część druga

Wszystko już jest poukładane kategorycznie, więc jest w porządku. Wklejam wam drugi i puki co chyba przed ostatni fragment jaki mogę wam wkleić.

Jakiś czas potem udało jej się jakoś załadować do przedziału swój kufer. Przedział był pusty, więc usiadła przy oknie, przykleiła nos do szyby i obserwowała wszystko z wypiekami na twarzy.
Usłyszała nagle jakiś łoskot i odgłos, jakby ktoś szarpał coś bardzo ciężkiego.
– Pomóc ci? – Usłyszała jakiś głos, a po chwili gorliwą odpowiedź zdyszanego Harry'ego.
– Hej, George! – Krzyknął tamten głos. – Chodź tu i pomóż! –
Po chwili w przedziale, w którym siedziała Cindy pojawił się Harry w towarzystwie dwóch rudzielców, którzy musieli być bliźniakami. We trzech taszczyło kufer Harry'ego i klatkę. Cindy chciała zerwać się żeby pomóc, lecz okazało się to zbędne, gdyż po chwili wszystko zgrabnie wylądowało na pułce. Tak więc pozostała na miejscu, starając się udawać że jej tu nie ma, lecz z drugiej strony obserwując wszystko ciekawie.
– Dzięki – odezwał się Harry do bliźniaków, odgarniając z czoła czarną grzywkę.
– A niech mnie – odezwał się jeden z bliźniaków. – To nie może być…
– Czy ty… – Drugi też wlepiał oczy w Harry'ego. – Czy ty… Jesteś nim?
– Kim? – Spytał Harry, najwidoczniej też zaskoczony.
– No Harrym Potterem – Zawołali obaj bliźniacy.
– Ach tak… – W głosie chłopca dało się słyszeć zmieszanie. – No… Tak, jestem nim… To ja.
– O kurczę – zawołał jeden z bliźniaków, lecz w tym momencie dobiegło ich przez drzwi wołanie ich matki:
– Fred, George, co wy tam robicie?
– Idziemy, mamo – zawołali obaj, a po chwili zniknęli.
Harry odwrócił się i dopiero teraz zobaczył Cindy.
– Ktoś tu siedzi? – Spytał, wskazując miejsce na przeciw niej.
Pokręciła tylko głową.
– O co im chodziło? – Spytała głupio. – Zachwycili się jakbyś był… No… –
Teraz to ona zająknęła się dokładnie tak samo, jak zrobił Harry nie dawno.
Chłopiec jednak nie zdążył jej odpowiedzieć, ponieważ oboje usłyszeli głosy bliźniaków zza okna:
– Mamo, zgadnij kogo widzięliśmy w pociągu. Pamiętasz tego czarnowłosego chłopca, który pytał jak dostać się na peron? WIesz kto to jest? Harry Potter.
– Mamo – dobiegł ich pisk dziewczynki. – Mogę wejść do pociągu i go zobaczyć? Proszę cię, mamo…
– Uspokój się, Ginny – ofuknęła dziewczynkę matka. – Już go widziałaś, a ten chłopiec nie jest żadnym okazem w zoo. Fred, George, jesteście pewni że to on?
– Zapytałem go – zapewnił jeden bliźniak.
– Widziałem bliznę – dopowiedział gorliwie drugi. – Ma ją. Naprawdę ją ma. Jest jak błyskawica.
– Biedactwo. – Matka bliźniąt westchnęła.
– Ale mamo, czy ty myślisz że on pamięta… No wiesz. Jak wyglądał sam wiesz kto?
– Nie waż mi się nawet go o to pytać, Fred – odezwała się matka. – To w cale nie jest miłe przypominać sobie takie rzeczy w pierwszym dniu szkoły!
– No już dobrze mamo. NIe denerwuj się – uspokoił ją któryś z bliźniaków.
– No, a teraz zmykajcie. I opiekujcie się Ronem.
– NIe martw się mamo. Maluteńki Ronusiek jest z nami całkowicie bespieczny – zadrwił bliźniak.
– Spadajcie – ofuknął ich inny głos, należący najwyraźniej do Rona.
Po chwili rodzeństwo z wyjątkiem dziewczynki wsiadło do pociągu, a ten pare minut później ruszył.
Przez jakiś czas panowało niezręczne milczenie. Cindy i Harry siedzieli na przeciwko siebie, oboje onieśmieleni i nie wiedzący co powiedzieć.
W końcu Cindy zdecydowała się odezwać:
– Twoi rodzice są czarodziejami? Pochodzisz z czarodziejskiej rodziny? Chyba raczej nie, bo inaczej wiedziałbyś jak dostać się na ten peron. –
Uśmiechnęła się z zażenowaniem.
– Ja kompletnie nic nie wiem o tym czarodziejskim świecie. Moi rodzice w ogóle nie są magiczni. Nikt w rodzinie nie jest, więc wiesz… Byłam kompletnie zaskoczona. A jak to jest z tobą i z twoją rodziną?
– Mój wujek i ciotka też nie są magiczni – odpowiedział Harry. – Mieszkam u nich odkąd pamiętam.
– A twoi rodzice?
– Nie żyją. –
Cindy w jednej chwili pożałowała zadania tego pytania.
– Przykro mi – bąknęła nieśmiało.
– W zasadzie nie ma sprawy – odparł. – Byłem bardzo mały jak to się stało. Prawdę mówiąc, prawie niczego nie pamiętam z chwili gdy to się stało. –
Rozmowa po chwili stała się bardziej płynna i coraz rzadziej przerywana kłopotliwym milczeniem. Cindy zdążyła opowiedzieć Harry'emu o swoich rodzicach i o swoim własnym życiu, jakie prowadziła do tej pory. Była zwykłą, uzdolnioną muzycznie i manualnie dziewczyną, chodziła do szkoły muzycznej, gdzie uczyła się śpiewu i gry na pianinie, a także do zwyczajnej szkoły, w której miała kółka zainteresowań, takie jak kółko literackie czy zajęcia plastyczne. Wspomniała także o tym, że kocha zwierzęta i że zostawiła w domu pod opieką rodziców swoją ukochaną świnkę morską ze zwyczajnej konieczności.
Harry natomiast opowiedział jej o swoim dzieciństwie u Dursley'ów, w trakcie czego oboje nie omieszkali powieszać nieco psy na Dudley'u. Cindy robiła to z nijaką satysfakcją, ponieważ nienawidziła jakiejkolwiek przemocy w stosunku do kogokolwiek, tak więc puki co uznała Dudleya Dursleya za swojego platonicznego wroga numer jeden z jeden. Słuchając opowieści towarzysza miała wrażenie, że ona przeżyła do tej pory życie jak z bajki w porównaniu z tym, co musiał znosić Harry. Poczuła się przez to jak jakaś księżniczka, nie godna tego tytułu i zrobiło jej się nawet trochę głupio, że tak się pochwaliła.
Od dzieciństwa Harry'ego chcąc nie chcąc przeszli do powodu, przez który Harry znalazł się w ogóle u wujostwa. Harry zdążył powiedzieć Cindy tyle co sam wiedział o Voldemorcie i hogwarcie.
Rozmawiali właśnie o tym, do jakiego domu w hogwarcie zostaną przydzieleni, gdy drzwi przedziału otworzyły się nagle i stanął w nich najmłodszy z rudzielców, których widzięli na peronie.
– Mogę się dosiąść? – Spytał, patrząc na nich. – Wszędzie straszny tłok…
– Jasne – odpowiedzieli jednocześnie Cindy i Harry.
I w ten oto sposób Cindy poznała Rona Weasley'a, a także potem Hermionę Granger, która podobnie jak ona sama miała rodzinę całkowicie nie magiczną, oraz całkowite przeciwieństwo Hermiony, Dracona Malfoy'a, którego odrazu nie polubiła. Odnosiła z resztą wrażenie, że Malfoy także nie polubił jej samej, a wychodząc z przedziału patrzył na nią z czymś w rodzaju pogardy, chociaż nie mógł wiedzieć kim ona jest. Jednak ona sama wiedziała już, co Malfoy myśli o takich ludziach jak ona i zaczęła się zastanawiać, co będzie, jeśli w Hogwarcie większość będzie tak myślała, uzna ją za pomyłkę i każe wrócić do domu.
Przez resztę drogi prawie w ogóle się nie odzywała. Ożywiła się tylko na widok słodyczy z wózka, który przywiozła ze sobą czarownica z pociągu. Szczególnie zainteresowały ją czekoladowe żaby i fasolki wszystkich smaków. Harry i Ron, który ostatecznie został z nimi zrobili sobie zabawę z degustacji różnych smaków, a po jakimś czasie ona sama się do nich przyłączyła, co okazało się dobrym pomysłem. Oderwało ją to bowiem od ponurych rozmyślań i sprawiło, że po raz pierwszy w tym dniu poczuła się tak, jakby już miała przyjaciół.
Jak się okazało, Ron był tym czarodziejem z typowo magicznej rodziny, więc służył dwójce nowicjuszy radą i przestrogą przy tych fasolkach. Jego przestrogi okazały się jak najbardziej słuszne. Cindy wielokrotnie skręcała się ze śmiechu na widok miny Rona czy Harry'ego, gdy natrafili na jakiś nie dobry smak, jednak ona sama szybko straciła ochotę do śmiechu, gdy trafił jej się smak zgniłych jaj czy choćby skarpetowy albo chusteczek do dzieci. Dało jej to pierwszą tego dnia lekcję: ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.

Categories
różne

część pierwsza

Tak jak obiecałam, pokazuję wam to co zaczęłam wczoraj pisać. Z góry przepraszam, ale musiałam nieco skopiować początkowe sceny z książek. Nie utworzyłam jeszcze kategorii pod to osobnej, więc będzie w kategorii ogólnej. Nie wiem jak to się robi przez stronę, bo nigdzie nie widzę opcji nowa kategoria czy coś, więc byłabym wdzięczna, jeśli ktoś podpowie mi jak to się robi, żeby to wszystko miało ręce i nogi. A teraz miłego czytania. 🙂

Cała historia zaczyna się nie długo po tym, gdy Cindy White, najzwyczajniejsza do tej pory i przeciętna 11 latka otrzymuje tajemniczy list, który ma od tej pory zmienić całe jej poukładane życie o 180 stopni. Albowiem nasza bohaterka ma trafić do szkoły magii i czarodziejstwa Hogwart, czego kompletnie się nie spodziewa. Będzie musiała odnaleźć się w nowym i całkowicie nie znanym jej świecie.
***
Był pierwszy września. Cindy stała wraz ze swoimi rodzicami na peronie, rozglądając się po nim uważnie. To były ostatnie chwile, jakie spędzała w zwyczajnym, nie magicznym świecie. Nadal nie potrafiła uwierzyć w to, co właśnie się działo.
Zerknęła jeszcze raz na kartkę, którą ściskała w dłoni, a następnie na zegar, wiszący nad tablicą rozkładów jazdy.
Oderwała od niego wzrok, po czym jeszcze raz przeniosła go na kartkę, powtarzając w myślach czytane instrukcje: "Ekspres do Hogwartu odchodzi 1 września o godzinie jedenastej z peronu dziewięć i trzy czwarte". No dobrze, problem polegał na tym, że w tej chwili stała na peronie dziewiątym, mając obok peron dziesiąty, a jej rodzice patrzyli na nią tak, jakby wszystko wiedziała.
– Poradzisz sobie? – Spytała ją matka.
Cindy kiwnęła tylko głową. Nie bardzo wiedziała jak ma sobie poradzić w tej sytuacji, ale uznała, że nie chce jeszcze bardziej niepokoić rodziców. Już wystarczającym szokiem było dla nich to gdy otrzymała list. W jej rodzinie nie było ani jednego czarodzieja, a więc dla czego miała nim być właśnie ona.
Odsunęła jednak te wątpliwości na bok.
– Idźcie już – zwróciła się do rodziców. – Dam sobie radę. –
Starała się robić wszystko, by w jej głosie nie zabrzmiała niepewność, którą odczuwała.
Szybko pozwoliła rodzicom pocałować się w policzek, a następnie chwyciła wózek bagażowy i odwróciła się, machając jeszcze rodzicom i dając im znak, by już poszli.
Zrobiła pare niepewnych kroków, lecz już się nie obejrzała. Tłum zgarnął ją ze sobą, przyglądając jej się dziwnie. Zapewne musiała śmiesznie wyglądać. Jedenastoletnie dziecko, błąkające się po peronie tak, jakby samo nie wiedziało co ze sobą zrobić. Idealny materiał dla policji, a to była rzecz, której najmniej teraz potrzebowała.
Odetchnęła głęboko, po czym ruszyła pewniejszym krokiem, nie wiedząc nawet, kogo mogłaby zapytać o peron.
Nagle serce jej zabiło mocniej, ponieważ ze zwyczajnego gwaru wychwyciła strzęp rozmowy, w której padł numer peronu dziewięć i trzy czwarte.
Z nadzieją w sercu podkradła się bliżej. Gdy tłum nieco się przerzedził, zobaczyła małego chłopca, rozmawiającego ze strażnikiem o dość burkliwym wyglądzie.
– Nie ma takiego peronu ani pociągu, który odjeżdża o godzinie jedenastej – fuknął gburowaty strażnik, następnie odwrócił się i odszedł zamaszystym krokiem. Gdy przechodził obok Cindy ta usłyszała, jak mruczał do siebie pod nosem o głupich małolatach, co to marnują jego cenny czas.
Rozejrzała się dookoła. Nikt nie kwapił się by podejść i pomóc, więc uznała, że nie ma wyjścia. Z drugiej strony, perspektywa towarzystwa kogoś, kto najwidoczniej znajdował się w tej samej sytuacji co ona, napawała ją lekką otuchą.
Przełknęła ślinę i podeszła niepewnie do chłopca, który właśnie ruszał z miejsca. Na jego wózku oprócz kufra znajdowała się wielka klatka z przepiękną, dużą sową śnieżną.
– Przepraszam – bąknęła Cindy niepewnie, podchodząc bliżej.
Chłopiec odwrócił się, rozglądając dookoła z niepokojem, po czym spojrzał na nią. Miał niesamowicie zielone oczy i był bardzo mały i chudy. Mógł być może takiego samego wzrostu co ona.
– Słyszałam twoją rozmowę ze strażnikiem – bąkała nadal, dziwnie onieśmielona tym spojrzeniem. – Pytałeś o peron dziewięć i trzy czwarte… –
Urwała, gdy chłopiec kiwnął głową.
– Ty też do Hogwartu? – Spytał w końcu, a teraz to ona pokiwała głową.
– I nie wiem, jak dostać się na ten peron – dokończyła, zerkając na zegarek i ciesząc się, że nie postanowiła zdjąć go z ręki. Była do niego w jakiś sposób przyzwyczajona.
– Zostało dziesięć minut do odjazdu pociągu – stwierdziła ponuro. – To chyba nie jest żaden żart, ten cały hogwart i w ogóle?
– Hogwart na pewno nie, a więc peron też nie może być żartem – odpowiedział chłopak.
– Świetnie – pomyślała Cindy. – Więc tylko ja jestem taka głupia. –
Na głos zaś zapytała:
– Więc wiedziałeś wcześniej o Hogwarcie?
– Nie zupełnie – odparł. – Prawdę mówiąc, dowiedziałem się dopiero miesiąc temu. Poznałem Hagrida. Jest w Hogwarcie kimś w rodzaju pomocnika dyrektora… Czy coś – dokończył niepewnie, a po chwili dodał:
– ALe lepiej ruszmy się i znajdźmy ten peron, zanim zwieje nam pociąg.
– Racja. – Cindy pokiwała głową. – Tak w ogóle jestem Cindy White. –
Wyciągnęła do chłopca rękę.
– A ja Hary Potter. – Podał jej rękę i wymienili krótki uścisk. – A teraz chodź, znajdźmy ten peron, bo zostaniemy tu na zawsze. –
Kiwnęła głową i oboje ruszyli przez tłum, pchając przed sobą kufry. Cindy fascynowała nowa znajomość. Była nijako dowodem na to, że istnieją naprawdę ludzie, którzy są czarodziejami i mają magiczne zdolności.
– Patrz – zwróciła się nagle do Harry'ego, pokazując ręką grupkę ludzi, stojących w ciasnej gromadce. Harry również spojrzał w tamtą stronę.
– Mają sowę – odezwał się półszeptem, w którym Cindy usłyszała nutę rosnącej nadziei.
Oboje ruszyli w kierunku grupki nie opodal. Cindy wychwyciła słowa pulchnej kobiety, stojącej w gromadce:
– Oczywiście aż się roi od mugoli… –
Cindy zamrugała oczami, wyraźnie zdezorientowana. Harry najwidoczniej dostrzegł to, bo szepnął cicho:
– Zaczekaj, ja to zrobię. –
Ruszył przodem, a Cindy podążyła w pewnej odległości za nim, starając się jednak nie tracić go z oczu.
Podeszła na tyle blisko, że usłyszała jak Harry zagaduje pulchną kobietę.
– Ty też do hogwartu, kochaneczku? – Spytała kobieta. – Nie martw się, Ron też jest nowy. Pewnie nie wiesz, jak dostać się na peron? –
Cindy podeszła bliżej, nie zauważona jednak przez kobietę. Otaczający ją chłopcy musieli być jej dziećmi. Wszyscy byli płomienno-rudzi, a najmłodszy z nich był hudy, piegowaty i wysoki. Była też dziewczynka, może rok młodsza od Cindy, którą matka trzymała za rękę.
– Co do peronu – ciągnęła dalej kobieta. – Dostanie się na niego jest bardzo proste. Musisz iść na tą żelazną barierkę między peronem dziewiątym a dziesiątym. Nie zatrzymuj się i nie bój o to że na nią wpadniesz. Jak się denerwujesz, to pobiegnij. –
Odwróciła się do swoich dzieci.
– A wy co tu jeszcze robicie? – Ofuknęła ich. – Macie nie wiele ponad pięć minut. Już was tu nie ma.
– Dziękuję pani – zwrócił się Harry do kobiety.
– Ależ nie ma za co, kochanie – odpowiedziała, po czym jej uwaga ponownie skupiła się na swoich dzieciach.
Harry odwrócił się i szybko wypatrzył Cindy, która poczuła w tej chwili dziwne pomieszanie ulgi i rozbawienia.
– Przejść przez barierkę – parsknęła. – To było takie proste, co nie?
– A ja myślałem, że tu chodzi raczej o stukanie różdżką czy coś – odparł Harry.
Oboje przyglądali się rudemu rodzeństwu, które jedno po drugim znikało za barierką.
– No dobra. – Cindy odetchnęła głęboko. – Lepiej się ruszmy. –
Nie chciała dodawać, że się boi, ponieważ widziała, że jej towarzysz też nie czuje się zbyt pewnie.
Spojrzała na odległość, dzielącą ją od barierki, a następnie na samą barierkę. Poczuła dreszcz na myśl, że ta barierka jest na pewno bardzo solidna i że pewnie narobią za raz niezłego hałasu.
– Dobra. – Przełknęła ślinę. – Teraz ja idę pierwsza. –
Harry pokiwał tylko głową, a Cindy w jednym momencie wstrzymała oddech i nabrała rozpędu, zaczynając odrazu biec.
Zdążyła tylko pomyśleć "teraz albo nigdy", a w następnej chwili aż jej dech zaparło. Patrzyła bowiem na czerwoną lokomotywę, której jeszcze chwilę temu tam nie było. Odwróciła się i zobaczyła żelazny łuk z tabliczką, na której wyraźnie pisało peron numer dziewięć i trzy czwarte.
A więc się udało. Ruszyła w stronę pociągu, wiedząc, że zostało jeszcze nie całe pięć minut do jego odjazdu i mając nadzieję, że ten dopiero co poznany przez nią Harry także sobie poradzi. Znali się zaledwie kilka minut, a już zdążyli sobie pomóc.

Categories
o mnie

Powracam z czymś dla was.

Witajcie kochani. Czas na wielki powrót rodem powrotu jedi. Ale tak poważnie, przechodzę do rzeczy. Baaardzo długo mnie tu nie było, bo jakoś przyznam się szczerze, nie chciało włączać mi się drugiego laptopa z windowsem po to tylko, żeby przejrzeć sobie eltena. Nie wiem, jak długo jeszcze takie nieobecności miałyby miejsce, ale postanowiłam jednak zrobić coś, żeby zmotywować się do wyciągnięcia jednak tej topornie działającej windy. Mianowicie zamierzam się podzielić z wami czymś, co zaczęłam pisać dosłownie wczoraj wieczorem pod wpływem nagłych sentymentów. I nie jest to tym razem nic star warsowego. NIe samymi sw przecież się żyje. Tym razem jest to coś Potterowskiego, a dokładniej mówiąc moje pomysły, mające już prawie tyle samo lat ile moja prawie 16 letnia Julka. Owe pomysły pochodzą z roku 2004, kiedy to moja fascynacja Potterowskim światem sięgała zenitu, opierana wtedy jeszcze tylko o dwa pierwsze filmy, które do dzisiaj zaliczam do moich ulubionych. Do tej pory pamiętam ten kinowy klimat i te ciary, które przechodziły. Nawet to, jak poszłam z klasą do kina na komnatę tajemnic, nie znając kompletnie fabuły i pytałam na szybko koleżankę o czym to mniej więcej będzie. No i przez to narodziły się moje różne pomysły i wyorażenia, które zaczęłam dopiero wczoraj składać w fanfica, z lekką dozą niepokoju, jak to zostanie przyjęte. Stety albo i nie. Będzie tam dużo postaci Pottera, ale sama doszłam do wniosku, że jeszcze tego Pottera z dwóch pierwszych części dało się lubić. Znielubiłam go dopiero gdzieś od czwartej czy piątej części. Tak więc fanfic się pisze i być może coś się tu dzisiaj jeszcze pojawi. A jeśli nie dzisiaj, to raczej kiedyś na pewno. Tak więc ci co chcą niech czekają. Trzymajcie się zatem wszyscy.

Categories
o mnie

Ostatni dzień w pracy… Niestety.

Hej kochani. Mam nadzieję że ten wpis tym razem doda się bez żadnego problemu, bo piszę na szybko z tableta. No więc tak jak w tytule. Dzisiaj idę ostatni dzień do pracy. Od jutra zaczynam urlop. Miałam go zacząć dopiero od poniedziałku, ale z racji tego, że nie mogą przedłużyć ze mną umowy to zaczynam go jutro, żeby wykorzystać wszystkie dni. A czemu nie mogą ze mną tej umowy przedłużyć? Ano przez to, że nie mają kontraktu z nfz, bo im po prostu nie dostali. Super nie? Prywatnych będzie tyle co kot napłakał. Robota dla jednej osoby, czyli dla mojego biednego kolegi, który już i tak się wścieka że zostanie sam. Mi też jest mega przykro, bo się naprawdę zgraliśmy do tego stopnia, że jak jedno drugiemu pukało w ścianę, to drugie wiedziało co się od niego chce. Śmiałam się, że mogliśmy sobie morsem pukać. Może dobra wiadomość w tym wszystkim jest taka, że oni ze mnie nie chcą rezygnować, bo są ze mnie zadowoleni. Walczą dalej o ten kontrakt i prawdopodobnie jak tylko z powrotem go dostaną to ściągają mnie z powrotem i podpisują nową umowę. No ale to może się stać zarówno we wrześniu, jak i w styczniu dopiero. NIe wiem co ja przez ten czas zrobię. Zajmę się chyba tym teatrem, tylko teraz w wakacje zacznie się pewnie sezon na teatry dziecięce i nie wiem czy ktokolwiek mnie ze chce. No ok, dość tych żali. Kończę wam ten wpis. Pogoda jest ładna, jutro wyjeżdżam do Wisły, dzisiaj są urodziny jednego z moich idoli muzycznych, więc może nie będzie tak źle. Pozdrawiam was mimo wszystko pozytywnie.

Categories
o mnie

po prostu żyję

Witajcie. Mam nadzieję że tym razem wpis sie doda, albowiem nie będę już miała możliwości napisać go ponownie. Korzystam teraz ze strony i raczej będę z niej często korzystać, ponieważ od wczoraj mogę zaliczać się do grona użytkowników systemu Mac OS. Co mogę powiedzieć? Coś czuję, że predzej czy później, ale zaprzyjaźnię się z tym systemem. To jest zupełnie coś innego niż windows i od wielu rzeczy trzeba sie zarówno odzwyczaić, jak i przyzwyczaić do nowych, ale przy takiej cierpliwości jaką mam teraz czuję, że mi się to uda. Raz tylko byłam na krańcu załamania i poddania się całkowitego. Miało to miejsce dzisiaj rano, ale problem został na szczęście rozwiązany. Tak więc będę się tu pojawiała teraz stosunkowo rzadko. Tak poza tym powiem wam tyle. Ten tydzień nie wpisuje się raczej w kategorię przyjemny. Raczej w tą drugą skrajną, czyli stres do granic możliwości. Nie będę się tu jednak wgłębiać w szczegóły. Ci którzy powinni wiedzą o wszystkim. I w tym miejscu chciałabym wam podziękować za wsparcie. Myślę że to tyle tego wpisu. Trzymajcie się więc zatem.

Categories
recenzje wszelakie.

Fan fic stargate’owy zemsta – moja personalna recenzja.

Z racji tego, że nastrój mam nie zbyt dobry, to postanawiam się czymś zająć i zrecenzować wam jakoś tego fanfica, a co mi tam. WIem że bardziej recenzuje się książki, ale jak już zaznaczyłam, ten fanfic moim zdaniem na takową recenzje zasługuje, a że książek o tematyce stargate'owej nie ma, to trzeba cieszyc się tym co jest.
Po zrobieniu researchu i natrafieniu na cztery fanfice, żaden z pozostałych trzech nie przypadł mi do gustu jak właśnie ten jeden.
Jego tytół to zemsta. Opowiada oczywiście o naszej dzielnej czwórce podrużników z sg-1, oraz o jeszcze jednej grupce, wziętej na zakładników przez tubylców, zamieszkujących planetę, na którą przybywa nasza czwórka. W dalszą częśc fabuły nie będę wkraczać. Wspomne tylko o kopalnii pewnego minerału, będącej w sercu przebudzonego właśnie wulkanu, który w trakcie ekspedycji wybucha. Można do tego dodać jeszcze trzęsienie ziemi, które rozdziela naszą czwórkę, prawie grzebiąc ich żywcem w tej kopalnii. I tu już poprzestanmy jeśli chodzi o fabułę.
Idźmy dalej. Stylistycznie jest moim zdaniem ładnie. Podkreślam moim zdaniem, ponieważ sama piszę jak piszę i oile reszta przeczytanych fanficów była jak dla mnie stylistycznie dość płytka, otyle ten był bardzo ładny pod względem składni zdan, doboru słownictwa, interpunkcji i tak dalej. No czytało sie łatwo. Co prawda pojawiły się czasem literówki, ale nie było ich jakoś dużo i wynikały chyba z nie uwagi, a nie z niewiedzy.
Mimo wszystko bardzo fajnie były odwzorowane postacie, włączając w to sposób ich wypowiadania się, zgadzający się z serialem, a nawet poczucie humoru. Nic nie było przesadzone. Fajnie były podkreślone wzajemne relacje między nimi, a także wątki psychologiczne, takie jak na przykład pojęcie wolności jako decydowanie o tym, wobec kogo chcemy być lojalni.
Zakonczenie też nie było takie super cudowne. Powiedziałabym, że było takie słodko-gożkie i do samego konca trzymało w napięciu. Niby podejrzewałam jak to się skonczy, ale jednak czytało się do konca.
Na tą chwilę to chyba tyle moich spostrzerzen. Jeśli kiedyś będziecie chcieli po to sięgnąć, to po prostu to zróbcie.

Categories
słowo mówione

nagranie z deszczem w tle plus moje podupadające możliwości wokalne acapella.

Categories
słowo mówione

krutkie nagranko z balkonu.

Categories
muzycznie

Cover nagrany w 2012 roku. Kasia Gomoła – czekam

Categories
o mnie

Znowu coś odgrzebałam, ale… Pokazać wam czy nie?

Tak jak w tytóle. Już wam mówię o co chodzi.
No więc Ines się nudziło, zaczęła szperać po starym zewnętrznym dysku i znalazła… Folderek, w którym jest cała jej radosna muzyczna twórczość z okresu gdzieś 2011, 2012 roku, może nawet i z 2010. Jakieś sety djskie i co najgorsza, covery. Najnowszy, oile można to tak nazwać jest z 2014 roku i są to tanczące eurydyki od Anny German, ale tym raczej nie będę się chwalić. 😀
Jeśli chodzi o całą resztę tych coverów zastanawiam się czy ich tu nie wrzucić, choćby dla porównania jak śpiewałam te kilka lat temu, a śpiewałam całkiem inaczej. Jednak nie czuję się na tyle wykwalifikowana żeby oceniać czy lepiej czy gożej.
Jest tam nawet jeden cover nagrany wspólnie z użytkowniczką celtic1002, ale o zgodę na jego umieszczenie to już muszę ją samą zapytać.
CO tam poza tym u mnie. Wyobraźcie sobie że nie potrafię się do tej pory dogrzać po wczorajszej podruży do domu, która trwała ponad godzinę, w tym tą godzinę jechałam autobusem w korku, a całą resztę stałam na przystanku w deszczu i w zimnie. Niby miałam kurtke przeciwdeszczową, kaptur, ale i tak byłam wdzięczna jakiemuś panu, który stanął obok mnie i urzyczył mi parasola. Miłe że jeszcze spotyka się takich ludzi.
Dzisiaj natomiast zaczytuje się w jednym fanficu stargate'owym. Podrzuciłabym wam nawet do niego linka, ale nie wiem jak to wygląda z prawami do upubliczniania. NO chociaż na logikę, jeśli ktoś to wrzuca na portal fanowski, to chyba liczy siię z tym, że link do tego może gdzieś krążyć po sieci. NO ale… Wolę dmuchać na zimne puki co.
Powiem wam tylko tyle, że mimo tego że to fanfic, jest napisany stylowo jak dla mnie dosyć ładnie, w miarę logicznie, no i co najważniejsze, postacie są bardzo ładnie odwzorowane. Widać że ten ktoś albo jest mega spostrzegawczy, albo jest perfekcjonistą i fanatykiem. No bo wiecie jak to nie raz bywa w fanficach. Ja też mogę w którymś zrobić Luke'a Skywalkera bezwzględnym sithem, słurzącym ciemnej stronie, czy z voldemorta super dobrego aurora. Ale nie lubię czegoś takiego. Bardziej mi odpowiada, jeśli bohaterowie jaknajwierniej sgadzają się z oryginalnym utworem, a w tym fanficu sg właśnie tak jest. Jest to bardziej opowieść katastroficzna, nie ma tam za wiele odniesien do kosmosu czy goauldów, chociaż co do tych drugich wiadomo, odniesienia musiały się pojawić.
No ale narazie konczę pisanie o fanficu. Być może zrecenzuję go tutaj, jak go przeczytam w całości, bo narazie jestem na dziesiątym rozdziale z dwódziestu pięciu i już tam bardzo dużo zdążyło się podziać.
I to wszystko w sumie, czym chciałam się z wami na chwilę obecną podzielić. Zastanowie się nad wrzuceniem tych starych coverów.
Trzymajcie się wszyscy kochani.

EltenLink