XIII
Shayley poczuła się tak, jakby oblano ja najpierw wiadrem zimnej, a następnie bardzo gorącej wody. To co powiedział jej nieznajomy sith uderzyła w nią z siłą rozpędzonego rancora.
– Nie wierzę ci – udało jej się wydusić przez ściśnięte gardło.
– Nie musisz – odparł lekceważąco. – Tak samo jak ja nie musze kłamać. Po co miał bym to robić? Jesteś dla mnie nikim. –
Odwrócił się pogardliwie, demonstracyjnie pokazując SHayley co o niej myśli.
– Jeszcze jedno ci powiem – rzucił na odchodne. – Nie wiem co z tym zrobisz, ale twoi żałośni przyjaciele jedi tu lecą. Nie mam pojęcia gdzie są w tej chwili, ale lepiej módl się, by dolecieli tu jak naj później. Bo jeśli tu przylecą, to nie z tobą w pierwszej kolejności będzie źle, tylko z nimi. A ty będziesz się temu wszystkiemu przyglądać. –
Nim Shayley zdążyła odpowiedzieć, nieznajomy machnął pogardliwie ręką, po czym wyszedł, zostawiając ją sam na sam z przerażającą prawdą, która siłą wsączała się do jej umysłu niczym śmiertelna trucizna.
– Mój ojciec – przebiegło jej przez myśl. – On… –
Zamknęła oczy. Nie chciała wierzyć w to że ma brata. Brata, który w dodatku przeszedł na ciemną stronę, stanął po drugiej stronie barykady, zabijając jej ojca i niszcząc przy okazji to, co chowała w swoim sercu jak najcenniejszy skarb. Nikłe, ulotne niczym pióro Rauka wspomnienie cierpliwej, łagodnej twarzy, kojącego głosu i dotyku… Musiała być naprawdę bardzo mała. Większość swojego życia pamiętała jako mała, siedmioletnia uciekinierka, znaleziona przez pewną grupę rebeliantów, którzy wzięli ja pod swoje skrzydła, do kupi nie była w stanie sama im pomagać. Chronili ją, aż ona nie była w stanie chronić ich.
Zdała sobie nagle sprawę z tego, dla czego tak rozpaczliwie szukała zawsze wsparcia Luke'a Skywalkera. Dla czego to przy nim czuła się najbardziej bezpiecznie, mimo ze oboje nie raz znajdowali się w poważnym niebezpieczeństwie Podświadomie jego imię przypominało jej ojca, chociaż ona tego nie pamiętała. W tej bezczynności zaczęła się zastanawiać, czy ktoś aby specjalnie nie wymazał z jej pamięci tych wspomnień. Wiedziała że są osoby, które potrafią to robić. Sam Luke Skywalker to potrafił, choć nigdy nie widziała jak to robił. Nigdy nie było takiej potrzeby. Wiedziała też o ludziach, którzy posiadają umiejętność wydzierania siłą wspomnień z umysłów drugiej osoby. Czyżby właśnie tak potraktowano ja samą? Ale jeśli tak, to kto to zrobił, skoro jej matka nie miała pojęcia o mocy, a jej ojciec starał się ja chronić? A może właśnie dla tego wymazał jej te wspomnienia, aby nie była zbyt sentymentalna, lecz przez uczucia jakie do niej żywił zrobił to nie dokładnie?
Te ponure rozmyślania Shayley przerwało nagle pojawienie się widmowej postaci, podobnej do ducha. Shayley była tak otępiała tym co usłyszała od swojego porywacza, ze to nagłe pojawienie się wyglądającego jak żywe widma nawet jej nie przestraszyło.
Uniosła tylko głowę i patrzyła na postać młodej kobiety, której wygląd najwidoczniej zachował jakimś cudem swoje właściwości, lecz cała jej postać utkana była jakby z lekkiej mgły.
Była wysoka i szczupła, chociaż nie chuda, a jej związane na karku jasnobrązowe włosy spływały na plecy. W owalnej twarzy, nadającej jej wrażenie pogodnej, ale równocześnie zdecydowanej osoby płonęły znajome, szare oczy. Był w nich rodzaj jakiegoś głębokiego smutku, jakby widziały zbyt wiele. Teraz sprawiały wrażenie, jakby miały kilkaset lat. SHayley nie raz widziała te same oczy u swojego mistrza, ten sam rodzaj smutku i olbrzymiego ciężaru który na nim spoczywał. Nieznajoma odwzajemniała jej spojrzenie, a Shayley pomyślała, ze kimkolwiek nieznajoma była za życia, musiała się często śmiać.
– Gdzieś ją kiedyś widziałam – przemknęło młodej jedi mgliście przez myśl. Jednak nie potrafiła sobie przypomnieć, gdzie i kiedy to miało miejsce.
– Pewnie mnie już nie pamiętasz – odezwał się w jej umyśle znajomy głos, który musiał należeć do unoszącej się przed nią postaci. – Nic dziwnego. W natłoku spraw nie trudno zapomnieć…
– Gdzie się spotkałyśmy? – Spytała szeptem SHayley. – DO którego miejsca mam wrócić?
– Tak naprawdę to się nie spotkałyśmy – sprostowała nieznajoma. – Ukazałam ci się w wizji. Dawno temu. Chciałam cię ostrzec… Was ostrzec. Ciebie i Luke'a. –
Zbuntowany nadmiarem informacji umysł SHayley niechętnie rejestrował słowa nieznajomej, składając je w całość, aż w końcu ułożył z nich wspomnienie, które w jednej chwili wydało się brudne i zakurzone, w drugiej natomiast zalśniło czysto, a na wierzch świadomości SHayley wypłynęło tylko jedno imię:
– Callista. Ty jesteś Callista…
– Raczej byłam nią kiedyś – odpowiedziała nieznajoma, a Shayley poczuła jak wlewa się w nią jakiś strumień nadziei.
– Byłaś? – Spytała cicho.
– No zobacz czym teraz jestem. – Shayley po raz pierwszy usłyszała jej śmiech. Cichy i niepewny, zaledwie lekko zaprawiony wesołością, lecz był to dźwięk, który podniósł ją na duchu jeszcze bardziej.
– Callisto, w takim razie musisz pomóc komuś innemu a nie mnie – zaczęła pospiesznie. – Podejrzewam… Czuje ze Luke tu leci. Będzie chciał mnie uwolnić. Ten Sith… Mój… No, po prostu ten sith powiedział, ze jeśli Luke tu przyleci, zostanie zabity na moich oczach. –
Callista westchnęła cicho.
– Niby jak mogłabym go ostrzec? – Spytała. – Nie mogę ukryć się w komputerze pokładowym jego wahadłowca. Nie mogę, bo nie mam ciała. Moja osobowość fruwa sobie po galaktyce jak jakiś bez wartościowy strzępek. Jestem jednocześnie wolna i uwieziona.
– TO dla czego zjawiłaś się akurat tutaj? – Spytała Shayley.
– Bo tobie jeszcze jakoś mogę pomóc – odpowiedziała. – Jestem to winna… Mam dług wobec Luke'a. Jak mogłabym inaczej go spłacić jak chroniąc jego padawanke?
– Byłą padawanke – poprawiła Shayley.
– Łapiesz mnie za słowa. – Shayley odniosła wrażenie, ze gdyby Callista była materialna, na pewno poczęstowałaby ją kuksańcem w żebra. – Jesteś mu bliska i koniec tematu.
– NO dobrze. – Shayley ustąpiła. – A nie możesz przeze mnie wysłać mu jakiejś wizji czy coś? Mogłabym jakoś pokazać mu twój obraz…
– I co, myślisz ze to by go powstrzymało przed uratowaniem ciebie? Że stanąłby wtedy przed wyborem, ty albo ja? –
To stwierdzenie, wypowiedziane nieco twardszym tonem rozwiał wszelkie nadzieje Shayley, powstrzymując ją tym samym od snucia dalszego ciągu nie realnego planu.
– Dla czego tak boisz się Luke'a? – Spytała nagle. Rozmowa z Callistą chociaż na chwile odciągnęła jej myśli od straszliwej prawdy o jej rodzinie.
– Nie boję się go – odcięła się Callista. – Po prostu ja i on… No… Przez pewien czas byliśmy kochankami. –
SHayley usiadła gwałtownie, opuszczając bezwładnie ręce po bokach.
– Uratował mnie… To znaczy chciał to zrobić za wszelka cenę. Zrobiła to jedna z jego uczennic. Ale przez to straciłam możliwość posługiwania się mocą. Stałam się nikim i niczym. Opuściłam Luke'a. Musiałam, dla jego własnego dobra. To przeszłość, nie pytaj mnie o nic więcej. Jego też nie. –
Jej głos na nowo stał się miękki:
– Nie chcę by sobie o mnie przypomniał, by usiłował mnie odnaleźć, albo co gorsza zaczął się zastanawiać nad tym, czy zrobił absolutnie wszystko żeby mi pomóc, biorąc na swoje barki w ten sposób kolejny ciężar i kolejną odpowiedzialność, która tak naprawdę nie spoczywa na nim. Teraz ma inne sprawy o które się martwi. Ja nie zamierzam być kolejna. –
Odwróciła się lekko.
– Musze na razie znikać – odezwała się nagle. – Porozmawiamy jeszcze potem. Ty też się nie przejmuj. I tak już masz kłopoty, martwisz się o innych i tak dalej… No… Uważaj na siebie. I nie daj się zabić. –
Powiedziawszy w niezwykle prosty sposób to co miała do powiedzenia zniknęła tak nagle ja się pojawiła, a Shayley znowu została sama, nie mogąc jednak w pełni zastosować się do rady Callisty i nie myśleć o niej. Wręcz przeciwnie. Zaczynała myśleć jeszcze bardziej, zastanawiając się od teraz jak uratować nie tylko siebie, ale i też ja.
6 replies on “rozdział 13”
Swoją drogą, historia Callisty jest bardzo ciekawa 😉 jeśli myśle o tej samej osobie o której wspomniałaś w tym rozdziale 😉
wydaje mi się ze myslimy o tej samej. I rzeczywiście jest bardzo ciekawa, bo miała jakby dwa zycia, jako
Callista Masana i Callista Ming
Dokładnie 😉
jeśli chodzi o mnie to w sumie żałuje ze z nią się tak skończyło a nie inaczej. Jakos cieplej ją odebrałam
niż Marę. No ale to juz może dyskusja na priv albo coś. 😀
ale ona się zabiła? Niepamiętam tego. Wsęsie, za drógim razem.
jak była z Lukiem