałą cobie cały czas w plecaku Anakina.
– Sprawdź datapada – odezwał się, gdy mieliśmy juz udać się w zakazany korytarz. – Jeśli odniesiemy to draństwo, nie bedzie juz odwrotu. –
Posłusznie odpiełam urządzenie od pasa i sprawdziłam to, co aktualnie się na nim wyswietlało. Rzeczywiscie. Anakin właśnie przesłał mi skan książki.
– Mam. Dzieki – szepnęłam, chowajac datapada z powrotem. Anakin usmiechnął się.
– Pamietaj, to tajemnica – odszepnał. – Nie mów nikomu ze to masz, wo inaczej bedziemy mieli kłopoty. –
Nie musiał mi tego mówic. Wiedziałam o tym doskonale, a nie chciałam juz go narażac na jakiekolwiek kłopoty.
– Nie powiem – obiecałam, a on ujął mnie wtedy za rękę i poprowadził w stronę zakazanej biblioteki.
– Pamietaj o oddychaniu – Przypomniał Anakin, gdy juz byliśmy pod drzwiami. – Nie chcę zebyś się udusiła przez kuz.
– Nie martw się – uspokoiłam go. – Otwieraj. –
Podprowadził mnie do drzwi i położył na nich wolna rękę. Nic się jednak nie stało.
– Co jest? – Spytał po jeszcze dwóch nie udanych próbach.
– Moze daj spokuj – szepnęłam ze strachem. – A jeśli za raz włączy się jakiś alarm czy cos?
– Zmienili zabezpieczenia – syknął z irytacja ANakin. – Poczekaj, obejdę to. Nic do mnie teraz nie mów. –
Nabrał głęboko powietrza, a po paru sekundach wypuscił je i zamknął oczy, z lewą ręką wciąż na drzwiach. Nie miałąm pojecia co robi, ale domysliłam się, ze usiłuje siłą woli złamać zabezpieczenia i zmusic drzwi do otwarcie się. Domyslałam się również, ze nauczył sie tego z tych zakazanych ksiażek.
Przez dłóższy czas nic się nie działo. Juz miałam odciagnąć jego rękę od drzwi, gdy usłyszałam jego ciche westchnienie, a po chwili drzwi ustąpiły.
Anakin odjał od nich rękę i spojrzał na mnie. Oddychał ciężko, a po twarzy spływał mu pot. Wygladał tak, jakby właśnie fizycznie przesunął cos bardzo duzego i ciężkiego.
– Nic ci nie jest? – Spytałam z niepokojem. Nie chciałam by mi tu zemdlał.
– Przeżyję – odparł uspokajajaco, słaniajac się ze zmęczenia. Pozwoliłam by oparł się o mnie i nawet objęłam go ramieniem.
– Chodź – odezwałam się, po czym oboje weszliśmy do srodka, wstrzymujac oddech.
Gdy drzwi się za nami zamkeły, ogarnęła nas nie przenikniona ciemność i tak głęboka cisza, ze nasze oddechy wydawały sie nie wiadomo jak głosne.
– Gdzie to było? – Szepnęłam. Anakin wskazał na górna półkę.
– Nie pamietasz? – odszepnął. – No juz, dość tych czułosci, puść mnie bo muszę tam wejść.
– Czułosci – prychnęłam. – Nie chciałam po prostu, zebys mi tu padł jak wyczerpany tautaun.
– No no, ciekawa bajeczka. – Uśmiechnął się lekko. – Moze uwierzyło by ci w nia piecio letnie dziecko, ale nie ja.
– A proszę bardzo – żachnęłam się, odsuwajac się od nieo gwałtownie. Wyciagnął w bok ręce, zaskoczony gwałtowną stratą oparcia, ale na szczęście nie upadł.
– Po trzymaj – rzucił, podając mi pusty już plecak. Po raz ostatni w jego ręku mignęła mi okładka ksiazki, a po chwili zobaczyłam jak staje na palcach jednej nogi, odbijajac się od ziemi i okręcajac w powietrzu, jakby tańczył. Po chwili juz był na górze.
– Żeby tylko noc na ciebie nie spadło – ostrzegłam, stajac pod nim.
– Będziesz łapać – odpowiedział pewnie, umieszczajac książkę na chwiejacym sie ich stosie.
– Złaź – syknęłam, widząc, ze ta piękna wieża w każdej chwili grozi zwaleniem sie na nas oboje.
– Odsuń się – ostrzegł Anakin, a gdy to zrobiłam, zeskoczył z gracją na ziemię niczym piórko.
– No, załatwione – stwierdził. – Koniec przygód na dzisiaj. Oczka ci się zamykaja.
– NIe – zaprzeczyłam.
– Oczywiscie że tak – odparł. – Przecież widzę. Chodź, odprowadzę cię do siebie. –
Znowu ujął mnie za rękę. Jego dłoń była bardzo chłodna, ale mi to nie przeszkadzało. Ja też przeważnie mam chłodne ręce, to taka charakterystyczna cecha togrutan.
– Obyśmy tu nie zostali – stwierdziłam. – A co jeśli drzwi się nie otworzą?
– Otworzą się – odpowiedział Anakin. Miał cichy, zmeczony głos, ale uśmiechnął się do mnie pewnie. I rzeczywiście, gdy tylko położył rękę na drzwiach, te prawie natychmiast ustąpiły.
– Dzięki – powiedzielismy jednocześnie.
– Nie ma spawy – odparł ANakin. – Razem w to wpadlismy przecież. A teraz lepiej badźmy cicho, bo znowu dostaniemy następna karę. –
Zamilklismy i nie odzywaliśmy się do siebie, aż do momentu dotarcia na nasze pietro.
– Zobaczymy się jutro prawda? – Spytał Anakin.
– Tak… Jasne – odpowiedziałam. – Zajżyj do Kylo. Opiekuj się bratem jak należy.
– Jasne. – Jego uśmiech trochę zbladł. – Cały czas się nim opiekuję. Poradzisz juz sobie prawda? Nie chcę zeby Rey mnie zobaczyła.
– Rey na pewno śpi. Była dzisiaj jakaś zła – zauważyłam.
– Tak czy inazej… Nie chcę – odpowiedział. Zauważyłam, zę policzki robia mu się lekko czerwone. Owolniłam ręke z jego uscisku, a on podszedł do mie.
– Trzymaj się – szepnał kładac mi na chwilę dłoń na szyii, a ja poczułam, jak wraz z tym dotykiem przenika mnie jakieś miłe ciepło, jakby wlał we mnie część swojej mocy.
– Ty też – odpowiedziałam cicho. – I uważaj na siebie.
– Ha, martwisz się o mnie. – Uśmiechnął się radośnie. – TO się nie martw, bedę na siebie uważał. I na ciebie również. –
Po tych słowach przytulił mnie kna krutko, po czym puscił i oddalił się, znikajac w korytarzu prowadzącym do jego kwatery.
Ja natomiast wróciłam do siebie. Tak jak podejrzewałam Rey juz spała. Szybko i po cichu przebrałam się w pizamę i wskoczyłam do łóżka, dopiero teraz czujac jaka jestem zmeczona.
Przez chwile leżałam, starajac sie nie mysleć o niczym ani o nikim, zwalniając stopniowo oddech by sie odprężyć. Zasnełam bardzo szybko.
Nie dane mi było jednak długo pospać. Obudziły mnie jakieś krzyki, bieganie, a po chwili głos mistrza Fisto, zdający się rozbrzmiewać zewsząd:
– Padawani, wszyscy zbiórka przy głównym wejźciu. Jak najszybciej!
– Co się dzieje? – Usłyszałam obok zaspany głos Rey.
Usiadłam gwałtownie, przecierajac oczy.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziałam. – Ale lepiej się pospieszmy. –
Zamrugałam, pozbywajac się resztek snu. Rey też doszła do siebie i zerwała się na nogi, zakładając pospiesznie papucie i szlafrok. Nawet nie zadałą sobie trudu uczesać włosów, które w nieładzie opadały jej teraz na ramiona.
Obydwie po cwili zbiegłysmy na dół, gdzi juz czekali prawie wszyscy mistrzowie i padawani.
– Co się dzieje? – SPytałąm, dobiegajac do nich. Dostrzegłam rycerzyka w pełnej gotowości, z mieczem swietlnym u pasa i poczułam lekkie ukłucie strachu.
Po chwili w polu widzenia ukazał sie Mace Windu, niosąc na rękach jakaś bezwłądna postać. Z początku jej nie poznałam, po chwili jednak usłyszałam, jak Rey nabiera gwałtownie powietrza.
– Annie – szepnęła, pobladłwszy jak kreda.
Spojrzałam na osobe, niesioną przez mistrza Windu i poczułam, jak robi mi się gorąco. To był Anakin Solo.
Mistrz Windu podszedł do stojacych na przedzie Yody, mistrzyni Secury i mistrza Fisto, po czym złożył przed nimi nieruchome ciało.
Zapadła grobowa cisza. Poczułam jak Rey kładzie mi rękę na ramieniu i uswiadomiłam sobie, ze cała się trzęsę.
– Jak to się stało? – Usłyszałam w ciszy pytanie mistzyni Secury.
– Niepokojace to jest – odparł Yoda. – Nie zauważylismy czegos. Ślepi jesteśmy.
– Czy on żyje? – Spytała mistrzyni Damsin. Dostrzegłam jak pochyla się nad ANakinem.
– Żyje – odpowiedział mistrz Fisto. – Wyczuwam w nim życie, ale jest w olbrzymim bólu. Znalazłem przy nim to. –
Wyciagnęłam szyję, chcąc dostrzedz co sie dzieje. ZObaczyłam, ze mistrz fisto trzyma w ręce miecz ANakina, z którego wypadł jakiś kamień. Przypomniałam sobie, ze to ten kamień tak ostatnim razem zainteresował Ventres.
Mistrz Yoda pochylił się, kładąc małą ręke na piersi ANakina. Ten jeknął cicho i otworzył oczy, chcąc usiaść.
– Gdzie ja jestem… CO… Co się stało? – SPytał. Głos miał cichy i słaby.
– Spokojnie Anakinie – odezwał się kojąco mistrz Fisto. – Jesteś bezpieczny.
– To on. – Anakin usiadł i chciał wstać, ale mistrzyni Secura go przytrzymała. – To on zrobił… Chciałem go powstrzymać, ale on nie pozwolił. Zaatakował mnie…

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

32

Może w tym kluczowym fragmencie trochę przesadziłam, ale poniosły mnie emocje.

Po wszystkich zajęciach i po szybko zjedzonym obiedzie, w trakcie którego widziałam się z Rey i po prostu nie mogłam nie pogratulować jej treningu, wróciłam z powrotem do rycerzyka. Czułam ża zapowiada się poważnie. Od powrotu z naszgo niby spaceru bywało, ze był jakis nie obecny, zawieszał się i dekoncentrował, a ja nie wiedziałam znowu co zrobiłam.
– Jestem już – odezwałam się, zamykajac za soba drzwi sali.
– Dobrze. – Anakin Skywalker był odwrócony do mnie plecami. Gdy spojrzał w moją stronę w jego rękach mignął jakiś przedmiot.
– Chodź tu blizej – odezwał się, dajac mi znać żebym kucnęła obok niego. Gdy to zrobiłam, bez słowa podał mi to coś, co okazało się wideorejestratorem.
– Co to jest? – SPytałam zaskoczona. – Po co…
– Sama zobacz. – Anakin mówił to bezbarwnym, pozbawionym emocji głosem. – Przepraszam cię, ale ja nie mogę na to patrzeć. Nie zniósłbym chyba tego. –
Dopiero teraz w jego głosie coś drgnęło. Poczekałam aż się odwróci, po czym, wiedziona znowu tą nie zdrową ciekawością uruchomiłam urządzenie.
W małym, prostokątnym okienku ukazał się obraz dziecka. Cłopca, mogącego mieć jakieś osiem, najwyzej dziewięć lat. Uśmiechał się radośnie całą buzia, pokazując język do kamery i robiąc śmieszne minki.
– To działa – dało się słyszeć jego piskliwy, pełen radości okrzyk. – Mamo, naprawiłem to! Naprawiłem!
– Co ty znowu naprawiłeś, Annie? – Odezwał się z oddali kobiecy głos. Chłopiec jeszcze raz wykrzywił się do kamery, po czym nagranie się skończyło.
Zdałam sobie nagle sprawę z tego, ze na moim ramieniu zaciska się coś, co bardzo przypominało w uchwycie kleszcze. Gdy się odwróciłam zoriętowałam się, ze to mój mistrz, zaciskający najwidoczniej nieświadomie palce na moim ramieniu. Oczy miał zamknięte, ale musiał słyszeć…
– To ja – wyznał, otwierając oczy. – I moja matka. JEszcze gdy mieszkałem z nia na tatooine. Byliśmy niewolnikami, rozumiesz? Byłem miedzy innymi niewolnikiem hutta. Dla tego tak ich nienawidzę. Dla tego byłem nastawiony tak anty przy ratowaniu twojego śmierdzącego, glutowatego przyjaciela. I dla tego czasami nie mogę patrzeć na Rey, zwłaszcza wtedym gdy widzę w jej oczach to co przeszła. Bo ja przeszedłem to samo. I zanim umrę chciałbym uratować cały świat, zeby nigdzie juz nie było tego draństwa, jakim jest niewolnictwo. I zeby każdy miał co jeśc i pic, nie zależnie od rasy. –
Poczułam się tak, jakby nagle poraził mnie jakis elektryczny impuls. W jednej chwili chciałam tyle powiedzieć. CO ty mówisz? Jak to? Nic nie wiedziałam! Przepraszam! I tak dalej. Zamiast tego wyrwało mi się jakże pasujące do kontekrtu pytanie:
– Z kąt masz… To?
– Rejestrator? – Anakin był nachmurzony, moze nawet zły. – Kiedyś… Wtedy kiedy leciałem ratować senator AMidale… Kiedy ty poleciałaś mnie ratować… Byłem tam. Znalazłem trochę rzeczy. NIe mam pojęcia, jakim cudem to przetrwało. –
Miałam ochotę zapytać go o jego matkę, ale on jakby to wyczuł. Rzucił mi niemal piorunujace spojrzenie i wziął ode mnie rejestrator.
– Poogladasz sobie potem – stwierdził. – To tyle ile moge ci powiedzieć. ALe spełniłem obietnicę. Byłem szczery. Ale o nic więcej po prostu nie pytaj. Pewnie pomyslałąbyś ze jestem potworem, nie gorszym w cale od Kylo Rena, gdybym ci powiedział… –
Urwał. Najwidoczniej zdał sobie sprawę z tego ze traci panowanie nad głosem. Odwrócił się, nie dając mi możliwości nawet poklepania po ramieniu czy coś, a ja z przerarzeniem dostrzegłam w jego oczach coś, czego nie widziałam jeszcze nigdy, odkąd go poznałam. Łzy. Anakin Skywalker. Rycerz jedi, mój mistrz, podczas wojny generał, któremu służył cały oddział klonów, wojownik i… Ktoś jak mój starszy brat… W tej chwili był po prostu kimś, do kogo wróciły wspomnienia czegos naprawdę strasznego.
– Powinnaś się cieszyć że nie pamiętasz swoich rodziców – odezwał się po chwili. – I ze zadne z nich nie umarło ci na rękach. Nikt nie zasłużył na to co siię potem przeżywa. –
Nie. Zadawaj. Więcej. Pytań. Powtarzałam sobie to jak mantrę, ale nie musiałam. Nie chciałam juz zadawać pytań, bo wszystko rozumiałam. Matka ANakina nie żyła. Zmarła najprawdopodobniej w objęciach jego samego. Niegdyś tego beztroskiego dziecka, na które były zwrócone oczy wszystkich. Wybraniec, cudowne dziecko, żywa legenda… Czy właśnie tym kimś naprawdę był mój mistrz.
– Rycerzyku, ja… Nie chciałam – odezwałam się po chwili. Spojrzałam na niego przez chwilę i to wystarczyło.
Chwilę później płakałam, a on razem ze mną. W tym momencie, dopiero teraz w pełni go zrozumiałam. Łącząca nas więź mistrz padawan umocniła się jeszcze bardziej, gdy niepewnie poklepywałam Anakina po ramieniu, a on trzymał mnie tak, jakby się bał ze poleci w jakaś przepaść.
Trwało to nie długo, ale zrobiło swoje. Odsunęłiśmy się od siebie, a ja odniosłam wrażenie, zę jest znowu normalnie.
– Smarku – odezwał się Anakin dziarsko, mrugajac by pozbyc się resztek łez. – Jak to mówił nasz drogi kapitan Rex, koniec wysiadywania jaj. Bo nałoże na ciebie jeszcze cięższą karę i tym razem nikt, nawet ANakin solo ci nie pomoże. –
Roześmiałam się przez łzy i wstałam.
– Leć po zdalniaka – zarządził rycerzyk. Tak. Było znowu normalnie.
Tak zleciała reszta dnia. Jednak ja cały czas nie mogłam przestać myśleć o tym, co widziałam i usłyszałam od rycerzyka. Odniosło to jeen efekt. NIe myślałam o dręczących mnie sama problemach. Myślałam o nim, a przypominało mi się to zwłaszcza, gdy widziałam Rey.
Wieczorem udałyśmy się na szybko do odświerzacza, żeby zmyć z siebie trudy dzisiejszego dnia. Rey juz miała tam zniknać, gdy rozległo się pojedyncze puknięcie w drzwi i bez zaproszenia wpadł Finn.
– Czego tu? – Przywitała go Rey od progu. Finn zrobił przestraszoną i zatroskaną minę.
– Rey, co ci jest? – Spytał.
– NIe twoja sprawa – odburknęła, oddychajac głęboko. Gdy się odezwała, widać ze robiła wszystko, by byc już dla niego milsza:
– O co chodzi Finn. Czy jest to aż tak nie cierpiace zwłoki, zę wymaga to wizyty juz teraz za raz? Czy po prostu nie możesz poczekać i przyjść o bardziej cywilizowanej porze i czasie? Ja ci bardzo chętnie pomogę, tylko czy to musi byc akurat teraz?
– Ja ci tylko coś przyniosłem – odezwał się Finn, upuszczajac na rękę Rey jakiegoś cukierka.
– Ehh Finnie Finnie – westchnęła. – Dziękuję. Ale teraz już idź, proszę cię. CHcę się doprowadzić do porządku przed kolacją. Acha. Przekarz Anakinowi, zeby przekazał Kylo, zeby nie przynosił mi jedzenia tak, jakbym była na jakku. Załóżcie w ogóle fundację pomocy niedożywionej Rey, jeśli tak bardzo nie daje wam to spokoju. –
W innych okolicznościach pewnie bym się roześmiała, jednak teraz zachowanie Rey sprawiało, ze w cale nie było mi do smiechu.
– Rey, co jest grane? – Spytałam, kiedy Finn w końcu sobie poszedł.
– Weź mi go AHsoko. – Rey opadła cięzko na łóżko. – Ja tu przychodzę zmęczona, a ten mi będzie przychodził z jakimis mordoklejami. Fuj.
– Wydaje mi się, ze chodzi nie tylko o Finna – zauważyłam.
– Prosze cię, nie naciskaj. – Odziwo, do mnie Rey mówiła normalnie. Była miła i przyjazna.
– Nie czekaj na mnie – powiedziała, gdy pare minut później zwolniłam jej odświerzacz. – Idź już. Potem czeka cię sprzątanie z anakinem Solo, który już pewnie przebiera nogami. Jakbys go spotkała, to przekaż mu to samo co kazałam powiedzieć Finnowi, bo FInn pewnie o niebeskich migdałąch mysli i zapomni. A jeśli spotkaż Kylo to jemu osobiscie.
– No dobrze juz, dobrze – zgodziłam się, zostawiajac niechętnie Rey samą. Widać nie tylko ja biłam sie z myslami. U stang. Jeszcze to sprzątanie. I to z Anakinem. Po tym, gdy drugi Anakin wyjawił mi część prawdy o sobie, przez co teraz byle co mogło mnie wyprowadzić z równowagi. Miałam tylko nadzieję, ze anakin młodszy nie przegnie, i że nie bedę musiała go odprawiać w taki sam sposób, jak Rey biednego Finna.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

31

– Ahsoko, mówię do ciebie. Patrz na mnie! – Podniesiony ton Anakina Skywalkera wyrwał mnie z ponurych mysli, a moze czegoś innego? Od rana byłam nie wyspana. Przez wiekszość nocy byłam się z myślami, obserwując przy okazji biedną Rey, która miała chyba jakieś złe sny. Jednak rano o niczym mi nie powiedziała, a ja sama nie wypytywałam, bojąc się jej napadu złosci. Na zajęciach też było mi cięzko się skupić. Widziałam rano Kylo, który na krutką chwilę podszedł do Rey, wcisnął jej w ręce tależ z jedzeniem i oddalił się płochliwie. Dobrze ze byłąm wtedy przy Rey, bo mało brakowało zeby się rozpłakała.
Jeszcze w dodatku napatoczył się Finn, chcąc życzyc Rey miłego dnia. No i to sprawiło, że przygnębienie i najwidoczniej napad wspomnień przerodził się u Rey w złość. Kazała Finnowi się zabierać i dać jej spokuj, a biedak odszedł, podobnie płochliwie jak Kylo.
Nic z tego nie rozumiałam i czułam, ze zaczyna mnie to wszystko przytłaczać. Wczorajsza rozmowa z Rey, wyprawa z ANakinem, kara od Yody… O nie, spedzę dzisiaj z ANakinem cały wieczur… Chyba juz naprawdę wolę męczące treningi. Szkoda ze nie mam takiego zdalniaka jak ma Anakin. Moze poproszę go zeby mi zrobił? NIee, nie będę wykorzystywać sytuacji. Sama czymś się zajmę.
Powróciłam do rzeczywistości, spogladając w niebieskie oczy mojego mistrza, który stał nade mnę z gniewna miną.
– Przepraszam mistrzu – przyznałam ze skruchą.
– O czym mówiłem przed chwila? – Spytał ostro.
– Nakrzyczałeś na mnie, czemu cię nie…
– Jeszcze przed chwilą?
– Ee… – Zamilkłam, uswiadamiajac sobie, ze nie pamietam co mówił do mnie Anakin. A przecież to na pewno było ważne. Stang!
– Dość tego smarku. – Ton Anakina był zasadniczy. Wiedziałam że teraz dopiero wyjdzie na jaw moja nieuwaga. – Wstawaj. –
Podniosłam się z poduszki na której siedziałam. Oczami wyobraźni widziałam juz to, co musiał teraz widzieć Anakin. Siebie, drobną i zakłopotana, ze smętnie zwisajacymi głowoogonami, które opadały mi teraz na ramiona. tak. Byłam zakłopotana. Przez anakina, rpzez drugiego Anakina, rpzez Rey, przez Finna… I przez sama siebie.
– Widze zę brakuje ci trochę ruchu – zauważył rycerzyk, co sprawiło że przestawałam chyba juz być na niego taka zła. On mnie znał. Wiedział czego potrzebuję. A gdyby go tak zapytać?
– Jazda na dwór – zarządził, po czym wziął z szafki swojego datapada, po czym oboje opusciliśmy salę wykładową, w której do tej pory siedzięliśmy, wyszliśmy na chłodny i cichy korytarz swiątynii, a następnie na dwór.
Przechodząc przez dziedziniec zobaczyłam w oddali Rey, cwiczącą pod uważnym spojrzeniem swojego mistrza Luke'a. Jej niepozorna figurka balansowała teraz w powietrzu tak, jakby stała na czymś niewidzialnym, a dookoła niej latały rużnokolorowe kamyki, które najwidoczniej utrzymywała za pomocą mocy. Była tak skupiona na tym co robi, ze nawet nie zareagowała, gdy odruchowo pomachałam w jej sronę. Nie widziała mnie. W odpowiedzi jednak rękę uniósł Luke, pokazujac mi kciuk. Tak, wiedział to co ja. Rey była naprawdę zdolna. Czasami odnosiłam wrażenie, ze jest zdolniejsza ode mnie przez to ze nie jest taka niezdarna jak niekiedy ja. Ze mna nie raz bywało tak, zę zamiast pomuc, potrafiłam coś zepsuć i pogorszyc sytuację.
Odwróciłam się i powlokłam smętnie za Anakinem, który zatrzymał się nagle.
– Widzisz to drzewo? To po lewej stronie. –
Wskazał na gróbe drzewo, roznące na lewo od nas.
– Widzę – przyznałam.
– No, przynajmniej teraz mnie słuchasz – pochwalił. – A teraz dwadzieścia okrążeń biegiem wokół tego drzewka. No raz raz, przecież potrafisz. –
Drzewka. Jeśli to jest drzewko, to ja jestem wookie.
– Nie chcesz się chyba upokożyc przed Rey – dezwał się Anakin, i tym podziałał na mnie jak mięso na rancora. Puściłam się pędem biegiem wokół drzewa, nie licząc nawet po chwili juz okrążeń. Czułam, że taka przebieżka dobrze mi zrobi. Skupiajac się na wysiłku fizycznym, przestawałam myslećo tym, co zadręczało mnie od wczoraj.
– Dość! – krzyknął Anakin po upływie nie wiem nawet jak długiego czasu. – Wracaj tu do mnie! Już! –
Przybiegłam do niego pędem, wyhamowujac gwałtownie i regulujac częstotliwosc oddechu.
– No no, nie źle – przyznał mój mistrz. – A teraz chodź na spacer. Ale ostrzegam, nie bedę czekał. –
Po tych słowach puscił się niemal truchtem przez dziedziniec.
– To ma byc spacer? – Zawołałam piskliwie, a on tylko roześmiał się beztrosko. Nie miałam wyjścia, musiałam go dogonic.
Przez jakiś czas biegłam tak za nim, oriętujac się że prowadzi mnie ścieżką, którą jeszcze nigdy nie szłam. Ufałam jednak mocy i ufałam jemu. To w końcu mój mistrz prawda? Łączy nas więź uratowania życia.
Anakin po jakimś czasie zatrzymał się, a ja zoriętowałam się, ze stoimy nad czymś, co przypomina mały strumyczek. Było tu przejemnie chłodno.
– Rycerzyku… – Odezwałam się, ale za raz się zreflektowałam. – Znaczy… Mistrzu. Z kąt znasz to miejsce?
– Przychodze tu przeważnie wtedy gdy nie mogę przestać o czymś mysleć. –
W jego głosie zabrzmiało echo jakihś wspomnień. Bólu, udręki. Przeszłości której nigdy mi nie wyjawił.
– Ciebie też coś dręczy – zagadnął nagle. – Widzę to przecież. Jesteś blada, masz podkrążone oczy. NIe spałaś prawda? Nie umiesz się dzisiaj w ogóle skoncentrować, a w takim stanie ja nie mogę z tobą pracować. Smarku, co się dzieje. Badź ze mna szczera, to wtedy… Moze i ja ci cos powiem. Szczerze. –
Zaskoczył mnie tym wyznaniem. Miałam juz jednak tego wszystkiego na tyle dość, ze postanowiłam to powiedzieć komukolwiek, nawet jeśli to był mój własny mistrz.
– Mistrzu… Wiem, to moze głupio zabrzmi, ale… Kiedy tak naprawdę się kogoś kocha?
– O jakieś miłosci mówisz? – Spytał poważnie. – Jak dziecka do matki? –
Przez jego twarz przemknął jakis cień.
– Czy innej?
– NIe… Innej – Wyznałam. – Takiej gdy wiesz… Spotykasz w swoim życiu osobę, z którą chcesz dzielić to życie. No wiesz, to czego według kodeksu nie wolno.
– Przywiazanie. – Zagryzł wargi. – Pożądanie, strach przed stratą? –
Pokiwałam głową.
– Gdzie jest granica? – Spytałam bezradnie. – Kiedy przestajesz kogoś lubic, a zaczynasz kochać? –
Nie odpowiedział odrazu. Posłał przy użyciu mocy w wodę jakiś zabłąkany kamyk i oboje patrzyliśmy jak znika, pozostawiając na wodzie tylko rozchodzące się kręgi. Jak ślad po słowie, które zabolało. Albo po uczuciu… Wszystko zostawia przecież jakiś ślad w zyciu, obojętnie czy to coś dobrego czy złego. W życiu mojego mistrza, Rey, Anakina Solo, Kylo… Wydarzyło się chyba wiecej tych złych rzeczy.
– Zadałas trudne pytanie AHsoko – przyznał po chwili Anakin. – Gdzie jest granica między lubieniem a kochaniem… Dla każdego jest to kwestia indywidualna, ale moim zdaniem kochcć zaczynasz kogos wtedy, gdy przedkładasz jego dobro ponad wszystko inne. Jeśli twoje zycie przestaje się liczyć, a liczy się dla ciebie tylko życie tego kogoś. Jego dobro, szczęście i bezpieczeństwo. I kiedy wiesz, ze jesteś w stanie oddać za to dosłownie wszystko. I zrobić dosłownie wszystko. –
Czyli to właśnie czuje Anakin Solo tak? Byłby w stanie poświecić dla mnie wszystko, ze swoim życiem włącznie?
– A co z innymi których się kocha? – spytałam. – No na przykład z rodzicami? –
Spojrzał na mnie, a w jego oczach odmalował się przepastny smutek. Znowu mu o czymś przypomniałam.
– Nie jestem w stanie ci na to odpowiedzieć – Odpowiedział cicho. – Jednak co to miłości o którą pytałąś wcześniej… Nad nia się nie zastanawiasz. Ona po prostu się pojawia. Jeśli tak jest, to oznacza ze to jest to. Tym bardziej, jeśli nawet w chwilach zwątpienia wracasz myslami do tej osoby. –
Nie odpowiedziałam, czujac że wyjaśnienia Anakina jeszcze bardziej wszystko skomplikowały.
– Zakochałaś się. – Stwierdzenie, nie pytanie.
– NIe wiem… – Przyznałam niechętnie. – To wszystko jest… Dziwne. Anakin mnie kocha. ALe… Za co?
– Nie wiem, nie siedzę w jego głowie – odpowiedział ANakin. – I podejrzewam, zę on sam nawet może tego nie wiedzieć. Po prostu tak jest. Wiem do kogo cię ciągnie Ahsoko. Do Kylo Rena. ALe… Jeśli mam być szczery? To nie wyjdzie moim zdaniem. O nie jest gotowy. A ty… Może po prostu zwyczajnie mu współczujesz. Jesteś troskliwa, opiekuńcza. Zademonstrowałaś to, gdy obwijaliśmy naszego śmierdzącego glutka… –
Uśmiechnełam się krzywo. To była moja pierwsza misja u boku rycerzyka. Odbicie porwanego maleńkiego hutciontka, syna Jabby. To ja nosiłam wtedy śmierdzielka na rękach, osłaniałam go własnym ciałem, podawałam lekarstwa gdy zachorował… A rycerzyk nawet nie chciał go dotknąć z własnej woli. A ja przecież nie kochałam śmierdzielka. Opiekowałam się nim, bo był słodki, biedny, przestraszony i chory. Nic więcej. I nie obchodziło mnie, ze za jakis czas wyrośnie z niego kilku tonowy gankster, który byc moze nie zawacha się zabic mnie przy najbliższej okazji.
– Moze masz rację – stwierdziłam po chwili namysłu. – Muszę się nad tym wszystkim zastanowić… NO i czeka mnie kara od mistrza Yody.
– Ha, przyłapał was. – Anakin uśmiechnął się lekko. – Oj smarku, nie ładnie. ALe kara to kara, nie ważne że jest lekka.
– Gdyby nie ANakin, byc moze Yoda potraktowałby nas surowiej – odezwałam się.
– Yoda jest niekiedy staroświedzki – przyznał ANakin. – No dobra. Pogadamy znowu za jakis czas. Pamiętam o obietnicy. Będę z toba szczery, ale muszę się na to przygotować, bo to nie jest łatwe. A teraz chodź, Wracamy. Jeszcze nawet pół dnia nie minęło. –
Po tych słowach wróciliśmy z powrotem do świątyni, zowu biegiem, a ja poczułam się trochę lepiej, mimo tego mętliku, jaki narobiły mi wyjaśnienia i przykłądy rycerzyka.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

30

– Mistrzu Yoda, my nic złęgo nie zrobiliśmy, to nie jest w zadnym wypadku wina AHsoki. To ja ja namówiłem zeby na chwilę do mnie przyszła. – Anakin trajkotał jak startujace silniki myśliwca.
– Sami tu byliscie – stwierdził Yoda. – Strach w was wyczuwam. Nie czyste sumienia macie, hmmm?
– NIe. My tylko… Ro… Rozmawialismy – wydusiłam po chwili. – Tylko rozmawialiśmy. Przestraszyliśmy się bo mistrz tak nagle z zaskoczenia się pojawił… No wiesz mistrzu, ostrożności nigdy dość.
– Jednak godziny spoczynku zaczęły się juz – stwierdził Yoda. – A wy z tego przywileju korzystać nie raczycie. Coś innego umysły wasze zapsząta. Nie czas teraz na to.
– Mistrzu… – Zaczął ANakin, ale Yoda mu przerwał:
– Kasa spotkać was musi. Wysprzątać jutro sale do ćwiczeń każę wam, tak zeby uczniowie do zajćę na dzień następny w nich przystąpic mogli. Na zajutrz wieczorem zrobic to macie, jak już wszystkim czynnościom ważniejszym się oddacie. –
Po tych słowach odwrócił się.
– Padawanko tano, do siebie już idź – rozkazał, po czym odszedł, a ja zdałam sobie sprawę z tego, zę trzymamy się z Anakinem za ręce, gapiac się bezmyslnie w miejsce, gdzie przed chwila jeszcze był maleńki misrz.
– Co on powiedział? Mamy posprzątać syf po młodszych padawanach? – SPytał ANakin. – Sale treningowe? Jego pogrzało. –
Po jego minie widziałam jednak, ze w cale nie jest nawet rozzłoszczony tą karą.
– No dobra – odezwałam się, puszczajac jego rękę. – To kiedy się widzimy. Jutro po kolacji? Zrobimy co mamy zrobic i będzie spokuj.
– O nie AHsoko – przerwał Anakin. – Ja to zrobię. Kto wie jaki oni tam syf pozostawiali…
– Anakinie Solo – przerwałam dobitnie. – Jeśli mamy karę, mamy ja odbyć oboje. Po… Ró… Wno! –
Anakin westchnął.
– No dobra – stwierdził. – Przeskanuje do jutra tą ksiażkę i odstawimy ja gdzie trzeba. Potem ci ją prześlę.
– No dobrze – odparłam. – A narazie… Trzymaj się. I dzięki za dzisiaj… Było ekstremalnie. –
Anakin zahihotał, po czym cofnął się w głąb pokoju, posyłając mi całusa. Gdy zamknął za sobą drzwi, pusciłam się biegiem korytarzem prosto do swojego pokoju. Musiałam być cicho żeby nie obudzić Rey. Biedaczka była strasznie nerwowa i byc moze już spała. Wiec Tano cicho i żadnych. Gwałtownych. Ruchów bo zapomnisz gdzie byłaś chwilę temu.
Otworzyłam powoli drzwi, dziękujac w duchu mocy ze byłam tak ostrożna. Rey spała. Wygladała biednie. Nawet trochę smutno. To był smutek graniczący z powagą.
Przebrałam się po cichu, udałam się jeszcze do odświerzacza, a pare minut później leżałam już w łóżku, ale w cale nie umiałam zasnać, leżąc rozbudzona i przewracajac się z boku na bok. Nie mogłam odpędzić od siebie obrazu niebieskich, wesołych oczu Anakina Solo i tego jak zareagował na ksiażkę o Yushaanach. Strasznie chciałabym mieć teraz przy sobie tą książkę. Może czytajac nie myślałabym tak… Przeklęty Aakin Solo.
Skupiłam się przez chwilę na Kylo. Spał, a w jego snach królowałą uśmiechnięta Rey. Ale jak to, jak to Rey? PRzecież Rey powiedziała, że Kylo jeszcze nie wie co znaczy miłość, że nie jest na to gotowe. Jak moze kochać Rey, skoro nie jest w stanie przyjąć tego, co ja do niego czuję?
– A ty ne jesteś w staie przyjać tego, co czuje do ciebie ten biedny ANakin – odezwało się znowu moje sumienie, mówiąc szyderczym głosem Rey. – Ty też nie wiesz co to znaczy miłośc i nie pozwalasz sobie tego pokazać. Jak możesz kochać kogokolwiek, skoro nie wiesz co to tak naprawdę jest?
– Och zamknij się – odpowiedziałam rozognioną myslą, waląc pięścia w poduszkę. Juz napawdę wolę walczyć o życie niz o uczucia. W sytuacji zagrożenia życia działasz instynktownie, a teraz? To zabija mnie, Anakina, Kylo, Rey…
– Lecz Anakina zabija najbardziej. – Znowu odezwała się moja podświadomosc, czy co to tam jest. To Reyowate coś. – Powierzył ci wspomnienia ze swojego dzieciństwa, ze swojej przeszłosci, a ty nadal tego nie doceniasz? Rey miała rację, masz zlasowany mózg.
– Super, dzięki! – Przewróciłam się na drugi bok, lecz w cale mi to nie pomogło. A jeśli Anakin ma teraz to samo? Jeśli leży rozbudzony i mysli o mnie? Albo przypomina sobie coś, co nie chcący odgrzebałąm w jego wspomnieniach? Ja rzeczywiśie jestem podła. Niech on lepiej da sobie ze mna spokuj, bo nie jestem dla niego.

Categories
Z pamiętnika padawanki Tano - bardzo nie kanoniczne

29

– Ruszajmy się z tąt – odezwał się Anakin, a następnie obydwoje podnieśliśmy się z ziemi.
ANakin znowu ujął mnie za rękę, po czym podprowadził do drzwi, nie oglądajac się za siebie. Ja też juz się nie ogladałam.
Drzwi ponownie zareagowały na dotyk Anakina i wypusciły nas. Zamrugałam, pozbywając się z oczu łez i kużu. Anakin przez chwilę stał robiac to samo, dopuki nie podjechała do nas samoistnie platforma samoczyszcząca. Pare chwil później, gdy juz przez nią przeszlismy wyglądaliśmy tak, jakbyśmy nie byli przed chwilą w starej, zatęchłej i zakurzonej bibliotece.
Mogłabym nawet powiedzieć że to tylko sen. Dziwna eskapada z Anakinem w opustoszałe zakątki świątynii. Ale dowodem na prawdę była ta książka, spoczywajaca teraz pod pachą Anakina.
Cichaczem przemkneliśmy zanym tylko Anakinowi skrutem, wydostajac się juz na bezpieczne rejony.
– Idziesz do siebie? -Spytał Anakin.
– Chyba tak – przyznałam. – Rey by mnie chyba zatłukła gdyby się dowiedziała co zrobiłam.
– Rey? – Wąskie usta Anakina wygięły sie w uśmiechu. – Rey siedzi właśnie z Kylo u was. Więc… Ja bym im nie przeszkadzał i nie denerwował ich obojga.
– No to co mam robic? – Spytałam zdezorientowana.
– Chodź, przejrzymy to… O żesz. Nie nie nie nie nieee… –
W naszą stronę szła powoli jakaś postać. Zamarliśmy oboje z przerarzenia. Za raz pewnie wszystko się wyda…
– A wy co tu robicie o tej porze? – Poczułam jednocześnie ulgę i dławienie w gardle. Przed nami stał… Anakin Skywalker. a mówił tonem tak surowym, jak wtedy gdy ganił mnie za nieposłuszeństwo albo podważanie jego autorytetu.
– Eee mistrzu, bo my… Tego… – Usiłowałam jakoś wybrnać z tej sytuacji. W tej chwili nie chodziło o ratowanie tylko mie z opresji, ale przede wszystkim Anakina.
– Dobrze dobrze. – Ku swojej ulde dostrzegłam jakby cień uśmiechu na twarzy rycerzyka. – Nic nie wiem, niczego nie widziałem. Ale jak was jeszcze raz zobaczę… Z tym… –
Kciukiem sztucznej ręki wskazał ksiażkę piastowana przez ANakina. Machnął ręką i odwrócił się by odejść.
– Czterysta dwanaście – rzucił na odchodne, po czym odszedł, wyglądajac tak, jakby sam się gdzieś po kryjomu wymykał.
– CO on powiedział? – Spytał ogłupiały Anakin.
– To brzmiało jak… Numer strony – odszepnęłam. – Jest tu aż tyle stron?
– NIe wiem, chodź. – Anakin pociagnął mnie za rękę. Gdy znaleźlismy się na schodach, strach nas opuscił. Czułam się w tym momencie jak dziecko, które zrobiło jakis niewinny wybryk. Przecież nie robimy nic złego. Nie zamierzamy nikomu zaszkodzic, ani stosować się do tego co jest tam napisane. Chcemy to po prostu przeczytać.
Pare chwil póxniej znaleśliśmy się juz w pokoju Anakina. Panował tu kompletny bałagan. Biurko zawalone były skrzykną z częściami, za które na pewno Rey, będąc na jakku dostałąby solidną porcję jedzenia. W kącie stało coś, co podejrzanie migało zielonymi lampkami, jakby w trybie stand by.
– CO to jest? – SPytałam zaciekawiona, wskazujac na to coś.
– Achaa, to. – Anakin niedbale spojrzał w tamtą stronę. – Mój zdalniak.
– Zdalniak? Twój?
– No mój. Zrobiłem go do ćwiczeń. –
Odłożył ksiażkę na jedyne wolne na biurku miejsce, po czym podszedł do szafki, wyjął z niej swój miecz swietlny i podszedł do tego czegoś, co stało sobie jeszcze niewinnie w koncie.
– Droid – odewał się mocnym, jakby władczym tonem. – Aktywój tryb pierwszy, podstawowy. –
Stojące w koncie coś nagle ożyło. Rozłożyło pająkowate cztery nóżki i wsbiło się w powietrze, pikujac prosto na Anakina, który momentalnie kciukiem uaktywnił swój miecz i zawirował w piruecie, unikając o włos trafienia z jednego z odnuży wiąską laserowego pramienia. Zwolnił i znowu przyjął pozycję obronną, gdy tym czasem fruwające cos zawracało, rozpoczynajac drugą sekwencje ataku.
– Odsuń się! – krzyknął do mnie Anakin, a ja w jednej chwili znalazłam się w drugim ońcu pokoju. Zdalniak zdawał się mną nie przejmować. Widać Anakin zaprogramował mu, na jaka odległosc ma wyczuwać przeciwnika, by przypadkiem nie zaatakował obserwatora badź mistrza.
W nastepnej chwili w miejscu, w którym znajdowałam się jeszcze chwile temu pojawił się zdalniak, celujac tym razem w Anakina trzema odnużami. ANakin zawirował w powietrzu, tak ze przez chwilę widziałam tylko rozbłysk fioletowego swiatła, w następnej chwili zrobił w powietrzu fikołka i opadł niemalze na zdalniaka, odcinajac mu jedno z odnuzy. Odskoczył przed niewielką wontanna iskier, która znalazła się na poziomie jego twarzy.
Zdalniak ponownie zaatakował, zmuszajac Anakina do okręcenia się w miejscu, co chwilowo zdezoriętowało maszyne. Ten ułamek sekundy wystarczył na to, by w jej korpus wbił się czubek fioletowego ostrza. Dało się słyszeć syk, trzask, a po chwili to co zostało ze zdalniaka spadło na ziemię, a tuż przed tym, po zgrabnym salcie na ziemie opadł Anakin, dysząc ciężko i gasząc miecz.
– Fajne – odezwałam się z podziwem. – ALe przez to zniszczyłeś sobie zabawke.
– To nic takiego. – Anakin uiósł rękę, posyłajac szczątki trenera do skrzynki na biurku, po czym przez kilka chwil stał uspokajajac oddech.
Naprawię go – odezwał się po chwili, odkłądajac miecz na szafkę. – Zawsze tak robię. Wiesz… Taki trening pozwala mi… Nie mysleć. –
Odniosłąm dziwne wrażenie, ze wiedziałam, o nie myśleniu o czym pomagały mu cwiczenia. A raczej o kim. Biedny Anakin… Ale czy ja jestem w stanie odwzajemnić jego uczucie?
– Wiesz jeszcze czego mi brakuje? – SPytał melancholijnie, podchodząc do biurka i biorąc do rąk przyniesioną rpzez nas ksiażke. – Latania. Ale takiego latania na dziko. Pewnie nie wiesz co to rajd przez pas prawda?
– Anakin. – Spojrzałam na niego ze zgrozą. – Latanie przez pas asteroid… Przecież to strasznie niebezpieczne… Mogą cię rozwalic.
– WIem – przytaknął z powagą. – I to jest właśnie to. Ty też walczyłaś, znasz to uzucie nudy kiedy nic się nie dzieje. Tą bezczynnosć gdy nie ma zagrożenia… No ale dobra, koniec smencenia. Bierzmy się moze za przegladanie tej książki. Która to była strona, o której to niby mówił mistrz Skywalker?
– Eee… Czterysta dwanaście? – Nie byłam do końca pewna czy dobrze zapamietałam. – Anakin, chyba nie myslisz ze on to czytał?
– Kto go tam wie – odparł w zamysleniu Anakin, kartkujac strony. Nagle wydał głośny okrzyk i zaniósł się od smiechu.
– CO się stało? – Spytałam, pochylajac się nad ksiażką i z konieczności kucając obok niego, tak zę znależliśmy się teraz bardzo blizko siebie.
– Tu są kartki po przylepiane luzem… Zapisane odręcznie – wydusił Anakin. Rzeczywiście miał racje. W rogu wspomnianej czterysta dwónastej strony, na samym dole przyklejona była kwadratowa karteczka.
– Chcesz uwolnić się na długi czas od monotonnych zajęć w świątynii, takich jak nudnawe wykłady mistrzów na temat mocy? Zrób sobie maskę sitha, pomaluj na trzy kolory i udaj się tak na zajęcia. Najbliższe kilka dni spędzisz zażywajac głębokich medytacji i świętego spokoju – przeczytaliśmy razem i zaczęłiśmy się śmiać. Z konieczności objęłam ANakina i wtuliłam twarz w jego ramię, by stłumić pisk śmiechu, a drań to wykorzystał. Objął mnie wolnym ramieniem a drugą ręką kartkował ksiażkę.
– O tu masz następne – odezwał się i zaczął czytać: – Trójkolorowy miecz. Podkreśli twoją niestabilnośc emocjonalność… A nieee, to nie. –
Przekartkował kolejne kilka kartek.
– Chcesz pokazać swojej ukochanej, zę umierz robic to na jedi? Wyjmij swój miecz i powiedz jej, ze ma dwanaście centymetró, poczym zrób co trzeba. – Zapowietrzył się aż ze śmiechu, ale wciąz mnie nie puszczał. Przekartkował jeszcze kilka stron, a po chwili po policzkach płynęły mu już łzy smiechu.
– Ej, daj mi to – sprzeciwiłam się. – I puść mnie.
– NIe – stwierdził stanowczo, opanowujac się. – Wrócmy do tego do czego powinniśmy. Argumenty za i przeciw, dla czego zdecydowałem się złużyc ciemnej stronie. –
Momentalnie zrobiło się poważnie i jakby mrocznie.
– Anakin – szepnęłam nagle.
– TO znowu Fisto? – Spytał szeptem.
– NIe, to mistrzyni Damsin – odszepnęłam.
– Idź. – Anakin przytulił mnie po raz ostatni, pocałował szybko, po czym niemal mnie od siebie odepchnął. – Idź zanim cię przyłapie. Gdzie jest?
– Na trzecim piętrze – odszepnęłam.
– To masz jeszcze czas. Kylo też już wraca – odszepnął Anakin. – No leć kochanie, nie chcę zebyś miałą kłopoty. Ja szybko schowam to. –
Porwał ksiazkę i skoczył na ruwne nogi, chowajac ją szybko gdzieś pod mategacem. Gdy wrzucił tam ksiażkę coś metalicznie zadzwoniło.
– TY masz tu złomowisko – zauważyłam.
– Moze i mam – odszepnął Anakin. Był wyraźnie zdenerwowany. – No chodź! –
Chwycił mnie za rękę, podbiegł do drzwi, otworzył je szarpnięciem…
– Hmmm. –
Stanęłiśmy oboje jak wryci. U stank. Zaaferowani obecnością mistrzyni Damsin nie wyczuliśmy mistrza Jody, który stał, nie można powiedzieć że nad nami, ale przerarzenie zrobiło z nas chyba mniejszych od niego.

EltenLink