XXX
Imperator palpatine wydostał swoją duszę z komputera nawigacyjnego gwiezdnego niszczyciela, poczym zzadowoleniem i głęboką satysfakcją przyjął ponownie cielesną postać. Jeśli ten naiwny jedi myślał że dał radę go unicestwić, to bardzo się mylił.
Starzec usiadł na swoim tronie i złączył razem końcówki palców. Teraz już widział że Skywalker jest potężny, bardzo potężny, w dodatku ma silną wolę, którą nie tak łatwo będzie można złamać. Chyba że podejmie się kolejnej próby zagrania na uczuciach młodego jedi.
– nie będzie już takiej potrzeby – pomyślał. – Mój uczeń się z nim rozprawi. Skywalker jest potężny, ale nie tak jak ciemna strona mocy. Sam szkoliłem dark huntera. Nawet Vader nie ma o tym pojęcia. Nie jest moim jedynym uczniem. A ci słabi i naiwni jeedi trzymają się kodeksu i to ich właśnie gubi. Skywalker nie da ady obronić ani siębie, ani swojej padawanki, która w krutce stanie się moja. –
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, wyglądający prawie na szczęśliwy. W krótce będzie miał nową uczennicę. Młodą i silną. Dark hunter nie wiele już go obchodził. Zaleało mu tylko na tym, aby tamten dopadł Skywalkera i odebrał mu dziewczynę. Czekał z niecierpliwością na chwilę, w której dark hunter zamelduje mu powodzenie misji. Niemal już słyszał jego słowa: dziewczyna jest pojmana, cała i zdrowa, a Skywalker nie@żyje.
XXXI
Był już późny wieczur, gdy Luke wyprowadził swój frachtowiec z pola asteroid. Nie wyczuwając żadnego zagrożenia przełączył tryb na auto pilotowanie, poczym wyszedł ze sterowni.
– Już po wszystkim – zawołał. – Jesteśmy bezpieczni, przynajmniej narazie.
– Co to za układ? – Pojawiła się przed nim postać Starkillera, którego cień na moment przesłonił Luke'a.
– Popatrz. – Luke wskazał przez iluminator. – Kiedyś musiało tu być miasto, całkiem rozwinięte jak sądzę, ale coś je zniszczyło. Nie ma tu ani jednej formy życia, z wyjątkiem paru gatunków robaków. Ktoś zniszczył ten układ i teraz pozostał on najwyraźniej bezimienną dziurą, zapomnianą przez wszystkich.
– Imperium. – Przez twarz Starkillera przemknął lekki cień. Przez chwilę wyglądał nawet groźnie. Znacznie wyższy od Luke'a stał na przeciw jedi, patrząc w czarną pustkę, która była tak samo mroczna jak jego oczy, oraz, jak Luke wyczuwał, jego dusza. Nie bał się starkillera, mimo że sam wyglądał p nim niepozornie. Wiedział jednak, że gdyby starkiller chciał ich zkrzywdzić, zprzymierzeńcem Luke'a jest moc, a nie siła fizyczna.
– Z tą małą jest trochę źle – odezwał się Starkiller cichym,nizkim głosem, odrywając wzrok od iluminatora. Luke zrozumiał, że mówi o Ariannie.
– Za raz do niej pójdę – odpowiedział Luke. Wspomniał pożegdanie z matką Arianny, to jak zapłakana dziewczynka obiecała, że gdy będzie już potężną jedi wróci po nią i zabierze ją na swoją planetę, jak Luke złożył pani Callisto uroczystą obietnice, że będzie strzegł Arianny.
– To wszystko jest przykre – pomyślał. – Dzieci, rozdzielane i zabierane, zmierzające na spotkanie z własnym przeznaczeniem. Niektóre wyruszają, bo nic ich już nie trzyma, żaddne więzi, obowiązki… Tak jak mnie na Tatooine. Ale niektórzy mają rodziców… Albo mięli, obserwowali ich śmierć, byli porywani i szkoleni na ciemnych jedi. Tak jak człowiek, który stoi na przeciw mnie. Silny i zdeterminowany, kierujący się gniewem i nienawiścią. Dziecko jedi, zabrane od ojca, którego śmierć pare minut wcześniej widziało na własne oczy. Przerarzone i pogodzone z faktem, że ono za chwilę też umrze…
– Ej, Skywalker. –
Luke drgnął, mrugając oczami, jakby budził się ze snu.
– Jesteś tutaj? – dobiegł go ponownie głos starkillera. – Co ci się dzieje?
– Nic – odparł jedi, zpoglądając mu w oczy. – Zamyśliłem się…
– Jasne. – Starkiller prychnął. – Odpłynąłeś. Nie było cię tutaj. To co stało przede mną było tylko ciałem, ale ciebie w nim nie było.
– Być może – mruknął Luke.
– Na moje powinieneś odpocząć – ztwierdził sucho Starkiller. – Twoja padawanka albo siostra mogą zająć się dzieciakiem.
– Nie, sam do niej pójdę- odparł cicho Luke. Gdy podniusł dłoń do oczu zauważył, że jego ręka lekko drży.
– Jak uważasz. – Starkiller spojrzał na niego z powątpiewaniem i odszedł, znikając mu z oczu.
Luke natomiast udał się na poszukiwanie Arianny. Zastał dziewczynkę, ukrywającą się w opustoszałej części statku, gdzie przechowywana była przeważnie broń. Mała trzęsła się od cichego płaczu. Luke podszedł i ostrożnie, nie chcąc jej przestraszyć ukląkł obok.
– Hej, Arianna – odezwał się łagodnie. – Dla czego siedzisz tu sama?
– mistrzu Skywalkerze – wykrztusiła przerywanym głosem. – Ja…
– Tęsknisz za mamą, prawda? – Wpadł jej w słowo Luke. Arianna tylko pokiwała głową.
– Wiem o tym. – Głos Luke'a był >ak cichy i łagodny, na jaki tylko było go stać. Wyciągnął rękę i pogładził policzek dziewczynki. – Wiem o tym, Arianna. Ale twoja mama będzie na ciebie czekała. Jest z ciebie dumna że podjęłaś tak poważną decyzję. I ty też powinnaś być.
– Naprawdę? – Zpytała cicho dziewczynka.
– Naprawdę – odparł z przekonaniem Luke. – I wiesz co? Ja też jestem z ciebie dumny i wierzę w ciebie.
– Mistrzu Skywalkerze, jak to…
– Gdybym w ciebie nie wierzył, nie wstawiłbym się za tobą przed radą. A wiesz dla czego? Wstawiłem się eż za obą, ponieważ ze mną było tak samo. Byłem co prawda o wiele starszy od ciebie, ale bardzo chciałem być jedi, robić coś dobrego, być w ogniu walki. Byłem tak przejęty, że wszystko chciałem zrobić już, teraz. Za mną też wstawiła się jedna osoba, która we mnie wierzyła. Mój były mentor, który zdążył umrzeć zanim mnie wyszkolił.
– Mistrzu Skywalkerze? – zagadnęła cicho Arianna. – Tak bym chciała żebyś to ty mnie uczył. Jesteś taki dobry dla mnie, dla wszystkich, nawet dla tego wysokiego co ma czerwony miecz. Jesteś dobry dla sitha…
– Ponieważ ten sith nie jest do końca zły – wyjaśnił spokojnie Luke. – Uratował nam życie, sprzeciwił się imperium. Robił to co robił, ponieważ tak go nauczono. Gdyby tobie powtarzano od małego że jedi są źli, też byś ich nienawidziła.
– Mój tata zawsze mówił, że jedi są mądrzy i sprawiedliwi – odezwała się dziewczynka, a nowe łzy napłynęły jej do oczu. – Ale jeszcze nigdy nie spotkałam takiego jedi jak ty. Nawet tata taki nie był, chociaż… Bardzo, bardzo go kochałam, a on umarł. Mistrzu Skywalkerze, nie chcę żebyś ty też umarł. Wszyscy których poznaję albo kocham umierają…
– Już nie – uspokoił ją Luke. – Już nikomu nic złego się nie stanie. Nie płacz, chodź tu do mnie. –
Po tych słowach objął Ariannę ramieniem, a ona przytuliła się do niego. Luke wyczuwał jej przerarzenie i ból, kojąc go jak mógł najlepiej. Czuł że dziewczynka drży, więc narzucił jej na ramiona swoją bluzę.
– Naprawdę wiem co czujesz – odezwał się cicho. – Wiem co to znaczy.
– Też zostawiłeś mamę? – zpytała dziewczynka.
– Moja mama umarła gd]y byłem całkiem mały – wyjaśnił spokojnie. – Oddano mnie na wychowanie do ciotki i wuja, ale oni też umarli. Zamordowali ich żołnierze imperium, gdy miałem 19 lat. Dla tego postanowiłem zostać jedi.
– O jej – westchnęła współczująco Arianna, wkładając dłoń w dłoń Luke'a. Jedi poczuł,że czując w dłoni małą, dziecięcą rączkę ogarnia go dziwna melanholia, a jednocześnie błogie ciepło.
– Jzieci są prawdziwe – pomyślał. – Nie zkarzone panującym dookoła złem, są otwarte, nie boją się mówić o uczuciach ani ich okazywać. Dziecko… Własne dziecko… To największy skarb jaki można mieć. Mała, niewinna istota, w którą przelewa się część samego siebie…
– Mistrzu Skywalkerze? – Arianna odsunęła się od niego, lecz wciąż nie puszczała jego ręki.
– O co chodzi, Arianna? – zpytał Luke ochrypłym, jakby nie swoim głosem.
– Ja… – Arianna spojrzała na niego. – Dziękuję ci.
– Za co mi dziękujesz? – Zdziwił się Luke.
– Jepiej się już czuję – odezwała się dziewczynka. – O wiele mi lepiej gdy przy mnie jesteś.
– Cieszę się. – Lukeuśmiechnął się, lecz jego jasno-niebieskie oczy pozostały nadal smutne.
– Co ci jest? – Zatroskała się mała. – Jesteś smutny, widzę to.
– Martwię się o Wedge'a, tego przyjaciela którego widziałaś w wizji – wyjaśnił. – On cierpi. Jeśli szybko go nie znajdziemy, wtedy zginie.
– Oh… – Arianna wstrząsnęła się. – Momogę ci. Pomogę ci go odnaleźć. Pamiętam tą wizję bardzo dokładnie, mogę cię zaprowadzić gdy już znajdziemy się na tym statku.
– Nie będziemy teraz o tym rozmawiać – odparł Luke. – Nie mam zamiaru cię narażać.
– Ale… – zaczęła Arianna, lecz Luke uciszył ją, wymawiając jej imie bardziej stanowczym tonem.
– Chodź ze mną. – Arianna nagle puściła jego rękę i wstała. – No chodź, chodź. –
Luke poszedł za nią. Zauważył ze zdziwieniem, że Arianna zaprowadziła go do osobno wydzielonej sypialni. Gdy tam weszła wskazała łóżko.
– Teraz się położysz i zaśniesz. A ja będę siedziała przy tobie do puki tak się nie stanie – odezwała się tym samym stanowczym tonem, jakiego używali jedi.
Luke roześmiał się, rozbawiony troską małej podopiecznej.
– Nic mi nie jest – powiedział cicho.
– A nie prawda, bo ci jest -zripostowała Arianna. – Kładź się, bo sama cię zaprowadzę.
– Co za paradoks – pomyślał Luke. – ;dziecko, którym powinienem się opiekować troszczy się o mnie samego, jak własne, albo jak…Matka. –
Przypomniał sobie nagle ten bezcielesny, delikatny głos który słyszał w myślach. Poczuł się tak, jakby przeszedł go impuls elektryczny. Był pewien że to jego matka.
– Mamo – szepnął cicho.
– Odpocznij, Luke – usłyszał znowu ten głos, jakby w odpowiedzi na jego wezwanie. Nawet nie wiedział kiedy się położył. Zobaczył tylko pochylającą się nad nim małą buzię Arianny, poczuł jej delikatne, dziecinne ręce poprawiające mu kołdrę. Dziewczynka spojrzała z zadowoleniem na efekt, przysunęła sobie krzesełko I usiadła, jakby w odwiedzinach u gościa w centrum medycznym.
– A teraz śpij – powiedziała cicho. – I daj mi rękę. Chcę cię trzymać za rękę. –
Luke westchnął cicho i ponownie jej uległ. Oczuł małe palce, zaciskające się delikatnie na jego ręce.
Następnie Arianna zaczęła śpiewać, cicho i cieńko. Brzmiało to jak kołysanka, a Luke z rozżewnieniem przypomniał sobie swoje dzieciństwo i to, jak to ciotka Beru śpiewała mu kołysanki, nosząc go na rękach żeby spokojnie zasnął, lub gdy zanosił się silnym płaczem. Chociaż nawet jako dziecko rzadko płakał.
Dziewczynka nuciła nadal, a on poczuł, jak jego oczy robią się wilgotne od wzbierających w nich łez. Zacisnął powieki by je powstrzymać. Arianna wyciągnęła wolną rękę i pogładziła go delikatnie, jakby chciała je otrzeć.
Luke wyrzucił z piersi kolejne, udręczone westchnienie. Poczuł, jak ogarnia go nagły spokój i ciepło, jakby wszyscy których kochał zkupili się nagle wokół niego, a w następnej chwili zasnął, zaczynając powoli i miarowo oddychać.
Arianna siedziała przy nim jeszcze jakiś czas, czując, że kolejny raz zrobiła dla kogoś coś dobrego. Luke był osobą, która jej zdaniem zasługiwał na znacznie więcej.
Powoli puściła rękę młodego jedi poczym wstała.
– Śpij, mistrzu Skywalkerze – szepnęła cicho. – Śpij. I nie miej żadnych złych snów. –
Po tych słowach, wiedziona nagłym impulsem pochyliła się nad śpiącym jedi, poczym pocałowała go delikatnie w policzek. Luke nawet się nie poruszył. Odetchnął tylko głębiej, lecz za chwilę znowu wyglądał tak, jakby nic nie zauważył.
Arianna z cichym westchnieniem wstała i wyszła, cichutko zamykając za sobą drzwi, czując się teraz równie spokojna jak Luke.